Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Na pokładzie Błyskawicy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na pokładzie Błyskawicy - ebook

Barwna historia słynnego polskiego niszczyciela, wprowadzonego do służby w Marynarce Wojennej w 1937 roku, który uczestniczył w działaniach II wojny światowej od pierwszych do ostatnich dni walk w Europie, operując na Atlantyku, Morzu Północnym i Morzu Śródziemnym. Brał udział między innymi w kampanii norweskiej i ewakuacji Dunkierki, bitwie o Atlantyk, operacjach „Torch” i „Overlord” oraz bitwie pod Ushant. Działalność operacyjną u boku aliantów zakończył udziałem w operacji „Deadlight”.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17782-6
Rozmiar pliku: 1 020 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WYKONAĆ „PEKIN”!

Kmdr por. Kazi­mierz Kodręb­ski spraw­nie wspiął się na sze­roki, prze­stronny pomost bojowy. Od pół­tora roku dowo­dził tym okrę­tem, natych­miast więc oce­nił, że pozo­sta­jące w zasięgu wzroku sta­no­wi­ska bojowe i manew­rowe obsa­dzone zostały szybko i bez zarzutu. Nie­małe zna­cze­nie w utrzy­my­wa­niu wyso­kiej spraw­no­ści załogi miał stan alar­mowy floty, trwa­jący od kilku mie­sięcy.

Na dziób wybie­gli mary­na­rze. Ich zgrabne syl­wetki w bia­łych, wygod­nych dre­li­chach i cza­pecz­kach kon­tra­sto­wały z sza­ro­ścią farby bojo­wej, pokry­wa­ją­cej okręt. Sta­nęli w roz­kroku z rękoma zało­żo­nymi do tyłu i zamarli w ocze­ki­wa­niu na komendy.

Z ogrom­nej, lśnią­cej mie­dzią jak trąba rury gło­so­wej roz­legł się ener­giczny głos zastępcy dowódcy okrętu:

– Pomost!

– Tak?! – spy­tał Kodręb­ski i nachy­lił się do wylotu, by lepiej sły­szeć.

– Mel­duję obsa­dze­nie wszyst­kich sta­no­wisk w alar­mie manew­ro­wym! Jed­nostka gotowa do wyko­na­nia zadań!

Kmdr por. Kodręb­ski pomy­ślał, że musi wziąć się w garść. Gdy prze­żywa takie jak dziś wzru­sze­nia, zaczyna go boleć żołą­dek. Wrzody.

Na pomo­ście zna­lazł się po chwili dowódca dywi­zjonu nisz­czy­cieli, kmdr por. dypl. Roman Stan­kie­wicz.

– „Grom”, „Burza”? – spy­tał bez­oso­bowo, cedząc wyrazy.

– Zgod­nie z roz­ka­zem, panie koman­do­rze – zamel­do­wał Kodręb­ski. – Możemy ruszać!

Stan­kie­wicz oparł się o burtę i zastygł w ponu­rym zamy­śle­niu. Jakby w prze­czu­ciu tego, co za kilka minut miało nastą­pić, na okrę­cie zapa­dła ide­alna cisza. Jedy­nie kadłub „Bły­ska­wicy” drżał lekko, kry­jąc w swych cze­lu­ściach gra­jące już maszyny o nie­ba­ga­tel­nej mocy 54 000 KM.

Dowódca dywi­zjonu wypro­sto­wał się. Jak zwy­kle dokładny i regu­la­mi­nowy, rzu­cił:

– Pro­szę wyko­ny­wać!

Na rei „Bły­ska­wicy”, fla­go­wego okrętu dywi­zjonu nisz­czy­cieli, wykwi­tły barwne sygnały. Po krót­kiej chwili sąsied­nie jed­nostki potwier­dziły roz­kaz.

– Pod­nieść kotwicę!

Zagrze­cho­tał wybie­rany łań­cuch kotwiczny. Poszcze­gólne jego ogniwa mia­rowo ude­rzały o kabe­stan. Wresz­cie zamel­do­wano z dziobu, że kotwica jest już w pio­nie, a więc puściła dno.

Zadźwię­czał tele­graf maszy­nowy. Kadłub „Bły­ska­wicy” zadrżał, a z jej wyso­kiego komina wydo­stał się grzyb ciem­nego dymu.

Okręty, roz­krę­ca­jąc się wolno, poczęły for­mo­wać szyk torowy. Na czele usta­wiła się „Bły­ska­wica”, nio­sąc na rei łopo­czący pro­po­rzec dowódcy dywi­zjonu, w jej ślad torowy wcho­dził bliź­niak „Grom” pod dowódz­twem kmdr. por. Alek­san­dra Hule­wi­cza i wresz­cie nieco star­szy nisz­czy­ciel „Burza”, dowo­dzony przez kmdr. ppor. Sta­ni­sława Nahor­skiego.

Szyb­kość zespołu zwięk­szała się coraz bar­dziej, osią­ga­jąc 23 węzły. W rażą­cym bla­sku popo­łu­dnio­wego słońca pcha­jący przed dzio­bami białe koł­nie­rze wody dywi­zjon wyglą­dał, jakby ruszał do ataku. Kłęby gęstego dymu kła­dły się na wodzie. Usta­lono odle­głość mię­dzy okrę­tami, wyno­szącą 3 kable.

Ppor. mar. Antoni Tyc, nawi­ga­tor „Bły­ska­wicy”, podał kurs zespołu. Wykre­ślona na mapie poglą­do­wej cienka kre­ska zaczy­nała swój bieg z redy oksyw­skiego portu wojen­nego, prze­ci­nała Zatokę Gdań­ską, nie­wiel­kim łukiem omi­jała cypel Pół­wy­spu Hel­skiego i z kolei zwra­cała się na pół­noc, by wresz­cie ener­gicz­nie zakrzy­wić się ku wyspie Öland. Ota­czała ją z pół­nocnej strony, wbi­jała się w Sund i Kat­te­gat, zaś nad Pół­wy­spem Jutlandz­kim podą­żała wielką, otwartą prze­strze­nią Morza Pół­noc­nego na zachód, koń­cząc się w szkoc­kiej zatoce Firth of Forth.

Dokładną trasę przej­ścia dywi­zjonu wykre­ślił Tyc jesz­cze przed połu­dniem na roz­kaz dowódcy okrętu. Otrzy­mał rów­nież pole­ce­nie utrzy­ma­nia tego – przy­naj­mniej na razie – w cał­ko­wi­tej tajem­nicy.

Na rufie „Bły­ska­wicy” zebrało się grono mary­na­rzy, któ­rzy spo­glą­dali na odda­la­jący się brzeg. Widzieli góru­jącą nad Gdań­skiem masywną wieżę kościoła Naj­święt­szej Marii Panny, nieco bli­żej zabu­do­wa­nia Sopotu z wysu­nię­tym nad brzeg gma­chem Grand Hotelu, w prawo zaś od tego redłow­skie skarpy, wyso­kie dźwigi mło­dziut­kiego gdyń­skiego portu i oksyw­skie wzgó­rza. Nie prze­czu­wali nawet, że niektó­rzy z nich widzą ten malow­ni­czy ojczy­sty brzeg po raz ostatni.

Okręty szły rów­nym szy­kiem toro­wym. Tuż za „Bły­ska­wicą” ciął wodę nisz­czy­ciel „Grom”. Oby­dwie jed­nostki, w mar­szu pre­zen­tu­jące się wspa­niale, były w owym cza­sie naj­bar­dziej nowo­cze­snymi nisz­czy­cielami na Bał­tyku, a i w skali świa­to­wej mało było im rów­nych. Oby­dwie wyko­nała angiel­ska stocz­nia John Samuel White w Cowes na wyspie Wight. Zbu­do­wane 2 lata przed wojną, cha­rak­te­ry­zo­wały się zna­ko­mi­tymi para­me­trami. Przy dłu­go­ści 114 m, sze­ro­ko­ści 11,3 m, zanu­rze­niu 3,3 m i wypor­no­ści bojo­wej 2144 ton szyb­kość okrę­tów wahała się w gra­ni­cach 39 węzłów! Uzbro­je­nie tych nisz­czy­cieli skła­dało się z 7 dział kali­bru 120 mm, 2 podwój­nych dział prze­ciw­lot­ni­czych 40 mm, 4 podwój­nie sprzę­żo­nych naj­cięż­szych kara­bi­nów maszy­no­wych, 2 potrój­nych 550 mm wyrzutni tor­pe­do­wych oraz wyrzutni i mio­ta­czy bomb głę­bi­no­wych.

Sunąca na końcu szyku „Burza” była nieco star­sza. Zbu­do­wana została – podob­nie jak i nisz­czy­ciel „Wicher” – we fran­cu­skiej stoczni Chan­tiers Navals Française w Bla­inville koło Caen. Była o 7 m krót­sza od jed­no­stek czo­ło­wych, przy mniej­szej też wypor­no­ści osią­gała pręd­kość 33 węzłów. Nio­sła 4 działa 130 mm,
2 działa prze­ciw­lot­ni­cze 40 mm, 2 podwójne naj­cięż­sze kara­biny maszy­nowe, 2 potrójne 550-milimc­trowe wyrzut­nie tor­pe­dowe oraz wyrzut­nie i mio­ta­cze bomb głę­bi­no­wych. Załoga każ­dego z nisz­czy­cieli liczyła 190 ludzi.

Z lewej burty prze­su­nął się żółty cypel Helu. Dla ludzi w mun­du­rach mary­narki wojen­nej był to raczej „Rejon Umoc­niony Hel”. Okręty parły na pół­noc, regu­lu­jąc szyb­ko­ści tak, aby słab­sza „Burza” nie zarzy­nała maszyn. Kiedy ląd znik­nął za linią hory­zontu, „Bły­ska­wica” zmie­niła kurs na zachodni, kie­ru­jąc się na Born­holm.

Na pomo­ście stało kilku ofi­ce­rów. Wol­nych od wacht przy­cią­gnęła tutaj wspa­niała, sło­neczna pogoda. Roz­ma­wiali wła­śnie o czymś z oży­wie­niem, gdy pod­szedł do nich dowódca okrętu.

– Idziemy do Anglii – powie­dział do nich, nie zmie­nia­jąc barwy głosu.

Kmdr por. Kodręb­ski zgro­ma­dził wszyst­kich ofi­ce­rów w mesie. Podobne odprawy zarzą­dzono na pozo­sta­łych okrę­tach. Atmos­fera pano­wała poważna, tym bar­dziej że zasko­cze­nie było nie­małe. – Nad­szedł czas, aby wyja­śnić szcze­góły zada­nia, jakie wyko­nu­jemy – zaczął Kodręb­ski. –
Okre­ślone ono zostało kryp­to­ni­mem „Pekin”. Dzi­siaj, a mamy, przy­po­mi­nam, trzy­dzie­stego sierp­nia tysiąc dzie­więć­set trzy­dzie­stego dzie­wią­tego roku, o godzi­nie czter­na­stej minut pięt­na­ście zeszli­śmy z kotwicy po poprzed­nim alar­mo­wym ścią­gnię­ciu załogi z lądu. Podobne czyn­no­ści odbyły się na „Gro­mie” i „Burzy”, dla któ­rych jeste­śmy jed­nostką fla­gową. Obec­nie na roz­kaz Kie­row­nic­twa Mary­narki Wojen­nej uda­jemy się do Anglii, aby w razie kon­fliktu zbroj­nego wal­czyć u boku naszej sojusz­niczki, Royal Navy.

Prze­rwał, a w mesie zapa­dła gęsta cisza, która prze­cią­gała się, aż wresz­cie została prze­rwana; wśród ofi­ce­rów zapa­no­wało poru­sze­nie. Choć wcze­śniej już czuli, że rejs ten różni się od innych, to jed­nak nie przy­pusz­czali, że defi­ni­tyw­nie opusz­czają pol­skie wybrzeże.

– Rozu­miem wasze zde­ner­wo­wa­nie – powie­dział dowódca okrętu. – Decy­zja, zgod­nie z którą opusz­czamy kraj, jest ze wszech miar słuszna. Wiemy, nie­stety, że flota nie­miecka ma nad nami prze­wagę. Można więc stwier­dzić, że na zamknię­tym akwe­nie Bał­tyku i bio­rąc pod uwagę nie­wielki wszak skra­wek pol­skiego wybrzeża nasze okręty nie zosta­łyby sku­tecz­nie wyko­rzy­stane. Wcho­dzi­łoby w rachubę duże praw­do­po­do­bień­stwo ich szyb­kiego wyłą­cze­nia z walki.

– A „Wicher”? Został prze­cież w kraju…

– Inne jed­nostki otrzy­mały już osobne zada­nia – zde­cy­do­wa­nie uciął dys­ku­sję dowódca. – Jeśli doj­dzie do kon­fron­ta­cji sił, nasze dzia­ła­nie w obli­czu wroga musi być naj­bar­dziej wła­ściwe. Sytu­acja poli­tyczna w Euro­pie, jak pano­wie wie­cie, jest bar­dzo napięta, lecz w wypadku kon­fliktu zbroj­nego mię­dzy Pol­ską a Niem­cami nasi zachodni sojusz­nicy natych­miast ruszą z pomocą. Pro­szę obec­nie udać się do swo­ich dzia­łów bojo­wych i we wła­ściwy spo­sób przed­sta­wić sprawę pod­ofi­ce­rom i mary­na­rzom.

Nie­spo­dzie­wana i zaska­ku­jąca wia­do­mość natych­miast roze­szła się po okrę­cie. W pomiesz­cze­niach miesz­kal­nych i na sta­no­wi­skach zawrzało. Wszy­scy od dawna spo­dzie­wali się zde­cy­do­wa­nych dzia­łań ze strony pol­skiej floty wojen­nej, ale żeby opusz­czać kraj…Mary­na­rze, dowia­du­jąc się o zało­że­niach ope­ra­cji „Pekin”, roz­ma­icie reago­wali. Jedni uwa­żali, że opusz­cze­nie kraju w obli­czu nie­bez­pie­czeń­stwa jest zbrod­nią i tchó­rzo­stwem, dru­dzy, że jed­nak u boku mary­narki angiel­skiej nasze okręty będą miały wię­cej szans na suk­cesy bojowe, jesz­cze inni twier­dzili, że przej­ście do Anglii zakoń­czy się zwie­dze­niem tego kraju i szyb­kim powro­tem do Pol­ski. Wszy­scy jed­nak nie­po­ko­ili się o losy rodzin i naj­bliż­szych, któ­rzy pozo­stali w ojczyź­nie, gotu­ją­cej się do śmier­tel­nego boju.

W prze­stron­nym pomiesz­cze­niu mary­nar­skim dys­ku­sje cią­gnęły się do póź­nej nocy. W roz­mo­wach wątki poli­tyczne prze­pla­tały się z oso­bi­stymi, okle­pane fra­zesy z pla­ka­tów z nie­ja­sną rze­czy­wi­sto­ścią. Ktoś upie­rał się, że „nie oddamy ani guzika”, inny z sar­ka­zmem odpa­ro­wał, że wła­śnie…guziki odpa­dają.

Na pomo­ście i sta­no­wi­skach bojo­wych wachty pra­co­wały ze zdwo­joną czuj­no­ścią. Po omi­nię­ciu szwedz­kiej Olan­dii zespół skie­ro­wał się do cie­śniny Sund. Przed pół­nocą zna­lazł się u wej­ścia do jej gar­dzieli.

I wów­czas w jed­no­stajny szum maszyn i agre­ga­tów prą­do­twór­czych wdarł się ostry war­kot sygnału alar­mo­wego. Mary­na­rze, wyćwi­czeni pod­czas ostat­nich mie­sięcy, zwin­nie jak koty sko­czyli na sta­no­wi­ska. Przy­czyną alarmu było zauwa­że­nie po lewej bur­cie syl­we­tek jakichś okrę­tów, któ­rych przy­na­leż­no­ści nie udało się okre­ślić.

Pierw­szy ofi­cer arty­le­rii, por. mar. Sta­ni­sław Hess, spraw­dził goto­wość pod­le­głych sta­no­wisk. Wszystko prze­bie­gało cicho i spraw­nie jak na ćwi­cze­niach. Mary­na­rze, choć pod­nie­ceni sytu­acją bojową, dzia­łali pre­cy­zyj­nie. Okręt lekko zmie­nił kurs, arty­le­ria rufowa z wolna napro­wa­dzona została na cel. Roz­go­rącz­ko­wani arty­le­rzy­ści w sku­pie­niu kory­go­wali dane, ocze­ku­jąc roz­kazu do otwar­cia ognia…

Komenda jed­nak nie padła, cel roz­pły­nął się w ciem­no­ści. Odwo­ła­nie alarmu pozwo­liło wol­nej od wachty zało­dze udać się na spo­czy­nek. Dopiero po woj­nie dowie­dziano się, jakie to były cele, do któ­rych z takim ser­cem zło­żyli się arty­le­rzy­ści. Były to jed­nostki przy­go­to­wa­nej do ataku Krieg­sma­rine: krą­żow­niki „Köln” i „Königsberg” oraz nisz­czy­ciele. Gdyby już wów­czas można było plu­nąć ogniem…

Okręty wolno, metr po metrze, poko­ny­wały Sund, idąc jej wschod­nim torem Flint – Rinne. Łatwiej powie­dzieć, trud­niej wyko­nać – tor Sundu pod wzglę­dem nawi­ga­cyj­nym należy do najtrud­niejszych w Euro­pie. Konieczne jest pedan­tyczne okre­śle­nie cha­rak­te­ry­styki świa­teł, będą­cych tutaj jedy­nymi dro­go­wska­zami. Ppor. Tyc, przy pomocy trzech obser­wa­to­rów ze sto­pe­rami, okre­ślał zmiany kursu i momenty wyko­ny­wa­nia zwro­tów.

Noc prze­bie­gła spo­koj­nie, choć nerwy ludzi pra­cu­ją­cych na naj­waż­niej­szych sta­no­wi­skach napięte były do gra­nic wytrzy­ma­ło­ści. Prze­cież tego rodzaju zada­nie wyko­ny­wali po raz pierw­szy! Ran­kiem ostat­niego dnia sierp­nia otwo­rzyły się przed zespo­łem pol­skich nisz­czy­cieli sze­ro­kie wody Kat­te­gatu. Pomimo jed­nak więk­szej swo­body w manew­ro­wa­niu uwaga ludzi na­dal musiała być wytę­żona: gęsta mgła, trwa­jąca przez kilka godzin, nie uła­twiała nawi­go­wa­nia.

Pierw­szego wrze­śnia o godzi­nie 7 rano radio­te­le­gra­fi­sta okrę­towy „zła­pał” War­szawę. Drga­jący wzru­sze­niem głos spi­kera poda­wał komu­ni­kat: „Mówi War­szawa i wszyst­kie roz­gło­śnie Pol­skiego Radia. Dziś o godzi­nie pią­tej czter­dzie­ści oddziały nie­miec­kie prze­kro­czyły gra­nicę pol­ską, łamiąc pakt o nie­agre­sji. Bom­bar­do­wano sze­reg miast. A więc…wojna!”. Wia­do­mość tę prze­ka­zały wszyst­kie gło­śniki okrę­towe. Wzbu­rze­nie załogi rosło. Nakła­dało się na nie ogromne zmę­cze­nie ludzi i świa­do­mość porzu­ce­nia kraju.

– Co będzie dalej? – pytano się nawza­jem. – Powin­ni­śmy prze­cież natych­miast roz­po­cząć walkę!

W połu­dnie pierw­szego dnia wojny pol­skie nisz­czy­ciele spo­tkały się z angiel­skimi nisz­czy­cie­lami „Wal­lace” i „Wan­de­rer”. Po zasto­po­wa­niu maszyn kmdr Stan­kie­wicz prze­szedł łodzią na HMS¹ „Wal­lace”, z któ­rego wró­cił na „Bły­ska­wicę” z ofi­ce­rem łącz­ni­ko­wym, radio­te­le­gra­fi­stą i sygna­li­stą.

Póź­nym popo­łu­dniem okręty rzu­ciły kotwice na redzie portu Leith.

„Pekin” został wyko­nany.NARESZCIE WALKA

Dotych­cza­sowy rejs w wyso­kim stop­niu anga­żo­wał ludzi: „jeź­dzili” na sta­no­wi­skach wach­to­wych, nie dosy­piali, ich uwaga skie­ro­wana była przede wszyst­kim na zło­żone obo­wiązki służ­bowe. Kiedy jed­nak odsta­wiono siłow­nię okrę­tową, rzu­cono prawą kotwicę – był wszak dzień nie­pa­rzy­sty – i odwo­łano alarm manew­rowy, mary­na­rze natych­miast zajęli się naj­waż­niej­szym: wojną i ich samych w niej udzia­łem.

Pod adre­sem dowódz­twa dywi­zjonu i okrętu padać poczęły naj­pierw prośby, a potem już żąda­nia: my chcemy wal­czyć! Załogi pra­gnęły jak naj­spiesz­niej udać się na Bał­tyk, aby tam ogniem swej arty­le­rii wspo­móc bez­na­dziejną, krwawą walkę kole­gów. Pro­po­no­wano rów­nież natych­mia­stowe włą­cze­nie się do dzia­łań tutaj, a kon­kret­nie – bra­wu­rowe zaata­ko­wa­nie leżą­cych nad Morzem Pół­noc­nym baz nie­miec­kiej floty wojen­nej. Na razie jed­nak wyja­śniono zało­gom, że ich żąda­nia nie są realne.

Po dwóch dniach pol­skie nisz­czy­ciele skie­ro­wano do bazy w Rosyth. Dywi­zjon sta­no­wił jesz­cze nie­pod­po­rząd­ko­waną nikomu jed­nostkę, nie spre­cy­zo­wano jego kon­kret­nych zadań. Ocze­ki­wano momentu, kiedy Wielka Bry­ta­nia wypo­wie Niem­com wojnę.

Nastą­piło to 3 wrze­śnia. Wkrótce na „Bły­ska­wicę” przy­był przed­sta­wi­ciel miej­sco­wego dowódz­twa, powia­da­mia­jąc o tym donio­słym fak­cie koman­dora Stan­kie­wi­cza. Mary­na­rze zacie­rali dło­nie:

– No, teraz to już pój­dzie szybko!

Szybko na razie wyje­chał dowódca dywi­zjonu do Lon­dynu. Wraz z towa­rzy­szą­cym mu angiel­skim ofi­ce­rem już 4 wrze­śnia zna­lazł się w oka­za­łym gma­chu Admi­ra­li­cji.

Po nie­dłu­gim ocze­ki­wa­niu wpro­wa­dzeni zostali do prze­stron­nego, urzą­dzo­nego ze sma­kiem gabi­netu z wyso­kimi oknami. Zapa­dli w głę­bo­kie, obite skórą fotele.

Pierw­szy lord Admi­ra­li­cji, co odpo­wiada sta­no­wi­sku mini­stra mary­narki wojen­nej, Win­ston Chur­chill, po cere­mo­nii powi­ta­nia przy­stą­pił do rze­czy:

– Oby­dwa nasze kraje są w sta­nie wojny z Niem­cami. Złą­czeni jeste­śmy nie tylko wspólną walką i umo­wami sojusz­ni­czymi, ale i trwałą przy­jaź­nią. Pol­skie okręty, które przy­były do nas pod pań­skim kie­row­nic­twem, sir, oraz te, które jesz­cze ewen­tu­al­nie przy­będą, zacho­wają wszel­kie prawa okrę­tów pol­skich z obo­wią­zu­ją­cymi na nich prze­pi­sami. Oczy­wi­ście, nie będą dzia­łały samo­dziel­nie. – Tu ski­nął głową w stronę pierw­szego lorda mor­skiego (szefa sztabu mor­skiego), admi­rała Dudleya Pounda.

Ten stwier­dził:

– Pol­skie nisz­czy­ciele, dowo­dzone przez pana koman­dora Stan­kie­wi­cza, skie­ro­wane zostaną do Ply­mo­uth. Tam wejdą w skład Zachod­niego Obszaru Mor­skiego, dowo­dzonego przez kontr­ad­mi­rała Mar­tina Dun­bara-Nasmi­tha, któ­remu pod­le­gać będą pod wzglę­dem ope­ra­cyj­nym.

Po krót­kiej roz­mo­wie o potrze­bach dywi­zjonu i nastro­jach panu­ją­cych wśród załóg Chur­chill pod­niósł się z miej­sca, dając tym znak zakoń­cze­nia spo­tka­nia. Stwier­dził:

– Wielka Bry­ta­nia wal­czyć będzie do końca w spra­wie Pol­ski, gdyż sprawa ta jest zwią­zana z wol­no­ścią naro­dów świata.

Na razie była to jed­nak wyłącz­nie dekla­ra­cja.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: