- W empik go
Mowa błazna. Odkrywanie sztuki chrześcijańskiej perswazji - ebook
Mowa błazna. Odkrywanie sztuki chrześcijańskiej perswazji - ebook
W erze globalizmu niemal wszyscy zajmują się autopromocją – prezentują się, tłumaczą, bronią bądź dzielą przemyśleniami i emocjami w sposób wcześniej niespotykany. To dlatego, jak pisze Os Guinness, można powiedzieć, że żyjemy w wielkiej świeckiej erze apologetyki. Co ta epoka apologetyki oznacza dla nas, wyznawców Jezusa? Czy jako chrześcijanie jesteśmy do niej przygotowani? Globalizacja daje nam przecież największą – od czasów Jezusa i apostołów – możliwość składania świadectwa.
Autor zwraca uwagę na istotny brak – zatraciliśmy umiejętność perswazji, sztukę przemawiania do ludzi, którzy z różnych powodów są obojętni lub oporni na nasze słowa. Odchodzimy od ewangelizacji, a skupiamy się na argumentowaniu. Staramy się wygrywać spory, zamiast zjednywać serca i umysły tych, do których chcemy dotrzeć z Dobrą Nowiną.
Os Guinness, prapraprawnuk Arthura Guinnessa, założyciela i właściciela browaru Guinness Breweries, urodził się w Chinach podczas II wojny światowej, gdzie jego rodzice brali udział w misjach medycznych. Kształcił się w Anglii; ukończył studia licencjackie na Uniwersytecie Londyńskim, uzyskał doktorat z nauk społecznych w Oriel College Uniwersytetu Oksfordzkiego. Guinness, krytyk społeczny, założyciel Trinity Forum, organizacji chrześcijańskiej, prowadził liczne seminaria dla przywódców na całym świecie, był częstym mówcą i liderem seminariów na konferencjach politycznych i biznesowych zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem lub redaktorem ponad trzydziestu książek, m.in. The Call, Time for Truth, A Free People's Suicide, The Global Public Square. Mieszka z żoną Jenny w pobliżu Waszyngtonu.
W obliczu mnóstwa wyzwań współczesności, od technologii, przez globalizację i polityczny marketing, po relatywizm moralny, czujemy pokusę rozwijania odosobnionej, bezpiecznej, reakcyjnej metody – dziesięć kroków do z góry przyjętego wniosku. Guinness robi coś zgoła przeciwnego. Podobnie jak G.K. Chesterton we wcześniejszej epoce, przypomina nam, że prawda jest raczej niewiarygodna, to znaczy podejrzana dla niewspomaganego rozumu. Autor opowiada się za szerokim spektrum argumentów, które mają twórczy charakter i prowadzą do zaskakującej prawdy – nieprzewidywalnej miłości Boga.
William Edgar, profesor apologetyki, Westminster Theological Seminary
Mowa błazna to bezpośrednia prezentacja wewnętrznej logiki i retoryki perswazyjnej, która ukazuje, jak przenieść słuchaczy od niewiary i wątpliwości do przekonania co do prawdy wiary chrześcijańskiej. Guinness skupia się nie tylko na naturze efektywnej argumentacji, ale też na charakterze, etyce i wierze apologety. Ta doniosła pod względem intelektualnym i do głębi praktyczna książka zachwyciła mnie. Zachwyci też Ciebie.
James W. Sire, pisarz, The Universe Next Door, Echoes of a Voice oraz Apologetics Beyond Reason
W czasach, gdy apologetyka chrześcijańska zdaje się wygrywać bitwy, ale przegrywa wojny, Kościoły porzucają ewangelizację i strategie biblijne są ignorowane, Mowa błazna Osa Guinnessa wydaje się niezbędna i nadzwyczaj ważna. Wnikliwy autor prowadzi nas z humorem i głębią refleksji, przywraca też sztuce opowiadania o Chrystusie jej uwodzicielski urok. […] Nazywa siebie dłużnikiem Petera Bergera, C.S. Lewisa, Francisa Schaeffera, G.K. Chestertona i wielu innych, czytelnicy zaś będą jego dłużnikami za sprawą syntezy i mądrości, właściwych dla Guinnessa, który ze świeżością i odkrywczością odnosi się do dobrodziejstw z przeszłości. Wszyscy ludzie powinni się dowiedzieć, że Bóg ich kocha i że Bóg wybacza. Mowa błazna przygotuje nas lepiej do głoszenia tej wiedzy. Polecam tę książkę z całego serca.
Jerry Root, profesor nadzwyczajny z dziedziny ewangelizacji, Wheaton College
Nazwa serii nawiązuje do tytułu dwóch wielkich dzieł świętego Tomasza z Akwinu, który koncentrował się na tym, że chrześcijaństwo nie podważa wartości poznania intelektualnego. Proponujemy czytelnikowi publikacje, których autorzy nie boją się rzeczowej dyskusji prowadzącej do wykazania prawdziwości chrześcijaństwa. Mamy nadzieję, że będzie to doskonała lektura i nieocenione źródło wiedzy dla tych, którzy szukają argumentów na rzecz chrześcijaństwa oraz wszystkich wątpiących, a nawet niewierzących. Ci ostatni znajdą okazję, by wypróbować swoją niewiarę.
Spis treści
-
- Kreatywna perswazja / 19
- Technika. Diabelska przynęta / 27
- Obrona nigdy nie kończy / 45
- Metoda trzeciego błazna / 59
- Anatomia niewiary / 79
- Bronią przeciwnika / 109
- Sygnały wyzwalające / 135
- Dynamika ściśniętej sprężyny / 153
- Czy sztuką jest mieć zawsze rację? / 173
- Uwaga na bumerang / 191
- Całujący Judasze / 215
- Mapa podróży / 237
Wstęp. Odzyskać utraconą sztukę / 13
Wniosek. Metoda otwartej dłoni / 261
Podziękowania / 263
Źródła cytatów zamieszczonych na początku książki / 265
Indeks osób / 266
Indeks rzeczowy / 268
Indeks biblijny / 271
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66665-01-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KREATYWNA PERSWAZJA
Barwny i kontrowersyjny powieściopisarz Norman Mailer został kiedyś poproszony o wygłoszenie wykładu na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. To było w czasach, gdy słynął z jadowitych komentarzy na temat feminizmu i chełpił się publicznie, że jest „championem męskich szowinistycznych świń”. Wiele studentek drażniło jego obnoszenie się z bigoterią, jak również doprowadzał je do szału sam fakt, że go w ogóle zaproszono, dlatego duża grupa feministek postanowiła przyjść na wykład i tak mu się dać we znaki, żeby pożałował przyjęcia zaproszenia. Z ich punktu widzenia Mailer był chamskim, bezwstydnym mizoginem, któremu należało pokazać, gdzie jest jego miejsce.
Jak wynika z kilku relacji z tego wydarzenia, kiedy Mailer wkroczył na salę wykładową, atmosfera wręcz iskrzyła. Ostrzeżono go zawczasu, że feministki zachowają się wrogo i tylko na niego czekają. Mailer przeszedł pewnym krokiem przez tłum, stanął na mównicy i oznajmił, że ma coś ważnego do powiedzenia, dlatego ci, którzy zamierzali buczeć i gwizdać, powinni natychmiast dać temu upust. Wtedy rzucił rękawicę: „Niech każdy z zebranych, kto uważa mnie za męską szowinistyczną świnię, zacznie buczeć”.
Jak na dany znak, feministki zaczęły głośno i szyderczo syczeć i buczeć, po czym przeszły do szyderczego śmiechu i głośnych wyrazów dezaprobaty okraszonych ironicznymi gwizdami ludzi siedzących w innych częściach sali. Istne pandemonium trwało przez jakiś czas, ale, co było nieuchronne, musiało wybrzmieć. Feministki nie mogły buczeć bez końca i wrzawa ucichła. Mailer podszedł do mikrofonu, popatrzył na nie z góry, milczał przez sekundę lub dwie, po czym rzekł: „Ale z was grzeczne kobietki, co?”. (Tu nieco łagodzę jego słowa).
Przez chwilę nie było wiadomo, co się wydarzy. Plan mógł nie wypalić i wywołać chaos. Jednak wrogie napięcie osłabło. Mailer wykazał się mistrzowskim sprytem, czym wywołał śmiech i aplauz wielu słuchaczy. Z relacji wynika, że nawet najbardziej zatwardziałe feministki były zdumione faktem, że uległy jego podstępowi i słuchały go potem w ponurym milczeniu.
Mailer, rzecz jasna, traktował wiarę chrześcijańską z taką samą zjadliwością i lekceważeniem jak kobiety i każdego, z kim się nie zgadzał, a jego mizoginia osiągnęła niewybaczalny poziom. Arogancki szowinizm wobec kobiet, wzmocniony opowieściami o sześciu małżeństwach, dzieliły lata świetlne od przykładu i nauk Chrystusa. Nasz Pan zawsze traktował kobiety z szacunkiem i godnością wyróżniającą się na tle wszystkich czasów. Niemniej my, wyznawcy Jezusa, powinniśmy wziąć pod uwagę jedno – chociaż Mailer ze swoim dogmatyzmem i treścią argumentów był jak najbardziej daleki Jezusowi, to jednak pod względem stylu komunikacji był mu znacznie bliższy niż wielu wyznawców Chrystusa.
Mailer uciekł się do czegoś, co nazywam kreatywną perswazją lub sabotażem przez zaskoczenie. Do osób skłonnych odrzucić to, co miał do powiedzenia, zwrócił się w sposób, który pozwolił im dostrzec, do czego zmierzał – i to wbrew ich woli.
Taka kreatywna perswazja realizowana zgodnie ze słowami Jezusa i Pismem Świętym ma kapitalne znaczenie dla dzisiejszych wspólnot kościelnych, ponieważ my, zachodni chrześcijanie, doświadczamy rażącej słabości, z którą musimy się zmierzyć. Jeszcze raz przedstawię problem: Niemal każde nasze świadectwo i przejaw komunikacji zakłada, że ludzie są otwarci na nasze słowa, a przynajmniej zainteresowani, nawet jeśli nie czują potrzeby, by je usłyszeć. Tymczasem większość ludzi po prostu nie jest ani otwarta, ani zainteresowana, ani w potrzebie, a w większej części rozwiniętego współczesnego świata żyje mniej otwartych ludzi niż pokolenie wcześniej. Wręcz więcej osób prezentuje wrogie nastawienie, a chrześcijaństwo zachodnie nie spotykało się z taką wrogością od stuleci. Za sprawą eksplozji pluralizmu w ciągu minionych pięćdziesięciu lat świat stał się dramatycznie bardziej zróżnicowany, a wskutek nasilenia się wojny kulturowej w wielu zachodnich krajach zaczęto znacznie bardziej lekceważyć wiarę. Krótko mówiąc, sfera publiczna w wielu krajach stała się bardziej świecka, a sfery prywatne bardziej zróżnicowane. Dlatego musimy mówić wieloma językami, nie tylko „chrześcijańskim”, i musimy w sposób perswazyjny przemawiać do serc i umysłów ludzi, którzy na początku często słuchają nas z uprzedzeniem, pogardą, zniecierpliwieniem, a niekiedy gniewem.
Każdy człowiek stąpający po ziemi jest w pewnym momencie otwarty, zainteresowany i w potrzebie – a kiedy tak się dzieje, powinniśmy być zawsze dobrze usposobieni, chętni i gotowi przemawiać i wskazać na Tego, który jest centrum i duszą wszystkiego, co nadaje życiu sens i wartość. Istnieją jednakże doniosłe teologiczne powody, dla których większość ludzi przez przeważającą część życia nie przejawia otwartości i zainteresowania, a także przyczyny historyczne i kulturowe, dla których w świecie Zachodu silniejsze zamknięcie się, wrogość i obojętność dotykają jeszcze więcej ludzi niż w czasach naszych przodków. We współczesnym świecie musimy się raz po raz mierzyć z tym, że świat wcześniejszych pokoleń przeminął bezpowrotnie.
WPAŚĆ WE WŁASNE SIDŁA
Uprzedzenia Normana Mailera, chociaż umiejętnie przez niego bronione, nie mogą być inspiracją dla chrześcijańskiej apologii. Dlatego przyjrzyjmy się biblijnemu przykładowi takiej samej kreatywnej perswazji – historii proroka Micheasza opisanej w 1 Księdze Królewskiej w rozdziale 22, wersach 1–28. W pewnym niesprecyzowanym roku w historii Izraela po podziale królestwa król judzki Jozafat udał się z Jerozolimy do Samarii, żeby naradzić się ze swym kuzynem, królem izraelskim Achabem. Chcieli zawrzeć sojusz, by przejąć sporne terytorium zajęte przez Syryjczyków. Zadawali proste pytania swojej radzie wojennej. Czy powinni zawrzeć sojusz i zaatakować Syryjczyków wspólnymi siłami? Czy kampania ta zyska poparcie Boga i zakończy się zwycięstwem?
Naturalną koleją rzeczy wezwano proroków z Samarii, by zyskać dla planu boskie poparcie. No bo czemu mają służyć duchowni w czasach konfliktu? Błogosławienie oddziałów szturmowych to przecież główne zadanie biskupa. W tym wypadku nadworni prorocy byli posłuszni i jednogłośnie przedstawili opinię, która przypadkiem okazała się zgodna z tym, co królowie mieli nadzieję usłyszeć. Czterystu proroków oznajmiło, że dwaj królowie powinni zaatakować i wygrać! Dla wzmocnienia swojego przekazu niektórzy z nich – utalentowani mówcy uciekający się do sposobów, które zachwyciłyby amatorów współczesnej komunikacji – stworzyli pomoce wizualne. Jeden z nich, niejaki Sedecjasz, przyniósł żelazne rogi, żeby pokazać, iż władcy będą bóść nimi wroga i wszystko, co napotkają na drodze.
Niewątpliwie było to imponujące przedstawienie i zgodnie z zamiarem wywarło wrażenie na będących jego odbiorcami królach. Jednakże z jakiegoś powodu król Jozafat, który w przeciwieństwie do Achaba pozostawał wierny Bogu Izraela, nie był zadowolony z jednomyślności nadwornych proroków kuzyna. Dlatego spytał swego sprzymierzeńca, czy znajdzie się u niego jakiś inny prorok, którego mogliby zapytać o zdanie.
„Jest jeszcze jeden mąż, ale nie prorokuje mi dobrze, tylko źle”.
Pierwszy atak na proroka Micheasza – zawsze wieszczył Achabowi nieszczęście. Kiedy król Achab posłał sługę po Micheasza, sytuacja uległa pogorszeniu. Micheasz usłyszał: „Przepowiednie tych proroków są jednakowo pomyślne dla króla. Niechże więc twoja przepowiednia będzie taka, jak każdego z nich, żebyś zapowiedział powodzenie”. Innymi słowy, Micheasza ściągnięto na radę wojenną, nie zgadzał się z pozostałymi prorokami, ale dostał surowy rozkaz, żeby mówić dokładnie to, co pozostali – czyli wieszczyć kłamstwo.
O dziwo, Micheasz właśnie to zrobił na początku. Wieszczył niezgodnie z prawdą, jak inni. „Na życie Pana! Na pewno będę mówił to, co Pan mi powie”, zwrócił się do królewskiego sługi. Mimo to, a być może natchniony przez Boga, by przepowiadać kłamstwo, jak robili to już wcześniej prorocy w historii Izraela, powiedział to samo, co jego poprzednicy: „Wyruszaj i zwyciężaj!”.
To w tym momencie Achab nabrał podejrzeń. Czy to możliwe, że Micheasz naprawdę zgadzał się z jego nadwornymi prorokami? A może sposób jego wypowiedzi sugerował, że on jednak żartował? Czy jego odpowiedź w tym przypadku tak bardzo nie przystawała do jego zwyczajnych odpowiedzi, że obudziło to czujność króla? A może znajdowała się w niej sugestia, że mówił prawdę, tyle że z pominięciem ważnego elementu, który wszystko by zmienił – na przykład, że siły królów rzeczywiście zwyciężą, ale jeden z nich zginie w walce, być może sam Achab?
Bez względu na to, co zaniepokoiło Achaba, przerwał on proroctwo Micheasza, zanim ten zdołał skończyć. „Ile razy mam cię zaklinać – ryknął z hipokryzją, która z pewnością wydała się komiczna wszystkim zebranym – żebyś mi mówił tylko prawdę w imię Pana?”.
Micheasz odparł na to po prostu: „Ujrzałem całego Izraela rozproszonego po górach, jak owce bez pasterza”. Innymi słowy: „Prawda jest taka, Wasza Wysokość, że lud twój straci przywódcę, bo zginiesz”.
Wrażenie z pewnością było obezwładniające. Król Achab przyjął nokaut ze strony Micheasza tak samo nieświadomie, jak feministki, które wpadły w pułapkę zastawioną przez Normana Mailera. Król nie był gotów zaakceptować słów Micheasza bardziej, niż feministki zgodzić się z Mailerem. Niemniej wpadł we własne sidła. Poprosił o słowo Pana i otrzymał je, wprost i bez ogródek. To wskutek własnego uporu musiał się skonfrontować ze szczerym proroctwem, wygłoszonym publicznie i niezgodnym z fałszywymi. Musiał się zmierzyć z problemem. Achab mógł zrobić to, co chciał i co być może zamierzał zrobić od samego początku. Ale od tego momentu nie miał wymówki, a za sprawą przepowiedni na szali znalazło się jego życie.
JAK WASZA WYSOKOŚĆ RZECZE
Przyjrzyjmy się innemu przykładowi z Proroków (1 Krl 20,26–43), tym razem przypowieści – kolejnej historii z wcześniejszych czasów niż te, gdy to okrutna puenta została wymierzona w króla Achaba. Syryjski król Ben-Hadad wraz z trzydziestoma dwoma sojusznikami (1 Krl 20,1) wytoczył wielką i arogancką kampanię przeciwko Samarii. Bóg łaskawie oszczędził Izrael, ale zadowolony z siebie Achab, przypisawszy sobie geniusz, dzięki któremu odniósł zwycięstwo, pochopnie oszczędził wrogiego króla po tym, jak pokonał jego armię. Został natychmiast pociągnięty do odpowiedzialności przez grupę izraelskich proroków w ciekawym, choć dramatycznym, epizodzie.
Otóż bezimienny prorok wyznaczony na boskiego posłańca poprosił drugiego, żeby uderzył go w głowę i ranił. Następnie wyszedł na drogę, którą Achab wracał z bitwy, i czekał na króla, a oczy ukrył za zakrwawionymi bandażami.
Kiedy przejeżdżający obok król zainteresował się historią jego obrażeń, prorok przedstawił mu pewną opowieść, rzecz jasna w pełni zmyśloną, ale dość prawdopodobną w czasie po walce. Twierdził, że ktoś przyprowadził do niego jeńca i kazał mu go pilnować. Było to zadanie na wagę życia i śmierci. Gdyby pozwolił jeńcowi uciec, miał albo oddać życie, albo zapłacić słoną karę w wysokości srebrnego talentu.
Przebrany prorok oznajmił, że jego jeniec niestety uciekł. Achab jak zwykle podsumował to okrutnym stwierdzeniem: „Taki niech będzie na ciebie wyrok, ty sam rozstrzygnąłeś”.
W tym momencie prorok z dramatyzmem zerwał bandaże z oczu i król mógł dostrzec, kim rzeczywiście był – jednym z jego proroków. „Tak mówi Pan: Za to, że wypuściłeś ze swojej ręki człowieka, który podlega mojej klątwie, będziesz musiał za jego życie oddać twoje życie i twój lud za jego lud”.
„Jak wasza wysokość rzecze”. Achab sam się osądził. Na oczach głośno świętujących ochroniarzy i pochlebczych dworzan po raz kolejny wpadł we własne sidła. Osąd proroka okazał się o wiele skuteczniejszy od połajanki. Słowo Pańskie zostało publicznie wygłoszone, a król postanowił sam odegrać rolę swojego oskarżyciela i sędziego.
METODA KRZYŻOWA I SKUPIONA NA KRZYŻU
To tylko dwie historie z wielu takich przykładów w całej Biblii i, jak zobaczymy, podejście to najgenialniej reprezentował Jezus. Kryją się za nimi szersze przemyślenia, którymi zajmiemy się później. W samym sercu jednak znajduje się wspaniały styl kreatywnej perswazji – którą można by nazwać „proroczą perswazją” – i głębokie zrozumienie, dlaczego taka perswazja jest potrzebna i jak działa. Przypowieści te razem reprezentują model chrześcijańskiej perswazji przenikającej całą Biblię i utrzymującej się przez wieki, a obecnie zapomnianej. Nikt bowiem, kto czyta Biblię uważnie lub kto analizuje własne poszukiwania sposobu dzielenia się słowem Jezusa, nie uniknie oczywistego wniosku: Zbyt wiele osób nie chce uwierzyć w to, czym się dzielimy, ani nawet wysłuchać, co mamy do powiedzenia, a naszym wyzwaniem jest pomóc im dostrzec to wbrew ich woli.
Ta utracona sztuka chrześcijańskiej perswazji ostro kontrastuje z chrześcijańskimi metodami komunikacji za Zachodzie, metodami prozaicznymi, jednowymiarowymi i aż nadto nieskutecznymi. Co więcej, odzyskanie sztuki chrześcijańskiej perswazji pomaga nam na dwa praktyczne sposoby. Po pierwsze, pokazuje nam wyjście z tragicznego impasu, w jakim utknęła znaczna część chrześcijańskiej komunikacji. Gdy ludzie nie przejawiają zainteresowania tym, co mamy do powiedzenia, czy to z powodu wrogości, czy uprzedzeń, czy obojętności, czy zblazowania, często stwierdzamy, że brakuje nam słów i czujemy się zagubieni. Lecz w takich momentach istnieje lepszy sposób, dzięki któremu do każdego i w każdym momencie możemy się zwrócić konstruktywnie. Istnieje ważny powód, dla którego taka perswazja nie zawsze doprowadzi do sukcesu (i nawet nie powinna), jest to jednak taka metoda przedstawiania spraw, która skłania ludzi do reakcji na prawdę i własne sumienie, a przez to nie daje im wymówki.
Po drugie, ta utracona sztuka każe nam być bardziej zdecydowanie chrześcijańskimi w komunikacji. W przeciwieństwie do wrażenia, jakie wielu chrześcijan sprawia obecnie, chrześcijańska komunikacja nie sprowadza się do komunikowania wiary chrześcijańskiej za pośrednictwem środków, które wydają nam się przydatne i skuteczne. „Jeśli to działa, wykorzystaj to”, głosi naiwne współczesne podejście, które zdążyło już zredukować sporą część chrześcijańskiej retoryki do śliskich i gładkich formuł albo zniekształconej i bełkotliwej nieudolności. Dla kontrastu chrześcijańska komunikacja to komunikacja Ewangelii ukształtowana przez nasze rozumienie boskiej komunikacji w Chrystusie, podobnie jak boska komunikacja w Chrystusie została ukształtowana przez boskie zrozumienie kondycji naszych serc, którą Bóg zajmuje się w Ewangelii.
Mówiąc prosto: Ponieważ Bóg dostrzegł, zesłał, a ponieważ Bóg zesłał, to się dzielimy. Bóg dostrzegł nasz grzech, więc zesłał swego Syna, a że zesłał swego Syna, dzielimy się naszą wiarą. Aby być prawdziwie skupiona na Chrystusie, chrześcijańska perswazja musi się sprowadzać do czegoś więcej niż dowodów lub wojny światopoglądów. Istnieje sztuka głoszenia prawdy. I jest to sztuka, która powinna pozostawać wierna prawdom wiary chrześcijańskiej, a przez to być kształtowana przez chrześcijańskie rozumienie prawdy i poszczególne prawdy wiary.
Stwierdzenie to nie oznacza, co niektórzy ludzie dzisiaj utrzymują, że głosimy Ewangelię i nie dążymy nigdy do perswazji. Głoszenie słowa i perswazja nie mogą być rozdzielane. Oznacza to jednak, że chrześcijańska apologia musi pozostawać zawsze niezależna. Musi być wierna sobie i kształtowana przez wielkie prawdy Pisma Świętego, a zwłaszcza pięć głównych prawd wiary – stworzenie, upadek, wcielenie, krzyż i Duch Boży.
W zgodzie z biblijnym rozumieniem stworzenia, perswazja chrześcijańska musi zawsze brać pod uwagę ludzkie możliwości przekonywania i prymat ludzkiego serca.
W zgodzie z rozumieniem upadku, perswazja chrześcijańska musi zawsze brać pod uwagę anatomię niewierzącego umysłu w jego odrzucaniu Boga.
W zgodzie z wcieleniem, chrześcijańska perswazja musi się odbywać przede wszystkim w kontakcie bezpośrednim twarzą w twarz, a nie na zasadzie wymiany argumentów, przeciwstawiania sobie formuł, środków i metodologii.
W zgodzie z krzyżem Jezusa, chrześcijańska perswazja musi być zawsze krzyżowa w swej metodzie i skupiona na krzyżu w sferze przesłania – co, jak zobaczymy, leży u podstaw wyboru tytułu tej książki, Mowa błazna.
A w zgodzie z Duchem Świętym, perswazja chrześcijańska musi zawsze podkreślać i pokazywać, że decyzje nie należą do nas, tylko do Boga. Bóg bowiem jest swoim głównym obrońcą, najlepszym apologetą i tym, który stawia przed światem wyzwanie „przedstawienia swojej sprawy”. I, jak powiada Jezus, to jego Duch, Duch prawdy, wykonuje kluczową część pracy związanej z przekonywaniem i udowadnianiem.
Czy Dobrej Nowiny można bronić za pośrednictwem środków, które są całkowicie niezależne od niej, a przez to neutralne dla wierzących i niewierzących? Czy powinniśmy tak działać? Nie. Będę przekonywał, że możemy porozmawiać z każdym, bez względu na jego wrogość lub dystans w stosunku Ewangelii, ale jest tak dlatego, że możemy liczyć na wyjątkowe prawdy Ewangelii – a przez to nasze podejście jest niezależne w tym sensie, że jest zdecydowanie chrześcijańskie, a nie neutralne w wymiarze wiara–niewiara. Taka wizja chrześcijańskiej apologii jako „sztuki prawdy chrześcijańskiej i chrześcijańskich prawd” leży u podstaw utraconej sztuki perswazji, którą będziemy zgłębiać.
Pierwsi apologeci chrześcijaństwa z czasów Imperium Rzymskiego stali w obliczu wyzwania polegającego na przedstawieniu przesłania tak nowego, że aż obcego dla pierwszych odbiorców, jak również na określeniu, co owo przesłanie oznaczało w epoce klasycznej oraz jej wyrafinowanych i ugruntowanych sposobów myślenia. W przypadku współczesnego świata wyzwaniem jest przedstawienie czegoś tak dobrze znanego, że aż nieznanego w ogóle, a równocześnie rodzącego w ludziach przekonanie, że są tym zmęczeni.
Innymi słowy, nasza epoka w świecie zachodnim jest ogólnie postchrześcijańska, a nie prechrześcijańska oraz pluralistyczna, a nie świecka, co rodzi istotne różnice i utrudnia rozmowę. Jednakże uogólnienia nie mają znaczenia w rozmowie z jednostkami. Kontekst stanowiący wyzwanie dla chrześcijańskiego apologety będzie zawsze inny w zależności od osoby rozmówcy, epoki i kraju. Bez względu jednak na wiek i na to, w której części świata żyjemy, dla wszystkich nas, wyznawców Jezusa, poznawanie Go i przedstawianie innym stanowi największą życiową radość. Dlatego chrześcijańska perswazja jest ogromnym przywilejem, drogocennym wyzwaniem i wymagającą lekcją, której warto się nauczyć.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------