Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II. Tom 1 i 2 - ebook
Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II. Tom 1 i 2 - ebook
„Namiętnie pokochałem Morze Śródziemne” – tak brzmi pierwsze zdanie monumentalnej pracy Fernanda Braudela, uznawanej przez wielu za największe dzieło historiografii światowej naszych czasów. Trudno przecenić znaczenie i wpływ tej najbardziej znanej i konsekwentnie zrealizowanej koncepcji badawczej nurtu „historii globalnej” – wyjątkowej tak za sprawą ujęcia, warsztatu, jak i okoliczności powstania. Łącząc płaszczyznę czasu geograficznego, czasu społecznego i czasu jednostkowego Fernand Braudel dowiódł, że historia-opowieść nie jest jedyną metodą w ścisłym sensie obiektywną, a pożytki płynące z lektury jego ambitnego dzieła są nieprzemijające.
Spis treści
Nim Braudel stał się Braudelem. Narodziny książki
Przedmowa do drugiego wydania
Przedmowa do pierwszego wydania
CZĘŚĆ PIERWSZA: ROLA ŚRODOWISKA
I. Półwyspy. Góry, płaskowyże, równiny
Rozdział 1. Najpierw góry
Rozdział 2. Płaskowyże, przeciwgóry i wzgórza
Rozdział 3. Równiny
Rozdział 4. Przegony bądź koczownictwo. Dwa światy śródziemnomorskie
II. W sercu świata śródziemnomorskiego. Morza i wybrzeża
Rozdział 1. Płynne równiny
Rozdział 2. Krawędzie kontynentów
Rozdział 3. Wyspy
III. Obszary pograniczne, czyli większy wymiar Morza Śródziemnego
Rozdział 1. Sahara, drugie oblicze Morza Śródziemnego
Rozdział 2. Europa a świat śródziemnomorski
Rozdział 3. Ocean Atlantycki
IV. Jedność fizyczna. Klimat i historia
Rozdział 1. Jedność klimatyczna
Rozdział 2. Pory roku
Rozdział 3. Czy od XVI wieku zmienił się klimat?
V. Jedność ludzka. Szlaki i miasta, miasta i szlaki
Rozdział 1. Drogi lądowe i szlaki morskie
Rozdział 2. Żegluga. Tonaż i koniunktura
Rozdział 3. Funkcje miejskie
Rozdział 4. Miasta, świadkowie wieku
CZĘŚĆ DRUGA: LOSY ZBIOROWE I RUCHY CAŁOŚCIOWE
I. Gospodarka. Miara wieku
Rozdział 1. Przestrzeń, wróg numer jeden
Rozdział 2. Liczba ludzi
Rozdział 3. Czy można stworzyć „model” gospodarki śródziemnomorskiej?
II. Gospodarka. Kruszce, pieniądze i ceny
Rozdział 1. Świat śródziemnomorski i złoto Sudanu
Rozdział 2. Srebro z Ameryki
Rozdział 3. Wzrost cen
III. Gospodarka. Handel i transport
Rozdział 1. Handel pieprzem
Rozdział 2. Równowaga i kryzys w śródziemnomorskiej sytuacji zbożowej
Rozdział 3. Handel i transport. Żaglowce atlantyckie
IV. Imperia
Rozdział 1. U genezy imperiów
Rozdział 2. Środki i słabości państw
V. Społeczeństwa
Rozdział 1. Reakcja senioralna
Rozdział 2. Zdrada mieszczaństwa
Rozdział 3. Nędza i bandytyzm
VI. Cywilizacje
Rozdział 1. Ruchliwość i stabilność cywilizacji
Rozdział 2. Zalewanie jednej cywilizacji przez drugą
Rozdział 3. Jedna cywilizacja przeciwko wszystkim innym – los Żydów
Rozdział 4. Promieniowanie na zewnątrz
VII. Formy wojny
Rozdział 1. Wojna eskadr i umocnionych granic
Rozdział 2. Korsarstwo, pomocnicza forma wojny
VIII. Zamiast konkluzji. Koniunktura i koniunktury
CZĘŚĆ TRZECIA: ZDARZENIA, POLITYKA I LUDZIE
I. 1550–1559: Wznowienie i koniec wojny światowej
Rozdział 1. U źródeł wojny 1545–1550. Pokój na Morzu Śródziemnym
Rozdział 2. Wojna na Morzu Śródziemnym i poza nim
Rozdział 3. Powrót do wojny. Decyzje są podejmowane jeszcze na Północy
Rozdział 4. Hiszpania w środku stulecia
II. Ostatnie sześć lat supremacji tureckiej, 1559–1565
Rozdział 1. Wojna z Turkami. Czy było to hiszpańskie szaleństwo?
Rozdział 2. Hiszpania zbiera siły
Rozdział 3. Malta, próba sił (18 maja–8 września 1565)
III. Narodziny Ligi Świętej, 1566–1570
Rozdział 1. Niderlandy czy kraje śródziemnomorskie?
Rozdział 2. Przełom. Wojna w Grenadzie
IV. Lepanto
Rozdział 1. Bitwa 7 października 1571 roku
Rozdział 2. Dramatyczny rok 1572
Rozdział 3. „Zdrada” Wenecji i dwukrotne zdobycie Tunisu, 1573–1574
V. Rozejmy hiszpańsko-tureckie, 1577‒1584
Rozdział 1. Misja Marglianiego, 1578–1581
Rozdział 2. Wojna opuszcza świat śródziemnomorski
VI. Morze Śródziemne poza wielką historią
Rozdział 1. Trudności i kłopoty tureckie
Rozdział 2. Od francuskich wojen domowych do otwartej wojny z Hiszpanią, 1589–1598
Rozdział 3. Wojny na morzu nie będzie
Zakończenie
Źródła
Ilustracje
Spis rysunków i tabel
Spis ilustracji
Przypisy
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-123-3 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WIECZNIE OBECNEMU,
dowód wdzięczności i synowskich uczuć
.
W nowym świecie nie odkryto do dziś żadnego Morza Śródziemnego, jakie istnieje w Europie, Azji i Afryce...
J. Acosta: Histoire Naturelle des Indes, 1958, s. 54
PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA
Długo wahałem się, czy wydać ponownie Morze Śródziemne. Niektórzy z przyjaciół radzili mi niczego nie zmieniać, ani jednego słowa, ani jednego przecinka, posuwając się aż do przekonywania mnie, że lepiej nie wprowadzać modyfikacji do tekstu, który stał się klasyczny. Czyż mogłem im naprawdę uwierzyć? Wobec wzrostu ciężaru naszej wiedzy, wskutek bujnego rozwoju nauk o człowieku, sąsiadujących z historią, książki z tej dziedziny starzeją się dziś szybciej niż wczoraj. Mija ledwie chwila, a ich język staje się przestarzały; to, co było w nich nowego, jest już myślą powszechnie znaną; a zawarte w nich wyjaśnienia domagają się, same z siebie, ponownego rozpatrzenia.
Ponadto, Morze Śródziemne nie pochodzi z roku 1949, roku publikacji, ani nawet z roku 1947, w którym jako rozprawa doktorska było przedmiotem obrony na Sorbonie. Jego główne zarysy były już ukształtowane, jakkolwiek tekst w całości nie został napisany w 1939 roku, w końcu okresu pierwszej, olśniewającej młodości „Annales” Marca Blocha i Luciena Febvre’a, której jest bezpośrednim owocem. Niech czytelnika nie wprowadzą w błąd te czy inne argumenty z przedmowy do pierwszego wydania: wymierzone są przeciwko dawnym stanowiskom, zapomnianym dziś w dziedzinie badań, jeśli nie w dziedzinie nauczania. Nasza wczorajsza polemika jest walką z cieniami.
Wszelka synteza, jak powtarzał Henri Pirenne, pobudza do badań szczegółowych. W ślad za moją książką podjęto wiele takich badań. Towarzyszą mi one, jestem dziś ich więźniem. Potrzebowałbym wielu stron, by ukazać ogromną pracę, jaką wykonano od 1949 roku w dziedzinach dotyczących bezpośrednio tej książki, by wymienić opublikowane i nieopublikowane książki i studia, które napisali: Ömer Lütfi Barkan i jego uczniowie: Julio Caro Barroja, Jean-François Bergier, Jacques Berque, Ramón Carande, Alvaro Castillo Pintado, Federico Chabod, Huguette i Pierre Chaunu, Carlo M. Cipolla, Gaetano Cozzi, Jean Delumeau, Alphonse Dupront, Elena Fasano, Richard Gascon, José Gentil da Silva, Jacques Heers, Emmanuel Le Roy Ladurie, Vitorino Magalhães Godinho, Hermann Kellenbenz, Henri Lapeyre, Robert Mantran, Felipe Ruiz Martín, Frédéric Mauro, Ruggiero Romano, Raymond de Roover, Frank Spooner, Iorjo Tadić, Alberto Tenenti, Ugo Tucci, Valentin Vázquez de Prada, Pierre Vilar, czy wreszcie grupa, jaką tworzył wraz ze swoimi znakomitymi uczniami nieodżałowany Vicens Vives. Uczestniczyłem, często z bliska, w powstawaniu tych prac.
Do informacji, jakie zawierało pierwsze wydanie, dodałem wreszcie wiele nowych, dzięki własnym poszukiwaniom i lekturom w archiwach i bibliotekach Wenecji, Parmy, Modeny, Florencji, Genui, Neapolu, Paryża, Wiednia, Simancas, Londynu, Krakowa, Warszawy.
Trzeba zebrać całe to żniwo. Pojawiają się tu znów zdradliwe kwestie metody. Dotyczą one, przede wszystkim, skali tematycznej książki, przedstawiającej obszar śródziemnomorski w jego najszerzej ujętych granicach i w pełnym wymiarze jego wielorakiego życia. Wzbogacać zasób informacji to, siłą rzeczy, inaczej sytuować, inaczej rozstrzygać dawne problemy, a następnie napotykać nowe, których rozwiązania są trudne i wątpliwe. Z drugiej strony, przez piętnaście lat dzielących nowe wydanie od pierwotnej redakcji zmienił się sam autor. Nowa redakcja tekstu wymagała pewnego przesunięcia środka ciężkości dociekań, czy nawet zmian w ujęciu problematyki stanowiącej jej nić przewodnią, mianowicie dialektyki przestrzeń–czas (historia–geografia), która określała kontury naszego pierwotnego przedsięwzięcia. Tym razem ukazuję i akcentuję nowe perspektywy, ledwie zarysowane w pierwotnym tekście. Zainteresowała mnie ekonomia, nauka o polityce, pewna koncepcja cywilizacji, bardziej wnikliwa demografia. Dodałem wiele wyjaśnień, które – jeśli się nie mylę – rzucają nowe światło na istotę mojego przedsięwzięcia.
Jednakże zasadniczy problem pozostaje ten sam. Jest to problem występujący we wszelkich przedsięwzięciach historyków: czy można uchwycić jednocześnie, w ten czy inny sposób, historię zmieniającą się szybko, wysuwającą na pierwszy plan właśnie swoje zmiany i sceny – i historię ukrytą, raczej milczącą, bez wątpienia dyskretną, której niemal nie domyślają się jej świadkowie i jej aktorzy, a która nieźle opiera się niszczącej sile czasu? Ta zasadnicza sprzeczność, którą trzeba wciąż rozwiązywać, okazuje się ważnym środkiem poznania i badania. Dotycząc wszystkich dziedzin życia, przybiera ona, siłą rzeczy, różne formy, zależne od punktu odniesienia.
Utarł się zwyczaj, coraz powszechniejszy, używania skrótowych określeń: struktury i koniunktury, z których pierwsze odnosiłoby się do długiego trwania, a drugie do krótkiego czasu. Są oczywiście różne struktury, są także różne koniunktury, a trwanie tych struktur i tych koniunktur bywa z kolei też różne. Historia uznaje, odkrywa liczne tłumaczenia jednego czy drugiego „poziomu” czasowego w pionie. A na każdym poziomie istnieją także związki, korelacje poziome. Wyjaśniała to już w słowach prostszych i bardziej dobitnych przedmowa do pierwszego wydania, która przedstawia moje główne intencje i zapowiada kolejność rozdziałów tej książki.
19 czerwca 1963
Mapy i szkice drugiego wydania zostały sporządzone, wedle moich wskazówek, w Laboratorium Kartograficznym VI Sekcji École des Hautes Études, pod kierownictwem Jacques’a Bertin. Pragnę podziękować Pani Marthe Briata, Pani Marianne Mahn oraz Panom Albertowi Tenentiemu i Michaelowi Keulowi za pomoc przy weryfikacji bibliografii i korektach odbitek.PRZEDMOWA DO PIERWSZEGO WYDANIA
Namiętnie pokochałem Morze Śródziemne, niewątpliwie dlatego, że przybyłem z Północy, jak tylu innych i po tylu innych. Poświęciłem mu z radością długie lata studiów – to dla mnie znacznie więcej niż całą młodość. W zamian, mam nadzieję, że trochę tej radości i wiele blasku Morza Śródziemnego zalśni na stronicach tej książki. Ideałem byłoby, niewątpliwie, przedstawienie bohatera zgodnie z naszymi upodobaniami, jak to czynią powieściopisarze, niegubienie go ani na chwilę z oczu, nieustanne przypominanie jego wielkiej postaci. Na nieszczęście, czy na szczęście, zawód nasz nie zna zachwycającej giętkości powieści. Czytelnik, który będzie chciał ustosunkować się do tej książki tak, jak tego pragnę, uczyni zatem dobrze, jeśli wniesie swoje własne wspomnienia, swoje wyobrażenia Morza Wewnętrznego i ubarwi nimi – ze swej strony – mój tekst, pomagając mi w odtworzeniu rozległej obecności tego morza, do czego, jak mogłem, dążyłem... Myślę, że samo morze – takie, jakie można widzieć i kochać – pozostaje najważniejszym z dokumentów swojej przeszłości. Jeśli wyciągnąłem tylko tę naukę z wykładów geografii moich mistrzów z Sorbony, to trzymam się jej uparcie, co nadaje sens mojemu całemu przedsięwzięciu.
Może się wydawać, że przykład prostszy niż Morze Śródziemne pozwoliłby niewątpliwie lepiej ukazać więzi historii z przestrzenią, zwłaszcza że wedle ludzkiej miary Morze Wewnętrzne jest w XVI wieku jeszcze bardziej rozległe niż dzisiaj; jego postać jest złożona, kłopotliwa, wyjątkowa. Wymyka się ona naszym miarom i kategoriom. Nie warto starać się napisać o niej zwykłej historii: „urodziła się dnia...”, próżny byłby wysiłek mówienia na jej temat po prostu tego, co się faktycznie działo... Morze Śródziemne nie jest jednym morzem, stanowi ono „kompleks mórz”, i to mórz zatłoczonych wyspami, pociętych półwyspami, otoczonych poszarpanymi brzegami. W jego życie przenika ziemia, jego poezja jest na poły wiejska, jego marynarze bywają chłopami; jest ono morzem zarówno oliwek i winorośli, jak smukłych okrętów wiosłowych czy pękatych statków kupieckich, a jego historii nie da się oddzielić od historii otaczającego go lądu, podobnie jak gliny nie da się wyjąć z rąk rzemieślnika, który ją formuje. „Lauso la mare et tente’n terro” (Chwal morze, a trzymaj się ziemi) – mówi przysłowie prowansalskie.
Niełatwo więc było zrozumieć, jaką postacią historyczną może być właściwie Morze Śródziemne; trzeba było cierpliwości, wielu wysiłków i na pewno jakichś nieuniknionych błędów. Nic jaśniejszego jak Morze Śródziemne w oczach oceanografa, geologa czy nawet geografa: są to dziedziny rozpoznane, sklasyfikowane, wytyczone. Ale w oczach historyka? Sto uzasadnionych rad przestrzega nas: nie jest ono tym, nie jest tamtym; nie jest samowystarczalnym światem samym w sobie, ale tym bardziej nie jest zagrodzoną łączką. Biada historykowi, który uważa, że ta wstępna kwestia nie istnieje, że Morze Śródziemne jest postacią niewymagającą określenia, od dawna bowiem określoną, zrozumiałą, bezpośrednio rozpoznawalną, którą ogarniamy przez podzielenie historii powszechnej wedle znaków wytyczających jej kontury geograficzne. Ale jaką wartość mają te kontury dla naszych badań?
Czy można by napisać historię morza, chociażby lat pięćdziesięciu, zatrzymując się z jednej strony u słupów Herkulesa, a z drugiej w cieśninie morskiej, dokąd starożytny Ilion (Troja) strzegł już dostępu? Te problemy granic, pierwsze, jakie się wyłaniają, pociągają za sobą wszystkie inne: ograniczać – to definiować, analizować, rekonstruować, a – w danym wypadku – wybrać, czyli przyjąć pewną filozofię historii.
Do pomocy mieliśmy oczywiście niezwykłą masę artykułów, rozpraw, książek, publikacji, ankiet, jednych z zakresu czystej historii, innych, nie mniej interesujących, pisanych przez sąsiadów: etnografów, geografów, botaników, geologów, technologów... Nie ma w świecie przestrzeni lepiej oświetlonej, lepiej zinwentaryzowanej jak przestrzeń Morza Wewnętrznego i lądów, które opromienia ono swoim blaskiem. Ale czyż mamy powiedzieć, ryzykując, iż wydamy się niewdzięczni wobec poprzedników, że ta masa publikacji przytłacza badacza niczym lawina szczątków? Zbyt wiele studiów przemawia językiem wczorajszym, nie z jednego względu przestarzałym. To, czym się one interesują, nie jest rozległym morzem, lecz maleńkim kawałkiem mozaiki, nie jego wielkim, burzliwym życiem, lecz czynami książąt i możnych, pyłem różnych faktów, niewspółmiernym do potężnej i toczącej się powoli historii, którą się zajmujemy. Zbyt wiele tych studiów trzeba rozpocząć od nowa, sprowadzić do skali ogólnej, podważyć, aby przywrócić im życie.
Niemożliwa jest, tym bardziej, historia morza bez dokładnego poznania obszernych źródeł archiwalnych. Tu zadanie wydaje się przekraczać siły pojedynczego historyka. Nie ma XVI-wiecznego państwa śródziemnomorskiego, którego zbiory rękopiśmienne, na ogół obficie zaopatrzone w dokumenty, nie ocalałyby mimo pożóg, oblężeń, wszelkiego rodzaju katastrof, jakie przeżył świat śródziemnomorski. Aby jednak zinwentaryzować i zbadać te zadziwiające bogactwa, kopalnie tego, co najpiękniejsze czy historyczne, trzeba niejednego życia, lecz dwudziestu, to znaczy trzeba by dwudziestu badaczy, z których każdy poświęciłby temu całe swoje życie. Być może nadejdzie dzień, w którym nad archiwami historycznymi nie będzie się już pracować metodami drobnych rzemieślników... Tego dnia stanie się, być może, realne uprawianie historii powszechnej na podstawie tekstów oryginalnych, a nie książek pisanych nie zawsze przez autorów znających te teksty z pierwszej ręki. Czy potrzebuję wyjaśniać, że nie przeczytałem wszystkich dokumentów, jakie znajdowały się w moim zasięgu, jakkolwiek moje starania były rozległe; że książka moja wspiera się na badaniach siłą rzeczy częściowych? Wiem z góry, że jej wnioski będą podjęte, dyskutowane, zastępowane innymi, i tego właśnie pragnę. W ten sposób rozwija się i musi rozwijać się historia.
Z drugiej strony, z powodu niesprzyjającej sytuacji chronologicznej między ostatnimi wielkimi płomieniami renesansu i reformacji a tym ciężkim, już wstecznym stuleciem, jakim będzie wiek XVII, Morze Śródziemne drugiej połowy XVI wieku jest „zwodniczo pięknym tematem”, jak pisał Lucien Febvre. Czy trzeba wskazywać, dlaczego jest interesujące? Nie bez pożytku jest wiedza o tym, czym stało się Morze Wewnętrzne na progu epoki nowożytnej, wówczas, gdy świat przestał skupiać się wokół niego, żyć dla niego i jego rytmem. Natychmiastowa dekadencja, o której zawsze mówiono, nie wydaje mi się dowiedziona; wszystko zdaje się raczej przemawiać za czymś przeciwnym. Ale niezależnie od tego dramatu sądzę, że wszystkie problemy, jakie stawia przed nami Morze Śródziemne, mają wyjątkowe ludzkie bogactwo, a zatem interesują historyków i nie tylko historyków. Myślę, że rzucają one światło aż na czasy obecne i nie są pozbawione tej „pożyteczności”, której Nietzsche wymagał właśnie od historii.
Nie będę się rozwodził nad powabami, pokusami, jakie przedstawia taki temat. Jego zwodniczość, to znaczy jego trudności, jego zdradzieckość, już wyliczyłem. Dodam tu jeszcze to, że spośród naszych dzieł historycznych żaden wartościowy przewodnik nie służył mi swoją pomocą. Studium historyczne, skupiające uwagę na płynnej przestrzeni, ma wszystkie uroki, ale na pewno w jeszcze większym stopniu zawiera w sobie niebezpieczeństwa nowatorstwa.
Skoro obie szale wagi są poważnie obciążone, to czy miałbym powód przechylać ostatecznie stronę ryzyka i – nieostrożnie – sądzić, że przedsięwzięcie warte jest zachodu?
Moim usprawiedliwieniem jest sama historia tej książki. Gdy w 1923 roku rozpoczynałem nad nią pracę, zamierzałem jej nadać klasyczną, na pewno ostrożniejszą formę studium poświęconego polityce Filipa II. Moi ówcześni mistrzowie bardzo to chwalili. Wyobrażali sobie moje studium jako książkę mieszczącą się w ramach historii dyplomatycznej, która pozostaje dość obojętna wobec zdobyczy geografii i niewiele troszczy się (jak nazbyt często sama dyplomacja) o życie gospodarcze; która odnosi się dość pogardliwie do tych wielkich świadectw wszelkiej prawdziwej historii, jakimi są fakty cywilizacyjne, religie, a także literatura i sztuka, i zamknięta we własnych granicach, zabrania sobie jakiegokolwiek spojrzenia poza biura kancelarii, na prawdziwe życie, płodne i bujne. Wyjaśnienie polityki Króla Przezornego oznaczało, przede wszystkim, ustalenie odpowiedzialności suwerena i jego doradców, zdanych na zmieniające się okoliczności; określenie ról wielkich i ról mniejszych, odtworzenie ogólnego obrazu światowej polityki hiszpańskiej, w której Morze Śródziemne było tylko wycinkiem, i to na pewno nie zawsze uprzywilejowanym.
Z nadejściem lat osiemdziesiątych XVI wieku potęga Hiszpanii została nagle zepchnięta w stronę Atlantyku. Tam właśnie, świadome tego czy nie, rozległe imperium Filipa II musiało stawiać czoło i bronić swojego zagrożonego istnienia. Potężny ruch wahadłowy pchał je ku oceanicznemu powołaniu. Zainteresować się tą grą podskórną, tą fizyką polityki Hiszpanii i stawiać wyżej badania niż przyklejanie etykietek, określających odpowiedzialność Filipa II czy Don Juana Austriackiego, sądzić nadto, że ci ostatni byli częstokroć, mimo własnych iluzji, zarówno aktorami, jak i kukłami – znaczyło wyjść poza tradycyjne ramy historii dyplomatycznej; wreszcie zadawać pytanie, czy poza tą odległą i nieregularną grą Hiszpanii (dość mdłą, jeśli odłożymy na bok pełen namiętności wielki akt z Lepanto) Morze Śródziemne ma własną historię, własny los, własne potężne życie i czy to życie nie zasługiwałoby na coś innego niż rola barwnego tła – znaczyło ulegać pokusie tego ogromnego tematu, który mnie ostatecznie przyciągnął.
Czy mogłem tego nie dostrzec? Jak szukać po różnych zbiorach rewelacyjnego dokumentu archiwalnego, nie otwierając oczu na to różnorodne, burzliwe życie? Wobec tak ożywczej aktywności, jak nie pójść w kierunku historii gospodarczej i społecznej, tej rewolucyjnej dyscypliny, którą we Francji niewielka grupa badaczy starała się podnieść do godności, jakiej nie odmówiono jej wcześniej ani w Niemczech, ani w Anglii, ani w Stanach Zjednoczonych, ani w bardzo bliskiej Belgii czy w Polsce? Ujmować historię śródziemnomorską w jej złożonym całokształcie, to iść za ich radą, chronić się za ich doświadczeniem, odwoływać się do ich pomocy, walczyć o nową formę historii, ponownie u nas przemyślaną, opracowaną i zasługującą na przekroczenie naszych granic; o historię na pewno zdobywczą, świadomą swoich zadań, swoich możliwości, także wymagającą, gdyż zobowiązaną do zerwania z dawnymi formami i do ich zburzenia, zresztą w sposób mniej lub bardziej usprawiedliwiony, ale to mało ważne! Była to dobra okazja, aby – badając postać wyjątkową – skorzystać z jej ogromu, jej wymagań, jej oporu i jej pułapek, a także jej żywotności, dla podjęcia próby budowania historii inaczej, niż nauczali nasi mistrzowie.
Każde dzieło uważa się za rewolucyjne, każde pretenduje do miana zdobyczy i stara się takim być. Gdyby Morze Śródziemne skłoniło nas tylko do porzucenia naszych nawyków, oddałoby nam już przysługę.
Książka dzieli się na trzy części, z których każda stanowi odrębną próbę całościowego wyjaśnienia.
Pierwsza część dotyczy historii prawie nieruchomej, historii człowieka w jego stosunkach z otaczającym go środowiskiem; historii płynącej powoli, zmieniającej się powoli, złożonej częstokroć z uporczywych nawrotów, wciąż zaczynanych od nowa cykli. Nie chciałbym lekceważyć tej historii toczącej się niemal poza czasem, w styczności z nieożywionymi rzeczami, ani też zadowolić się w tej materii tradycyjnymi wprowadzeniami geograficznymi do historii, niepotrzebnie umieszczanymi na początku tylu książek wraz z zawartymi w nich obrazami minerałów, orki i kwiatów, które pokazuje się szybko i o których nigdy się już nie mówi, jakby kwiaty nie powracały co wiosnę, jakby stada zatrzymywały się w miejscu, jakby okręty nie miały pływać po rzeczywistym morzu, które zmienia się wraz z porami roku.
Ponad tą historią nieruchomą wyodrębnić można historię o wolnym rytmie. Chciałoby się powiedzieć, jeśli to wyrażenie nie wypaczałoby pełni jej sensu, że jest to historia społeczna, historia zbiorowości i grup. W jaki sposób te podwodne fale unoszą całość życia śródziemnomorskiego – oto pytanie, jakie zadaję sobie w drugiej części mojej książki, badając po kolei życie gospodarcze, państwa, społeczeństwa, cywilizacje, a wreszcie usiłując, w celu lepszego wyjaśnienia mojej koncepcji historii, pokazać, jak te wszystkie, głęboko tkwiące siły działają w złożonej dziedzinie wojny. Wojna bowiem, jak wiemy, nie jest dziedziną wyłącznie indywidualnej odpowiedzialności.
Wreszcie trzecia część – historia tradycyjna, jeśli ktoś pragnie, „historia wydarzeniowa” według Paula Lacombe’a i François Simianda: ukazuje ona wzburzenia powierzchni, fale, unoszone potężnym ruchem przypływów i odpływów. Historia ta ma krótkie, szybkie, nerwowe oscylacje. Jest nadwrażliwa, jak wynika z jej definicji, najmniejszy krok wprawia w ruch wszystkie instrumenty pomiarowe. Ale właśnie jako taka jest ze wszystkich najbardziej pasjonująca, najbardziej człowiecza, a także najbardziej niebezpieczna. Nie dowierzajmy tej gorącej jeszcze historii, takiej, jak ją odczuwają, opisują, przeżywają współcześni, zgodnie z rytmem swojego życia, krótkiego jak nasze. Ma ona wymiar ich gniewu, ich snów i ich iluzji. W XVI wieku po prawdziwym renesansie przychodzi renesans ubogich, poniżonych, którzy zawzięli się pisać, opowiadać, mówić o innych. Ta cenna masa papieru zniekształca znacznie obraz przeszłości; wtargnęła ona w czas utracony, zajmując miejsce dalekie od prawdy. W dziwaczny świat, któremu brak wymiaru, przenosi się historyk czytający papiery Filipa II, tak jakby znajdował się w tym samym co on miejscu i w jego położeniu; jest to na pewno świat żywych uczuć; ślepy jak wszelki świat żywy, jak nasz, nietroszczący się o głębię historii, o te wartkie prądy, które niosą naszą barkę jak najbardziej pijany ze statków. To świat niebezpieczny, groźbę jego czarów i uroków zdołalibyśmy jednak zażegnać, gdybyśmy określili uprzednio te wielkie ruchy podskórne, często ciche, których znaczenie ujawnia się nam tylko wtedy, gdy obserwujemy rozleglejsze obszary czasu. Głośne wydarzenia są często tylko chwilami, tylko przejawami szerszych tendencji i tylko przez te tendencje mogą być wytłumaczone.
Doszliśmy w ten sposób do podziału historii wedle jej różnych poziomów. Albo – jeśli ktoś pragnie – do wyróżnienia w czasie historycznym: czasu geograficznego, czasu społecznego i czasu jednostkowego. Bądź jeszcze – jeśli ktoś woli – do podziału człowieka na szereg postaci. To, być może, najtrudniej będzie mi wybaczone, nawet jeśli stwierdzę, że również tradycyjne podziały kawałkują żywą i stanowiącą w głębi jedną całość historię; nawet jeśli powiem, wbrew Rankemu i Karlowi Brandiemu, że historia-opowieść nie jest jedyną metodą czy metodą w ścisłym sensie obiektywną i wykażę następnie, że te płaszczyzny mają być tylko środkami wyrazu myśli i że po drodze nie wyrzekłem się przechodzenia, od jednej do drugiej... Ale po cóż się bronić? Jeśli ktoś będzie mi zarzucał złe połączenie elementów tej książki, to mam nadzieję, że znajdzie w niej wiele fragmentów właściwie opracowanych, zgodnie z dobrymi zasadami naszego warsztatu.
Mam także nadzieję, że nie będzie mi się czyniło zarzutu z moich zbyt wielkich ambicji, pragnienia i potrzeby szerokiego spojrzenia. Historia może nie jest skazana wyłącznie na badanie otoczonych murami ogrodów. Czy w przeciwnym razie sprostałaby jednemu z obecnych zadań, jakim jest udzielanie odpowiedzi również na niepokojące problemy chwili, utrzymywanie związku z naukami tak młodymi, a tak zdobywczymi, jakimi są nauki o człowieku? Czyż bez historii ambitnej, świadomej swoich obowiązków i swoich ogromnych możliwości mielibyśmy w 1946 dzisiejszy humanizm? „To strach przed wielką historią zabił wielką historię” – pisał w 1942 roku Edmond Faral. Oby mogła ona odżyć!^()
Maj 1946Część pierwsza
ROLA ŚRODOWISKA
Część pierwsza, jak zapowiada jej tytuł, stoi pod znakiem pewnego typu geografii, skupiającej uwagę na danych o życiu ludzkim. Jest ona także, w jeszcze większym stopniu, poszukiwaniem pewnego rodzaju historii.
Gdyby należycie datowane wiadomości były liczniejsze, moglibyśmy zadowolić się badaniem geografii ludzkiej, ograniczonym ściśle do lat 1550–1600 – nawet badaniem prowadzonym w zdradliwym kierunku pewnego determinizmu. Ponieważ jednak świadectwa te są niekompletne, gdyż historycy nie gromadzili ich systematycznie, ponieważ nasze żniwo mimo jego obfitości jest niewystarczające, trzeba było, chcąc nie chcąc, dokonywać interpolacji. I po to, by oświetlić tę krótką chwilę w życiu śródziemnomorskim między rokiem 1550 a 1600, odwołać się do wyobrażeń, obrazów, realiów pochodzących z innych epok, wcześniejszych bądź późniejszych, a nawet z czasów obecnych. Wszystko to służy odtąd, w czasie i przestrzeni, wyłanianiu się historii o zwolnionym rytmie, ukazującej stałe wartości. W tej roli geografia przestaje być celem samym w sobie, by stać się środkiem do celu. Pomaga ona odkrywać najwolniej zmieniające się realności strukturalne, ujmować je w perspektywie zwróconej ku przepływowi najdłuższego trwania^(). Geografia, od której – podobnie jak od historii – możemy wymagać wszystkiego, da w ten sposób pierwszeństwo historii niemal nieruchomej, oczywiście pod warunkiem, że słucha się jej nauk, że akceptuje się jej podziały i jej kategorie.
Świat śródziemnomorski pojmujemy co najmniej dwojako. Jest on przede wszystkim złożony z szeregu zwartych, górzystych, porozdzielanych równoległymi równinami półwyspów: Italii, Półwyspu Bałkańskiego, Azji Mniejszej, Afryki Północnej, Półwyspu Iberyjskiego. Po wtóre zaś między te kontynenty w miniaturze morze wciska swoje rozległe, złożone, rozbite na części przestrzenie, albowiem Morze Śródziemne jest raczej „kompleksem mórz” niż jednolitą całością. Takie są dwie sceny – półwyspy i morza – które rozważymy najpierw, aby określić ogólne warunki życia ludzi. Ale ukazanie tych dwóch scen byłoby niewystarczające.
Z jednej strony, na południu, basen Morza Śródziemnego jest słabo oddzielony od olbrzymiej pustyni, która ciągnie się nieprzerwanie od atlantyckiej Sahary do pustyni Gobi, aż do wrót Pekinu. Od południowej Tunezji do południowej Syrii pustynia dotyka bezpośrednio morza. Jest czymś więcej niż sąsiadem, raczej gospodarzem, niekiedy nieprzyjemnym, zawsze wymagającym. Pustynia jest więc jednym z oblicz świata śródziemnomorskiego.
Z drugiej strony, na północy, dalszy ciąg krainy śródziemnomorskiej stanowi Europa, doznająca wskutek kontaktów z nią wielorakich wstrząsów, a wstrząsy przez nią wywoływane są równie liczne, mają często decydujące znaczenie. Europa Północna, znajdująca się poza strefą oliwek, jest wciąż obecna w historii Morza Śródziemnego. I właśnie wzlot Europy, Europy związanej z Atlantykiem, zdecyduje u schyłku XVI wieku o całym losie świata śródziemnomorskiego.
Rozdziały I–III mówią więc o różnorodności morza i rozważają je w przestrzeni. Czy w tych warunkach można mówić o jedności fizycznej morza (rozdział IV Klimat) bądź o jedności ludzkiej i siłą rzeczy historycznej (rozdział V Szlaki i miasta)? Są to etapy długiego wprowadzenia, które zmierza do naszkicowania różnych oblicz Morza Śródziemnego, aby – jeśli to możliwe – lepiej uchwycić i zrozumieć jego barwny los.I. PÓŁWYSPY. GÓRY, PŁASKOWYŻE, RÓWNINY
Pięć półwyspów Morza Wewnętrznego łączy wzajemne podobieństwo. Jeśli weźmiemy pod uwagę ich rzeźbę, to dzielą one regularnie między siebie nadmiar gór, nieliczne równiny, rzadkie doliny, rozległe płaskowyże. Nie twierdząc, że jest to jedyny sposób podziału ich brył, podzielmy je wedle tych prostych wskazówek. Każdy element tych złożonych całości należy do odrębnej rodziny, ukazuje w sposób oczywisty pewną typologię.
Porzućmy więc półwyspy jako autonomiczne światy, by rozważać jedynie podobieństwo materiałów, z jakich są zbudowane. Inaczej mówiąc, rozrzućmy klocki tych łamigłówek, porównajmy to, co jest porównywalne. Nawet w płaszczyźnie historycznej takie wyodrębnienie składników i poklasyfikowanie ich wniesie pewną jasność.