- W empik go
Na pomoc, Patycjo! - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
22 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Na pomoc, Patycjo! - ebook
Obłaskawić potwora szarlotką? Przypomnieć policji, jak się puszcza bańki mydlane? Sprawić, by bezpańskie psy i koty przestały być niczyje? Ośmielić wstydliwego kawalera? Rozśmieszyć do łez szpital? Patycja, do usług.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8118-065-8 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tego poranka Patrycję Iskierkę, przez domowników nazywaną Patycją, wprost rozsadzały duma i radość. Uszczęśliwiona biegała po swoim pokoju od ściany do ściany. Właśnie udało się jej ocalić ludzkość, a przede wszystkim najbliższych, przed potworem Zeżorem.
Ta bestia miała zaledwie sześć lat i wyglądała niewinnie. Po prostu zaokrąglona istotka o pucołowatej buzi, wielkich, błękitnych oczach i jasnych włosach. Na dodatek była młodszą siostrą Patycji. Niestety, uwielbiała jeść. W ich domu choinkowe cukierki czy cukrowy baranek, zdobiący stół podczas Świąt Wielkanocnych, znikały raz-dwa. Kiedyś mama wyrwała Basi, czyli Zeżorkowi, połowę świeczki z tortu urodzinowego. Choć dziewczynka trochę wosku zdążyła już połknąć, nie miała potem żadnych kłopotów trawiennych.
– Moja krew! – powiedział wtedy tato z uznaniem. – Kiedyś na studiach pochłonęliśmy z chłopakami… − jednak lodowate spojrzenie żony nie pozwoliło mu skończyć zdania.
Teraz Basia zjadła na śniadanie trzy tosty: jeden z dżemem, drugi z żółtym serem, a trzeci z szynką. Uporała się także z płatkami kukurydzianymi na mleku i jogurtem truskawkowym. Zdołała również wypić kubek kakao. Pomimo tak obfitego posiłku po kilku minutach oświadczyła:
− Nie najadłam się, mam jeszcze ochotę na małe co nieco.
Rozejrzała się po pokoju i nieoczekiwanie wpakowała sobie do ust koronkowy róg serwety, przykrywającej stół. Zaczęła go powoli przeżuwać, a w jej oczach migotały przy tym wesołe iskierki.
− Ej! – Patycja poderwała się z krzesła. – Zeżorku, są na tym świecie rzeczy niejadalne! Choćby ten obrus.
Jednak słowa starszej siostry nie zrobiły na Basi wrażenia. Nadal napychała się koronką i jej policzki wyraźnie się powiększały. Wtedy Patycji coś przyszło do głowy:
− Wczoraj schowałam gdzieś czekoladę z orzechami, a teraz nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Pilnie potrzebuję pomocy… najlepiej jakiegoś zwierzęcia tropiącego.
Zeżorek natychmiast wypluła zmiętolony róg serwety.
− A ja ci nie wystarczę? W wynajdywaniu słodyczy jestem najlepsza w tym kraju, a może nawet na świecie… − dziewczynka uśmiechnęła się uroczo.
Siostry szukały czekolady w różnych zakamarkach mieszkania. Zeżorek zajrzała nawet do kosza z brudną bielizną, klatki z chomikiem i kilku doniczek z kwiatkami. Tymczasem smakołyku w domu nie było, bo Patycja wymyśliła tę czekoladową historyjkę. Jednak podczas poszukiwań Basi udało się wywąchać podsuszane kabanosy w lodówce turystycznej za biurkiem taty, dwie paczki chipsów (paprykowych i bekonowych) w szafce pod telewizorem oraz słoik ostrej musztardy ukryty pod szafą w przedpokoju.
Na widok tego znaleziska jej mama pobladła i bliska płaczu zwróciła się do męża:
− Skoro moja kuchnia ci nie odpowiada, to mogłeś mi o tym powiedzieć, a nie chować wędlinę po kątach!
− Kochanie, nie mam nic do twojej kuchni. Tylko ta dieta, te pomidory, sałaty, chudy ser i gotowany kurczak… Po prostu potrzebuję więcej kalorii – tłumaczył się oskarżony.
− Co to są kalorie? – zapytała Zeżorek.
− Ilość energii, jaką dostarczają nam produkty spożywcze – wyjaśnił jej ojciec.
Basia na kilka minut przestała się odzywać, bo ugryzła jabłko podane jej przez siostrę. Było tak soczyste i smaczne, że chwilowo straciła ochotę na czekoladki, gumę do żucia i żelki, spoglądając łakomie w stronę koszyka z owocami.
Patycja bardzo się z tego ucieszyła. „Jest szansa, że gdy przyjdę ze szkoły, z mieszkania nie znikną ani obrus ze stołu, ani serweta z komody po pradziadkach” – pomyślała. Zbiegając po schodach, zapinała bluzę i przygładzała niesforne włosy. Na podwórku natknęła się na pana Stefana Rączkę, sąsiada z parteru, który nie przepadał za dziećmi i denerwowały go wszystkie dźwięki: płacz niemowlęcia,
szczekanie psa, miauczenie kota, gruchanie gołębia czy ćwierkanie wróbla. Teraz skrzywił się straszliwie. „Czuję, że z tą rudą będą same kłopoty. Tupanie po schodach, wrzeszczenie na podwórzu, zadeptywanie trawy na skwerze. Że też rodzina Iskierków musiała wprowadzić się właśnie tutaj” – pomyślał z niechęcią.
Sąsiadowi już od samego patrzenia na rudowłosą dziewczynkę przybyło zmarszczek. Na dodatek czupryna mu się zjeżyła, a brwi nastroszyły. Patycja, widząc to, przeraziła się: „Rety, to nie jest pan Stefan! Zamiast sąsiada z parteru widzę potwora Stefanora!”.
Rączka zrobił krok w stronę Patycji.
„Oj!” – zadrżała, jednak honor nie pozwolił jej uciec.
– Skoro dałam sobie radę z Zeżorem i Stefanora poskromię – powiedziała szeptem.
Pan Stefan chrząknął i odezwał się:
− Od razu mówię: żadnych numerów! Nie życzę sobie! Na starość potrzebuję spokoju, a nie tupania, wrzasków, niszczenia zieleni. Jasne?
Patycja patrzyła na sąsiada i myślała: „Pewnie dziś jego żona przypaliła tosty albo przesoliła jajecznicę. Może wstał z łóżka lewą nogą, a w dodatku ktoś nadepnął mu na odcisk? Albo nie – samochód się zepsuł!”.
Stefan Rączka nawet nie przypuszczał, jakie myśli kłębią się w Patycjowej głowie. Z zaciśniętymi pięściami spoglądał na dziewczynkę spod nastroszonych brwi.
− Biegnij już do szkoły, bo ci lekcje uciekną! – upomniał rudowłosą sąsiadkę.
Dokładnie w tej chwili spojrzenie Patycji padło na kawałek szkła w pomarańczowym kolorze, jakby fragment denka od butelki, leżący na osiedlowej alejce i częściowo przykryty piaskiem. Podniosła go, otrzepała i zbliżyła do prawego oka. Rozejrzała się dookoła i roześmiała się szczerze, ponieważ świat przez szkiełko wyglądał zupełnie inaczej. I − co najważniejsze − zniknął gdzieś straszny Stefanor. Zamiast niego był pan Stefan, sąsiad z nieszczęśliwą miną, rozdrażniony nieudanym porankiem i krzyczący:
− Oddawaj to szkło, moja panno! Jeszcze, dzieciuchy, ręce albo nogi sobie poranicie! Przecież wszędzie pchacie te swoje kończyny!Gdy pan Rączka spojrzał przez szkiełko na podwórze i jemu wszystko wydało się inne – jaśniejsze, ładniejsze i weselsze. Akurat z klatki schodowej wyszła jego żona z torbą na zakupy w ręku. Na jej widok powiedział pod nosem:
− I moja żona jakaś sympatyczniejsza. Z taką kobietą natychmiast umówiłbym się na kawę i rurki z kremem.
Sąsiad w jednej chwili zapomniał o Patycji i podbiegł do swojej małżonki. Zabrał jej torbę, wziął pod rękę i razem udali się po zakupy na pobliski bazarek.
− Najmilsza, ugotujemy dziś zupę kalafiorową. Będziesz mi mówić, co mam robić, a ja wykonam wszystkie twoje kuchenne polecenia: umyję, obiorę, pokroję, posolę – zaproponował.
Pani Rączkowa w odpowiedzi uśmiechnęła się tak ładnie i promiennie, że stojącej nieopodal Patycji zrobiło się ciepło na sercu. Rozradowana pobiegła do szkoły. Odniosła wtedy wrażenie, że ma skrzydła u ramion i unosi się nad chodnikiem.
Ta bestia miała zaledwie sześć lat i wyglądała niewinnie. Po prostu zaokrąglona istotka o pucołowatej buzi, wielkich, błękitnych oczach i jasnych włosach. Na dodatek była młodszą siostrą Patycji. Niestety, uwielbiała jeść. W ich domu choinkowe cukierki czy cukrowy baranek, zdobiący stół podczas Świąt Wielkanocnych, znikały raz-dwa. Kiedyś mama wyrwała Basi, czyli Zeżorkowi, połowę świeczki z tortu urodzinowego. Choć dziewczynka trochę wosku zdążyła już połknąć, nie miała potem żadnych kłopotów trawiennych.
– Moja krew! – powiedział wtedy tato z uznaniem. – Kiedyś na studiach pochłonęliśmy z chłopakami… − jednak lodowate spojrzenie żony nie pozwoliło mu skończyć zdania.
Teraz Basia zjadła na śniadanie trzy tosty: jeden z dżemem, drugi z żółtym serem, a trzeci z szynką. Uporała się także z płatkami kukurydzianymi na mleku i jogurtem truskawkowym. Zdołała również wypić kubek kakao. Pomimo tak obfitego posiłku po kilku minutach oświadczyła:
− Nie najadłam się, mam jeszcze ochotę na małe co nieco.
Rozejrzała się po pokoju i nieoczekiwanie wpakowała sobie do ust koronkowy róg serwety, przykrywającej stół. Zaczęła go powoli przeżuwać, a w jej oczach migotały przy tym wesołe iskierki.
− Ej! – Patycja poderwała się z krzesła. – Zeżorku, są na tym świecie rzeczy niejadalne! Choćby ten obrus.
Jednak słowa starszej siostry nie zrobiły na Basi wrażenia. Nadal napychała się koronką i jej policzki wyraźnie się powiększały. Wtedy Patycji coś przyszło do głowy:
− Wczoraj schowałam gdzieś czekoladę z orzechami, a teraz nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Pilnie potrzebuję pomocy… najlepiej jakiegoś zwierzęcia tropiącego.
Zeżorek natychmiast wypluła zmiętolony róg serwety.
− A ja ci nie wystarczę? W wynajdywaniu słodyczy jestem najlepsza w tym kraju, a może nawet na świecie… − dziewczynka uśmiechnęła się uroczo.
Siostry szukały czekolady w różnych zakamarkach mieszkania. Zeżorek zajrzała nawet do kosza z brudną bielizną, klatki z chomikiem i kilku doniczek z kwiatkami. Tymczasem smakołyku w domu nie było, bo Patycja wymyśliła tę czekoladową historyjkę. Jednak podczas poszukiwań Basi udało się wywąchać podsuszane kabanosy w lodówce turystycznej za biurkiem taty, dwie paczki chipsów (paprykowych i bekonowych) w szafce pod telewizorem oraz słoik ostrej musztardy ukryty pod szafą w przedpokoju.
Na widok tego znaleziska jej mama pobladła i bliska płaczu zwróciła się do męża:
− Skoro moja kuchnia ci nie odpowiada, to mogłeś mi o tym powiedzieć, a nie chować wędlinę po kątach!
− Kochanie, nie mam nic do twojej kuchni. Tylko ta dieta, te pomidory, sałaty, chudy ser i gotowany kurczak… Po prostu potrzebuję więcej kalorii – tłumaczył się oskarżony.
− Co to są kalorie? – zapytała Zeżorek.
− Ilość energii, jaką dostarczają nam produkty spożywcze – wyjaśnił jej ojciec.
Basia na kilka minut przestała się odzywać, bo ugryzła jabłko podane jej przez siostrę. Było tak soczyste i smaczne, że chwilowo straciła ochotę na czekoladki, gumę do żucia i żelki, spoglądając łakomie w stronę koszyka z owocami.
Patycja bardzo się z tego ucieszyła. „Jest szansa, że gdy przyjdę ze szkoły, z mieszkania nie znikną ani obrus ze stołu, ani serweta z komody po pradziadkach” – pomyślała. Zbiegając po schodach, zapinała bluzę i przygładzała niesforne włosy. Na podwórku natknęła się na pana Stefana Rączkę, sąsiada z parteru, który nie przepadał za dziećmi i denerwowały go wszystkie dźwięki: płacz niemowlęcia,
szczekanie psa, miauczenie kota, gruchanie gołębia czy ćwierkanie wróbla. Teraz skrzywił się straszliwie. „Czuję, że z tą rudą będą same kłopoty. Tupanie po schodach, wrzeszczenie na podwórzu, zadeptywanie trawy na skwerze. Że też rodzina Iskierków musiała wprowadzić się właśnie tutaj” – pomyślał z niechęcią.
Sąsiadowi już od samego patrzenia na rudowłosą dziewczynkę przybyło zmarszczek. Na dodatek czupryna mu się zjeżyła, a brwi nastroszyły. Patycja, widząc to, przeraziła się: „Rety, to nie jest pan Stefan! Zamiast sąsiada z parteru widzę potwora Stefanora!”.
Rączka zrobił krok w stronę Patycji.
„Oj!” – zadrżała, jednak honor nie pozwolił jej uciec.
– Skoro dałam sobie radę z Zeżorem i Stefanora poskromię – powiedziała szeptem.
Pan Stefan chrząknął i odezwał się:
− Od razu mówię: żadnych numerów! Nie życzę sobie! Na starość potrzebuję spokoju, a nie tupania, wrzasków, niszczenia zieleni. Jasne?
Patycja patrzyła na sąsiada i myślała: „Pewnie dziś jego żona przypaliła tosty albo przesoliła jajecznicę. Może wstał z łóżka lewą nogą, a w dodatku ktoś nadepnął mu na odcisk? Albo nie – samochód się zepsuł!”.
Stefan Rączka nawet nie przypuszczał, jakie myśli kłębią się w Patycjowej głowie. Z zaciśniętymi pięściami spoglądał na dziewczynkę spod nastroszonych brwi.
− Biegnij już do szkoły, bo ci lekcje uciekną! – upomniał rudowłosą sąsiadkę.
Dokładnie w tej chwili spojrzenie Patycji padło na kawałek szkła w pomarańczowym kolorze, jakby fragment denka od butelki, leżący na osiedlowej alejce i częściowo przykryty piaskiem. Podniosła go, otrzepała i zbliżyła do prawego oka. Rozejrzała się dookoła i roześmiała się szczerze, ponieważ świat przez szkiełko wyglądał zupełnie inaczej. I − co najważniejsze − zniknął gdzieś straszny Stefanor. Zamiast niego był pan Stefan, sąsiad z nieszczęśliwą miną, rozdrażniony nieudanym porankiem i krzyczący:
− Oddawaj to szkło, moja panno! Jeszcze, dzieciuchy, ręce albo nogi sobie poranicie! Przecież wszędzie pchacie te swoje kończyny!Gdy pan Rączka spojrzał przez szkiełko na podwórze i jemu wszystko wydało się inne – jaśniejsze, ładniejsze i weselsze. Akurat z klatki schodowej wyszła jego żona z torbą na zakupy w ręku. Na jej widok powiedział pod nosem:
− I moja żona jakaś sympatyczniejsza. Z taką kobietą natychmiast umówiłbym się na kawę i rurki z kremem.
Sąsiad w jednej chwili zapomniał o Patycji i podbiegł do swojej małżonki. Zabrał jej torbę, wziął pod rękę i razem udali się po zakupy na pobliski bazarek.
− Najmilsza, ugotujemy dziś zupę kalafiorową. Będziesz mi mówić, co mam robić, a ja wykonam wszystkie twoje kuchenne polecenia: umyję, obiorę, pokroję, posolę – zaproponował.
Pani Rączkowa w odpowiedzi uśmiechnęła się tak ładnie i promiennie, że stojącej nieopodal Patycji zrobiło się ciepło na sercu. Rozradowana pobiegła do szkoły. Odniosła wtedy wrażenie, że ma skrzydła u ramion i unosi się nad chodnikiem.
więcej..