- W empik go
Monografia Szkoły Handlowej imienia Leopolda Kronenberga - ebook
Monografia Szkoły Handlowej imienia Leopolda Kronenberga - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 364 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
Romana Plenkiewicza
Non omnis marietur
Warszawa.
Nakładem B. Wychowańców Szkoły.
1900.
Zamknięcie Szkoły handlowej w chwili, gdy dobiegała okresu 25-cio letniego istnienia, nasunęło b… jej wychowańcom myśl pozostawienia trwałej po niej pamiątki przez wydanie jej Historyi, a tem samem uczczenia pamięci jej Założyciela, ś… p. Leopolda Kronenberga.
Wykonanie tej myśli powierzono niżej podpisanemu, który oddawna żywił zamiar podjęcia podobnej pracy, tylko jej wydanie na czas późniejszy odkładał. Trudno bowiem mówić o ludziach, związanych z Instytucyą, gdy większość ich pozostaje przy życiu, a jeszcze trudniej wyjaśniać pobudki, które były ich działań sprężyną.
Czyniąc wszakże zadość gorącym chęciom b… wychowańców Szkoły, zamiast zamierzonej Historyi, dajemy jej "Monografią," ściśle na dokumentach Szkoły i wspomnieniach osobistych opartą.
W tej formie, w jakiej ją podajemy, będzie ona materyałem, opracowanym z grubsza, z którego skorzystać może przyszły historyk oświaty krajowej.
Roman Plenkiewicz.
Warszawa.
25 Września 1900 roku.WSTĘP.
Przełom epokowy, jaki w społeczeństwie wskutek uwłaszczenia włościan w r. 1864 nastąpił, sięgnął swym wpływem głęboko w sferę materyalnych stosunków
Na razie trudno było doniosłość tego faktu ocenić, tak samo, jak trudno wywróżyć, czy człowiek, poddany ciężkiej, a nieuniknionej operacyi, znajdzie w sobie dostateczny zapas sił, by jej przebieg i następstwa przetrzymać. A właśnie społeczeństwo znalazło się w położeniu podobnem: było zawieszone pomiędzy życiem, a śmiercią.
Od wieków uważało się ono za naród rycerski i rolniczy i, gardząc "łokciem i wagą", szukało w tem chluby, że z ziemi ojców czerpie wszystkie zasoby. To przekonanie podtrzymywała w niem nietylko tradycya, lecz i cały zastęp poetów, poczynając od Jana z Czarnolasu, do Kazimierza z Królówki. Ostateczny zaś wyraz znalazło w Towarzystwie rolniczem, które złożone z samego kwiatu społeczeństwa, streszczało w danej chwili wszystkie ekonomiczne dążności kraju.
Właściwie poza rolnictwem ogół ziemian nie widział innej podstawy bytu. Kolosalny przemysł i handel, jaki się na zachodzie, dzięki kolejom, statkom parowym, bankom i spółkom, oraz energii i pomysłowości indywidualnej rozwijał, poczytywano za zmateryalizowanie ducha, a nawet "Choroby wieku". Nie przeszkadzało to jednak korzystać z wytworów pierwszych potrzeb i zbytku, produkowanych na zachodzie i przenosić je nad wyroby krajowe bez względu na to, że się zagranicy olbrzymi haracz składało. Gdy ówczesny wiceprezes Towarzystwa rolniczego, Aleksander Ostrowski, chlubił się z tego, że na swe ubranie jedynie wyrobów krajowych używa; uśmiechano się na to, jako na doktrynerstwo i zaopatrywano w garnitury z kortów i sukien francuskich i angielskich.
A jednak lekceważony przemysł miejscowy posiada już swe ogniska, które w przyszłości mają wytworzyć milionowe bogactwa. Ówcześnie jednak mało kto się niemi zajmuje. Ogół niby coś wie o Pabianicach, Zgierzu, Ozorkowie, a przedewszystkiem Łodzi, mającej być rozsadnikiem przemysłu, według myśli założyciela; lecz jej warsztaty i dymiące kominy nie mają nic pociągającego dla ziemian. W majątkach większych istnieją wprawdzie browary, gorzelnie, dystylarnie, tartaki, olejarnie, a nawet cukrownie. Jest to bardzo pożądany, tak zwany przemysł rolniczy, przetwarzający produkta ziemi, ale nie przemysł fabryczny. Ten pozostawiono niemcom. Zastąpić zaś przemysł ich swojskim, na to nie pozwalały wyssane z mlekiem przesądy. Jeszcze z większą pogardą odnoszono się do rzemiosł. Gdy Józef Korzeniowski w "Krewnych" przeprowadził ideę, że ubogi syn szlachecki rozumniej postąpi, gdy zostanie choćby uczciwym stolarzem i pracą zapewni sobie byt niezależny, niż gdyby biurowe kąty wycierał, lub, trzymając się klamki bogatych krewnych, stał się do niczego niezdatnym: wielu z ziemian odsyłało redakcyi "Gazetę Warszawską" która drukowała tę powieść, wyrażając tym sposobem potępienie dla jej tendencyi, którą za antyspołeczną i wywrotową uznano.
Była przecież jedna gałąź fabrycznego przemysłu ciesząca się niemałem sfer ziemiańskich uznaniem: mówimy tu o zakładach górniczych, zarówno rządowych, jak prywatnych. Pierwsze obejmują tak znaczny obszar kraju, iż zarząd ich dzieli się na okręgi: wschodni i zachodni.
Z prywatnych dość wymienić: Rudę Maleniecką, Chlewiska, Końskie, Klimkiewiczów pod Ostrowcem, Bodzechów, w Warszawie fabryki Ewansa. Zakłady te podtrzymują w kraju życie fabryczne; rządowe budzą nawet nadzieję, że wyrównają fabrykom angielskim. Przynajmniej ks. Drucki-Lubecki, zawiadujący, jako minister skarbu, górnictwem (od 1826 – 1830), snuje genialne pomysły. Plany jednak nie zostały urzeczywistnione. Później fabryki górnicze tak rządowe, jak prywatne, wyłącznie służą celom rolniczym.
Znaleźli się przecież i po Lubeckim ludzie, którzy kraj na nowo chcieli wprowadzić na szeroką drogę przemysłu. Tymi byli: Piotr Steinkeller i hr. Andrzej Zamoyski.
Pierwszy, wsparty kredytem b. Banku polskiego, rozwija działalność w najrozmaitszych kierunkach: sprowadza sól z Anglii o wiele tańszą od austryackiej i zmusza tym sposobem posiadaczkę salin wielickich, do obniżenia o połowę monopolistycznych wymagań. Zakłada w Żarkach fabrykę maszyn rolniczych, kuźnią, odlewnią, kotlarnią, fabrykę bryczek i powozów, młyn amerykański, browar i dystylarnię. Zadzierżawia od rządu w Dąbrowie hutę cynkową i w Londynie urządza własną walcownię; zakupuje nadto młyn parowy na Solcu i zaprowadza w nim wszelkie udoskonalenia możliwe; buduje tamy na Wiśle, by ułatwić statkom dogodny dostęp ze zbożem; organizuje stałą komunikacyę na traktach: krakowskim, brzeskokujawskim, kaliskim, kowieńsko-wileńskim i toruńskim i, utrzymując kuryerki, zwane Steinkellerkarni, staje się popularnym w całym kraju. Wreszcie doprowadza do skutku budowę kolei żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej i, jak niegdyś Tyzenhaus, Prot Potocki, bankrutuje wskutek niewypłacalności firm francuskich, z któremi pozostawał w stosunkach i nieuczciwości ludzi w kraju, którym zbytecznie zaufał.
Wysiłki jego, pełne ofiarności obywatelskiej, zmarniały, a społeczeństwo przeszło nad katastrofą do porządku dziennego, widząc w niej jedynie sprawę czysto osobistą przemysłowca, który się chciał milionami wzbogacić.
Hrabia Andrzej Zamoyski nie rozpraszał sił w tak różnorodnych kierunkach. Jako czystej krwi ziemianin i on w udoskonaleniu rolnictwa widział bogactwo kraju i w rozległych swych dobrach podniósł kulturę ziemi do wysokiej doskonałości. Tylko obeznany z postępami dokonanemi na zachodzie, a szczególniej w Anglii, chciał gospodarstwo rolne na drogę przemysłową skierować. Myśl tę szerzył od r. 1842 w, wydawanych przez siebie Rocznikach gospodarstwa krajowego, i jako prezes Towarzystwa rolniczego, wywierał wpływ w tym kierunku na wszystkich, którzy się z nim stykali. Nie zasklepił się jednak wyłącznie w rolnictwie: pragnął on i dla handlu udogodnić komunikacyę – i oto nie mniejszą od Steinkellera ofiarnością stwarza na Wiśle żeglugę parową i zakłada jej Warsztaty na Solcu. Przedsiębiorstwo to wprawdzie i jego naraża na straty, gdyż w kraju handlu nie było; wreszcie upada wskutek okoliczności niezależnych od niego;
tylko już myśl żeglugi nie idzie na marne: ośmielił innych do usiłowań w tym kierunku i dziś Wisłę, równie jak za jego czasów, prują statki parowe.
Ale inna rzecz była z rolnictwem.
Pomimo danego przezeń przykładu, przeważna większość ziemian trzyma się trójpolowego systemu. O konieczności wprowadzenia płodozmianu mówiono wprawdzie powszechnie; ale na przeszkodzie stawał brak kapitału nakładowego i znajomości postępowej techniki gospodarczej. Zresztą ponad płodozmianem panowała inna kwestya, mająca dla wielu groźne oblicze. Było nią uregulowanie włościańskich stosunków, ku czemu dał już początek sejm czteroletni i sejmy byłego kongresowego Królestwa. Do tej zmiany i na obradach Towarzystwa rolniczego zmierzano. Szło jednak o rozstrzygnięcie sprawy, bez naruszenia interesu ziemian. Najdzielniejsze ówczesne umysły, jak Tomasz hr. Potocki, Aleksander mrg. Wielopolski i Andrzej hr. Zamoyski, jedyne jej rozwiązanie widziały w skupie gruntów przez włościan lub w ich oczynszowaniu, za kontraktami, zawieranemi na dłuższy lub krótszy okres czasu i odnawianemi po jego upływie.
Uwłaszczenie istotnie nastąpiło w r. 1864, tylko nie na zasadzie skupu lub czynszów, lecz za wynagrodzeniem w Listach likwidacyjnych 4-ro procentowych, które, rzecz naturalna, wydawano dopiero po przeprowadzeniu likwidacyi i załatwieniu związanych z nią formalności. Na razie przeto ogół ziemian znalazł się w położeniu krytycznem. Dotąd przy robocie pańszczyźnianej, darmej, można było po opędzeniu wydatków pogodzić przychód z rozchodem; obecnie gospodarstwo rolne stało się przedsiębiorstwem, wymagającem jak każde inne, kapitału; tymczasem tej dźwigni w rękach ziemian nie było. Również nie były dla nich dostępne udogodnienia, jak wystawianie wekslów i łatwość pozyskania kredytu. Kredyt ten nawet w formie zwyczajnej pożyczki wobec zobowiązań zaciągniętych poprzednio, stał się dla wielu niemożliwym obecnie. Obok pożyczki bowiem Towarzystwa, której raty w terminach półrocznych należało uiszczać pod zagrożeniem licytacyi, większość dóbr obciążały jeszcze długi hypoteczne lub prywatne, od których należało płacić procenta. Cóż dopiero gdy do każdej roboty trzeba było szukać najemnika, nie zawsze chętnego, który na swą pracę wysokie ceny nakładał? Dla nieposiadających gotówki, trud około roli stał się wprost niemożliwym.
Jeżeli przy pańszczyźnianych porządkach Wiadomości gubernialne w każdem niemal półroczu ogłaszały długie listy dóbr ziemskich, wystawionych za nieopłacenie rat Towarzystwu na sprzedaż, to obecnie liczba ich zaczęła wzrastać do zastraszających rozmiarów. Sprzedaże nietylko wyzuwały dawnych posiadaczów z majątków na rzecz głównych hypotecznych wierzycieli, ale rujnowały także i innych współwierzycieli, zabezpieczonych na drugich, trzecich lub czwartych numerach hypoteki Kilka takich wypadków w każdej gubernii starczyło, by rzucić popłoch na wszystkich kapitalistów, mających zapisane jakiekolwiek sumy na dobrach ziemskich.
Zaczęto je na gwałt wypowiadać, domagając się natychmiastowej spłaty. Że zaś ta była niemożliwą dla wielu, nastąpiły subhasty, powodujące takież same ruiny właścicieli i zaprzepaszczania sum wierzytelnych, jak przy licytacyach na rzecz Towarzystwa. Jedynie tylko posiadacze wielkich majątków i ci, którzy za lat… dawnych rozumnie obliczali się z rozchodem, nie zaciągali długów, posiadali kapitał zapasowy i umieli się zastosować do zmienionych z gruntu warunków, mogli z przesilenia wyjść cało. Większość pokutowała za życie wystawne, za nieoględność w wydatkach i w zaciąganiu pożyczek, za bezcelowe podróże zagraniczne – słowem za marnotrawstwo bogactwa krajowego. Te bowiem bankructwa nietylko gubiły jednostki, ale wprost doprowadzały do ruiny gospodarstwa rolne. Jakikolwiek bowiem był dotąd sposób prowadzenia ich: postępowy, czy według tradycyi na wiekowem doświadczeniu oparty; zawsze jednak miał na celu utrzymanie się dziedzica przy ziemi. Tymczasem nowi nabywcy, po większej części żydzi, dotąd jedynie obrotami pieniężnemi zajęci, nie mieli o gospodarstwie rolnem najmniejszego wyobrażenia. Celem ich zresztą było nie podniesienie rolnictwa, lecz wydobycie z ziemi lokowanego na dobrach kapitału i otrzymanie w procencie, jak największych korzyści. Rozpoczęło się więc na rozległą skalę trzebienie lasów, wyjaławianie ziemi dla wydobycia z niej na razie największego dochodu, wreszcie zaniedbanie i niszczenie budynków gospodarskich, rozgradzanie płotów na opał, wycinanie drzew ogrodowych i t… p. Gdy zaś z majątku wyciśnięto wszystko, co się tylko dało zrealizować na pieniądz, sprzedawano go za bezcen, a nowy nabywca złakomiony nizka ceną, najczęściej dokonywał w nim do reszty dzieła zniszczenia. Wobec tylu i tak smutnych objawów, coraz oczywistszą dla wszystkich głębszych zmysłów stawała się ta prawda, że kraj nie może wyłącznie swego bytu na rolnictwie opierać, że z tego źródła nie wydobędzie koniecznych dla siebie środków do dalszego prawidłowego rozwoju. Ale jak było złemu zdradzić, jakich dróg nowych szukać, gdy wszystkie zdawały się być zaparte?
Na te nowe drogi wskazał człowiek, śmiałej inicyatywy, a wielkich finansowych zdolności.
Był nim Leopold Kronenberg.
On pierwszy ówczesne położenie kraju jasno zrozumiał i obmyślił środki zaradcze powstrzymania go nad przepaścią.
Urodzony w r. 1812, długoletnią pracą przygotowywał się do zawodu finansisty i działacza na polu przemysłu, pojętego na stopę wielką. Początki jego wytwórczości finansowej dobrze są znane. Po raz pierwszy staje się głośnym w kraju, jako administrator monopolu tabacznego, który objął po Maurycym Koniarze, gdy ten wziął w administracyą zakłady rządowe górnicze. Nieliczny też zastęp przedstawicieli pokolenia, które przyszło na świat w drugiej ćwierci kończącego się stulecia, pamięta dobrze wyroby tytuniowe fabryk: krośniewickiej i sieleckiej.. Fabryki te przeniesione do Warszawy i umieszczone w gmachach, specyalnie pobudowanych przy zbiegu ulic Marszałkowskiej i Hożej, jeszcze na wyższą stopę rozwinęły swą produkcyą (1)
Dla działalności jednak finansowej Kronenberga było to pole za szczupłe; otwiera też Dom bankowy przy ulicy Długiej i zawiązuje rozległe z bankami i firmami zagranicznemi stosunki. Pomimo to w sprawach publicznych nie wysuwa się naprzód. Gdy jednak odwołują się do jego ofiarności, zawsze spieszy z pomocą.
Lata 1846 i 1848 zrządziły znaczne szczerby w literaturze.
Upadł "Przegląd naukowy" redagowany przez Hipolita Skimborowicza, a zasilany pracami: Teofila Lenartowicza Włodzimierza Wolskiego, Romana Zmorskiego, Edwarda Dembowskiego, J. B. Dziekońskiego i innych. W następnym roku zachwiało się i wydawnictwo "Biblioteki Warszawskiej", jedynego teraz organu naukowego w kraju. Leopold Kronenberg na pierwsze zawezwanie kierowników tego pisma złożył potrzebny, fundusz, jako zasiłek bezzwrotny i dalszy byt zagrożonemu wydawnictwu zapewnił. Choć na – (1) Później przeszły na własność firmy Laferme'a.
pozór zdaje się być wyłącznie sprawom finansowym oddany, głęboko przecież wnika w ogólne potrzeby kraju. Przed jego umysłem nie uchodzi uwagi, iż klasy przodujące, zasklepione w sobie, obojętnie odnoszą się do najważniejszych społecznego życia objawów, jeżeli tylko te nie dotyczą bezpośrednio ich sfery. Wprawdzie, literatura książkowa owych czasów występuje ostro przeciw tej wyłączności kastowej i wykazuje szkodliwe jej skutki, ale książka przeczytana idzie w zapomnienie; jedynie tylko wpływ prasy, o wytkniętym stale kierunku, nawracającej wciąż do poruszanych kwestyj i wyświetlającej je wszechstronnie, może na umysły oddziaływać skutecznie. Prasy jednak w tem znaczeniu naówczas u nas nie było. Polityka zagraniczna i świeżo do gazet wprowadzony odcinek, obejmujący powieść, krytykę literacką, artystyczną, lub teatralną – oto wszystko, co stanowiło pism codziennych zawartość. Należało więc stworzyć organ, któryby, stojąc na straży interesów materyalnych kraju, zaznajamiał ogół z jego potrzebami, naturalnemi bogactwy, produkcyą, stanem instytucyj, oświatą, przemysłem, handlem, rolnictwem, a przedewszystkiem szerzył zdrowe ekonomiczne pojęcia i pobudzał do życia i pracy.
To zadanie postawił sobie Kronenberg i, rozrządzając znakomitemi środkami, przeprowadził je na stopę u nas niezwykłą. Ni mniej, ni więcej, tylko nabył "Gazetę Codzienną", wychodzącą w formie ćwiartki średniej i na jej redaktora powołał z Wołynia największą ówczesną potęgę literacką: J. I. Kraszewskiego, który, zrzekłszy się stanowiska kuratora honorowego gimnazyum w Żytomierzu, zjechał do Warszawy z końcem r. 1559, zorganizowawszy skład redakcyi, odrazu format pisma na arkuszowy zamienił. Rzecz naturalna, iż w pierwszej chwili, program pozytywny Gazety nie mógł… znaleźć uznania wśród sfer, które pomiatały handlem i przemysłem. Krzyczano na prowincyi, iż gazeta ma na celu wyłącznie interes wydawcy i sfer, z jego operacyami bankierskiemi związanych; że Kraszewski przeniewierza się własnym ideałom (Choroby wieku) i tradycyom szlacheckim. A jednak, pomimo głosów niechętnych gazeta rosła, potężniała swą treścią i w kwietniu 1861, przy zmienionym tytule z Codziennej, na Polską, doszła do niebywałej w ówczesnym dziennikarstwie liczby 7500 przedpłacicieli.
Na ulepszenia w Gazecie Kronenberg, jak na owe czasy, wykłada ogromne sumy; czy jednak redaguje ją Kraszewski, czy Józef Sikorski, lub wreszcie Edward Leo, sam pozostaje na stronie.
Inne bowiem ma przed sobą zadania.
W jego umyśle po roku 1864 sformowało się jasno to przekonanie, iż kraj nie może już w rolnictwie czerpać środków do dalszego prawidłowego, pod względem ekonomicznym rozwoju; że społeczeństwo koniecznie trzeba pomimo jego wstrętu do łokcia i wagi, do maszyn i kominów fabrycznych, zwrócić z drogi, która się przed niem coraz bardziej ścieśniała i wprowadzić na szeroki gościniec przemysłu i handlu, na którym praca wytwarza milionowe bogactwa. Przemysł jednak i handel wymagają kapitału i kredytu; Kronenberg wiedział o tem i właśnie postanowił je stworzyć.
Nim wszakże urzeczywistnił ten zamysł, pierwej w dobrze zrozumianym, własnym interesie, zamierzył przygotować przyszłej działalności podstawę.
W r. 1865 bierze na siebie budowę kolei Terespolskiej.
Przedsięwzięcie to miało handlowi zbyt na wschodzie ułatwić i przynieść miliony. Następnie na kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i Bydgowskiej dokonywa radykalnego przewrotu na korzyść miejscowego żywiołu. Do roku 1869 w ich zarządzie gospodarowali belgowie i niemcy; otóż Kronenberg zamierzył tej gospodarce koniec położyć i kapitały, które z eksploatacyi kolei wychodziły na obczyznę, zatrzymać w kraju. Wykupił przeto akcye kolejowe, a mając za sobą większość na ogólnem zebraniu, zwalił obcy zarząd i jako prezes zapewnił krajowcom szeroki udział w administracyi obu kolei.
Ten czyn śmiałej inicyatywy i obywatelskiego poczucia powszechne pozyskał uznanie. Imię Kronenberga już dawniej stało się popularnem z powodu jego udziału w delegacyi miejskiej; obecnie wyrósł na społecznego działacza i pierwszą w kraju finansową potęgę. Ale to było tylko utorowaniem sobie drogi, którą miał dążyć do celu wyższego jeszcze znaczenia. W rok bowiem po dokonanej reformie w zarządzie kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, uzyskuje od rządu koncesyą na otwarcie Banku Handlowego w Warszawie, wraz z zależnym od niego Oddziałem w Petersburgu.
Ten nowy objaw działalności Kronenberga wielu uważało za krok zbyt ryzykowny. Bank polski bowiem funkcyonował w całej pełni. Jakoż nawet w r. 1864, a więc w chwili, kiedy kraj najcięższą kryzys pod względem rolniczym przechodził, zdyskontował on samych weksli na sumę przeszło półtrzecia miliona rubli; w r. 1865 udzielił zaliczek na otwarte kredyta w summie 25, 000, 000 rubli; w roku zaś otwarcia Banku handlowego, t… j.
w 1870 kredyta te doszły do wysokości 35, 229, 987 rubli.(1) Jeżeli Bank polski – mówiono – pomijając inne operacye, tak wielkie daje zaliczki, cóż pozostanie do działania nowo-powstającemu Bankowi?
Nie wiedziano, że z tych zaliczek i kredytu w Banku polskim, połączonych zresztą z wielkiemi biurowemi formalnościami, korzystały jedynie firmy pierwszorzędne, dające długoletnią trwałością i pomyślnym interesów rozwojem pewność dotrzymania zaciągniętych zobowiązań.
Tymczasem obecnie sprawą pierwszorzędnego dla kraju znaczenia, było zapewnienie rozwoju firmom drugorzędnym, stworzenie i powołanie do życia, czysto rodzimego przemysłu, słowem, wprawienie w ruch sił, od wieków w łonie społeczeństwa drzemiących.
Ten cel właśnie pragnął Kronenberg przez Bank handlowy osiągnąć; że zaś z jego założeniem w porę odpowiednią wystąpił, widzimy, choćby stąd, iż odrazu zgrupował 27 założycieli, rozporządzających znacznym kapitałem, należących do najrozmaitszych sfer społecznych.
Bank handlowy rozpoczął swe operacyę w d. 15 lipca 1870 r., z kapitałem zasobowym 2, 669, 506 rubli, wśród najmniej sprzyjających okoliczności. Wkrótce bowiem po jego otwarciu wybuchła wojna francuskopruska, która nie mogła sprzyjać prawidłowemu rozwojowi czynności finansowych w nowo powstałej instytucyi. A jednak pomimo wynikłego stąd zastoju na rynkach zachodnich, Bank handlowy, zamykając w d. 31 grudnia 1871 r. swój bilans, wykazał, jak na ówczesne stosunki, kolosalną cyfrę ogólnych obrotów pieniężnych, w której na Warszawę przypadało: 274, 003, 023, na Petersburg zaś: 60, 989, 123 rub… z zyskiem do podziału: 120, 164 rubli (2)
Cyfry te aż nadto wymownie przekonywały o możności pomyślnego rozwoju instytucyi, powołanej do życia, bez względu na równoległe operacye b. Banku polskiego. Owszem, popęd dany przez Kronenberga do skupiania rozproszonych kapita!ów w jedno ognisko, by je następnie tysiącznymi kanałami rozprowadzić po kraju i ożywić w nim ruch przemysłowy i handlowy, pobudził innych do stworzenia w Warszawie podobnej, jak Bank handlowy, instytucyi. Jakoż niezależnie od niego, w roku następnym powstaje nowe konsorcyum, z Epsteinem Mieczysławem na czele, który – (1) N. Krakowski: Bank handlowy w Warszawie w okresie 20 letnim. Warsz. 1891. (2) N. Krakowski: tamże, oraz: Sprawozdanie z I-go okresu czynności Banku handlowego, Warszawa 1872.
otwiera Bank dyskontowy w Warszawie, z kapitałem zakładowym 2, 000, 000 rubli. Rozpoczął on swe czynności w d. 1 października 1871 r. i zamknął bilans roczny w d. 31 grudnia 1872 r. Wciągu zaś tego piętnastomiesięcznego okresu, suma jego obrotów doszła do 178, 938, 717 rubli, przy dywidendzie 140, 000 rub. (1)
Że zaś te operacye nie wchodzą w drogę działalności Banku handlowego, okazuje się stąd, iż całkowity jego obrót od 1-go stycznia do 31 grudnia 1872 roku wynosił:
w Warszawie: 295, 940, 665
w Petersburgu: 436, 669, 212
Ogółem. 732, 609, 877
przy osiągniętym zysku do podziału pomiędzy akcyonaryuszów 371, 346 rub.
Nie dość natem, wobec niesłychanego przedtem rozwoju operacyj finansowych, obejmujących: przekazy, skup i dyskonta weksli, obroty papierami publicznemi, otwarte kredyta, pożyczki na zastawy, i towary; Bank handlowy, z upoważnienia ministra skarbu, kapitał zakładowy podnosi z końcem roku 1872 do wysokości 9, 000, 000 rubli.
Ów rok, stanowiący punkt wyjścia dla działalności banków prywatnych, jest epokowy i dla innych instytucyj i przedsiębiorstw, mających na celu wszechstronny rozwój kraju.
Przesilenie rolne, przez jakie ogół majątków ziemskich przechodził, odbiło się i na stosunkach ekonomicznych Warszawy, jako głównem kraju ognisku. Podobnie jak dobra ziemskie, większość jej domów obciążały długi hypoteczne, od których upłacane procenta, pochłaniały znaczną część pobieranych za komorne dochodów. Stąd miasto nie mogło się ani pod względem budowlanym rozwijać, ani starczyć swą siłą podatkową na udogodnienia i porządki, miastom wielkim właściwe. Dopóki jednak wierzyciele nie wypowiadali sum lokowanych na domach, właściciele ich zasypiać mogli, spokojnie. Naraz jednak nad Warszawą zaczęły gromadzić się chmury. Zniesienie władz autonomicznych, oraz zmiana tytułu stolicy na miasto gubernialne, nie zapowiadały świetnych widoków na przyszłość; w każdym razie wyludnieniem groziły. To jedno mogło już zaniepokoić – (1) Sprawozdanie Banku dyskont: za rok 1-szy operacyjny i rachun: War. 1873.
(2) Sprawozd… o operacjach i położeniu interesów Manku handl, w okresie II, Warsz. 1873 r, wierzycieli. Cóż dopiero, gdy z prowincyi zaczęły z zewsząd nadchodzić wieści o subhastowanych majątkach, o spadłych hypotecznych z nich sumach! Rzuciło to na kapitalistów warszawskich taki sam popłoch, jak na wierzycieli, mających sumy na dobrach i spowodowało dla domów podobne skutki, jakim tamte uległy. Wywłaszczenia następowały jedne po drugich, a nabywcami przeważnie stawali się żydzi, wkraczając szybko w najpierwsze dzielnice miasta. Wartość domów spadła do minimum; kto się przy licytacyi utrzymał, dochodził do ich posiadania za bezcen.
Przecież i teraz znalazł się człowiek, wyróżniający się na każdem polu gotowością obywatelską do czynu, który zamierzył tak powszechnej ruinie zapobiedz. Jak Kronenberg stworzył Bank handlowy, tak ks. Jan-Tadeusz Lubomirski, urzeczywistniając myśl jeszcze w r. 1840 powziętą, lecz natrafiającą zawsze na nieprzełamane przeszkody, ile razy szło o wprowadzenie jej w życie, przy współudziale 13-tu, tym samym duchem ożywionych założycieli, powołał z mgławicy do bytu Towarzystwo Kredytowe miasta Warszawy i tym sposobem własność miejską podźwignął.
Do założycieli tej instytucyi, należał i Leopold Kronenberg, a jego udział, jako przedstawiciela pierwszorzędnego domu bankowego, niemało wpłynął na dalszy jej rozwój i znaczenie. "Nabrano ufności – mówi Artur Bardzki – do nowo powstającego Towarzystwa i chętnie składano kaucyę na żądane pożyczki, skoro Leopold Kronenberg, dobrze już wówczas krajowi zasłużony, zgodził się, aby je składano do jego kasy i kasę swoją uczynił kasą młodego Towarzystwa (1)."
Otwarcie jego nastąpiło w d. 21 marca 1870 r.; od dnia zaś wydawania pożyczek, t… j… od 1 października tegoż roku do 1 października 1871 r., przystąpiło do Towarzystwa 349 obywateli miejskich, zaciągając pożyczkę na sumę: 4, 133, 800, otrzymaną w Listach zastawnych, za które płacono na giełdzie od 83 do 84 rubli, kop. 50 za sto. Cyfra pożyczek z każdym rokiem się zwiększa: w 1872 podnosi się do 6, 342, 500, w roku 1873 do 8, 646, 763 i t… d., urastając na każdy rok następny prawidłowo o dwa miljony; (2) z każdą zaś taką pożyczką zmniejszała się ilość długów, obciążających posesyę, a tym samym podnosiła i wartość ich szacunkowa.
–- (1) Zarys 25 letniej działalności To w. Kred. M. Warszawy 1896 r.
(2) tamże, Tabella
Tyle milionów, uruchomionych w operacyach bankowych, puszczonych w obieg, przez zrealizowanie Listów zastawnych miejskich i to w tak krótkim przeciągu czasu, było istotnie niezwykłem, w naszych stosunkach ekonomicznych zjawiskiem.
Ale nie dosyć natem, W tym samym czasie Kronenberg uzyskuje koncesyę na budowę kolei Nadwiślańskiej, zawiązuje Towarzystwo warszawskie fabryk cukru: w Walentynowie, Ostrowie i Tomczynie, należy do założycieli Towarzystwa warszawskiego ubezpieczeń od ognia, Kasy przemysłowców warszawskich, wreszcie robi starania o koncesyą na zawiązanie Towarzystwa kopalń węgla i zakładów hutniczych w powiatach: Olkuskim i Bendzińskim, które w r. 1874 ukonstytuowane zostało. Że w tych przedsiębiorstwach, jako finansista, osiąga własne korzyści, to rzecz naturalna; bez zapewnienia ich sobie, nie mógłby tylu rzeczy dokonać – spotkałby go los Steinkellera. Jeżeli jednak urasta w miliony, to z jego działalności i społeczeństwo korzysta.
Samo budowanie kolei Nadwiślańskiej na przestrzeni 498 wiorst, pomiędzy Mławą a Kowlem, ileż tysięcy rąk zatrudnia, jakie pozostawia sumy wzdłuż całej linii, nie mówiąc o rozbudzeniu przemysłu, handlu, w okolicach, które dawniej dla ruchu i życia ekonomicznego były deskami zabite.
Ale właśnie to ich rozbudzenie, tak w głównem ognisku kraju, jak w jego bliższych i dalszych promieniach, wykazuje nową, a palącą potrzebę.
Te banki, towarzystwa, powstające jedne za drugiemi, potrzebują pracowników, wykształconych fachowo: prokurentów, buchalterów korespondentów, słowem całego zastępu ludzi, obeznanych z techniką handlową, a których zapotrzebowanie, w miarę szybkiego rozwoju instytucyi, z każdym rokiem wzrastało.
Dotąd na posady tego rodzaju powoływano wychowańców b. Szkoły głównej z matematycznego i prawnego wydziału, lub spadłych z etatu urzędników, zwłaszcza z b. Komisyi skarbu.
Należało jednak pomyśleć, jak z czasem powstałe wśród nich szczerby zapełnić – i oto Kronenberg w swej płodnej inicyatywie nowy, zaradczy środek wynalazł. Zamierzył stwórzyć Szkołę wyższą handlową, któraby nietylko przygotowywała ludzi uzdolnionych fachowo, lecz zarazem stała się rozsadnikiem pojęć zdrowych o przemyśle i handlu, uzacniła ostatni z tych zawodów i wpoiła w społeczeństwo to przekonanie, że taką dźwignią cywilizacyjną pomiatać nie można, zwłaszcza gdy się ją oprze na zasadach nauki i tym sposobem z innemi zawodami, uznanemi za szlachetne, porówna. Gdy Kronenberg w r. 1875 ową Szkołę otwierał, Bank handlowy, wraz z oddziałem petersburskim, wykazywał całkowitych obrotów, 1, 275, 933, 108. Dyskontowy 200, 000, 000, Towarzystwo zaś kredytowe m. Warszawy, pożyczek, udzielonych w Listach zastawnych 5%, przy kursie od 85 – 90 za sto, 11, 917, 800 rubli. Szkoła też Handlowa była uwieńczeniem dotychczasowej działalności Kronenberga.DALSZY ROZWÓJ SZKOŁY.
Pomimo wymagań, stawianych przy promowaniu uczniów w roku ubiegłym, z rozpoczęciem wpisów na rok 1876/ 77 stanęła do egzaminów dość znaczna liczba nowych kandydatów. Do klasy przygotowawczej przyjęto uczniów 62, co z zapisanymi drugorocznymi, dało cyfrę 96; do I-ej specyalne] 21, co z promowanymi dosięgło cyfry 59. Klasę przygotowawczą podzielono na dwa oddziały i otwarto specyalną II.
Tym sposobem ogół uczniów wynosił 175, czyli o 27 więcej, niż w roku ubiegłym.
Co do wyznań, nowo przybyli do klasy przygotowawczej przedstawiali następujące dane:
katolików. 43 czyli 69, 36%