- W empik go
Morderca kobiet - ebook
Morderca kobiet - ebook
„Morderca kobiet” to jedna z najlepszych powieści kryminalnych Hugona Bettauera.
Książka, inspirowana autentycznymi wydarzeniami z początku XX wieku - zamordowaniem w Paryżu dziesięciu kobiet przez Sinobrodego (Henri Désiré Landru), szybko wciąga czytelnika w wartki bieg wydarzeń. Zagadkowa intryga, śledztwo prowadzone przez upartego komisarza o zagmatwanej przeszłości, historia niezbyt szczęśliwej miłości, to elementy, które docenią nie tylko wielbiciele powieści kryminalnych.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-978-8 |
Rozmiar pliku: | 965 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
— Drogi Krause, musi pan wyjaśnić całą tę sprawę! Zbieg okoliczności? Nie, nie wierzę i pan w to także nie wierzy, o ile mogę to wyczytać z pańskiej kamiennej twarzy! W ciągu sześciu tygodni znikają cztery kobiety, pozostawiając cały swój dobytek, wszystkie w wieku od dwudziestu dwóch do dwudziestu sześciu lat, bardzo atrakcyjne i każda z nich znika z podejrzanym narzeczonym. Nie, drogi Krause, to nie jest zwykły przypadek! Tu chodzi o przestępstwo! Musimy szybko odnaleźć tego drania.
Krause zamglonymi, zmęczonymi oczami przyglądał się szefowi policji kryminalnej w Berlinie, doktorowi Clusiusowi. Po chwili, bladymi, drżącymi ustami stwierdził:
— Panie doktorze, proszę się nie denerwować! To nie dobrze, bo kiedy jest pan zdenerwowany, nie uda się panu przedstawić jasno całej sytuacji. Czy mógłbym więc prosić, aby w spokoju opowiedział mi pan, co do tej pory udało się ustalić? Dlaczego nagle pojawia się przerażający zwyrodnialec i porywa młode kobiety?
Okrągła twarz wysokiego urzędnika policji kryminalnej zaczerwieniła się, ponieważ w słowach Krausego wyczuł lekką ironię. Zaczesał energicznie posiwiałe włosy i przekartkował leżące przed nim dokumenty.
— Znowu jest pan nieznośny, Krause! Zresztą, jak pan chce! Proszę więc notować, a ja opowiem panu wszystko dokładnie.
Krause nawet nie drgnął.
— Pan doktor raczył zapomnieć, że nigdy nie robię notatek, ponieważ miałem dosyć czasu, aby doskonalić swoją pamięć.
Doktor Clusius podniósł głos.
— Tak jest, panie von Krause. Pozwoliłem sobie zignorować ten fragment pańskiego życiorysu. A więc dobrze, może pan nie notować, ale proszę już usiąść i nie doprowadzać mnie do rozpaczy. Jak już panu mówiłem, do komendy policji w ostatnich tygodniach wpłynęły cztery zawiadomienia o zaginięciu młodych kobiet.
Chodzi o następujące przypadki: Kobieta, jak wynika z formularza meldunkowego — Trude Müller z Berlina — dwadzieścia trzy lata, wynajęła w dniu pierwszego czerwca pokój u wdowy Wendler, zamieszkałej przy ulicy Waterloo-Ufer pod numerem sześć. Młoda dama wyglądała na miłą osobę, której można zaufać. Oznajmiła, że jest nauczycielką i zamierza wkrótce wyjść za mąż. Trude Müller opłaciła czynsz za pokój za cały miesiąc. Szóstego lipca powiedziała swojej gospodyni, że musi wyjechać w krótką podróż z narzeczonym. Zamierza on nabyć pewną posiadłość nad Hawelą niedaleko miejscowości Ketzin i chciałby ją obejrzeć przed zawarciem umowy kupna. Panna Müller miała przenocować w Ketzinie, u ciotki swojego narzeczonego i jutro, najpóźniej pojutrze, powrócić. Kobieta spakowała szybko podręczną torbę i przedstawiła pani Wendler swojego narzeczonego, który właśnie przyjechał taksówką. Mężczyzna nazywał się podobno Schollern albo Schullern, nosił binokle i według gospodyni był wysokim szczupłym blondynem w wieku około trzydziestu lat. Panna Müller niestety nie powróciła i szesnastego lipca gospodyni Wendler złożyła zawiadomienie o zaginięciu, na które w tamtejszej komendzie policji nie zwrócono większej uwagi. Pozostawiona przez pannę Müller tekturowa walizka jest do dziś zamknięta i obecnie znajduje się w depozycie komendy policji.
Drugi przypadek: Piątego lipca w pensjonacie pani Zinkenbach, przy ulicy Nürnbergerstrasse, zjawiła się młoda dziewczyna i wynajęła pokój z całodziennym wyżywieniem. Wprowadziła się dziesiątego lipca i wypełniła bardzo pośpiesznie formularz meldunkowy, podając się za Gretę Möller, urodzoną w Hamburgu, lat dwadzieścia pięć. Już dwa dni później, rankiem, poinformowała pokojówkę, że wyjeżdża na dwa dni, aby ze swoim narzeczonym obejrzeć dom na sprzedaż nad Hawelą. Samego narzeczonego, który przybył taksówką, nikt, poza portierem, nie widział, a ten z kolei wspomniał tylko o blondynie z binoklami na nosie. Także panna Möller nie pojawiła się nigdy więcej.
Trzeci przypadek: Piętnastego lipca panna Anna Maria Jensen, również urodzona w Hamburgu, dwadzieścia cztery lata, wynajęła skromny pokój w pensjonacie dla cudzoziemców pani Lestikow przy ulicy Motzstrasse. Opowiedziała jej, że właśnie wróciła z Ameryki i poszukuje w Berlinie pracy jako pomoc domowa. Kilka dni później zwierzyła się pani Lestikow, że poznała pewnego mężczyznę, który sprawiał wrażenie godnego zaufania. Był on młodym, zamożnym, wykształconym przyrodnikiem i zamierzał nabyć nieruchomość w okolicach Berlina, aby w spokoju tam osiąść i prowadzić swoje badania. Dwudziestego pierwszego lipca panna Jensen wróciła późno wieczorem do domu i z podnieceniem zwierzyła się pani Lestikow, która akurat jeszcze nie spała, że zaręczyła się z owym przyrodnikiem i następnego dnia zamierza udać się z nim w podróż do miasteczka Ketzin nad Hawelą, aby obejrzeć znajdujący się w tamtej okolicy dom z ogrodem. Mężczyzna, który zabrał pannę Jensen następnego dnia, około godziny dziesiątej przed południem, widziany był przez panią Lestikow. Przedstawił się jej jako doktor Schindler. Mówił niewiele i bardzo się spieszył. Był szczupłym blondynem z binoklami na nosie. Panna Jensen, mimo że ona także opłaciła pokój z góry i pozostawiła cały swój bagaż, więcej się nie pojawiła.
Czwarty i ostatni przypadek: Käthe Pfeiffer, urodzona w Bawarii, miejscowość nieznana, dwadzieścia pięć lat, urzędniczka, wynajęła dwudziestego lipca umeblowany pokój u wdowy Klappholz przy ulicy Krummenstrasse w dzielnicy Charlottenburg. Pani Klappholz bardzo rzadko widywała swoją lokatorkę, która całymi dniami przebywała poza domem. Dwudziestego piątego lipca panna Käthe Pfeiffer opuściła o godzinie szóstej rano swój pokój, pozostawiając następujący list:
Droga Pani Klappholz!
Wyjeżdżam na dwa dni, ponieważ mój narzeczony zamierza kupić willę nad Hawelą, którą chciałby oczywiście obejrzeć przed zakupem. Wrócę najpóźniej pojutrze. Proszę zwrócić uwagę, aby nic nie zginęło z mojego pokoju.
Serdecznie pozdrawiam
Käthe Pfeiffer
Narzeczonego panny Pfeiffer nikt nie widział. Ona zaś nie wróciła i pani Klappholz zgłosiła zaginięcie piątego sierpnia, a więc dokładnie przed tygodniem.
Doktor Clusius westchnął, rozprostował nogi, podsunął Krausemu cygara, zapalił jedno z nich i powiedział:
— Skończyłem i rzeczywiście będę zdziwiony, jeśli zapamiętał pan to wszystko. A teraz, drogi Krause, co pan o tym sądzi?
Krause poruszył się w końcu. Wstał, podszedł do okna, rzucił spojrzenie na Alexanderplatz. Na zewnątrz spostrzegł dwie otyłe kobiety, które zajęte plotkowaniem wymachiwały komicznie koszykami na zakupy. Sytuacja ta wydała mu się wielce zabawna. Odwrócił się od okna, podczas gdy jego wychudzona, wręcz wysuszona twarz, która ostrym haczykowatym nosem przypominała oblicze jakiegoś aktora, dżokeja albo nieco zdegenerowanego arystokraty, pokryła się tysiącem zmarszczek i bruzd. Po chwili monotonnym i beznamiętnym tonem, jakby chodziło o pytanie o pogodę, rzekł:
— Zapamiętałem każdy szczegół i nie było to wcale trudne, ponieważ w otrzymanych z poszczególnych rewirów policyjnych raportach brakuje akurat wielu istotnych elementów. A co ja o tym sądzę? Na pierwszy rzut oka mogłoby tu chodzić właściwie o cztery takie same zbrodnie, popełnione przez jedną i tę samą osobę.
Nadkomisarz berlińskiej policji kryminalnej przyglądał się z zainteresowaniem temu wysokiemu mężczyźnie. Ubrany całkowicie na szaro wyglądał zupełnie przeciętnie.
— Wyraża się pan bardzo ostrożnie, Krause! „Na pierwszy rzut oka… Mogłoby…”. Chce pan więc zająć się tą sprawą?
— Z pewnością. Jest ona na tyle poważna, że wzbudziła moje zainteresowanie.
Doktor Clusius uśmiechnął się i skinął z zadowoleniem głową.
— W porządku, od czego więc zaczniemy?
— To jest całkiem oczywiste, panie doktorze! Jutro przed południem musimy mieć w tym pokoju wszystkie pozostawione rzeczy zaginionych kobiet, ich formularze meldunkowe, a także cztery gospodynie, u których zamieszkiwały zaginione, oraz tego portiera z Nürnbergerstrasse. Już teraz obawiam się paplaniny tych czterech bab! Ale musimy to jakoś przeżyć. Później zabieram się do roboty!
Słowa: „Zabieram się do roboty” spodobały się szefowi policji nadzwyczajnie, aż zatarł ręce z zadowolenia. „Zabieram się do roboty” — oznaczało u Krausego przemianę z apatycznego zrzędy w kierowcę samochodu wyścigowego. I rzeczywiście, ruszył gwałtownie, jak sportowe auto z ogromną liczbą koni mechanicznych pod maską. Nie zawsze zaczynał tak gwałtownie, ale jeśli już podejmował działania, to pracował pełnią swoich zmysłów oraz całym intelektem.Rozdział 2 Joachim von Dengern, alias Krause
Doktor Wilhelm Clusius nie wyróżniał się niczym szczególnym spośród innych doświadczonych komisarzy z dużych miast, a swego pełnego sukcesów życiorysu nie zawdzięczał jakimkolwiek wybitnym cechom, lecz raczej wzorowej wierności obowiązkom, nienagannemu trybowi życia i nadzwyczajnemu poczuciu taktu, dowiedzionemu przy okazji licznych, często zagmatwanych afer rozgrywających się w kręgu osób z wyższych sfer. Z kolei Krause w żaden sposób nie przypominał tych policjantów, których nazywa się zwyczajowo detektywami. A jego kariera zawodowa oraz życiorys były już całkiem niespotykane. Nieliczni wtajemniczeni wiedzieli o nim niewiele więcej, niż to, że Krause nie nazywał się w rzeczywistości Krause, lecz było to tylko przybrane nazwisko. Nigdy nie było też mu pisane samodzielnie ścigać przestępców wyłącznie zza biurka. Zawsze używał do tego wszelkich dostępnych sił i środków. W czerwonej kamienicy przy Alexanderplatz więcej niż pozostali wiedział o nim jedynie doktor Clusius. Może dlatego bardzo cenił tego, zachowującego się czasami niezbyt taktownie, detektywa. Okazywał mu przy tym ogromny szacunek i podziw, jak żadnemu innemu człowiekowi z grona swoich zawodowych i osobistych znajomych.
Darmowy fragmentHerostrates albo Herostratos (gr. Ἡρόστρατος) — szewc żyjący w IV wieku p.n.e. w Efezie, owładnięty obsesją zyskania wiecznej sławy. Uznał, że miejsce w historii może mu zapewnić tylko wielka zbrodnia. W 356 r. p.n.e. spalił efeski Artemizjon, jeden z siedmiu cudów świata. Został skazany na śmierć, a jego imię miało być wymazane ze wszystkich pisanych dokumentów. Procedura ta nie została jednak przeprowadzona wystarczająco dokładnie, gdyż historia o podpalaczu przetrwała w formie wzmianki, której autorem był Teopomp. Uznawany za pierwszego terrorystę w dziejach ludzkości, Herostrates stał się synonimem człowieka dążącego za wszelką cenę do osiągnięcia sławy, nawet za cenę wielkiego przestępstwa. W psychologii taką postawę określa się terminem „kompleksu Herostratesa”.
Darmowy fragment