- W empik go
Morze - ebook
Morze - ebook
Pan Kapturkiewicz jest prostym pracownikiem technicznym w teatrze. Choć jako dekorator nie ma wpływu na program, marzy mu się, by wystawić "Burzę" Szekspira. Na kwitach za pracę zaczyna podpisywać się jako Prospero, na zapleczu śni o tym, jak konstruuje na potrzeby spektaklu wiarygodny, wzburzony ocean. Tymczasem teatr usiłuje na siebie zarobić i nieustannie wystawia sztukę "Walentyna, czyli pantofel bez pary".
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-5549-6 |
Rozmiar pliku: | 255 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najsłodszem marzeniem pana Prospera Kaputkiewicza było wystawienie szekspirowskiej «Burzy» w teatrze, którego miał szczęście być maszynistą i dekoratorem.
Co mu tę myśl po raz pierwszy poddało — trudno wiedzieć.
Zdaje się, iż uderzony nią został z powodu podobieństwa imienia swojego z imieniem szlachetnego «Prospero», bohatera «Burzy», na który to wniosek naprowadza szczególniej fakt, iż nie tylko świeżo przez siebie przemalowane dekoracye do najpopularniejszej w sezonie tragedyi pod tytułem: «Walentyna, czyli pantofel bez pary», ale nawet kwity na swoją lichą pensyjkę podpisywał od niejakiego czasu «Prospero Kaputkiewicz», dodając do tego misterny zakręt w kształcie splątanej liny okrętowej.
Tak czy owak, zaprzeczyć się nie da, iż marzenie to opanowało go w tej samej mniej więcej porze, kiedy poszukując wyższej niż ta, którą posiadał drabinki, wdrapał
się był stękając na teatralne strychy, gdzie pomiędzy nagromadzonemi od dawna rupieciami błąkało się kilkanaście książek z owej wiosennej doby romantyzmu, jaką przechodzi każdy prowincyonalny teatr, zanim dyrektor jego przekona się, iż tylko grając «Pantofla bez pary», można sobie raz na rok kupić parę butów... Drabinki nie znalazł wprawdzie, ale w godzinę potem zbiegał mocno wzruszony z wązkich i skrzypiących schodów, ściskając pod pachą niedogryziony przez myszy wolumin, na którego noszącej ślad dawnych złoceń okładce, widniało nieśmiertelne popiersie Szekspira.
Tego młodzieńczego zbiegnięcia mógł staremu maszyniście szczególniej pozazdrościć pierwszy kochanek trupy, pan Rufin Puzderko, za którego musiano wyrzucić z repertoaru wszystkie miłosno-balkonowe sceny, ponieważ zdarzało się, że po okrzyku: «Ach, otóż jesteś w objęciu mem!» upływało trzy do czterech minut zanim wgramolił się na schody do balkonu wiodące, a słowa mdlejącej z upojenia kochanki: «Ach, jak gwałtownie ściska mnie!» — przypadały mniej więcej na tę właśnie chwilę, kiedy ich trzeci szczebel przebywał z trudnością.
Że musiało to w wysokim stopniu psuć efekt takiej miłosnej sceny, nikt chyba nie zaprzeczy. Ale nie tylko strona estetyczna na szwank narażoną była. Niemniej cierpiała na tem i etyczna strona przedstawienia. Do zbytku bowiem i w sposób całkiem demoralizujący bywała akcentowaną tradycyjna ślepota mężów w takich np. sytuacyach, kiedy zdradzony małżonek wołał zaciskając pięście: «Ach, gdyby nie był z oczu mych znikł», lub też: «O nocy, która skryłaś go!» — podczas gdy pan Puzderko ze zwykłą swoją ślamazarnością połową zaledwie pleców zdążył się do niego odwrócić i stawiał stopę na pierwszym dopiero szczeblu niebezpiecznej z balkonu przeprawy.
Kaputkiewiczowi nie zazdrościł wszakże nikt, bo go nikt nie widział. Wprost ze schodów wbiegł on do swojej zaśmieconej izdebki, drzwi na klucz zamknął, a potrąciwszy dekoracyę do siódmego aktu «Walentyny», na stołek pod okienkiem padł i trzęsącemi się jeszcze ze wzruszenia rękami, Szekspira okurzać zaczął.
Zwiędłe jego, głęboko zbróżdżone czoło dziwnie się przy tem zajęciu rozjaśniło, a w starych zmęczonych oczach zamigotał jakiś blask młodości. Okurzywszy książkę, pan Prosper rozłożył ją przed sobą, obu kościstemi rękami przegarnął na tył głowy rzadkie i mocno już siwiejące włosy, chude, szpiczaste łokcie na okienku oparł, obu dłońmi objął skronie, pochylił się, westchnął, jak przed modlitwą i zaczął czytać «Burzę».
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.