- W empik go
Mors Meta Malorum - ebook
Mors Meta Malorum - ebook
Sześć opowiadań grozy, w których zwykłym ludziom, przytrafiają się niezwykłe rzeczy. Spotkania z duchami, pozornie spokojny chłopak okazujący się mordercą, niezwykła gra komputerowa czy strach na wróble, który jest czymś więcej niż tylko słomianą kukłą, to zupełna norma w zbiorze opowiadań „Mors Meta Melarum”. Tylko dla osób pełnoletnich (18+). Zbiór jest dziełem Łukasza Burdzińskiego, autora horroru ekstremalnego „Noc Wigilijna”, która okazała się udanym debiutem, zyskując uznanie czytelników…
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-454-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pisanie opowiadań nie jest prostym zajęciem, ale muszę przyznać, że bardzo satysfakcjonującym. Tworzenie postaci, wlewanie w nich życia, opisywanie historii i zdarzeń, jakie ich spotykają, to proces mozolny. Jednak bawiłem się świetnie, pisząc teksty do niniejszego zbioru.
Największym problemem był dla mnie czas. Wszystkie opowiadania tworzyłem nocami, kiedy to dzieciaki smacznie już spały w swoich łóżkach, a ja mogłem usiąść przed ekranem laptopa i pisać. Oczywiście tylko w dni wolne od pracy. Trzeba znaleźć czas, aby pomóc dzieciom w nauce, czas na zabawę czy choćby spacer, aby nie zaniedbywać rodziny. Dlatego też pisałem tylko w wolne dni i tylko nocami. W tym miejscu chcę też powiedzieć, że podziwiam wyrozumiałość mojej żony. Na jej miejscu nie byłbym dla siebie tak wyrozumiały. W końcu przesiadywałem czasami do późnych godzin, zamiast położyć się spać obok niej.
Tak czy inaczej, w końcu się udało i zbiór mogę uznać za gotowy. Pisząc opowiadania, mimo wszystko bawiłem się świetnie i mam nadzieję, że i ty, Czytelniku, będziesz się równie dobrze bawić podczas czytania. Moim założeniem było niedopuszczenie do tego, aby teksty w zbiorze stały się zbyt poważne lub realne. Nieco drażni mnie w ostatni czasie zbytnie „urealnianie” książek. Wprowadzanie dokładnych opisów działania policji, odwzorowywanie psychologii realnych morderców czy zagłębianie się w fizykę lub działanie mechanizmów, rządzących realnym światem. A gdzie miejsce na fantazję? Gdzie miejsce na wyobraźnię? Horror jest przecież rodzajem fantastyki i może się w nich wydarzyć dosłownie wszystko. Policja może w ogóle nie istnieć w danej historii albo działać zupełnie inaczej niż w prawdziwym świecie. To od autora powinno zależeć czy funkcjonariusze będą kretynami jak w filmie „Gremliny” Stevena Spielberga, czy też nie będą się angażować w miejsce akcji albo, czy nie będzie ich w ogóle w danej opowieści, choć głównym złym okaże się zamaskowany zabójca. Tymczasem mamy trochę zbyt duży wylew powieści czy opowiadań, w których autorzy próbują odwzorowywać idealnie działanie policji, zapominając całkowicie o tym, że to przecież ich własna, wymyślona historia, a nie podręcznik naukowy czy literatura faktu. Dlatego też pisząc opowiadania do niniejszego zbioru, powiedziałem do siebie: „Pieprzyć rzeczywistość”. Rzeczywistość wszyscy mamy na co dzień. Czasami ciekawą, czasami nudną jak flaki z olejem. Bywa kolorowa albo męcząca, ale stanowi codzienność, a dzięki fikcji literackiej można, choć na chwilę się od niej uwolnić. Przenieść się w jakiś inny świat, rządzący się własnymi prawami i czasami zupełnie różny od tego prawdziwego.
Tak więc wyszedłem z założenia, że nie chcę pisać niczego zbyt realnego. Ktoś mógłby powiedzieć, że jestem zbyt leniwy, żeby zrobić research i zapoznać się z tym, jak powinny funkcjonować pewne rzeczy. Tyle tylko, że w dzisiejszych czasach kiedy każdy ma dostęp do internetu i dostępu do wszelkiej wiedzy na wyciągnięcie ręki, lenistwo nie ma tu nic do rzeczy. Nie trzeba się już wysilać, żeby zrobić odpowiedni research i zapoznać się z tematem. Fakt, że trzeba poświęcić trochę czasu, ale na pisanie i trzeba go poświęcać, więc to także żadna wymówka. Obecnie wystarczy włączyć przeglądarkę, wpisać odpowiednią frazę, przeczytać kilka (lub kilkanaście) tekstów na dany temat i można zdobytą wiedzę wprowadzać do swojej książki. Tylko po co robić to w przypadku horroru, który z założenia ma być fikcją i im bardziej odbiega od rzeczywistości, tym dla niego lepiej?
Dlatego też, Drogi Czytelniku, nie oczekuj po niniejszym zbiorze, że uświadczysz w nim śledztwa czy odwzorowywanie rzeczywistości. Spodziewaj się czasami nietypowego zachowania bohaterów, a czasami scen przesadzonych, niczym w starych filmach akcji. Bo czemu nie? Nie piszę z przymusu, a dla czystej rozrywki i mam szczerą nadzieję, że właśnie rozrywkę dostaniesz, zagłębiając się w lekturę opowiadań, jakie udało mi się napisać. Liczę na to, że będziesz po prostu dobrze się bawić. Nie chcę nikogo swoją literaturą rozwijać czy uczyć. Od tego są inne książki, a nie horrory. A na pewno nie moje horrory.
Przy okazji pragnę Ci także podziękować za to, że trzymasz teraz w dłoniach tę książkę. Nie ważne czy wybrałeś wersję drukowaną, czy też w formie e-booka. Najważniejsze, żebyś dobrze bawił się podczas czytania, a jeśli Ci się spodoba, największą nagrodą dla mnie będzie miłe słowo. Zwyczajne podziękowanie i napisanie kilku zdań, co sądzisz o tym zbiorze opowiadań, niczego Cię nie kosztuje, a dla mnie będzie motywacją do tego, aby dalej pisać. Słowa krytyki także przyjmę na klatę i wezmę pod uwagę, bo to jest równie cenne, co pochwały.
Nie przedłużając, zapraszam Cię na kolejne strony i zagłębianie się w te niezwykłe historie, które napisałem. Baw się dobrze, czytając i czytaj, bawiąc się dobrze, tak jak ja dobrze bawiłem się podczas pisania.Tester
_„Praca, która była moim powołaniem, okazała się udręką za grosze.”_
_„Pod każdą władzą czuję się jak kundel! Czemu nie jestem chamem ze sztachetą w ręku? Ktoś by się ze mną liczył gdybym rzucił cegłą!_”
Adaś Miauczyński — Dzień Świra.
Kiedy odebrał telefon i dowiedział się, że został przyjęty jako tester gier w firmie Time Travel Games na pełen etat, pomyślał, że znalazł pracę marzeń. Do tej pory pracował na linii produkcyjnej w niewielkiej zagranicznej firmie produkującej plastikowe opakowania na żywność. Daniel Skarzewski nie lubił swojej dotychczasowej pracy, bynajmniej nie tylko dlatego, że zarobki pozostawiały sporo do życzenia. Przede wszystkim uważał, że stać go znacznie więcej. Miał ambicje, marzenia i plany na życie, a praca w fabryce opakowań nie dawała mu żadnych możliwości rozwoju. Zawsze powtarzał, że „każdy ma w dupie jego robotę, która nie była skomplikowana i tak naprawdę mogła ją wykonywać nawet średnio rozwinięta małpa”. Dlatego też zaczął poszukiwać jakiegoś innego zajęcia.
Time Travel Games było firmą, zajmującą się produkcją gier komputerowych, czerpiących inspiracje z klasyki. Odnosili spore sukcesy i choć nie byli liderami na rynku, zyskali uznanie graczy. Dlatego, gdy Daniel odebrał telefon i usłyszał, że został przyjęty na trzymiesięczny okres próbny, poczuł się jak małe dziecko, które otwiera gwiazdkowy prezent i odkrywa najbardziej wymarzoną zabawkę. Taką długo wyczekiwaną, która wydawała się całkowicie poza zasięgiem.
Miał dwadzieścia osiem lat, rok młodszą od siebie dziewczynę Julię i niewielkie mieszkanko w centrum miasta, odziedziczone po ojcu. Choć w fabryce opakowań nie zarabiał zbyt wiele, cieszył się swoim życiem i należał do osób otwartych, towarzyskich i zawsze uśmiechniętych. W głębi duszy czuł jednak pewien niedosyt. Czegoś mu brakowało i wiedział, że musi wprowadzić zmiany. Chciał się rozwijać i próbować nowych wyzwań, a nie tkwić w miejscu. Jako że zawsze lubił gry komputerowe, praca testera wydawała mu się spełnieniem marzeń. Nie należał do nałogowych graczy, którzy spędzają każdą wolną chwilę przed monitorem komputera, ale mimo wszystko lubił taką formę rozrywki i poświęcał jej czas w wolnych chwilach. Nie miał swojego ulubionego gatunku gier. Sięgał w zasadzie po wszystko i jeśli mu przypadło do gustu, ogrywał daną produkcję od początku do końca, niezależnie czy była to gra przygodowa, strzelanka, RPG czy wyścigi. Czasami grała z nim także Julia, która obserwując, jak jej chłopak bawi się przed komputerem, sama spróbowała swoich sił i polubiła to.
Daniel był jednak do bólu przeciętnym, młodym mężczyzną. Nie wyróżniał się w zasadzie niczym i często znajomi dziwili się, jak to w ogóle możliwe, że taka piękna laska jak Julia Szczech, jest z kimś takim jak Daniel Skarzewski. Nie należał do zbyt przystojnych, wysportowanych przedstawicieli gatunku męskiego. Był dość wysoki, ale jednocześnie chudy jak tyczka. Nosił na co dzień niewyróżniające się niczym ciuchy, często kupowane na wyprzedażach, a na głowie miał bujną, ciemną czuprynę w całkowitym nieładzie. Był tak szary w swojej przeciętności, że papier toaletowy przy nim wydawał się bardziej barwny od samej tęczy. A jednak Julia kochała go takim, jakim był. I z wzajemnością. Żyli skromnie w małym mieszkaniu w bloku, ale czuli się szczęśliwi i tylko to miało dla nich znaczenie.
Julia wspierała Daniela we wszystkim, dlatego także cieszyła się, że jej ukochany znalazł nową pracę i to nie byle jaką. Przecież będzie mógł robić, to co lubi. A czy może być coś lepszego od wykonywania swojego ulubionego zajęcia i otrzymywania za to pieniędzy?
Kiedy Daniel jechał kilka dni wcześniej na rozmowę kwalifikacyjną, nie wiedział w zasadzie, czego ma się spodziewać. Nie miał wykształcenia informatycznego i wysyłając list motywacyjny, nie liczył na wiele. A jednak zaproszono go na rozmowę i chciał wypaść jak najlepiej. Lata temu próbował swoich sił w tworzeniu prostych gier, jednak nie znał się prawie w ogóle na programowaniu. Korzystał bowiem jedynie z darmowych narzędzi o dość ograniczonych możliwościach. W taki sposób stworzył kilka zręcznościówek, ale szybko porzucił to zajęcie. Nigdy nie podszedł do tego zbyt poważnie i traktował to raczej jako ciekawe doświadczenie. Dlatego też swoje gry wrzucał jedynie na jakieś fora dla twórców, nie promując ich zbyt szczególnie. Mimo wszystko to doświadczenie pomogło mu dostać się do pracy w Time Travel Games. Umieścił bowiem tę informację w swoim liście motywacyjnym i zarząd postanowił sprawdzić jego twórczość. Okazało się, że są zadowoleni z tych kilku prostych gierek, choć sam Daniel uważał je za kiepskie (o czym rzecz jasna nie pisnął ani słowa) i przyjęto go na stanowisko testera. Zaproponowano stawkę tylko odrobinę powyżej minimalnej, jednak zapewniono go, że po ukończeniu trzymiesięcznego okresu próbnego, otrzyma podwyżkę, a także comiesięczną premię uznaniową w wysokości dwustu złotych. Pod warunkiem, że przepracuje pełny miesiąc, bez absencji chorobowej. Dla Daniela nie miało to jednak większego znaczenia. Do tej pory zarabiał mniej, wykonując wyjątkowo nudą pracę. Teraz miał testować gry, czyli robić coś znacznie ciekawszego, a do tego praca ta mogła dać mu spore szanse na rozwój. Kto wie, może jeśli się spisze, to po pewnym czasie zostanie włączony do zespołu tworzącego gry, a nie tylko testującego? Traktował więc tę pracę jak najwyższą wygraną w loterii. Z tej okazji zaprosił Julię na kolację do jednej z miejskich restauracji.
— Moje gratulacje — powiedziała dziewczyna, czekając na złożone chwilę wcześniej zamówienie.
— Pogratulujesz, jak przejdę okres próbny i dostanę tę pracę na stałe — odparł Daniel, próbując ukryć swoją ekscytację i zachować skromność.
— Daj spokój. Znasz się na grach jak mało kto.
— Ale nie na testowaniu gier — powiedział, zachowując kamienną twarz, choć robił to z trudem. — Pojęcia nie mam, czego będą ode mnie wymagać.
— Cokolwiek by to było, szybko wszystko ogarniesz. — Julia wyciągnęła rękę i ujęła dłoń chłopaka. — Trochę wiary w siebie. Dasz sobie radę.
Tak naprawdę wierzył w swoje możliwości, jak nigdy dotąd. Choć nie wiedział, co go czeka, był pewien, że sobie poradzi. Nawet jak będzie musiał nauczyć się programowania i całej reszty informatycznej magii. Choćby miał nie spać po nocach i się uczyć, da sobie przecież radę. A Julka będzie go w tym wspierać, tak jak zawsze i tak samo, jak on wspierał zawsze ją we wszystkim, co robiła.
***
Pierwszy dzień pracy stanowiły różnego rodzaju szkolenia, takie jak zapoznanie z zasadami bezpieczeństwa, a także obowiązkowe badania. Jednak już kolejnego dnia został wprowadzony do biura w dziale testerów gier firmy Time Travel Games. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to spokojna i dziwnie cicha atmosfera w biurze. Pośrodku pomieszczenia stało sześć biurek, przy pięciu z nich siedzieli testerzy i wykonywali w ciszy swoją pracę. Jedno biurko, przeznaczone dla Daniela, stało puste.
Piotr Malicki, będący szefem działu testerów, był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną po czterdziestce. Wprowadził Daniela do biura i przedstawił go pozostałym. Daniel podał rękę każdemu, przedstawił się, a kątem oka zerkał w monitory testerów, chcąc dostrzec, co testują. Jednak na monitorach nie widział włączonych gier, a jedynie jakieś notatki i dziwnie wyglądające dla niego oprogramowanie. Po chwili Piotr zostawił nowego pracownika w biurze i gdzieś wyszedł, w pozostałych testerów nagle jakby wstąpiło życie.
— I jak ci się widzi nowa praca? — zagadnął go, siedzący naprzeciwko jego biurka młody chłopak, na oko dwudziestoletni. Daniel zapamiętał, że nazywa się Kamil.
— Na razie trudno powiedzieć — odparł. — Wydaje się całkiem ciekawa.
— Heh… Tylko się wydaje, a tak naprawdę to cholernie nudna robota — z uśmiechem na ustach powiedział Kamil i gestem ręki zaprosił go do swojego biurka. — Chodź. Pokażę ci co i jak.
Daniel przesunął swoje krzesło bliżej i wygodnie się rozsiadł.
— Ogólnie to my tutaj nie testujemy gier jako takich, a zaledwie niewielkie fragmenty — zaczął opowiadać Kamil i włączył ten sam dziwny program, który był widoczny na innych monitorach. — Dostajemy jakieś pierdoły i wykonujemy na nich nikomu niepotrzebne testy. Tak naprawdę każdy ma to w dupie i nikt nawet wyników nie bierze pod uwagę. Cały ten dział to jedno wielkie gówno. Pic na wodę, ale przynajmniej w miarę dobrze płacą i wypłata jest zawsze na czas.
— Nie przesadzaj — wtrącił się, siedzący obok mężczyzna, który wcześniej przedstawił się jako Robert. — Wcale nie jest to zła praca. Tylko źle zarządzana i szefem jest najgorszy ścierw, na jakiego można było trafić.
— Wydawał się całkiem w porządku — powiedział Daniel.
— To tylko pozory. Nie daj się zwieść. Są szefowie, po których od razu widać, że masz do czynienia z prawdziwym kutasem. Piotrek to natomiast taki krypto-kutas. Udaje spoko gościa, ziomeczka do pogadania, a później ci dowala i grozi zabraniem premii czy innym gównem. Potrafi z najmniejszych pierdół zrobić wielką aferę, żeby tylko pokazać, kto tu rządzi.
— Szybko sam się przekonasz — dodał Kamil. — Rób po prostu swoje, trzymaj się terminów i nie miej własnego zdania. Najlepiej przytakiwać na wszystko i trwać z miesiąca na miesiąc. Nic skomplikowanego robić nie będziesz. Patrz. — włączył program, na którym wyświetliła się prosta trójwymiarowa grafika. Wszystko na ekranie było w szarych barwach, obiekty pozbawione były wszelkich tekstur. — Takie fragmenty nam wysyłają. Do każdego zlecenia dołączane są wytyczne, co należy sprawdzić. Czasami będziesz przez tydzień skakał po jakiś obiektach, innym razem trzeba strzelać do sześcianu i obserwować czy odpowiednio się rozpada. Później ze swoich testów robisz raport według określonego standardu i wysyłasz to w ostatni dzień terminu. Nigdy nie wysyłaj raportów wcześniej niż na ostatnią chwilę.
— Dlaczego nie? — zapytał zaciekawiony Daniel.
— Nikt tego nie doceni, że robisz coś szybciej czy lepiej, ale chętnie dorzucą ci następną robotę. Nie ma sensu wykazywać się za bardzo, bo nikt ci za to nie podziękuje, a jak raz powinie ci się noga, to będą wypominać ci to cały czas. A jeszcze pozostałym można zaszkodzić, gdy będziesz wysyłać za szybko raporty. Góra może się doczepić, że my pracujemy zbyt wolno. A na akord tu nie pracujemy i nieważne ile zleceń wykonasz w miesiącu i tak zarobisz tyle samo.
— Czyli co właściwie testujecie? — zapytał Daniel. Nie bardzo wiedział, co ma myśleć o tym, co do tej pory usłyszał.
— Ogólnie są to pierdoły. Nikt nam nawet nie pokazuje, jak ma wyglądać właściwa gra. Nie licz na to, że będziesz brać udział w jej tworzeniu. Zwykle będziesz dostawać kawałek kodu i aż nadto czasu, aby nad tym posiedzieć. Robiłeś już w branży? — Kamil spojrzał na Daniela zaciekawiony.
— Właściwie to nie — odparł lekko zmieszany. — Do tej pory z grami miałem tylko tyle wspólnego, że w nie po prostu grałem.
— To i tak masz większe pojęcie niż niektórzy tutaj — odparł ze śmiechem Robert. — Ja tu też krótko pracuję. Nawet nie przepadam za grami. Niczym się nie przejmuj. Przez pierwsze tygodnie będziemy ci pomagać. Nikt za ciebie pracy nie będzie wykonywać, ale możesz liczyć na nasze wsparcie. Zresztą… Szybko załapiesz, o co chodzi.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż w pewnym momencie do biura wszedł Piotr. Wtedy wszelkie dyskusje nagle ustały lub zamieniły się w ledwo słyszalne szepty, a każdy z testerów wpatrywał się tylko i wyłącznie w swój monitor. Piotr stał przez chwilę w pobliżu szafek przy jednej ze ścian i wyglądał, jakby czegoś szukał, przerzucając papiery w szufladach. Po paru minutach z powrotem wyszedł. Rozmowy jednak nie powróciły od razu. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się znowu Kamil:
— Wchodzi tu nagle i sprawdza, czy pracujemy. Udaje, że czegoś szuka. Podobno zdarzało mu się nieraz stać pod drzwiami biura i nasłuchiwać czy gadamy. Albo co gadamy. Cholera go wie. Normalny to on nie jest. Jedyne co w nim dobre to całkowity brak wiedzy o grach i naszej pracy. Zarządza biurem w tej firmie, a nie ma zielonego pojęcia, czym właściwie się zajmujemy. Można to wykorzystać przeciwko niemu, o czym sam się przekonasz za jakiś czas.
***
Kiedy wrócił do domu, niemal od razu rzucił się na kanapę i zaczął rozmyślać o wszystkim, co dzisiaj zobaczył i usłyszał. Nie do końca tego się spodziewał. To miała być praca marzeń? Daniel szybko zauważył, że przy szefie atmosfera w biurze staje się tak gęsta, że można byłoby ją kroić nożem. Do tego sama praca nie wydawała się ani trochę ciekawa. Spodziewał się, że będzie mógł grać, a tymczasem do biura trafiały jedynie jakieś pojedyncze fragmenty, które trudno nazwać nawet demem. W jednym z fragmentów widział jedynie szare podłoże, całkowicie płaskie, na którym postawiono kilka obiektów, równie szarych i nieciekawych jak cała reszta. Zadaniem pracownika było te obiekty przesuwać, nakładać na siebie czy rzucać jeden na drugi i sprawdzać, czy zaprogramowana fizyka działa, tak jak powinna. Ze wszystkiego były robione screeny lub nagrywano fragmenty testów jako pliki wideo, zbierano informacje w formie generowanych logów, a później umieszczano wszystko w raporcie. Wszystko to wydawało się niesamowicie nudne, ale mimo to Daniel nie zamierzał się poddawać. Nie zniechęcił się tak szybko. Przecież to był dopiero pierwszy dzień, a on sam jeszcze nawet nie zaczął czegokolwiek robić. Trudno oceniać całą pracę po jednym dniu. Będzie musiał wytrzymać ten okres próbny, a później może uda mu się jakoś wykazać i awansować? Zrobić karierę w branży? Postanowił dać sobie trochę czasu i cierpliwie robić swoje.
***
Po pierwszych kilku tygodniach jednak zdał sobie sprawę, że cała praca jest bajecznie łatwa i wszystko wychodzi mu wręcz perfekcyjnie. Przykładał się do najdrobniejszych szczegółów, a wysyłane przez Daniela raporty zawierały więcej informacji, niż u pozostałych testerów. Pierwsze zlecenie było proste i Kamil, Robert czy ktoś inny wykonałby je w ciągu pierwszego dnia, później tylko udając, że pracują, aby wysłać raport na ostatnią chwilę. Daniel jednak dostał cztery dni na testy prostego dema, w którym strzelał z szarego walca symbolizującego broń, do kilku słabo animowanych przeciwników. Choć demo pozwalało na zabijanie wrogów, trudno było je w ogóle nazwać grą. Przeciwnicy nawet nie atakowali, tylko stali w miejscu, oczekując na ostrzał. Daniel jednak wykorzystał na to całe cztery dni pracy, skrupulatnie przeprowadzając dziesiątki testów, nie tylko tych wymaganych, ale także wpadł sam na kilka pomysłów. Choć wytyczne dotyczyły głównie zachowania przeciwników i tego, czy prawidłowo reagują na ostrzał z każdej strony (w tym z wyskoku czy podczas kucania bohatera), nowy tester postanowił sprawdzić też takie rzeczy, jak zepchnięcie wroga z przepaści czy umieszczenie go pomiędzy dwiema ścianami przed zastrzeleniem. Efektem jego testów było znalezienie co najmniej kilku błędów, co dokładnie udokumentował za pomocą screenów, plików wideo i automatycznie generowanych logów. Do tego obszernie opisał swoje obserwacje, a jakby tego wszystkiego było mało, dodał nawet własną sugestię, jak można pewne błędy wyeliminować. Nie znał się na programowaniu, ale zaobserwował zachowanie komputerowego przeciwnika w tylu sytuacjach, że mógł się swoją wiedzą pochwalić. Gdyby dano mu więcej niż cztery dni, pewnie wycisnąłby z tego niewielkiego dema jeszcze więcej. Mimo wszystko był dumny ze swojej pracy i uśmiechem wysłał gotowy raport.
Tak samo zresztą pracował przez całe trzy miesiące, czasami zostając nawet dłużej w pracy, aby móc wykonać dodatkowe testy czy dokończyć raporty. Pozostali pracownicy biura powtarzali mu raz po raz, że niepotrzebnie się trudzi, ale Daniel nic sobie z tego nie robił i po prostu wykonywał swoją pracę, najlepiej jak potrafił.
***
Po zakończeniu okresu próbnego Daniel podpisał dwuletnią umowę. Otrzymał także podwyżkę w wysokości trzystu złotych i zapewnienie o comiesięcznej premii uznaniowej. Piotr, dając mu nową umowę, tylko wspomniał, że nikt nie ma do Daniela zastrzeżeń, choć też jakoś zbytnio go nie pochwalił. Mimo wszystko młody mężczyzna się nie zniechęcał.
Wciąż pracował tak samo wytrwale, jak do tej pory, aż w piątek, zaledwie dwa tygodnie po podpisaniu dwuletnie umowy, został wezwany do biura managera, odpowiedzialnego za produkcję aktualnej gry. Gdy szedł przez korytarze firmy Time Travel Games, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Był pewny, że ktoś właśnie dostrzegł, jak ciężko pracuje. Być może zaproponują mu awans? Może jego sugestie zostaną wzięte pod uwagę i manager chce z nim o tym porozmawiać? Cieszył się na samą myśl, że został dostrzeżony przez kogoś z zarządu.
Dotarł do drzwi biura z przypiętą metalową tabliczką, na której widniało Andrzej Grzesiuk. Wziął głęboki oddech i trzykrotnie zapukał. Zza drzwi usłyszał głośne „Proszę”. Przekręcił gałkę w drzwiach i wciąż pełen nadziei, ale jednak nieśmiało wszedł do środka.
— Dzień dobry — przywitał się cichym głosem. — Jestem Daniel Skarzewski. Wzywał mnie pan.
— Tak, tak. Siadaj — powiedział Andrzej i wskazał na krzesło po przeciwnej stronie biurka, za którym siedział. — Chcę porozmawiać o twojej pracy.
— Staram się, jak mogę — zaczął Daniel i usiadł naprzeciwko managera. Ten jednak od razu przerwał mu gestem ręki.
— Przez trzy miesiące okresu próbnego wysyłałeś nam, że tak powiem, rozległe raporty z przeprowadzanych testów. — Andrzej mówił spokojnym, opanowanym głosem, ale pewnie i stanowczo. — Problem w tym, że nie trzymasz się naszych standardów.
Daniel spojrzał na managera, lekko zbity z tropu, nie bardzo rozumiejąc, co ten chce powiedzieć.
— Chodzi mi o to, że po to zostały ustalone zasady raportowania, aby się ich trzymać. To samo dotyczy wytycznych, jakie są wysyłane do testerów. Dzięki temu, że opracowaliśmy doskonale działające systemy przesyłu informacji, wszystko funkcjonuje tu jak w szwajcarskim zegarku. Nie chcę zatem, abyś dodawał coś od siebie. Wprowadza to niepotrzebny chaos i zaburza tę wypracowaną harmonię, dzięki której udało nam się osiągać sukcesy.
— Ale… Ja tylko znalazłem kilka błędów — powiedział łamiącym się głosem Daniel.
— Wykonując testy, o które nikt cie nie prosił. Owszem, udało ci się wyszukać pewne błędy i niedociągnięcia, ale w sytuacjach, które nie będą miały miejsca w grze, gdy ta będzie gotowa. Chcę przez to powiedzieć, że wprowadza to niepotrzebne zamieszanie. Twoje raporty przechodzą później przez wiele rąk i nie każda osoba jest wtajemniczona w szczegóły. Nie wszyscy, którzy otrzymują raport, wiedzą jakie testy były zaplanowane, a które z nich dodałeś sam od siebie. Jedni koderzy zaczynają mieć pretensje do innych, ci natomiast zwalają winę na grafików czy jeszcze Bóg jeden wie kogo i pochłania nam dużo czasu wyjaśnianie, że wszystko to jest wynikiem… drobnej pomyłki i wykonania zbędnych testów.
Daniel spuścił wzrok i zupełnie nie miał pojęcia, co ma powiedzieć. Był całkowicie zbity z tropu. Spodziewał się zupełnie czegoś innego. Liczył na pochwałę, a tymczasem był karcony.
— Żeby jednak nie zostawiać tak tej sprawy… — kontynuował po chwili manager. — Wiedz, że doceniam twój wysiłek. Sporo się napracowałeś. Choć z bólem przyznaję, że zupełnie niepotrzebnie, ale mimo wszystko będę miał to na uwadze. Na przyszłość, jak będziesz miał jakieś wątpliwości odnośnie do wykonywanej pracy, zawsze możesz do mnie zadzwonić i dopytać, jednak najlepiej będzie, jak po prostu będziesz trzymać się ustalonych standardów i wytycznych.
— Przepraszam za kłopot — odparł cicho Daniel, cały czerwony na twarzy. Głos mu się łamał. Czuł, że w gardle rośnie mu wielka i bolesna gula. Był dorosłym dwudziestoośmioletnim mężczyzną, a miał ochotę po prostu płakać, jak małe dziecko.
— Mam nadzieję, że w przyszłości nie będziemy musieli powtarzać tej rozmowy. Pracujesz dobrze i wszyscy jesteśmy z ciebie zadowoleni, ale nie trać sił na… zbędny wysiłek, który wprowadza chaos w firmie.
***
— Ostrzegłem cię młody. Nie ma sensu robić czegokolwiek ponad normę — powiedział Kamil, gdy Daniel wrócił do biura i opowiedział pozostałym o swojej rozmowie z managerem. Ciągle zwracał się do niego młody, choć tak naprawdę to Daniel był od niego o całe siedem lat starszy.
— Ale… To są przecież jakieś jaja. Nie wierzę, że tak zbeształ mnie za dobrze wykonywaną pracę.
— To uwierz i się przyzwyczaj albo po prostu przestań robić więcej, niż tego wymagają. Jesteśmy tylko testerami jakiegoś gówna. Nikt się z nami nie liczy i tak jak już ci wspominałem, mają głęboko w tyłku naszą pracę. Rób swoje minimum, od jednej wypłaty do drugiej i będziesz miał święty spokój.
— Tylko że ja… — zaczął tłumaczyć Daniel. — Ja po prostu znalazłem błędy, a ten cały Andrzej powiedział mi, że i tak ich nie będzie. Że takie sytuacje, jak im zaprezentowałem, nie będą miały miejsca w skończonej grze. Tylko skąd ja to miałem wiedzieć?
— Właśnie o to chodzi — odezwał się Robert z naprzeciwka. — Nikt z nas nie wie, co będzie w grze, a czego nie. Dostajemy tylko fragmenty i nie wiemy nawet, nad czym pracujemy. Nikt nam nie mówi, o czym będzie gra, ani jak będzie wyglądać finalnie. Dlatego trzymaj się wytycznych, jakie ci wysyłają.
***
Jakby tego wszystkiego było mało, Daniel został jeszcze wezwany przez swojego bezpośredniego przełożonego. Piotr Malicki jednak, w przeciwieństwie do managera, nie potrafił panować nad nerwami tak dobrze. Niemal gotował się w środku, gdy dotarła do niego informacja o całej sytuacji. Besztając Daniela, prawie krzyczał, a filetowa żyła pulsowała mu na czole.
— To ja się za tobą wstawiam! Chwalę cię, że sobie radzisz i mówię, że można ci dać nową umowę, a tu taki numer! Tym razem nie wyciągnę konsekwencji, ale to ostania szansa. Nie mam zamiaru się później za ciebie tłumaczyć. Bo do mnie też dotarły pretensje, że cię nie dopilnowałem. Tak jakby wam zaglądał w wasze cholerne raporty. A może uważasz, że powinienem zacząć? Może sądzisz, że mam przed wysłaniem, przeglądać i najpierw zaakceptować?
— Nie — odparł skruszony Daniel. — Przepraszam. To się nie powtórzy.
— Mam nadzieję! Bo następnym razem nie będę tak łagodny i na rozmowie się nie skończy. Myślę, że nagana i utrata premii będzie odpowiednią karą, jeśli sytuacja się powtórzy.
Daniel, choć był zdenerwowany i zbity z tropu, miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy Piotr stwierdził, że teraz jest łagodny. Facet przecież darł się na cały głos i opryskiwał przy tym śliną własne biurko. Mimo wszystko nie odezwał się ani słowem.
***
Kiedy wrócił do domu, nie musiał niczego mówić. Julia od razu poznała po swoim chłopaku, że coś się stało, jednak ten nie chciał nic mówić.
— Wszystko jest w porządku — tłumaczył jej. — Po prostu miałem ciężki dzień w pracy.
Spróbował się uśmiechnąć, ale słabo mu to wyszło.
— Jak uważasz, ale wyglądasz, jakbyś czymś się martwił. Wydajesz się jakiś zasępiony. Jak zbity pies.
— Jasna cholera, daj spokój — odparł Daniel, nieco ostrzej niż zamierzał. — Naprawdę nic się nie stało. Jestem tylko zmęczony.
Julia jednak nie zraziła się jego podniesionym głosem. Wyczuła, że coś się stało, ale jej chłopak woli o tym nie mówić. Czasami po prostu trzeba z myślami stoczyć bitwę samemu, nie dzieląc z nikim swoimi troskami. Dlatego też nie ciągnęła dłużej tematu i po prostu podeszła do niego bliżej i przytuliła. Oparła głowę o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w bicie serca. Uznała, że jeśli stało się coś poważnego, to prędzej czy później Daniel i tak się z nią tym podzieli. Widocznie na razie sam musi sobie poukładać to w głowie. Młody mężczyzna ucałował ją w czubek głowy.
— Ale chyba wiem, co pomoże ci się zrelaksować — powiedziała spokojnie i uniosła wzrok. Chwilę później ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku, a ręce zaczęły szybko pracować nad zrzucaniem ubrań z obojga.
***
Kochali się długo i namiętnie tak jak zawsze. Nigdy nie uprawiali żadnego dzikiego seksu, stosowali tylko pozycję na misjonarza. I tak im się podobało najbardziej. Nigdy nie próbowali żadnych urozmaiceń, choćby seksu oralnego w grze wstępnej. Po wszystkim Daniel poczuł się znacznie lepiej i do końca dnia nie pomyślał już ani przez chwilę o pracy czy wydarzeniach z nią związanych. Wszystko jednak do niego wróciło w nocy, gdy próbował zasnąć.
Myśli o tym, jak został zbesztany, nawiedziły jego umysł. Przypomniał sobie, jak się wtedy poczuł. _Jak pieprzone małe dziecko, przyłapane na bawieniu się własnym siurkiem. Potraktowali mnie jak śmiecia, a przecież tylko wykonywałem swoją pracę lepiej od innych. Starałem się, robiłem wszystko dokładniej i uważniej niż było wymagane, a zamiast pochwały potraktowali mnie jak ścierwo._ Długo nie mógł zasnąć, a gdy sen w końcu nadszedł, był bardzo niespokojny i rzucał się na łóżku, mamrocząc pod nosem. Julia obudziła się, gdy Daniel przez sen zaczął przeklinać. Nigdy nie słyszała z jego ust takiego słownictwa. Mimo wszystko nie próbowała go obudzić.
***