- W empik go
Na godne święta - ebook
Na godne święta - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 158 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ludzie po sumie wysypali się z kościoła. I wbrew swemu zwyczajowi nie zatrzymują się koło sklepów, nie stają gromadkami na rynku, ale każdy leci w swoją stronę. We wszystkich kierunkach od kościoła idą, rozsypują się po kamieńcu, mijają jedni drugich, spychają się ż ław, a co które, to szybciej zdąża ku swojej chałupie. Pędzą ich różane powody, niemniej wszystkie nader ważne. Raz, że to „godnie święto“, Narodzenie Pańskie raz do roku musi się różnić od zwykłej wiedzieli. Po wtóre, większa część ludzi, którzy z dalsza przyszli, nie miała nic na zębie od wczorajszej wilii… Przyszli na jutrznię, a tu rano jedna msza po drugiej – więc żal im było odchodzić i zostali na sumę. Za to w chałupie czeka ich suty obiad – toż lecą na zabicie.
Przez pusty, biały dział, przecięty dwoma potokami, a podnoszący się stromo ku wysokim Groniom, sypią się ludzie ścieżyną wąską, długim, czarnym sznurem… Idą jedni za drugimi, dyszą ciężko, a nie ustają.
Tam w górze, przy sinych lasach ślęczą ich chałupy, poprzyczepiane jak szare gniazda jaskółcze pod strzechą.
Do nich stermią się pod górę wygłodniali od rana ludziska; nawet starzy ciągną za sobą zmordowane nogi, robią piersiami jak miechem, a nie ustają… Gdyby tak zajrzeć skrycie w myśli każdego, to by można znaleźć wszędzie jednako nieokreślone pojęcie pragnień, mieszczące w sobie: ciepłą izbę, miskę pęczaków ze skwarkami i coś jeszcze… może rosół ze ziemniakami albo sztukę mięsa. To ostatnie niepewnie, bo na takie zbytki nie zawsze i myśli mogą sobie pozwolić. To jednak pewna, że i kazanie się zatarło, a ksiądz w ornacie zbladł „przy ontarzu“ i mniej waży w ich obecnych myślach niż pełna miska pęczaków, miłośnie skwarkami chwytająca za serce… „Człek żyje, aby jadł – i Panu Bogu się podobał“ – dość często spotykane przysłowie, a „przysłowia są mądrością ludów“.
– O, ka hań to już Jędrek!… – mówili ludzie, idący na samym ostatku, wskazując przy tym przed siebie, gdzie rysowała się na działku smukła figura opiętego w chazukę parobczaka. – Leci jak na złamanie karku…
– Chciałby jak najprędzej zasiać na wiesnę, temu leci – ozwał się z wiarą stary Szczepan.
– A wy byście to nie chcieli? – żartowała idąca za nim kumoszka.
– Dyćby każdy rad. Ale cóż? Młodszemu zawdy raźniej. Trudno wszyscy mają być pierwsi.
Rozsądną odpowiedzią zamknął gębę śpasobliwej kumoszce. Odwróciła się do dziewczyny idącej w tyle.
– A ty, Wiktuś, czemu ostajesz na zadku?
– Nika mi nie śpieszno – odpowiedziała hardo Wikta… i gniewne spojrzenie rzuciła na działek, gdzie się czerniła chazuka Jędrka.
– Niech leci! – pomyślała.– Myśli, że go bedę gonić… jutro!
– Wiktuś! – ciągnęła kobieta, nie zrażona suchą odpowiedzią. – Rówieśnice cię poodlatują i co bedzie?… Patrz, ka hań to już Jadzia z Anielką! – Pod samymi chałupami!… A nie wiesz to, że dziopy powinny dziś na wyścigi lecieć, coby w mięsopusty była o nie dobijacka…
– Nika mi się nie spieszy… – odrzekła sucho.