Myśliwski–Bocheński. Rozmowy istotne - ebook
Myśliwski–Bocheński. Rozmowy istotne - ebook
Rozmowy istotne prowadzi się na przekór teraźniejszości, w ogóle na przekór czasom. Termin wymyślił Witkacy, któremu marzyło się spotkanie w duchu dawnej Akademii. Schodzimy w przeszłość, w poszukiwaniu warstw, które kryją się pod dzisiejszymi stwierdzeniami. Na przekór współczesnej tendencji, którą T.S. Eliot nazwał „prowincjonalizmem czasu”, czyli życiem na powierzchni współczesności, zanurzamy się w czas, żeby usłyszeć wielość głosów, które kryją się w każdym zdaniu, w każdej ważnej kwestii. Dzisiejszy Myśliwski na kartach naszej książki rozmawia ze sobą sprzed kilku czy kilkunastu lat, a nawet ze sobą sprzed pierwszej powieści, sprzed istotnego pisania, ze sobą sprzed półwieku. Rozmawia, spiera się, kłóci, siebie samego komentuje. Pozwalamy też mówić głosom innych osób, które wybrzmiewają w słowach pisarza, głosom postaci powieściowych, głosom innych autorów.
Ze Wstępu
W wywiadzie z Wiesławem Myśliwskim Tomasz Bocheński zaprasza czytelnika do podroży poprzez najważniejsze wątki i tematy związane z twórczością jednego z najważniejszych polskich prozaików okresu powojennego. W rozmowie odważnie stawia prowokacyjne hipotezy, zaś pisarz twórczo na nie odpowiada, dodając własne refleksje. Wywiadowi towarzyszy słownik pojęć związanych z twórczością pisarza, porządkujący myślenie krytyczne o jego prozie, a także krytyczne komentarze dotyczące poruszanych w rozmowach wątków, tematów, publikacji, problemów, umiejscawiające rozmowę w kontekście literaturoznawczym, kulturowym i historycznym.
Bardzo oryginalny sposób prezentacji twórczości Wiesława Myśliwskiego. Jeden z pierwszych, przyszłościowych modeli uprawiania nauki o literaturze i krytyki literackiej, zorientowanych na żywą dialogiczność, pojemnych intelektualnie, a przy tym otwartych na szerszego czytelnika.
prof. Piotr Łuszczykiewicz
Spis treści
Wstęp
Myśliwski – Bocheński. Rozmowy istotne
Słownik terminów Wiesława Myśliwskiego
Słownik fałszywych terminów
Kategoria: | Polonistyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8220-623-4 |
Rozmiar pliku: | 4,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozmowy istotne prowadzi się na przekór teraźniejszości, w ogóle na przekór czasom. Termin wymyślił Witkacy, któremu marzyło się spotkanie w duchu dawnej Akademii. Nie on jeden w dwudziestym wieku tęsknił do dialogu, który wznosi się ponad zgiełk spraw nieistotnych. W wyobraźni widział Witkacy rozmowy o istocie rzeczy prowadzone bez natrętnych treści, „z dala od polityki, finansów państwowych i osobistych”. Rzadko jego marzenie przybierało formę idylliczną, częściej realistyczną. W wyobrażeniu idyllicznym spotykają się myśliciele i artyści, na pewnym poziomie oczywiście, czasem skłóceni ze sobą czy siebie zwalczający, i na czas rozmowy odkładają osobiste urazy, by dyskutować o rozprawach ważnych – długo, uważnie, bezinteresownie. Od czasu do czasu schładzają ciała w sadzawce, by wrócić do gorącej istotności. W wyobrażeniu realistycznym widział Witkacy poważną rozmowę tylko dwóch Istnień Poszczególnych (IP). Kiedy nie miał szczęścia do ważnego dialogu, Stanisław Ignacy rozmawiał intensywnie z książkami. Trzeba zobaczyć zapełnione przez niego marginesy książek, żeby zrozumieć, jak bardzo mu brakowało istotnych spotkań. Podobno oburzał się na pytanie: „co słychać”, zupełnie jak Wiesław Myśliwski, kiedy ktoś chce wiedzieć, nad czym pracuje.
Niełatwo sprostać Witkacowskim kryteriom, współczesność nie może sprostać tym kryteriom, co najmniej od czasów Witkacego. A jednak taka formuła określiła nasze rozmowy z Wiesławem Myśliwskim. Zamierzyliśmy sobie zrobić kilka kroków w kierunku krainy istotności. Do Akademii wymarzonej przez Witkacego chyba nie można już trafić? Witkacy pisał o swojskiej sadzawce dla rozmawiających, ale widział willę Hadriana pod Rzymem. Nie zdradzę, co widział Myśliwski, nie napiszę, co ja widziałem w nowej auli Wydziału Filologicznego; o chłodnej wodzie nie było co marzyć. Wiadomo, trzeba wizji, żeby przypomnieć sobie język wewnętrzny, żeby w takim nowoczesnym wnętrzu pełnym ludzi, w takim teatrze skupić się na dialogu wewnętrznym. Może nie tak wiele nieistotności weszło do naszych rozmów istotnych? Może rozmawiały poważnie dwa IP, w obliczu wielości IP?
Uniwersytet potrzebuje pisarzy. To wiadomo od dawna, właściwie od początku uniwersytetu. Może współczesna akademia bardziej potrzebuje spotkań z pisarzem niż dawniejsza? Kto słuchał w akademickiej auli poważnego pisarza, miał szczęście, szczególnie gdy ten pisarz mówił o sprawach istotnych. Takie spotkania powinny być remedium na nadmiar wywiadów, promocji, festiwali, wizerunków, autokreacji, interpretacji, preparacji, takie spotkania powinno się pamiętać. Istotne kwestie, które chciałoby się rozważać dłużej niż się dzisiaj przyjęło, powinny wybrzmiewać na uniwersytecie. Nie trzeba dodawać, że każdy pisarz przychodzi do akademii z własną istotą. Literatura przecież jeszcze ma swój własny język poznania, jeszcze wypowiada się poprzez formy i znaczenia, których nie znajdziemy w nauce czy życiu społecznym. Zaprośmy więc istotę literatury na uniwersytet, zaprośmy pisarzy, którzy mają własną, wyjątkową domenę. I zaprośmy na uniwersytet każdego, kto chciałby słuchać istotnego spotkania. Tak scharakteryzować można ideę Wykładów o poetyce na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Idee wykładów wprowadziła w życie Dziekan Wydziału prof. Joanna Jabłkowska. Pierwsze dwa wykłady wygłosiła Olga Tokarczuk. Wiesław Myśliwski zdecydował, by kwestie ważne wypowiedzieć w formie dialogu.
Maszyny interpretacyjne. W takie maszyny w literaturze współczesnej zamienia się większość uznanych twórców. Siebie interpretują tworzący, i nietwórczy – również. Im bardziej są znani, tym bardziej są znani. Dają nam twórczość w opakowaniu autointerpretacji. Klątwa Gombrowicza – tak nazwałbym te autointerpretacje, ten lęk. Trzeba powiedzieć czytelnikom, jak mają mnie czytać, trzeba światu narzucić obraz siebie. To nowoczesna miara sukcesu i miara porażki. Porażki? Tak, gdyż schemat interpretacyjny przesłania utwór albo nawet zastępuje, i nie trzeba już czytać, czyli poznawać. Chociaż tak chodzić, tak iść po nici podanej przez pisarza, tak się poddać, też można przecież. Trzeba jednak go porzucić kiedyś, choćby na Naksos. Nie można mu przecież ufać, skoro wyprowadził nas z labiryntu swoich tekstów, prawda?
Myśliwski nie podsuwa czytelnikom interpretacji i nie ufa maszynom interpretacyjnym. Jego czytelnicy mają czytać, jak im się podoba. Podpowiada im jednak uwagi o poetyce oraz o egzystencji. W jego powieściach wybrzmiewają także sentencje, które każdy może sobie rozważać w samotności albo wybrać sobie jako motto. Te refleksje zaczęły żyć własnym życiem, zaczęły się wypowiadać, rozwijać w mikroeseje, w mikrotraktaty, a z czasem w formy większe. W wywiadach i rozmowach sentencje zaczęły żyć swoim życiem, wybrały sobie Myśliwskiego, żeby w najróżniejszych wariacjach sprawdzał ich wagę. I Myśliwski w rozmowach o swoim pisaniu stał się improwizatorem, który napisane przez siebie standardy poddaje próbie inwencji. Łatwo stać się zakładnikiem tych sentencji, i pisarzowi, i czytelnikom, i jego powieściom, łatwo iść za nicią uogólnień, ale to nie moja ścieżka. Wyjaśnienia pisarza traktuję jak jeszcze jeden utwór o rozbiegających się drogach, powątpiewam w znaki i wskazówki, nie tęsknię do wyjścia z labiryntu.
Słuchałem nieraz Myśliwskiego rozważającego sentencje, które kiedyś wyciągnął ze swojego pisania. Pisarz wraca do nich w rozmowach i dziwi się, że tak w nie wpada, tak się w nich topi. Rozpatruje jeszcze raz mantry o żywym języku, o pisaniu jako przygodzie czy o języku wewnętrznym, przepowiada je sobie, jakby siebie ciągle sobie przypominał, jakby sobą się zdumiewał. Słyszę to zdumienie – naprawdę, te formy mnie pochłonęły, moje pisanie, moją biografię, wyznaczyły mój los? Jeszcze raz zatem wpatruje się w sentencje, które odnalazły go w jego utworach i nie może nadziwić się ich pojemności, gdyż ani ich wyczerpać w rozmowie ani na piśmie. Topielec żywej mowy! Dodaje w zdaniu „wie Pan”, ale ja słyszę – „nie do wiary”. To z tej topieli chce się wydobyć, jakby można było zapanować nad oceanem znaczeń, zapanować nad literaturą?! Kiedy tonie, chwyta się formuł ratunkowych, by wypłynąć nad powierzchnię – „życie jest ważniejsze niż literatura” albo „najważniejsza jest miłość” albo „żona nie pozwalała mi pisać”. Takimi formułkami bronić się przed topielą pisma?! Nie pomogą, choćby nie wiem, jak je pogłębiał. Wraca więc do przepowiadania jakiejś swojej mantry, zdumiony, że znowu się tam znalazł, w tym niezgłębionym sensie, choć przecież pisane mu było życie na powierzchni.
Żyć na powierzchni jednak nie potrafi, kiedy pisze, kiedy słucha, kiedy ogląda. Nawet z powierzchni żywej mowy natychmiast schodzi do mowy wewnętrznej. Kiedy mówimy, słucha, jak mówimy, wsłuchuje się w formy naszej mowy. Poprzez formę schodzić do istotności – to jego ścieżka. Gdzie leży ta kraina istotności, do której przechodzi nieustannie Myśliwski? Trzeba posłuchać, jak mówi, przeczytać, jak pisze, zobaczyć, jak patrzy, żeby ją odnaleźć. Odważę się nazwać tę istotność, na podstawie rozmów, lektur, spotkań – tu muszę skończyć wyliczanie. Istotność Istnienia, którą Witkacy zapisałby może jako II, dostępna jest każdemu, kto słucha i widzi. Dostępna jest w chwili, w nieskończonych przejawach życia, choć najpełniej objawia się w wypowiedzeniu. Gdybyśmy potrafili słuchać – tak interpretuję postawę Myśliwskiego – objawiłaby nam się istotność naszej egzystencji. Ale te chwile istotne nieuchronnie stają się nieistotne wskutek działania czasu, naszej nieuwagi, naszego przywiązania do nieistotnych sensów. Zresztą może wystarczy napisać „przywiązania do sensów”, gdyż znaczenia nie tak ważne są jak formy. Istotność ciągle znika, zapada się w przeszłość, z błysku żywej mowy przechodzi w matowe rejony przegadanego. Po te błyski idzie pisarz, jak idzie się po istnienie nadzwyczajne, żeby przy pomocy pisma wydobyć je z matowego niebytu. I tam nas zabiera w swoich powieściach, tam nas kieruje w rozmowach – do języka wewnętrznego, którego nie mamy czasu wysłuchać, kiedy słuchać należy. Taki paradoks rozważam, słuchając i czytając Myśliwskiego. Trzeba nam pisma, żebyśmy odczuli fenomen istnienia objawiony w mowie żywej. Nauczyć się pisma, żeby wsłuchać się w mówione? Poprzez pismo można odnaleźć czas utracony – czytelnicy Prousta znają to pocieszenie. Ale żeby Czysta Forma, z całą grozą i nadzwyczajnością istnienia, objawiała się poprzez mówione – to mógł wymyślić tylko Myśliwski. Sugeruje nam, że Czysta Forma Istnienia objawia się jak teraźniejszość, ledwo dotkniemy jej słowem – znika.
Rozmowy z Wiesławem Myśliwskim przeprowadzone w 2019 r. na Uniwersytecie Łódzkim podajemy w niniejszej książce. Zachowując proporcję, możemy powiedzieć, że postępujemy jak pisarz, tzn. zachowujemy charakter mowy żywej, choć poddanej pisarskiemu przetworzeniu. Ale publikujemy nie tylko dwa niedawne dialogi, dodajemy głosy inne, dawne: wcześniejsze wypowiedzi pisarza, głosy innych autorów, głosy komentatorów, fragmenty tekstów. Można naszą książkę czytać jako zapis dwóch spotkań, można jako palimpsest. Z powierzchni roku 2019 schodzimy w przeszłość, w poszukiwaniu warstw, które kryją się pod dzisiejszymi stwierdzeniami. Na przekór współczesnej tendencji, którą T.S. Eliot nazwał „prowincjonalizmem czasu”, czyli życiem na powierzchni współczesności, zanurzamy się w czas, żeby usłyszeć wielość głosów, które skrywają się w każdym zdaniu, w każdej ważnej kwestii. Dzisiejszy Myśliwski na kartach naszej książki rozmawia ze sobą sprzed kilku czy kilkunastu lat, a nawet ze sobą sprzed pierwszej powieści, sprzed istotnego pisania, ze sobą sprzed półwieku. Rozmawia, spiera się, kłóci, siebie samego komentuje. Pozwalamy też mówić głosom innych osób, które wybrzmiewają w słowach pisarza, głosom postaci powieściowych, głosom innych autorów… Wiemy zresztą, jak wiele osób mówi przez pisarza, który potrafi słuchać. Uzupełniliśmy dialogi na Uniwersytecie o dwa krótkie fragmenty z innych spotkań z pisarzem, w Teatrze Powszechnym w Warszawie oraz w Akademii Literatury Polskiej w Łodzi, spotkań, którym przysłuchiwała się także bardzo liczna publiczność. Tak bywa z palimpsestami, że chciałoby się wymyślać je ad infinitum. Odnalezienie czy dodawanie następnych warstw zostawiamy czytelnikom.