Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Myśli - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Myśli - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 288 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O OPATRZ­NO­ŚCI

…Je­dy­ną róż­ni­cę mię­dzy do­brym czło­wie­kiem a Bo­giem sta­no­wi czas. Czło­wiek do­bry jest uczniem Boga i jego na­śla­dow­cą, i praw­dzi­wym sy­nem, któ­re­go ów wspa­nia­ły ro­dzic, nie­ustę­pli­wie wy­ma­ga­ją­cy dziel­no­ści, wy­cho­wu­je w twar­dej dys­cy­pli­nie, po­dob­nie jak su­ro­wi oj­co­wie.

Do­bre­go czło­wie­ka nie może spo­tkać nic złe­go: prze­ci­wień­stwa nie cho­dzą ze sobą w pa­rze.

Słab­nie mę­stwo bez prze­ciw­ni­ka. Swo­ją wiel­kość i siłę wte­dy ob­ja­wia, kie­dy wy­trwa­niem oka­zu­je, do cze­go jest zdol­ne.

Nie­prze­rwa­ne po­wo­dze­nie nie wy­trzy­ma żad­ne­go cio­su. Lecz kto nie­ustan­nie zma­ga się ze swo­ją nie­do­lą, ten cier­pie­niom za­wdzię­cza hart, i nie ustą­pi przed żad­nym złem, a na­wet je­śli upad­nie, bę­dzie wal­czył jesz­cze na klęcz­kach.

Ten przez śmierć sta­je się bo­gom po­dob­ny, czyj zgon na­wet ci po­dzi­wia­ją, któ­rzy się boją śmier­ci.

Na­wet lu­dzie po­spo­li­ci i mier­ni osią­ga­ją suk­ce­sy; lecz tyl­ko wiel­ki czło­wiek zdol­ny jest od­nieść triumf nad gro­zą i nie­szczę­ścia­mi, ja­kie spa­da­ją na śmier­tel­ni­ków. Być za­wsze szczę­śli­wym i przejść przez ży­cie bez zgry­zo­ty ser­ca – to nie znać dru­giej stro­ny po­rząd­ku świa­ta.

Uwa­żam cię za nie­szczę­śli­we­go, bo nig­dy nie by­łeś nie­szczę­śli­wy. Prze­sze­dłeś przez ży­cie bez wal­ki. Nikt się nie do­wie, ani na­wet ty sam, co po­tra­fisz. Aby po­znać sa­me­go sie­bie, trze­ba się wy­sta­wiać na pró­by. Tyl­ko tak może prze­ko­nać się każ­dy, na co go stać.

Praw­dzi­we mę­stwo chci­we jest nie­bez­pie­czeń­stwa, i my­śli o tym, do­kąd zmie­rza, a nie co prze­cier­pi, bo tak­że cier­pie­nie bę­dzie czę­ścią sła­wy.

Bóg, po­wia­dam, wspie­ra tych, któ­rzy we­dług jego pra­gnie­nia mają osią­gnąć naj­wyż­szą cno­tę, ile­kroć do­star­cza im oka­zji do ja­kie­goś śmia­łe­go i dziel­ne­go czy­nu. Wy­ma­ga to jed­nak zmie­rze­nia się z ja­kąś rze­czy­wi­stą trud­no­ścią: ster­ni­ka oce­nisz w cza­sie bu­rzy, żoł­nie­rza – w boju.

Za­kli­nam was, nie lę­kaj­cie się cięż­kich do­świad­czeń, któ­ry­mi bo­go­wie nie­śmier­tel­ni do­da­ją nie­ja­ko bodź­ca ludz­kim du­szom. Nie­szczę­ście jest oka­zją do wy­ka­za­nia mę­stwa. Słusz­nie mógł­by ktoś na­zwać nie­szczę­śli­wy­mi tych, któ­rzy gnu­śnie­ją w nad­mier­nym do­bro­by­cie, tych, któ­rych jak­by na spo­koj­nym mo­rzu wię­zi w bez­ru­chu mar­twa ci­sza. Co­kol­wiek im się zda­rzy, bę­dzie dla nich za­sko­cze­niem. Sro­gi los bar­dziej się daje we zna­ki lu­dziom nie za­har­to­wa­nym, a jarz­mo uciąż­li­we jest dla mięk­kie­go kar­ku.

Tak więc Bóg har­tu­je, bada, ćwi­czy tych, któ­rych pod­da­je pró­bom, któ­rych ko­cha. Tych zaś, któ­rych, jak się wy­da­je, oszczę­dza i któ­rym po­bła­ża, tych zo­sta­wia bez­sil­ny­mi wo­bec przy­szłych nie­szczęść. My­li­cie się bo­wiem, je­śli są­dzi­cie, że ktoś może tu być wy­jąt­kiem: rów­nież na tego, kto był dłu­go szczę­śli­wy, przyj­dzie ko­lej. Kto­kol­wiek zda­je się być od tego zwol­nio­ny, otrzy­mał tyl­ko od­ro­cze­nie.

Dla­cze­go Bóg na naj­lep­szych zsy­ła cho­ro­bę albo smu­tek, albo inne do­le­gli­wo­ści? Bo prze­cież i na woj­nie nie­bez­piecz­ne roz­ka­zy otrzy­mu­ją naj­dziel­niej­si.

Jak­kol­wiek wszyst­ko, co prze­kra­cza mia­rę, przy­no­si szko­dę, to jed­nak naj­bar­dziej nie­bez­piecz­ne jest nie­umiar­ko­wa­ne szczę­ście. Roz­stra­ja ono mózg, wy­wo­łu­je uro­je­nia w próż­nym umy­śle, okry­wa gę­stym tu­ma­nem mgły prze­dział mię­dzy praw­dą a kłam­stwem. Czyż nie le­piej jest z po­mo­cą mę­stwa zno­sić cią­głe nie­szczę­ścia, niż dać się zła­mać przez nie­skoń­czo­ne i bez­mier­ne po­wo­dze­nie? Ła­god­niej­sza jest śmierć z gło­du, sko­ro nie­straw­ność roz­sa­dza. Bo­go­wie kie­ru­ją się więc wo­bec lu­dzi pra­wych taką re­gu­łą jak wy­cho­waw­cy wo­bec swo­ich uczniów: wy­ma­ga­ją więk­szej pra­cy od tych, w któ­rych więk­sza na­dzie­ja.

Cóż dziw­ne­go, że Bóg twar­do do­świad­cza szla­chet­ne du­sze? Mięk­kość nie jest nig­dy spraw­dzia­nem cno­ty.

Po­win­ni­śmy się nad­sta­wiać na ude­rze­nia Losu, aby się za­har­to­wać na nie dzię­ki nie­mu: po­wo­li spro­sta­my mu, usta­wicz­ne wy­sta­wia­nie się na cios zro­dzi w nas po­gar­dę dla nie­bez­pie­czeństw.

Nie ma żad­ne­go nie­szczę­ścia w tym, co przy­zwy­cza­je­nie uczy­ni­ło na­tu­rą. Stop­nio­wo bo­wiem sta­je się przy­jem­no­ścią to, co wy­ni­kło z ko­niecz­no­ści.

Dla­cze­go się dzi­wisz, że do­brzy lu­dzie pod­da­wa­ni są wstrzą­som dla umoc­nie­nia? Moc­ne i krzep­kie jest tyl­ko ta­kie drze­wo, w któ­re czę­sto ude­rza wi­chu­ra: wła­śnie od ude­rzeń wi­chu­ry zwie­ra się w so­bie i moc­niej za­pusz­cza ko­rze­nie. Kru­che jest, któ­re wy­ro­sło w sło­necz­nej do­li­nie. A więc i lu­dzie szla­chet­ni, dla swej wła­snej ko­rzy­ści, aby mo­gli stać się nie­ustra­sze­ni, po­win­ni czę­sto ob­ra­cać się wśród nie­bez­pie­czeństw i obo­jęt­nie zno­sić zda­rze­nia, któ­re są złem je­dy­nie dla tego, kto źle je zno­si.

Bóg, po­dob­nie jak i mę­drzec, zmie­rza do wy­ka­za­nia, że to, cze­go po­żą­da i cze­go się boi po­spól­stwo, nie jest ni do­bre, ni złe. Oka­zu­je się, że do­bre jest, czym Bóg ob­da­rza je­dy­nie do­brych lu­dzi, a złe, co zsy­ła tyl­ko złym.

Bóg w ża­den spo­sób nic może bar­dziej skom­pro­mi­to­wać rze­czy, któ­rych po­żą­da­my, niż uży­cza­jąc ich lu­dziom pod­łym, a od­bie­ra­jąc szla­chet­nym.

Prze­zna­cze­nie nami wła­da, i już w pierw­szej go­dzi­nie po uro­dze­niu każ­de­mu przy­dzie­lo­na jest jego por­cja cza­su. Przy­czy­ny wza­jem­nie się za­zę­bia­ją, a to co oso­bi­ste i ogól­ne łą­czy się z dłu­gim łań­cu­chem rze­czy: dla­te­go na­le­ży wszyst­ko zno­sić męż­nie, gdyż wbrew na­sze­mu mnie­ma­niu nic nie zda­rza się przy­pad­ko­wo, lecz nie­uchron­nie przy­cho­dzi. Daw­no już zo­sta­ło usta­lo­ne, czym się bę­dziesz cie­szył, czym smu­cił, i cho­ciaż wy­da­je się, że ży­cie po­szcze­gól­nych lu­dzi bar­dzo się róż­ni od sie­bie, spro­wa­dza się wszyst­ko do jed­ne­go: ska­za­ni na zgu­bę do­sta­je­my to co ska­za­ne na zgu­bę

Jest wiel­ką po­cie­chą, że uno­si nas ta sama siła, co i ko­smos. Czym­kol­wiek jest to, co każe nam tak żyć i tak umie­rać, rów­nież i bo­gów pęta tą samą ko­niecz­no­ścią.

Wpraw­dzie ów po­tęż­ny stwór­ca i wład­ca wszech­rze­czy sam uło­żył wy­ro­ki Prze­zna­cze­nia, lecz za­wsze ich prze­strze­ga i jest po­słusz­ny temu, co raz po­sta­no wił. Dla­cze­go jed­nak Bóg był tak nie­spra­wie­dli­wy w przy­są­dza­niu losu, że do­brym lu­dziom przy­pi­sał nę­dzę, rany i okrut­ną śmierć? Nie może twór­ca zmie­nić two­rzy­wa: tyl­ko tak dało się ono ukształ­to­wać. Pew­ne rze­czy są nie­od­łącz­ne od in­nych, trzy­ma­ją się ra­zem, są nie­roz­dziel­ne.

Pró­bą zło­ta jest ogień, nie­szczę­ście – dziel­nych lu­dzi.O NIE­ZŁOM­NO­ŚCI MĘ­DR­CA

Nie ma na świe­cie ni­cze­go tak świę­te­go, żeby nie było na­ra­żo­ne na świę­to­kradz­two, lecz rze­czy bo­skie nie są mniej wznio­słe przez to, że ist­nie­ją lu­dzie, któ­rzy go­dzą w wiel­kość, nie mo­gąc jej jed­nak na­ru­szyć, gdyż znaj­du­je się ona da­le­ko poza ich za­się­giem. Nie to jest nie­na­ru­szal­ne, w co nikt nie go­dzi, lecz to, co nie pod­le­ga uszko­dze­niu.

Czyż moż­na wąt­pić, że pew­niej­sza jest taka po­tę­ga, któ­rej nie po­ko­na­no, niż taka, któ­rej nie za­ata­ko­wa­no? Je­śli nie wy­pró­bo­wa­ne siły są nie­pew­ne, to moc, któ­ra od­pie­ra wszel­kie na­pa­ści, uwa­ża­na jest słusz­nie za naj­bar­dziej nie­pod­wa­żal­ną. A więc mu­sisz wie­dzieć, że lep­sze ce­chy wy­ka­zu­je taki mę­drzec, któ­re­mu żad­na nie­spra­wie­dli­wość nie wy­rzą­dza szko­dy, niż taki, któ­re­go nie spo­ty­ka żad­na nie­spra­wie­dli­wość.

Po­dob­nie jak moce nie­bie­skie wy­my­ka­ją się wła­dzy ludz­kiej, a świę­tość bóstw nie do­zna­je żad­nej szko­dy od tych, co bu­rzą świą­ty­nie i prze­ta­pia­ją po­są­gi, tak wszel­kie bez­czel­ne, zu­chwa­łe i ty­rań­skie usi­ło­wa­nia prze­ciw­ko mę­dr­co­wi są da­rem­ne.

Krzyw­da ma na celu wy­rzą­dzić ko­muś zło; mą­drość na­to­miast nie po­zo­sta­wia miej­sca na zło, je­dy­nym bo­wiem złem dla niej jest hań­ba, któ­ra nie może wkro­czyć tam, gdzie prze­by­wa już cno­ta i uczci­wość. Je­śli więc nie ist­nie­je żad­na krzyw­da bez zła i żad­ne zło bez hań­by, a hań­ba nie może do­się­gnąć miej­sca za­ję­te­go już przez uczci­wość, w ta­kim ra­zie krzyw­da nie do­się­ga mę­dr­ca. Bo je­śli krzyw­da jest do­świad­cze­niem ja­kie­goś zła, a mę­drzec nie do­świad­cza żad­ne­go zła, żad­na krzyw­da nie do­ty­ka mę­dr­ca. Wszel­ka krzyw­da przy­no­si uszczer­bek temu, kogo spo­ty­ka, i nikt nie może do­znać krzyw­dy bez ja­kiejś stra­ty czy to mo­ral­nej, czy to cie­le­snej, czy też w rze­czach ze­wnętrz­nych w sto­sun­ku do nas. Mę­drzec na­to­miast nie może ni­cze­go stra­cić. Wszyst­ko ulo­ko­wał w so­bie, ni­cze­go nie za­wie­rza Lo­so­wi, do­bra swe opie­ra na trwa­łych pod­sta­wach, za­do­wa­la się cno­tą, któ­ra nie po­trze­bu­je da­rów Losu, i dla­te­go nie może się ani po­więk­szać, ani zmniej­szać. To bo­wiem, co osią­gnę­ło już swo­ją peł­nię, nie po­sia­da moż­li­wo­ści dal­sze­go wzro­stu, a Los nie wy­ry­wa ni­cze­go in­ne­go, niż dał. Cno­ty zaś nie daje i dla­te­go jej nie od­bie­ra. Jest ona wol­na, nie­ty­kal­na, nie­wzru­szo­na, nie­za­chwia­na, tak za­har­to­wa­na na cio­sy, że nie da się na­wet ugiąć, a cóż do­pie­ro po­ko­nać! Wo­bec na­rzę­dzi tor­tur nie od­wra­ca wzro­ku, nie zmie­nia zu­peł­nie wy­ra­zu twa­rzy, gdy wi­dzi przed sobą cięż­kie pró­by czy szczę­ście. Dla­te­go mę­drzec nie stra­ci ni­cze­go, co miał­by od­czu­wać jako stra­tę. Po­sia­da je­dy­nie cno­tę, któ­rej nie po­zwo­li so­bie zra­bo­wać, wszyst­kim in­nym po­słu­gu­je się jako po­życz­ką: a któż by się wzru­szał stra­tą tego, co nie jest jego wła­sno­ścią? Je­śli więc krzyw­da nie może do­tknąć ni­cze­go, co na­le­ży do mę­dr­ca, bo nie tknię­ta jest jego wła­sność, gdy nie tknię­ta cno­ta – mę­dr­ca nie może spo­tkać żad­na krzyw­da.

Je­śli więc moż­na skrzyw­dzić tyl­ko słab­sze­go, a zły czło­wiek jest słab­szy od do­bre­go, w ta­kim ra­zie do­bry nie po­wi­nien oba­wiać się krzyw­dy, chy­ba tyl­ko od ko­goś, kto jest mu rów­ny. A więc mę­dr­ca nie może spo­tkać krzyw­da.

Wszel­kie zbrod­nie zo­sta­ją speł­nio­ne już na­wet przed do­ko­na­niem sa­me­go czy­nu, je­śli jest do­sta­tecz­nie zbrod­ni­cza in­ten­cja.

Spra­wie­dli­wość nie może do­zna­wać żad­nej nie­spra­wie­dli­wo­ści, po­nie­waż prze­ci­wień­stwa nie łą­czą się ze sobą. Krzyw­dy zaś nie moż­na wy­rzą­dzić in­a­czej jak tyl­ko w spo­sób nie­spra­wie­dli­wy: a więc mę­dr­ca nie może spo­tkać żad­na krzyw­da. I nie ma się cze­mu dzi­wić, że nikt nie może go skrzyw­dzić: bo nikt też nie może mu od­dać przy­słu­gi. Z jed­nej stro­ny mę­dr­co­wi nie bra­ku­je ni­cze­go, co mógł­by przy­jąć jako dar, z dru­giej stro­ny zły czło­wiek nie może dać nic god­ne­go mę­dr­ca. Trze­ba naj­pierw mieć, żeby dać, ni­cze­go zaś nie ma, co by spra­wi­ło mę­dr­co­wi ra­dość, gdy­by to otrzy­mał. Nikt nie może więc ani za­szko­dzić, ani po­móc mę­dr­co­wi, po­nie­waż isto­ty bo­skie ani nie po­trze­bu­ją po­mo­cy, ani nie moż­na ich skrzyw­dzić, a mę­drzec prze­by­wa w bli­skim są­siedz­twie bo­gów i po­dob­ny jest Bogu z wy­jąt­kiem nie­śmier­tel­no­ści.

…Nikt nie przyj­mu­je krzyw­dy z nie­wzru­szo­nym spo­ko­jem umy­słu, lecz po do­zna­niu jej ogar­nia go wzbu­rze­nie. Na­to­miast czło­wiek wol­ny od błę­dów, sam sta­no­wią­cy o so­bie, pe­łen głę­bo­kie­go i ła­god­ne­go spo­ko­ju, nie ule­ga ta­kie­mu wzbu­rze­niu. Je­śli bo­wiem ko­goś tam do­się­ga krzyw­da, po­ru­sza go ona i pod­że­ga. Lecz mę­drzec nie od­czu­wa gnie­wu, któ­ry się roz­pa­la na wi­dok krzyw­dy, in­a­czej nie był­by wol­ny od gnie­wu, gdy­by nie był wol­ny od krzyw­dy, o któ­rej wie, że nie może go spo­tkać. Dla­te­go jest taki moc­ny i po­god­ny, dla­te­go wciąż uno­si go ra­dość. I jest tak bar­dzo od­por­ny na cio­sy od lu­dzi i zda­rzeń, że przy­no­si mu ko­rzyść na­wet krzyw­da, dzię­ki któ­rej do­świad­cza sie­bie i bada swo­je mę­stwo.

Nikt nie gar­dzi czło­wie­kiem więk­szym i lep­szym) na­wet je­śli robi coś ta­kie­go, jak lu­dzie skłon­ni do oka­zy­wa­nia po­gar­dy.

Nie­któ­rzy są aż tak głu­pi, iż my­ślą, że może ich znie­wa­żyć ko­bie­ta. Co za róż­ni­ca, o jaką ko­bie­tę idzie, ilu ma tra­ga­rzy lek­ty­ka, ilu kol­czy­ka­mi ob­cią­ża uszy, w jak ob­szer­nym fo­te­lu spo­czy­wa? Je­śli nie zdo­bę­dzie, wie­dzy i sta­ran­ne­go wy­kształ­ce­nia, jest to bez­myśl­ne i dzi­kie zwie­rzę, nie­zdol­ne po­wścią­gnąć na­mięt­no­ści.

Źle czy­ni, kto mówi, że dla mę­dr­ca zno­śne jest to, a tam­to nie­zno­śne, kto na­rzu­ca wiel­ko­ści jego du­cha pew­ne cia­sne gra­ni­ce: je­śli my cał­ko­wi­cie nie po­ko­na­my Losu, on nas po­ko­na.

Po­wścią­gli­we dow­ci­py ba­wią nas, roz­pa­sa­ne – gnie­wa­ją.

Aro­gan­tom i bez­czel­nym dow­cip­ni­siom od­bie­ra się te­mat do kpi­nek, je­śli się go do­bro­wol­nie i pier­wej po­dej­mie. Nikt się nie na­ra­zi na cu­dzy śmiech, kto sam za­czął od sie­bie.

Nie wol­no wda­wać się w sprzecz­ki i awan­tu­ry. Trze­ba wziąć nogi za pas i zlek­ce­wa­żyć wszel­kie obe­lgi od lu­dzi bez­myśl­nych (a mogą przyjść tyl­ko od bez­myśl­nych) i jed­na­ko­wo oce­niać za­szczy­ty i krzyw­dy ze stro­ny mo­tło­chu. Pierw­sze nie po­win­ny nas ra­do­wać, dru­gie – mar­twić…

Kto by to był, żeby nas nie mógł znie­wa­żyć, je­śli ktoś w ogó­le może?

Wszyst­ko ła­twiej znieść, cze­go się ocze­ku­je. Im kto znacz­niej­szy ro­dem, sła­wą, ma­jąt­kiem, tym dziel­niej po­wi­nien się spra­wo­wać, pa­mię­ta­jąc, że naj­lep­sze od­dzia­ły sto­ją na pierw­szej li­nii. Nie­chaj zno­si znie­wa­gi, ob­raź­li­we sło­wa, znie­sła­wia­nie i wszel­kie inne po­ni­że­nia, tak, jak krzy­ki wro­gów, jak da­le­ko pa­da­ją­ce po­ci­ski i ka­mie­nie, któ­re świsz­czą koło heł­mów nie ra­niąc ni­ko­go. Na­to­miast krzyw­dy, jak strza­ły, co utkwi­ły jed­ne w zbroi, inne w pier­si, niech zno­si nie­wy­par­ty i nie­po­ru­szo­ny z pla­ców­ki.

Broń po­ste­run­ku, któ­ry ci wy­zna­czy­ła Na­tu­ra! Jaki to po­ste­ru­nek? – py­tasz. Praw­dzi­we­go czło­wie­ka.O GNIE­WIE

Na­le­ży za­uwa­żyć, że ani dzi­kie zwie­rzę­ta, ani żad­ne inne żywe stwo­rze­nie, z wy­jąt­kiem czło­wie­ka, nie do­zna­ją gnie­wu; bo cho­ciaż gniew jest wro­giem ro­zu­mu, nie ro­dzi się nig­dzie tam, gdzie nie ma ro­zu­mu. Dzi­kie zwie­rzę­ta mają po­pę­dy, za­wzię­tość, dzi­kość, agre­syw­ność. Ale nie zna­ją gnie­wu, jak i roz­pu­sty, choć na­wet w nie­któ­rych roz­ko­szach mniej się ha­mu­ją od lu­dzi.

Lu­dzie na­ro­dzi­li się ku wza­jem­nej po­mo­cy, gniew – na znisz­cze­nie. Lu­dzie pra­gną się łą­czyć, gniew chce roz­dzie­lać; czło­wiek chce po­ma­gać, gniew – szko­dzić; czło­wiek – wspie­rać na­wet nie­zna­jo­mych, gniew – ude­rzać na­wet w naj­bliż­szych; czło­wiek go­tów jest po­świę­cić się dla do­bra in­nych, gniew się na­ra­zi na nie­bez­pie­czeń­stwo, by­le­by tyl­ko in­nych na­ra­zić.

Ży­cie ludz­kie opie­ra się na życz­li­wo­ści i zgo­dzie, i nie stra­chem, ale wza­jem­ną mi­ło­ścią wią­że się w so­jusz i wspól­ną po­moc.

Naj­le­piej jest na­tych­miast opa­no­wać pierw­szą po­bud­kę do gnie­wu, zwal­czać go w sa­mych jego za­rod­kach i do­kła­dać sta­rań, aby nie po­paść w ogó­le w gniew. Bo je­śli gniew za­cznie zno­sić nas na ma­now­ce, po­wrót do rów­no­wa­gi jest trud­ny, gdyż ro­zum na nic się nie zda, gdzie raz wkro­czy­ła na­mięt­ność i za na­szą zgo­dą otrzy­ma­ła ja­kąś wła­dzę nad nami: po­tem uczy­ni, co ze­chce, a nie, na co jej po­zwo­lisz.

Ten bę­dzie po­ży­tecz­nym żoł­nie­rzem, kto umie słu­chać roz­sąd­ku. Bo na­mięt­no­ści rów­nie źle wy­ko­nu­ją roz­ka­zy, jak i wy­da­ją.

I jak gniew cza­sa­mi usu­wa i oba­la za­po­ry, tak o wie­le czę­ściej sam so­bie przy­no­si zgu­bę.

Gniew nie jest ko­rzyst­ny na­wet w bi­twach, czy też na woj­nie; skłon­ny jest bo­wiem do zu­chwal­stwa i nie wy­strze­ga się sam nie­bez­pie­czeństw, gdy chce je ścią­gnąć na in­nych. Naj­bar­dziej nie­za­wod­ne jest ta­kie mę­stwo, któ­re dłu­go i do­kład­nie bada i trzy­ma się w ry­zach, by ude­rzyć w nie­spiesz­nie wy­zna­czo­nym kie­run­ku.

Nie­mal każ­dy uspra­wie­dli­wia taką na­mięt­ność, jaką do­strze­ga w so­bie.

Żad­na na­mięt­ność nie jest bar­dziej żąd­na ze­msty niż gniew, któ­ry też z tego wła­śnie po­wo­du jest nie­zdol­ny do wy­war­cia ze­msty: gwał­tow­ny i bez­ro­zum­ny, jak pra­wie każ­da żą­dza, sam prze­szka­dza so­bie w osią­gnię­ciu tego, do cze­go dąży. Dla­te­go nig­dy nie przy­no­si do­bra, ani w cza­sie po­ko­ju, ani w cza­sie woj­ny; upo­dab­nia bo­wiem po­kój do woj­ny, a w boju za­po­mi­na, że bóg woj­ny jest obo­pól­ny, i sam nad sobą nie ma­jąc wła­dzy, do­sta­je się pod cu­dzą. Da­lej, nie po­win­no się ko­rzy­stać z wad dla­te­go tyl­ko, że kie­dyś były ja­koś po­ży­tecz­ne; prze­cież i go­rącz­ka przy­no­si ulgę w pew­nych ro­dza­jach cho­rób, a nie zna­czy to, żeby nie było le­piej wca­le jej nie ule­gać. Od­ra­ża­ją­cy to ro­dzaj ku­ra­cji: za­wdzię­czać zdro­wie cho­ro­bie. W po­dob­ny spo­sób nie na­le­ży uwa­żać gnie­wu za rzecz zba­wien­ną, na­wet je­śli kie­dyś, tak jak i tru­ci­zna, upa­dek czy roz­bi­cie okrę­tu, przy­niósł nie­ocze­ki­wa­ną ko­rzyść. Nie­raz bo­wiem wy­cho­dzi­ło na zdro­wie to co zgub­ne.

Nie da się zna­leźć ni­ko­go, twier­dzę, kto mógł­by się sam roz­grze­szyć, i każ­dy mó­wią­cy, że jest nie­win­ny, świad­czy się ludź­mi, a nie wła­snym su­mie­niem. O ileż to bar­dziej ludz­kie oka­zać grzesz­ni­kom ła­god­ne i oj­cow­skie ser­ce, i nie ści­gać ich, ale przy­wo­łać! Nie zna­ją­ce­go dro­gi i zbłą­ka­ne­go wśród pól le­piej jest na­pro­wa­dzić na wła­ści­wy kie­ru­nek, niź­li od­pę­dzić.

Temu, kto wy­mie­rza karę, nic mniej nie przy­stoi niż gniew, po­nie­waż kara tym bar­dziej przy­czy­nia się do po­pra­wy, je­że­li jest za­sto­so­wa­na z roz­wa­gą.

Aby po­skro­mić błą­dzą­cych i zbrod­nia­rzy, nie trze­ba ka­rać w gnie­wie. Gniew jest wy­stęp­kiem du­szy, i nie trze­ba, by win­ny na­pra­wiał cu­dze winy.

Nie po­trze­ba nam in­nych na­rzę­dzi, sko­ro na­tu­ra do­sta­tecz­nie wy­po­sa­ży­ła nas w ro­zum. Dała nam tę broń moc­ną, wiecz­ną, po­słusz­ną, nie­za­wod­ną i prze­ciw­ko swe­mu panu nie­zwrot­ną. Ro­zum sam przez się wy­star­cza nie tyl­ko do prze­wi­dy­wa­nia, ale i do dzia­ła­nia…

Na­mięt­ność pręd­ko wy­ga­sa, ro­zum jest rów­no­mier­ny.

Wy­da­je się wszyst­kim, któ­rych obłą­ka­ny duch wy­no­si poza my­śli czło­wie­cze, że tchną czymś wiel­kim i wznio­słym.

Jed­nak nie ma w tym nic trwa­łe­go, a to, co wzro­sło bez opar­cia na moc­nych pod­sta­wach, ła­two opa­da. Gniew nie ma się na czym wes­przeć.

…Wiel­kość du­cha uwa­żam za rzecz nie­na­ru­szal­ną, spój­ną we­wnętrz­nie i z grun­tu jed­no­li­tą i sil­ną, i taką, co nie może ist­nieć w zde­pra­wo­wa­nych umy­słach. Mogą one bo­wiem bu­dzić gro­zę, nie­po­kój i przy­no­sić zgu­bę, ale nie będą mia­ły wiel­ko­ści, któ­rej opar­ciem i mocą jest do­broć.

Cno­ta trzy­ma­jąc w ry­zach wady nie do­pu­ści nig­dy do tego, by mia­ła je na­śla­do­wać. Uwa­ża, że po­win­na po­skra­miać na­wet gniew, co wca­le nie lep­szy, a czę­sto jest gor­szy od błę­dów, prze­ciw któ­rym wy­stę­pu­je. Wła­ści­we i na­tu­ral­ne dla cno­ty jest cie­szyć się i ra­do­wać. Gniew, nie mniej niź­li smu­tek, nie li­cu­je z god­no­ścią cno­ty: wła­śnie smu­tek jest to­wa­rzy­szem gniew­nej za­pal­czy­wo­ści, i wszel­ki gniew ob­ra­ca się w smu­tek po za­wsty­dze­niu lub klę­sce.

Wśród róż­nych wad ludz­ko­ści jest i taka: za­ćmie­nie umy­słu, tj. nie tyl­ko ko­niecz­ność błą­dze­nia, lecz tak­że mi­łość błę­du.

Jest prze­zna­cze­niem na­szym ro­dzić się jako isto­ty pod­le­głe nie mniej­szej ilo­ści cho­rób du­szy niż cia­ła, jako isto­ty nie tępe wpraw­dzie ani ospa­łe, ale źle ko­rzy­sta­ją­ce ze swo­jej by­stro­ści, jako wza­jem­ne przy­kła­dy wy­stęp­ków.

…Nikt zdro­wy na umy­śle nie gnie­wa się na na­tu­rę. Cze­muż bo­wiem miał­by się dzi­wić, że jabł­ka nie wi­szą na le­śnych krze­wach? Albo cze­muż mia­ło­by go wpra­wiać w zdu­mie­nie to, że kol­cza­ste krza­ki i tar­ni­ny nie ro­dzą żad­nych po­ży­tecz­nych owo­ców? Nikt się nie gnie­wa, gdy ułom­no­ści bro­ni na­tu­ra. Tak i mę­drzec ła­god­ny jest i wy­ro­zu­mia­ły wo­bec błę­dów, nie wróg błą­dzą­cych, ale ko­rek­tor.

Po­trze­ba dłu­go­trwa­łych środ­ków prze­ciw­ko cią­głym i pie­nią­cym się nie­go­dzi­wo­ściom nie po to, żeby usta­ły, lecz by nie od­nio­sły zwy­cię­stwa.

…Nie­bez­piecz­niej­sze jest wzbu­dza­nie stra­chu niź­li po­gar­dy. Je­śli więc gniew jest bez­sil­ny, to bar­dziej na­ra­ża się na lek­ce­wa­że­nie i nie umknie szy­der­stwu. Cóż bo­wiem ża­ło­śniej­sze­go od wście­kło­ści, któ­ra sza­le­je da­rem­nie?

Tak usta­no­wi­ła na­tu­ra, że co­kol­wiek uro­sło na cu­dzym stra­chu, samo nie jest odeń wol­ne.

Co prze­ra­ża, samo tak­że drży. Nie ma więc po­wo­du, żeby mę­drzec pra­gnął wzbu­dzać lęk, i dla­te­go nie uwa­ża on gnie­wu za coś wiel­kie­go, jako że wy­wo­łu­je strach, gdyż na­wet naj­bar­dziej po­gar­dza­ne rze­czy, jak tru­ci­zna, tru­ją­ce ko­ści i uką­sze­nia zdej­mu­ją lę­kiem.

Nie ma… spra­wy tak uciąż­li­wej i trud­nej, aby umysł nie zdo­łał jej prze­zwy­cię­żyć i oswo­ić usta­wicz­nym roz­my­śla­niem, i nie ma tak dzi­kich i sa­mo­wol­nych na­mięt­no­ści, któ­rych nie dało by się ujarz­mić przez dys­cy­pli­nę. Duch osią­ga wszyst­ko, co­kol­wiek so­bie roz­ka­że…

Nig­dy nie na­le­ży da­wać przy­stę­pu po­pę­dli­wo­ści; nie­kie­dy trze­ba ją uda­wać, żeby po­bu­dzić ospa­łe umy­sły słu­cha­czów, po­dob­nie jak po­pę­dza­my ko­nie le­ni­we do bie­gu, przy­kła­da­jąc oście­nie lub ża­gwie. Nie­kie­dy trze­ba na­pę­dzić stra­chu lu­dziom, wo­bec któ­rych ar­gu­men­ty ro­zu­mo­we nie zda­ją się na nic. Gniew w każ­dym ra­zie wca­le nie wię­cej przy­no­si po­żyt­ku ni­że­li smu­tek czy lęk.

Tyl­ko ten zdol­ny jest wła­dać, kto po­tra­fi pod­po­rząd­ko­wać się wła­dzy.

Nie trze­ba być ło­trem ani ofia­rą, ani li­to­ści­wym ani okrut­nym: je­den zbyt mięk­kie ma ser­ce, dru­gi za twar­de. Bądź umiar­ko­wa­ny, a dla ener­gicz­niej­sze­go dzia­ła­nia nie po­słu­guj się gnie­wem, lecz siłą.

Wy­cho­wa­nie wy­ma­ga jak naj­więk­szej dba­ło­ści i prze­licz­nych za­bie­gów ze wzglę­du na przy­szłość. Ła­two bo­wiem kształ­to­wać jesz­cze mło­de du­sze, trud­no na­to­miast ukró­cić wady, któ­re uro­sły wraz z nami.

Nie na­le­ży przy­sta­wać od razu na­wet na rze­czy oczy­wi­ste i jaw­ne. Nie­któ­re bo­wiem kłam­stwa mają po­zo­ry praw­dy. Za­wsze trze­ba po­cze­kać: czas od­kry­wa praw­dę. Nie da­waj­my po­chop­nie po­słu­chu oszczer­com: po­win­ni­śmy znać i trak­to­wać po­dejrz­li­wie tę ułom­ność na­tu­ry ludz­kiej, że chęt­nie wie­rzy­my w to, cze­go nie­ra­dzi słu­cha­my, i że wpa­da­my w gniew, za­nim po­my­śli­my. A cóż po­wie­dzieć o tym, że po­wo­du­je­my się nie tyl­ko oskar­że­nia­mi, lecz tak­że po­dej­rze­nia­mi, i że źle tłu­ma­cząc so­bie cu­dzy wy­raz twa­rzy i uśmiech, gnie­wa­my się na lu­dzi nie­win­nych? Dla­te­go więc trze­ba bro­nić spra­wy czło­wie­ka nie­obec­ne­go prze­ciw­ko sa­me­mu so­bie i trzy­mać w za­wie­sze­niu wy­rok. Za­wsze bo­wiem moż­na wy­mie­rzyć karę, któ­ra zo­sta­ła od­ro­czo­na, ale wy­mie­rzo­nej nie spo­sób od­wo­łać.

Naj­wię­cej zła wy­rzą­dza ła­two­wier­ność. Czę­sto nie na­le­ży na­wet słu­chać do­no­sów, bo w nie­któ­rych spra­wach le­piej dać się oszu­kać niź­li nie ufać.

Po­win­ni­śmy wie­rzyć tyl­ko w to, co na­ocz­ne i wy­raź­ne, a ile­kroć po­dej­rze­nie na­sze oka­że się próż­ne, gań­my na­szą ła­two­wier­ność. Ta­kie kar­ce­nie od­zwy­czai nas od po­chop­nej wia­ry.

Kie­dy roz­ko­sze znisz­czą za­rów­no du­szę jak cia­ło, wszyst­ko wy­da­je się nie­zno­śne, nie dla­te­go, że twar­de, lecz dla­te­go, że ów, któ­ry od­czu­wa – mięk­ki.

Nic bar­dziej nie roz­pa­la po­pę­dli­wo­ści niż wy­uz­da­na i nie­cier­pli­wa swa­wo­la: z du­szą na­le­ży ob­cho­dzić się twar­do, aby od­czu­wa­ła je­dy­nie miaż­dżą­ce cio­sy.

Są pew­ne siły, któ­re nie mogą szko­dzić i nie mają in­ne­go zna­cze­nia jak tyl­ko do­bro­czyn­ne i zba­wien­ne, jak na przy­kład bo­go­wie nie­śmier­tel­ni, któ­rzy ani nie chcą, ani nie mogą wy­rzą­dzać szko­dy. Mają bo­wiem na­tu­rę ła­god­ną i do­bro­tli­wą, tak samo nie­zdol­ną do krzyw­dze­nia in­nych, jak sie­bie. Tyl­ko więc głup­cy i lu­dzie nie zna­ją­cy praw­dy oskar­ża­ją ich o wście­kłość mo­rza, o ulew­ne desz­cze, o do­kucz­li­we zimy, gdy tym­cza­sem żad­ne z tych zja­wisk, któ­re przy­no­szą nam szko­dę lub po­ży­tek, nie od­no­szą się spe­cjal­nie do nas. Nie z na­sze­go prze­cież po­wo­du po­wta­rza­ją się na świe­cie zimy i lata: zja­wi­ska te mają swe pra­wa, przez któ­re speł­nia­ją się za­mie­rze­nia bo­skie. Wpa­da­my w zbyt­nią za­ro­zu­mia­łość, je­śli wi­dzi­my się god­ni, aby z na­sze­go po­wo­du szły w ruch tak wiel­kie rze­czy. Nic z tego nie dzie­je się na na­szą szko­dę, owszem, wszyst­ko dla na­sze­go do­bra.

Je­śli chce­my być spra­wie­dli­wy­mi sę­dzia­mi wszyst­kich spraw, to bądź­my przede wszyst­kim prze­ko­na­ni o tym, że nikt z nas nie jest bez winy.

Któż może oświad­czyć, że jest nie­win­ny po­dług wszyst­kich prze­pi­sów praw­nych? Gdy­by na­wet tak było, to jak­że ogra­ni­czo­na to nie­win­ność: być do­brym we­dle prze­pi­sów! O ileż szer­szy za­kres mają na­ka­zy po­win­no­ści niż pra­wa! Jak wie­le od nas wy­ma­ga mi­łość, ludz­kość, szczo­dro­bli­wość, spra­wie­dli­wość, wier­ność, a nic o nich nie ma w pań­stwo­wych ko­dek­sach! Lecz nie po­tra­fi­my spro­stać na­wet owej tak ogra­ni­czo­nej nor­mie nie­win­no­ści – Jed­ne prze­wi­nie­nia po­peł­ni­li­śmy, inne za­my­śla­li, in­nych pra­gnę­li, a jesz­cze in­nym sprzy­ja­li. W nie­któ­rych spra­wach je­ste­śmy nie­win­ni, bo się nam nie uda­ło. Bio­rąc to pod uwa­gę, bądź­my wy­ro­zu­mial­si dla win­nych, wierz­my tym, któ­rzy ga­nią nas. Nie gnie­waj­my się przy­najm­niej na do­brych (bo je­śli na­wet na do­brych bę­dzie­my się gnie­wa­li, to na ko­góż nie?), a naj­mniej już na bo­gów; ja­ka­kol­wiek klę­ska nas spo­tka, cier­pi­my nie wsku­tek ich woli, lecz na pod­sta­wie praw na­szej śmier­tel­no­ści.

Przy­pu­ść­my, że ktoś bę­dzie źle mó­wił o to­bie: po­myśl, czy sam nie ro­bi­łeś tego wcze­śniej, po­myśl, o ilu lu­dziach ty źle mó­wisz.

Po­myśl­my nad tym, że jed­ni nie czy­nią nam krzyw­dy, lecz od­pła­ca­ją za nią, że inni dzia­ła­ją dla na­sze­go do­bra, a jesz­cze inni dzia­ła­ją pod przy­mu­sem, inni zno­wu bez­wied­nie, i że na­wet ci, któ­rzy krzyw­dzą nas umyśl­nie i świa­do­mie, nie mają na celu sa­mej tyl­ko krzyw­dy: bo albo ktoś po­su­nął się za da­le­ko chcąc bły­snąć dow­ci­pem, albo zro­bił coś złe­go, nie żeby nam za­szko­dzić, lecz po­nie­waż sam nie mógł­by osią­gnąć celu, gdy­by nas nie ode­pchnął. Czę­sto tak­że po­chleb­stwo, kie­dy się sta­ra przy­mi­lać, ob­ra­ża. Nie­chby so­bie każ­dy przy­po­mniał, ile razy sam na­ra­ził się na fał­szy­we po­dej­rze­nia, jak wie­lu swo­im uczyn­kom przy­pad­ko­wo nadał po­zo­ry krzyw­dy, jak wie­lu lu­dzi, któ­rych daw­niej nie­na­wi­dził, za­czął póź­niej ko­chać – a wów­czas nie bę­dzie mógł od razu po­pa­dać w gniew, zwłasz­cza je­śli w każ­dym wy­pad­ku, w któ­rym do­znał przy­kro­ści, po­wie so­bie naj­pierw po ci­chu: „prze­cież i ja zro­bi­łem to samo!” Ale gdzie zna­leźć tak spra­wie­dli­we­go sę­dzie­go? Ten, któ­ry po­żą­da nie­jed­nej cu­dzej żony, uwa­ża­jąc za do­sta­tecz­ny po­wód do mi­ło­ści fakt, że jest ona cu­dza, ten sam czło­wiek nie chce, aby na­wet spo­glą­da­no na jego żonę. Tak i wia­ro­łom­ca naj­gor­li­wiej do­ma­ga się wier­no­ści, krzy­wo­przy­sięz­ca mści się za kłam­stwa, a fał­szy­wy oskar­ży­ciel cięż­ko prze­ży­wa wy­to­czo­ny mu pro­ces.

Nie spusz­cza­my z oczu cu­dzych błę­dów, a wła­sne cho­wa­my za ple­ca­mi.

Na gniew naj­lep­szym le­kar­stwem czas.

Nie po­win­ni­śmy zbyt szyb­ko wie­rzyć w to, co nam opo­wia­da­ją: wie­lu zmy­śla po to, aby oszu­ki­wać, a wie­lu dla­te­go, że ich sa­mych oszu­ka­no…

Kto chce roz­ma­wiać z tobą je­dy­nie w ta­jem­ni­cy, nie ma ci pra­wie nic do po­wie­dze­nia…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: