Na skrzydłach śmierci - ebook
Na skrzydłach śmierci - ebook
Wojna... Ci, którzy ją przeżyli, zgodnie twierdzą, że spośród wszystkich kataklizmów ona jest najgorszym. Są jednak ludzie, którzy wojnę traktują jako swoje naturalne środowisko. Profesjonaliści, dla których pole bitwy jest zwykłym miejscem pracy. Psy wojny, wojownicy walczący na własny rachunek.
Jednym z nich jest Andrzej Kamiński, wyrzucony z wojska pilot, dla którego zawód najemnika stanowi ostatnią szansę, by zasiąść za sterami myśliwca. Można mu zarzucić wiele, bezduszność czy brak sumienia. Nie można jednak odmówić mu stalowych nerwów i zabójczych umiejętności.
Poznajcie losy polskiego pilota, który toczy bitwy na obcym niebie.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65904-53-9 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
+--------------------+---------------------------------------------------------------+
| Miejsce: | lotnisko Tullamore Oil nad Jeziorem Alberta, zachodnia Uganda |
+--------------------+---------------------------------------------------------------+
| Data: | 17.04.2014 |
+--------------------+---------------------------------------------------------------+
| Czas lokalny: | 21.20 |
+--------------------+---------------------------------------------------------------+
| Współrzędne: | N 1°28', E 30°56' |
+--------------------+---------------------------------------------------------------+
| Wysokość względna: | 1800 stóp |
+--------------------+---------------------------------------------------------------+
Loty zaczęły się siedemnastego, w czwartek. Negocjacje między prawnikami nafciarzy a rządem stanęły w miejscu. Firma rozpoczęła wydobycie ropy, nie czekając na decyzję polityków. Jeszcze bardziej zaogniło to stosunki pomiędzy obiema stronami konfliktu. Kiedy nad ranem oddziały miejscowej policji zajęły biura Tullamore Oil w Kampali, Kisaru i Hoimie, Woodroofe rozkazał najemnikom szykować samoloty. Skoro prawnicy nie potrafili skłonić rządu do ustępstw, zdecydował się na pokaz siły. Równo o dwunastej myśliwce Airspace Security rozpoczęły patrole nad obszarami roponośnymi. Piloci spodziewali się kłopotów, ale ku ich uldze ugandyjskie systemy obrony przeciwlotniczej milczały. Za to Davis i Harvey, którzy wylecieli w pierwszy lot, od razu zaczęli meldować o obecności rządowych MiG-ów, które śledziły każdy ich krok.
Wojska Ugandy zinfiltrowali korporacyjni agenci, którzy dostarczali swoim pracodawcom świeżych, bardzo cennych informacji. Jedną z nich była wiadomość o wydanym przez dowództwo sił powietrznych rozkazie unikania konfrontacji i nieatakowania maszyn najemników. Znając jego treść, piloci AirSec czuli się nieco bezpieczniej, ponieważ Woodroofe kazał im latać bez uzbrojenia, jedynie z podwieszonymi zewnętrznymi zbiornikami paliwa. Gdyby zostali zaatakowani, do obrony mieliby jedynie działka pokładowe.
Flemingowi nie podobało się wystawianie pilotów i samolotów na tak wielkie ryzyko, ale Woodroofe upierał się, że wszystkie te posunięcia są częścią dobrze przemyślanej polityki. Wysyłając w powietrze myśliwce, stawiał wyraźne ultimatum siłom rządowym, a jednocześnie nie prowokował ich do rozpoczęcia działań zbrojnych, nie umieszczając na myśliwcach broni ofensywnej. Fleming nie dawał za wygraną. Argumentował, że to AirSec bierze na siebie fizyczne ryzyko ataku. Obawy dowódcy najemników zmniejszyły się nieco dopiero wtedy, gdy Woodroofe przyznał w tajemnicy, że ma na liście płac kogoś w sztabie generalnym. Rozkaz nieprowokowania najemników wyszedł właśnie od tego człowieka. Chociaż Woodroofe wiedział o każdym posunięciu Ugandyjczyków, jeszcze zanim rozkazy zostawały zaakceptowane przez ich dowództwo, Fleming pozostawał sceptyczny. Wychodził z założenia, że nie można pokładać zbytniej wiary w człowieku, który za pieniądze zdradził własny kraj. Woodroofe kontrargumentował wtedy, że jego agent w naczelnym dowództwie jest tylko jednym z setek szpiegów. Do Anglika spływały takie ilości informacji wywiadowczych, że analitycy korporacji bez trudu mogli porównywać raporty i natychmiast odrzucać oczywistą dezinformację.
Wątpliwości jednak pozostały.
Tuż przed startem, kiedy Kamiński pospiesznie przeprowadzał skomplikowaną i czasochłonną procedurę uruchamiania silnika swojego samolotu, mechanicy przekazali mu elektryzujące wieści zasłyszane od ludzi obsługujących Jedynkę i Czwórkę, myśliwce, które właśnie wróciły z patrolu. Chwilę wcześniej obydwaj lecący nimi najemnicy wylądowali na ostatnich litrach paliwa, grubo przed wyznaczonym czasem.
Okazało się, że nad polami roponośnymi napotkali dwa ugandyjskie MiG-i. Tylko cudem nie doszło do walki. Turek Faruk Sinan – prowadzący – i Niemiec Heinrich Hübner – skrzydłowy – wykazali się niezwykłą przytomnością umysłu. Gdy napastnicy pojawili się na radarze, zbliżając się z karkołomną prędkością, Turek wyczuł blef. Doświadczenie, którego nabrał podczas grecko-tureckich prowokacji nad Morzem Egejskim, powiedziało mu, że Ugandyjczycy próbują ich tylko wystraszyć i przegonić z nieba. Podjął wielkie ryzyko, ale jego założenia okazały się słuszne. MiG-i nie wystrzeliły pocisków, gdy weszły w zasięg. Widząc, że ich blef nie odniósł skutku, Afrykanie zbliżyli się na odległość wzrokową i rozpoczęli serię agresywnych manewrów, próbując sprowokować najemników do walki lub zmusić do ucieczki. Kiedy usiłowali wejść na ogon F-16, Sinan postanowił dać im nauczkę. Piloci Airspace Security nieraz żartowali, patrząc z dumą na swoje samoloty, że pierwsza i najważniejsza zasada, jaka podczas szkolenia powinna być wbijana do głów pilotom MiG-ów na całym świecie, powinna brzmieć: „Nigdy nie wchodź w walkę kołową ze Żmiją”. Afrykanie najwyraźniej nie znali tej reguły. Po serii gwałtownych manewrów, wśród potwornych przeciążeń i huku dopalaczy, najemnicy siedzieli Ugandyjczykom na ogonach i gonili ich po całym niebie.
Kamiński zastanawiał się, jak musieli się czuć piloci MiG-ów, mając tuż za plecami groźne Żmije i słysząc w słuchawkach sygnał alarmowy, świadczący o tym, że radar przeciwnika jest zablokowany na ich samolocie. Desperacko próbowali wszystkich książkowych i zaimprowizowanych manewrów defensywnych, a jednak nie mogli zgubić intruzów. Całkowitej bezsilności musiała dopełniać świadomość, że od śmierci dzieli ich tylko drgnięcie palca wskazującego pilota na szóstej.
Incydent zakończył się, kiedy Ugandyjczycy zorientowali się, że nikt nie zamierza do nich strzelać. Po pewnym czasie Afrykanie wyrównali lot i oddalili się na południowy wschód. Najemnicy AirSec nie widzieli potrzeby, by kontynuować pościg. Piloci MiG-ów dostali nauczkę.
Kamiński miał nadzieję, że ten udawany atak na patrol F-16 Airspace Security nie był zaplanowaną operacją. Podejrzewał, że całe to zamieszanie wynikło z urażonej dumy ugandyjskich lotników, dotkniętych do żywego impertynencją najemników, którzy wtargnęli w ich przestrzeń powietrzną i ośmielili się rzucić im wyzwanie. Na korzyść tej hipotezy świadczył fakt, że Afrykanie nie otworzyli ognia po wejściu w zasięg, czyli nie zamierzali wcale atakować. Kamiński podejrzewał, że gdyby była to zaplanowana prowokacja, Ugandyjczycy przygotowaliby coś sprytniejszego. W wyniku tego fiaska zdołali się jedynie ośmieszyć.
Polak otrząsnął się z zamyślenia. Popchnął lekko dźwignię przepustnicy i ustawił przepływ paliwa na poziomie dwa tysiące dwieście funtów na godzinę. Praca silnika przybrała nieznacznie na mocy, samolot drgnął i ociężale ruszył do przodu. Pilot pozwolił, by kołujący myśliwiec wtoczył się na pas, po czym skręcił na kurs startowy 015. Zatrzymał samolot i ściągnął przepustnicę, patrząc, jak wskaźnik obrotów silnika zatrzymuje się na biegu jałowym.
Zerknął przez ramię i zobaczył, jak na pas wtacza się smukła sylwetka F-16 pilotowanego przez Sidekicka, czyli Roba Knighta, który podczas tego lotu miał pełnić rolę jego skrzydłowego. Samolot zatrzymał się na czwartej, po prawej stronie pasa startowego. Kamiński uniósł kciuk. Knight odpowiedział tym samym gestem. Stojący po lewej stronie pasa mechanik Johnson, z wielkimi słuchawkami na uszach i z ustami oraz nosem szczelnie owiniętymi czerwoną chustą, machnął latarką, dając sygnał, że wszystko gotowe. Mieli pozwolenie na start.
Najemnik popchnął dźwignię przepustnicy aż do oporu. Ryk silnika zaczął nabierać mocy, a wskaźnik obrotów przekroczył dziewięćdziesiąt procent i doszedł do stu. Pilot po kolei uruchomił wszystkie stopnie dopalacza i jego uszy wypełnił stłumiony szum płomieni. Gdy obroty zaczęły dobiegać do stu dziesięciu procent, zwolnił hamulec. Myśliwiec wyrwał do przodu, wciskając Kamińskiego w fotel.
Strzał adrenaliny spowodowany przez prędkość wywołał mimowolny, drapieżny grymas na twarzy Andrzeja. Przyspieszenie od zera do stu osiemdziesięciu węzłów, czyli ponad trzystu trzydziestu kilometrów na godzinę, osiągnął w niecałe dziewięć sekund. Samolot przemknął koło wieży kontrolnej, śmignął koło hangarów i zaczął zbliżać się do końca pasa. Pasek prędkości po lewej stronie ekranu przeziernego HUD wskazywał już dwieście węzłów, więc Polak nie potrzebował dłuższego rozbiegu. Ściągnął delikatnie drążek, by unieść dziób myśliwca, zatrzymując celownik działka na dziewięciu stopniach. Maszyna z pewnym oporem, jakby niechętnie oderwała się od ziemi, nabierając cały czas prędkości. Gdy tylko wskaźnik toru lotu na HUD-zie odkleił się od sztucznego horyzontu i pilot poczuł, że koła uniosły się nad nawierzchnię, popchnął gałkę dźwigni podwozia i nie czekając, aż mechanizm zakończy jego chowanie, zmniejszył obroty silnika do ciągu bojowego. Ryk dopalacza natychmiast ucichł. Andrzej znalazł się w powietrzu. Poczuł znajomą euforię.
Nie miał czasu na…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej