- W empik go
Na posterunku: powieść historyczna na tle życia księcia Józefa Poniatowskiego - ebook
Na posterunku: powieść historyczna na tle życia księcia Józefa Poniatowskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 300 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaledwie wielki cesarz opuścił hotel, w którym znalazł kilkogodzinne schronisko, wieść o jego pobycie rozbiegła się po Warszawie. Jedni wierzyli, inni uważali to za jednę z legend, które od rozpoczęcia wojny z Rosyą krążyły.
Wieczór więc zeszedł na zapytaniach, na które nikt nie mogł dać odpowiedzi.
Gwarno tylko było prawie w każdym domu, w każdej izbie, począwszy od suteren do poddasza.
Tu najwięcej się Napoleonem zajmowano. Najwięcej też snuto projektów, ku odwiedzenia go i zapytania, co się stało z wojskiem, które poszło na jego zawołanie.
– Pójdę, pójdę, choćby zaraz! – niech powie, co się stało z moim Jaśkiem, który poszedł i ani słychu o nim – mówiła Wawrzyńcowa, utrzymująca garkuchnie na Starem Mieście.
– Pilnuj komina, nie lataj po próżnicy, – ozwał się małżonek, garncarz z profesyi. Nie wpuszczą cię tam przed oblicze najjaśniejszego…
– Co to, nie wpuszczą! – zawołała kobieta, ująwszy się pod boki.
– Brać nasze dzieci, to brał na zatracenie, a teraz nie mianoby wpuścić matki? Pięściami drzwi rozwalę, a dotrę! – dodała, zaperzając się coraz więcej.
– Macie racyę, moja kumo! – ozwała się Piotrowa zieleniarka, która właśnie w onej chwili przyszła do niej na gawędę.
– Pójdziemy obie, toć jeżeli wy daliście jednego, to moich dwóch poszło! – dodała smutnie.
I wstała z ławy zabierając się do wyjścia.
– Albo wiecie, zbierzemy się wszystkie, ile nas w pobliżu. Każda ma tam swego chłopaka, ma prawo się upomnieć! – zawołała Wawrzyńcowa.
– Jak się nas zbierze kupa, muszą drzwi otworzyć! Sam cesarz zbaranieje, gdy nas tyla obaczyj – trzepała dalej z wielkim ferworem.
– Tak, tak, wszystkie, jak jesteśmy! – potwierdziła sąsiadka.
– Wy macie głowę, no, no do wszystkiego – pochwaliła.
– I język! – mruknął mąż pod nosem.
– Ba! – potwierdziła właścicielka garkuchni, zadowolona z pochwały.
– Jeno moja kumeczko, idźcie, nie czekając – zwołajcie, kogo się da i pójdziemy, choćby o północy – komenderowała z zapałem Wawrzyńcowa.
– Ba, ale dokąd? Odzie on obrał sobie siedzibę? – spytała nagle.
– No, no, już ja się dowiem! – uspakajała
Piotrowa.
I posłuszna komendzie, chwyciła chustkę, zarzuciła na głowę i wybiegła.
I chodziła od domu do domu, od drzwi do drzwi, nietylko do dobrze znajomych i zaprzyjaźnionych, ale nawet do takich, z któremi dotąd ani słowa nie zamieniła lub żyła w jakiemś podrażnieniu.
Wszędzie ją przyjmowano z otwartemi rękami.
Otwartemi też oczami i uszami słuchano opowiadania. Nawet te, co krzywo na nią dzisiejszego ranka jeszcze patrzyły, teraz obejmowały uściskiem, mówiąc:
– Moiściewy! Moiściewy!
Wiadomo, troska i starania o jej odwrócenie jednoczy.
Wawrzeńcowa tymczasem krzątała się koło komina, przyrządzając na jutro flaki.
Dokładała łoju i rozmaitych przypraw, a iuż ziela i pieprzu nie żałowała. Obracała przy tem językiem, że i pieprz zamiast w stępie, byłby się doskonale umiołł.
– Jakości Piotrowa nie wraca!… – zdołał wtrącić małżonek, stawiając garnek, który polerował.
– Wróci, wróci, nie mam kłopotu! – odrzekła kobieta z pewnością siebie.
Przywykła bowiem, że jej rozkazy zawsze były spełniane.
– Toć już i kawał w noc… – wtrącił Wawrzyniec.
– Niech będzie i po północy, – wrzasnęła żona, – dla matki, upomnieć się o swoję dziecko, zawsze pora!
W tejże chwili słyszeć się dały zmięszane głosy niewieście i otrząsanie ze śniegu ciężkiego obuwia.
– Niech będzie pochwalony! – ozwała się pierwsza z przybyłych.
– Na wieki! – zdołał uprzedzić żonę garncarz.
Wchodziły i wchodziły, gadając głośno jedna przez drugą.
Zrobiło się gwarno i ciasno. Niewiast było ze trzydzieści.
– No, jesteśmy! – ozwała się z tryumfem Piotrowa.
– A toście się gracko, moja kumo, sprawili, pochwaliła gospodyni.
Piotrowa rozpromieniona pochwałą, poczęta opowiadać, co to ona użyła, nim wszystkie zgromadziła.
– Po prawdzie, nie mieliście moja pani
Piotrowo, wielkiej biedy i nie potrzebowaliście nas namawiać, – ozwała się jedna.
– Ba, do takiej sprawy nie potrzeba nikogo brać na powróz! – ozwała się druga.
– Wszystkie mamy na wojnie chłopaków,.
to i wszystkim pilno dowiedzieć się i rozpytać o nich – dorzuciła trzecia.
I jak zaczęły rozpowiadać o swojej gotowości przybycia, tak zrobiło się gwarno, że aż Wawrzyniec natuliwszy czapkę na uszy, wyniósł się do alkierza.
Upłynęła też przeszło godzina, nim wysłuchawszy komendy Wawrzyńcowej, zabierały się do wyjścia.
– A ta po co? – zawołała nagle Wawrzyńcowa, wskazując na młodziutką dziewczynę.
– Toć to moja córka Jagusia, – znacie ią przecie. Ona wie gdzie, to nas poprowadzi, – odrzekła Piotrowa.
Garncarzowej nie w smak było, że taka oto dziewczyna miała je poprowadzić, ale nic… nie rzekła.
Jeno pod nosem mruknęła:
– Taki skrzat, i to ma wiedzieć.
Wtem wszedł Paweł, terminator w kunszcie garncarskim.
Dłużej siedział w garncami, bo chciał dopilnować, żeby ogień obejmował wszystkie garnki, a nie wyszedł zbytnio na dach i nie zrobił pożaru.
Ujrzawszy tyle niewiast stropił się wielce.Że jednak Wawrzyńcowa lubiła się chwalić z tem, co robi, zaraz mu wyłożyła dokumentnie, po co i dokąd się udają.
– A toć że to już dawno po północy – ośmielił się odezwać Paweł.
– A tobie co do tego, czy po północy? – wrzasnęła majstrowa.
– Idź, zjadaj kluski, com ci zostawiła, i spać, żebyś ranka nie zarwał – dodała.
– A czuwaj, żebyś otworzył, gdy wrócę – rozkazywała.
– Juści! – mruknął Paweł, przepuszczając przed sobą cały szereg niewiast. Potem zaś, jakby sobie coś przypomniał, począł:
– Pani majstrowo, pani majstrowo!
– A czego tam?
– Toćże niech pani majstrowa nie chodzi, bo gadali, że cesarz już odjechał…
– A ty skąd wiesz? – toś ty zamiast wypalać garnki, włóczył się po mieście i plotki zbierał! – krzyknęła.
– Dam ja ci! – zawróciła się z podniesioną pięścią.
Lecz Pawła już nie było. Zniknął w izbie, zasuwając drzwi pośpiesznie.
– A to ci wałkoń! – zadowoliła się wykrzyknikiem Wawrzyńcowa.
– Oni to wszyscy tacy! – potakiwała jedna z kobiet.
– Dam ja jemu! – odgrażała się Wawrzyńcowa. Żeby tak Jasiek nie był poszedł na tę nieszczęsną wojnę, nie potrzeba byłoby obcego – utyskiwała.