Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

MY MY! ABBA. Muzyczny fenomen wszech czasów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
27 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,90

MY MY! ABBA. Muzyczny fenomen wszech czasów - ebook

Historia ABBY opowiedziana poprzez wybór największych hitów zespołu.

W 2024 roku przypadła pięćdziesiąta rocznica Waterloo (piosenki, nie bitwy) – przełomowego momentu w historii popu, w którym szwedzka sensacja ABBA wkroczyła na międzynarodową scenę muzyczną. Jak to się stało, że pół wieku później zwycięzcy Eurowizji z lat siedemdziesiątych są popularniejsi niż kiedykolwiek – docierając do słuchaczy w każdym wieku i rozwijając się w musicalach, muzeach i hologramach? Giles Smith, pisarz i fan muzyki, postanowił się tego dowiedzieć. A ta książka jest jego sposobem na powiedzenie: thank you for the music.

 

Kategoria: Muzyka, śpiew, taniec
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8074-775-3
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

Wpro­wa­dze­nie

Dziś wielu z nas cie­szy wszech­obec­ność muzyki Abby, to, że krąży ona w powie­trzu, któ­rym oddy­chamy.

Pozwól­cie, iż przy­to­czę kilka pry­wat­nych dowo­dów na popar­cie tej tezy.

Latem 2023 roku spa­ce­ro­wa­łem po fran­cu­skim targu i usły­sza­łem, jak stra­ga­niarz, szu­ka­jąc drob­nych dla klienta, zanu­cił:

– _Money, money, money_!

Potem poje­cha­łem dalej i wypi­łem kawę w kawiarni, gdzie z gło­śnika pły­nęło _Kno­wing Me, Kno­wing You_. Wra­ca­jąc do naszej kwa­tery, wstą­pi­łem do super­mar­ketu. Kiedy wrzu­ca­łem jedze­nie do koszyka, w tle leciała pio­senka _Take a Chance on Me_. Trzy przy­pad­kowe spo­tka­nia z muzyką Abby w ciągu około dzie­więć­dzie­się­ciu minut.

Jeśli podró­żu­jesz po Euro­pie aku­rat w tym okre­sie histo­rii, można ci wyba­czyć oka­zjo­nalne prze­ko­na­nie, że świat należy do Abby, a my jeste­śmy w nim tylko loka­to­rami.

Trud­niej pamię­tać, że nie zawsze tak było. Być może fakty zasko­czy­łyby ludzi rado­śnie tło­czą­cych się pod sceną pod­czas lon­dyń­skiego kon­certu _ABBA Voy­age_ lub oglą­da­ją­cych bez skrę­po­wa­nia bluzy, bre­loczki czy tace do her­baty, ozdo­bione logo Abby i wyło­żone na fir­mo­wym sto­isku. Zdzi­wi­liby się, gdyby usły­szeli, że cza­sami miłość do ich uko­cha­nego zespołu nie była wyra­żana tak otwar­cie, zwłasz­cza przez trzy­na­sto­lat­ków na szkol­nym boisku.

Ale, jak wkrótce sami zoba­czy­cie, niżej pod­pi­sany (który ongiś sta­ran­nie ukry­wał kasetę z nagra­niem albumu _ABBA_ wyda­nego w 1975 roku) może oso­bi­ście potwier­dzić, że to prawda.

Długo żyłem w prze­ko­na­niu, że pocho­dze­nie Abby defi­niuje, czym jest ten zespół i co wraz ze swoją muzyką może zna­czyć dla odbior­ców. Pisząc „pocho­dze­nie”, mam na myśli zarówno Szwe­cję, jak i Kon­kurs Pio­senki Euro­wi­zji w 1974 roku, dzięki któ­remu Abba po raz pierw­szy zyskała roz­głos. Nie­mal trzy lata po tym, jak na sce­nie w Bri­gh­ton zaśpie­wali _Water­loo_, jeden z ich nie­wielu wystę­pów na żywo w Lon­dy­nie docze­kał się pobłaż­li­wej, pro­tek­cjo­nal­nej recen­zji na łamach „Guar­diana”. Dzien­ni­karz opi­sał ich jako „czwórkę Euro­pej­czy­ków”, któ­rzy wyko­nują „ele­gancki euro­rock z cechami popu”. W pod­su­mo­wa­niu stwier­dził: „Miło, że teraz już wiemy, kto stoi za tą kaskadą przy­jem­nych dźwię­ków”.

Nie ma w słow­niku kry­tyka więk­szej inwek­tywy niż słowo „przy­jemny”. Przed­ro­stek „euro-” („Euro­pej­czycy”, „euro­rock”) rów­nież wie­lo­krot­nie pada w recen­zjach Abby z tam­tego okresu. I rzadko ozna­cza kom­ple­ment.

Dwa lata póź­niej, w roku 1979, ame­ry­kań­ski kry­tyk roc­kowy Robert Chri­st­gau poświę­cił zespo­łowi arty­kuł w „Vil­lage Voice”. Nawet nie pró­bo­wał być miły. „Wiemy już, jak wygląda wróg”, napi­sał po kon­cer­cie. „To wła­śnie oni”.

W tym samym roku, znowu w Wiel­kiej Bry­ta­nii, recen­zent „Guar­diana” lek­ce­wa­żąco okre­ślił Abbę mia­nem pro­du­cen­tów „popo­wych efe­me­ryd”. To kolejny czę­sty zarzut do zespołu. Można zro­zu­mieć, dla­czego padło takie stwier­dze­nie. Nie­mniej jed­nak – oso­bliwa to efe­me­ryda, która utrzy­muje się w ete­rze przez pół wieku, a w końcu tra­fia do poświę­co­nego twór­com muzeum w ich rodzin­nym mie­ście…

Gdy Abba pró­bo­wała prze­bić się w świe­cie, szybko się oka­zało, że wygrana na Euro­wi­zji to spe­cy­ficzny rodzaj szansy, który rów­nie dobrze może stać się pułapką. Po trium­fal­nym zej­ściu ze sceny w Bri­gh­ton człon­ko­wie zespołu jesz­cze przez mie­siące i lata bory­kali się ze szcze­gól­nym pro­ble­mem. Jakimś cudem przy­lgnął do nich blichtr Euro­wi­zji, gro­żąc, że z obie­cu­ją­cej kariery nic nie będzie.

Zespół ze Szwe­cji, zespół z Euro­wi­zji… Abba i jej obrońcy przez długi czas sta­rali się odpo­wie­dzieć na te dwa powta­rza­jące się zarzuty. Oba miały rzecz jasna tę wadę, że nie da się im zaprze­czyć.

„Oso­bi­ście nie­na­wi­dzę tego, co ci ludzie sobą repre­zen­tują”, napi­sał kry­tyk w 1979 roku, „…jed­no­cze­śnie uwa­żam, że są genialni”. Był to sygnał zła­go­dze­nia kursu – lecz także oznaka tego, że nawet zwo­len­nicy Abby będą przez jakiś czas zmu­szeni pra­wić jej pokrętne, dwu­znaczne kom­ple­menty. „To jest świetne… a prze­cież takie tan­detne”. „Nie powinno mi się to podo­bać… a jed­nak!” Nawet naj­bar­dziej zago­rzali wiel­bi­ciele przy­zna­wali nie­kiedy, że jest w twór­czo­ści Abby coś nie­prze­nik­nio­nego, co trudno pojąć. Do tego docho­dził oczy­wi­sty suk­ces zespołu, sta­no­wiący w oczach kry­tyków osobny pro­blem. „Wyra­cho­wana komer­cja” – to był w tam­tym okre­sie czę­sty zarzut. Ze szcze­gólną ener­gią i upo­rem pod­no­sili go kry­tycy w ojczy­stej Szwe­cji, gdzie hasło „nasz naj­więk­szy suk­ces eks­por­towy po Volvo” budziło w co wykwint­niej­szych umy­słach lekki nie­smak. Ale „komer­cja” to oczy­wi­ście zarzut, który można wysto­so­wać wyłącz­nie z per­spek­tywy czasu. Nie da się tak powie­dzieć o zespole, który unik­nął popu­lar­no­ści. Poza tym argu­ment ten pomija fakt, że suk­ces Abby – jego natura, skala i czas trwa­nia – był czę­sto zasko­cze­niem rów­nież dla jej człon­ków oraz że w przy­padku suk­cesu w muzyce pop kal­ku­la­cje nie są tak łatwe, jak sobie wyobra­żamy. Człon­ko­wie Abby nie mieli wglądu w przy­szłość. Mogli tylko pod­jąć okre­ślone decy­zje, a potem pocze­kać i zoba­czyć, co z tego wynik­nie. A wynik zale­żał od nas – słu­cha­czy. Ozna­cza to, że zespół poznał, jakie to uczu­cie (bez wąt­pie­nia eks­cy­tu­jące, lecz od czasu do czasu z pew­no­ścią zabar­wione lękiem), gdy roz­pę­tuje się żywioły, które nie do końca można kon­tro­lo­wać.

Pierw­sze miej­sce wśród tych nie­kon­tro­lo­wa­nych sił znów zaję­li­śmy my, odbiorcy, w znacz­nym stop­niu przy­czy­nia­jąc się do tego, co spo­tkało Abbę. Roz­winę temat na kolej­nych stro­nach tej książki.

Zespół stał się nie­od­łączną czę­ścią naszego życia – a jed­no­cze­śnie cecho­wał go pewien dystans, nie­kiedy zabar­wiony chło­dem. Ludzie, któ­rzy nie są Szwe­dami, mają ten­den­cję do przy­pi­sy­wa­nia tego zja­wi­ska „szwedz­ko­ści” Abby. Cho­dzi mi o to, że dostrze­gają zarówno w zespole, jak i jego muzyce powścią­gli­wość i rezerwę, a następ­nie zakła­dają, że cechy te wyni­kają z cha­rak­teru naro­do­wego wyko­naw­ców. Takie wyja­śnie­nie wydaje się podej­rza­nie pro­ste i oczy­wi­ste – wręcz trąci aro­gan­cją. Być może powyż­sza kwe­stia zasłu­guje na to, by ją nieco dokład­niej zba­dać. Podob­nie jak wiele innych aspek­tów Abby.

Ist­nieje wyso­kie praw­do­po­do­bień­stwo, że znasz ten zespół naj­le­piej ze wszyst­kich – a jed­no­cze­śnie pra­wie nic o nim nie wiesz. Oczy­wi­ście są fani i super­fani Abby, któ­rych godne podziwu zaan­ga­żo­wa­nie we wszech­stronne stu­dia nad Agne­thą, Björnem, Ben­nym i Fridą wiele nam wyja­wiło. Nie tak dawno temu spę­dzi­łem z nie­któ­rymi z tych super­fa­nów prze­miły week­end w Sztok­hol­mie; napi­szę o tym póź­niej. Ale w prze­strzeni osób, nazwijmy to, nie­wta­jem­ni­czo­nych, w któ­rej Abba spo­tyka się z prze­cięt­nie zaan­ga­żo­wa­nym odbiorcą (a jest to prze­strzeń, gdzie moim zda­niem wyda­rzyły się rze­czy naj­cie­kaw­sze, szcze­gól­nie w kon­tek­ście tej książki), wie­dza o zespole jest nie­pełna, a jego ogólny obraz wciąż mgli­sty.

Abba zacho­wy­wała dystans nawet u szczytu sławy, a świat poko­chał ją bez zastrze­żeń i otwar­cie dopiero kilka lat po tym, gdy fak­tycz­nie prze­stała ist­nieć. W związku z tym powszechna zna­jo­mość reper­tu­aru zespołu prze­wyż­sza dziś wie­dzę o czym­kol­wiek innym na jego temat. Człon­ko­wie grupy są gwiaz­dami, nie­za­leż­nie od defi­ni­cji ter­minu „gwiazda”. Tym­cza­sem w 2024 roku – nawet w krę­gach, w któ­rych Abbę się ceni i wielbi! – pewna i nie­omylna umie­jęt­ność odróż­nie­nia Benny’ego od Björna, a w niektó­rych przy­pad­kach nawet Agne­thy od Anni-Frid świad­czy o naj­wyż­szym pozio­mie wta­jem­ni­cze­nia. Co wiemy? Sły­sze­li­śmy coś o tym, że zespół skła­dał się z dwóch par (Björn i Agne­tha, czy nie tak? Benny i Anni-Frid?), któ­rych mał­żeń­stwa się roz­pa­dły, ale które w jakiś spo­sób (czy na pewno?) zdo­łały oca­lić grupę od tego samego losu, hero­icz­nie prze­le­wa­jąc ból roz­sta­nia w ponad­cza­sowe hity, takie jak _The Win­ner Takes It All_ i _Kno­wing Me, Kno­wing You_. Tym­cza­sem Björn napi­sał tekst do dru­giej z tych pio­se­nek na dwa lata przed roz­sta­niem z Agne­thą. Byli wów­czas razem, wyglą­dali na szczę­śli­wych i cie­szyli się z naro­dzin dru­giego dziecka. Nato­miast Benny i Frida pobrali się dopiero po tym, jak Björn i Agne­tha posta­no­wili się roz­stać, więc…

Prawda jest taka, że nie wiemy zbyt wiele, a więk­szość z tego, co wiemy, to bzdury, czy­jeś kre­atywne wymy­sły, plotki bądź (to ostat­nie naj­czę­ściej) pro­jek­cje.

Wielka sława spły­nęła na Abbę pośmiert­nie, kiedy człon­ko­wie zespołu zeszli ze sceny i opu­ścili stu­dio. Jest to zatem ten rodzaj chwały, który rzadko się przy­da­rza w histo­rii popu. Zja­wi­sko prak­tycz­nie nie­moż­liwe w erze mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Agne­tha, Björn, Benny i Frida naj­ja­śniej płoną w naszych umy­słach jako zestaw pio­se­nek, któ­rych nie poko­nają czas ani moda. Pio­se­nek, któ­rych tak wielu z nas słu­cha na okrą­gło. Pio­se­nek, które znamy.

Ale skąd? Abba zakoń­czyła dzia­łal­ność w roku 1982, a więc czter­dzie­ści dwa lata temu. Ci arty­ści wystę­po­wali i nagry­wali muzykę przez mniej wię­cej osiem lat, czyli podob­nie jak Beatlesi. Następ­nie wyco­fali się z branży, ni­gdy tego ofi­cjal­nie nie ogła­sza­jąc. Naj­wy­raź­niej wyczer­pało ich lub wypa­liło wła­sne towa­rzy­stwo. Zajęli się czym innym – w przy­padku Agne­thy i Fridy były to albumy solowe, pod­czas gdy Björn i Benny prze­rzu­cili się na pisa­nie musi­cali. W tam­tym cza­sie powszech­nie sądzono, że Abba się prze­żyła, a co wię­cej, w wielu krę­gach ucho­dziła za kom­pletny obciach. Na fron­cie okładki dzie­więt­na­sto­pio­sen­ko­wego albumu kom­pi­la­cyj­nego _ABBA Gold_, przy­go­to­wa­nego przez wytwór­nię Poly­dor w 1992 roku (jede­na­ście lat po publi­ka­cji ostat­nich nagrań stu­dyj­nych), nie uświad­czysz zdjęć człon­ków zespołu. A to dla­tego, że rynek został dogłęb­nie zba­dany, zanim płyta ujrzała świa­tło dzienne. Infor­ma­cje zwrotne z grup foku­so­wych były takie, że cho­ciaż odbiorcy są poten­cjal­nie zain­te­re­so­wani zaku­pem zbioru hitów Abby i bez trudu potra­fią wska­zać ulu­bione pio­senki – takie jak _Take a Chance on Me_, _The Name of the Game_, _Super Tro­uper_ – to nie chcie­liby mieć płyty z twa­rzami człon­ków grupy umiesz­czo­nymi w widocz­nym miej­scu. Wytwór­nia zde­cy­do­wała się więc na pro­sty złoty napis na czar­nym tle. Taki kli­mat pano­wał w 1992 roku wokół Abby.

