Mózg szczęśliwych ludzi - ebook
Mózg szczęśliwych ludzi - ebook
Czy wiesz, jak działa mózg, kiedy zmagamy się z niepokojem?
Znasz to uczucie, kiedy paraliżujący strach nie pozwala ci działać? Odczuwasz niepokój przed wykluczeniem czy brakiem akceptacji?
Obawiasz się utraty pracy, a może masz inne lęki, które nie pozwalają Ci cieszyć się pełnią życia? Wszyscy zmagamy się z jakimiś lękami.
W bardzo osobistych opowieściach Ferran Cases opisuje swoje doświadczenia z lękiem i to, jak udało mu się go przezwyciężyć po ponad piętnastu latach cierpienia.
Sara Teller, fizyczka i neurobiolożka, wyjaśnia, co działo się w głowie Ferrana za każdym razem, gdy przechodził kryzys, i zaprasza do odkrywania tajemnic mózgu, dzięki którym zapomnisz o lęku.
Dzięki tej książce pozbędziesz się swoich lęków. Odkryjesz, dlaczego czasem źle się czujesz i jak za pomocą prostych technik, zarówno fizycznych, jak i umysłowych, można przezwyciężyć niepokój i czerpać radość z życia.
ZACZNIJ JUŻ TERAZ.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-376-1 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czasami pomysły pojawiają się w mojej głowie ot tak, niespodziewanie, choć wcale ich nie szukam. Być może miewasz podobnie. W każdym razie tamtego upalnego popołudnia, nieco ponad rok temu, coś wpadło mi do głowy niczym grom z jasnego nieba. „Zadzwonię do Sary”, pomyślałem.
– Mam pomysł.
Wiem, że kiedy dzwonię do któregoś z przyjaciół i rozpoczynam rozmowę tym zdaniem, większość drży. Ale Sara zawsze reaguje serdecznie.
– Super, mów!
– Chodzi o moją trzecią książkę. Chciałbym, żebyśmy napisali ją wspólnie. Chcę stworzyć „kompleksowy poradnik na temat lęków”.
Czasami trochę „odjeżdżam”, zdaję sobie z tego sprawę.
– Ekstra, jestem za! A o czym konkretnie myślałeś?
– Chciałbym opisać moje doświadczenia z lękami, ale nie tak, jak robiłem to do tej pory. Zamierzam skupić się na tym, co pomogło mi te lęki przezwyciężyć, i bardzo bym chciał, żebyś ty po każdej mojej opowieści wyjaśniła, co w tamtej chwili działo się w moim mózgu. Stworzylibyśmy książkę z dziedziny neurobiologii, zawierającą informacje przydatne dla osób z problemami lękowymi, a historia kogoś takiego jak ja mogłaby stać się dla nich przykładem i dodać im sił w procesie uwalniania się od lęków.
– Kiedy zaczynamy? – rzuciła Sara.
Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, ile pracy będzie wymagała ta książka, i szczerze mówiąc, ja też nie byłem tego świadomy.
Tak zaczął powstawać poradnik, który za chwilę zaczniesz czytać, i mam nadzieję, pragnę, żeby całkowicie odmienił twoje życie.
Temat lęków zgłębiam od dziesięciu lat. Zanim zacząłem się nimi zajmować zawodowo, przez piętnaście lat sam z nimi walczyłem.
W ciągu ostatniego roku wydałem dwie książki na ten temat, a dzięki moim kursom tysiące osób weszły na ścieżkę prowadzącą do przezwyciężenia tych zaburzeń psychicznych.
Za cel stawiam sobie przedstawianie prawdziwych informacji dotyczących wszystkiego, co związane z lękami. Na warsztatach korzystam ze wsparcia grupy profesjonalistów, dysponujących fachową wiedzą z rozmaitych dziedzin – od psychologii aż po filozofię i neurobiologię. Nad książką, która jest kulminacją tej mojej obsesji, pracowałem razem z Sarą Teller, specjalistką w dziedzinie neurobiologii i fizyki, która wykonała tytaniczną pracę. Sara o sprawach skomplikowanych opowiada w sposób prosty i zabawny, tak, byśmy mogli je zrozumieć bez konieczności studiów podyplomowych z neurobiologii. Bez niej ta książka by nie powstała. Gdy teraz się nad tym zastanawiam, myślę, że nie zrealizowałbym bez niej żadnego z moich projektów, więc dziękuję Ci bardzo, Saro, za to, że oświetliłaś mi drogę.CO TU ROBISZ?
Sarę poznałem przy okazji jednego z karamboli, jakie każdemu zdarzają się w życiu. Prowadziłem wtedy zajęcia z qigong w buddyjskim ośrodku niedaleko kościoła Sagrada Família w Barcelonie. To między innymi dzięki tym ćwiczeniom wyzwoliłem się z paraliżu wywołanego lękami i dlatego nabrałem przekonania, że muszę podzielić się nimi ze światem.
Na każdych zajęciach pojawiali się nowi uczniowie, chętni do podjęcia próby. Pewnego dnia zjawił się Ferran.
Był w tym samym wieku, co ja, i nosił to samo imię, ale nie tylko to nas łączyło. W dzieciństwie chodziliśmy razem do szkoły. Nie widzieliśmy się od lat, więc nasze spotkanie było nie lada niespodzianką.
– Co ty tu robisz? – spytał na mój widok.
– Prowadzę zajęcia.
Odpowiedzią była jego zaskoczona mina. Wiele lat później wyznał mi, jak bardzo się zdziwił, że ja, z moją „osobowością”, zająłem się prowadzeniem tego rodzaju zajęć. Nic dziwnego, że był zaskoczony, choć ja wtedy nie widziałem w tym nic osobliwego – chciałem zostać swoistym mistrzem zen z uzdrawiającą mocą. Do tego momentu mojej historii dojdziemy później.
Ferran przychodził na moje zajęcia co tydzień. Pewnego dnia postanowiliśmy, że po kursie wybierzemy się na drinka.
– Moja dziewczyna zmaga się ze stanami lękowymi i nie wiem, jak jej pomóc. Myślisz, że twoje zajęcia mogłyby jej coś dać? – spytał.
– Pewnie, dobrze jej zrobią, na pewno pomogą złagodzić objawy.
Kilka dni później Ferran przyprowadził swoją dziewczynę, Sarę.
Qigong jej się nie spodobał. Nadal próbuję ją przekonać, że jest świetny, a ona namawia mnie na jogę. Oboje doskonale znamy zalety jednego i drugiego, ale jak wiadomo, każdy człowiek obiera własną drogę.
Po kilku tygodniach zacząłem pracować z Sarą nad jej lękami. Próbowałem opowiedzieć jej i przekazać wszystko, czego dowiedziałem się na temat tych zaburzeń, a jej stan zaczął się poprawiać. Ale Sara nie była przeciętną kursantką, miała solidne podstawy.
– Wiesz, wszystko, co opowiadasz na temat medycyny chińskiej i oddychania, na temat energii i ruchu, ma naukowe uzasadnienie – oznajmiła.
– Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, ale cieszę się, że tak jest.
Okazało się, że Sara zajmuje się neurobiologią i ma rozległą wiedzę z tej dziedziny.
Od tamtej pory zaczęliśmy się przyjaźnić. Z przejęciem rozmawialiśmy o lękach – ja opowiadałem jej o moich doświadczeniach, a ona tłumaczyła mi, co się wtedy działo w moim mózgu.
Nagle wszystko zaczęło układać się w całość. Dzięki wyjaśnieniom Sary moja wiedza zyskała kontekst, a przyswajane stopniowo informacje zaczęły nabierać sensu.
Kilka lat później stworzyłem Bye bye ansiedad, kurs dla wszystkich, którzy są gotowi podjąć walkę z zaburzeniami lękowymi. Ważną rolę odgrywa w nim Sara Teller: stara się, aby przeciętny człowiek, który nie jest naukowcem, zrozumiał, jak działa mózg, kiedy zmagamy się z niepokojem. Dzięki tej wiedzy przestajemy się bać – bo prawda wyzwala, a gdy jesteśmy wolni, strach przestaje istnieć. Przestają też istnieć lęki.1
DLACZEGO TE UKŁUCIA NIE DAJĄ MI SPAĆ?
Mecz, papierosy i dźgnięcia
Był sobotni poranek. W tamtym czasie pracowałem w Muzeum Picassa w Barcelonie: sprzedawałem turystom magnesy z Pannami dworskimi i inne niepotrzebne duperele z nadrukiem obrazów. Klienci często się niecierpliwili, czekając na zakup pamiątki w długich kolejkach.
Starałem się panować nad stresem najlepiej, jak umiałem. Kiedy czułem się zdenerwowany, dopadały mnie zawroty głowy i mdłości. Tamtego ranka zacząłem na dodatek odczuwać lekkie ukłucia po lewej stronie klatki piersiowej, przypominające subtelne dźgnięcia w serce.
Nie zaprzątałem sobie nimi głowy. „To zwykłe pobolewanie ze zmęczenia”, myślałem. W tamtym okresie towarzyszyła mi też bezsenność – w nocy przesypiałem na ogół od trzech do pięciu godzin.
Pracę w muzeum zaczynałem wcześnie rano, ale również wcześnie kończyłem. O drugiej po południu wracałem do domu na obiad. Któregoś dnia przygotowałem sobie jakieś śmieciowe danie, pewnie hamburgera z piwem, i zająłem się oglądaniem telewizji. Wiadomości nie napawały optymizmem, świat, bez wątpienia, budził lęk.
Nagle zabrzęczał telefon. „Hej, stary, widzimy się dziś w Arkam na meczu o siódmej”. To mój kumpel Marc sprytnie zmuszał mnie do obejrzenia Barçy w osiedlowym barze, który przy takich okazjach pękał w szwach (miało się wrażenie, jakby było się na stadionie: przed rozpoczęciem meczu puszczano hymn, a po czterech pierwszych dźwiękach kibice zaczynali szaleć).
Prawdę mówiąc, nigdy nie przepadałem za tłumami, wielkimi koncertami czy dyskotekami. Irytowały mnie i robiło mi się niedobrze na samą myśl o tym, że miałbym się znaleźć w takim miejscu. Jednak presja społeczna, kiedy miałem dwadzieścia lat, była o wiele silniejsza niż moja osobowość, więc nawet nie rozważałem tego, żeby na ten mecz nie pójść.
Wskoczyłem na skuter i pojechałem na spotkanie z kumplami. Bar był pełen ludzi i dymu – wtedy jeszcze można było palić w lokalach – i musiałem się przeciskać do pierwszych rzędów przed wielkim ekranem, na którym wyświetlano mecz.
„Zarezerwowali mi miejsce, super”, pomyślałem. Nie miałem już odwrotu. Zamówiłem piwo, zapaliłem papierosa i próbowałem porozmawiać z sąsiadem, ale hałas skutecznie mi to uniemożliwił.
Gra się rozpoczęła, a mnie ogarnął podejrzany kaszel. Zbierało mi się na wymioty, ale zamierzałem wytrzymać, jak bohater, żeby nikt sobie o mnie źle nie pomyślał.
Złe samopoczucie towarzyszyło mi przez cały mecz.
W końcu wróciłem do domu. Wziąłem prysznic i położyłem się spać. W łóżku zaczęło mi się kręcić w głowie i miałem wrażenie, że lada chwila stracę przytomność. Doskonale znałem uczucie zawrotów głowy i nudności, towarzyszyły mi od pewnego fatalnego dnia w pierwszej klasie liceum. (Wrócę do tej kwestii, bo chcę, żebyś poznał moją pierwszą wyprawę na Księżyc). Mdłościom towarzyszyło silne kłucie w piersi, jakby dokładnie na środku mostka ustawicznie wbijano mi sztylety. Nagle, zupełnie znienacka, znieruchomiała mi lewa ręka. Załączył mi się alarm. To był typowy objaw ataku serca.
„Muszę iść do lekarza”, pomyślałem. Mieszkałem obok szpitala, sprawa była prosta, wystarczyło wyjść z domu i przejść na drugą stronę ulicy. Jednak strach sparaliżował mnie do tego stopnia, że nie byłem w stanie tego zrobić. Postanowiłem, że zażyję tabletkę nasenną, a o dolegliwościach pomyślę następnego dnia.
Uciekając przed mamutem
Pewnie zadajesz sobie pytanie, dlaczego Ferranowi przydarzyło się coś takiego. Przecież wyjście na mecz nie powinno wzbudzać stanów lękowych.
Aby to zrozumieć, musimy odbyć podróż do przeszłości – cofnąć się o miliony lat, do czasu pojawienia się naczelnych. Pięć i pół miliona lat temu pierwsze hominidy, nasi najodważniejsi przodkowie, postanowili stanąć na dwóch nogach, a z czasem wykształciły się gatunki, o których na pewno słyszałeś: Homo habilis, Homo erectus i inne, aż po Homo sapiens, do którego należymy i który pojawił się mniej więcej dwieście tysięcy lat temu. Nie jesteśmy tak starzy, jak można by myśleć – w kontekście ewolucji jesteśmy niemowlakami.
Opowiadam ci o tym z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że według rozmaitych źródeł ostatnia ewolucja naszego mózgu miała miejsce około stu tysięcy lat temu. Stało się to jeszcze w paleolicie, epoce zbieracko-łowieckiej. Co to oznacza? Że mimo wszystkich tak gwałtownych zmian, które przeżyliśmy w ciągu ostatnich stu lat (pojawienie się telefonów komórkowych, komputerów, ekranów plazmowych, Internetu…), nadal mamy mózg ludzi pierwotnych! A uważaliśmy się za wyjątkowo bystrych…
Po drugie dzięki temu cudownemu mózgowi nadal istniejemy jako gatunek. Z powodu doboru naturalnego mózg mamy taki, a nie inny.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Jak najszybciej powinieneś sobie uzmysłowić, że nadrzędnym celem twojego mózgu jest dążenie do przetrwania.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
A czemu konkretnie zawdzięczamy to, że przetrwaliśmy jako gatunek? Uważaj, bo się zdziwisz: strachowi.
Dlaczego? Ponieważ w sytuacji zagrożenia organizm reaguje stresem, który jest ściśle powiązany z lękiem, co w obliczu wyzwania czy niebezpieczeństwa pomaga nam zachować się w najlepszy możliwy sposób. Na pewno słyszałeś o mechanizmie walki lub ucieczki uruchamianym przez niepokój. Przygotowuje nas do działania, to znaczy do ucieczki lub walki w obliczu zagrożenia, jakim w prehistorii był zapewne mamut lub tygrys, czy też ktoś, kto chciał nam ukraść narzeczoną.
Zatem niepokój jest mechanizmem adaptacyjnym umożliwiającym przetrwanie. Wzmaga aktywność umysłową, abyśmy mogli znaleźć najlepsze wyjście z trudnej sytuacji, wpływa na zdolność i szybkość podejmowania decyzji, dzięki czemu na zagrożenie reagujemy natychmiast, nie zastanawiając się zbyt długo, a także wzbudza czujność.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Dzięki temu, że odczuwamy strach, przetrwaliśmy jako gatunek i jako jednostka! Chyba nie czujesz się już tak bardzo osamotniony?
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Dlaczego tamtego wieczoru Ferran odczuwał kłucie w klatce piersiowej i zdrętwiała mu ręka?
Łatwo to wyjaśnić. Aby to zrobić, muszę ci przedstawić mojego kumpla, ciało migdałowate. Mam nadzieję, że również się zaprzyjaźnicie. Często będę o nim wspominała w tej książce.
Wszystko, co odbierają nasze zmysły w sytuacji zagrożenia, jest przetwarzane właśnie w nim. Ciało migdałowate należy do układu limbicznego, bardzo prymitywnej części naszego mózgu, i to ono ocenia, czy potencjalne zagrożenie jest niebezpieczne, czy też nie. Kiedy uznaje je za niebezpieczne, wysyła informację do innej części mózgu, podwzgórza. Ta cudowna struktura reguluje takie funkcje organizmu jak sen, seks i odżywianie – które często ulegają zaburzeniu, kiedy odczuwamy niepokój. Za chwilę wszystko ułoży ci się w całość. Podwzgórze przesyła informację dalej, do przysadki mózgowej, a ona z kolei – do nadnerczy, które uwalniają trzy hormony docierające z krwią do całego ciała, aby odpowiednio zareagowało na stres. Są to: adrenalina, noradrenalina i kortyzol.
Dwie pierwsze, między innymi, zwiększają dopływ krwi do kończyn, wzrasta zużycie tlenu, przyspiesza rytm serca, pojawia się pocenie, rozszerzają się źrenice, rozluźniają mięśnie przewodu pokarmowego i wzrasta ciśnienie tętnicze. Kortyzol podwyższa poziom glukozy we krwi, aby dokarmić organizm, zużywa jego rezerwy, żeby uwolnić energię i w tym samym celu zmniejsza odpowiedź immunologiczną.
Ostatnio mówi się także o trzeciej możliwości, jaką jest paraliż. Wrócimy do tego później.
Wszystkie te funkcje sprawiają, że nasz organizm przygotowuje się do ataku, walki z zagrożeniem lub odwrotu. W najlepszym przypadku – żeby natychmiast dać nogę.
Adrenalina i noradrenalina są hormonami szybkiej aktywacji i one uwalniają się w organizmie jako pierwsze. Kiedy Ferran wchodzi do baru i musi stawić czoła wszystkim obecnym tam ludziom, żeby dotrzeć do swoich znajomych, odczuwa nagłą panikę, która w ciągu sekundy rozlewa się po całym ciele. To wrażenie wywołują dwa wspomniane hormony, które potrzebują od trzech do pięciu minut, żeby wrócić do normalnego poziomu. Dla odmiany kortyzol, inny hormon stresu, uwalnia się dłużej i rozlewa się po ciele, kiedy sytuacja robi się naprawdę poważna. Nie chodzi już o chwilowy przestrach, ale o takie okoliczności, kiedy prawdziwe zagrożenie trwa dłużej. Na przykład, kiedy przez dobrą chwilę biegnie za nami tygrys i potrzebujemy o wiele większej dawki energii, żeby z tej sytuacji wyjść zwycięsko. Szczerze ci życzę, żeby nigdy cię to nie spotkało.
Kortyzol, zasadniczo, przechwytuje całą naszą energię i blokuje wszystko, czego w danej chwili nie potrzebujemy, na przykład układ rozrodczy, trawienny czy odpornościowy, wszystkie wysiłki kierując na to, żeby organizm za wszelką cenę przeżył. Trzeba wiedzieć, że poziom uwolnionego kortyzolu obniża się dopiero po kilku godzinach, więc już rozumiesz, dlaczego te objawy towarzyszą ci jeszcze przez jakiś czas po każdym ataku paniki. Możliwe, że teraz myślisz: „Ja takie objawy mam przez cały dzień”. Dojdziemy do tego, to też ma swoje uzasadnienie.
Przykład z tygrysem jest bardzo dobry, na pewno słyszałeś to porównanie.
Ale co właściwie dzieje się teraz? Przecież nas nie ściga żaden wielki kocur, przynajmniej tam, gdzie mieszkam ja, nie biegają wolno po ulicach. Nasz tygrys ma inne oblicze: niedotrzymanie terminu oddania raportu, sprzeczka z szefem, kłótnia z partnerem, utrata przyjaciela, niepewność zawodowa, choroba…
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Pamiętaj, że 98% zdarzeń wywołujących stres to czynności codzienne.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Ogólnie rzecz biorąc, czujemy się zestresowani na myśl o tym, że nie mamy odpowiednich środków, żeby zmierzyć się z daną sytuacją. Brakuje nam, między innymi, czasu.
Jestem pewna, że jeśli trzymasz tę książkę w ręce, to dlatego, że jesteś osobą, która od siebie dużo wymaga. Zgadłam? Żadna ze mnie wróżka, po prostu wielu ludzi zmagających się ze stanami lękowymi to osoby, które chcą osiągnąć poziom doskonałości na tyle wysoki w stosunku do swoich możliwości, że staje się to źródłem stresu. Jeśli tak jest w twoim przypadku, nie martw się: możesz to zmienić i na dalszych stronach tej książki pokażemy, jak to zrobić.
Mózg chce mieć wszystko pod kontrolą, bo to zapewnia nam przetrwanie. Ale próby nadmiernego panowania nad każdą sytuacją mogą wyzwolić poważne stany lękowe i w konsekwencji uniemożliwić odczuwanie przyjemności. Właśnie tego doświadczył w barze Ferran.
Na to, jaki stopień zagrożenia przypisujemy danej sytuacji, mają wpływ nasze wcześniejsze doświadczenia, przekonania i nasza osobowość. Dlatego są osoby, które w obliczu „tego samego zagrożenia” nie czują się zagrożone. Teraz już wiesz, dlaczego twój kolega z pracy siedzi sobie obok ciebie zupełnie spokojnie, a ty cierpisz, zalewany zimnymi potami.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Jeśli zmienimy sposób postrzegania rzeczywistości, zmianie może ulec nasza skłonność do odczuwania stresu czy lęków.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Niestety, złe wieści się na tym nie kończą, ale spokojnie, dalej pojawią się też dobre. Stres mogą wywoływać także inne czynności, choć wcale nam się z nim nie kojarzą, na przykład nieustanne spoglądanie na smartfon czy duża liczba otwartych okienek na ekranie komputera. Przebodźcowanie mózgu wywołuje stres. Zaobserwowano, że kiedy wykonujemy dwie lub więcej czynności jednocześnie, nie mogąc każdej poświęcić stuprocentowej uwagi, wykonujemy je mniej efektywnie. Na przykład jednoczesne czytanie i słuchanie kogoś angażuje te same obszary mózgu. Nie można wykonać tego dobrze, gdybyśmy chcieli robić to naraz. Inne czynności, takie jak czytanie i słuchanie muzyki, do przetworzenia informacji nie potrzebują tych samych połączeń mózgowych, zatem można realizować je jednocześnie z większą skutecznością, choć żadnej z nich nie będziemy w stanie poświęcić pełnej uwagi.
Ale w czym problem? Jak zapewne się domyślasz, nasz mózg jako zagrożenie traktuje każdy bodziec, który wywołuje w nas strach, tak jak działo się w przypadku tygrysa czy mamuta tysiące lat temu, a to oznacza, że uruchamia mechanizm walki lub ucieczki, aktywując ciało migdałowate i uwalniając wszystkie hormony, o których wspomnieliśmy wcześniej. I kłopoty gotowe!
Santana chce mnie zabić
Po pierwszym ataku lękowym wiedziałem, że w naszym związku nie będzie dystansu, że raczej będzie z tych, co to duszą i uzależniają.
Mieliśmy za sobą przełom wieków, a w radiu ciągle puszczano Corazón espinado („przebite serce”, przyp. tłum.) Carlosa Santany. Wkurzała mnie ta piosenka – oczywiście gitarowe popisy wykonawcy mnie zachwycały, sam utwór nie był zły, ale mój umysł coraz więcej czasu poświęcał na rozmyślanie o ukłuciach, które czułem w klatce piersiowej. „O przebitym sercu mogę coś powiedzieć ja, a nie ten śpiewający facet”, myślałem.
Od pierwszego ataku przeklęty ucisk w piersiach nie ustępował, a ukłucia z każdym dniem stawały się bardziej dokuczliwe. Pamiętam, że w tamtym czasie rozpocząłem pracę w słynnym sklepie z ubraniami przy Paseo de Gracia. Wcześniej zapisałem się na studia na wydziale sztuk audiowizualnych w trybie wieczorowym, a żeby móc opłacić naukę, podjąłem pracę na poranną zmianę. Pensja nie była wysoka, ale wystarczała na zaspokojenie wszystkich moich potrzeb. Kryzys 2008 roku jeszcze nie pojawił się na scenie, a moja ówczesna wypłata to była kupa forsy w porównaniu z tym, ile obecnie płaci się za tę samą pracę.
Wymagano ode mnie tylko tego, żebym umiał składać dżinsy i sprzedawał spodnie, ile tylko się da, każdej ofierze, która przekroczyła próg przesuwnych drzwi. Zawsze miałem dobry bajer, a jeśli wierzyłem w sprzedawany produkt, bez najmniejszego problemu mogłem opowiadać innym o korzyściach, jakie może im przynieść jego posiadanie. Jak się nad tym zastanowić, nadal robię właściwie to samo, tyle że ten produkt naprawdę może odmienić życie. Dobra, do tego dojdziemy.
Jak wspomniałem, właśnie rozpoczął się nowy wiek, a ja miałem dwadzieścia kilka lat. Jak się miewały wtedy moje lęki?
Źle, bardzo źle. Codziennie budziłem się i zasypiałem z tymi samymi objawami: kłuciem w klatce piersiowej, uczuciem potwornego ucisku i zdrętwiałą lewą ręką. Najgorsze było to, że nauczyłem się z tym żyć. A to bardzo niebezpieczne, bo przywyknięcie do takiego stanu prowadzi do ogromnego zmęczenia, a wyczerpanie jest prostą drogą do depresji, aż pewnego dnia stwierdzasz, że nie masz ochoty żyć. Dotarłem do tego miejsca w wieku tak młodym, że zdawałoby się, że to niemożliwe. Później się nad tym zastanowimy. Ale wróćmy do tej chwili, o której opowiadałem.
Mój przeciętny dzień przebiegał mniej więcej według jednego schematu: pracę zaczynałem o dziesiątej, więc budziłem się pół godziny wcześniej i w pośpiechu piłem kawę, jednocześnie się myłem i ubierałem. Niecałe dwadzieścia minut później jechałem skuterem do pracy. Zaczynałem zmianę i wykonywałem wszystkie powtarzalne, nudne czynności, które należały do moich obowiązków, do godziny, kiedy kończyłem pracę.
Przez ten czas ukłucia zawsze się nasilały, zwłaszcza w czasie sezonowych przecen, kiedy musiałem obsługiwać pięć osób naraz.
O drugiej po południu wsiadałem na skuter i z wielką prędkością (tak mi się wydawało) przemieszczałem się w inne miejsce, do domu rodziców. Tam czekał na mnie obiad. Nie degustowałem, raczej pochłaniałem go niczym Ciasteczkowy Potwór swoje herbatniki, bo o trzeciej rozpoczynały się zajęcia; miałem więc najwyżej dziesięć minut na zjedzenie i kolejne dziesięć na to, by dojechać na uniwersytet i zająć miejsce w ławce. Nie wiem, jak mi się to udawało, ale zawsze zjawiałem się punktualnie. Bez wątpienia za cenę zdrowia.
Wykłady trwały do dziewiątej wieczorem, a później miałem czas na rozrywkę. No bo jak! Po całym dniu pracy i nauki moją nagrodą byli przyjaciele, piwo i futbol. I tak w tym tkwiłem.
Podczas zajęć ukłucia ustępowały, pojawiał się za to bolesny ucisk w podbrzuszu i kilka razy musiałem podnosić rękę, że chcę wyjść do łazienki. Jednak na zimnym łazienkowym tronie siedziałem bezowocnie, aż w końcu zacząłem podejrzewać, że coś jest nie tak. Jak widzisz, niepokój może wywoływać aż takie stany. Na ten temat porozmawiamy później. W tej chwili chcę zobrazować, jak objawia się zespół lęku uogólnionego, żeby Sara mogła opowiedzieć, co się dzieje w twojej głowie, kiedy ten stan się ujawnia.
Nie myśl, że po skończonych zajęciach, kiedy szedłem się rozerwać z kumplami, niepokój znikał lub łagodniał, skądże. Ból głowy i bardzo silne ukłucia, które usiłowałem zagłuszyć alkoholem, dopadały mnie co noc. W tamtym okresie, dopóki alkohol nie zaczynał szumieć mi w głowie, objawy lękowe nie ustępowały. Po powrocie do domu wykonywałem rutynowe czynności: prysznic, tabletka nasenna i do łóżka. Następnego dnia wszystko zaczynało się od nowa.
Hormonalny koktajl
Co się dzieje, kiedy przewlekle towarzyszy nam duży stres lub niepokój? Ciało migdałowate nieustannie się uaktywnia, a nas zaczyna przesycać hormonalny koktajl, przygotowywany przez nasze ciało niczym przez doświadczonego barmana. Jeśli ten stan się przedłuża, w końcu zaczniemy doświadczać tego samego, co Ferran na tamtym etapie życia: zaburzeń lękowych, czyli zespołu lęku uogólnionego.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Zaburzenia lękowe mogą pojawić się wskutek jednorazowej sytuacji lub traumatycznego zdarzenia, którym towarzyszą emocje tak intensywne, że odciskają piętno w mózgu i od tej pory już z tobą pozostają.
––––––––––––––––––––––––––––––––––
Zaburzenia lękowe lub zespół lęku uogólnionego definiuje się jako długotrwały stan wysokiego napięcia, występujący mimo braku bezpośredniego lub potencjalnego zagrożenia. Kiedy cierpimy na zaburzenia lękowe, przez cały dzień odczuwamy panikę, nierzadko zupełnie nieuzasadnioną. Później wyjaśnię, dlaczego tak się dzieje.
W przypadku zespołu lęku uogólnionego ciało migdałowate jest pobudzone do tego stopnia, że staje się nadaktywne. W tym stanie zatraca zdolność odróżniania, czy z bodźcem wiąże się rzeczywiste zagrożenie, czy nie, więc na wszelki wypadek zawsze skłania się do opcji „śmiertelnego przerażenia” i jako zagrożenie identyfikuje wszystko, co potencjalnie może nim być.
Mózg zachowuje się konserwatywnie. Prawdę mówiąc, to niepoprawny klasyk.
Jeśli ciało migdałowate przez cały czas się aktywuje, poziom wszystkich trzech hormonów, o których mówiliśmy wcześniej, nadmiernie się w organizmie podnosi.
Ten nadmiar jest przyczyną objawów, które być może wydadzą ci się znajome:
• nadciśnienie,
• bóle głowy, migreny,
• ból mięśniowy, zgrzytanie zębami,
• mdłości, nudności,
• zamazane widzenie, drganie powiek,
• wypadanie włosów,
• ucisk w klatce piersiowej,
• wrażenie duszenia się, ściśnięte gardło,
• parestezje,
• suchość skóry,
• problemy z tarczycą,
• apatia, ekstremalne zmęczenie,
• spadek odporności,
• problemy żołądkowe,
• drażliwość,
• zaburzenia snu,
• zaburzenia cyklu menstruacyjnego,
• zaburzenia odżywiania,
• blokada umysłowa,
• osłabienie systemu odpornościowego.
Przypuszczam, że, niestety, prawie wszystkie te objawy są ci znane. Szczególnie długotrwały wpływ kortyzolu może wywołać w organizmie znaczne szkody, ponieważ, jak widzieliśmy, blokuje on układ odpornościowy, osłabiając go, przez co zwiększa się prawdopodobieństwo jakiejś choroby.
Kortyzol może być również winny temu, że nie sypiasz jak należy, bo wraz z melatoniną reguluje cykl czuwania i snu. W normalnych warunkach ci dwaj przyjaciele działają przeciwstawnie: kiedy się budzisz, wzrasta poziom kortyzolu, dostarczając ci energii do aktywności. Ten hormon zdaje się niepokonany do południa, a później jego działanie zaczyna słabnąć, umożliwiając nam wieczorne rozluźnienie i dzięki temu odpowiedni sen. Melatonina z kolei pełni w tym cyklu funkcje przeciwne.
Co się dzieje, kiedy cierpisz na zaburzenia lękowe? Nadmiar kortyzolu sprawia, że wieczorem trudniej jest ci zasnąć. Właśnie z tym zmagał się Ferran, dlatego nie mógł zasnąć bez tabletki.
Tematowi snu poświęcimy oddzielny rozdział – zdajemy sobie sprawę z tego, że jest ważny, ale wymaga obszernego wyjaśnienia, ponieważ nocny wypoczynek mogą utrudniać także inne czynniki.
Ciąg dalszy w wersji pełnej