Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Monumentum - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Monumentum - ebook

Zapewnienie nieśmiertelności artyści dopatrują w twórczości. Ich dzieła sprawiają, że są jeszcze na długo pamiętani po śmierci fizycznej. Horacy wybudował swoje Monumentum na poezji, George Orwell na literaturze, Ennio Morricone na muzyce. Pragniemy budować fundamenty na mądrości. Poszukujemy życia wiecznego we wzniosłych, krzepiących czynach. Spójrzmy na biografię Anne Frank, Jehudy Lubińskiego, Rywki Lipszyc — ich dzienniki świadczą, iż Monumentum to również dzieło przypadku.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8324-141-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2. Szepty nienawiści

Dojechaliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy wspólnie spędzić tydzień. Wynająłem pokój w pensjonacie o chwytliwej, marketingowej nazwie „Komnata Rycerska”. Do wyboru były pokoje dwuosobowe pod patronatem Władysława Hermana, Bolesława Krzywoustego lub Kazimierza Wielkiego. Pokoje niczym praktycznie się nie różniły poza tym, że w ramce był plakat z danym patronem, o którym mogłeś sobie poczytać, kiedy tylko naszła cię ochota na pogłębienie swojej historycznej wiedzy. Wziąłem oczywiście Kazimierza, przecież przyjechałem tutaj tworzyć rzecz wielką, osobistą. Zaparkowałem, weszliśmy na teren. Wokoło nikogo. Teren naprzeciwko pensjonatu to sama zieleń z dwoma ogniskami po środku. Wiedziałem od razu, jaka będzie gadka pani z recepcji, o ile w ogóle ją zastaniemy. Jest możliwość zrobienia sobie ogniska w pięknej scenerii, widok na kościółek ze śpiewami ulicznego ruchu. Obok była droga wyjazdowa z Inowłodza, nocami korzystało z tej drogi mnóstwo tirów. Pokój był na tyle dobrze wygłuszony, że praktycznie niczego nie było słychać. „Promocyjna cena obejmuje zezwolenie na ogień, podpałkę oraz dwie drewniane deseczki. Każda kolejna deseczka to cena pięciu złotych”. Parking o dziwo darmowy, obok parkingu widziałem trzy rozklekotane rowery, zabytkowe typu PRL. „Oto nasze trzy wierzchowce Romet Ukraine, pierwsza godzina piętnaście złotych, każda kolejna trzydzieści. Możliwość połączenia rowerowych aktywności z pieszymi wycieczkami”. Dobrze, pani Jagodo, a czy coś jeszcze obiekt oferuje poza zacnym ogniskiem, wyśmienitą ofertą rowerową oraz królewsko drogim śniadaniem? „Otóż zaskoczę pana, ale nie”. Aha, dziękuję.

Odnalazłem panią Jagodę, wchodząc do pierwszych napotkanych drzwi, które były widoczne przy wejściu do posesji. Szliśmy przez korytarz, na wprost widzimy tak zwaną salę biesiadną, i tam oto starsza pani dorabiająca na emeryturze, pani Jagoda ogląda sobie _Złotopolskich_ i popala sobie _Popularne_ albo inne umarłe już papierosy.

„A cóż to, one są nadal do kupienia?”, skomentowałem.

„Wie pan, to metalowe pudełeczko”, odrzekła całkiem niewzruszona, że przyszli do niej nieznajomi i znowu to samo pytanie słyszy na wejściu. „Wnuczek sprezentował. Oj, napaliłam się…”, kaszlnęła. „Tego dziadostwa w życiu”.

Pewnie, wnuczek zainwestował dziesięć złotych i najtańszą czekoladę ze sklepu _Społem_ za złotych jeden, a w ramach podzięki otrzymał pyszny domowy obiad oraz wyrażający wdzięczność banknot o nominale sto złotych. Wszyscy wnuczkowie to biznesmeny.

„Pan i pani Nowak?”, zapytała.

„Pani jak najbardziej Nowak i na nią rezerwacja, ale ja nie”. Pomyślałem sobie, że mogłem nie dawać jej rezerwować pokoju. Gdybym to zrobił na swoje nazwisko, to w tym momencie widziałbym oblaną rumieńcem Hanię, czułbym się dumnie. Przez chwilę nosiłaby moje nazwisko. Skiepściłem sprawę.

„Ja rozumiem, ale rezerwacji nie ma”.

„To skąd wie pani, na jakie nazwisko?”.

„Aaaa…”. Popukała się w głowę. „Nie te lata, babuleńko, no…”.

Pewnie, dlatego dorabiasz tutaj. Dostaliśmy klucze. Wy młodzi jesteście, sami sobie znajdziecie, który pokój należy do Kazimierza. Nie ma sprawy, mamy czas, w końcu jesteśmy na wakacjach. Pochodzimy, pozwiedzamy korytarz. Naszła mnie myśl, że na co tej starszej miłej pani marketing, cudaczne nazwy i mega rozbudowana strona internetowa z opisem wszystkich atrakcji dookoła, skoro dumnie wyeksponowany licznik wejść na stronie głównej wynosi czterdzieści cztery. Wszyscy znają obiekt z portalu rezerwacyjnego, a najbliższa konkurencja znajduje się dopiero w Tomaszowie. Najwidoczniej wnuczek mało kiedy skubie babcię z emerytury, skoro ma na to pieniążki albo biznes opiewa w sukcesy. Jakiego wystroju należało oczekiwać po „Komnacie Rycerskiej” Wielkiego? Prawidłowa odpowiedź: Nowoczesność. Liczyłeś na gotycki, romański wystrój, pełen odniesień do dawnej epoki, a na ścianach autentyczne cegły z zamku, gdzie Kazimierz przycisnął do muru Esterkę podczas ważnego stosunku, który lepiej aby historycy przemilczeli? Wielki swojej niewierności nie wymazał, ale dwójkę synów pięknej Esterki już wymazać zdołał. Tak oto spoglądamy z Haneczką na tę przykrą nowoczesność z dwoma pojedynczymi łóżkami, czajnikiem oraz dużą lodówką, płytą indukcyjną i dużą łazienką, robioną na szybko bez pomysłu przez Ukrainców z fuszerą w dłoniach, co widać na pierwszy (nawet nie!) rzut oka. Klimat dawnych czasów widzimy na tym małym plakacie na ścianie. Warto przeczytać zawarte informacje o królu Polski. I tam piszą, że to chorowity, rozpieszczony król był. Własna siostra wystawiała mu dwórki na zgwałcenie, pewnie z litości, aczkolwiek niewinnego, niechętnego do nauki Kazia los pokarał, spadł z konia i umarł. Ludzie lubią milczeć na takie tematy. Tematy ciemnej strony władców tak wychwalanych, ważnych dla narodu lepiej nie wygrzebywać. Pomyślałem, że na wyjściu do pensjonatu powinno być ostrzeżenie: „Przyjmujemy wyłącznie chrześcijan. Pamiętaj, że Polska wyrosła spod ziemi. Początek państwa zawdzięczamy wikingowi Mieszkowi Pierwszemu oraz cudownej, barbarzyńskiej religii”. Główny cel chrześcijaństwa: „Zarżniemy twoją kulturę, narzucimy naszą. Jedyną. Słuszną. Zadzwoń już dziś!”.

„Mi się nawet podoba”, skomentowała Hania, wybudzając mnie z nieprzystosowanego społecznie myślenia w poprawnie politycznym świecie.

„Ale oczekiwałaś czegoś innego”. Byłem pewien.

„Tak, ale wiesz. My tu tylko będziemy spać. Chyba mnie oprowadzisz po mieście?”.

„Pewnie. Najpierw rozpakujmy rzeczy”.

Dawniej w tym miejscu, gdzie spoglądałem jak Haneczka rozpakowuje rzeczy układając je tak pedantycznie, że nawet jedzenie w lodówce miało swoje wyznaczone miejsce, były tu puste budynki czekające na nowego właściciela. Teraz mamy tutaj spalnię z chwytliwą nazwą, zaś obok _Obiady domowe._ Zapach starego oleju oraz przepalonych kotletów mielonych zwiastował o wiele większe doświadczenia niż niedzielny obiad u babci Stasi. Kiedy przechodziliśmy obok luksusowej speluny — o dziwo wszystkie stoliki były pozajmowane. Parę metrów dalej usytuowany jest domek piętrowy, na pierwszym piętrze mieszkają właściciele sklepu znajdującego się na parterze.

„Haniu, chodź, wejdziemy po wodę”, powiedziałem, ale wszedłem tam kierowany ciekawością, czy nastąpiły diametralne zmiany w tym miejscu. Uderzenie dawnego PRLu sprawiło, że cofnęliśmy się kilkanaście lat wstecz, różnica pokoleniowa była aż nadto widoczna. Każdy każdego znał, prowadzono dyskusje na poziomie, wszyscy tutaj obecni klienci pamiętali czasy stanu wojennego i puste półki. Jedynie ekspedientka na dziale mięsnym była w wieku Haneczki, gołym okiem widoczne było poczucie wyobcowania, jakby była w innym kraju, ba! — w innej epoce. Stała za starą zabytkową wagą, słuchając tych wszystkich Staszków i te wszystkie Staśki, usługując i odpowiadając na oczywiste pytania.

„Czy to mięso świeże? A dobre?”. Jednocześnie próbując nie zwariować w tle głośnych, bazarowych rozmów. Wszyscy ci ludzie nie kupowali żadnych paczkowanych produktów. Każde mięso, każdy ser był owinięty folią, znaczy brany zza lady. Mocno mnie uderzył ten fakt, nie wiedziałem wtedy z jakiego powodu. Długa kolejka sprawiła, że jednak nie potrzebowałem nagłej potrzeby nabycia butelki wody.

„Idziemy, Haniu, dalej”.

Obok dzielnie utrzymująca się apteka, jedyna w całym mieście, a sto metrów dalej drugi ocalały sklep, który na razie celowo pominąłem przy oprowadzaniu. „Dalej widoczna jest śmierć, którą próbuje ożywić druga działająca restauracja, co ciekawe — świeżo otwarta. Wokoło pusty park, puste lokale, gdzie właściciele dawno dali nogę. Dawniej działały tu sklepy spożywcze, zostały po nich ślady w postaci naklejek na szybach. Martwy przystanek autobusowy, gdzie żaden najmniejszy busik nie zatrzymywał się od kilku lat, przejeżdżające obok samochody — jak szybko wjeżdżają, tak szybko wyjeżdżają z miasta w stronę czegoś ciekawszego — Fryszerki albo Tomaszowa. Zauważalny z przystanku przybytek modlitewny barbarzyńców nie interesuje ani mnie, ani Hani.

Staliśmy pod _Cafe Sforza_. Na zewnątrz stoły i krzesełka miały sprawiać wrażenie ogródka gastronomicznego. Szklany budynek z pięknym neonowym napisem _Cafe Sforza_ miał świadczyć o nowoczesności, aczkolwiek wchodzisz do środka przez stare drzwi, jakby wyciągnięte z przydrożnej budy, a w środku panuje ciemnica, lekko oświetlona przez słabe światło. Drewno na ścianach przyozdobione było wycinkami z gazety, ilustracjami z zamku oraz informacjami o Inowłodzu. W kącie stare pianino, kącik z książkami. Stoliki dla gości są z Ikei, zaś lada, gdzie składasz zamówienia, bo kelnerka była zbyt zajęta premierą nowych produktów Apple’a, żeby do ciebie podejść, bo musi zagadać do_ _sponsora, żeby wziął jej nowy telefon na raty, bo ten, z którego pisze ma już rok, trochę już wstyd pokazywać go na mieście. Kelnerka siedziała przy starej, drewnianej ladzie znalezionej w starej karczmie z dwunastego wieku. W ogóle całe to miejsce wyglądało tak, jakby dwie osoby miały różne spojrzenia na lokal, skłóciły się, po czym każda z osób zrobiła po swojemu. Stworzyli awangardową mieszankę. Pani z Jabłuszkiem niechętnie przyjęła zamówienie, bowiem okazało się, iż nie tylko przyjmuje, ale także i wykonuje je, ponadto zmywa po wszystkich. I nie myśl sobie, że dostaje potrójną pensję. Możliwe, że to była Pani Bona, właścicielka tej awangardy. Ze spalonego teatru. Czekamy przy skrzypiącym stoliku, w obawie aby nie wykonać jakiegoś niepożądanego ruchu, który sprawiłby, że siedzenia rozleciałyby się. Nie byliśmy pewni, czy z tego posiłku wyjdziemy cali. Hania zauważyła kącik z książkami, wypatrzyła tam zbiór wierszy pewnego inowłodzkiego pisarza Jerzego, emerytowanego górnika, który na starość zamiast rozwiązywać krzyżówki, sudoku czy czytać pilot od telewizora zapragnął pisać wiersze. I wtedy Hania trzymała ten biednie wydrukowany tomik poezji z myślą, że oto trzyma dzieło niedocenianego artysty, za chwilę zrozumie piękno tego miasta, gdzie mieszka ponad sześćset osób. Że jej spojrzenie na świat ulegnie drastycznej przemianie. Ale co to ma być? Wiersze o rzeczce, kwiatkach, kotkach, „samolot w górze zabuczy nad lasem”… Hania miała wrażenie, że czyta wiersze ucznia podstawówki, a nie dorosłego faceta. Na pocieszenie zjedliśmy ostrą pizzę, niesmak po kiepskich wierszach zaginął dzięki dobrej, sycącej pikanterii. Pani z Jabłuszkiem podbiła nasze serca potrawą z kamienia na tyle, że wracaliśmy tu dzień w dzień, pomimo jej beznadziejnej postawy. Czasem udawało się porozmawiać o czymś innym, niż tylko o zamówieniu. Nie mieliśmy zamiaru gotować przez cały nasz pobyt, choć byłem na to przygotowany. W końcu kuchnia _Obiadów domowych_ zapowiadała długie, niezapomniane wrażenia, a była to jedyna knajpa, jaką znałem przed naszym przyjazdem.

Przedwojenny Inowłódz pełnił miejsce idealne do spędzenia wczasów, okolice rzeki Pilicy mają swój urok, niewielu jest w stanie odkryć ukryte piękno żydowskiej ręki. Wybudowane wille w stylu szwajcarskim swego czasu odwiedzał Julian Tuwim. Obecnie to ruina, nikt nie pielęgnuje dawnej, lepszej historii.

„Pewnie tutaj”, pokazałem Hani palcem stare drewniane siedzisko na uboczu z widokiem na rzekę i lasy. „Julian czerpał inspirację i odpoczywał przede wszystkim”.

Opowiadam, że wojna zniszczyła piękną kulturę i niewiele oznak pozostało po Żydach. Są miejsca, gdzie widoczne są stare tabliczki, dom rabina przekształcono na bibliotekę, cmentarz pozostawiony na pastwę losu, nie ma nawet tabliczki, jak do niego trafić.

„Teraz wyobraź sobie taką sytuację, Haniu. Odziewamy stroje, symboliczny przekaz zburzenia świątyni w Jerozolimie. Idziemy za rączkę wzdłuż rzeczki, rozmawiamy o wszystkim, choć i o niczym. Rozkoszując się widokami, świerkającym ptactwem. Uświadamiamy sobie, że czerpiemy większą radość z życia od nich. Pod synagogą spotykamy Anię z Jakubem, rozmawialiśmy wczoraj bardzo długo, dzisiaj znowu to samo. Rozmowa mogłaby się nie kończyć. Szczególnie że masz wspólne zainteresowania hafciarskie z koleżanką. Nagle ta dwójka znika, pozostawiając po sobie popiół, który rozwiewa wiatr wprost do rzeki. Z synagogi słyszymy strzały. W twoich oczach nie widzę strachu, ignorujesz dźwięki razem z moim niepokojem. Naprzeciwko wejścia robi się współcześnie, widzimy rozłożone krzesła ze stolikami, gdzie jest plansza do gry w szachy, a nad nimi parasolki z reklamą popularnego piwa. Miejsce okupowane przez tutejszą wiecznie pijaną inteligencję. Niepożądane jest, aby na terenie sklepu zajmować miejsca. Wpierw należy opłacić kierownicze stanowisko, pięć złotych lub symboliczna małpka, wtedy wykupujesz w pakiecie siedzisko sztuk jeden plus rozmowy z tutejszym plemieniem na długie godziny”.

„Dzień dobry”, powitał nas po nowokulturowo rabin Mordechaj. Miał długą brodę, odziany w dresiarski komplet firmy Nike.

„Mordechaj…”. Spoglądałem na niego z niedowierzaniem. Czułem, jakbym zaraz miał wpaść w histeryczny płacz na długie godziny. „Co oni tobie zrobili?”.

„Że to?”. Pokazał na swój nowo kupiony dres, wskazując dumnie logo firmy. „W tych stronach nazywamy to szczęściem”.

„Konsumpcjonizm i nowoczesność nazywasz spełnieniem?”.

„Żyję, bo żyję tak, jak oni chcą”.

„Kto ci kazał żyć z symbolem zwycięstwa, kiedy ponieśliśmy porażkę?”.

„Słuchaj, przyszli tacy ludzie w mundurach Hugo Bossa i nie pozwala się teraz mówić na nich Niemcy. A powinno. I oni nam powiedzieli, że koniec z waszą kulturą, waszymi rodzinami i idziecie gryźć piach. Wszyscy pasywnie podeszli do tej sprawy. Nie chcieli umierać, ale panowie z groźną bronią mieli mocniejsze argumenty w dłoniach. Mojemu dziadkowi, też Mordechajowi, darowali życie pod warunkiem, że będzie symbolem wstydu i hańby własnego narodu. Co ja mam począć, abyś nie wysłał mnie do gazu, pyta nagi, pobity Mordechaj ze złamaną ręką i wolą walki. I Hans na to, że synagogę wam zostawiamy, ale żadnych waszych plemiennych rytuałów ani próby wskrzeszenia narodu nie chcemy widzieć. Zrobisz z tego magazyn gówna. Nawozów i materiałów budowlanych czyli. Tak oto mój ród przetrwał, potem ojciec, też Mordechaj, próbował coś z tym zrobić. W końcu nie zapowiadało się, aby źli panowie z Niemiec mieli wrócić, ale z kim ma coś zdziałać, jeżeli jego rodzina jest jedyną żydowską rodziną. Resztę pozbawiono życia, a dwie osoby, które przeżyły zsyłkę do gett, to jeden sprzedał wszystkie swoje nieruchomości, a drugi przeniósł się do Łodzi i nie chciał wracać do miejsca kojarzącego się ze śmiercią bliskich. Tata Mordechaj jednak walczył. Przecież to zabytek dawnej kultury, pięknej kultury, nie można pozwolić na to, żeby tu składować gówno, a już na pewno nie pozwolić na rozbiórkę. Po kilku latach ciężkiej walki, okupioną wybitym biodrem i brakiem widoczności na lewe oko, w synagodze powstała biblioteka. Jak się okazało, nad miejscem jednak panował niemiecki duch. Jedyny żyjący w Inowłodzu Niemiec, też Hans miał na imię, zapragnął sobie kupić synagogę, co bezproblemowo uczynił. Tata zaniechał walki o miejsce, kiedy pokazano mu dużą sumę pieniędzy”.

„Czy dzięki tym pieniądzom stać cię teraz na wszystko i możesz sobie pozwolić jeszcze na jakieś dwadzieścia lat bezrobocia?”, zapytałem.

„Ja będę wiecznym bezrobotnym”, przyznał. „Nie chcę zarabiać na państwo, które mnie i moich przodków nie szanuje. Chce, żeby było to miejsce wstydu, hańby? Proszę bardzo”.

„Jakie to uczucie nosić symbol zwycięstwa, kiedy w sercu czujesz przegraną?”.

„Najgorsze z możliwych”.

„Czujesz radość, że w synagodze kupujesz artykuły spożywczo-przemysłowe, a latem w budce obok rodziny kupują lody?”.

Nie odpowiedział. Odszedł niczym Anika i Jakub.

Wróciłem do rzeczywistości. Do mojej Hani, która spoglądała na mnie z uśmiechem, już we współczesnym odzieniu.

„Pofantazjowałeś?”.

„Co…?”.

„Znowu odpłynąłeś”.

„Przepraszam”.

„Spoko, lubię jak odpływasz”.

„Chcesz wejść coś kupić?”.

„Nie. Nie chcę tam wchodzić”, rzekła. „Nawet pod groźbą pozbawienia życia”.

„Rozumiem”.

„To mówisz, że za rączkę chodziliśmy?”.

„Ale gdzie?”.

„Tam, gdzie żydostwo było zakazane”.

Bohaterką scenariusza „Joanna” jest Joanna Janowska. Osiemnastoletnia blondynka, wysoka, o błękitnych oczach. Lubiąca nosić sukienki, włosy zawsze spłatą w warkoczyki. Poznajemy ją w scenie, kiedy półnaga, poobijana, zakrwawiona na twarzy, włosy zakrzepnięte we krwi, wychodzi z synagogi. Po schodkach wchodzi na ulicę z nadzieją, że może coś ją potrąci. Joanna zapomniała, że wieczorami jest to miasto widmo. Jej prawa dłoń owinięta w ręcznik papierowy mocno krwawi. Brak palca serdecznego, całkiem niedawno go ucięli. Na policzku Joanny krew miesza się z łzami. Wie, że pamięć o zmarłych, tych niepożądanych, to sprawa przegrana. Młoda dziewczyna jeszcze jakiś czas temu grzecznie chodziła do szkoły, co widzimy w krótkich przebitkach podczas napisów początkowych, zaś muzycznie towarzyszy nam „_Joanna_” _Kool and the Gang_. Zbierała kasety na magnetofon, mimo że jej rówieśnicy już dawno kupują płyty cd. Dni mijały spokojnie, monotonnie, aczkolwiek dziewczynę bolał fakt, że największym sukcesem w całej karierze życiowej było złapanie pałki perkusyjnej Thomasa Andersa w Kielcach. W rozmowie z przyjaciółką mówi, że pragnie zmian, może jej nie wyszło na sam koniec edukacji przez matematykę, ale to nie oznacza, że społeczeństwo ją wykluczyło. Że nie może zabrać głosu w ważnych sprawach. Tylko dlaczego chcesz obrzydzić sobie życie, zatracić ten spokój dla osób, co prędzej spluną na ciebie i nie podziękują za twoje dobre serce, pyta zatroskana koleżanka, działająca wcześniej w wolontariatach. Joanna koleżanki nie chce słuchać i ma dosyć oglądania przykrych obrazków we własnym rodzinnym mieście Mówi nam, że jeżeli będzie potrzeba, to swoje wywalczy przemocą. Światem od tysiąca lat rządzi przemoc. Tylko tak możesz zmienić większość narodową w mniejszość.

Dochodzimy do nocnej sceny w synagodze, trójka zakapturzonych mężczyzn pod przywództwem wysokiego, bardzo chudego bruneta, pod pseudonimem Klajniak, zmierzają do frontowego wejścia, gdzie czeka na nich Mateusz Helerczyk, blondyn nastawiony pokojowo do negocjacji. Choć po twarzy Klajniaka widać, że wolałby oglądać płonące miasto. Ściskają sobie dłonie, choć widać po Helerczyku, że liczył na splunięcie w twarz.

„Poważne negocjacje się szykują”, stwierdza Klajniak po sile uścisku dłoni.

Mateusz skinieniem głowy zapewnia go, że musi być tego pewien. Wchodzą do środka, za nimi ktoś zamyka drzwi na klucz.

„Jesteś pewien, że te drzwi powstrzymają trzech rosłych facetów?”, pyta Klajniak.

„Raczej nie, ale są jeszcze kraty i raczej nie przeciśniecie przez nie swoich ciał”, odpowiada Mateusz.

Niczego to nie zmienia, o czym oboje doskonale wiedzą, jedynie minimalna przewaga psychologiczna może zrobić na kimś wrażenie, na Klajniaku — byłym wojskowym, co przeżył ukraińskie piekło na wojnie, jego rodzinę wybili jak szczury, a jego zostawili, żeby miał, kto opowiadać o ruskiej brutalności — niezbyt, nawet wcale.

„Jeszcze będziesz przepraszał za te zamknięte drzwi”, mówi Klajniak. Wodzi wzrokiem po synagodze pełnej artykułów spożywczych.

„Działasz z polecenia Hansa?”, pyta Helerczyk.

„Może i dla Hansa”, odpowiada sucho. „Nie jest to obecnie twój problem numer jeden”.

„I jak to jest pracować dla niemieckiego agresora?”.

„Lepiej niż dla żydowskiego reliktu”.

Mateusz opowiada o planach Hansa, nie chce na nie pozwolić. Miejsce to wystarczająco już upokorzono, nawet jeśli pewna nacja trudniła się handlem, nie oznacza to przyzwolenia na to, aby z miejsca świętego robić sklep. Hans planuje wyburzyć to miejsce i sprzedać pod budowę Lidla. Tego już jest za dużo, nie można zezwolić na to, by nowoczesność wydymała ten budynek. Wyburzą ten budynek, ale razem z nimi. Helerczyk i reszta nie zamierzają odpuścić.

„Policja próbowała nas stąd usunąć, nie wzięli pod uwagę, że też mamy pistolety, karabiny. Nie chcieli słuchać próśb, potem krzyków, to sięgnęliśmy po prymitywną przemoc. Mieliśmy być tylko ludźmi od ochrony zabytków, a skończyliśmy na nazwaniu nas grupą przestępczą. Patrioci to przestępcy”.

Klajniak spogląda na dwójkę jego wspólników upewnić się, czy oni też dobrze usłyszeli ostatnie zdanie. Zza jednej z półek sklepowych wyłania się Joanna ze zniesmaczeniem na twarzy oraz bananem w ręku.

„Mati, te banany są już zgniłe”, mówi. Wlepia wzrok w zawstydzonego Helerczyka. „Jak mogłeś dopuścić do tego?”.

„Aśka, gości mamy”, Mati grzecznie zwraca jej uwagę.

„Gośćmi to wy jesteście”, wybucha gniewem Klajniak. „Normalnie miałbyś już skręcony kark, gdyby nie fakt, że szef chce was załatwić w żydowskim stylu”.

„Na pewno”. Helerczyk niepotrzebnie zwątpił, w okamgnieniu ma przed sobą broń wymierzoną w jego oczodół.

„Joanna Janowska to ty?”, pyta Klajniak, nie spuszczając oczu z wystraszonego celu.

„Może. Czego chcesz?”.

„To szef chce ciebie. Z jakichś względów nie pozwolił mi posłać ciebie do komory tak od razu”.

„Jak chce ślubu, niech przyniesie pierścionek, a nie najemnika”.

Klajniaka rozbawia słowo _najemnik_. Czuje się dowartościowany i nawet lepiej wykształcony.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: