Na ratunek kociętom - ebook
Na ratunek kociętom - ebook
Lecznica Zwierzakowo z pewnością stanie się Twoim ukochanym miejscem! Amelka to cudowna, wrażliwa i kochająca zwierzęta dziewczynka. Przeprowadzka do nowego domu na wsi to dla niej czas trudności, ale również początek niesamowitych przygód i nowych przyjaźni. W miejscowej lecznicy Zwierzakowo wraz z przyjacielem Sylwkiem i rozbrykanym szczeniakiem Makiem postanawia nieść pomoc potrzebującym zwierzakom. Jednak gdzie tylko pojawia się ta niesforna drużyna, zaczynają się kłopoty…
Na ratunek kociętom to pierwsza książeczka z bestsellerowej serii Zwierzakowo, która podbiła serca zarówno dzieci, jak i dorosłych! Dzięki niej poznacie mnóstwo ciekawostek i rad, jak dbać o swojego pupila.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8203-071-6 |
Rozmiar pliku: | 4,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Amelia Bukowska patrzyła na wielką stertę nierozpakowanych kartonów w rogu swojej nowej sypialni.
– Nie wiem, od czego zacząć! – westchnęła.
– Nie spiesz się – doradziła jej mama. Otworzyła jeden z kartonów i wyciągnęła z niego stos ulubionych książek Amelki o zwierzętach. – Proszę – powiedziała, podając jej kilka tomów. – Może zaczniesz od tego?
Amelia wzięła książki od mamy, ale nagle poczuła, że ogarnia ją fala tęsknoty za domem. Westchnęła i usiadła na łóżku.
Mama usiadła obok niej, otaczając córeczkę ramieniem. Jej oczy, w tym samym odcieniu błękitu co oczy Amelii, emanowały ciepłem.
– Trochę to wszystko dziwne, prawda? – odezwała się łagodnie. – Ale o nic się nie martw. Będziemy tu z babcią bardzo szczęśliwe. Obiecuję.
– Wiem – odpowiedziała Amelia, bardzo starając się, by nie zabrzmiało to ponuro. – Wszystko w porządku, mamo. Naprawdę. Rozpakuję resztę swoich rzeczy, dobrze?
Mama pocałowała ją w czoło i zeszła na dół. Amelia wzięła głęboki oddech i ułożyła książki o zwierzętach równiutko na półce nad łóżkiem. W jej dawnym domu półka na książki wisiała przy drzwiach. Amelka nie chciała myśleć o swojej starej, znajomej sypialni, z tapetą w groszki i świecącymi naklejkami w kształcie gwiazdek na suficie, ale było jej trudno. Niektóre rzeczy w nowym pokoju podobały się jej – siedzisko wbudowane w ścianę pod oknem i pochylony sufit. Ale mimo że zawsze uwielbiała przyjeżdżać w odwiedziny do babci, to miejsce nigdy nie było jej domem.
Amelka przejrzała pudełka. Konsolę do gier ustawiła na półce przy komputerze, a obok położyła stos magazynów. Tablet w etui ze świnką morską wsadziła do szuflady. Ale nawet otoczona swoimi rzeczami czuła się dziwnie w tym pokoju.
Dziewczynka przygryzła wargę. Po rozwodzie rodziców zostawiła w Yorku wszystkich swoich przyjaciół i wszystko, co znała – nawet tatę. _Jak to będzie_ – zastanawiała się – _mieszkać tutaj, w Welford?_ Czy pozna jakichś nowych przyjaciół? A co ze szkołą? W przyszłym tygodniu ma zacząć się nowy semestr. Wszystko tak szybko się zmieniło.
Nagle jej oczy wypełniły się łzami, a Amelka skuliła się na siedzisku przy oknie, przytulając kolana do klatki piersiowej. Na zewnątrz, na trawniku w ogrodzie stał kos, dziobiąc ziemię w poszukiwaniu robaków. Wiewiórka popędziła w górę po pniu drzewa niczym futrzasta błyskawica. A czy ten maleńki tęczowy błysk nad ogrodowym stawem to nie była przypadkiem ważka? Mimo wszystko Amelia poczuła się podekscytowana.
_Zwierzęta zawsze sprawiają, że czuję się lepiej_, pomyślała, ocierając oczy z łez. _A jeszcze nigdy nie żyłam w miejscu, gdzie było ich tak wiele!_ Ze swojego dawnego mieszkania w Yorku widziała tylko bok innego domu i rząd niebieskich koszy na śmieci.
Może mieszkanie tutaj nie będzie takie złe? Na dole kuchenny stół zajmowały pudła z częściowo rozpakowanymi talerzami i miseczkami, a na błyszczącym blacie stała duża misa. Mama Amelki ustawiała pokrętła piekarnika.
– Jajka – mruczała pod nosem. – Czemu nie kupiłam jajek?
– Co pieczesz, mamo? – zapytała Amelka.
Mama westchnęła.
– Babeczki z solonym karmelem – odpowiedziała. – Ale nie mamy jajek! – Jej twarz posmutniała, jakby zbierały się nad nią chmury.
Amelia widziała tę minę już kilka razy od rozwodu – wiedziała, że mama też martwiła się przeprowadzką.
– Jajka kupuję od mojej koleżanki Debory, która mieszka tuż pod miasteczkiem – odezwała się stojąca w drzwiach kuchni babcia Amelii. – Debora ma kury, więc jaja są świeżutkie.
– Może pójdę je kupić? – zaproponowała Amelia. Dzięki temu jej mama będzie miała o jedno zmartwienie mniej, a ona być może zobaczy jeszcze jakieś zwierzęta we wsi. Może kaczki w stawie? Albo zające na polach?
Mama zmierzwiła włosy na głowie córki.
– To dobry pomysł, Amelko, ale obawiam się, że nie mam teraz czasu, by z tobą pójść. Zostało jeszcze tyle pudeł do rozpakowania.
– Jedną z zalet mieszkania na wsi – powiedziała babcia – jest to, że można się tu poruszać o wiele bezpieczniej niż w zatłoczonym mieście takim jak York. Amelia da sobie radę sama, jeśli będzie uważać.
Amelia dostrzegła promyczek nadziei.
– Będę uważać, obiecuję!
Babcia szybciutko naszkicowała dziewczynce mapę na tyle koperty.
– Jeśli pójdziesz tą drogą – powiedziała, wskazując czubkiem palca – w mig dojdziesz do farmy Debory. Miłego spaceru. I nie zgub się!
Amelia schowała mapę w tylnej kieszeni i wyszła z domu. Słońce ogrzewało jej twarz, gdy szła w górę ulicy. Minęła szyld pensjonatu i skręciła w lewo przy przystanku autobusowym, po czym poszła prosto w stronę stawu, który zdobiły frędzle ostrych zielonych trzcin, a dwie kaczki krzyżówki kwakały do siebie. _To miejsce jest większe, niż się spodziewałam_, pomyślała. Minęła lokal z indyjskim jedzeniem na wynos, upewniając się, że w menu znajduje się to, co lubi najbardziej – kokosowy chlebek _naan_, i zajrzała do kiosku. Było tam mnóstwo różnych magazynów, obiecała więc sobie, że następnym razem tam wróci i rozejrzy się dokładniej.
Według mapy babci powinna skręcić w uliczkę tuż za pubem „Pod Lisem i Gęsią”. Poszła więc wąską, pełną liści dróżką.
Tuż przed bramą farmy wisiała tabliczka z napisem „JAJA NA SPRZEDAŻ”. Amelia uśmiechnęła się szeroko. Podeszła do drzwi wiejskiego domu i zapukała. Otworzyła jej kobieta z rzadkimi czarnymi włosami i dużymi niebieskimi oczami.
– Ty na pewno jesteś Amelia – powiedziała z uśmiechem.
Dziewczynka przytaknęła zaskoczona.
– Skąd pani wie?
– Twoja babcia zadzwoniła i powiedziała, bym cię wypatrywała. Jestem Debora. – Wręczyła Amelii pudełko z jajkami. – Pół tuzina jaj z wolnego wybiegu, złożonych dziś rano!
– Dziękuję! – Amelia podała Deborze pieniądze i ostrożnie włożyła pudełko do plecaka. – Zostawimy dla pani babeczkę! – zawołała, wychodząc z powrotem na dróżkę.
Po drodze do domu zatrzymała się, by poobserwować rolnika i jego pieska rasy collie, wypasających owce na łące, zajrzała też do stajni, gdzie szczotkowano kucyka. Odgłos kwakania sprawił, że się odwróciła. Uśmiechnęła się radośnie – machając skrzydłami, w stawie wylądowały kolejne trzy kaczki, a złączone błoną stopy wyciągały do przodu, gdy uderzały o wodę.
Amelia zeskoczyła ze schodów prowadzących na drogę, po czym przypomniała sobie, że przecież w plecaku ma delikatne jajka. Ups! Otworzyła pudełko i z satysfakcją stwierdziła, że wszystkie nadal są całe – po czym niemal je upuściła, gdy tuż przed nią przez drogę przebiegł szylkretowy kot, przypominając biało-brązowo-rudą plamę.
– Zaczekaj! – zawołała Amelia.
Ale kot wdrapał się na mur po drugiej stronie ulicy i zniknął. _Miał na sobie obrożę?_ – zastanawiała się dziewczynka. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że nie_. Czyj to kotek? I przed czym uciekał?_
– Hau! Hau!
Amelia odwróciła się. Uroczy szczeniak west highland teriera wybiegł na drogę.
Miał krótkie łapki, podłużny pyszczek, z którego zabawnie wystawał mu mały różowy języczek, i białą, lekko kręconą na końcach sierść. Szczeniak najwyraźniej gonił kota, ale gdy ten popędził przez ulicę i dotarł do muru, piesek musiał zrezygnować z pościgu. Zamiast tego biegał w tę i z powrotem wzdłuż muru, zawzięcie szczekając.
Nagle Amelia usłyszała zbliżający się odgłos przypominający dudnienie. _A tym razem, co to takiego?_ – przemknęło jej przez myśl, nim odwróciła się w stronę dźwięku. Wiejską drogą jechał w jej kierunku samochód. Amelii zaparło dech w piersiach z przerażenia. Samochód pędził prosto na szczeniaczka! Serce podskoczyło jej do gardła.
Niewiele myśląc, wybiegła na ulicę. Wyrzuciła ręce w górę, a jajka wyleciały jej z dłoni, rozbijając się na drodze.
– Stój! – krzyknęła, po czym zamknęła oczy.
DOŁĄCZ DO KOLEJNEJ PRZYGODY AMELKI I SYLWKA!
Amelia podała Izie królika, a dziewczynka zanurzyła twarz w jego futerku.
– Tulipanko! Już nigdy więcej ode mnie nie uciekaj!
Sylwek wyszczerzył zęby.
– Teraz musimy się stąd jakoś wyślizgnąć.
– HAU!
Wszyscy odwrócili się w kierunku, z którego dochodziło szczekanie.
Żywopłot zachrzęścił. Pokrzywy zadrżały. Nagle z trawy wyskoczył Mak, ciągnąc za sobą smycz.
– Mak, nie! – zawołał Sylwek z oczami okrągłymi z przerażenia.
Ale zamiast pobiec do Sylwka, szczeniak ruszył prosto do domu. Żołądek podszedł Amelce do gardła. Pani Żurawska ich zobaczy!
Rzucili się do ucieczki. Jeżyny zaczepiały się o ich ubrania, ale nie zatrzymali się, dopóki nie dogonili Maka. Dotarł już na tyły domu. W drzwiach było przejście dla kota i, ku rozpaczy Amelki, szczeniak uderzył w nie noskiem. Mak odbił się od drzwi, upadł na wycieraczkę i zawył zaskoczony. Siedział tam i kręcił zdezorientowany głową. Dziewczynka o mało się nie roześmiała.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Stanęła w nich pani Żurawska z rękami na biodrach. Jej twarz była czerwona z wściekłości.
– Co wy wyprawiacie w moim ogrodzie? – krzyknęła.
Najpierw spojrzała na Amelkę i Sylwka, potem jej oczy spoczęły na Izie.
Gdy jej wzrok opadł na Tulipankę i jej poplamione sokiem futro, gwałtownie wciągnęła powietrze.
– Teraz już wiem, kto wyjadał moje truskawki! – krzyknęła pani Żurawska.
Amelia otworzyła usta, by wyjaśnić sytuację, ale pani Żurawska zrobiła krok w stronę Izy i Tulipanki.
– ZŁODZIEJKA!
Amelia zrozumiała, że muszą uciekać.
– Biegiem! – zawołała.
PRZECZYTAJ KRÓLICZE KŁOPOTY, BY DOWIEDZIEĆ SIĘ, CO DALEJ...