Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Myśl jak oszust, żeby nie dać się oszukać - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,99

Myśl jak oszust, żeby nie dać się oszukać - ebook

Oszustwo to najstarsza gra świata. Wszyscy bierzemy w niej udział i przeważnie przegrywamy. Ma bardzo wiele obliczy: małe szachrajstwa, genialne intrygi, triki iluzjonistyczne, manipulacje handlowe, zjawiska nadprzyrodzone, teorie spiskowe, wróżki, lipne środki na odchudzanie, piramidy finansowe, fałszywe cytaty, podrobione dzieła sztuki, wykręcanie się chorobą...
Ta książka niczym ekscytujący kryminał psychologiczny obnaża techniki hochsztaplerów i przedstawia zasady będące podstawą każdego szwindlu. Niezależnie od dziedziny życia, czy przebrania, oszuści manipulują naszą wiarą i zaufaniem oraz wykorzystują nasze odwieczne pragnienie magii. Do niczego nas nie zmuszając, sprawiają, że stajemy się ich wspólnikami w działaniu na własną zgubę.
Jak oni to robią? Co sprawia, że im wierzymy? Prędzej czy później każdy z nas da się oszukać. Pytanie tylko, dlaczego? I czy możliwe jest poznanie własnego umysłu na tyle, by nauczyć się wycofywać, gdy nie jest jeszcze za późno?

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-832-681-859-2
Rozmiar pliku: 940 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

SZACHRAJ I FRAJER

Nie odpowiada na pytania lub daje mętne odpowiedzi; mówi od rzeczy, dłubie w piasku dużym palcem u nogi; drży; jest blady jak ściana; pociera palcami skórę głowy.

SYLWETKA KŁAMCY, 900 R. P.N.E.

Gdy ludzie mnie pytają, czy zostałam kiedyś oszukana, odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie mam pojęcia. Nigdy nie wpłaciłam pieniędzy na piramidę finansową ani nie zostałam ograna w trzy karty – tyle mogę powiedzieć z całą pewnością. Zdarzały się mniejsze szachrajstwa, na które się nabrałam, choć jest sprawą dyskusyjną, czy można je zakwalifikować jako rasowe oszustwa. Ale nie zapominajmy, że najbardziej misterne hochsztaplerstwa nigdy nie zostają wykryte. Nie wiemy więc, czy jesteśmy ich ofiarami. Poniesione straty zwalamy na pecha.

Iluzjoniści zazwyczaj nie pokazują tego samego triku dwukrotnie. Gdy nie ma już elementu zaskoczenia, publiczność może znacznie uważniej śledzić przebieg przedstawienia i jest bardziej prawdopodobne, że ktoś dostrzeże podstęp. Najdoskonalsze triki można jednak pokazywać bez końca. Są tak dobre, że praktycznie nie widać oszustwa.

Harry Houdini, iluzjonista i słynny wykrywacz oszustw, przechwalał się, że jest w stanie wytłumaczyć każdy trik po trzykrotnym obejrzeniu go. Podobno Dai Vernon, jego kolega po fachu, podszedł do Houdiniego pewnego popołudnia w chicagowskim Great Northern Hotel i pokazał mu sztuczkę karcianą. Wziął kartę z wierzchu talii i poprosił Houdiniego, by ją podpisał w rogu swoimi inicjałami „H.H.” Następnie kartę umieścił w środku talii, strzelił palcami i w cudowny sposób karta z podpisem znalazła się na wierzchu. Była to, zgodnie z nazwą tego triku, „ambitna karta”. Niezależnie od tego, gdzie się ją umieściło, zawsze znajdowało się ją na wierzchu. Vernon pokazał sztuczkę siedem razy. Za każdym razem Houdini był w kropce. Naprawdę sprytna sztuczka nie musi być ukrywana (w tym przypadku chodziło o efekt zręcznościowy często używany przez współczesnych magików, lecz wówczas jeszcze nieznany).

Gdy mowa o oszustwach, obowiązuje podobna zasada. Najgenialniejsze intrygi nigdy nie są wykrywane. Nie dochodzi do wymierzenia kary, gdyż nikt o nich nie wie lub – jak w przypadku Demary – zostają wykryte, ale rozpowszechnienie ich byłoby zbyt krępujące dla ofiary. Gdyby Houdini spotkał się z Vernonem w mniej publicznym miejscu, zapewne nie dowiedzielibyśmy się o bezradności pierwszego wobec zręcznej sztuczki kolegi.

Nierzadko się zdarza, że ta sama osoba pada ofiarą tego samego triku wiele razy. James Franklin Norfleet, właściciel rancza w Teksasie, którego później poznamy lepiej, stracił najpierw 20 tys. dolarów, a wkrótce potem 25 tys. dokładnie w ten sam sposób i za sprawą tego samego gangu. Nie podejrzewał, że pierwsza przygoda była hochsztaplerstwem.

David Maurer pisze o mężczyźnie, który padł ofiarą oszustwa. Pewien szachraj przekonał go, że jest w stanie otrzymać wyniki gonitw z wyścigów chwilkę przed ich opublikowaniem, i zaproponował mu zakłady z gwarancją pewnej wygranej. Kilka lat później ów mężczyzna spotkał przypadkowo na ulicy oszusta i zaczął biec w jego stronę. Wyglądało na to, że tym razem szajka wpadła. Okazało się jednak, że mężczyzna chciał po prostu spróbować jeszcze raz postawić na pewniaka, skoro ostatnim razem się nie udało. Był pewien, że tym razem wygra. Oczywiście, nie napotkał sprzeciwu.

Najgenialniejsze intrygi nigdy nie są wykrywane

Nawet ktoś taki jak Bernie Madoff pozostawał niewykryty przez co najmniej 20 lat. Miał 70 lat, gdy jego system się posypał. Co by było, gdyby zmarł, zanim rzecz wyszła na jaw? Można sobie łatwo wyobrazić, że jego ofiary nie dowiadują się o niczym dopóty, dopóki napływają wciąż nowe inwestycje.

W czerwcu 2007 roku jeden z autorów pisma „Slate”, Justin Peters, postanowił w twórczy sposób podejść do kwestii zakupu biletu lotniczego do Włoch. Brakowało mu pieniędzy, a miał ochotę na kilkumiesięczny wyjazd zagraniczny. Wymyślił więc sprytny, jego zdaniem, sposób na rozwiązanie problemu: kupi od kogoś mile zebrane w programie lojalnościowym i dzięki nim zapłaci mniej za bilet. Od razu zaczął szukać w sieci ogłoszeń o milach. Miał szczęście. Z miejsca trafił na kapitana Chrisa Hansena, pilota z dużą liczbą mil na koncie, który zamieścił anons o sprzedaży na stronie Craigslist. Peters natychmiast odpowiedział na ogłoszenie, nie daj Boże mile trafiłyby się komuś innemu. Omówili sprawę przez telefon. Kapitan Chris wydawał się zorientowany i sympatyczny. „Nasza rozmowa przekonała mnie, że to porządny facet”, pisze Peters. Od razu się dogadali na 650 dolarów. Sto tysięcy mil. PayPal. Proste. Tyle że PayPal transakcję odrzucił. Dziwne, pomyślał sobie Peters. Próbował się skontaktować z kapitanem, ale tamten gdzieś się już zapadł.

Petersowi bardzo zależało na transakcji. Data planowanego wyjazdu była coraz bliżej, a on wciąż nie miał biletu. Wrócił więc do poszukiwań. Bingo! Franco Borga chętnie sprzeda swoje mile. Borga od razu odpowiedział i załączył skan swojego prawa jazdy: jest przecież tym, za kogo się podaje, a nie jakimś oszustem z Craigslist. Jeszcze tylko rozmowa telefoniczna – bardzo sympatyczna – i dobili targu. Wystarczy doładować kartę Green Dot sumą 700 dolarów i mile zmienią właściciela (popularne karty do dostania w każdym dużym sklepie; każdy, kto ma konto w banku, może z nich korzystać, omijając konieczność przelewu). Jednak pięć dni później na koncie Petersa wciąż nie było obiecanych mil. Zaczął w końcu podejrzewać, że został oszukany – lecz wówczas, kto by się spodziewał, znów pojawił się jego pilot. Wytłumaczył, że był za granicą i nie miał dostępu do skrzynki mailowej. Ale mile wciąż ma. Cudownie! Peters właśnie chce je kupić, zwłaszcza że – jak opowiedział kapitanowi – został tak bezwzględnie oszukany. Kapitan Chris bardzo współczuł, internet to takie niebezpieczne miejsce. Żeby Peters się nie denerwował, kapitan przesłał mu umowę. Był przecież porządnym człowiekiem. Ponieważ PayPal ciągle szwankował, Peters przelał 650 dolarów na wskazane konto.

W tym momencie już wszyscy poza Petersem wiedzą, jak to się skończy. Minęły trzy dni, mil jak nie było, tak nie ma. Cztery dni, pięć, sześć – ani mil, ani maila. Peters dał się okpić dwa razy, dokładnie tak samo, w ciągu jednego tygodnia. Tym razem miał przynajmniej dowód na to, że został oszukany: nie otrzymał mil. Ale wyobraźmy sobie sytuację, w której przypadek odgrywa większą rolę. Giełda. Wyścigi. Inwestycja. Kto potrafi wówczas udowodnić, że to nie był zwykły niefart?

Być może P.T. Barnum nigdy nie powiedział, że „Co minutę rodzi się frajer”; prawdopodobnie nie jest to jego złota myśl. Jednak wśród oszustów z początku XX wieku funkcjonowała inna: „Co minutę rodzi się jeden frajer, jeden cwaniak, który go wkręci, i jeden porządny człowiek, który go poratuje”. Zawsze znajdzie się sposób, by człowieka wyprowadzić w pole i zawsze znajdzie się naiwny.

Kim są ofiary oszustów, a kim sami szachraje? Czym się charakteryzują tacy ludzie, jak Bernie Madoff czy kapitan Hansen? I czy Norfleet i Peters dzielą jakieś wspólne cechy, które czynią ich podobnymi sobie? Czy istnieje typowy oszust i typowy frajer?

Co minutę rodzi się jeden frajer, jeden cwaniak, który go wkręci, i jeden porządny człowiek, który go poratuje

* * *

State Street numer 18. Mały kremowy dom na szerokość dwóch okien. Okiennice z biało-turkusowymi zdobieniami. W szparach betonowych płyt rośnie trawa. Niewielki turkusowo-kremowy garaż z koszem do koszykówki przymocowanym do ściany. Właśnie tu mieszkał kiedyś Wielki Oszust. Choć wolałby pewnie, by o tym zapomniano.

Ferdinand Waldo Demara junior – nasz zaprzyjaźniony chirurg z wojny koreańskiej, doktor Cyr – urodził się 12 grudnia 1921 roku w Lawrence w stanie Massachusetts, jako drugie dziecko i pierwszy syn w zamożnej rodzinie. Jego matka Mary McNelly wychowała się w surowej katolickiej rodzinie pochodzenia irlandzkiego, w Salem, w stanie Massachusetts. Jego ojciec Ferdinand senior, francuskojęzyczny Kanadyjczyk, przyjechał do Stanów w nadziei na wzbogacenie się i odniósł umiarkowany sukces w przemyśle kinowym jeszcze zanim urodził się mały Fred. Zaczynał jako zwykły operator projektora w Providence, w stanie Rhode Island, ale z czasem zaoszczędził nieco grosza i zamarzył o własnym kinie. W Lawrence poznał przyszłego wspólnika i wkrótce Toomey-Demara Amusement Company otworzyła podwoje swojego pierwszego kina The Palace. Odniosło ono sukces, a Fred senior czuł się jak ryba w wodzie. Jak wspominała później matka Demary, był „jednym z nielicznych mężczyzn, którzy nie wyglądają głupio z laską i w zapinanych na guziczki nakładkach na buty”.

Fred nie urodził się w skromnym domku na State Street, o nie. Był chłopakiem z modnej Jackson Street. Jego koledzy w szkole Emily G. Wetherbee pochodzili na ogół z robotniczych domów. On był o klasę wyżej, wyróżniał się. Również wzrostem. Fred był bardzo wysokim młodzieńcem.

Nie był specjalnie lubiany z powodu tego wywyższania się, choć nie miał też specjalnie wrogów. Przynajmniej dopóty, dopóki jeden z kolegów nie powziął przekonania, że Fred doniósł na niego do nauczyciela. „Dopadniemy cię w czasie lunchu” – obiecał kolega w imieniu swojej bandy.

Fred wyskoczył w czasie przerwy do domu, ale przed lunchem wrócił do szkoły. Gdy chłopcy go otoczyli, wyciągnął pistolet. „Zrobię z was sieczkę” – zagroził. W jego torbie znaleziono jeszcze dwa egzemplarze broni palnej i Fred został zawieszony.

Jego zachowanie zaczęło się wymykać spod kontroli do tego stopnia, że został umieszczony w szkole katolickiej św. Augustyna. Właśnie tam nauczył się, zamiast używać nagiej siły, nieco bardziej przebiegłego podejścia. U św. Augustyna mieli tradycję obchodzenia dnia św. Walentego. Każdy uczeń ósmej klasy wręczał jakiemuś koledze z siódmej niewielki upominek. Zwykła szkolna ceremonia symbolizująca odchodzenie ze szkoły rocznika i przejmowanie roli najstarszych przez kolejną klasę. Zanim Fred znalazł się jednak w ósmej klasie, koło fortuny obróciło się i rodzice popadli w kłopoty finansowe. Tuż po 11. urodzinach Freda, Toomey-Demara Amusement Company zbankrutowała. Żegnaj, Jackson Street. Zamiast niej, domek na przedmieściu, dawny budynek wozowni. Na State Street.

Demara bardzo nie chciał być biedny.„Błagam Was, Jezusku i Matko Boska – modlił się – chrońcie nas przed biedą, a będę odmawiał różaniec każdego wieczora”. Ale modły chłopca pozostały bez odpowiedzi.

Tego lutowego poranka zależało mu na tym, żeby zrobić dobre wrażenie, pokazać tym biedakom z katolickich rodzin, jak zachowuje się prawdziwy dżentelmen. Poszedł więc do ciastkarni tuż za rogiem od Jackson Street, blisko domu, który już do nich nie należał. Rodzina miała tam jeszcze rachunek. Zamówił największe pudełko czekoladek w kształcie serca z dostawą do szkoły punktualnie o trzeciej.

Dostawy nie było. Być może zamówienie zagubiło się wśród wielu innych, a może cukiernik zaczął podejrzewać, że rachunek Demarów już nie jest tym, czym był dawniej. Niezależnie od przyczyny, jedno jest pewne: od bycia biednym Fred jeszcze bardziej nienawidził, gdy ktoś nazywał go kłamcą. Obiecał największy prezent, jaki w szkole widziano, i został z pustymi rękami. Poprzysiągł sobie zmazać tę plamę na honorze. Wrócił wściekły do cukierni i zamówił nie tylko wielką bombonierkę w kształcie serca, ale i mniejsze, po jednej dla każdego chłopaka z siódmej klasy. Kazał je zapisać na swój rachunek.

Tym razem nie było pomyłki. Skoro chłopak miał czelność zrobić tak duże zamówienie, widocznie rodzinę na to stać. Nikt nie zrobiłby czegoś podobnego, w dodatku z taką pewnością siebie, bez pozwolenia. Bombonierki wkrótce pojawiły się w szkole, przywiezione na wózku pachnącym czekoladą. Rodzina Demarów nie była w stanie, rzecz jasna, za nie zapłacić.

Od tego czasu, do momentu gdy skończył 15 lat i odszedł ze szkoły, by wstąpić do pierwszego z kilku zakonów, Fred był znany jako „Cukierkowy Rzeźnik”. A stąd już tylko krok do pierwszego pełnowymiarowego oszustwa: kradzieży danych osobowych Bogu ducha winnego studenta, by dostać pracę w marynarce.

Czy życie hochsztaplera było zawsze pisane Fredowi Demarze? Czy urodził się szachrajem?

* * *

Oszuści to źli ludzie, mają niegodziwe intencje i nie mają sumienia... Gdyby tak właśnie było, łatwiej byłoby żyć na tym świecie. Odrzucilibyśmy tych złych i kroczylibyśmy sobie szczęśliwie po ścieżce prawości. Rzeczywistość jest jednak o wiele bardziej skomplikowana.

W eseju pod tytułem „Diddling” („Manipulacje”) Edgar Allan Poe wymienia najważniejsze cechy oszusta: „drobiazgowość, zainteresowanie, wytrwałość, spryt, śmiałość, nonszalancja, oryginalność, impertynencja, uśmieszek”. Współczesna psychologia szczególnie mocno potwierdza jego obserwacje w jednym punkcie: nonszalancji. Człowiek ewoluował głównie jako zwierzę uspołecznione. Mamy zaufanie do siebie nawzajem, polegamy na sobie, nosimy przy sobie portfele pełne gotówki, nie obawiając się, że każdy obcy człowiek jest potencjalnym złodziejem. Chodzimy wieczorem spać z cichym przekonaniem, że nie zostaniemy we śnie zamordowani. Z czasem nasze emocje nauczyły się wspierać ten status quo. Czujemy ciepełko samozadowolenia, gdy uda nam się komuś pomóc. Targają nami wyrzuty sumienia, gdy kogoś oszukujemy lub w inny sposób ranimy. Oczywiście, każdy z nas schodzi ze ścieżki cnoty raz na jakiś czas, ale na ogół nauczyliśmy się postępować uczciwie – czyli wprost przeciwnie, niż nakazywałaby nonszalancja. Zazwyczaj dbamy o dobro innych i wiemy, że oni też – do pewnego stopnia – dbają o nasze. W przeciwnym razie organizacja społeczeństwa by się zawaliła.

Istnieje jednak pewien wyjątek. Niewielka liczba ludzi mogła się w drodze ewolucji nauczyć wykorzystywania innych dzięki nonszalancji, która jest fundamentalną cechą oszustów. Ci ludzie po prostu się nie przejmują. Są całkowicie uodpornieni na ból, który zadają, na tyle, na ile prowadzi on do sukcesu. To się trzyma kupy. Skoro znakomita większość ludzi wokół odznacza się uczciwością, można zupełnie bezkarnie kłamać, oszukiwać i kraść ile wlezie. Zasada ta działa tylko wówczas, gdy ci, którzy się nie przejmują, należą do mniejszości. Bo gdyby wszyscy zaczęli stosować tę samą zasadę, system społeczny by się zawalił. Skalkulowana nonszalancja jest dobrą strategią przystosowawczą jedynie wtedy, gdy stosuje ją mniejszość.

Adrian Raine, psycholog z Uniwersytetu Pensylwanii prowadzący badania nad antyspołecznymi zachowaniami, twierdzi, że „permanentne niemoralne zachowania można uznać za alternatywną strategię ewolucyjną, skuteczną jedynie w mniejszości społeczeństwa. Nie mając doświadczeń emocjonalnych, które każą oprzeć się niemoralnemu zachowaniu, można osiągnąć sukces w życiu, stosując oszustwo i manipulację”.

Niewielka liczba ludzi mogła się w drodze ewolucji nauczyć wykorzystywania innych dzięki nonszalancji, która jest fundamentalną cechą oszustów

Na określenie tej skalkulowanej, wrodzonej nonszalancji istnieje jeszcze jedno określenie: psychopatia, czyli fundamentalna niezdolność do empatii wobec innych. To nonszalancja doprowadzona do biologicznego ekstremum. Ale czy oszuści rzeczywiście się nią odznaczają? Czy można przyjąć, że hochsztaplerzy tacy jak Demara są najprawdopodobniej klinicznymi przypadkami psychopatów? Czy też po prostu są bardziej przebiegli od tych spośród nas, którzy mają skłonność do kombinowania. Czy pomiędzy naszymi codziennymi drobnymi kłamstewkami a działaniem hochsztaplera jest jakościowa różnica, czy tylko różnica ilościowa?

W często używanym teście Roberta Hare’a, oceniającym skłonności antyspołeczne i psychopatyczne wśród badanych cech, jest odpowiedzialność, skłonność do skrupułów, patologiczne mijanie się z prawdą, manipulowanie, spryt, rozwiązłość, ogólna impulsywność, powierzchowny czar, pretensjonalność i tym podobne. Gdy ktoś zalicza wysoki wynik, jest klasyfikowany jako psychopata. Jedną z podstawowych cech psychopatów jest niezdolność do interpretowania emocji tak, jak to robi większość ludzi. Dla prawdziwego psychopaty twoje cierpienie nic nie znaczy. Nie ma w nim empatii. Nie ma wyrzutów sumienia. Nie ma poczucia winy. Gdy psychopata doświadczy czegoś, co większość ludzi przyprawiłoby o szok – na przykład ogląda wstrząsające obrazy – jego puls nie przyspiesza, serce pracuje w niezmienionym rytmie, podobnie jak gruczoły potowe. W jednym z badań klinicznych psychopatów okazało się, że nie aktywują się u nich te same obszary mózgu, co u innych ludzi, gdy podejmują moralnie trudne decyzje. Przykład: czy udusić płaczące dziecko, jeśli oznaczałoby to uratowanie całej wioski, a powstrzymanie się od działania oznaczałoby pewną śmierć wszystkich, łącznie z dzieckiem? Dla zdecydowanej większości ludzi jest to niesłychanie trudny wybór. Obszary mózgu odpowiedzialne za emocje walczą o prymat z tymi, które odpowiadają za logiczne wybory. U psychopatów nie zachodzi żadna rozterka: wykazują się nonszalancją w najbardziej ekstremalnej formie.

Według Hare’a, około 1 proc. populacji mężczyzn to psychopaci (wśród kobiet psychopatki występują jedynie na zasadzie wyjątku). Oznacza to, że wśród stu mężczyzn jeden będzie klinicznym psychopatą. Czy okaże się też urodzonym oszustem?

Z jednej strony, dane zdają się wskazywać na bezpośredni związek pomiędzy rozwojem typowych cech psychopaty i hochsztaplera. Świadczy o tym niezbicie to, że gdy u ludzi w późniejszym okresie życia pojawia się deficyt reakcji neuronowych wiązany z psychopatią, zaczynają wykazywać zachowania psychopatyczne oraz typowe dla hochsztaplerów. Z badań mózgu wynika, że osoby, które wcześnie doświadczyły uszkodzenia kory biegunowej i brzuszno-przyśrodkowej – obszarów wiązanych z psychopatią – zaczynają wykazywać zachowania i zmiany osobowości bardzo bliskie psychopatii oraz typowym zachowaniom oszustów. Dwaj tego typu pacjenci zaczęli kłamać, manipulować i łamać zasady. Otoczenie odbierało ich jako „pozbawionych empatii, poczucia winy, wyrzutów sumienia, strachu oraz... beztroskich w łamaniu zasad”. Psychopatia jest więc pewną biologiczną predyspozycją, która prowadzi do wielu zachowań typowych dla oszustów. Ale to jeszcze nie koniec. Psychopatia jest tylko jedną z mrocznej triady zaburzeń osobowości. Okazuje się, że na dwie pozostałe – narcyzm i osobowość makiaweliczną – również składają się cechy występujące u oszustów.

Psychopatia jest pewną biologiczną predyspozycją, która prowadzi do wielu zachowań typowych dla oszustów

Narcyzm wiąże się z pretensjonalnością, poczuciem ważności, wyższości, zawyżaniem własnej wartości oraz skłonnością do manipulacji. Zupełnie jak nasz Fred Demara, czyli ktoś, kto nie jest w stanie znieść, że może być postrzegany jako gorszy, kto musi być w centrum uwagi i zrobi wszystko, by do tego doprowadzić. Narcyz jest gotów na bardzo wiele w imię własnego wizerunku – tak jak Fred, który okłamał cukiernię, by uniknąć kompromitacji. Zapewne nie była to najbardziej wyrafinowana intryga, ale jej siłę napędową stanowiła właśnie nieodparta chęć skupiania uwagi na sobie.

Być może jeszcze bliższa hochsztaplerom jest osobowość makiaweliczna, której fundamentem jest zdolność do oszustwa bezwzględnego i skutecznego, takiego jak w wydaniu idealnego księcia opisywanego przez Machiavellego oraz wielu genialnych oszustów. W literaturze psychologicznej przyjęło się używać słowa „makiaweliczny” na określenie pewnego zestawu cech, które pozwalają ich posiadaczowi manipulować innymi w imię własnych celów – co właściwie stanowi podręcznikową definicję oszusta. Richard Calhoon, profesor marketingu na Uniwersytecie Północnej Karoliny, definiuje osobowość makiaweliczną jako kogoś, kto „w realizacji celów osobistych i służbowych ucieka się do agresji, manipulacji, wykorzystywania i oszustw”.

Dwoje psychologów, Richard Christie i Florence Geis, opracowało w 1970 roku skalę cech makiawelicznych, chcąc określić skłonności do manipulacji wśród przywódców. Okazuje się, że osoby o wysokiej ocenie w tej skali rzeczywiście osiągają sukcesy w manipulowaniu ludźmi. W badaniach porównywano osobę o wysokich zdolnościach makiawelicznych z kimś, kto uzyskał niski wynik. Prawie w każdej sytuacji ten pierwszy radził sobie lepiej. Ten drugi pozwalał, by emocje brały górę, podczas gdy osobowość makiaweliczna nie dawała się tak łatwo zbić z pantałyku. Według wstępnych wyników badania, jego uczestnicy o cechach makiawelicznych z różnych środowisk – w tym studenci, rodzice, wykładowcy, dzieci, sportowcy, personel szpitala psychiatrycznego, biznesmeni – byli bardziej skłonni do blefowania, oszukiwania, negocjowania i podlizywania się, a także bardziej skuteczni w tych działaniach. W innym badaniu okazało się, że osobowości makiaweliczne kłamią bardziej przekonująco niż inne: nagrywano uczestników badania, kiedy zaprzeczali, że coś ukradli – połowa mówiła to szczerze, druga połowa kłamała. Osobom z wyższą oceną na skali makiawelizmu znacznie częściej wierzono. W trzecim badaniu studenci szkoły biznesu mieli zdecydować, czy dać komuś łapówkę, co jest uważane za rzecz nieetyczną (i jest niezgodne z prawem). Wszystkim uczestnikom badania podano powody, dla których łapówka w tym wypadku miałaby sens. Osoby o cechach makiawelicznych decydowały się na nią, gdy rachunek ekonomiczny wskazywał, że się opłaci.

Być może więc osobowość makiaweliczna, podobnie jak psychopatia, predysponuje ludzi do tego, by oszukiwali, i pozwala im to robić skuteczniej. Delroy Paulhus, psycholog z University of British Columbia uważa nawet, że określenie „makiaweliczny” jest bliższe osobowości oszusta niż „psychopata”. „Wydaje się oczywiste, że tacy oszuści finansowi jak Bernie Madoff nie są psychopatami – pisze. – To korporacyjni Machiavelli, stosujący strategiczne, z góry zaplanowane procedury, by wykorzystać ludzi”.

A zatem gdzie jest prawda? Czy oszust to psychopata, narcyz, czy też osobowość makiaweliczna? A może wszystkiego po trochu? Demara zdaje się potwierdzać tę ostatnią tezę. Lekarze bywają niejednokrotnie oskarżani o zabawę w bogów. Demara był ekstremalnym i groteskowym przykładem takiego zachowania. Jego bardzo rozdmuchane ego, wielka, beztroska pogarda dla ludzkiego życia i ogromne zaufanie do własnych możliwości musiały doprowadzić do tego, że nie tylko udawał chirurga, ale również przeprowadził szereg operacji bez odpowiednich kwalifikacji. Przyznał sobie wyłączne prawo do decydowania o zdrowiu setek ludzi, a przez to – władzę do pozbawienia ich życia. Wygląda to nie tylko jak szczyt narcyzmu, ale nosi wyraźne znamiona psychopatii. Jak silnie makiaweliczne zdolności posiadał, skoro zdołał przekonać wojsko, lekarzy, kapitana, żołnierzy, zmanipulować ich wszystkich tak, by mu uwierzyli.

Demara nie potraktował swego występu w Korei jak upokorzenia. Wprost przeciwnie, za jego sprawą stał się jeszcze bardziej śmiały. Gdy Robert Crichton postanowił napisać jego biografię, oszust usiłował go przekonać, by pozwolił mu przyjąć poród jego ciężarnej żony. Uważał, że potrafi to robić znacznie lepiej niż ktokolwiek inny. Jaki jest sens oddawać się w ręce pierwszego lepszego konowała, skoro można mieć prawdziwego eksperta? Crichton oczywiście wiedział, że Demara nie ma żadnego przygotowania. Ale przecież uratował życie tym żołnierzom... Rzeczywiście, przeczytał wszystkie te podręczniki, prawdopodobnie uważniej niż zwykły lekarz. Im bardziej Demara nalegał, tym bardziej Crichton miękł w podjętym raz na zawsze postanowieniu trzymania oszusta z daleka od żony. Temat utrąciła dopiero sama pani Crichtonowa, gdy mąż ze szczerego serca zaproponował, by oddała się w ręce Demary.

Właściwie Demara osiągnął jeszcze wyższy poziom maestrii. Po tym jak Judy powiedziała Bobowi, że Fred ma się więcej nie pokazywać w ich domu, oszustowi udało się zmiękczyć także ją. Parę lat później – po tym jak Wielki Oszust pozwał Crichtona i wydawnictwo Random House za wstrzymanie wypłaty jego pieniędzy – ta sama Judy pozwoliła mu odegrać rolę opiekuna ich małej córeczki. To dopiero szczyt maestrii!

* * *

Oszuści tacy jak Demara, to tylko część obrazu. Jak się okazuje, można mieć wszystkie podstawowe cechy mrocznej triady, a jednak nie zostać hochsztaplerem. Psychopaci, osoby narcystyczne i makiaweliczne są być może nadreprezentowane wśród oszustów, ale podobnie jest z ludźmi kilku profesji niebędących na bakier z prawem. Jak pisze Maurer, „o ile oszuści działają poza prawem, nie zapominajmy, że nie oddalają się od jego granic bardziej niż wiele osób stanowiących podporę społeczności i nazywanych mniej złowrogo”. Wszelkiej maści przywódcy. Wall Street. Świat polityki. Świat wymiaru sprawiedliwości. Testy przeprowadzane w tych środowiskach wskazują na wysoki odsetek osób o osobowościach wykazujących cechy psychopatyczne czy szerzej – cechy mrocznej triady. W tym kontekście 1 proc. Hare’a wydaje się odsetkiem naiwnie niskim.

Gdy Shelby Hunt i Lawrence Chonko przebadali tysiąc pracowników działów sprzedaży za pomocą testu oceniającego osobowość pod kątem cech makiawelicznych, okazało się, że ponad 10 proc. badanych miało najwyższe wyniki, zdecydowanie wykraczające ponad średnią populacji. Innymi słowy: odznaczali się oni cechami niezbędnymi dla manipulacji i oszustwa. Mimo to pracowali legalnie. Żaden z nich nie był kryminalistą ani nawet „arystokratą świata przestępczego”.

Osobowość o cechach mrocznej triady popycha ludzi w kierunku manipulacji. Christie i Geis odkryli, że lekarze o osobowości makiawelicznej najczęściej decydują się na specjalizowanie się w psychiatrii – dyscyplinie, w której manipulacja i objęcie kontroli mentalnej są kluczowe. W innym badaniu okazało się, że makiawelicznych studentów łatwiej znaleźć na wydziałach biznesu i prawa niż gdziekolwiek indziej – chociaż to nie znaczy, że posuwają się w manipulacji dalej, niż pozwala na to wyznaczona granica powszechnej akceptacji społecznej.

I choć może wyglądać na to, że uważam polityków, prawników, biznesmenów czy pracowników reklamy i marketingu za oszustów ukrytych pod płaszczykiem innego zawodu, należy pamiętać, że oszuści tak po prostu się nie rodzą – tacy ludzie muszą jeszcze stać się oszustami. Jak to mówią genetycy – „geny ładują broń, ale to środowisko pociąga za spust”. Te same cechy mogą w różnych okolicznościach posłużyć mniej lub bardziej mrocznym celom. Wybór nie jest z góry zdeterminowany. Posiadanie cech makiawelicznych, psychopatycznych czy narcystycznych nie skazuje nikogo na bycie oszustem, tak samo jak wykazywanie się charyzmą czy nonszalancją.

Oszuści tak po prostu się nie rodzą – tacy ludzie muszą jeszcze stać się oszustami

James Fallon odkrył, że jest psychopatą, zupełnie przypadkowo. Prowadził jednocześnie dwa projekty naukowe: duże badanie pacjentów z alzheimerem, w którym jego własna rodzina służyła za „normalny” punkt odniesienia, oraz niewielki projekt badawczy poświęcony psychopatycznym mózgom. Gdy przeglądał skany mózgów do badania osób z alzheimerem, jeden przykuł jego uwagę. Miał bowiem wszelkie cechy świadczące o psychopatii. Hmm, być może ktoś pomylił się i odłożył skan z drugiego projektu nie tam, gdzie trzeba?

W zwykłych badaniach tego rodzaju wyniki są anonimowe, by tożsamość pacjentów nie wpływała na obiektywizm naukowca. W tym przypadku Fallon postanowił jednak zrobić wyjątek. Trzeba było wyjaśnić sprawę, by skan trafił do właściwego projektu. Poprosił więc jednego z techników o sprawdzenie danych pacjenta. W wyniku tej historii Fallon napisał książkę „The Psychopath Inside” („Psychopata od środka”). Nie było mowy o pomyłce. Skan przedstawiał jego własny mózg.

Fallon należał do zwolenników teorii o genetycznych przyczynach psychopatii. Występowanie zarówno tej ostatniej, jak i wielu innych chorób, według niego zależy od szczęścia: jeśli masz mózg o cechach psychopatycznych, to znaczy, że nie miałeś szczęścia w loterii życia. Teraz, gdy jego własny mózg stał się przedmiotem badania, postanowił zgłębić ten temat dokładniej. Czy rzeczywiście rzecz jest z góry zdeterminowana?

Dziś Fallon uważa, że genetyczne czynniki są istotne, lecz pewne kluczowe okresy dzieciństwa mogą popchnąć nas w mniejszym lub większym stopniu w stronę pełnego rozwoju klinicznej psychopatii. Możemy zatem mieć niektóre jej symptomy, ale niekoniecznie wszystkie. Przy odrobinie szczęścia, można funkcjonować tak jak Fallon czy – być może – niektórzy z oszustów opisanych w tej książce. Gdy zaś mówimy o pechu, rozwija się kliniczna psychopatia i można skończyć jako brutalny morderca w celi śmierci.

Poza okresem płodowym, który jest niezwykle ważny dla rozwoju tzw. markerów epigenetycznych genomu – czyli wzorów determinujących ekspresję genów – według Fallona również pierwsze trzy lata życia stanowią o tym, czy wyrośnie z nas psychopata, czy nie. W tym okresie dziecko w naturalny sposób wykształca tak zwane złożone zachowania adaptacyjne, jak na przykład umiejętność radzenia sobie ze strachem, uśmiech, reakcje na otoczenie. Czasem proces ten ulega zaburzeniu, zazwyczaj z powodu wielkiego stresu. Jedno traumatyczne przeżycie bądź ciągły stres w domu lub w szkole teoretycznie mogą zaburzyć normalny rozwój i doprowadzić do tego, że cechy psychopatyczne, do których dziecko ma predyspozycje, dojdą do głosu. Najprawdopodobniej tak właśnie się stało w przypadku Demary, gdy jego rodzina nagle podupadła finansowo i stracił dom swego dzieciństwa. Gdy nie ma tego typu bodźców, potencjalny oszust zostaje szanowanym neurologiem.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: