Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na okrągło. Sekretne życie roweru - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na okrągło. Sekretne życie roweru - ebook

Rower. Najważniejszy wynalazek w historii ludzkości

Czy archaiczna, napędzana siłą mięśni fanaberia dziewiętnastowiecznych bogaczy może odgrywać znaczącą rolę w epoce smartfonów, satelitarnego internetu i sztucznej inteligencji? A może należałoby odwrócić to pytanie? Czy te wszystkie innowacje odnajdą się na planecie rowerów? Na Ziemi żadnym innym środkiem transportu nie podróżuje równie wiele osób, co rowerem.

Książka Na okrągło to reportaż, książka historyczna, esej i opowieść podróżnicza w jednym. Wraz z autorem wyruszamy w podróż przez wieki i kontynenty. Od pierwszych wielocypedów aż po dzisiejsze odrodzenie roweru jako „zielonego pojazdu”. Spotkamy sufrażystki z końca XIX wieku, poszukiwacza, który dzięki dwóm kółkom zdążył na miejsce kolejnej gorączki złota, króla Bhutanu zjeżdżającego ze stoków Himalajów, rikszarza nawigującego w najszybciej rosnącej metropolii świata, a nawet astronautów pedałujących w stanie nieważkości na stacji kosmicznej. Ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia bez dwóch kółek, i takich, dla których są one największą zmorą. Na okrągło to bowiem nie tylko historia technicznej innowacji, ale przede wszystkim opowieść o miłości – i nienawiści – do roweru.

Nieważne czy masz na koncie tysiące przejechanych kilometrów, czy rower to dla Ciebie tylko wspomnienie z dzieciństwa, Jody Rosen wywróci Twoje wyobrażenie o tej wszechobecnej maszynie do góry kołami.

Gdy wiele lat temu pokochałem rower, marzyłem o napisaniu takiej książki. Miałem ambitne zamierzenie: planowałem napisać historię, która będzie interesująca, szeroko zakrojona, ale i osobista, chciałem przekonująco zbliżyć do siebie miasta, ludzi, epoki. Upłynęły lata. No i wreszcie jest książka. Napisał ją Jody Rosen. Dostałem więcej niż marzyłem.

Wesley Morris, zdobywca Nagrody Pullitzera

Doskonała i pozbawiona choćby cienia monotonii. Na okrągło przywołuje skojarzenia z Billem Brysonem czy Rebeccą Solnit.

„The New York Times Book Review”

Na okrągło jest jak jazda bez trzymanki i do tego w nieznane.

Patrick Radden Keefe, reporter, autor The Empire of Pain

W jaki sposób Jody Rosen sprawił, że tak przejęłam się rowerami? Niebanalnie, z empatią i niewiarygodnie lekkim piórem opowiada historię roweru jako historię współczesności.

Lauren Collins, dziennikarka, autorka książki When in Paris

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8032-888-4
Rozmiar pliku: 4,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

PO­DRÓŻ NA KSIĘ­ŻYC

Pla­kat re­kla­mowy au­tor­stwa Hen­riego Bo­ulan­gera (alias Hen­riego Graya), rok 1900

W la­tach 90. XIX wieku na pla­ka­tach re­kla­mo­wych uka­zy­wano ro­wery w ko­smo­sie. To jedne z naj­słyn­niej­szych wi­ze­run­ków jed­no­śla­dów, ja­kie kie­dy­kol­wiek stwo­rzono – przed­sta­wiają ro­wery na nie­bo­skło­nie, ro­wery mknące po­śród ko­met i pla­net, ro­wery zjeż­dża­jące po krzy­wiź­nie ro­gala Księ­życa. Do­sia­dają ich zwy­kle ko­biety – a może ra­czej bo­gi­nie. Mają od­sło­nięte piersi, udra­po­wane grec­kie szaty i dłu­gie włosy, które po­wie­wają za nimi ni­czym ogon ko­mety. W jed­nej z re­klam, za­pro­jek­to­wa­nej dla fran­cu­skiej firmy Cyc­les Si­rius, wi­dzimy nie­mal cał­kiem nagą ro­we­rzystkę, która sie­dzi bo­kiem na sio­dełku i mknie po roz­gwież­dżo­nym nie­bie. Oczy ma przy­mknięte, uśmie­cha się, od­rzuca głowę w tył jak w eks­ta­zie. Wi­ze­ru­nek ten su­ge­ruje, że ro­wer jest źró­dłem nie­ziem­skiej roz­ko­szy. Prze­jażdżka na nim wy­strzeli cię mię­dzy gwiazdy, a na­wet do­pro­wa­dzi do or­ga­zmu Afro­dytę. Pla­kat za­pro­jek­to­wany w 1900 roku dla in­nej fran­cu­skiej wy­twórni, Cyc­les Bril­lant, przed­sta­wia z ko­lei dwie skąpo ubrane ko­biece po­sta­cie uno­szące się po­śród Drogi Mlecz­nej. Jedna z nich, ze skrzy­dłami wróżki i ga­łązką oliwną w le­wej ręce, wy­ciąga dłoń ku przed­niemu kołu ro­weru, który le­wi­tuje po­wy­żej na po­do­bień­stwo Słońca. Po­jazd jest świe­tli­sty, ską­pany w bla­sku bi­ją­cym od uno­szą­cego się w środku ramy dia­mentu. W tej sur­re­ali­stycz­nej wi­zji to sam ro­wer jest bó­stwem – cu­dow­nym by­tem, któ­rego świa­tło spływa na Zie­mię.

Wszyst­kie te pla­katy po­cho­dzą z cza­sów ro­we­ro­wego bo­omu na prze­ło­mie stu­leci – krót­kiego okresu tuż przed upo­wszech­nie­niem się sa­mo­cho­dów, gdy pa­no­wa­nie jed­no­śla­dów było nie­za­gro­żone, a pro­du­cenci z ca­łych sił sta­rali się wy­róż­nić na tle licz­nej kon­ku­ren­cji za po­mocą przy­cią­ga­ją­cych wzrok i utrzy­ma­nych w se­ce­syj­nej es­te­tyce re­klam. Wi­zja nie­biań­skiego ro­weru nie była jed­nak tylko chwy­tem mar­ke­tin­go­wym spryt­nych sprze­daw­ców. Jego pro­to­pla­sta – cu­daczne dwu­ko­łowe ustroj­stwo nie­ma­jące jesz­cze ani pe­da­łów, ani korb, ani łań­cu­cha – na prze­ło­mie pierw­szej i dru­giej de­kady XIX stu­le­cia był przez swych piew­ców po­rów­ny­wany do skrzy­dla­tego Pe­gaza z grec­kiej mi­to­lo­gii. Nie­spełna pół wieku póź­niej je­den ze świad­ków szału na we­lo­cy­pedy, jaki ogar­nął Pa­ryż, za­chwy­cał się, że po­jazdy te „do­pro­wa­dzono do ta­kiej per­fek­cji, za­równo je­śli cho­dzi o pręd­kość, jak i lek­kość”, że zda­wały się „uno­sić w po­wie­trzu”. Ilu­stra­cja z tego sa­mego okresu wy­raża po­dobny sąd i nie po­zo­sta­wia miej­sca na wąt­pli­wo­ści. Przed­sta­wia męż­czy­znę w cy­lin­drze i fraku, do­sia­da­ją­cego we­lo­cy­pedu pod­wie­szo­nego z dwóch stron do ba­lo­nów i wy­po­sa­żo­nego w śmi­gła za­miast kół oraz mo­siężną lu­netę przy kie­row­nicy. Jed­no­ślad unosi się nad Pa­ry­żem, co­raz wy­żej i wy­żej. Pod­pis głosi: VOY­AGE A LA LUNE .

La­ta­jący ro­wer. Ro­wer, który pę­dzi sla­lo­mem mię­dzy gwiaz­dami. Ro­wer, któ­rym do­je­dziesz na Księ­życ. Kul­tura ma­sowa ni­gdy na do­bre nie po­rzu­ciła tych ma­rzeń. W po­ło­wie XX wieku pro­du­cenci ofe­ro­wali jed­no­ślady o opły­wo­wych kształ­tach, przy­wo­dzą­cych na myśl od­rzu­towce, i na­zwach ko­ja­rzą­cych się z prze­stwo­rzami lub ko­smo­sem: Sky­lark, Sky­li­ner, Star­li­ner, Spa­ce­li­ner, Spa­ce­lan­der, Jet Fire, Roc­ket, Air­flyte, Astro Flite. Szy­bu­jące ro­wery po­ja­wiały się w książ­kach dla dzieci, po­pu­lar­nych po­wie­ściach i li­te­ra­tu­rze science fic­tion. W Bi­key the Ski­cycle and Other Ta­les of Jim­mie­boy z 1902 roku, au­tor­stwa ame­ry­kań­skiego pi­sa­rza Johna Ken­dricka Bangsa, mały chło­piec ma ma­giczny ro­wer, po­tra­fiący mó­wić i la­tać. Śmi­gają ra­zem po­nad wie­żami ko­ścioła, przez Atlan­tyk, po­wy­żej Alp, a wresz­cie w ko­smos, gdzie mkną po pier­ście­niach Sa­turna: „cu­dow­nej zło­ci­stej dro­dze”, peł­nej „ro­we­rzy­stów z... naj­dal­szych za­kąt­ków wszech­świata”. The Rol­ling Sto­nes , po­wieść Ro­berta He­in­le­ina z 1952 roku, opo­wiada o na­sto­let­nim ro­dzeń­stwie miesz­ka­ją­cym w ko­lo­nii na Księ­życu, które wy­ru­sza na ro­we­rach na Marsa, by szu­kać złóż ra­dio­ak­tyw­nej rudy („Gór­ni­czy ro­wer wy­glą­dałby dziw­nie na uli­cach Sztok­holmu , ale na Mar­sie czy na Księ­życu był zde­cy­do­wa­nie na miej­scu i wy­peł­niał tam swoje za­da­nie rów­nie do­brze, co kanu na ka­na­dyj­skim stru­mie­niu”). Dzi­siaj zaś mo­tyw ko­smicz­nej po­dróży ro­we­rem bywa wy­ko­rzy­sty­wany w ty­po­wych dla po­czątku XXI wieku roz­wa­ża­niach o po­li­tyce i toż­sa­mo­ści. Przy­kła­dem może być Trans-Ga­lac­tic Bike Ride , opu­bli­ko­wana w 2020 roku an­to­lo­gia „fe­mi­ni­stycz­nych opo­wia­dań science fic­tion o przy­go­dach trans­pł­cio­wych i nie­bi­nar­nych po­staci”.

Nie można też za­po­mnieć o słyn­nej sce­nie z filmu E.T., w któ­rej ro­wer wy­ła­nia się z so­sno­wego la­sku na przed­mie­ściach i leci po nie­bie. To je­den z ob­ra­zów, które na za­wsze za­pi­sały się w hi­sto­rii kina: dzie­się­cio­letni Zie­mia­nin do­siada BMX-a z ko­smitą w ko­szyku na kie­row­nicy, ich syl­wetki od­ci­nają się na tle Księ­życa w pełni – tak wiel­kiego i ja­snego, że nie mamy wąt­pli­wo­ści, iż jest to film Ste­vena Spiel­berga.

To nie­zwy­kle su­ge­stywne fan­ta­zje. Wy­ra­żają od­wieczne pra­gnie­nie wy­rwa­nia się ze szpo­nów gra­wi­ta­cji i wznie­sie­nia wy­soko po­nad po­wierzch­nię Ziemi. Czy nie ma w nich jed­nak ani krzty re­ali­zmu? W 1883 roku bry­tyj­ski le­karz i pi­sarz Ben­ja­min Ward Ri­chard­son prze­wi­dy­wał, że „nowy i wy­zwo­li­ciel­ski dar po­stępu”, który ro­wery ofia­ro­wały ludz­ko­ści, zy­ska wkrótce zde­cy­do­wa­nie szer­szy wy­miar: „Prak­tycz­nym efek­tem wiel­kiego eks­pe­ry­mentu, któ­rego je­ste­śmy obec­nie świad­kami, bę­dzie umie­jęt­ność la­ta­nia”. Pod ko­niec stu­le­cia mno­żyły się wy­siłki na rzecz po­łą­cze­nia ro­weru ze stat­kiem po­wietrz­nym. Za­równo ga­zety co­dzienne, jak i po­ważne kwar­tal­niki na­ukowe za­po­wia­dały wy­na­le­zie­nie „ro­we­ro­lotu”, „lu­ftve­lo­ci­pedu” czy „pe­ga­zo­pedu”. Pro­jek­to­wano ro­wery ze śmi­głami, z wir­ni­kami ło­pat­ko­wymi, z ża­glami w kształ­cie la­tawca; pro­po­no­wano ste­rowce na­pę­dzane przez eska­dry cy­kli­stów. Żadna z tych ma­szyn nie wzbiła się co prawda w prze­stwo­rza, ale 17 grud­nia 1903 roku – 20 lat po tym, jak Ri­chard­son opu­bli­ko­wał swe prze­wi­dy­wa­nia – Flyer braci Wri­ght po­le­ciał po­nad Kill De­vil Hills w mia­steczku Kitty Hawk w Ka­ro­li­nie Pół­noc­nej. Orville i Wil­bur Wri­gh­to­wie byli me­cha­ni­kami i kon­struk­to­rami ro­we­rów, a prze­łomu w ro­zu­mie­niu siły no­śnej i oporu ae­ro­dy­na­micz­nego do­ko­nali dzięki dzi­wacz­nej kon­struk­cji przy­mo­co­wa­nej do kie­row­nicy jed­no­śladu – usta­wio­nemu po­ziomo kołu ro­we­ro­wemu, wy­po­sa­żo­nemu w płyty opo­rowe oraz mo­dele „skrzy­deł” – któ­rym je­chali po uli­cach Day­ton w Ohio. Pro­jek­tu­jąc sa­mo­lot, bra­cia czer­pali też ze zdo­by­tej pod­czas jazdy wie­dzy o rów­no­wa­dze, sta­bil­no­ści i ela­stycz­no­ści, a do bu­dowy użyli na­rzę­dzi i czę­ści ze swego ro­we­ro­wego warsz­tatu. Epoka lot­nic­twa na­prawdę była więc, jak pro­gno­zo­wał Ri­chard­son, na­stęp­stwem ko­lar­skiego bo­omu.

Dziś ist­nieją już ma­szyny przy­po­mi­na­jące ro­we­rowo-lot­ni­cze hy­brydy z dzie­więt­na­sto­wiecz­nych wi­zji: na­pę­dzane pe­da­łami he­li­kop­tery i or­ni­top­tery oraz inne lek­kie statki po­wietrzne pro­jek­to­wane przez in­ży­nie­rów z la­bo­ra­to­riów lot­ni­czych czo­ło­wych uni­wer­sy­te­tów. Inne ma­rze­nia po­zo­stały nie­speł­nione. Pod­czas przy­go­to­wań do mi­sji Apollo 15 w 1971 roku NASA roz­wa­żała przez chwilę po­mysł wy­po­sa­że­nia astro­nau­tów w ro­wery elek­tryczne. Za­cho­wały się zdję­cia przed­sta­wia­jące ro­we­rzy­stę w ska­fan­drze do­sia­da­ją­cego pro­to­ty­po­wego „mi­ni­ro­weru księ­ży­co­wego” pod­czas jazd te­sto­wych w sta­nie nie­waż­ko­ści, w trak­cie lotu pa­ra­bo­licz­nego spe­cjal­nym sa­mo­lo­tem tre­nin­go­wym na­zy­wa­nym przez astro­nau­tów „rzy­go­lo­tem”. Osta­tecz­nie z mi­ni­ro­weru zre­zy­gno­wano na rzecz czte­ro­ko­ło­wego po­jazdu na­zy­wa­nego „księ­ży­co­wym buggy”. W ko­smo­sie, tak jak na Ziemi, sa­mo­chody wy­grały z jed­no­śla­dami.

Mimo to ma­rze­nia o ro­we­rze na Księ­życu nie umarły. Głów­nym orę­dow­ni­kiem tej idei był Da­vid Gor­don Wil­son, pro­fe­sor MIT i au­tor Bi­cycle Science , bi­blii ko­lar­skiej in­ży­nie­rii i fi­zyki. Wiele lat po za­rzu­ce­niu przez NASA ko­lar­skich po­my­słów Wil­son ob­sta­wał przy pro­jek­cie stwo­rze­nia na­pę­dza­nych pe­da­łami po­jaz­dów dla astro­nau­tów. Miały być prze­zna­czone dla dwóch osób ja­dą­cych w po­zy­cji pół­le­żą­cej i mieć koła z me­ta­lo­wej siatki, do­sto­so­wane do po­ru­sza­nia się w księ­ży­co­wym pyle, oraz rów­no­le­gle po­pro­wa­dzone pę­tle z wy­trzy­ma­łego na roz­cią­ga­nie sta­lo­wego drutu za­miast ty­po­wego na­pędu łań­cu­cho­wego. Wil­son uwa­żał, że ta­kie ro­wery za­pew­ni­łyby astro­nau­tom nie­zbędną dawkę ćwi­czeń i mo­głyby po­słu­żyć jako śro­dek trans­portu pod­czas eks­pe­dy­cji ba­daw­czych. Księ­ży­cowi cy­kli­ści do­świad­czy­liby nie­zna­nych do­tąd wa­run­ków, cie­sząc się „wol­no­ścią wy­ni­ka­jącą z braku opo­rów po­wie­trza, z któ­rymi trzeba się zma­gać”. Na po­par­cie swej kon­cep­cji pro­fe­sor przy­ta­czał pre­cy­zyjne wy­li­cze­nia: „Pręd­kość prze­lo­towa w pełni wy­po­sa­żo­nego astro­nauty, pe­da­łu­ją­cego w po­je­dynkę w dwu­oso­bo­wym po­jeź­dzie po po­wierzchni Księ­życa, wy­no­si­łaby pra­wie 8,5 me­tra na se­kundę, czyli 30 ki­lo­me­trów na go­dzinę”.

Ko­smiczne wi­zje Wil­sona nie ogra­ni­czały się do ro­we­rów na Księ­życu. W opu­bli­ko­wa­nym w 1979 roku ar­ty­kule na­uko­wiec opi­sy­wał ży­cie w „ko­lo­nii ko­smicz­nej na sztucz­nym sa­te­li­cie”. Wy­obra­żał so­bie „sa­mo­loty z le­żą­cymi, pe­da­łu­ją­cymi pi­lo­tami” szy­bu­jące po­nad ko­smicz­nym osie­dlem. Ta­kie po­jazdy by­łyby do­stępne bez­płat­nie dla wszyst­kich miesz­kań­ców w ra­mach sys­temu po­rów­ny­wa­nego przez au­tora do ro­we­ro­wego „bia­łego planu” – kon­cep­cji współ­dzie­lo­nych ro­we­rów miej­skich, wy­my­ślo­nej w la­tach 60. XX wieku przez am­ster­dam­skich anar­chi­stów. Jego wi­zja kul­tury ro­we­ro­wej nie miała jed­nak nic wspól­nego z czym­kol­wiek, co ist­niało na Ziemi. „Ob­raz na­pę­dza­nej siłą ludz­kich mię­śni ko­mu­ni­ka­cji w ra­mach eks­plo­ra­cji Księ­życa i w ko­smicz­nych ko­lo­niach, jaki sta­ram się za­pre­zen­to­wać, da­leki jest od po­wol­nego, mę­czą­cego trans­portu dru­giej ka­te­go­rii, do któ­rej re­le­go­wano ro­wery na Ziemi – pi­sał. – W tych sa­mo­lo­tach można by na­wet wy­ko­ny­wać akro­ba­cje. Po­pu­larną roz­rywką by­łoby od­gry­wa­nie słyn­nych bi­tew z I wojny świa­to­wej. Spa­do­chrony sta­łyby się naj­pew­niej zbędne: w ra­zie po­wietrz­nej ko­li­zji za­równo po­jazdy, jak i pi­loci po pro­stu opa­dliby wolno na zie­mię”.

***

Dzie­więć­dzie­siąt lat przed tym, jak Da­vid Wil­son na­pi­sał te słowa, w Ir­lan­dii do­szło do epo­ko­wego w dzie­jach trans­portu od­kry­cia. John Boyd Dun­lop miał 47 lat, miesz­kał w Bel­fa­ście i był we­te­ry­na­rzem szkoc­kiego po­cho­dze­nia. Ni­gdy w ży­ciu nie sie­dział na ro­we­rze, ale jego dzie­wię­cio­letni syn John­nie go­dzi­nami śmi­gał z ko­le­gami na swoim trój­ko­łowcu po utwar­dza­nych alej­kach po­bli­skiego parku. Chło­pak nie­raz skar­żył się ta­cie na pro­blemy zwią­zane z do­jaz­dem na miej­sce za­baw i po­wro­tem do domu. Póki trzy­mał się rów­nych ście­żek z ma­ka­damu, wszystko grało. Gdy jed­nak skrę­cał na wy­bo­iste trakty, któ­rych w mie­ście było naj­wię­cej – ulice wy­ło­żone gra­ni­to­wymi pły­tami i po­prze­dzie­lane to­rami tram­wa­jo­wymi – pe­da­ło­wa­nie sta­wało się mo­zolne, a jazda nie­wy­godna. Dun­lop do­sko­nale wie­dział, co syn ma na my­śli. Gdy jako we­te­ry­narz prze­mie­rzał Bel­fast wzdłuż i wszerz, czę­sto od­czu­wał nie­przy­jemne wi­bra­cje wstrzą­sa­jące po­wo­zem albo cią­gnię­tym przez psy wóz­kiem, z któ­rego ko­rzy­stał. Po­jazdy te, tak jak trój­ko­ło­wiec John­niego, miały pełne opony, które to­czyły się równo tylko po naj­gład­szych dro­gach.

Dun­lop był maj­ster­ko­wi­czem i lu­bił ła­mi­główki. Już na pierw­szy rzut oka wy­glą­dał na do­cie­kli­wego czło­wieka: miał ostre, prze­ni­kliwe spoj­rze­nie i gę­stą, długą brodę, przy­strzy­żoną rów­niutko jak ży­wo­płot. Lu­bił wy­ko­rzy­sty­wać swą in­te­li­gen­cję do roz­wią­zy­wa­nia kon­kret­nych ży­cio­wych pro­ble­mów, mie­rzyć się z wy­zwa­niami, uży­wać głowy i rąk do two­rze­nia no­wa­tor­skich urzą­dzeń. Za­pro­jek­to­wał i wy­ko­nał kilka przy­rzą­dów, które sto­so­wał w prak­tyce we­te­ry­na­ryj­nej, sprze­da­wał sa­mo­dziel­nie opra­co­wane i wy­twa­rzane le­kar­stwa dla psów i koni. Wy­ka­zy­wał „prze­możne za­in­te­re­so­wa­nie za­gad­nie­niami trans­portu dro­go­wego, ko­le­jo­wego i mor­skiego” – zwłasz­cza ko­łami. Fa­scy­na­cję tę, jak wspo­mina, prze­ja­wiał już jako chło­piec, gdy urze­czony ob­ser­wo­wał drew­niane walce to­czące się po bruz­dach w polu na ro­dzin­nej far­mie w Ayr­shire, w po­łu­dniowo-za­chod­niej Szko­cji. Te­raz, je­sie­nią 1887 roku, po­sta­no­wił zmie­rzyć się z no­wym wy­zwa­niem: nie­wy­godą ro­we­ro­wych prze­jaż­dżek syna. Czy byłby w sta­nie ulep­szyć trój­ko­ło­wiec John­niego tak, by chłopcu jeź­dziło się wy­god­niej – a może na­wet za­pew­nić mu prze­wagę nad ko­le­gami pod­czas wy­ści­gów po parku?

Dun­lop sku­pił się na peł­nych opo­nach z twar­dej gumy. Uznał, że po­winny być na tyle trwałe, by nie pę­kać na wy­bo­jach, a za­ra­zem dość ela­styczne, by za­pew­nić wy­god­niej­szą i płyn­niej­szą jazdę po nie­rów­no­ściach. A płyn­niej­sza jazda, prze­wi­dy­wał, bę­dzie też jazdą szyb­szą. Kwe­stie opo­rów to­cze­nia i tłu­mie­nia wstrzą­sów roz­wa­żał z punktu wi­dze­nia fi­zyki. „Przy­szło mi na myśl – za­no­to­wał wiele lat póź­niej – że pro­blem na­bra­nia pręd­ko­ści czy też ła­two­ści na­pę­dza­nia można by roz­wią­zać za po­mocą zmyśl­nego po­łą­cze­nia płótna, gumy i drewna”.

Klu­czem do suk­cesu oka­zała się guma. Po­mysł Dun­lopa po­le­gał na tym, by długi gu­mowy wąż naj­pierw czymś na­peł­nić, a po­tem przy­mo­co­wać do ob­rę­czy, two­rząc tym sa­mym po­duszkę po­mię­dzy ko­łem a po­wierzch­nią, po któ­rej się ono to­czy. Pod­czas pierw­szej próby użył węża na­peł­nio­nego wodą. Efekt był jed­nak kiep­ski, Dun­lop za­czął więc eks­pe­ry­men­to­wać z inną sub­stan­cją: sprę­żo­nym po­wie­trzem. Na­pom­po­wał nim gu­mowy prze­wód, tak jak pom­puje się piłkę, a na­stęp­nie owi­nął go lnia­nym płót­nem i przy­mo­co­wał do ob­wodu spo­rego drew­nia­nego dysku. Se­ria prób na po­dwó­rzu przy ga­bi­ne­cie we­te­ry­na­ryj­nym wy­ka­zała, że ta­kie urzą­dze­nie to­czyło się da­lej i płyn­niej niż zwy­kłe koło ro­we­rowe. Dun­lop przy­stą­pił więc do kon­stru­owa­nia pro­to­ty­pów z praw­dzi­wego zda­rze­nia: dwóch drew­nia­nych ob­rę­czy ro­we­ro­wych o sze­ro­ko­ści trzech cali i śred­nicy 36 cali, do któ­rych przy­mo­co­wał na­pom­po­wane gu­mowe dętki, owi­nięte płót­nem i do­dat­kowo po­kryte z wierz­chu war­stwą gumy.

Za­ło­żył owe koła z tyłu trój­ko­łowca swo­jego syna wie­czo­rem 28 lu­tego 1888 roku. John­nie na­tych­miast wy­ru­szył na prze­jażdżkę, „żądny prze­te­sto­wa­nia pręd­ko­ści swej no­wej ma­szyny”. Do­cho­dziła dzie­siąta, o tej po­rze na uli­cach Bel­fa­stu nie było ży­wego du­cha. „Była peł­nia, niebo bez­chmurne – wspo­mi­nał Dun­lop. – Na­stą­piło aku­rat za­ćmie­nie Księ­życa, więc wró­cił do domu. Gdy Księ­życ znów za­lśnił, wy­je­chał po­now­nie na długą prze­jażdżkę. Na­za­jutrz rano pod­da­li­śmy opony do­kład­nej in­spek­cji i nie zna­leź­li­śmy na gu­mie ani jed­nego za­dra­pa­nia”.

Nie wiemy, co my­ślał so­bie chło­piec, pe­da­łu­jąc na trój­ko­łowcu, który to­czył się nad­zwy­czaj gładko po bruku ską­pa­nym w księ­ży­co­wym bla­sku. Jego oj­ciec nie­raz wspo­mi­nał ten mo­ment i opi­sał go w książce, ale wra­że­nia ma­łego ro­we­rzy­sty nie zo­stały uwiecz­nione. Do­nio­sło­ści owej prze­jażdżki z lu­tego 1888 roku nie spo­sób prze­ce­nić: była to pierw­sza po­dróż na ro­we­rze z pneu­ma­tycz­nymi opo­nami. Pięć mie­sięcy póź­niej John Boyd Dun­lop otrzy­mał pa­tent na „Ulep­sze­nie opon do kół ro­we­rów, trój­ko­łow­ców i in­nych po­jaz­dów dro­go­wych” – re­wo­lu­cyjny wy­na­la­zek, dzięki któ­remu mi­liony lu­dzi po­mknęły w ostat­nią de­kadę XIX stu­le­cia na dwóch ko­łach.

Dziś na­zwi­sko Dun­lop znane jest na ca­łym świe­cie za sprawą na­zy­wa­ją­cej się tak firmy opo­niar­skiej. Jesz­cze za ży­cia we­te­ry­na­rza pe­wien szcze­gół skom­pli­ko­wał jed­nak jego pro­stą hi­sto­rię. Otóż w 1890 roku pa­tent zo­stał uchy­lony w związku z ujaw­nie­niem star­szego, nie­zna­nego Dun­lo­powi wy­na­lazku. Nie­mal pół wieku wcze­śniej inny Szkot, Ro­bert Wil­liam Thom­son, wy­ka­zał się po­my­sło­wo­ścią w do­kład­nie ten sam spo­sób i otrzy­mał pa­tent na nowy ro­dzaj koła do po­wozu z wy­peł­nio­nym po­wie­trzem rę­ka­wem, który „wy­ła­py­wał wi­bra­cje po­wo­do­wane przez drogę”, za­nim zdą­żyły się prze­nieść na ob­ręcz. Thom­son ochrzcił swój wy­na­la­zek nieco po­etyc­kim mia­nem „kół po­wietrz­nych”.

***

Sko­ja­rze­nie jazdy na ro­we­rze z la­ta­niem ma cha­rak­ter me­ta­fo­ryczny. Można by wręcz okre­ślić je du­cho­wym – od­nosi się wszak do prze­moż­nego po­czu­cia wol­no­ści i eks­cy­ta­cji, ja­kiego do­świad­czamy pod­czas jazdy. Ma ono też jed­nak czy­sto fi­zyczny sens. Ro­we­rzy­ści czują, że uno­szą się w prze­stwo­rzach, bo w pew­nym sen­sie na­prawdę tak jest.

Ja­dąc na ro­we­rze, na do­brą sprawę fru­niesz. Ob­ra­ca­jące się pod tobą koła nie­ustan­nie wtła­czają war­stewkę skom­pre­so­wa­nego po­wie­trza mię­dzy ro­wer a drogę, uno­sząc cię nad zie­mią. Owo wra­że­nie la­ta­nia, po­czu­cie bu­ja­nia w prze­stwo­rzach jest wzmoc­nione przez spo­sób, w jaki ro­wer pod­piera twoje ciało – po­jazd na­pę­dzają co prawda ludz­kie nogi, ale za­da­nie pod­trzy­my­wa­nia cię­żaru ja­dą­cego spo­czywa na ro­we­rze. W dzi­siej­szych cza­sach mo­żesz też za­mon­to­wać na­dmu­chi­wane sio­dełko, roz­siąść się na ta­kiej po­wietrz­nej po­duszce i po­zwo­lić ko­łom ro­weru to­czyć się nad uli­cami. Może jest wła­śnie spo­kojny wie­czór, a ty je­dziesz pu­stą drogą; może, tak jak John­nie Dun­lop albo El­liott i E.T., pe­da­łu­jesz przy pełni Księ­życa. Cóż, ro­wer nie za­bie­rze cię w ko­smiczną po­dróż, ale nie jest też w stu pro­cen­tach po­jaz­dem z tej Ziemi. Ja­dąc na nim, znaj­du­jesz się w in­nym wy­mia­rze, szy­bu­jesz gdzieś po­mię­dzy terra firma a bez­kre­sem nieba.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: