Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mówię, więc jestem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Mówię, więc jestem - ebook

Słowa mają wielką moc. Spraw, by pomogły ci osiągnąć to, co chcesz.

Komu z nas nie zdarzyło się zapomnieć języka w gębie? Kto nie miał do siebie pretensji, że nie zareagował na uwagi, które naruszyły jego granice? Kto nie poczuł się źle z wypowiedzianymi przez innych ludzi słowami?

Mówię, więc jestem nauczy cię, co powiedzieć, by chronić siebie, wyrażać swoje potrzeby i uczucia, a także porozumiewać się z innymi.

Małgorzata Majewska przygląda się temu, jak rozmawiamy, a niekiedy nie rozmawiamy ze sobą, i ukazuje, jakie mechanizmy się za tym kryją. Zadaje pytanie, jak to się dzieje, że często ci, którzy nas kochają i są dla nas ważni, ranią nas i sprawiają, że czujemy się ze sobą źle. Wyjaśnia, jak inni naruszają nasze granice, komentując nasze ciało, ubrania, mieszkanie czy życiowe wybory oraz podważając w nas wiarę, że jesteśmy dorośli i sami potrafimy się sobą zaopiekować.

Zrozumienie konstrukcji językowych i świadomość kryjących się za nimi mechanizmów psychologicznych pozwolą nam odzyskać poczucie sprawczości i poprzez skuteczne stawianie granic świadomie zarządzać sobą i swoim życiem. Tak byśmy czuli, że nasz własny język potrafi nas ochronić i jest naszym sprzymierzeńcem.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-793-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MAŁGORZATA MAJEWSKA

Języ­ko­znaw­czyni, spe­cja­listka od komu­ni­ka­cji wer­bal­nej i niewer­bal­nej. Zafa­scy­no­wana pogra­ni­czem języka i psy­cho­lo­gii, z pasją bada jego zna­cze­nie i rolę w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich. Od wielu lat pra­cuje w Insty­tu­cie Mediów i Komu­ni­ka­cji Spo­łecz­nej Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego. W dok­to­ra­cie badała stra­te­gie, któ­rych uży­wamy, by umniej­szać war­tość swoją lub dru­giego czło­wieka. Uczy, zarówno na uni­wer­sy­te­cie, jak i poza jego murami, jak uży­wać języka, by lepiej zro­zu­mieć innych ludzi i poro­zu­mieć się z nimi, tak na płasz­czyź­nie zawo­do­wej, jak pry­wat­nej.PODZIĘKOWANIA

Chcia­ła­bym podzię­ko­wać pro­fe­sor Elż­bie­cie Taba­kow­skiej, mistrzyni i przy­ja­ciółce, która od lat uwraż­li­wia mnie na deli­katną mate­rię języka i szuka w tym, czego naucza języ­ko­znaw­stwo, czło­wieka i jego wraż­li­wo­ści. Dzięki godzi­nom roz­mów i wspól­nie wypi­tym kawom, lek­tu­rom i inspi­ra­cjom sama odkry­wam coraz wię­cej czło­wieka w sobie. Ta książka by nie powstała, a ja nie była­bym taka, jaka jestem, gdyby nie nasze spo­tka­nia.

Mojej córce Hele­nie za nasze roz­mowy na tara­sie, spa­cery, kocyki. Za otwar­tość w doświad­cza­niu zarówno pięk­nych chwil, jak i tych trud­nych. Mam poczu­cie, że to, co trudne, ni­gdy nas nie dzieli. To zaszczyt być twoją mamą.

Bart­kowi Zającz­kow­skiemu za lata dys­ku­sji i ana­liz cza­sem naprawdę nie­oczy­wi­stych zasto­so­wań języka. Za twoje uparte pyta­nia, a nie­kiedy twier­dze­nia. Za twój języ­kowy, mimo że nie języ­ko­znaw­czy umysł, który spra­wia, że muszę na nowo prze­my­śli­wać różne nie­oczy­wi­sto­ści w języku i się im przy­glą­dać.

Kata­rzy­nie Basa­mon, która pomo­gła mi nie zgu­bić się w tym cha­osie redak­cyjno-myślo­wym i do końca trwała na poste­runku. Kasiu, twoja obec­ność dała mi poczu­cie bez­pie­czeń­stwa i odwagę w for­mu­ło­wa­niu myśli.

Wszyst­kie cyto­wane przy­kłady są praw­dziwe i przy­to­czone za zgodą ich auto­rów i auto­rek. Zostały zmie­nione jedy­nie imiona, by chro­nić ano­ni­mo­wość moich roz­mów­ców. Nie­które aka­pity tej książki poja­wiały się w arty­ku­łach w cza­so­pi­smach „Mia­sto Kobiet”, „Cha­rak­tery”, „Teo­fil”, „Tygo­dnik Powszechny” i za zgodą redak­cji przy­ta­czam je tutaj.WSTĘP

Wiem, jak to jest pal­nąć coś i tłu­ma­czyć się potem, że wcale nie to mia­łam na myśli. Zmu­szeni jeste­śmy zno­sić wtedy nie­zręczne mil­cze­nie i potę­pia­jąco-oce­nia­jący wzrok. Chcia­łam dobrze, a wyszło jak zwy­kle – tak dobra­łam słowa, że ktoś poczuł się ura­żony. Wszy­scy znamy spo­tka­nia rodzinne, na któ­rych zawsze jest jakaś cio­cia Kry­sia, która zebra­nym wytyka życiowe porażki, dodat­kowe kilo­gramy albo brak faceta. Sta­ramy się mieć na uwa­dze, że cio­cia jest wie­kowa, że _ona już taka jest_ albo _prze­cież wiesz, że ona tylko żar­tuje_. Ale poczu­cie fru­stra­cji z każ­dym spo­tka­niem rośnie. Dzi­siaj żałuję, że w takich sytu­acjach nie chro­ni­łam sie­bie. Nie cho­dzi o to, by w końcu wybuch­nąć i powie­dzieć coś tak ranią­cego, żeby cio­cia poczuła się tak, jak ja się czu­łam, gdy mi dogry­zała, że jestem _pączuś_, albo powta­rzała, że _jak Pan Bóg roz­da­wał roz­miary butów, to przy mnie się zaga­pił i zapo­mniał powie­dzieć: stop_. Gdy cio­cia to robiła, za każ­dym razem wyobra­ża­łam sobie ten sam sce­na­riusz: że mówię jej coś rów­nie bole­snego. Nie­stety, a może na szczę­ście, wtło­czona przez doro­słych „grzecz­ność” nie pozwa­lała zare­ago­wać. Ale pew­nego razu więzy grzecz­no­ści pękły. Bo gdy prze­kra­cza­nie naszych gra­nic osią­gnie punkt kry­tyczny, jest już za późno na takie względy. Język wtedy nie nazywa tego, co się w nas dzieje. Język sam staje się „dzia­niem”, wybu­chem, któ­rego nie da się zatrzy­mać. Przy­tyki cioci osią­gnęły masę kry­tyczną i w końcu wybu­chłam. A potem nastała nie­zręczna cisza. Kar­cące spoj­rze­nia. Wyrzuty rodzi­ców, jak mogłam, prze­cież wiem, że cio­cia jest star­szą i scho­ro­waną osobą. Moje poczu­cie winy, a także wstydu, że nie umia­łam się powstrzy­mać.

Gdy szu­ka­łam tematu na dok­to­rat, moja pro­mo­torka, pro­fe­sor Jolanta Antas, pora­dziła: _Wybierz temat o mecha­ni­zmie języ­ko­wym, któ­rego nie rozu­miesz_. Tak więc napi­sa­łam dok­to­rat o depre­cja­cji, czyli o tym, jak umniej­szamy sie­bie i innych za pomocą słów. Gdy go pisa­łam, myśla­łam o tym, jak trudno cza­sem powie­dzieć „stop”, zare­ago­wać w porę, zanim złość w nas napęcz­nieje, posta­wić gra­nicę, by się chro­nić i obro­nić, gdy ktoś sło­wami pró­buje nas spro­wa­dzić do par­teru.

SŁOWA OBRONY KONIECZNEJ

Wiem też, jak to jest, gdy zabrak­nie języka w gębie. Gdy się nie wie, co powie­dzieć. Gdy wszy­scy patrzą i cze­kają na bły­sko­tliwą ripo­stę, a ty masz ochotę się roz­pła­kać. Mój przy­ja­ciel jest doro­słym dziec­kiem alko­ho­lika (DDA), który całe dzie­ciń­stwo odgry­wał rolę maskotki. Był dziec­kiem, które wygłu­pami sku­pia na sobie uwagę całej rodziny i dzięki temu odwraca ją od pro­ble­mów. Zawsze rado­sny, bez­tro­ski, gło­śny. Uwiel­biany gość na wszyst­kich impre­zach, bo gdy przy­cho­dził, było wia­domo, że będzie faj­nie. Ale pew­nego dnia odkrył, że ma już dość tej roli. Prze­stał bła­zno­wać. Towa­rzy­stwo nie mogło mu tego wyba­czyć: _Zacho­wuj się nor­mal­nie. Co się z tobą dzieje? Gdzie jest praw­dziwy Oskar?_ Wtedy nie miał narzę­dzi do obrony sie­bie.

Kilka lat póź­niej wybra­li­śmy się razem na kon­cert Ral­pha Kamin­skiego. Weszli­śmy do windy w Cen­trum Kon­gre­so­wym. Oskar miał na sobie sza­lik zna­nego pro­jek­tanta, któ­rego wzór z daleka rze­czy­wi­ście mógł przy­po­mi­nać sza­liki pił­kar­skie. W win­dzie znaj­do­wało się już kilka osób. Jedna z kobiet, około pięć­dzie­siątki, zwró­ciła mu uwagę, że to nie boisko pił­kar­skie. Nie sły­sza­łam tego, tylko widzia­łam, że Oskar coś jej tłu­ma­czy. Do mojego ucha docie­rały poje­dyn­cze słowa, że to nie tak, że on w życiu nie był na meczu pił­kar­skim, że nie jest kibi­cem, że on na kon­cert. Gdy usie­dli­śmy już na miej­scach, pozna­łam szcze­góły całej histo­rii. Wście­kłam się okrut­nie, bo jakim pra­wem obca baba komen­tuje wygląd mojego zna­jo­mego? Czemu on w ogóle zaczął się tłu­ma­czyć? Zamiast powie­dzieć jej: _Sza­nowna pani, to tro­chę nie­grzeczne i nie­sto­sowne publicz­nie komen­to­wać czyjś wygląd_. Ralph pięk­nie śpie­wał o tęsk­no­cie za czu­ło­ścią i bli­sko­ścią, a ja przed oczami mia­łam różne tego typu sytu­acje, gdy ktoś mnie tak zasko­czył swoim cham­stwem, że zabra­kło mi słów, by się obro­nić. Fran­cuzi mają na to okre­śle­nie _l’esprit de l’esca­lier_, gdy dopiero na scho­dach, po wyj­ściu z pokoju, przy­cho­dzi nam do głowy, co powin­ni­śmy powie­dzieć pięć minut wcze­śniej. W tej książce chcę opowie­dzieć o narzę­dziach obrony koniecz­nej, gdy ktoś prze­kra­cza nasze gra­nice.

Odwo­zi­łam zna­jo­mego do domu i roz­pra­wia­li­śmy o tym, że mamy wdru­ko­wane prze­ko­na­nie, iż nie wypada pysko­wać star­szym. Nie pysku­jemy więc, a przez to nie chro­nimy sie­bie. Mimo że słowa tam­tej kobiety były jawną agre­sją i ata­kiem na Oskara. Jego wygląd nie naru­szał norm spo­łecz­nych. Po pro­stu jeden z jego ele­men­tów nie spodo­bał się tej pani. Ale prze­cież to jest OK: nie jeste­śmy zupą pomi­do­rową, żeby wszy­scy nas lubili. Nie musimy podo­bać się wszyst­kim. Nie jeste­śmy też jed­nak chłop­cami do bicia, by inni po nas jechali. Patrzy­li­śmy na Kamin­skiego na sce­nie, na jego odwagę w wycho­dze­niu ze ste­reo­typu męsko­ści, na zabawę sobą. Dotarło też do mnie, że jeśli kie­dyś moja nie­zgoda na takie trak­to­wa­nie miała dojść do głosu, to wła­śnie na tym kon­cer­cie. Zatem do wszyst­kich pań i panów od sza­li­ków: nie musi­cie lubić i akcep­to­wać naszej inno­ści, ale nie macie prawa tego publicz­nie ogła­szać światu. Bo my będziemy sta­wać w obro­nie sie­bie i swo­ich wybo­rów.

SŁOWA, KTÓRE SĄ LEKIEM

Ale wiem też, jak to jest, gdy bar­dzo chcemy opo­wie­dzieć bli­skiej oso­bie o tym, co prze­ży­wamy, lecz zwy­czaj­nie bra­kuje nam słów. W lipcu 2007 roku spo­tkała mnie naj­więk­sza tra­ge­dia w moim życiu: umarła jedna z naj­bliż­szych mi osób. Nie­spo­dzie­wa­nie. Dwa dni póź­niej przy­jeż­dżają do mnie zna­jomi. Pró­bują być bli­sko. Pocie­szyć. Więc dla­czego po ich wizy­cie czuję się jesz­cze gorzej? Chcieli mnie wes­przeć. Wie­rzę w to. Ale skoń­czyło się na tym, że to ja ich pocie­sza­łam, że ze mną OK, że się trzy­mam, daję radę. Inten­cje mieli dobre. Zabra­kło języ­ko­wych stra­te­gii na to, by towa­rzy­szyć mi w cier­pie­niu. Zaczę­łam pisać o tym, jak wspie­rać ludzi w sytu­acjach gra­nicz­nych. Bra­łam udział w akcji spo­łecz­nej „Umie­rać po ludzku”. Stwo­rzy­łam pro­jekt spo­łeczny „Słowo też jest lekiem”. Szko­li­łam leka­rzy, per­so­nel medyczny, wolon­ta­riu­szy pra­cu­ją­cych z ter­mi­nal­nie cho­rymi pacjen­tami.

Zaj­muję się języ­kiem ponad dwa­dzie­ścia lat i na­dal pamię­tam tamto uczu­cie. Za to – dzięki wie­dzy o języku i psy­cho­lo­gii – nauczy­łam się radzić sobie z tym, co czuję, co się ze mną dzieje. Język sta­nowi prze­pustkę do mojego świata, ale też do świata dru­giego czło­wieka. Do prze­ko­na­nia się i usły­sze­nia, z jakich cegie­łek jest on zbu­do­wany.

Ta książka w pro­sty i przy­stępny spo­sób poka­zuje, jak odbie­ramy świat, co potem znaj­duje wyraz w języku. Odpo­wiada na pyta­nie, dla­czego cza­sem prze­ko­ny­wa­nie kogoś do swo­ich racji zwy­czaj­nie nie ma sensu. Dla­czego ktoś neu­tralne pyta­nie: „Chcesz zjeść ten serek?”, może ode­brać jako przy­tyk do swo­jej wagi i zare­ago­wać pre­ten­sją: „A co? Uwa­żasz, że jestem za gruba?”, przy­pi­su­jąc auto­rowi wypo­wie­dzi zło­śliwą inten­cję, która mu w ogóle nie postała w gło­wie. To książka o tym, jak lepiej zro­zu­mieć sie­bie oraz innych, ale przede wszyst­kim o tym, jak dzięki temu nauczyć się sta­wiać gra­nice, chro­nić sie­bie, a przez to lepiej radzić sobie z prze­mocą słowną i tok­sycz­nymi rela­cjami. Umie­jęt­niej wyra­ża­jąc sie­bie, mamy także szansę pogłę­bić dobre rela­cje, budu­jąc bli­skość, poro­zu­mie­nie i wza­jemne zro­zu­mie­nie.

Tu nasuwa się pyta­nie: CZY PO LEK­TU­RZE TEJ KSIĄŻKI ŻYCIE STA­NIE SIĘ ŁATWIEJ­SZE? Odpo­wiedź brzmi: NIE. BĘDZIE ZA TO PEŁ­NIEJ­SZE. GŁĘB­SZE. BAR­DZIEJ SPRAW­CZE, BO NA WASZYCH WARUN­KACH. I to z trzech powo­dów.

Po pierw­sze, zacznie­cie dostrze­gać, ile nad­użyć i prze­mocy jest w języku uży­wa­nym wobec nas w codzien­nym życiu.

Po dru­gie, będzie­cie potra­fili nazwać to, co wtedy prze­ży­wa­cie, i dać odpór agre­sji. Nawet gdy inni natych­miast przy­stą­pią do ataku: _Weź nie prze­sa­dzaj_, _Niby taka mądra jesteś, a z mate­ma­tyki co dosta­łaś?_ Będą pró­bo­wali powstrzy­mać wasze zma­ga­nia o usta­no­wie­nie na nowo gra­nic mię­dzy wami a świa­tem zewnętrz­nym.

Po trze­cie, sami będzie­cie musieli wyko­nać cał­kiem sporo pracy z wła­snym języ­kiem. Bo kiedy już wiemy, jak on działa, to jeste­śmy bar­dziej odpo­wie­dzialni także za swoje słowa.

DLACZEGO NIE WARTO UDAWAĆ, ŻE ZAWSZE „JEST SPOKO”

Jeste­śmy isto­tami emo­cjo­nal­nymi. To złu­dze­nie, że myślimy racjo­nal­nie i na pod­sta­wie logicz­nych argu­men­tów podej­mu­jemy decy­zje. Nasze dzia­ła­nie zde­cy­do­wa­nie czę­ściej jest uru­cha­miane z obszaru zwią­za­nego z emo­cjami, ukry­tymi prze­ko­na­niami i sche­ma­tami myślo­wymi. Para­doks polega na tym, że im bar­dziej odci­namy się od tego, co czu­jemy, tym moc­niej te ode­pchnięte emo­cje upo­mi­nają się o ich uzna­nie.

Ta książka jest o pra­wie do odczu­wa­nia abso­lut­nie każ­dej emo­cji. I o waż­nej roli języka w tym, co czu­jemy. Bo dopiero wtedy, gdy damy sobie prawo do każ­dej cząstki sie­bie, gdy pozwo­limy sobie na wście­kłość, smu­tek, bez­rad­ność, zazdrość i znaj­dziemy na to okre­śle­nia, będziemy mogli zarzą­dzać tym, co się w nas wyda­rza.

Gdy pro­wa­dzę warsz­taty o języku emo­cji dla dzieci, lubię posłu­gi­wać się porów­na­niem emo­cji do nie­nad­mu­cha­nego balo­nika. Kiedy pozwa­lamy sobie na ich doświad­cza­nie, nazy­wamy to, co w nas zacho­dzi, i mamy poczu­cie, że w rela­cji z samym sobą czy z dru­gim czło­wie­kiem możemy bez­piecz­nie je prze­ży­wać, bez bycia oce­nia­nym czy stro­fo­wa­nym, wów­czas te balo­niki w nas są nie­nad­mu­chane. Gdy nato­miast uda­jemy, że _jest spoko_, _nie ma pro­blemu_ i że _wcale się nie zło­ścimy na ten auto­bus, który nie dość, że przy­je­chał spóź­niony, to jesz­cze obry­zgał nas bło­tem_, to odci­na­nie się od naszej zło­ści powo­duje, że balo­nik się nadyma i zaci­ska się na nim pętla. Im dalej jeste­śmy od tego, co prze­ży­wamy i odczu­wamy, tym balo­nik staje się więk­szy. I przy­cho­dzi moment kry­tyczny: balo­nik staje się balo­nem i pęka z hukiem. Czę­sto nie­spo­dzie­wa­nie. Rośnie w nas cały dzień, a potem wystar­czy jakiś dro­biazg, nie­umyty kubek w zle­wie, nie­ode­brany na czas tele­fon czy zatkany filtr w eks­pre­sie do kawy, i huk pęka­ją­cego balona przy­biera postać wykrzy­cza­nych blu­zgów, fochów czy lita­nii pre­ten­sji. Bo zebrało się w nas za dużo, aż wresz­cie to coś trud­nego, czego nie chcie­li­śmy w sobie dostrze­gać, zna­la­zło ujście. Naj­gor­sze z moż­li­wych, bo prze­ży­wa­jąc takie trudne momenty i emo­cje, możemy przy oka­zji obra­zić kogoś, kogo kochamy, czy coś znisz­czyć. To cena uda­wa­nia, że _jest spoko._

Z języ­kiem ni­gdy nic nie jest na sto pro­cent. Nie możemy zało­żyć, że skoro ktoś powie­dział coś w okre­ślony spo­sób, to ozna­cza, że na pewno tak myślał. Nie sie­dzimy bowiem w gło­wie dru­giego czło­wieka i dostęp do jego inten­cji mamy jedy­nie przez ich eks­pre­sje, czyli słowa, gesty, mimikę. Ale kon­struk­cje języ­kowe mogą być DRO­GO­WSKA­ZEM do okre­ślo­nego widze­nia świata przez dru­giego czło­wieka. A cza­sem stają się prze­pustką do tego, by lepiej komu­ni­ko­wać wła­sne potrzeby, ale też dostrze­gać i rozu­mieć potrzeby innych. Szcze­gól­nie gdy są nieco inne niż nasze.

Książka _Mówię, więc jestem_ ma jedno zada­nie: otwo­rzyć czy­tel­ni­ków na takie wła­śnie myśle­nie o języku. Na przy­słu­chi­wa­nie się sło­wom i łącze­nie ich z kon­kret­nymi emo­cjami, które w nas budzą. Na pobu­dza­nie cie­ka­wo­ści poprzez zada­wa­nie sobie trzech pytań:

- co chcia­łam/em powie­dzieć?
- co powie­dzia­łam/em?
- co MOŻE wyni­kać z tego, jak to powie­dzia­łam/em?

A także ana­lo­gicz­nie:

- co powie­dział mój roz­mówca?
- co MÓGŁ chcieć powie­dzieć?
- co MOŻE wyni­kać z tego, jak to powie­dział?

Tutaj doda­ła­bym jesz­cze jedno pyta­nie – jak JA się poczu­łam/em z tym, co ktoś powie­dział.

Każdy z tych ele­men­tów jest ważny, ale dla nas naj­istot­niej­sze będzie JAK.

JAK ja to powie­dzia­łam/em?

JAK ktoś to powie­dział?

„TAKIEGO MAMLASA WYCHOWAŁAŚ”, CZYLI O TYM, CO ŚWIADOME I NIEŚWIADOME

Od razu dodam: NIE­ŚWIA­DO­MIE POWIE­DZIANE. Pisząc tę książkę, roz­ma­wia­łam z wie­loma oso­bami. Jedna z nich opo­wie­działa mi, że ojciec kie­dyś powie­dział jej matce: _Takiego mam­lasa wycho­wa­łaś_. Potem dodała, że tata miał na myśli to, że _jest bar­dzo emo­cjo­nalna i czę­sto pła­cze_. Wtedy nie zare­ago­wała. Gdy do mnie napi­sała, przy­znała, że dopiero przed dwoma laty dowie­działa się od psy­cho­loga, że wolno jej pła­kać. Ale ten „mam­las” sie­dzi jej w gło­wie. Jedno słowo. Zapy­ta­łam, czy zauwa­żyła, że „mam­las” jest rodzaju męskiego, bo z języ­ko­wego punktu widze­nia to ogrom­nie istotne. To słowo, pocho­dzące od cza­sow­nika „mam­lać”, nie dość, że jest nega­tywne w wydźwięku, to jesz­cze przez rodzaj męski dodat­kowo obraża moją zna­jomą, pozba­wia­jąc ją kobie­co­ści i wyklu­cza­jąc z grona „nor­mal­nych” kobiet. Odpo­wie­działa, że NIE ZWRÓ­CIŁA NA TO UWAGI. Słowa bolą i sie­dzą nam w gło­wie, ale czę­sto nie mamy poję­cia dla­czego. Wie­rzę, że zro­zu­mie­nie tych języ­ko­wych mecha­ni­zmów może spra­wić, że ode­rwiemy takie okre­śle­nia czy zda­nia od sie­bie i znaj­dziemy dla bole­snych słów osobną prze­strzeń, gdzieś daleko od naszego myśle­nia o nas samych.

NIE­ŚWIA­DO­MIE nie tylko for­mu­łu­jemy zda­nia, ale też zarzą­dzamy innymi języ­ko­wymi kon­struk­cjami. Mam zna­jo­mego, z któ­rym czę­sto roz­ma­wiam przez tele­fon. Zauwa­ży­łam, że są dni, gdy wychwy­tuje iro­nię i niu­anse języ­kowe niczym Wisława Szym­bor­ska. A w inne do moich słów pod­cho­dzi łopa­to­lo­gicz­nie. Dosłow­ność jego odbioru dosłow­nie (sic!) mnie zabija. A ponie­waż roz­ma­wiamy od dłuż­szego czasu, to wypro­wa­dzi­łam tezę, że gdy jest bar­dzo zmę­czony i „zaro­biony”, tępieje mu niu­an­sowy zmysł i odczy­tuje nie­do­słow­no­ści łopa­to­lo­gicz­nie: _jest tak i tak_. Poezja w cza­sach wojny, nawet tej z wła­snym zmę­cze­niem, nie ma szans z prozą życia. I rze­czy­wi­ście, wie­lo­krot­nie potwier­dzał potem, że dużo pra­co­wał. Czy to ważne? Dla niego pew­nie bez zna­cze­nia. Nawet tego nie zauważa. Dla naszej rela­cji już tak. Bo taka dosłow­ność w odbio­rze języka MOŻE wska­zy­wać na zmę­cze­nie. I uru­cha­miać u roz­mówcy empa­tię. Znowu MOŻE, ALE NIE MUSI. Bo to cią­gle moja hipo­teza. W języku nic ni­gdy nie jest na sto pro­cent.

_OVERTHINKOWANIE_ I _GUILTY PLEASURES_, CZYLI GDY BRAKUJE OKREŚLEŃ DLA DOŚWIADCZEŃ

Warto też dotknąć jesz­cze jed­nej waż­nej kwe­stii – nie­moż­no­ści nazwa­nia róż­nych doświad­czeń. Zauwa­ży­łam, że na zaję­ciach o języku emo­cji stu­denci czę­sto posłu­gują się angli­cy­zmami, by opi­sać to, co czują i prze­ży­wają. Cza­sem nawet te angiel­skie słowa przyj­mują pol­skie koń­cówki, jak wtedy, gdy jedna ze stu­den­tek powie­działa do dru­giej: _Over­thin­ku­jesz!_ Dopy­ta­łam o sens tego wyra­że­nia: _No wie pani, cho­dzi o to, że roz­k­mi­nia za dużo, w sen­sie, że za dużo myśli o czymś_ – wyja­śniła_._ Z kolei w wywia­dzie z Mar­ci­nem Koszałką padło takie pyta­nie dzien­ni­karki: _Wszy­scy potrze­bu­jemy lekko zawsty­dza­ją­cych rytu­ałów. Jakie ty masz GUILTY PLE­ASU­RES?¹_ Naj­pierw zatem poja­wiła się defi­ni­cja _guilty ple­asure_, czyli _lekko zawsty­dza­jący rytuał_. W odpo­wie­dzi Mar­cin Koszałka dopre­cy­zo­wał ten ter­min po swo­jemu jako _grzeszne przy­jem­no­ści, które powo­dują poczu­cie winy_: _Zasta­na­wiam się, czy wśród swo­ich grzesz­nych przy­jem­no­ści wymie­nić alko­hol, ale chyba nie, bo zabawa z jego udzia­łem wcale nie wywo­łuje we mnie poczu­cia winy²._

Popro­si­łam ludzi na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych o inne przy­kłady. O tym, że mnie samej bra­kuje pew­nych okre­śleń, prze­ko­na­łam się, gdy pró­bo­wa­łam wytłu­ma­czyć bli­skiej oso­bie, czym jest _vul­ne­ra­bi­lity_ i dla­czego pol­ska „wraż­li­wość” nie jest tu ade­kwatna. Mamy też inne okre­śle­nie, „podat­ność na zra­nie­nie”, ale osoby, które uży­wają angli­cy­zmu, wska­zy­wały, że ten pol­ski odpo­wied­nik jest dla nich zbyt długi, wola­łyby mieć na to jedno słowo. Kilka dni póź­niej pewna kobieta opo­wia­dała mi o tru­dach opieki nad osobą star­szą: _Wie pani, musia­łam sobie zapo­dać_ MEN­TAL SELF­CARE_, bobym zwa­rio­wała_. Ow­szem, możemy prze­tłu­ma­czyć _self­care_ jako „opiekę nad sobą samą/samym”, ale to jed­nak kilka słów, a mnie marzy się jedno (może neo­lo­gizm „samo­opieka” przyj­mie się w pol­sz­czyź­nie).

Dopy­ta­łam stu­dentki i stu­den­tów o inne emo­cje, na które bra­kuje im słów w pol­sz­czyź­nie. Podali: _male vali­da­tion_, _anxiety_, _coping_, _crash_/_cra­shi_, _cringe_. Czę­sto spo­ty­kam się z argu­men­tem, że to nie kwe­stia braku odpo­wied­nich słów w pol­sz­czyź­nie, tylko ich nie­zna­jo­mo­ści – kwe­stia ubo­giego słow­nic­twa we wła­snym języku. Odpo­wia­dam wtedy, że z punktu widze­nia popraw­no­ści języ­ko­wej może i tak. Ale ja zachę­cam, by patrzeć na język jako na coś, co nas wyraża, i skoro ktoś, nawet zna­jąc pol­ski odpo­wied­nik, wybiera angli­cyzm albo buduje neo­lo­gizm, to może warto zadać sobie pyta­nie, jaki sens nie­sie to użyte przez niego słowo, któ­rego może nie zna­lazł w pol­skim odpo­wied­niku?

Rów­no­le­gle do popraw­nej pol­sz­czy­zny ist­nieje pol­sz­czy­zna, którą posłu­gują się ludzie w codzien­nej komu­ni­ka­cji, a która czę­sto odbiega od postu­lo­wa­nej nor­ma­tyw­nej wer­sji języka. Ta pol­sz­czy­zna rzą­dzi się innymi pra­wami. Użyt­kow­nik języka intu­icyj­nie wybiera taką formę języ­kową, która naj­le­piej oddaje jego kon­cep­tu­ali­za­cję. Cza­sem forma ta pokrywa się z nor­mami postu­lo­wa­nymi przez poprawną pol­sz­czy­znę. Zda­rza się jed­nak, że norma suge­ruje inną formę gra­ma­tyczną niż powszech­nie uży­wana. Może to być kwe­stia indy­wi­du­alna, ale w języku daje się też zaob­ser­wo­wać powta­rza­nie się form uzna­wa­nych ofi­cjal­nie za nie­po­prawne. Dobrym przy­kła­dem jest stop­niowe wypie­ra­nie woła­cza przez mia­now­nik. Pury­ści języ­kowi suge­rują kon­se­kwentne uży­wa­nie woła­cza. Pro­fe­sor Kata­rzyna Kło­siń­ska wska­zuje, że zastę­po­wa­nie woła­cza mia­now­nikiem „jest coraz bar­dziej akcep­to­walne, choć wciąż na pewno nie­sta­ranne”³. Tym­cza­sem wielu użyt­kow­ni­ków języka formę woła­cza koja­rzy z repry­mendą i za bar­dziej neu­tralny uznaje mia­now­nik.

Inte­re­sują mnie przede wszyst­kim słowa zwią­zane z emo­cjami, bo mam wra­że­nie, że emo­cjo­nal­nie zro­bi­li­śmy duży krok, ale język za tym nie nadąża. Mło­dzi ludzie przej­mują słowa angiel­skie, dodają do nich pol­skie koń­cówki i two­rzą wła­sne kody języ­kowe. Ja też two­rzę takie kody z moimi bli­skimi. Bo to buduje wspól­notę i pozwala nam komu­ni­ko­wać nasze emo­cje. Wtedy te nowe słowa zaczerp­nięte z innych języ­ków albo nasze neo­lo­gi­zmy sta­no­wią odpo­wiedź na zada­wane sobie pyta­nie: czy wolno nam się tak czuć?

_MÓWIĘ, WIĘC JESTEM_, CZYLI PRZEPUSTKA DO BLISKOŚCI

Napi­sa­łam tę książkę dla każ­dego, kto nie jest spe­cja­li­stą, ale chciałby lepiej zro­zu­mieć, jak się komu­ni­ku­jemy i co stoi za języ­kiem emo­cji. Opiera się ona na głów­nym zało­że­niu, że język odzwier­cie­dla spo­sób widze­nia świata przez mówią­cego i rolę, jaką przy­pi­suje on sobie oraz innym. Innymi słowy, ponie­waż język poka­zuje, w jaki spo­sób czło­wiek odbiera świat, to poj­mo­wa­nie mecha­ni­zmów języ­ko­wych pozwoli na lep­sze zro­zu­mie­nie dru­giego czło­wieka, co z kolei może się prze­ło­żyć na poprawę komu­ni­ka­cji. Książka ta ma na celu dostar­cze­nie narzę­dzi w postaci reper­tu­aru środ­ków języ­ko­wych, które mogą uspraw­nić komu­ni­ka­cję na wszyst­kich pozio­mach: zarówno w rela­cjach pry­wat­nych, m.in. z part­ne­rami w związku czy rodzi­cami i dziećmi, ale też służ­bo­wych, mię­dzy współ­pra­cow­ni­kami czy mię­dzy oso­bami świad­czą­cymi usługi a klien­tami. Dzięki temu ni­gdy nie zabrak­nie wam słów ani języka w gębie, by odpo­wie­dzieć na zaczepki, ochro­nić się przed zale­wem dobrych rad, nie­chcianą oceną czy kry­tyką. Wła­snymi sło­wami będzie­cie potra­fili opo­wie­dzieć o swo­ich emo­cjach, dając innym dostęp do tego, co czu­je­cie. Cza­sem by wyzna­czyć i ochro­nić swoje gra­nice. A cza­sem by otwo­rzyć się przed bli­ską osobą i wpu­ścić ją do swo­jego świata.

Ta książka poka­zuje, jak język nie­zau­wa­żal­nie prze­myca obo­wią­zu­jące nar­ra­cje. Jak wspo­mnia­łam, wszyst­kie podane tu przy­kłady są auten­tyczne, zebrane przeze mnie w toku wielu lat słu­cha­nia, a nie­kiedy pod­słu­chi­wa­nia, jak mówią ludzie.

1.

https://www.wyso­kie­ob­casy.pl/zyc­le­piej/7,181614,29344236,mar­cin-koszalka-potra­fi­lem-wsu­nac-cale-pta­sie-mleczko.html?utm_source=face­book.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_wyso­kie­ob­casy&fbc­lid=IwAR3p1Zm3IFhHqo3gJemGMT9cHViC21N6YfU1BWoT6omJjYnu7AEUOoY_Ojg (dostęp 28.08.2023).

2.

Tamże.

3.

https://sjp.pwn.pl/porad­nia/haslo/Przy­padki;17186.html.ROZDZIAŁ 1

_Uwa­żam mia­no­wi­cie, że ludzka psy­chika powstała po to, żeby nas obro­nić przed zoba­cze­niem prawdy. Żeby nie pozwo­lić nam na ujrze­nie mecha­ni­zmu wprost._

_Psy­chika to nasz sys­tem obronny – dba o to, żeby­śmy ni­gdy nie pojęli tego, co nas ota­cza. Zaj­muje się głów­nie fil­tro­wa­niem infor­ma­cji, mimo że moż­li­wo­ści naszego mózgu są ogromne. Bo nie dałoby się unieść tej wie­dzy. Każda naj­mniej­sza cząstka świata składa się bowiem z cier­pie­nia_¹.

Zanim przyj­rzymy się dokład­niej rela­cjom mię­dzy języ­kiem a emo­cjami, powin­ni­śmy się prze­ko­nać, jak działa sam język.

Z tego roz­działu dowiesz się:

co język ma wspól­nego ze sceną teatralną;

jak mówi do nas gra­ma­tyka;

czy prawda w języku jest w ogóle moż­liwa;

że dia­beł tkwi w szcze­gó­łach, czyli jak ważne są języ­kowe dro­bia­zgi;

jak język ma się do naszych emo­cji;

jak wpływa na nas nasza potrzeba przy­na­leż­no­ści.

SŁOWA NA TEATRALNEJ SCENIE

Wyobraź sobie, że zda­nia, które wypo­wia­dasz, są jak kwe­stie wygła­szane przez akto­rów na sce­nie w teatrze. Gdy mówisz: _Piję kawę_, na sce­nie jesteś ty z fili­żanką kawy. Gdy dodasz: _Piję kawę z kole­żanką_, poja­wiają się na niej już dwie postaci. Jed­nak reflek­tor jest cały czas w tym samym miej­scu. Możesz go przy­bli­żyć, wska­zu­jąc jakiś detal nie­wi­doczny z daleka: _Pobru­dzi­łam fili­żankę czer­woną szminką_. Albo odda­lić i poka­zać całe miej­sce: kawiar­nia jest zatło­czona. To cały czas ta sama sytu­acja. Róż­nica polega jedy­nie na tym, że jest widziana, a następ­nie nazy­wana z róż­nych per­spek­tyw. Tak wła­śnie działa język. Two­rzy obrazy, ale zawsze są to obrazy nie­pełne. Ponie­waż pod­świe­tla­jąc reflek­to­rem jakiś kawa­łek rze­czy­wi­sto­ści, pozo­sta­wia się w cie­niu inny.

Cokol­wiek mówimy, zawsze frag­men­ta­rycz­nie przed­sta­wiamy rze­czy­wi­stość, lecz rów­no­cze­śnie dzięki sło­wom stwa­rzamy obraz. Obraz tego, co w danym momen­cie jest dla nas ważne. Obrazy malo­wane sło­wami mogą być reali­styczne, dosłowne, jak w przy­padku picia kawy, ale mogą też być inter­pre­ta­cją danej sytu­acji, gdy powiesz: _Jak to zoba­czy­łam, to szlag mnie tra­fił_. Nie wiemy, co się stało. Wiemy nato­miast, jak na to, co się wyda­rzyło, zare­ago­wał mówiący. Możemy dalej nie wie­dzieć, o co cho­dzi, ale dowie­dzieć się, kto odpo­wiada za całą sytu­ację – _Znasz Kaśkę, zawsze coś zepsuje_, lub jak powinny się poto­czyć wyda­rze­nia – _Nor­malny czło­wiek w takiej sytu­acji wziąłby tele­fon i zadzwo­nił_. Każde zda­nie to osobna scena. Na jed­nej sce­nie jest ktoś, kogo „tra­fia szlag”. Na dru­giej stoi Kaśka, która coś psuje. A na trze­ciej jest jakiś czło­wiek, który wie, co należy zro­bić. Co wię­cej, trzeci obraz z tele­fo­nem kon­stru­uje nam jesz­cze czwartą scenę, na któ­rej znaj­duje się ktoś, kto tego apa­ratu nie wziął i nie zadzwo­nił. Dalej nato­miast nie wiemy, co się wyda­rzyło. Nie znamy fak­tów, ale to czę­sto nie prze­szka­dza nam dopo­wie­dzieć sobie, co mogło zde­ner­wo­wać naszego roz­mówcę, co mogło się wyda­rzyć, skoro miała w tym udział Kaśka. Dla­tego że każda wypo­wiedź, którą two­rzymy, jest rów­no­cze­śnie naszą inter­pre­ta­cją danej sytu­acji. Języ­ko­znawcy nazy­wają to kon­cep­tu­ali­za­cją.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Olga Tokar­czuk, _Pro­wadź swój pług przez kości umar­łych_, Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, Kra­ków 2015, s. 264.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: