- W empik go
Mowa na obchodzie 8 rocznicy rewolucju listopadowej miana w Brukseli 29.XI.1838 r. w zgromadzeniu Belgów i Polaków ("Polska, dzieje i rzeczy jej...", t. XX, str. 270-275) - ebook
Mowa na obchodzie 8 rocznicy rewolucju listopadowej miana w Brukseli 29.XI.1838 r. w zgromadzeniu Belgów i Polaków ("Polska, dzieje i rzeczy jej...", t. XX, str. 270-275) - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 928 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W kraju górzystym, w środku Niemiec południowych, na granicy państw austriackich znajdzie podróżny niedaleko miasta Kufstein zamek zawieszony na skale: jest to więzienie przeszło dwudziestu Polaków, a w ich liczbie jest Zaliwski. To imię na zawsze pamiętne obudzą wszystkie wspomnienia wielkich wypadków, jakie poruszają naszą ojczyznę, łączy się ściśle z obchodem dzisiejszej rocznicy.
Pewnego dnia dwóch podporuczników naszego wojska: Wysocki i Zaliwski , przyszli pomówić ze mną o położeniu naszego kraju.
„Możemy, rzekli — poruszyć nasze wojsko; jest ono małe, ale naród wielki; jakie twoje zdanie? Odpowie-li naród naszemu wezwaniu?" — „Bez wątpienia". Odpowiedź moja była krótka, ich wola wielka. Tłumacze wielkiej myśli narodowej stanowią, wyznaczają ezas, dają rozkazy i w kilka dni miało wybuchnąć powstanie. Dnia 29 listopada, słońce jeszcze było na horyzoncie, pewien oficer nieustraszony przebywa rogatki, główne ulice miasta i przywozi amunicję, bo ich stolica nie miała, były strzeżone za miastem. Odwaga i zręczność tego oficera godne są wspomnienia. Wszyscy byli spokojni, tyran Belwederu był także spokojny; może układał w głowie plany, żeby zapobiec powstaniu, o którego bliskim wybuchnieniu nie wiedział.
Zmierzcha się na koniec, każdy staje na naznaczonym sobie miejscu, dane są sygnały. Uderzają na gwałt dzwony, lud się rusza, powstanie narodowe wyraźnie widzieć się daje.
Co się stało z dwoma sprawcami rewolucji? Zapyta kto może. Dalecy od osobistych widoków walczyli w szeregach wojska narodowego.
Piotr Wysocki, waleczny, prawy, łatwy aż do lekkomyślności, nie przewidujący niebezpieczeństwa, podzielał zwycięstwa i klęski ojczyzny i wpadł w ręce nieprzyjaciela, broniąc z niedostatecznymi siłami szańców Woli w czasie szturmu Warszawy. Uległ losowi tych, którzy wywołali najzaciętszy gniew zwycięzcy. Długo jęczał w więzieniu, ale serca jego nie ugięły najsroższe cierpienia.
Józef Zaliwski, biegły i doświadczony partyzant chlubnie prowadził swój oddział przez całą wojnę. Pokonawszy największe niebezpieczeństwa złączył się z korpusem, który ostatni opuścił plac boju. Zaliwski poważny i surowy, rozważny i przedsiębiorczy nie mógł w bezczynności odpoczywać na obcej ziemi, gdzie go popchnęło powszechne nieszczęście. Bolejąc nad upadkiem powstania, które uważał za swe dzieło, przed pożegnaniem ziemi ojczystej ułożył plan drugiego powstania. Zwierzył się niektórym ze swych wiernych przyjaciół, którzy podjęli się zbadać umysły i przygotować poruszenie w różnych stronach kraju. Sam udał się do Francji dla porozumienia się z innymi przyjaciółmi w emigracji. Skoro wyrozumiał, że jego przygotowania doszły do pewnego stopnia dojrzałości, zaczął przywodzić do skutku dzieło, które sta- nowi epizod płodny w ważne niezmiernie na przyszłość następstwa.
Na jego wezwanie iskra elektryczna szybko przebiega serca młodzieży; objawia się po różnych zakładach ruch niespodziewany, którego nie wstrzymują zdumione władze francuskie. Zaliwski żegna swoje drobne dzieci, wyrywa się z rąk żony, opuszcza Francją, a z nim około stu emigrantów przebywa Niemcy, udaje się na wskazane punkta, rzuca postrach, na który zadrżał samowładca w swojej stolicy.
Jak pracowite mrówki, których żadna przeszkoda, żadne niebezpieczeństwo nie zatrzymuje, znoszą z daleka ziarna na zimę, wiele z nich ginie z trudu, upada pod niezmiernym ciężarem, ale te, które dostały się na miejsce, wznoszą ogromne mrowiska, których wielkość przedstawia zagadkę połączonej siły, zadziwia badaczów przyrodzenia; tak młodzi partyzanci łącząc swe usiłowania bez skutku na pozór pośpieszyli usypać wielkie mrowisko narodowe, które chociaż teraz rozrzucone, siły narodu polskiego razem zebrane w swoim czasie dosypią.
Przedsięwzięcie Zaliwskiego było niebezpieczne i miało znamienite ofiary. Wpadają do kraju — pierwszy ginie nieustraszony Dziewicki.
Drugi, Michał Wołłowicz, pożegnawszy się z ojcem, sędziwym starcem, który z nim przyszedł na emigracją, bieży ze swymi przyjaciółmi obudzić ojczyznę z uśpienia, natchnąć ją swoją piękną duszą. Znajduje tam śmierć chwalebną. Stefan Giecołd ginie także z wielu innymi.
Dwudziestoletni młodzieniec, którego nauki przerwała rewolucja, pospiesza także na wezwanie partyzantów do swojej ojczyzny. Miał tam matkę kochaną; sądzi kto może, że pobiegł rzucić się w jej objęcia. Nie — pobiegł poświęcić się sprawie narodowej. Przewidywał, był przekonany, że jej nie zobaczy, że przedsięwzięcie nie uda się, ale wiedział, że Polska potrzebuje krwi swych synów i poszedł szukać śmierci, która go porwała. Był to Artur
Zawisza. Porzucił służbę w wojsku belgijskim, żeby się poświęcić za ojczyznę. W naszym wieku jest tylko jednym z tych, którzy nie wzdragają się nieuchronnej śmierci, kiedy trzeba dopełnić koniecznego obowiązku względem sprawy narodowej i pożytecznego wolności; starożytność policzyłaby go może w rzędzie bohaterów.
O tysiąckroć szczęśliwi rodzice, strapieni ojcowie i matki! Umiecie pocieszyć się w żalu, nie wyrzucacie waszym synom śmiałości, błogosławicie ich poświęcenie: nie waszeż własne natchnienie wlało w nich tę wielkość duszy? Nie powtarzająż wam z niebieskiego przybytku: „Jak to! Opłakujecie nas umierających za ojczyznę?"
Nie wszyscy zginęli należący do tego śmiałego i niebezpiecznego dzieła; Rozproszyli się, ożywiając nadzieje ziomków, przerażając łupieżców Polski. Śledzeni i ścigani, powrócili w większej części do emigracji we Francji, Anglii, Belgii.
Główny naczelnik, Zaliwski, doświadczywszy przeciwności, których nie mógł naprzód obliczyć, schronił się pod panowanie austriackie, gdzie wpadł w zastawione na siebie sidła i został okuty w kajdany, oczekując dalszego losu. Ciągnęło się przez kilka lat śledztwo, w które uwikłano mnóstwo patriotów podejrzanych o udział w jego zamiarach. Po niejakim czasie kara śmierci odmieniona została na dwadzieścia lat więzienia. Tym sposobem Zaliwski znajduje się osadzony w Kufstein, dlatego że wojował z samowładcą moskiewskim. Kajdany, których nigdy z niego nie zdjęto, powiększają jego cierpienia fizyczne i moralne. Wielki poruszyciel sprawy narodowej jęczy w więzieniu; ciało jego skrępowane, ale myśl wolna i niepokonana. Chciałbym powiedzieć więcej, ale boję się pogorszyć jego położenie i los towarzyszów znoszących podobne męczarnie.
Obywatele! Przypominając wam kilka imion z wielkiej liczby tych, którzy się odznaczyli w ostatnich nieszczęściach Polski, mam cel jasny. Chciałem z okazji tej wielkiej uroczystości oddać hołd poświęceniu. Wyznaję, że oprócz tego wyższego powodu mam in- ny, mnie samego dotykający. Są to drogie i bolesne dla mnie wspomnienia: łączyła mnie z jednymi ścisła przyjaźń, z wielu innymi bliska znajomość; widziałem, jak się rozwijał i wznosił ich umysł; jeżeli moje jakie myśli mogły być im użyteczne, własne tylko uczucie ukształciło ich szlachetne serce. Zmiotła ich prawie wszystkich śmierć przedwczesna. Pierwszy to raz odzywam się publicznie do cieniów tych męczenników, których liczba co dzień się powiększa. Moje wspomnienia unoszą się za nimi, myśl moja nigdy nie jest sama. Nie mogłem dziś oprzeć się chęci wynurzenia w części, co mi moje wzruszenie do ust podaje .