Nie­mniej jed­nak to wła­śnie album _ABBA Gold_ zaczął zmie­niać powszechne nasta­wie­nie do zespołu, zapo­cząt­ko­wu­jąc to, co możemy dziś uznać za okres jego rene­sansu. Pomo­gły w tym, nieco przy­pad­kowo, dwa austra­lij­skie filmy, w któ­rych poja­wiły się ich pio­senki. Mam na myśli _Pri­scillę, kró­lową pustyni_ oraz _Wesele Muriel._ Oba filmy weszły na ekrany kin w 1994 roku. Swoje zro­bił też musi­cal _Mamma Mia!_ z 1999 roku, podob­nie jak nakrę­cony dzie­więć lat póź­niej pierw­szy z dwóch fil­mów na jego pod­sta­wie. W pierw­szej deka­dzie XXI wieku Abba, którą już dawno pogrze­bano, miała w sobie prawdopodob­nie wię­cej życia niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Album _ABBA Gold_ sprze­dał się w ponad 32 milio­nach egzem­pla­rzy na całym świe­cie. W Wiel­kiej Bry­ta­nii pozo­staje drugą naj­le­piej sprze­da­jącą się płytą wszech cza­sów, ustę­pu­jąc jedy­nie _Gre­atest Hits_ zespołu Queen. A potem, gdy rok 2021 dobiegł końca, zespół nie­spo­dzie­wa­nie ponow­nie zna­lazł się w cen­trum zain­te­re­so­wa­nia. Stało się to nie tylko za sprawą ostat­niej, cał­kiem nie­ocze­ki­wa­nej, zaprze­cza­ją­cej upły­wowi czasu eks­plo­zji nowej muzyki, lecz także wcią­ga­ją­cego z magne­tyczną siłą, poru­sza­ją­cego jakieś tajemne struny w naszych duszach sce­nicz­nego show zaty­tu­ło­wa­nego _ABBA Voy­age_. Sta­no­wił on abso­lutną rewo­lu­cję w dzie­dzi­nie kon­cer­tów na żywo. Muzycy wystą­pili w nim pod posta­cią wyide­ali­zo­wa­nych, gene­ro­wa­nych kom­pu­te­rowo wer­sji samych sie­bie, które były z nimi toż­same i zara­zem nie miały z nimi nic wspól­nego.

Zbliża się czter­dzie­sta druga rocz­nica ich ostat­niego bile­to­wa­nego kon­certu, a człon­ko­wie zespołu są już po sie­dem­dzie­siątce i naj­wy­raź­niej nie mają zamiaru oso­bi­ście wcho­dzić na scenę. Tym­cza­sem Abba ni­gdy nie była bar­dziej widoczna niż teraz i praw­do­po­dob­nie ni­gdy też nie była bar­dziej Abbą.

***

– Czy­tam cię przez całe życie – powie­dział kie­dyś do pisa­rza Samu­ela Bec­ketta zachwy­cony fan.

– Musisz być tym bar­dzo zmę­czony – odparł Bec­kett.

Cóż, jestem tutaj, dokład­nie pół wieku po pre­mie­rze _Water­loo_, i to samo mógł­bym wyznać człon­kom Abby, gdy­bym kie­dy­kol­wiek się z nimi spo­tkał. Praw­do­po­dob­nie powi­nie­nem w tym miej­scu wspo­mnieć, że ni­gdy do tego nie doszło.

– Słu­cham was przez całe życie… – mógł­bym się pochwa­lić – albo przez jego więk­szość. W każ­dym razie odkąd pamię­tam. Zanim spy­ta­cie, odpo­wiem: nie, nie jestem zmę­czony. A przy­naj­mniej nie Abbą.

Bo co by to miało zna­czyć, że jest się zmę­czo­nym Abbą w 2024 roku? Czyż to nie jak przy­zna­nie, że skoń­czyła nam się cier­pli­wość do muzyki pop albo że muzyka pop skoń­czyła z nami?

Trudno powie­dzieć, żebym był osa­mot­niony w swo­jej wytrwa­ło­ści. Fala kry­tyki odwró­ciła się i nawet Clive James w końcu publicz­nie przy­znał, że nie miał racji. James, jak zoba­czymy na dal­szych kar­tach tej książki, był jed­nym z pierw­szych kry­ty­ków, któ­rzy odrzu­cili Abbę, okre­śla­jąc jej twór­czość jako „nie­ule­czal­nie błahą”. Ocenę tę wysta­wił na pod­sta­wie prze­ko­nu­ją­cych, lecz wątłych dowo­dów – mówię tu o wystę­pie na Euro­wi­zji w 1974 roku. Jed­nak w 2013 roku James zre­cen­zo­wał film doku­men­talny o zespole i wyra­ził żal z powodu swo­ich pochop­nych opi­nii. Naj­wy­raź­niej pomógł mu w tym fakt, iż jego wła­sna córka oka­zała się zapa­loną wiel­bi­cielką zespołu.

„Trudno zakwe­stio­no­wać inten­syw­ność, z jaką miliony ludzi cie­szyły się muzyką Abby”, napi­sał James. Z upły­wem czasu zdał sobie sprawę, że sce­niczne kre­acje człon­ków zespołu nie miały z tym nic wspól­nego.

„Liczyły się tylko te cztery głosy oraz to, jak się ze sobą zle­wały w melo­diach i har­mo­niach, wypeł­nia­jąc na pły­tach każdą moż­liwą lukę w aran­ża­cji. Można było do nich tań­czyć bez końca”, pod­su­mo­wał James. Nie wydaje mi się, żeby to była prawda, że głosy wypeł­niają „każdą moż­liwą lukę w aran­ża­cji”. Nie jestem pewien, jak brzmia­łoby nagra­nie, w któ­rym tak by się działo. Zasta­na­wiam się, jak uważ­nie James słu­chał Abby, zanim osta­tecz­nie zmie­nił zda­nie. Dla­czego jed­nak miałby czuć taką potrzebę? To z pew­no­ścią jedna z magicz­nych cech muzyki pop: wielu jej naj­bar­dziej zago­rza­łych zwo­len­ni­ków nie słu­cha zbyt wni­kli­wie ani nie czuje, że powinno się to robić. Pop czę­sto komu­ni­kuje się z ser­cem na długo przed tym, nim poroz­ma­wia z głową… a cza­sami w ogóle z nią nie roz­ma­wia. Auto­rzy tek­stów o muzyce pop nie wspo­mi­nają o tym wystar­cza­jąco czę­sto.

Z pew­no­ścią prawdą jest to, że na prze­strzeni pięć­dzie­się­ciu lat, które minęły od pre­miery _Water­loo_, Abba zna­la­zła miło­śni­ków wśród naj­róż­niej­szych typów ludzi. Grupa ta jest uwiel­biana w pra­wie każ­dym wymia­rze, w jakim można kochać zespół popowy. Ich pio­senki prze­ma­wiają do zako­cha­nych nasto­lat­ków i uśmie­chają się czule do Clive’a Jamesa. Twór­czość muzy­ków Abby kon­su­mo­wano w pośpie­chu, a ich samych trak­to­wano jak gwiazdy prze­sło­dzo­nego popu, ale docze­kali się też trzeź­wej oceny jako wyjąt­kowo uta­len­to­wani rze­mieśl­nicy. Cie­szono się nimi iro­nicz­nie i szcze­rze. Byli tak zwaną wsty­dliwą przy­jem­no­ścią oraz przy­jem­no­ścią zupeł­nie bez­wstydną. Ich płyty defi­nio­wały całe epoki, a zara­zem zdo­łały wymknąć się z histo­rycz­nego kon­tek­stu. W 2024 roku ich pio­senki są dobrze znane zarówno nostal­gicz­nym sta­rusz­kom, spra­gnio­nym powrotu do lat 70., kiedy byli dziećmi, jak i ludziom, któ­rych pod koniec XX wieku nie było jesz­cze na świe­cie.

Człon­ko­wie Abby byli feto­wani jako spek­ta­ku­larne gejow­skie ikony, ale także jako nie­za­wodni dostawcy wesel­nej muzyki tanecz­nej, która jed­no­czy wszyst­kie gusta. Naj­lepsi spo­śród nas kochają pio­senki Abby całym ser­cem, a jed­nak ich muzyka została rów­nież wyko­rzy­stana pod­czas naru­sza­ją­cych lock­down hula­nek na Downing Street. (Mam tu na myśli osła­wioną „imprezę Abby” z 13 listo­pada 2020 roku, o któ­rej Benny Anders­son powie­dział dyplo­ma­tycz­nie: „Nie możesz nazwać tego imprezą Abby. To impreza John­sona”). Twór­czość Abby została uho­no­ro­wana przez tak róż­no­rod­nych wyko­naw­ców, jak U2, Dionne War­wick i Foo Figh­ters. Wyko­rzy­stano ją także do celów kome­dio­wych. Oto przy­kłady: French i Saun­ders (_C’est La Vie_), Rowan Atkin­son w pro­gra­mie _Not the Nine O’Clock News_ (_Super Dupa_) oraz Alan Par­tridge (a-ha!), który kocha Abbę tak bar­dzo, że nazwał swo­jego jedy­nego syna imie­niem Fer­nando. Muzyka Abby jest jedną z nie­wielu więzi bez­po­śred­nio łączą­cych nie­ży­ją­cego już Sida Vicio­usa z Sex Pistols (który kie­dyś prze­biegł całe lot­ni­sko, aby spo­tkać się z zespo­łem) z nie­ży­jącą już kró­lową Elż­bietą II, która podobno powie­działa komuś, że szcze­gól­nie lubi _Dan­cing Queen_, ponie­waż, cytuję: „Jestem kró­lową i lubię tań­czyć”. Abba to jedyni zwy­cięzcy Euro­wi­zji, któ­rzy zostali wpro­wa­dzeni do Rock & Roll Hall of Fame, co wyda­rzyło się w 2010 roku i byłoby nie do pomy­śle­nia (czy raczej nie mia­łoby sensu) w epoce, gdy Abba fak­tycz­nie nagry­wała płyty, które przy­nio­sły im to wyróż­nie­nie. Jeśli cho­dzi o sze­roki zakres przy­na­leż­no­ści gatun­ko­wej, to prze­wyż­szają nawet Beatle­sów. Z pew­no­ścią tylko nie­licz­nym zespo­łom dane było zna­czyć tak wiele dla tak wielu ludzi w tak wielu róż­nych okre­sach histo­rii. Jesz­cze mniej jest takich, które osią­gnęły powyż­sze, pod­czas gdy człon­ko­wie grupy po pro­stu sie­dzieli w domo­wych pie­le­szach przez cztery dekady, nie robiąc nic (a przy­naj­mniej nic zwią­za­nego z Abbą).

To bez dwóch zdań naj­sma­ko­wit­szy szcze­gół tej głę­boko satys­fak­cjo­nu­ją­cej histo­rii o osta­tecz­nym i powszech­nym przy­wró­ce­niu Abby do łask. Wszystko to, przez co zwy­kle im doku­czano oraz za co ich odrzu­cano (styl ubie­ra­nia, taniec, akcent, ta pozor­nie nie­unik­niona szwedz­kość), osta­tecz­nie stało się powo­dem, żeby poko­chać ich bez zastrze­żeń, jeśli miało się na to ochotę. Jed­nak ta cał­ko­wita trans­for­ma­cja ich pozy­cji kul­tu­ro­wej nastą­piła bez żad­nego wysiłku ze strony samych arty­stów, w dłu­gim okre­sie ich nie­obec­no­ści, kiedy tylko muzyka mogła ich bro­nić i agi­to­wać na ich rzecz. Björn, Benny, Agne­tha i Frida zostali w pełni doce­nieni… zacho­wu­jąc pełną bez­czyn­ność. Musieli tylko pocze­kać, aż pojawi się reszta ich wiel­bi­cieli – piszę tu o nas – i wykona tę pracę za nich.

Przy­szło mi więc do głowy, że histo­ria zespołu Abba i jego nie­zmien­nego wpływu na świat to wyjąt­kowy przy­pa­dek. Możemy się nim posłu­żyć w szer­szym kon­tek­ście, by odpo­wie­dzieć na pyta­nia o naturę popo­wych prze­bo­jów oraz trwa­łość zdo­by­tej dzięki nim sławy. Być może jeśli dobrze przyj­rzymy się naszym inte­rak­cjom z Abbą na prze­strzeni dekad – temu, w jakich oko­licz­no­ściach histo­rii poja­wiali się i zni­kali z naszego życia, jak nasze rela­cje z zespo­łem się roz­po­częły, jak rosły w siłę, roz­luź­niały się i sła­bły, były gorące i zimne, a w końcu ponow­nie gorące, a wszystko to w duchu szcze­rej próby usta­le­nia, co tu się wła­ści­wie do cho­lery wyda­rzyło – będziemy w sta­nie dociec pew­nych prawd, które doty­czą naszych inte­rak­cji nie tylko z zespo­łem Abba, lecz także z całą muzyką pop. Przy­cho­dzi mi rów­nież do głowy, że jeśli chcesz zbli­żyć się do tajem­nicy uni­wer­sal­nej pio­senki pop, poznać jej skła­dowe, jej kształt, dzia­ła­nie jej magii i – być może przede wszyst­kim – odpo­wiedź na pyta­nie, dla­czego przy­wią­zu­jemy się do tych kawał­ków tak mocno, to doro­bek Abby jest czymś wię­cej niż tylko dobrym punk­tem wyj­ścia. Może być naj­lep­szym punk­tem wyj­ścia, jaki ist­nieje.

Jest jed­nak tylko jeden spo­sób, by się o tym prze­ko­nać. Kupi­łem album _ABBA Gold_ na pły­cie winy­lo­wej (złoty winyl, a co!). Poszpe­ra­łem w róż­nych pudłach w poszu­ki­wa­niu sta­rych sin­gli i kaset zespołu. Roz­glą­da­łem się czuj­nie dookoła w poszu­ki­wa­niu wyda­rzeń zwią­za­nych z Abbą, które mogłyby mi coś wyja­śnić. Zdją­łem z półki kilka ksią­żek histo­rycz­nych i otwo­rzy­łem YouTube. A potem głę­boko zaczerp­ną­łem powie­trza i wyru­szy­łem w świat Abby.1. _THE HISTORY BOOK ON THE SHELF_

1

_The history book
on the shelf_

Oto Wielka Bry­ta­nia u progu roku 1974. Sytu­acja nie wygląda naj­le­piej. Ceny prądu poszy­bo­wały w górę, pra­cow­nicy róż­nych branż straj­kują, pro­duk­cja spada, a Bry­tyj­czycy z tru­dem wiążą koniec z koń­cem, nękani galo­pu­jącą infla­cją i rap­tow­nie rosną­cymi kosz­tami życia. Rzą­dzącą Par­tię Kon­ser­wa­tywną dzieli kwe­stia umów han­dlo­wych z naj­bliż­szymi sąsia­dami Wysp na kon­ty­nen­cie, pra­wi­cowi poli­tycy cie­szą się zde­cy­do­wa­nie prze­sadną uwagą ze strony mediów, a kraj cze­kają podwójne wybory. Podob­nego roz­chwia­nia sceny poli­tycz­nej nie odno­to­wano tu od 1910 roku.

Wiem. Trudno sobie coś takiego wyobra­zić.

Na domiar złego pro­gnozy pogody prze­wi­dują wystą­pie­nie zja­wisk eks­tre­mal­nych: burz i powo­dzi, a nawet tor­nad. W nocy z 10 na 11 marca przez połu­dniową Anglię prze­to­czy się dwa­dzie­ścia jeden trąb powietrz­nych.

Kiedy Denis Healey, kanc­lerz skarbu labu­rzy­stow­skiego gabi­netu cieni, publicz­nie obwiesz­cza „apo­ka­lipsę eko­no­miczną”, a maga­zyn „Spec­ta­tor” spe­ku­luje na swo­ich łamach na temat moż­li­wego prze­wrotu woj­sko­wego, przy­party do muru pre­mier Edward Heath ogła­sza dra­styczny spo­sób na oszczęd­no­ści. Zarzą­dza mia­no­wi­cie, że od nowego roku wej­dzie w życie trzy­dniowy dzień pracy. Wszyst­kie gałę­zie prze­my­słu mają pod­le­gać tej zasa­dzie aż do 7 marca. To coś jak „praca z domu”, tylko że nikt nie pra­cuje.

Tym­cza­sem bil­l­bo­ardy i ulotki ape­lują do miesz­kań­ców, by rato­wali rodzimą gospo­darkę, „odłą­cza­jąc od prądu jakieś urzą­dze­nie”, docho­dzi do regu­lar­nych przerw w dosta­wie ener­gii elek­trycz­nej, a obo­wią­zu­jący w całym kraju limit pręd­ko­ści pojaz­dów obniża się z 70 do 50 mil na godzinę. Cho­dzi o to, by oszczę­dzać paliwo.

Ogólny regres spra­wia, że w Wiel­kiej Bry­ta­nii – a szcze­gól­nie w Anglii – zaczyna pano­wać powszechne prze­ko­na­nie, że Zjed­no­czone Kró­le­stwo niczego już nie potrafi zro­bić jak należy. Wyją­tek sta­no­wią poczy­na­nia sta­dio­no­wych _hooli­gans_, czyli wojow­ni­czych kibi­ców piłki noż­nej, któ­rzy wcho­dzą aku­rat w okres wzmo­żo­nej aktyw­no­ści. Podob­nie zresztą jak Irlandzka Armia Repu­bli­kań­ska (IRA), która w ciągu kilku mie­sięcy pod­łoży bomby w West­min­ster Hall, Tower of Lon­don, pubach w miej­sco­wo­ściach Guild­ford, Wool­wich oraz Bir­ming­ham, a także w busie na auto­stra­dzie M62.

Na wio­snę odbędą się w Lon­dy­nie wybory do rady mia­sta, w któ­rych skraj­nie pra­wi­cowa par­tia Front Naro­dowy uzy­ska naj­wię­cej gło­sów jak do tej pory – wskaże na nią ponad dzie­sięć pro­cent miesz­kań­ców dziel­nic szcze­gól­nie dotknię­tych kry­zy­sem. W marcu o mały włos nie docho­dzi do porwa­nia księż­niczki Anny. Nie­zrów­no­wa­żony psy­chicz­nie kie­rowca bia­łego forda escorta bie­rze ją na muszkę i nie­mal wywleka z kie­ro­wa­nej przez szo­fera limu­zyny. To dość sym­bo­liczne, że kara­bin towa­rzy­szą­cego jej ofi­cera zaciął się aku­rat w takiej chwili.

Latem tego samego roku w Repu­blice Fede­ral­nej Nie­miec mają się odbyć mistrzo­stwa świata w piłce noż­nej – zna­ko­mita oka­zja, by zapo­mnieć o sza­rej codzien­no­ści, jeśli oczy­wi­ście Wielka Bry­ta­nia prze­trwa do tego czasu. Nie żeby tak naprawdę miała na co cze­kać, skoro nie zakwa­li­fi­ko­wała się do finału.

Tym­cza­sem mamy przed­wio­śnie, a Terry Jacks z Win­ni­peg w Kana­dzie wska­kuje na szczyty list prze­bo­jów z _Seasons in the Sun_, pio­senką o umie­ra­niu. Tym samym pierw­sze miej­sce traci pocho­dzący z Not­tin­gham zespół Paper Lace i jego pio­senka _Billy Don’t Be a Hero_, zresztą także o umie­ra­niu.

Jed­nak nie wszystko wygląda rów­nie ponuro. W maju Man­che­ster Uni­ted wypad­nie z pierw­szej ligi bry­tyj­skiego fut­bolu, co nie zda­rzyło się od 1938 roku. A w sobotę 6 kwiet­nia w Bri­gh­ton odbę­dzie się XIX Kon­kurs Pio­senki Euro­wi­zji, trans­mi­to­wany na żywo z Wiel­kiej Bry­ta­nii na całą Europę.3. GRA O PUNKTY

3

Gra o punkty

David Vine zde­cy­do­wa­nie jest pod wra­że­niem.

– Co powie­cie na taki występ? Szwe­cja ni­gdy dotąd nie zwy­cię­żyła Euro­wi­zji, ale z tym utwo­rem zde­cy­do­wa­nie ma na to szanse.

Mogę tylko wie­rzyć, że Vine ma rację. A czy kie­dy­kol­wiek się pomy­lił?

Wiem jedno. Jeśli Abba wygra, będą musieli wró­cić na scenę i jesz­cze raz zaśpie­wać tę pio­senkę. To bar­dzo pożą­dana per­spek­tywa, ponie­waż nie mam poję­cia, kiedy zyskam kolejną oka­zję, żeby wysłu­chać ich ponow­nie.

Na tym eta­pie wie­czoru od bisu zwy­cięzcy dzielą nas występy przed­sta­wi­cieli kolej­nych dzie­wię­ciu kra­jów, w tym naj­bar­dziej nie­bez­piecz­nego kon­ku­renta ze wszyst­kich oraz – jak przy­po­mni nam sumien­nie David Vine – fawo­ryta buk­ma­che­rów. To repre­zen­tu­jący Holan­dię duet Mouth & Mac­Neal. (Warto wie­dzieć, że przed zamknię­ciem zakła­dów akcje Abby stały na pozio­mie dwu­dzie­stu do jed­nego). Mouth & Mac­Neal wystę­pują z nume­rem dwu­na­stym. Wydaje się, że nastro­jowy numer pod tytu­łem _I See a Star_, który zde­cy­do­wali się wyko­nać, tra­fia w pre­fe­ro­waną tutaj sty­li­stykę. Także dla­tego, że brzmi niczym melo­dia, która mogłaby towa­rzy­szyć nie­śpiesz­nym obro­tom dzie­cię­cej karu­zeli. A czy jury Euro­wi­zji kie­dy­kol­wiek było w sta­nie oprzeć się pio­sen­kom, które tak brzmią?

Trudna sprawa.

Arty­sta znany na innych sce­nach jako Big Mouth (w pasz­por­cie figu­ru­jący jako Wil­lem Duyn) wygląda niczym holen­der­ska wer­sja Meat Loafa – czy, jak by powie­dzieli sami Holen­drzy, _gehakt­brood_. Ma buty do kolan i obszerny skó­rzany bez­rę­kaw­nik, spięty łań­cu­chami na wskroś sze­ro­kiej piersi. Spo­gląda na nas pło­mien­nie i dziko spod burzy zmierz­wio­nych wło­sów. Naj­wy­raź­niej wło­żył sporo wysiłku, byśmy uwie­rzyli, że nie trak­tuje tej fuchy poważ­nie. Wstępny mate­riał fil­mowy tej pary to kilka ujęć nakrę­co­nych na jakimś traw­niku w Bri­gh­ton. Widzimy na nich, jak Mouth biega w kółko, holu­jąc za sobą wózek z pogodną, fleg­ma­tyczną Mac­Neal i wyma­chu­jąc pękiem balo­nów na sznur­kach. Facet naj­wy­raź­niej jest eks­cen­try­kiem. Nagra­nie poka­zuje, jak śpie­wają, a Mouth żar­to­bli­wie sztur­cha Mac­Neal, w pew­nym momen­cie mierz­wiąc jej sta­ran­nie uło­żoną blond fry­zurę. Mac­Neal – a wła­ści­wie Mag­gie Mac­Neal (przy­szła na świat jako Sjo­ukje van ’t Spij­ker, ale na szczę­ście David Vine nawet nie pró­buje tego wyma­wiać) – wyko­nuje wspa­niałą robotę. Wszyst­kie te z pew­no­ścią nie­zwy­kle iry­tu­jące wyczyny part­nera spły­wają po niej jak woda po kaczce. Dziew­czyna dziel­nie koły­sze się do rytmu. Ubrana też jest dużo roz­sąd­niej.

Co gor­sza, Mouth & Mac­Neal ucie­kli się do dodat­ko­wego wspar­cia w postaci rekwi­zytu. Ich umiesz­czony z boku sceny kla­wi­szo­wiec cierpi podwój­nie. Nie tylko wci­snęli faceta w parę naj­bar­dziej roz­klo­szo­wa­nych spodni dzwo­nów, jakie widziano w tym roku, lecz także doło­żyli mu nie­po­ręczną kar­na­wa­łową pozy­tywkę, wiszącą na pasku na szyi. Wień­czą ją wyso­kie na stopę kukiełki, wyglą­da­jące jak… no cóż. Pocze­kajmy na najazd kamery. Tak, to Mouth i Mac­Neal, powtó­rzeni w szma­cia­nej for­mie.

W trak­cie pierw­szego refrenu, kiedy aran­ża­cja pio­senki prze­cho­dzi w brzę­kliwy motyw wygry­wany na orga­nach pisz­czał­ko­wych, peł­no­wy­mia­rowy Mouth pod­cho­dzi do kla­wi­szowca, klęka obok niego i kręci korbką pozy­tywki, pusz­cza­jąc w ruch minia­tu­rową Mac­Neal, która wiruje w tańcu obok minia­tu­ro­wego szma­cia­nego Moutha. Ten praw­dziwy patrzy na publicz­ność i roz­dzia­wia się w prze­sad­nym zachwy­cie.

Cóż za zwrot akcji. Oczy­wi­ście w dzi­siej­szych cza­sach uczest­nicy Euro­wi­zji wystę­pują z więk­szym roz­ma­chem, na przy­kład oto­czeni hordą tan­ce­rzy w stro­jach goryli (Wło­chy, 2017), gra­jąc na for­te­pia­nach, pod­czas gdy wio­dące do nich schody płoną żywym ogniem (Ukra­ina, 2018), lub też pre­zen­tu­jąc się publicz­no­ści na golasa, w for­mie holo­gramu i na tle wyją­cych wil­ków (Bia­ło­ruś, 2016). Dziś ten pokaz lal­kar­skiego rze­mio­sła wywo­łałby co naj­wy­żej stłu­mione ziew­nię­cie. Jed­nak na nie­mal pustej i cał­ko­wi­cie sta­tycz­nej paste­lo­wej sce­nie Bri­gh­ton Dome w 1974 roku robi takie wra­że­nie, jakby do mia­sta przy­był praw­dziwy cyrk. I to z kukieł­kami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: