Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Monografia Szkoły Handlowej imienia Leopolda Kronenberga - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Monografia Szkoły Handlowej imienia Leopolda Kronenberga - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 364 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MO­NO­GRA­FIA SZKO­ŁY HAN­DLO­WEJ IMIE­NIA LE­OPOL­DA KRO­NEN­BER­GA

przez

Ro­ma­na Plen­kie­wi­cza

Non omnis ma­rie­tur

War­sza­wa.

Na­kła­dem B. Wy­cho­wań­ców Szko­ły.

1900.

Za­mknię­cie Szko­ły han­dlo­wej w chwi­li, gdy do­bie­ga­ła okre­su 25-cio let­nie­go ist­nie­nia, na­su­nę­ło b… jej wy­cho­wań­com myśl po­zo­sta­wie­nia trwa­łej po niej pa­miąt­ki przez wy­da­nie jej Hi­sto­ryi, a tem sa­mem uczcze­nia pa­mię­ci jej Za­ło­ży­cie­la, ś… p. Le­opol­da Kro­nen­ber­ga.

Wy­ko­na­nie tej my­śli po­wie­rzo­no ni­żej pod­pi­sa­ne­mu, któ­ry od­daw­na ży­wił za­miar pod­ję­cia po­dob­nej pra­cy, tyl­ko jej wy­da­nie na czas póź­niej­szy od­kła­dał. Trud­no bo­wiem mó­wić o lu­dziach, zwią­za­nych z In­sty­tu­cyą, gdy więk­szość ich po­zo­sta­je przy ży­ciu, a jesz­cze trud­niej wy­ja­śniać po­bud­ki, któ­re były ich dzia­łań sprę­ży­ną.

Czy­niąc wszak­że za­dość go­rą­cym chę­ciom b… wy­cho­wań­ców Szko­ły, za­miast za­mie­rzo­nej Hi­sto­ryi, da­je­my jej "Mo­no­gra­fią," ści­śle na do­ku­men­tach Szko­ły i wspo­mnie­niach oso­bi­stych opar­tą.

W tej for­mie, w ja­kiej ją po­da­je­my, bę­dzie ona ma­te­ry­ałem, opra­co­wa­nym z grub­sza, z któ­re­go sko­rzy­stać może przy­szły hi­sto­ryk oświa­ty kra­jo­wej.

Ro­man Plen­kie­wicz.

War­sza­wa.

25 Wrze­śnia 1900 roku.WSTĘP.

Prze­łom epo­ko­wy, jaki w spo­łe­czeń­stwie wsku­tek uwłasz­cze­nia wło­ścian w r. 1864 na­stą­pił, się­gnął swym wpły­wem głę­bo­ko w sfe­rę ma­te­ry­al­nych sto­sun­ków

Na ra­zie trud­no było do­nio­słość tego fak­tu oce­nić, tak samo, jak trud­no wy­wró­żyć, czy czło­wiek, pod­da­ny cięż­kiej, a nie­unik­nio­nej ope­ra­cyi, znaj­dzie w so­bie do­sta­tecz­ny za­pas sił, by jej prze­bieg i na­stęp­stwa prze­trzy­mać. A wła­śnie spo­łe­czeń­stwo zna­la­zło się w po­ło­że­niu po­dob­nem: było za­wie­szo­ne po­mię­dzy ży­ciem, a śmier­cią.

Od wie­ków uwa­ża­ło się ono za na­ród ry­cer­ski i rol­ni­czy i, gar­dząc "łok­ciem i wagą", szu­ka­ło w tem chlu­by, że z zie­mi oj­ców czer­pie wszyst­kie za­so­by. To prze­ko­na­nie pod­trzy­my­wa­ła w niem nie­tyl­ko tra­dy­cya, lecz i cały za­stęp po­etów, po­czy­na­jąc od Jana z Czar­no­la­su, do Ka­zi­mie­rza z Kró­lów­ki. Osta­tecz­ny zaś wy­raz zna­la­zło w To­wa­rzy­stwie rol­ni­czem, któ­re zło­żo­ne z sa­me­go kwia­tu spo­łe­czeń­stwa, stresz­cza­ło w da­nej chwi­li wszyst­kie eko­no­micz­ne dąż­no­ści kra­ju.

Wła­ści­wie poza rol­nic­twem ogół zie­mian nie wi­dział in­nej pod­sta­wy bytu. Ko­lo­sal­ny prze­mysł i han­del, jaki się na za­cho­dzie, dzię­ki ko­le­jom, stat­kom pa­ro­wym, ban­kom i spół­kom, oraz ener­gii i po­my­sło­wo­ści in­dy­wi­du­al­nej roz­wi­jał, po­czy­ty­wa­no za zma­te­ry­ali­zo­wa­nie du­cha, a na­wet "Cho­ro­by wie­ku". Nie prze­szka­dza­ło to jed­nak ko­rzy­stać z wy­two­rów pierw­szych po­trzeb i zbyt­ku, pro­du­ko­wa­nych na za­cho­dzie i prze­no­sić je nad wy­ro­by kra­jo­we bez wzglę­du na to, że się za­gra­ni­cy ol­brzy­mi ha­racz skła­da­ło. Gdy ów­cze­sny wi­ce­pre­zes To­wa­rzy­stwa rol­ni­cze­go, Alek­san­der Ostrow­ski, chlu­bił się z tego, że na swe ubra­nie je­dy­nie wy­ro­bów kra­jo­wych uży­wa; uśmie­cha­no się na to, jako na dok­try­ner­stwo i za­opa­try­wa­no w gar­ni­tu­ry z kor­tów i su­kien fran­cu­skich i an­giel­skich.

A jed­nak lek­ce­wa­żo­ny prze­mysł miej­sco­wy po­sia­da już swe ogni­ska, któ­re w przy­szło­ści mają wy­two­rzyć mi­lio­no­we bo­gac­twa. Ów­cze­śnie jed­nak mało kto się nie­mi zaj­mu­je. Ogół niby coś wie o Pa­bia­ni­cach, Zgie­rzu, Ozor­ko­wie, a przedew­szyst­kiem Ło­dzi, ma­ją­cej być roz­sad­ni­kiem prze­my­słu, we­dług my­śli za­ło­ży­cie­la; lecz jej warsz­ta­ty i dy­mią­ce ko­mi­ny nie mają nic po­cią­ga­ją­ce­go dla zie­mian. W ma­jąt­kach więk­szych ist­nie­ją wpraw­dzie bro­wa­ry, go­rzel­nie, dys­ty­lar­nie, tar­ta­ki, ole­jar­nie, a na­wet cu­krow­nie. Jest to bar­dzo po­żą­da­ny, tak zwa­ny prze­mysł rol­ni­czy, prze­twa­rza­ją­cy pro­duk­ta zie­mi, ale nie prze­mysł fa­brycz­ny. Ten po­zo­sta­wio­no niem­com. Za­stą­pić zaś prze­mysł ich swoj­skim, na to nie po­zwa­la­ły wy­ssa­ne z mle­kiem prze­są­dy. Jesz­cze z więk­szą po­gar­dą od­no­szo­no się do rze­miosł. Gdy Jó­zef Ko­rze­niow­ski w "Krew­nych" prze­pro­wa­dził ideę, że ubo­gi syn szla­chec­ki ro­zum­niej po­stą­pi, gdy zo­sta­nie choć­by uczci­wym sto­la­rzem i pra­cą za­pew­ni so­bie byt nie­za­leż­ny, niż gdy­by biu­ro­we kąty wy­cie­rał, lub, trzy­ma­jąc się klam­ki bo­ga­tych krew­nych, stał się do ni­cze­go nie­zdat­nym: wie­lu z zie­mian od­sy­ła­ło re­dak­cyi "Ga­ze­tę War­szaw­ską" któ­ra dru­ko­wa­ła tę po­wieść, wy­ra­ża­jąc tym spo­so­bem po­tę­pie­nie dla jej ten­den­cyi, któ­rą za an­ty­spo­łecz­ną i wy­wro­to­wą uzna­no.

Była prze­cież jed­na ga­łąź fa­brycz­ne­go prze­my­słu cie­szą­ca się nie­ma­łem sfer zie­miań­skich uzna­niem: mó­wi­my tu o za­kła­dach gór­ni­czych, za­rów­no rzą­do­wych, jak pry­wat­nych. Pierw­sze obej­mu­ją tak znacz­ny ob­szar kra­ju, iż za­rząd ich dzie­li się na okrę­gi: wschod­ni i za­chod­ni.

Z pry­wat­nych dość wy­mie­nić: Rudę Ma­le­niec­ką, Chle­wi­ska, Koń­skie, Klim­kie­wi­czów pod Ostrow­cem, Bo­dze­chów, w War­sza­wie fa­bry­ki Ewan­sa. Za­kła­dy te pod­trzy­mu­ją w kra­ju ży­cie fa­brycz­ne; rzą­do­we bu­dzą na­wet na­dzie­ję, że wy­rów­na­ją fa­bry­kom an­giel­skim. Przy­najm­niej ks. Druc­ki-Lu­bec­ki, za­wia­du­ją­cy, jako mi­ni­ster skar­bu, gór­nic­twem (od 1826 – 1830), snu­je ge­nial­ne po­my­sły. Pla­ny jed­nak nie zo­sta­ły urze­czy­wist­nio­ne. Póź­niej fa­bry­ki gór­ni­cze tak rzą­do­we, jak pry­wat­ne, wy­łącz­nie słu­żą ce­lom rol­ni­czym.

Zna­leź­li się prze­cież i po Lu­bec­kim lu­dzie, któ­rzy kraj na nowo chcie­li wpro­wa­dzić na sze­ro­ką dro­gę prze­my­słu. Tymi byli: Piotr Ste­in­kel­ler i hr. An­drzej Za­moy­ski.

Pierw­szy, wspar­ty kre­dy­tem b. Ban­ku pol­skie­go, roz­wi­ja dzia­łal­ność w naj­roz­ma­it­szych kie­run­kach: spro­wa­dza sól z An­glii o wie­le tań­szą od au­stry­ac­kiej i zmu­sza tym spo­so­bem po­sia­dacz­kę sa­lin wie­lic­kich, do ob­ni­że­nia o po­ło­wę mo­no­po­li­stycz­nych wy­ma­gań. Za­kła­da w Żar­kach fa­bry­kę ma­szyn rol­ni­czych, kuź­nią, od­lew­nią, ko­tlar­nią, fa­bry­kę bry­czek i po­wo­zów, młyn ame­ry­kań­ski, bro­war i dys­ty­lar­nię. Za­dzier­ża­wia od rzą­du w Dą­bro­wie hutę cyn­ko­wą i w Lon­dy­nie urzą­dza wła­sną wal­cow­nię; za­ku­pu­je nad­to młyn pa­ro­wy na Sol­cu i za­pro­wa­dza w nim wszel­kie udo­sko­na­le­nia moż­li­we; bu­du­je tamy na Wi­śle, by uła­twić stat­kom do­god­ny do­stęp ze zbo­żem; or­ga­ni­zu­je sta­łą ko­mu­ni­ka­cyę na trak­tach: kra­kow­skim, brze­sko­ku­jaw­skim, ka­li­skim, ko­wień­sko-wi­leń­skim i to­ruń­skim i, utrzy­mu­jąc ku­ry­er­ki, zwa­ne Ste­in­kel­ler­kar­ni, sta­je się po­pu­lar­nym w ca­łym kra­ju. Wresz­cie do­pro­wa­dza do skut­ku bu­do­wę ko­lei że­la­znej War­szaw­sko-Wie­deń­skiej i, jak nie­gdyś Ty­zen­haus, Prot Po­toc­ki, ban­kru­tu­je wsku­tek nie­wy­pła­cal­no­ści firm fran­cu­skich, z któ­re­mi po­zo­sta­wał w sto­sun­kach i nie­uczci­wo­ści lu­dzi w kra­ju, któ­rym zby­tecz­nie za­ufał.

Wy­sił­ki jego, peł­ne ofiar­no­ści oby­wa­tel­skiej, zmar­nia­ły, a spo­łe­czeń­stwo prze­szło nad ka­ta­stro­fą do po­rząd­ku dzien­ne­go, wi­dząc w niej je­dy­nie spra­wę czy­sto oso­bi­stą prze­my­słow­ca, któ­ry się chciał mi­lio­na­mi wzbo­ga­cić.

Hra­bia An­drzej Za­moy­ski nie roz­pra­szał sił w tak róż­no­rod­nych kie­run­kach. Jako czy­stej krwi zie­mia­nin i on w udo­sko­na­le­niu rol­nic­twa wi­dział bo­gac­two kra­ju i w roz­le­głych swych do­brach pod­niósł kul­tu­rę zie­mi do wy­so­kiej do­sko­na­ło­ści. Tyl­ko obe­zna­ny z po­stę­pa­mi do­ko­na­ne­mi na za­cho­dzie, a szcze­gól­niej w An­glii, chciał go­spo­dar­stwo rol­ne na dro­gę prze­my­sło­wą skie­ro­wać. Myśl tę sze­rzył od r. 1842 w, wy­da­wa­nych przez sie­bie Rocz­ni­kach go­spo­dar­stwa kra­jo­we­go, i jako pre­zes To­wa­rzy­stwa rol­ni­cze­go, wy­wie­rał wpływ w tym kie­run­ku na wszyst­kich, któ­rzy się z nim sty­ka­li. Nie za­skle­pił się jed­nak wy­łącz­nie w rol­nic­twie: pra­gnął on i dla han­dlu udo­god­nić ko­mu­ni­ka­cyę – i oto nie mniej­szą od Ste­in­kel­le­ra ofiar­no­ścią stwa­rza na Wi­śle że­glu­gę pa­ro­wą i za­kła­da jej Warsz­ta­ty na Sol­cu. Przed­się­bior­stwo to wpraw­dzie i jego na­ra­ża na stra­ty, gdyż w kra­ju han­dlu nie było; wresz­cie upa­da wsku­tek oko­licz­no­ści nie­za­leż­nych od nie­go;

tyl­ko już myśl że­glu­gi nie idzie na mar­ne: ośmie­lił in­nych do usi­ło­wań w tym kie­run­ku i dziś Wi­słę, rów­nie jak za jego cza­sów, pru­ją stat­ki pa­ro­we.

Ale inna rzecz była z rol­nic­twem.

Po­mi­mo da­ne­go prze­zeń przy­kła­du, prze­waż­na więk­szość zie­mian trzy­ma się trój­po­lo­we­go sys­te­mu. O ko­niecz­no­ści wpro­wa­dze­nia pło­do­zmia­nu mó­wio­no wpraw­dzie po­wszech­nie; ale na prze­szko­dzie sta­wał brak ka­pi­ta­łu na­kła­do­we­go i zna­jo­mo­ści po­stę­po­wej tech­ni­ki go­spo­dar­czej. Zresz­tą po­nad pło­do­zmia­nem pa­no­wa­ła inna kwe­stya, ma­ją­ca dla wie­lu groź­ne ob­li­cze. Było nią ure­gu­lo­wa­nie wło­ściań­skich sto­sun­ków, ku cze­mu dał już po­czą­tek sejm czte­ro­let­ni i sej­my by­łe­go kon­gre­so­we­go Kró­le­stwa. Do tej zmia­ny i na ob­ra­dach To­wa­rzy­stwa rol­ni­cze­go zmie­rza­no. Szło jed­nak o roz­strzy­gnię­cie spra­wy, bez na­ru­sze­nia in­te­re­su zie­mian. Naj­dziel­niej­sze ów­cze­sne umy­sły, jak To­masz hr. Po­toc­ki, Alek­san­der mrg. Wie­lo­pol­ski i An­drzej hr. Za­moy­ski, je­dy­ne jej roz­wią­za­nie wi­dzia­ły w sku­pie grun­tów przez wło­ścian lub w ich oczyn­szo­wa­niu, za kon­trak­ta­mi, za­wie­ra­ne­mi na dłuż­szy lub krót­szy okres cza­su i od­na­wia­ne­mi po jego upły­wie.

Uwłasz­cze­nie istot­nie na­stą­pi­ło w r. 1864, tyl­ko nie na za­sa­dzie sku­pu lub czyn­szów, lecz za wy­na­gro­dze­niem w Li­stach li­kwi­da­cyj­nych 4-ro pro­cen­to­wych, któ­re, rzecz na­tu­ral­na, wy­da­wa­no do­pie­ro po prze­pro­wa­dze­niu li­kwi­da­cyi i za­ła­twie­niu zwią­za­nych z nią for­mal­no­ści. Na ra­zie prze­to ogół zie­mian zna­lazł się w po­ło­że­niu kry­tycz­nem. Do­tąd przy ro­bo­cie pańsz­czyź­nia­nej, dar­mej, moż­na było po opę­dze­niu wy­dat­ków po­go­dzić przy­chód z roz­cho­dem; obec­nie go­spo­dar­stwo rol­ne sta­ło się przed­się­bior­stwem, wy­ma­ga­ją­cem jak każ­de inne, ka­pi­ta­łu; tym­cza­sem tej dźwi­gni w rę­kach zie­mian nie było. Rów­nież nie były dla nich do­stęp­ne udo­god­nie­nia, jak wy­sta­wia­nie we­kslów i ła­twość po­zy­ska­nia kre­dy­tu. Kre­dyt ten na­wet w for­mie zwy­czaj­nej po­życz­ki wo­bec zo­bo­wią­zań za­cią­gnię­tych po­przed­nio, stał się dla wie­lu nie­moż­li­wym obec­nie. Obok po­życz­ki bo­wiem To­wa­rzy­stwa, któ­rej raty w ter­mi­nach pół­rocz­nych na­le­ża­ło uisz­czać pod za­gro­że­niem li­cy­ta­cyi, więk­szość dóbr ob­cią­ża­ły jesz­cze dłu­gi hy­po­tecz­ne lub pry­wat­ne, od któ­rych na­le­ża­ło pła­cić pro­cen­ta. Cóż do­pie­ro gdy do każ­dej ro­bo­ty trze­ba było szu­kać na­jem­ni­ka, nie za­wsze chęt­ne­go, któ­ry na swą pra­cę wy­so­kie ceny na­kła­dał? Dla nie­po­sia­da­ją­cych go­tów­ki, trud oko­ło roli stał się wprost nie­moż­li­wym.

Je­że­li przy pańsz­czyź­nia­nych po­rząd­kach Wia­do­mo­ści gu­ber­nial­ne w każ­dem nie­mal pół­ro­czu ogła­sza­ły dłu­gie li­sty dóbr ziem­skich, wy­sta­wio­nych za nie­opła­ce­nie rat To­wa­rzy­stwu na sprze­daż, to obec­nie licz­ba ich za­czę­ła wzra­stać do za­stra­sza­ją­cych roz­mia­rów. Sprze­da­że nie­tyl­ko wy­zu­wa­ły daw­nych po­sia­da­czów z ma­jąt­ków na rzecz głów­nych hy­po­tecz­nych wie­rzy­cie­li, ale ruj­no­wa­ły tak­że i in­nych współ­wie­rzy­cie­li, za­bez­pie­czo­nych na dru­gich, trze­cich lub czwar­tych nu­me­rach hy­po­te­ki Kil­ka ta­kich wy­pad­ków w każ­dej gu­ber­nii star­czy­ło, by rzu­cić po­płoch na wszyst­kich ka­pi­ta­li­stów, ma­ją­cych za­pi­sa­ne ja­kie­kol­wiek sumy na do­brach ziem­skich.

Za­czę­to je na gwałt wy­po­wia­dać, do­ma­ga­jąc się na­tych­mia­sto­wej spła­ty. Że zaś ta była nie­moż­li­wą dla wie­lu, na­stą­pi­ły sub­ha­sty, po­wo­du­ją­ce ta­kież same ru­iny wła­ści­cie­li i za­prze­pasz­cza­nia sum wie­rzy­tel­nych, jak przy li­cy­ta­cy­ach na rzecz To­wa­rzy­stwa. Je­dy­nie tyl­ko po­sia­da­cze wiel­kich ma­jąt­ków i ci, któ­rzy za lat… daw­nych ro­zum­nie ob­li­cza­li się z roz­cho­dem, nie za­cią­ga­li dłu­gów, po­sia­da­li ka­pi­tał za­pa­so­wy i umie­li się za­sto­so­wać do zmie­nio­nych z grun­tu wa­run­ków, mo­gli z prze­si­le­nia wyjść cało. Więk­szość po­ku­to­wa­ła za ży­cie wy­staw­ne, za nie­oględ­ność w wy­dat­kach i w za­cią­ga­niu po­ży­czek, za bez­ce­lo­we po­dró­że za­gra­nicz­ne – sło­wem za mar­no­traw­stwo bo­gac­twa kra­jo­we­go. Te bo­wiem ban­kruc­twa nie­tyl­ko gu­bi­ły jed­nost­ki, ale wprost do­pro­wa­dza­ły do ru­iny go­spo­dar­stwa rol­ne. Ja­ki­kol­wiek bo­wiem był do­tąd spo­sób pro­wa­dze­nia ich: po­stę­po­wy, czy we­dług tra­dy­cyi na wie­ko­wem do­świad­cze­niu opar­ty; za­wsze jed­nak miał na celu utrzy­ma­nie się dzie­dzi­ca przy zie­mi. Tym­cza­sem nowi na­byw­cy, po więk­szej czę­ści ży­dzi, do­tąd je­dy­nie ob­ro­ta­mi pie­nięż­ne­mi za­ję­ci, nie mie­li o go­spo­dar­stwie rol­nem naj­mniej­sze­go wy­obra­że­nia. Ce­lem ich zresz­tą było nie pod­nie­sie­nie rol­nic­twa, lecz wy­do­by­cie z zie­mi lo­ko­wa­ne­go na do­brach ka­pi­ta­łu i otrzy­ma­nie w pro­cen­cie, jak naj­więk­szych ko­rzy­ści. Roz­po­czę­ło się więc na roz­le­głą ska­lę trze­bie­nie la­sów, wy­ja­ła­wia­nie zie­mi dla wy­do­by­cia z niej na ra­zie naj­więk­sze­go do­cho­du, wresz­cie za­nie­dba­nie i nisz­cze­nie bu­dyn­ków go­spo­dar­skich, roz­gra­dza­nie pło­tów na opał, wy­ci­na­nie drzew ogro­do­wych i t… p. Gdy zaś z ma­jąt­ku wy­ci­śnię­to wszyst­ko, co się tyl­ko dało zre­ali­zo­wać na pie­niądz, sprze­da­wa­no go za bez­cen, a nowy na­byw­ca zła­ko­mio­ny niz­ka ceną, naj­czę­ściej do­ko­ny­wał w nim do resz­ty dzie­ła znisz­cze­nia. Wo­bec tylu i tak smut­nych ob­ja­wów, co­raz oczy­wist­szą dla wszyst­kich głęb­szych zmy­słów sta­wa­ła się ta praw­da, że kraj nie może wy­łącz­nie swe­go bytu na rol­nic­twie opie­rać, że z tego źró­dła nie wy­do­bę­dzie ko­niecz­nych dla sie­bie środ­ków do dal­sze­go pra­wi­dło­we­go roz­wo­ju. Ale jak było złe­mu zdra­dzić, ja­kich dróg no­wych szu­kać, gdy wszyst­kie zda­wa­ły się być za­par­te?

Na te nowe dro­gi wska­zał czło­wiek, śmia­łej ini­cy­aty­wy, a wiel­kich fi­nan­so­wych zdol­no­ści.

Był nim Le­opold Kro­nen­berg.

On pierw­szy ów­cze­sne po­ło­że­nie kra­ju ja­sno zro­zu­miał i ob­my­ślił środ­ki za­rad­cze po­wstrzy­ma­nia go nad prze­pa­ścią.

Uro­dzo­ny w r. 1812, dłu­go­let­nią pra­cą przy­go­to­wy­wał się do za­wo­du fi­nan­si­sty i dzia­ła­cza na polu prze­my­słu, po­ję­te­go na sto­pę wiel­ką. Po­cząt­ki jego wy­twór­czo­ści fi­nan­so­wej do­brze są zna­ne. Po raz pierw­szy sta­je się gło­śnym w kra­ju, jako ad­mi­ni­stra­tor mo­no­po­lu ta­bacz­ne­go, któ­ry ob­jął po Mau­ry­cym Ko­nia­rze, gdy ten wziął w ad­mi­ni­stra­cyą za­kła­dy rzą­do­we gór­ni­cze. Nie­licz­ny też za­stęp przed­sta­wi­cie­li po­ko­le­nia, któ­re przy­szło na świat w dru­giej ćwier­ci koń­czą­ce­go się stu­le­cia, pa­mię­ta do­brze wy­ro­by ty­tu­nio­we fa­bryk: kro­śnie­wic­kiej i sie­lec­kiej.. Fa­bry­ki te prze­nie­sio­ne do War­sza­wy i umiesz­czo­ne w gma­chach, spe­cy­al­nie po­bu­do­wa­nych przy zbie­gu ulic Mar­szał­kow­skiej i Ho­żej, jesz­cze na wyż­szą sto­pę roz­wi­nę­ły swą pro­duk­cyą (1)

Dla dzia­łal­no­ści jed­nak fi­nan­so­wej Kro­nen­ber­ga było to pole za szczu­płe; otwie­ra też Dom ban­ko­wy przy uli­cy Dłu­giej i za­wią­zu­je roz­le­głe z ban­ka­mi i fir­ma­mi za­gra­nicz­ne­mi sto­sun­ki. Po­mi­mo to w spra­wach pu­blicz­nych nie wy­su­wa się na­przód. Gdy jed­nak od­wo­łu­ją się do jego ofiar­no­ści, za­wsze spie­szy z po­mo­cą.

Lata 1846 i 1848 zrzą­dzi­ły znacz­ne szczer­by w li­te­ra­tu­rze.

Upadł "Prze­gląd na­uko­wy" re­da­go­wa­ny przez Hi­po­li­ta Skim­bo­ro­wi­cza, a za­si­la­ny pra­ca­mi: Teo­fi­la Le­nar­to­wi­cza Wło­dzi­mie­rza Wol­skie­go, Ro­ma­na Zmor­skie­go, Edwar­da Dem­bow­skie­go, J. B. Dzie­koń­skie­go i in­nych. W na­stęp­nym roku za­chwia­ło się i wy­daw­nic­two "Bi­blio­te­ki War­szaw­skiej", je­dy­ne­go te­raz or­ga­nu na­uko­we­go w kra­ju. Le­opold Kro­nen­berg na pierw­sze za­we­zwa­nie kie­row­ni­ków tego pi­sma zło­żył po­trzeb­ny, fun­dusz, jako za­si­łek bez­zwrot­ny i dal­szy byt za­gro­żo­ne­mu wy­daw­nic­twu za­pew­nił. Choć na – (1) Póź­niej prze­szły na wła­sność fir­my La­fer­me'a.

po­zór zda­je się być wy­łącz­nie spra­wom fi­nan­so­wym od­da­ny, głę­bo­ko prze­cież wni­ka w ogól­ne po­trze­by kra­ju. Przed jego umy­słem nie ucho­dzi uwa­gi, iż kla­sy przo­du­ją­ce, za­skle­pio­ne w so­bie, obo­jęt­nie od­no­szą się do naj­waż­niej­szych spo­łecz­ne­go ży­cia ob­ja­wów, je­że­li tyl­ko te nie do­ty­czą bez­po­śred­nio ich sfe­ry. Wpraw­dzie, li­te­ra­tu­ra książ­ko­wa owych cza­sów wy­stę­pu­je ostro prze­ciw tej wy­łącz­no­ści ka­sto­wej i wy­ka­zu­je szko­dli­we jej skut­ki, ale książ­ka prze­czy­ta­na idzie w za­po­mnie­nie; je­dy­nie tyl­ko wpływ pra­sy, o wy­tknię­tym sta­le kie­run­ku, na­wra­ca­ją­cej wciąż do po­ru­sza­nych kwe­styj i wy­świe­tla­ją­cej je wszech­stron­nie, może na umy­sły od­dzia­ły­wać sku­tecz­nie. Pra­sy jed­nak w tem zna­cze­niu na­ów­czas u nas nie było. Po­li­ty­ka za­gra­nicz­na i świe­żo do ga­zet wpro­wa­dzo­ny od­ci­nek, obej­mu­ją­cy po­wieść, kry­ty­kę li­te­rac­ką, ar­ty­stycz­ną, lub te­atral­ną – oto wszyst­ko, co sta­no­wi­ło pism co­dzien­nych za­war­tość. Na­le­ża­ło więc stwo­rzyć or­gan, któ­ry­by, sto­jąc na stra­ży in­te­re­sów ma­te­ry­al­nych kra­ju, za­zna­ja­miał ogół z jego po­trze­ba­mi, na­tu­ral­ne­mi bo­gac­twy, pro­duk­cyą, sta­nem in­sty­tu­cyj, oświa­tą, prze­my­słem, han­dlem, rol­nic­twem, a przedew­szyst­kiem sze­rzył zdro­we eko­no­micz­ne po­ję­cia i po­bu­dzał do ży­cia i pra­cy.

To za­da­nie po­sta­wił so­bie Kro­nen­berg i, roz­rzą­dza­jąc zna­ko­mi­te­mi środ­ka­mi, prze­pro­wa­dził je na sto­pę u nas nie­zwy­kłą. Ni mniej, ni wię­cej, tyl­ko na­był "Ga­ze­tę Co­dzien­ną", wy­cho­dzą­cą w for­mie ćwiart­ki śred­niej i na jej re­dak­to­ra po­wo­łał z Wo­ły­nia naj­więk­szą ów­cze­sną po­tę­gę li­te­rac­ką: J. I. Kra­szew­skie­go, któ­ry, zrze­kł­szy się sta­no­wi­ska ku­ra­to­ra ho­no­ro­we­go gim­na­zy­um w Ży­to­mie­rzu, zje­chał do War­sza­wy z koń­cem r. 1559, zor­ga­ni­zo­waw­szy skład re­dak­cyi, od­ra­zu for­mat pi­sma na ar­ku­szo­wy za­mie­nił. Rzecz na­tu­ral­na, iż w pierw­szej chwi­li, pro­gram po­zy­tyw­ny Ga­ze­ty nie mógł… zna­leźć uzna­nia wśród sfer, któ­re po­mia­ta­ły han­dlem i prze­my­słem. Krzy­cza­no na pro­win­cyi, iż ga­ze­ta ma na celu wy­łącz­nie in­te­res wy­daw­cy i sfer, z jego ope­ra­cy­ami ban­kier­skie­mi zwią­za­nych; że Kra­szew­ski prze­nie­wie­rza się wła­snym ide­ałom (Cho­ro­by wie­ku) i tra­dy­cy­om szla­chec­kim. A jed­nak, po­mi­mo gło­sów nie­chęt­nych ga­ze­ta ro­sła, po­tęż­nia­ła swą tre­ścią i w kwiet­niu 1861, przy zmie­nio­nym ty­tu­le z Co­dzien­nej, na Pol­ską, do­szła do nie­by­wa­łej w ów­cze­snym dzien­ni­kar­stwie licz­by 7500 przed­pła­ci­cie­li.

Na ulep­sze­nia w Ga­ze­cie Kro­nen­berg, jak na owe cza­sy, wy­kła­da ogrom­ne sumy; czy jed­nak re­da­gu­je ją Kra­szew­ski, czy Jó­zef Si­kor­ski, lub wresz­cie Edward Leo, sam po­zo­sta­je na stro­nie.

Inne bo­wiem ma przed sobą za­da­nia.

W jego umy­śle po roku 1864 sfor­mo­wa­ło się ja­sno to prze­ko­na­nie, iż kraj nie może już w rol­nic­twie czer­pać środ­ków do dal­sze­go pra­wi­dło­we­go, pod wzglę­dem eko­no­micz­nym roz­wo­ju; że spo­łe­czeń­stwo ko­niecz­nie trze­ba po­mi­mo jego wstrę­tu do łok­cia i wagi, do ma­szyn i ko­mi­nów fa­brycz­nych, zwró­cić z dro­gi, któ­ra się przed niem co­raz bar­dziej ście­śnia­ła i wpro­wa­dzić na sze­ro­ki go­ści­niec prze­my­słu i han­dlu, na któ­rym pra­ca wy­twa­rza mi­lio­no­we bo­gac­twa. Prze­mysł jed­nak i han­del wy­ma­ga­ją ka­pi­ta­łu i kre­dy­tu; Kro­nen­berg wie­dział o tem i wła­śnie po­sta­no­wił je stwo­rzyć.

Nim wszak­że urze­czy­wist­nił ten za­mysł, pier­wej w do­brze zro­zu­mia­nym, wła­snym in­te­re­sie, za­mie­rzył przy­go­to­wać przy­szłej dzia­łal­no­ści pod­sta­wę.

W r. 1865 bie­rze na sie­bie bu­do­wę ko­lei Te­re­spol­skiej.

Przed­się­wzię­cie to mia­ło han­dlo­wi zbyt na wscho­dzie uła­twić i przy­nieść mi­lio­ny. Na­stęp­nie na ko­lei War­szaw­sko-Wie­deń­skiej i Byd­gow­skiej do­ko­ny­wa ra­dy­kal­ne­go prze­wro­tu na ko­rzyść miej­sco­we­go ży­wio­łu. Do roku 1869 w ich za­rzą­dzie go­spo­da­ro­wa­li bel­go­wie i niem­cy; otóż Kro­nen­berg za­mie­rzył tej go­spo­dar­ce ko­niec po­ło­żyć i ka­pi­ta­ły, któ­re z eks­plo­ata­cyi ko­lei wy­cho­dzi­ły na ob­czy­znę, za­trzy­mać w kra­ju. Wy­ku­pił prze­to ak­cye ko­le­jo­we, a ma­jąc za sobą więk­szość na ogól­nem ze­bra­niu, zwa­lił obcy za­rząd i jako pre­zes za­pew­nił kra­jow­com sze­ro­ki udział w ad­mi­ni­stra­cyi obu ko­lei.

Ten czyn śmia­łej ini­cy­aty­wy i oby­wa­tel­skie­go po­czu­cia po­wszech­ne po­zy­skał uzna­nie. Imię Kro­nen­ber­ga już daw­niej sta­ło się po­pu­lar­nem z po­wo­du jego udzia­łu w de­le­ga­cyi miej­skiej; obec­nie wy­rósł na spo­łecz­ne­go dzia­ła­cza i pierw­szą w kra­ju fi­nan­so­wą po­tę­gę. Ale to było tyl­ko uto­ro­wa­niem so­bie dro­gi, któ­rą miał dą­żyć do celu wyż­sze­go jesz­cze zna­cze­nia. W rok bo­wiem po do­ko­na­nej re­for­mie w za­rzą­dzie ko­lei War­szaw­sko-Wie­deń­skiej, uzy­sku­je od rzą­du kon­ce­syą na otwar­cie Ban­ku Han­dlo­we­go w War­sza­wie, wraz z za­leż­nym od nie­go Od­dzia­łem w Pe­ters­bur­gu.

Ten nowy ob­jaw dzia­łal­no­ści Kro­nen­ber­ga wie­lu uwa­ża­ło za krok zbyt ry­zy­kow­ny. Bank pol­ski bo­wiem funk­cy­ono­wał w ca­łej peł­ni. Ja­koż na­wet w r. 1864, a więc w chwi­li, kie­dy kraj naj­cięż­szą kry­zys pod wzglę­dem rol­ni­czym prze­cho­dził, zdys­kon­to­wał on sa­mych we­ksli na sumę prze­szło pół­trze­cia mi­lio­na ru­bli; w r. 1865 udzie­lił za­li­czek na otwar­te kre­dy­ta w sum­mie 25, 000, 000 ru­bli; w roku zaś otwar­cia Ban­ku han­dlo­we­go, t… j.

w 1870 kre­dy­ta te do­szły do wy­so­ko­ści 35, 229, 987 ru­bli.(1) Je­że­li Bank pol­ski – mó­wio­no – po­mi­ja­jąc inne ope­ra­cye, tak wiel­kie daje za­licz­ki, cóż po­zo­sta­nie do dzia­ła­nia nowo-po­wsta­ją­ce­mu Ban­ko­wi?

Nie wie­dzia­no, że z tych za­li­czek i kre­dy­tu w Ban­ku pol­skim, po­łą­czo­nych zresz­tą z wiel­kie­mi biu­ro­we­mi for­mal­no­ścia­mi, ko­rzy­sta­ły je­dy­nie fir­my pierw­szo­rzęd­ne, da­ją­ce dłu­go­let­nią trwa­ło­ścią i po­myśl­nym in­te­re­sów roz­wo­jem pew­ność do­trzy­ma­nia za­cią­gnię­tych zo­bo­wią­zań.

Tym­cza­sem obec­nie spra­wą pierw­szo­rzęd­ne­go dla kra­ju zna­cze­nia, było za­pew­nie­nie roz­wo­ju fir­mom dru­go­rzęd­nym, stwo­rze­nie i po­wo­ła­nie do ży­cia, czy­sto ro­dzi­me­go prze­my­słu, sło­wem, wpra­wie­nie w ruch sił, od wie­ków w ło­nie spo­łe­czeń­stwa drze­mią­cych.

Ten cel wła­śnie pra­gnął Kro­nen­berg przez Bank han­dlo­wy osią­gnąć; że zaś z jego za­ło­że­niem w porę od­po­wied­nią wy­stą­pił, wi­dzi­my, choć­by stąd, iż od­ra­zu zgru­po­wał 27 za­ło­ży­cie­li, roz­po­rzą­dza­ją­cych znacz­nym ka­pi­ta­łem, na­le­żą­cych do naj­roz­ma­it­szych sfer spo­łecz­nych.

Bank han­dlo­wy roz­po­czął swe ope­ra­cyę w d. 15 lip­ca 1870 r., z ka­pi­ta­łem za­so­bo­wym 2, 669, 506 ru­bli, wśród naj­mniej sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ści. Wkrót­ce bo­wiem po jego otwar­ciu wy­bu­chła woj­na fran­cu­sko­pru­ska, któ­ra nie mo­gła sprzy­jać pra­wi­dło­we­mu roz­wo­jo­wi czyn­no­ści fi­nan­so­wych w nowo po­wsta­łej in­sty­tu­cyi. A jed­nak po­mi­mo wy­ni­kłe­go stąd za­sto­ju na ryn­kach za­chod­nich, Bank han­dlo­wy, za­my­ka­jąc w d. 31 grud­nia 1871 r. swój bi­lans, wy­ka­zał, jak na ów­cze­sne sto­sun­ki, ko­lo­sal­ną cy­frę ogól­nych ob­ro­tów pie­nięż­nych, w któ­rej na War­sza­wę przy­pa­da­ło: 274, 003, 023, na Pe­ters­burg zaś: 60, 989, 123 rub… z zy­skiem do po­dzia­łu: 120, 164 ru­bli (2)

Cy­fry te aż nad­to wy­mow­nie prze­ko­ny­wa­ły o moż­no­ści po­myśl­ne­go roz­wo­ju in­sty­tu­cyi, po­wo­ła­nej do ży­cia, bez wzglę­du na rów­no­le­głe ope­ra­cye b. Ban­ku pol­skie­go. Owszem, po­pęd dany przez Kro­nen­ber­ga do sku­pia­nia roz­pro­szo­nych ka­pi­ta!ów w jed­no ogni­sko, by je na­stęp­nie ty­sią­cz­ny­mi ka­na­ła­mi roz­pro­wa­dzić po kra­ju i oży­wić w nim ruch prze­my­sło­wy i han­dlo­wy, po­bu­dził in­nych do stwo­rze­nia w War­sza­wie po­dob­nej, jak Bank han­dlo­wy, in­sty­tu­cyi. Ja­koż nie­za­leż­nie od nie­go, w roku na­stęp­nym po­wsta­je nowe kon­sor­cy­um, z Ep­ste­inem Mie­czy­sła­wem na cze­le, któ­ry – (1) N. Kra­kow­ski: Bank han­dlo­wy w War­sza­wie w okre­sie 20 let­nim. Warsz. 1891. (2) N. Kra­kow­ski: tam­że, oraz: Spra­woz­da­nie z I-go okre­su czyn­no­ści Ban­ku han­dlo­we­go, War­sza­wa 1872.

otwie­ra Bank dys­kon­to­wy w War­sza­wie, z ka­pi­ta­łem za­kła­do­wym 2, 000, 000 ru­bli. Roz­po­czął on swe czyn­no­ści w d. 1 paź­dzier­ni­ka 1871 r. i za­mknął bi­lans rocz­ny w d. 31 grud­nia 1872 r. Wcią­gu zaś tego pięt­na­sto­mie­sięcz­ne­go okre­su, suma jego ob­ro­tów do­szła do 178, 938, 717 ru­bli, przy dy­wi­den­dzie 140, 000 rub. (1)

Że zaś te ope­ra­cye nie wcho­dzą w dro­gę dzia­łal­no­ści Ban­ku han­dlo­we­go, oka­zu­je się stąd, iż cał­ko­wi­ty jego ob­rót od 1-go stycz­nia do 31 grud­nia 1872 roku wy­no­sił:

w War­sza­wie: 295, 940, 665

w Pe­ters­bur­gu: 436, 669, 212

Ogó­łem. 732, 609, 877

przy osią­gnię­tym zy­sku do po­dzia­łu po­mię­dzy ak­cy­ona­ry­uszów 371, 346 rub.

Nie dość na­tem, wo­bec nie­sły­cha­ne­go przed­tem roz­wo­ju ope­ra­cyj fi­nan­so­wych, obej­mu­ją­cych: prze­ka­zy, skup i dys­kon­ta we­ksli, ob­ro­ty pa­pie­ra­mi pu­blicz­ne­mi, otwar­te kre­dy­ta, po­życz­ki na za­sta­wy, i to­wa­ry; Bank han­dlo­wy, z upo­waż­nie­nia mi­ni­stra skar­bu, ka­pi­tał za­kła­do­wy pod­no­si z koń­cem roku 1872 do wy­so­ko­ści 9, 000, 000 ru­bli.

Ów rok, sta­no­wią­cy punkt wyj­ścia dla dzia­łal­no­ści ban­ków pry­wat­nych, jest epo­ko­wy i dla in­nych in­sty­tu­cyj i przed­się­biorstw, ma­ją­cych na celu wszech­stron­ny roz­wój kra­ju.

Prze­si­le­nie rol­ne, przez ja­kie ogół ma­jąt­ków ziem­skich prze­cho­dził, od­bi­ło się i na sto­sun­kach eko­no­micz­nych War­sza­wy, jako głów­nem kra­ju ogni­sku. Po­dob­nie jak do­bra ziem­skie, więk­szość jej do­mów ob­cią­ża­ły dłu­gi hy­po­tecz­ne, od któ­rych upła­ca­ne pro­cen­ta, po­chła­nia­ły znacz­ną część po­bie­ra­nych za ko­mor­ne do­cho­dów. Stąd mia­sto nie mo­gło się ani pod wzglę­dem bu­dow­la­nym roz­wi­jać, ani star­czyć swą siłą po­dat­ko­wą na udo­god­nie­nia i po­rząd­ki, mia­stom wiel­kim wła­ści­we. Do­pó­ki jed­nak wie­rzy­cie­le nie wy­po­wia­da­li sum lo­ko­wa­nych na do­mach, wła­ści­cie­le ich za­sy­piać mo­gli, spo­koj­nie. Na­raz jed­nak nad War­sza­wą za­czę­ły gro­ma­dzić się chmu­ry. Znie­sie­nie władz au­to­no­micz­nych, oraz zmia­na ty­tu­łu sto­li­cy na mia­sto gu­ber­nial­ne, nie za­po­wia­da­ły świet­nych wi­do­ków na przy­szłość; w każ­dym ra­zie wy­lud­nie­niem gro­zi­ły. To jed­no mo­gło już za­nie­po­ko­ić – (1) Spra­woz­da­nie Ban­ku dys­kont: za rok 1-szy ope­ra­cyj­ny i ra­chun: War. 1873.

(2) Spra­wozd… o ope­ra­cjach i po­ło­że­niu in­te­re­sów Man­ku handl, w okre­sie II, Warsz. 1873 r, wie­rzy­cie­li. Cóż do­pie­ro, gdy z pro­win­cyi za­czę­ły z ze­wsząd nad­cho­dzić wie­ści o sub­ha­sto­wa­nych ma­jąt­kach, o spa­dłych hy­po­tecz­nych z nich su­mach! Rzu­ci­ło to na ka­pi­ta­li­stów war­szaw­skich taki sam po­płoch, jak na wie­rzy­cie­li, ma­ją­cych sumy na do­brach i spo­wo­do­wa­ło dla do­mów po­dob­ne skut­ki, ja­kim tam­te ule­gły. Wy­własz­cze­nia na­stę­po­wa­ły jed­ne po dru­gich, a na­byw­ca­mi prze­waż­nie sta­wa­li się ży­dzi, wkra­cza­jąc szyb­ko w naj­pierw­sze dziel­ni­ce mia­sta. War­tość do­mów spa­dła do mi­ni­mum; kto się przy li­cy­ta­cyi utrzy­mał, do­cho­dził do ich po­sia­da­nia za bez­cen.

Prze­cież i te­raz zna­lazł się czło­wiek, wy­róż­nia­ją­cy się na każ­dem polu go­to­wo­ścią oby­wa­tel­ską do czy­nu, któ­ry za­mie­rzył tak po­wszech­nej ru­inie za­po­biedz. Jak Kro­nen­berg stwo­rzył Bank han­dlo­wy, tak ks. Jan-Ta­de­usz Lu­bo­mir­ski, urze­czy­wist­nia­jąc myśl jesz­cze w r. 1840 po­wzię­tą, lecz na­tra­fia­ją­cą za­wsze na nie­prze­ła­ma­ne prze­szko­dy, ile razy szło o wpro­wa­dze­nie jej w ży­cie, przy współ­udzia­le 13-tu, tym sa­mym du­chem oży­wio­nych za­ło­ży­cie­li, po­wo­łał z mgła­wi­cy do bytu To­wa­rzy­stwo Kre­dy­to­we mia­sta War­sza­wy i tym spo­so­bem wła­sność miej­ską po­dźwi­gnął.

Do za­ło­ży­cie­li tej in­sty­tu­cyi, na­le­żał i Le­opold Kro­nen­berg, a jego udział, jako przed­sta­wi­cie­la pierw­szo­rzęd­ne­go domu ban­ko­we­go, nie­ma­ło wpły­nął na dal­szy jej roz­wój i zna­cze­nie. "Na­bra­no uf­no­ści – mówi Ar­tur Bardz­ki – do nowo po­wsta­ją­ce­go To­wa­rzy­stwa i chęt­nie skła­da­no kau­cyę na żą­da­ne po­życz­ki, sko­ro Le­opold Kro­nen­berg, do­brze już wów­czas kra­jo­wi za­słu­żo­ny, zgo­dził się, aby je skła­da­no do jego kasy i kasę swo­ją uczy­nił kasą mło­de­go To­wa­rzy­stwa (1)."

Otwar­cie jego na­stą­pi­ło w d. 21 mar­ca 1870 r.; od dnia zaś wy­da­wa­nia po­ży­czek, t… j… od 1 paź­dzier­ni­ka te­goż roku do 1 paź­dzier­ni­ka 1871 r., przy­stą­pi­ło do To­wa­rzy­stwa 349 oby­wa­te­li miej­skich, za­cią­ga­jąc po­życz­kę na sumę: 4, 133, 800, otrzy­ma­ną w Li­stach za­staw­nych, za któ­re pła­co­no na gieł­dzie od 83 do 84 ru­bli, kop. 50 za sto. Cy­fra po­ży­czek z każ­dym ro­kiem się zwięk­sza: w 1872 pod­no­si się do 6, 342, 500, w roku 1873 do 8, 646, 763 i t… d., ura­sta­jąc na każ­dy rok na­stęp­ny pra­wi­dło­wo o dwa mil­jo­ny; (2) z każ­dą zaś taką po­życz­ką zmniej­sza­ła się ilość dłu­gów, ob­cią­ża­ją­cych po­se­syę, a tym sa­mym pod­no­si­ła i war­tość ich sza­cun­ko­wa.

–- (1) Za­rys 25 let­niej dzia­łal­no­ści To w. Kred. M. War­sza­wy 1896 r.

(2) tam­że, Ta­bel­la

Tyle mi­lio­nów, uru­cho­mio­nych w ope­ra­cy­ach ban­ko­wych, pusz­czo­nych w obieg, przez zre­ali­zo­wa­nie Li­stów za­staw­nych miej­skich i to w tak krót­kim prze­cią­gu cza­su, było istot­nie nie­zwy­kłem, w na­szych sto­sun­kach eko­no­micz­nych zja­wi­skiem.

Ale nie do­syć na­tem, W tym sa­mym cza­sie Kro­nen­berg uzy­sku­je kon­ce­syę na bu­do­wę ko­lei Nad­wi­ślań­skiej, za­wią­zu­je To­wa­rzy­stwo war­szaw­skie fa­bryk cu­kru: w Wa­len­ty­no­wie, Ostro­wie i Tom­czy­nie, na­le­ży do za­ło­ży­cie­li To­wa­rzy­stwa war­szaw­skie­go ubez­pie­czeń od ognia, Kasy prze­my­słow­ców war­szaw­skich, wresz­cie robi sta­ra­nia o kon­ce­syą na za­wią­za­nie To­wa­rzy­stwa ko­palń wę­gla i za­kła­dów hut­ni­czych w po­wia­tach: Ol­ku­skim i Ben­dziń­skim, któ­re w r. 1874 ukon­sty­tu­owa­ne zo­sta­ło. Że w tych przed­się­bior­stwach, jako fi­nan­si­sta, osią­ga wła­sne ko­rzy­ści, to rzecz na­tu­ral­na; bez za­pew­nie­nia ich so­bie, nie mógł­by tylu rze­czy do­ko­nać – spo­tkał­by go los Ste­in­kel­le­ra. Je­że­li jed­nak ura­sta w mi­lio­ny, to z jego dzia­łal­no­ści i spo­łe­czeń­stwo ko­rzy­sta.

Samo bu­do­wa­nie ko­lei Nad­wi­ślań­skiej na prze­strze­ni 498 wiorst, po­mię­dzy Mła­wą a Kow­lem, ileż ty­się­cy rąk za­trud­nia, ja­kie po­zo­sta­wia sumy wzdłuż ca­łej li­nii, nie mó­wiąc o roz­bu­dze­niu prze­my­słu, han­dlu, w oko­li­cach, któ­re daw­niej dla ru­chu i ży­cia eko­no­micz­ne­go były de­ska­mi za­bi­te.

Ale wła­śnie to ich roz­bu­dze­nie, tak w głów­nem ogni­sku kra­ju, jak w jego bliż­szych i dal­szych pro­mie­niach, wy­ka­zu­je nową, a pa­lą­cą po­trze­bę.

Te ban­ki, to­wa­rzy­stwa, po­wsta­ją­ce jed­ne za dru­gie­mi, po­trze­bu­ją pra­cow­ni­ków, wy­kształ­co­nych fa­cho­wo: pro­ku­ren­tów, bu­chal­te­rów ko­re­spon­den­tów, sło­wem ca­łe­go za­stę­pu lu­dzi, obe­zna­nych z tech­ni­ką han­dlo­wą, a któ­rych za­po­trze­bo­wa­nie, w mia­rę szyb­kie­go roz­wo­ju in­sty­tu­cyi, z każ­dym ro­kiem wzra­sta­ło.

Do­tąd na po­sa­dy tego ro­dza­ju po­wo­ły­wa­no wy­cho­wań­ców b. Szko­ły głów­nej z ma­te­ma­tycz­ne­go i praw­ne­go wy­dzia­łu, lub spa­dłych z eta­tu urzęd­ni­ków, zwłasz­cza z b. Ko­mi­syi skar­bu.

Na­le­ża­ło jed­nak po­my­śleć, jak z cza­sem po­wsta­łe wśród nich szczer­by za­peł­nić – i oto Kro­nen­berg w swej płod­nej ini­cy­aty­wie nowy, za­rad­czy śro­dek wy­na­lazł. Za­mie­rzył stwó­rzyć Szko­łę wyż­szą han­dlo­wą, któ­ra­by nie­tyl­ko przy­go­to­wy­wa­ła lu­dzi uzdol­nio­nych fa­cho­wo, lecz za­ra­zem sta­ła się roz­sad­ni­kiem po­jęć zdro­wych o prze­my­śle i han­dlu, uzac­ni­ła ostat­ni z tych za­wo­dów i wpo­iła w spo­łe­czeń­stwo to prze­ko­na­nie, że taką dźwi­gnią cy­wi­li­za­cyj­ną po­mia­tać nie moż­na, zwłasz­cza gdy się ją oprze na za­sa­dach na­uki i tym spo­so­bem z in­ne­mi za­wo­da­mi, uzna­ne­mi za szla­chet­ne, po­rów­na. Gdy Kro­nen­berg w r. 1875 ową Szko­łę otwie­rał, Bank han­dlo­wy, wraz z od­dzia­łem pe­ters­bur­skim, wy­ka­zy­wał cał­ko­wi­tych ob­ro­tów, 1, 275, 933, 108. Dys­kon­to­wy 200, 000, 000, To­wa­rzy­stwo zaś kre­dy­to­we m. War­sza­wy, po­ży­czek, udzie­lo­nych w Li­stach za­staw­nych 5%, przy kur­sie od 85 – 90 za sto, 11, 917, 800 ru­bli. Szko­ła też Han­dlo­wa była uwień­cze­niem do­tych­cza­so­wej dzia­łal­no­ści Kro­nen­ber­ga.DAL­SZY ROZ­WÓJ SZKO­ŁY.

Po­mi­mo wy­ma­gań, sta­wia­nych przy pro­mo­wa­niu uczniów w roku ubie­głym, z roz­po­czę­ciem wpi­sów na rok 1876/ 77 sta­nę­ła do eg­za­mi­nów dość znacz­na licz­ba no­wych kan­dy­da­tów. Do kla­sy przy­go­to­waw­czej przy­ję­to uczniów 62, co z za­pi­sa­ny­mi dru­go­rocz­ny­mi, dało cy­frę 96; do I-ej spe­cy­al­ne] 21, co z pro­mo­wa­ny­mi do­się­gło cy­fry 59. Kla­sę przy­go­to­waw­czą po­dzie­lo­no na dwa od­dzia­ły i otwar­to spe­cy­al­ną II.

Tym spo­so­bem ogół uczniów wy­no­sił 175, czy­li o 27 wię­cej, niż w roku ubie­głym.

Co do wy­znań, nowo przy­by­li do kla­sy przy­go­to­waw­czej przed­sta­wia­li na­stę­pu­ją­ce dane:

ka­to­li­ków. 43 czy­li 69, 36%
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: