Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Na południe od Rio Grande - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,99

Na południe od Rio Grande - ebook

Doktor Jan i Karol Gordon wyruszają aż do Meksyku. Mapa, wskazująca im drogę, zawiera tajemnicze znaki. Dwaj traperzy nie byliby sobą, gdyby nie podjęli tego tropu. Doktor Jan i Karol Gordon powracają na pierwszy plan westernowych przygód. Tym razem udają się do Meksyku, do gościnnej hacjendy don Pedro Gonzalesa. Drogę wskazuje im stara mapa z tajemniczymi oznaczeniami. Być może wytyczają one szlak prowadzący do legendarnych skarbów Quetzalcoatla ukrytych w górach Sierra Madre. Zanim jednak dwaj traperzy o tym się przekonają, przyjdzie im zmierzyć się z groźnymi bandytami w El Paso, stanąć w obronie Inez, córki don Pedro Gonzalesa, a nawet stoczyć walkę ze zdegenerowanymi żołnierzami Antonio Robleda. Wspierać ich będzie Barry Bede, traper o wyjątkowo niejasnej przeszłości…

Na południe od Rio Grande to jedenasta część westernowego cyklu Wiesława Wernica.

Powieść obfituje w pełne niebezpieczeństw przygody, niespodziewane zwroty akcji i zaskakujące odkrycia. Obok realiów Dzikiego Zachodu ukazuje fascynujący świat starego Meksyku i toczących się w nim walk z hiszpańskimi kolonizatorami.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788382792591
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Gady i lu­dzie

Wyje­chała o świ­cie, gdy niebo le­d­wie za­częło się prze­cie­rać z sza­ro­ści nocy. To była jej siódma z ko­lei wy­prawa na na­gie płasz­czy­zny Chi­hu­ahua. Być może, tym ra­zem uwień­czona po­wo­dze­niem, być może, znowu da­remna. Za­wsze jed­nak – bez względu na re­zul­tat – sta­no­wiąca roz­rywkę w nieco mo­no­ton­nym ży­ciu na ha­cjen­dzie ro­dzi­ców. Po raz pierw­szy wy­ru­szyła w tak długą drogę sa­mot­nie. Bez wie­dzy matki, bez wie­dzy don Pe­dro Gon­za­lesa, który – gdy nie mógł sam to­wa­rzy­szyć córce – przy­dzie­lał jej do ochrony Pio­tra Asenjo, jed­nego z naj­star­szych, naj­bar­dziej do­świad­czo­nych va­qu­eros. Lecz Inez uwa­żała się za tak sa­mo­dzielną, że nie­pro­szone to­wa­rzy­stwo i nie­pro­szoną opiekę trak­to­wała pra­wie jak oso­bi­stą znie­wagę.

Sa­mo­dzielna na pewno była, tak ją wy­cho­wał oj­ciec, bia­da­jący w du­chu, że los ob­da­rzył go córką, nie sy­nem, przy­szłym dzie­dzi­cem roz­le­głych wło­ści. Nie mo­gąc w tym wy­padku nic zmie­nić, sta­rał się wy­ro­bić w swej je­dy­naczce ce­chy mę­skie, naj­cen­niej­sze w spe­cy­ficz­nych wa­run­kach ży­cia wśród dzie­wi­czej przy­rody, w są­siedz­twie na pół cy­wi­li­zo­wa­nych lub zu­peł­nie pier­wot­nych lu­dzi.

Gdy Inez ukoń­czyła dwa­na­ście lat, oj­ciec oto­czył ją spe­cjalną opieką i roz­po­czął spe­cjalną edu­ka­cję. Ma­jąc lat czter­na­ście, Inez świet­nie jeź­dziła konno, z po­wo­dze­niem po­lo­wała na drobną zwie­rzynę, a z sze­ścio­strza­ło­wego ame­ry­kań­skiego colta po­tra­fiła czte­ro­krot­nie tra­fić do nie­wiel­kiego, cho­ciaż nie­zbyt od­le­głego celu, jaki nie­rzadko sta­no­wiła główka gwoź­dzia wbi­tego w de­skę. Odziana w mę­ski strój, pod któ­rym trudno było od­gad­nąć jej płeć, wy­ru­szała przy boku ojca na pa­ro­ty­go­dniowe wy­prawy na pre­rie.

Don Pe­dro Gon­za­les po­sia­dał roz­le­głe te­reny rolne i pa­stwi­ska tuż nad gra­nicą mek­sy­kań­sko-ame­ry­kań­ską, nie­da­leko Yumy, tam gdzie Co­lo­rado wraz z rzeką Gila wpa­dają do Za­toki Ka­li­for­nij­skiej. Zda­rzyło się kie­dyś, że gra­nicę prze­kro­czyła garść wo­jow­ni­ków na­wah­skich, aby uzgod­nić z Apa­czami odłamu Chi­ri­ca­hua wa­runki ko­rzy­sta­nia z te­re­nów ło­wiec­kich. Przy­by­sze zo­stali wcią­gnięci w za­sadzkę. Nie­spo­dzie­wane po­ja­wie­nie się Gon­za­lesa z gro­madą lu­dzi (wła­śnie wy­bie­rał się na da­leką wy­prawę my­śliw­ską) ura­to­wało od zguby Na­wa­hów i ich wo­dza, Czar­nego Niedź­wie­dzia. Mek­sy­ka­nin sta­nął po jego stro­nie i oka­zał się tak mą­dry i prze­wi­du­jący, że za­nim palce bia­łych na­ci­snęły cyn­gle strzelb, a dło­nie czer­wo­no­skó­rych na­pięły cię­ciwy łu­ków, do­szło do roz­mowy, a póź­niej do wy­pa­le­nia fajki po­koju, przy czym don Pe­dro zna­lazł uzna­nie u obu skłó­co­nych ze sobą stron. Rok póź­niej Gon­za­les stał się „bia­łym bra­tem” Apa­czów odłamu Me­sca­lero z te­re­nów No­wego Mek­syku, bli­skich krew­nia­ków grupy Chi­ri­ca­hua, a przez Na­wa­hów z Ari­zony zo­stał za­pro­szony na wiel­kie łowy. Wy­prawa udała się zna­ko­mi­cie i na na­stępną don Pe­dro Gon­za­les – wbrew, lek­kim zresztą, pro­te­stom żony – za­brał córkę. Od­tąd rok­rocz­nie, przy boku ojca, Inez – pół chło­pak, pół dziew­czyna – uczyła się zwy­cza­jów ra­czej ob­cych ko­bie­tom jej rasy i po­cho­dze­nia. Te wy­prawy urwały się przed dwoma laty, gdy ha­cjen­der sprze­dał swą po­sia­dłość na za­cho­dzie i na­był inną, znacz­nie więk­szą, po­ło­żoną o sto osiem­dzie­siąt mil na po­łu­dnie od po­gra­nicz­nego ame­ry­kań­skiego mia­steczka El Paso i sie­dem­dzie­siąt pięć mil od gra­nicz­nej rzeki Rio Grande del Norte, zwa­nej rów­nież Rio Bravo.

Z no­wej po­sia­dło­ści do ło­wiec­kich te­re­nów Ari­zony było zbyt da­leko. A po­nadto inna jesz­cze przy­czyna za­de­cy­do­wała o po­nie­cha­niu wy­praw: Pe­dro Gon­za­les, czło­wiek prze­wi­du­jący, uznał, że na dłuż­szą metę naj­lep­sze na­wet umie­jęt­no­ści jazdy w sio­dle czy na oklep nie­wiele się przy­da­dzą jego córce. Wy­wiózł ją więc do da­le­kiego mia­sta, w któ­rym Inez mu­siała zre­zy­gno­wać z mę­skiego stroju i mę­skich zwy­cza­jów (by nie gor­szyć oto­cze­nia) na rzecz od­po­wia­da­ją­cych jej płci su­kien oraz... ze­szy­tów i ksią­żek. In­nymi słowy – zna­la­zła się w in­ter­na­cie i w szkole rów­no­cze­śnie, a don Pe­dro stra­cił ochotę do da­le­kich wy­praw.

W okre­sie fe­rii Inez wra­cała do ro­dzin­nego domu i do swych sta­rych zwy­cza­jów.

Oto, dla­czego pę­dziła te­raz na koń­skim grzbie­cie, dumna z sa­mo­dziel­no­ści. Oto­cze­nie daw­nej ha­cjendy, tej na za­cho­dzie, gdzie uro­dziła się i spę­dzała dzie­cięce lata, znała do­sko­nale, lecz tu ba­wiła do­piero drugi rok, a ści­śle – sześć mie­sięcy wa­ka­cyj­nej prze­rwy w na­uce. Czyż przez te sześć mie­sięcy można było po­znać roz­le­głe te­reny, pra­wie bez­lud­nych ziem, cią­gną­cych się na pół­noc ku Rio Grande, na za­chód – ku ska­li­stym szczy­tom pa­sma Sierra Ma­dre Oc­ci­den­tal, na po­łu­dniu i wscho­dzie – za­mknię­tych gra­nicą rzeki Con­chos i pia­skami pu­styn­nej Bol­son de Ma­pimi? Lecz dziew­czyna czuła się pewna sie­bie, zbyt pewna.

Bez­tro­ski ra­nek, prze­strzeń wy­peł­niona rzeź­wym wia­trem wie­ją­cym od ska­li­stych gór, roz­świe­tlona pierw­szymi pro­mie­niami wscho­dzą­cego słońca, na­tchnę­łaby do­sko­na­łym sa­mo­po­czu­ciem naj­więk­szego na­wet pe­sy­mi­stę, a cóż do­piero pełną ener­gii i... za­ro­zu­mia­ło­ści dziew­czynę.

Po­gnała ga­lo­pem wzdłuż pól ku­ku­ry­dzy, zie­lon­ka­wej runi psze­nicy i plan­ta­cji ba­wełny. Za most­kiem, prze­rzu­co­nym nad sztucz­nym ka­na­łem na­wad­nia­ją­cym, wje­chała w kra­inę równą jak stół, po­krytą rzadką, nędzną trawą.

Ścią­gnęła cu­gle, zmu­sza­jąc wierz­chowca do kłusa. Te­raz już nikt nie do­strzegłby jej z okien da­le­kich bu­dyn­ków ha­cjendy.

Lek­kie wy­rzuty su­mie­nia, że nie po­wia­do­miła ni­kogo o swej wy­cieczce, szybko mi­nęły. Była te­raz nie­za­leżna, swo­bodna, tak jak przed laty na pa­stwi­skach u uj­ścia Co­lo­rado. Nie zda­wała so­bie sprawy z róż­nicy, dzie­lą­cej tamte, znane jej do­brze, gę­ściej za­lud­nione, a więc bez­pieczne te­reny, od tych, na któ­rych obec­nie się znaj­do­wała. A i czasy się zmie­niły. Druga ka­den­cja pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych Mek­syku, ge­ne­rała Por­fi­rio Diaza, roz­po­częta w roku 1884, z bie­giem lat do­pro­wa­dziła do po­wsta­wa­nia lo­kal­nych za­mie­szek wśród lud­no­ści, zwłasz­cza chłop­skiej, któ­rej nie od­po­wia­dały dyk­ta­tor­skie po­su­nię­cia pre­zy­denta. Słaba i zdez­or­ga­ni­zo­wana ad­mi­ni­stra­cja nie po­tra­fiła za­bez­pie­czyć spo­koju na ob­szer­nym te­ry­to­rium pań­stwa, a przede wszyst­kim w jego pół­noc­nych re­jo­nach, na któ­rych raz po raz po­ja­wiały się i zni­kały zbrojne wa­tahy lu­dzi po­da­ją­cych się bądź za zwo­len­ni­ków, bądź za prze­ciw­ni­ków cen­tral­nego rządu, co naj­czę­ściej tylko ma­sko­wało ich zwy­kły zbó­jecki pro­ce­der. A wła­śnie roz­po­częła się wio­sna 1888 roku.

Inez po­su­wała się wolno, wie­dząc, że jazda w li­nii pro­stej do­pro­wa­dzi ją w od­po­wied­nim cza­sie do brze­gów stru­myka bez na­zwy, do­pływu nie­wi­docz­nej stąd rzeki Con­chos. Tam pla­no­wała się za­trzy­mać. Nie było sensu się śpie­szyć. Przy­by­sze, na spo­tka­nie któ­rych się wy­brała, nie mo­gli zja­wić się wcze­śniej niż około po­łu­dnia. Kiedy więc do­strze­gła pa­smo zie­leni, tak od­mien­nej niż te po­sza­rzałe, wy­schnięte trawy, wśród któ­rych je­chała, ze­sko­czyła z sio­dła i pro­wa­dząc zwie­rzę za cu­gle, skie­ro­wała się nad brzeg płyt­kiego, sze­roko roz­la­nego stru­myka. Ro­zej­rzała się do­koła. Jak da­leko okiem się­gnąć – prze­strzeń bez­ludna.

Pu­ściła wo­dze wierz­chowca, który za­nu­rzył pysk w wo­dzie, pił długo i spo­koj­nie, po czym par­sk­nął i po­trzą­snął łbem, roz­pry­sku­jąc kro­pelki wil­goci.

Sia­dła tuż na gra­nicy ziemi i wody, przy­glą­da­jąc się od­bi­ciu swej syl­wetki w po­ły­skli­wym nur­cie. Trwało to jed­nak krótko. I nie dla­tego, że oglą­da­nie sa­mej sie­bie nie spra­wiało przy­jem­no­ści. Przy­czyna była inna: dźwięk, który ją prze­stra­szył. Pod­nio­sła się ostroż­nie. Wie­działa – za­kres wia­do­mo­ści z tej dzie­dziny po­sia­dała ogromny – iż każdy gwał­tow­niej­szy ruch sta­nowi dla po­ru­sza­ją­cego się po­ważne nie­bez­pie­czeń­stwo. W ci­szy, jaka pa­no­wała do­koła, sły­szała wy­raź­nie, co­raz wy­raź­niej szmer jak gdyby szybko prze­wra­ca­nych kar­tek pa­pieru, sze­lest, który mógł spo­wo­do­wać tylko je­den z wiel­kiej ro­dziny wę­żów: grze­chot­nik. Gdzież on był?

Ze wzro­kiem skie­ro­wa­nym ku ziemi po­de­szła do wierz­chowca. Zwie­rzę znie­ru­cho­miało z unie­sioną głową i ster­czą­cymi w górę uszami. Groźny sze­lest był dla niego tak samo zro­zu­miały, jak dla czło­wieka.

Wy­do­była strzelbę ze skó­rza­nego po­krowca. Sze­lest trwał. Po chwili do­strze­gła ciem­no­oliw­ko­wego, w żółte po­przeczne pasy, węża. Le­żał splą­tany w ósemkę, z łbem pła­skim, trój­kąt­nym, unie­sio­nym nad zie­mią i z po­dob­nie unie­sio­nym koń­cem ogona, który wi­bro­wał tak szybko, że wy­glą­dał jak po­ziomo na­kre­ślony pa­sek. Gad tkwił nie­ru­chomo, ja­kieś dzie­sięć do pięt­na­stu kro­ków od Inez.

Zni­żyła lufę, z pal­cem na cyn­glu. Wów­czas jej uwagę przy­kuła gruba jasz­czurka o ła­pach pal­co­wa­tych, sza­rej skó­rze, upstrzo­nej żół­tymi pla­mami. Spo­czy­wała na pia­sku, bli­żej dziew­czyny niż grze­chot­nika, lecz Inez wcale się jej nie prze­lę­kła.

– Escor­pion – szep­nęła. – Czyżby na nią po­lo­wał grze­chot­nik?

Escor­pion – tak na­zy­wano w tych stro­nach jedną z dwu ga­tun­ków ja­do­wi­tych jasz­czu­rek – he­lo­dermę mek­sy­kań­ską, zwie­rzątko dla czło­wieka nie­zbyt groźne, bo po­wolne i nie­mrawe.

Inez pa­trzała bez ru­chu. Grze­chot­nik roz­wi­nął sploty i su­nął ku jasz­czurce. Ja­kież mo­gła mieć szanse nie­ru­chliwa he­lo­derma w walce z tak groź­nym prze­ciw­ni­kiem? Dziew­czyna oce­niła je na... żadne! I słusz­nie. Dla­tego przy­ło­żyła broń do ra­mie­nia, uzna­jąc, że po­winna po­móc słab­szemu, i to tym bar­dziej, że ten moc­niej­szy był naj­groź­niej­szym z ży­ją­cych na mek­sy­kań­skiej ziemi ga­dów. Prze­strzeń mię­dzy obu wro­gami ma­lała, choć po­su­wał się tylko wąż, he­lo­derma le­żała bez ru­chu jak gruby, ko­lo­rowy pa­tyk. Po­woli, z sze­le­stem, grze­chot­nik zbli­żył się na nie­bez­pieczną dla Inez od­le­głość. Chwy­ciła ko­nia za uzdę i cof­nęła się kilka kro­ków. Uj­rzała, jak wąż bły­ska­wicz­nie za­ata­ko­wał. Była to mi­ga­jąca w oczach plą­ta­nina ru­chów tak szyb­kich, że nie mo­gła roz­róż­nić he­lo­dermy od grze­chot­nika. Chciała po­cią­gnąć za cyn­giel, lecz jak tu tra­fić do upa­trzo­nego celu? Sze­lest wzmógł się i na­gle ustał. Inez z wra­że­nia aż wstrzy­mała od­dech.

– Nie­praw­do­po­dobne... – szep­nęła.

Grze­chot­nik spo­czy­wał nie­ru­chomo, roz­cią­gnięty na całą swą dłu­gość. Na nim le­żała he­lo­derma ze szczę­kami za­ci­śnię­tymi tuż po­ni­żej głowy węża. Ja­kim to nie­spo­dzie­wa­nym zbie­giem oko­licz­no­ści ta po­wolna w ru­chach jasz­czurka zdo­łała uprze­dzić zwin­nego na­past­nika? Inez nie po­tra­fiła od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie. Zresztą, za­gadki nie po­tra­fiłby roz­wią­zać na­wet wni­kliwy znawca ży­cia zwie­rząt.

Tak oto walka zo­stała za­koń­czona. Inez wsu­nęła broń do fu­te­rału, wsko­czyła na sio­dło i prze­je­chała na drugą stronę stru­mie­nia. Tam wy­brała miej­sce piasz­czy­ste i po­zba­wione ro­ślin­no­ści. Do­piero wów­czas zsia­dła i do­kład­nie obej­rzała te­ren. Mar­twy grze­chot­nik po­zo­stał za wodą, ale tu mógł po­ja­wić się inny, żywy.

„Opo­wiem o tym matce – ucie­szyła się na­gle szczę­śli­wym za­koń­cze­niem przy­gody. – Nie, nie matce – za­prze­czyła so­bie w my­ślach. – Za­raz by się zde­ner­wo­wała, oj­ciec przyj­mie to spo­koj­niej.”

Roz­cią­gnęła się na brzegu ze strzelbą pod ręką, lecz już nie czuła się tak swo­bod­nie, jak przed kilku mi­nu­tami. Wciąż jej się zda­wało, że sły­szy cha­rak­te­ry­styczny dźwięk, jaki wy­daje grze­chot­nik. Na­słu­chi­wała czuj­nie, roz­glą­dała się. Je­den raz, drugi, trzeci... To było nie do wy­trzy­ma­nia. Wstała i po­częła spa­ce­ro­wać tam i z po­wro­tem, tam i z po­wro­tem... Jakże jed­nak długo można kon­ty­nu­ować tak bez­sen­sowny spa­cer? Wi­zja grze­chot­nika, ca­łego gniazda grze­chot­ni­ków, nie ustę­po­wała. W końcu Inez po­sta­no­wiła po­rzu­cić nie­bez­pieczną rzeczkę. Ru­szyła ku pół­nocy.

Oko­lica na­dal była równa jak stół, miej­scami po­ro­śnięta ni­sko pie­nią­cymi się, kłu­ją­cymi chwa­stami, miej­scami naga lub po­zna­czona kę­pami sza­rych kak­tu­sów o dzi­wacz­nych kształ­tach i po­tęż­nych kol­cach. Nad tym wszyst­kim wi­siało niebo bez jed­nej chmurki, a słońce, które całą tar­czą wyj­rzało zza ho­ry­zontu, wy­pło­szyło resztki przed­ran­nego cie­nia. Wid­no­krąg jak gdyby od­da­lił się, zna­cząc krańce ziemi cienką li­nią o fio­le­to­wej bar­wie, która przy­ga­sała lub roz­bły­skała mi­go­tli­wym świa­tłem. Gdzieś z od­dali, o setkę mil stąd, sły­chać było bu­rzę, bły­ska­wice prze­kre­ślały niebo. Jakby prze­stroga dla sa­mot­nej ama­zonki, lecz ją zlek­ce­wa­żyła. Dru­gie ostrze­że­nie, cho­ciaż in­nego ro­dzaju, po­ja­wiło się w po­łu­dnie, po dal­szej go­dzi­nie jazdy. Był nim naj­pierw ma­lutki, lecz z każdą se­kundą po­więk­sza­jący się ob­ło­czek ku­rzu. Szara chmurka, która ro­sła. Mo­gły ją wzbi­jać tylko ko­pyta lub ra­cice czwo­ro­no­gów. Inez na­tych­miast uznała, że to ko­pyta koni nio­są­cych na swych grzbie­tach ocze­ki­wa­nych go­ści. Nie zdzi­wiło jej, że tu­man uno­szący się w po­wie­trzu jest zbyt wielki, jak na dwu jeźdź­ców, i że nad­ciąga z po­łu­dnia, za­miast z pół­noc­nego za­chodu. Pewno zmy­lili drogę.

Ura­do­wana, że jej wy­prawa nie oka­zała się da­remna, po­gnała ga­lo­pem, nie zwra­ca­jąc uwagi na zmie­nia­jący się kształt ob­łoku ku­rzu, który po­czął się roz­sze­rzać w prawo i w lewo, za­gi­nać na krań­cach, two­rząc co­raz wy­raź­niej ob­wód pół­kola. Na ko­niec do­strze­gła lu­dzi. Na­wet z tej od­le­gło­ści ła­two było stwier­dzić, że sta­no­wią sporą grupę, ą nie parę sa­mot­nych wę­drow­ców. Wów­czas za­trzy­mała wierz­chowca i przy­glą­dała się – zbyt długo – nad­cią­ga­ją­cej ka­wal­ka­dzie. Po chwili za­wró­ciła.

Gro­mada jeźdź­ców na pust­ko­wiu zwia­sto­wała nie­bez­pie­czeń­stwo, zwłasz­cza w tak nie­spo­koj­nych cza­sach. Ostroż­ność na­ka­zy­wała od­wrót tak szybki, jak to tylko było moż­liwe. Po­pę­dziła ga­lo­pem w kie­runku rzeczki, co pe­wien czas spo­glą­da­jąc za sie­bie. Ku­rzawa roz­cią­gnęła się na kształt peł­za­ją­cego smoka o dłu­gim ogo­nie i sza­bla­stych ła­pach-skrzy­dłach, które miały ogar­nąć dziew­czynę i jej ru­maka.

Nie ule­gało wąt­pli­wo­ści – ści­gano ją! Bez­tro­ska ustą­piła miej­sca prze­ra­że­niu. Przy­po­mniała so­bie nie­zli­czone opo­wie­ści o ban­dach gra­su­ją­cych w róż­nych czę­ściach kraju, o ra­bun­kach i in­nych ak­tach gwałtu do­ko­ny­wa­nych na bez­bron­nych lu­dziach, ry­zy­ku­ją­cych sa­motne wę­drówki po­przez pust­ko­wia.

„Ja­każ je­stem głu­pia!” – po­my­ślała w po­pło­chu i zmu­siła wierz­chowca do jesz­cze szyb­szego biegu.

Da­rem­nie. Koń­ski kark po­czął lśnić po­tem, zwie­rzę za­chra­pało ostrze­gaw­czo. Spoj­rzała w prawo, spoj­rzała w lewo. Szare skrzy­dła ku­rzu wy­prze­dziły ją o jard, a te­raz ich końce pół­ko­li­ście po­częły się zbie­gać. Wolna prze­strzeń ma­lała z każdą se­kundą. Na ko­niec krąg się za­mknął, kurz po­czął opa­dać. Inez wi­działa już wy­raź­nie syl­wetki jeźdź­ców: na prawo – trzy, na lewo – dwie, przed sobą – pięć. Za­trzy­mała ko­nia. To był błąd, na­le­żało spró­bo­wać się prze­drzeć. Za­miast tego – spoj­rzała wstecz. Tam po­su­wali się lu­dzie pół­ko­li­stą li­nią.

Strach, obez­wład­nia­jący strach, po­zba­wił ją woli i wszel­kiej my­śli. Po se­kun­dzie zdo­łała się jed­nak opa­no­wać. Wy­do­była strzelbę z fu­te­rału, in­diań­skim zwy­cza­jem oparła ją na łęku sio­dła i do­piero te­raz ru­szyła przed sie­bie drob­nym kłu­sem. Znowu błąd. Na­le­żało za­ry­zy­ko­wać ga­lop. Tym­cza­sem krąg jeźdź­ców zwie­rał się co­raz bar­dziej, od­stępy mię­dzy końmi ma­lały. Inez była do­brym jeźdź­cem, cóż więc ją po­wstrzy­mało od szarży na prze­ciw­ni­ków? Resztki stra­chu, z któ­rego nie zdo­łała się otrzą­snąć. Mu­siała za­trzy­mać wierz­chowca, gdy twa­rze tam­tych wy­ło­niły się spoza za­słony opa­da­ją­cego pyłu. Twa­rze, syl­wetki ludz­kie, koń­skie łby. Ob­li­cza spa­lone na ma­hoń wia­trem i słoń­cem, po­kryte ku­rzem, za­ro­śnięte, z wle­pio­nymi w nią oczami, któ­rych blask wy­dał się jej okrutny. Odzież tych lu­dzi, brudna, złach­ma­niona, skła­dała się z roz­ma­itych, nie­pa­su­ją­cych do sie­bie czę­ści. Mo­ka­syny i roz­dep­tane pan­to­fle, do któ­rych sznur­kiem przy­wią­zano ostrogi, za­pla­mione, po­ła­tane spodnie, do­strze­gła na­wet godny po­ża­ło­wa­nia woj­skowy mun­dur z wy­pło­wia­łymi lam­pa­sami, a obok – in­diań­skie leg­giny i tra­per­skie skórz­nie pełne dziur. Spod ko­lo­ro­wych ka­mi­ze­lek wi­dać było zgrzebne ko­szule, nie­gdyś białe, nie­któ­rzy no­sili – mek­sy­kań­skim zwy­cza­jem – derki z otwo­rami na głowę, ści­śnięte w pa­sie rze­mie­niem. Ja­kiś czer­wo­no­skóry, który przy­plą­tał się do tej gro­mady bia­łych i pół­bia­łych, we­tknął so­bie we włosy dwa orle pióra – fak­tyczny czy rze­komy do­wód dziel­no­ści... Wśród sfa­ty­go­wa­nych som­bre­ros Inez za­uwa­żyła rów­nież – wręcz nie do wiary – cy­lin­der, który dawno stra­cił swą czerń.

Miała do­syć czasu, by przyj­rzeć się jeźdź­com. Sta­nęli krę­giem, nie pa­dło ani jedno słowo i wła­śnie to mil­cze­nie bar­dzo ją za­nie­po­ko­iło. Bez­ruch i ci­sza, coś w ro­dzaju in­diań­skiej na­rady, pod­czas któ­rej przez dłu­gie mi­nuty nikt nie ośmiela się ode­zwać pierw­szy. Inez zde­cy­do­wała się prze­rwać tę zło­wrogą ci­szę. Nad­ra­bia­jąc gło­sem, aby grzmiał gru­biej, bar­dziej mę­sko i sta­now­czo, za­py­tała:

– Czego chce­cie?

Żad­nej od­po­wie­dzi.

Ude­rzyła ko­nia pię­tami, by za­ma­ni­fe­sto­wać, że nie lęka się, że jest pewna sie­bie. Wierz­cho­wiec zro­bił kilka kro­ków i za­trzy­mał się przed żywą prze­szkodą lu­dzi i zwie­rząt.

– Prze­puść­cie mnie! – krzyk­nęła.

– Adonde, ca­bal­lero?

Wśród przej­mu­ją­cej ci­szy ode­zwał się je­den je­dyny głos, chro­po­waty i drwiący.

Po­jęła, że wzięto ją za chłopca. Na pierw­szy rzut oka ła­two było się po­my­lić. Ubrana po mę­sku, włosy miała skryte pod sło­mia­nym ka­pe­lu­szem o sze­ro­kich skrzy­dłach, które rzu­cały cień na jej twarz. Zresztą, w tych stro­nach nie­rzadko spo­ty­kało się męż­czyzn, któ­rych głowy od mie­sięcy nie ze­tknęły się z no­ży­cami.

– Wra­cam do domu – od­parła.

– Lo siento mu­cho, ca­bal­lero. Es im­po­si­ble!

– Por que? – spró­bo­wała rze­czowo i spo­koj­nie za­py­tać.

– Nie chcemy, aby kto­kol­wiek do­wie­dział się o na­szej obec­no­ści w tych stro­nach.

– Przy­rze­kam, że nie zdra­dzę. Mój oj­ciec do­brze wam za­płaci, je­śli po­zwo­li­cie mi na­tych­miast wró­cić.

– Twój oj­ciec? – za­in­te­re­so­wał się. – Kto to taki?

– Don Pe­dro Gon­za­les. Ma w oko­licy ha­cjendę. Do­brze wam za­płaci... i ugo­ści – do­dała, sama nie bar­dzo wie­rząc w drugą część swej obiet­nicy. Któż by chciał go­ścić u sie­bie ban­dy­tów?

– Za­płaci? – mruk­nął. – Je­steś tego pe­wien, ca­bal­lero?

– Oczy­wi­ście – za­pew­niła żar­li­wie Inez. – Na­zy­wam się Inez Gon­za­les... – urwała na­gle. Zdra­dziła swoją płeć, co w tej sy­tu­acji było nie­wy­ba­czalną głu­potą. Stwier­dziła to o se­kundę za późno.

Ten typ o okrut­nym wy­ra­zie twa­rzy, z któ­rym roz­ma­wiała, za­baw­nie wy­ba­łu­szył oczy i wy­buch­nął grom­kim śmie­chem. Nie był to śmiech we­soły, jed­nak za­raź­liwy, bo cały krąg jeźdź­ców po­czął re­cho­tać. Wi­działa, jak wier­cili się w sio­dłach, wa­lili łap­skami po udach i po ple­cach są­sia­dów. To trwało długo, prze­raź­li­wie długo w od­czu­ciu Inez. Za­pewne każda inna dziew­czyna do­sta­łaby spa­zmów. Jed­nak Inez coś nie­coś wi­działa na sze­ro­kim świe­cie i nie­je­den raz (cho­ciaż pod czujną opieką ojca) sta­wała twa­rzą w twarz z ludźmi o or­dy­nar­nym spo­so­bie by­cia, o złych oczach i mści­wie za­cię­tych war­gach, o ob­li­czach na­pięt­no­wa­nych ło­tro­stwem. Ni­gdy nie zmy­liły jej udane uśmie­chy i ka­pe­lu­sze ele­gancko zdej­mo­wane z głów. Wie­działa, że to uzna­nie nie dla niej, lecz dla siły nie­od­stęp­nych va­qu­eros, któ­rzy za­mie­ni­liby w dziu­rawy wo­rek śmiałka usi­łu­ją­cego znie­wa­żyć se­ño­ritę. Ich se­ño­ritę, oczko w gło­wie po­tęż­nego ha­cjen­dera. Lecz oj­ciec znaj­do­wał się o kilka mil stąd, a ra­zem z nim uzbro­jona służba. Bez­pie­czeń­stwo Inez za­le­żało te­raz tylko od niej sa­mej, albo... od ja­kie­goś cudu. Lecz roz­sądna córka don Pe­dra na cuda nie li­czyła.

Śmiali się cią­gle, śmiali, a ona przy­mru­żyła oczy, aby nie wi­dzieć tych okrop­nych, drga­ją­cych twa­rzy i po­częła w my­ślach po­wta­rzać starą, jak stary jest Mek­syk, pieśń Ma­jów, którą tyle razy nu­ciła jej matka:

Jedz, jedz, do­póki jest chleb.

Pij, pij, do­póki jest woda.

Nad­cho­dzi dzień, w któ­rym pył za­ciemni po­wie­trze,

Gdy klę­ska spad­nie na kraj,

Gdy po­jawi się chmura,

Gdy góra się pod­nie­sie,

Gdy mocny czło­wiek zaj­mie mia­sto...

W miarę jak po­wta­rzała w my­śli, skan­du­jąc słowa, opusz­czał ją strach, na­ra­stał gniew. Naj­praw­do­po­dob­niej na­ro­dził się wła­śnie ze stra­chu. Czę­sto prze­cież się zda­rza, że roz­pacz­liwa sy­tu­acja, po­ło­że­nie bez wyj­ścia bu­dzi w czło­wieku de­spe­racką, sza­leń­czą wprost od­wagę.

Otwo­rzyła sze­roko oczy i skie­ro­wała lufę swej strzelby wprost w to nie­na­wistne ob­li­cze czło­wieka, który mu­siał być chyba przy­wódcą bandy.

Wrzask urwał się. Przy­wódca, jakby nie za­uwa­ża­jąc czar­nego otworu lufy, skrzy­wił się w uśmie­chu, który wy­dał się Inez ohydny, zdjął z głowy ka­pe­lusz i po­wie­wa­jąc nim nad koń­skim kar­kiem, za­gad­nął z bła­zeń­ską uprzej­mo­ścią:

– Con qu­ien el ho­nor de ha­blar?

– Me llamo Inez Gon­za­les – od­po­wie­działa ze zło­ścią. – Już wam mó­wi­łam, pusz­czaj­cie!

– Ja­kież miłe spo­tka­nie, se­ño­rita! – wy­krzyk­nął. – Nie po­win­ni­śmy roz­sta­wać się zbyt szybko. Na cześć se­ño­rity! – wrza­snął i rzu­cił ka­pe­lusz w górę.

Inni po­szli za jego przy­kła­dem. Fru­nęły ku niebu mniej lub bar­dziej dzi­waczne, mniej lub bar­dziej znisz­czone na­kry­cia głów, wszystko wśród wrza­sków i śmie­chów.

– Cof­nij się! – krzyk­nęła. – Cof­nij się, bo strzelę...

– Strze­laj, se­ño­rita – od­parł i te­atral­nym ge­stem przy­ło­żył dło­nie do serca – a uj­rzysz, jak krew bu­cha z mej bo­ha­ter­skiej piersi...

Mi­jały se­kundy.

– No? Czyżby nie­ustra­szo­nej córce Gon­za­lesa za­bra­kło od­wagi? Li­czę do trzech: uno... dos... tres... Ech – za­śmiał się szy­der­czo – wi­dzę, że nic z tego.

– Puść­cie mnie! – krzyk­nęła roz­pacz­li­wie.

– Nie mo­żemy. Mamy pewne po­ra­chunki z twoim oj­cem. Przed mie­sią­cem po­trak­to­wał nas nie­zbyt go­ścin­nie, gdy przy­by­li­śmy do ha­cjendy na­poić na­sze stru­dzone ko­nie. Jego prze­klęta służba ra­niła dwu na­szych lu­dzi. Dzień póź­niej po­cho­wa­li­śmy ich na pu­styni. Smutne.

Inez znała tę hi­sto­rię. Oj­ciec opo­wia­dał dość szcze­gó­łowo. Nie cho­dziło wów­czas o wodę dla koni, lecz o próbę kra­dzieży stada by­dła. Do­szło do strze­la­niny i zgi­nął je­den z va­qu­eros. Tak wła­śnie przed­sta­wiała się prawda. Dla­tego nie wy­trzy­mała i krzyk­nęła:

– Kła­miesz!

– Nie za­prze­czam pięk­nym pa­niom – od­po­wie­dział z ga­lan­te­rią. – Je­śli uwa­żasz, że sprawa wy­glą­dała nieco ina­czej, nie będę się sprze­czał. Czy nie mam ra­cji, ami­gos?

– Si, si, na­tu­ral­mente! – ryk­nęli chó­rem.

– A te­raz – zde­cy­do­wał przy­wódca – ru­szymy na krótką prze­jażdżkę jako eskorta se­ño­rity.

– Do­kąd? – usi­ło­wała opa­no­wać drże­nie głosu.

– Tam – wska­zał ręką na pół­noc. – I po­zwól, że ci się przed­sta­wię – skło­nił się ka­pe­lu­szem. – Je­stem An­to­nio Ro­bledo, jesz­cze nie „don”, lecz kto wie?... A to – za­to­czył ka­pe­lu­szem koło – wierni to­wa­rzy­sze walki...

– Roz­boju i ra­bunku!

– Nie ro­zu­miemy się, se­ño­rita, lecz gdy po­bę­dziesz wśród nas dłu­żej...

– Ni­gdy!

– Nie trzeba się upie­rać – jego głos na­brał twar­dych ak­cen­tów. – Upór to zły do­radca. A te­raz – zwró­cił się do swych to­wa­rzy­szy – na cześć se­ño­rity: salwa!

Pod­niósł broń, pod­nie­śli ją wszy­scy w tym za­mknię­tym kręgu koni i lu­dzi.

Po­de­rwała wierz­chowca do skoku i wtedy wła­śnie za­grzmiały strzelby, od sta­rych rusz­nic po­cząw­szy po no­wo­cze­sne ka­ra­biny woj­skowe, które nie­od­gad­nio­nym spo­so­bem zna­la­zły się w rę­kach tych lu­dzi.

Szarp­nęła za cu­gle, koń wspiął się, przy­siadł na za­dzie.

Na­gle do­strze­gła rzecz dziwną: tuż przed nią dwu jeźdź­ców po­chy­liło się w sio­dłach. Je­den za­ko­le­bał się śmiesz­nie, wolno, wol­niutko opadł głową na koń­ski kark i tak po­zo­stał nie­ru­chomy. Jego są­siad se­kundę póź­niej prze­chy­lił się do tyłu, ru­nął na zie­mię i le­żał w ku­rzu, z lewą nogą uwię­zioną w strze­mie­niu. Czer­wona strużka po­pły­nęła po pia­chu.

Prze­ra­żona Inez nie poj­mo­wała, jak to mo­gło się stać. Ze zdu­mie­niem tylko stwier­dziła, że nikt nie zwró­cił uwagi na ten dziwny wy­pa­dek.

– Jesz­cze raz, ami­gos y com­pa­ñe­ros! – ry­czał roz­ocho­cony przy­wódca. – Na cześć se­ño­rity, która po­więk­szyła na­sze grono!

Strze­lił pierw­szy, za­raz roz­legł się huk, lecz nim roz­pły­nęła się nad gło­wami strze­la­ją­cych pro­chowa chmura, dwu na­stęp­nych zwa­liło się z sio­deł, a trzeci za­ko­ły­sał się, lecz utrzy­mał rów­no­wagę. To wła­śnie on wrza­snął:

– Do­sta­łem! Ktoś mnie po­strze­lił! An­to­nio! Kto strze­lił mi w plecy? Pa­trz­cie! – on pierw­szy za­uwa­żył le­żą­cych na ziemi. – Pa­trz­cie! – krzyk­nął. – Kto po­mor­do­wał tych lu­dzi? Zdrada!

Zwarty krąg jeźdź­ców roz­stą­pił się bły­ska­wicz­nie, w mgnie­niu oka zmie­nił się w bez­ładny kłąb lu­dzi i zwie­rząt. Ko­nie chra­pały, czu­jąc krew, lu­dzie wrzesz­czeli i klęli, wy­ma­chu­jąc bro­nią. Po­nad gwar wy­bił się po­je­dyn­czy głos:

– Zdrada! Ucie­kajmy!

Ozwał się kwik koni, za­grzmiał tę­tent ko­pyt, a po nim po­trójny dźwięk strza­łów, z lekka przy­tłu­miony, jak gdyby do­bie­ga­jący ze spo­rej od­le­gło­ści.

Inez nie cze­kała na dal­szy bieg wy­pad­ków. W kręgu jeźdź­ców po­wstała sze­roka luka. Ude­rzyła wierz­chowca po za­dzie i sko­czyła przed sie­bie. Nikt jej nie za­trzy­my­wał. Wąt­pliwe, czy w tym nie­opi­sa­nym roz­gar­dia­szu w ogóle za­uwa­żono ucieczkę dziew­czyny. A ona gnała przed sie­bie, nie ba­cząc na kie­ru­nek, byle da­lej i da­lej od tam­tej bandy zbó­jów o złych oczach, złych ob­li­czach i jesz­cze gor­szych za­mia­rach.

Po­chy­lona nad koń­skim łbem, szep­tała wprost do ucha zwie­rzę­cia:

– Prę­dzej... prę­dzej...

Jak to długo trwało? Ni­gdy póź­niej nie po­tra­fiła tego okre­ślić, na­wet gdy szcze­gó­łowo i spo­koj­nie opo­wia­dała o swej wy­pra­wie przy­ja­cio­łom. Za­pa­mię­tała tylko jedno: że gdy grzbiet wierz­chowca za­lśnił po­tem, a z py­ska po­częły ka­pać na zie­mię białe płaty piany, słońce mi­nęło szczyt nieba, wkra­cza­jąc w drugą po­łowę dnia.

Obej­rzała się. Ho­ry­zont był czy­sty i pu­sty. Wów­czas za­trzy­mała się, ze­sko­czyła z sio­dła. Nogi się pod nią ugięły. Oparła głowę na łęku i wy­buch­nęła pła­czem.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------W _Bi­blio­tece li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ Wy­daw­nic­twa Sied­mio­róg uka­zały się mię­dzy in­nymi:

1. Bajki, Char­les Per­rault (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

2. Ba­śnie, Ja­cob i Wil­helm Grimm (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

3. Ba­śnie, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

4. Ali­cja w Kra­inie Cza­rów, Le­wis Car­roll (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

5. Ania z Zie­lo­nego Wzgó­rza, Lucy Maud Mont­go­mery (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

6. Cu­da­czek-Wy­śmie­wa­czek, Ju­lia Du­szyń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

7. Dar rzeki Fly, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

8. Don Ki­chot z Man­czy, Mi­guel de Ce­rvan­tes (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

9. Go­dzina pą­so­wej róży, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

10. Idzie niebo ciemną nocą, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

11. Klechdy do­mowe, Hanna Ko­styrko (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

12. Kli­mek i Kle­men­tynka, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

13. Księga dżun­gli, Ru­dy­ard Ki­pling (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

14. Le­gendy war­szaw­skie, Ar­tur Op­p­man (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

15. Ły­sek z po­kładu Idy, Gu­staw Mor­ci­nek (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

16. Mity grec­kie, Ni­kos Cha­dzi­ni­ko­lau (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

17. O czym szu­mią wierzby, Ken­neth Gra­hame (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

18. O kra­sno­lud­kach i o sie­rotce Ma­rysi, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

19. Od­po­wied­nia dziew­czyna, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

20. Pa­mięt­niki Adama i Ewy, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

21. Pi­no­kio, Carlo Col­lodi (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

22. Przy­gody Tomka Sa­wy­era, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

23. Przy­padki Ro­bin­sona Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

25. Psotki i śmieszki, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

24. Ro­bin­son Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

26. Serce, Ed­mund de Ami­cis (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

27. Szew­czyk Dra­tewka, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

28. Ta­jem­ni­cza wy­spa, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

29. Ta­jem­ni­czy ogród, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

30. Ucho, dy­nia 125!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

31. Ucznio­wie Spar­ta­kusa, Ha­lina Rud­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

32. W 80 dni do­okoła świata, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

33. W pu­styni i w pusz­czy, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

34. We­sołe przed­szkole, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

35. Ba­śnie pol­skie i eu­ro­pej­skie, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

36. Złota ko­rona, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

37. Ba­śnie pol­skie, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

38. Hi­sto­ria żół­tej ci­żemki, An­to­nina Do­mań­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

39. Wspo­mnie­nia nie­bie­skiego mun­durka, Wik­tor Go­mu­licki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

40. An­tek, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

41. Tropy wiodą przez pre­rię, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

42. Wi­taj, Ka­rol­ciu!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

43. Słońce Ari­zony, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

44. Na po­łu­dnie od Rio Grande, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

45. Sze­ryf z Fort Ben­ton, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

46. Król Ma­ciuś Pierw­szy, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

47. Kaj­tuś Cza­ro­dziej, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

48. Stara baśń, Jó­zef Ignacy Kra­szew­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

49. Ka­rol­cia, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

50. Pla­stu­siowy pa­mięt­nik, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

51. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub Ma­łych Czy­tel­ni­ków)

52. Za ży­wo­pło­tem, Ma­ria Kow­nacka (Se­ria li­mi­to­wana)

53. Aka­de­mia Pana Kleksa, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

54. 10 opo­wie­ści o ba­jecz­nej tre­ści, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

55. Janko Mu­zy­kant oraz Sa­chem, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

56. Mała Księż­niczka, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

57. Bajki dla dzieci, Iwan Kry­łow (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

58. Brze­chwa dzie­ciom, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

59. Co słonko wi­działo, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

60. Gruby, Alek­san­der Min­kow­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

61. Ja­no­sik, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

62. Kop­ciu­szek, Hanna Ja­nu­szew­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

63. Ku­ku­ryku na ręcz­niku, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

64. Magda, Pa­weł i Ty, Kry­styna Kle­niew­ska-Ko­wa­li­szyn (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

65. Mały Książę, An­to­ine de Sa­int-Exu­péry (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

66. Na ja­gody, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

67. Naj­milsi, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

68. Opo­wie­ści o Świę­tym Mi­ko­łaju, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

69. Opo­wieść wi­gi­lijna, Char­les Dic­kens (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

70. Przy­gody Pla­stu­sia, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

71. Sto ba­jek, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

72. Wy­bór mi­tów grec­kich, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

73. Zia­renka maku, Grze­gorz Ra­taj­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

74. Pier­ścień i róża, Wil­liam Ma­ke­pe­ace Thac­ke­ray (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

75. Trzej musz­kie­te­ro­wie, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

76. Win­ne­tou, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

77. Łowcy wil­ków, Ja­mes Cur­wood (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

78. Czarny tu­li­pan, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

79. Nad da­le­kim, ci­chym fior­dem, Agot Gjems-Sel­mer (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

80. Gwiazda prze­wod­nia, Joan Gould (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

81. Ka­ta­rynka oraz Z le­gend daw­nego Egiptu, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

82. Biały kieł, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

83. Zew krwi, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

84. Złota El­żu­nia, Eu­ge­nia Mar­litt (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

85. Skarb w Srebr­nym Je­zio­rze, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

86. Zorro, John­ston McCul­ley (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

87. Bajki li­tew­skie, Oskar Mi­łosz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

88. Ro­bin Hood, Ho­ward Pyle (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

89. Do­lina bez wyj­ścia, Tho­mas M. Reid (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

90. Książę i że­brak, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

91. Bajka o ry­baku i rybce, Alek­san­der Pusz­kin (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

92. Piękna i Be­stia, Je­anne-Ma­rie Le­prince de Be­au­mont (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

93. Wy­brane po­da­nia i le­gendy pol­skie (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

94. Klechdy se­za­mowe, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

95. Słoń Trą­bal­ski, Ju­lian Tu­wim (Se­ria li­mi­to­wana)

96. 12 po­dróży mi­sia Mio­dala, Ste­fan Po­tocki (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

97. 7 opo­wie­ści o ry­ce­rzu, cza­ro­dzieju i księ­ciu do­bro­dzieju, Ja­nia Ship­per (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

98. Eg­zo­tyczna przy­goda, Alek­san­dra Mi­cha­łow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

99. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

100. W pa­mięt­niku Zo­fii Bo­brówny, Ju­liusz Sło­wacki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

101. Cu­downa po­dróż, Selma La­ger­löf (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

102. Pani Twar­dow­ska, Adam Mic­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

103. Wy­brane wier­sze, Wła­dy­sław Bełza (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

104. Sza­ra­czek, Mie­czy­sława Bucz­kówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

105. Dzie­cię el­fów, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

106. Ju­tro nie­dziela i inne opo­wia­da­nia, Zo­fia Żu­ra­kow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

107. Las­sie, wróć!, Eric Kni­ght (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

108. Lato le­śnych lu­dzi, Ma­ria Ro­dzie­wi­czówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

109. O dwu­na­stu mie­sią­cach, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

110. O księ­ciu Got­fry­dzie, ry­ce­rzu Gwiazdy Wi­gi­lij­nej, Ha­lina Gór­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

111. Pięt­na­sto­letni ka­pi­tan, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

112. Przy­gody Me­li­klesa Greka, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

113. Przy­gody Sind­bada Że­gla­rza, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

114. Ta­jem­nica wę­dru­ją­cego ja­ski­niowca, Andy Chan­dler (Al­fred Hich­cock) (Przy­gody Trzech De­tek­ty­wów)

115. Ka­pi­tan Fra­casse, Teo­fil Gau­tier (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

116. Dios­sos, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

117. Atlan­tyda, wy­spa ognia, Ma­ciej Ku­czyń­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

118. Mały lord, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

119. Ba­śnie z 1001 nocy (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

120. Wy­brane ba­śnie pol­skie i eu­ro­pej­skie (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

121. Wy­spa skar­bów, Ro­bert Lo­uis Ste­ven­son (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

122. Pię­cioro dzieci i „coś”, Edith Nes­bit (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

123. Co­lo­rado, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

124. Wiel­błąd na ste­pie, Je­rzy Krzysz­toń (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

125. Pło­mień w Okla­ho­mie, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

126. Mity grec­kie, Na­tha­niel Haw­thorne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

127. Pa­zio­wie króla Zyg­munta, An­to­nina Do­mań­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

128. Ła­pacz z Sa­cra­mento, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

129. Czło­wiek z Mon­tany, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

130. Gwiazda tra­pera, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

131. Wę­drowny han­dlarz, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

132. Przez góry Mon­tany, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

133. Ucieczka z Wi­chita Falls, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

134. Barry Bede, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

135. Old Gray, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

136. 7 Ta­jem­nic Świę­tego Mi­ko­łaja, Adam Za­bo­krzycki (Bajki współ­cze­sne)

Wszyst­kie ty­tuły na­le­żące do _Bi­blio­teki li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ są do­stępne w księ­garni in­ter­ne­to­wej Sied­mio­róg.pl
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: