- W empik go
Monologi. Seria 2 - ebook
Monologi. Seria 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 202 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Str.
MARCIN BADYL PRZED PACEM………5
SIÓDMY DOM………………….15
SPECYALISTA…………………25
PRAKTYCZNA LEKCYA ANATOMII……35
WIECZORNYM POCIĄGIEM…………47
ZDATNY CHŁOP………………..69
FENIKS……………………..71
CZEŚĆ ZASŁUDZE………………85
HARDA BASIA………………..95
ŻAŁUJ ŻEŚ NIE BYŁ…………..100
WĘDRUJĄCY SAK………………119
GRYMASY……………………181
MONOLOGI.
Дозволено цензурою.
Варшава, 29 Апреля 1897 г.
Klemens Junosza
MONOLOGI
Z illustracyami Fr. Kostrzewskiego.
(SERYA DRUGA).
WARSZAWA. Księgarnia Teodora Paprockiego i S-ki. 41. Nowy-Świat 41.
1898.
Drukarnia, Artyntyc, S. Sikorskiego w Warszawie, Nowy-Świat 47.
MARCIN BADYL
PRZED SĄDEM GMINNYM.
A to, dopraszam się laski prześwietnego sądu, było tak: szczerą prawdę powiadam, jak na świętej spowiedzi.
Szliśmy na jarmark, we trzech gospodarzy sprawiedliwych: Michał Dzięcioł, Wojciech Balasiński i ja, a zaś babów jeno dwie, bo moja słabowała na kolki i musiała w domu zostać, a zasie wieprzaków dwa, niby biały Dzięcioła Michała i czarny, niby mój.
Zaś baby miały, wedle przemożenia, jajka, masło i widzi mi się, koguta, albo może kokoszę, bo nie pamiętam… Chyba kokoszę… a zresztą może i koguta… Nie spieram się, może to był kogut, a może i kokoszą…
Prześwietny sąd powiada, żeby gadać o sprawie, jako że mnie Icek, psia wełna, oskarża we dług pobicia. Nie było żadnego pobicia. Niech to choćby pięciu dochtorów stanie; wszystkie gnaty mogą w nim porachować, czy który przetrącony, albo wykręcony! A ja sam mam krzywdę, bo za wieprzaka dostałem jedenaście rubli, we dwóch papierkach, niby jeden czerwony, a jeden żółty – i to mi któś ukradł – żaden dochtór tego nie znajdzie.
(Chwila przerwy).
Ano, juści sprawiedliwie prześwietny sąd powiada, żeby gadać, jak było; ja też gadam po porządku… Szliśmy na jarmark… trzech nas było gospodarzy sprawiedliwych: Michał Dzięcioł, Wojciech Balasiński i ja…
Gdzieśmy wstępowali po drodze? A dyć wstępowaliśmy w Wólce do karczmy, według tego, jako na świecie był ziąb. Na jarmarku piliśmy z rzeźnikiem litkup u Abrama. Godny rzeźnik, grubaśny taki oto…
A potem? A juści, prześwietny sądzie, z Balasińskim u Judki, a z Dzięciołem u Michla… Sąsiady to dobre, niby Balasiński i Dzięcioł. Pilo się z jednym osobliwie i z drugim osobliwie, a potem zeszliśmy się wszystka trzech koto mostu u Srula i piliśmy w kupie. Na to jarmarki są, żeby sobie gospodarze mogli czasem grzdyki przepłukać.
A! dyć słucham, prześwietny sądzie, opowiadam jak było od początku… Szliśmy sobie na jarmark, trzech nas gospodarzy Sprawiedliwych: Dzięcioł Michał. Balasińskl Wojciech i ja..
(Chwila pauzy). Ale gdzie zaś! prześwietny sąd pyta, gdzieśmy byli potem? niby od Srała wyszedłszy?,.. Ajuści byliśmy… zapomniałem, jak się ten żydzisko nazywa., ale to pamiętam, że Balasiński byt fundator. Ja już żółtego papierka nie miałem… jeno mi ostał czerwony. Owinąłem go we szmatkę, zapakowałem do kalety i rzekłem: siedźże tu spokojnie; nie prędko świat obaczysz… Bo ja już taki jestem zawzięty…
Wielmożny sędzia każe gadać, a jak jeno ja gadam, to wielmożny sędzia dzwoni i każe nie gadać, jeno żeby o tem, co do sprawy należy. Toć gadam. Szliśmy na jarmark we trzech, gospodarze sprawiedliwe: Balasiński Wojciech…
(Pauza).
To niechże prześwietny sąd sam powie, co chce wiedzieć.
(Pauza),
No, dobrze… i dość na ten skutek, że jakeśmy na jarmark szczęśliwie przyszli, takeśmy szczęśliwie wyszli, jeno co Balasiński raz się w rów obalił, bez to… że mato ma kleju w nogach. Szliśmy gościńcem do samego lasu i lasem het znów het do samej Wygody – a to już prześwietnemu sądowi wiadomo, że nie tylko człowiek, ale i każde bydlę w Wygodzie koto karczmy stanie; bo i ono, choć jeno wodę tylko pijące, rozumie i miarkuje, że o suchej gębie…
I znowu dość… Toć mówię, żeśmy wstąpili we trzech, gospodarze sprawiedliwe: Balasiński Wojciech, Dzięcioł Michał, niby ja – Marcin Badyl i batów dwie: Wojciechowa i Michałowa. A narodu było już jak nabił, żeśmy się ledwo do beczki dopchali, a fundator był Dzięcioł, bo ja już żółty papierek swój straciłem, a czerwony schowałem do kalety…
A toć powiadam: było nas trzech gospodarzy… Nie? Jeno o Wygodzie? Słucham się prześwietnego sądu. Wypiliśmy po miarce. Michałowa powiada: jedźmy, ja powiadam: jedźmy; Balasiński nic nie odpowiada, jeno się przekomarza z żydami, bo się napchało chyba z piętnastu. Wiadomo prześwietnemu sadowi, że żydy w kupie bardzo harde: poczęli Balasińskiego popychać, a że kleju w nogach mial obrzednio, tedy się cŁJopisko obaliło–a żydy na niego powsiadały… Kumie ratuj!…także nie ratować?… I jego baba woła: kumowie, ratujciel I zaraz sama też do żydów z pazurami… odrapała kilkn… a ja widzę, że kiepsko i że na Dala-sińskim ścisk za duży–dalej onego ratować…
(Pauza).
Prześwietny sal pyta,: czyni bit? Ja do bicia nie wyrywny i bić nie bitem, jenom ich krzynkę zeprał, i to nie kijem, ale golą pięścią. Puścili Balasińskiego, nawalili się na mnie cala, kupą… że choć klej w nogach mam, przecie powaliłem się na ziemię. Żydy na mnie, a Balasiński na wierzch na żydów, Dzięcioł na Balasińskiego… jeno mi było okropnie ciężko… bo choć żydy naród lekki, ale w kupie ważą… Chargotały jeno z zawziętości, aż im w gardzielach grato; już myślałem, że duch ze mnie wyjdzie – dopiero Wojciechowa z Michałowa stągiew wody chwyciły i chlust na cala kupę! Żydy się wody boją… Ja się podniosłem… sięgam do kalety, czerwonego papierka niema. Mankulia mnie zdjęła… Ja do żydów – żydy w nogi… Icek się nawinął… kropnąłem go – a on, psia wełna, zaraz do sądu o pobicie…
Prześwietny sąd powiada, żebym się przyznał – toć sprawiedliwie mówię jak było. Szliśmy na jarmark we trzech, gospodarze sprawiedliwe: Dzięcioł Michał, Balasiński Wojciech i niby ja… Cicho'… dość?… noto dość.
(Po pauzie).
Albo trzy ruble kary, albo dwa dni kozy?… A juści, odsiedzieć, odsiedzę, ale com zeprał… tom zeprał… Bo to prześwietny sądzie, było tak… Szliśmy na jarmark we trzech, gospodarze sprawiedliwe: Balasiński, Dzięcioł i ja…