- W empik go
Na szczęście jesteśmy zjednoczeni. Moja europejska droga - ebook
Na szczęście jesteśmy zjednoczeni. Moja europejska droga - ebook
Hans-Gert Pöttering jest jedynym eurodeputowanym należącym do Parlamentu Europejskiego nieprzerwanie od czasu pierwszych wyborów bezpośrednich w roku 1979. Pełniąc funkcje kierownicze, m.in. jako przewodniczący frakcji Europejskiej Partii Ludowej (1999–2007) i jako szef Parlamentu Europejskiego (2007–2009) był świadkiem i uczestniczył w kształtowaniu rozwoju Unii Europejskiej. Po 35 latach zakończył mandat 1 lipca 2014 r. W swojej autobiografii nie tylko wspomina liczne spotkania z osobistościami świata polityki, kultury i życia społecznego, lecz także opisuje procesy decyzyjne w instytucjach Unii Europejskiej. Droga, jaką Hans-Gert Pöttering przeszedł w europejskiej polityce i jego poglądy na sprawy Europy odzwierciedlają jego przekonanie, że możliwe jest sprostanie wyzwaniom współczesnym i wyzwaniom przyszłości.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-943728-1-1 |
Rozmiar pliku: | 8,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Refleksje nad książką Hansa-Gerta Pötteringa warto rozpocząć od tego, co osobiście uważam za naprawdę wyjątkowy jej walor. Jest nim wyłaniający się z jej stron obraz polityki, jakiej – jak mi się wydaje – często nam w Polsce brakuje, a której wartość także i sama Europa powinna dziś chyba odkryć ponownie. To polityka niewolna od pasji, przekonań i wartości, a jednocześnie polityka przepełniona głębokim szacunkiem zarówno dla politycznych sojuszników, jak i adwersarzy, dla obywateli i różnorodności ich podejść. To polityka oparta na dialogu, który wzbogaca różnorodność argumentów, na poszukiwaniu zrozumienia dla różnych poglądów i interesów, na wypracowywaniu trudnych często kompromisów, których fundamentem jest myślenie w kategoriach wspólnoty i dobra wspólnego, a nie partykularnych interesów.
W tym sensie książka Hansa-Gerta Pötteringa z pewnością nie jest tylko zapisem historii. Choć niezaprzeczalnie daje ona wyjątkowe, bo oparte na osobistym doświadczeniu i refleksjach naocznego jej uczestnika, świadectwo tego jak na przestrzeni siedemdziesięciu lat Europa Zachodnia powstawała z ruin wojny światowej i jak rodziła się oraz ewoluowała wspólnota europejska, którą dziś budujemy także i my, Polacy. Jest więc ta książka wyśmienitym źródłem historycznym, zapisem integracji europejskiej, praktyki politycznej – tak w lokalnym, jak i narodowym czy właśnie europejskim wymiarze. Jest ona też wartościowym kompendium spostrzeżeń i głębokich refleksji nad historią, polityką, naturą ludzką, osobistymi wyborami, przyjaźniami. Wreszcie, choć próżno w niej szukać sensacyjnych opisów politycznej kuchni, to jednak znajdziemy na tych stronach zapis głębokich procesów przemian – zarówno europejskiej praktyki politycznej, realnego wpływu brukselskich instytucji, jak i świadomości obywateli.
Polskich czytelników z pewnością zainteresują wątki nam najbliższe: zapis spotkań z polskimi premierami w roku 2007, gdy wykuwały się ostateczne zapisy traktatu lizbońskiego, odniesienia do nauki Jana Pawła II, przemyślenia autora na temat relacji polsko-niemieckich czy roli jaką odegrała Solidarność i Polacy w uwolnieniu kontynentu spod jarzma totalitaryzmu. Wyjątkowy kontekst tym rozważaniom nadaje fakt, że Hans-Gert Pöttering urodził się w tej części Niemiec, którą w roku 1945 wyzwalali polscy żołnierze. Nigdy nie poznał swojego ojca, poległego gdzieś na terenach dzisiejszej Polski, którego imię odnalazł na symbolicznej tablicy cmentarza wojennego w Glinnej, w Zachodniopomorskiem, dopiero w roku 2011. A jednak Hans-Gert Pöttering był z pewnością jednym z największych adwokatów rozszerzenia Unii Europejskiej o kraje Europy Środkowowschodniej. Niedawno zaś, odbierając honorowe obywatelstwo jednego z polskich miast, prawdziwie szczerze mówił: „dziś mogę się czuć Polakiem. Wspominam w tym momencie moje dzieciństwo i myślę, że nawet nie mogłem sobie takiego dnia wyobrazić”.
Europa, jakiej w najśmielszych marzeniach nie mogliśmy sobie jeszcze nie tak dawno temu wyobrazić, jest dziś rzeczywistością. Pisząc te słowa w odniesieniu do tytułu tej książki: Na szczęście jesteśmy zjednoczeni, zdaję sobie sprawę – a nawet liczę – że znaczne grono czytelników będzie miało trudność z ich właściwym zrozumieniem. Coraz więcej jest przecież Polaków, dla których ta rzeczywistość jest jedyną, jaką znają z doświadczenia. Myślę, że wręcz opacznie mogą odczytać moje słowa, myśląc, że piszę o targających dziś Europą napięciach, fundamentalnych pytaniach o wartości i przyszłość naszego kontynentu. Im właśnie chciałbym przytoczyć słowa, które usłyszałem od autora tej książki, gdy spotkałem go na swej drodze po raz pierwszy.
Był rok 1999. Obaj uczestniczyliśmy w debacie nad rolą chrześcijaństwa w integracji europejskiej. Był to moment, gdy mój rząd prowadził trudne negocjacje dotyczące przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, jednocześnie reformując państwo tak, by było w stanie skutecznie sprostać wyzwaniom także przecież związanym z integracją. Hans-Gert był już wtedy przewodniczącym największej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim – Chrześcijańskich Demokratów. Po konferencji rozmawialiśmy chwilę o wyzwaniach stojących przed nami. Nie było wszak wcale jasne, czy Polska sprosta wymaganiom i wstąpi do UE w pierwszej grupie nowych państw. Usłyszałem wtedy, w roku 1999, słowa które wbrew naszym obawom się spełniły. Hans-Gert stwierdził, że za dziesięć lat Polska będzie silnym członkiem Unii Europejskiej i nikt już nie będzie pamiętał tych wszystkich napięć, trudności czy naszych słabości, które nam kiedyś na drodze ku wspólnej Europie często przesłaniały szerszy obraz.
Udało się! Piętrzące się wyzwania motywowały nas do wysiłku. Podobnie w wyzwaniach stających przed Unią Europejską musimy znaleźć motywację do wytężonej pracy. Tak jak robili to przed nami inni – bo historia europejskiej integracji spisywana jest właśnie napięciami i wyzwaniami, którym udało się sprostać. Refleksje zawarte w tej książce też chyba skłaniają ku takiej właśnie konstatacji. Niech będzie więc dla nas ta książka i jej tytuł nie zapisem przeszłości, ale drogowskazem prowadzącym nas w naszych wysiłkach ku przyszłości.
prof. Jerzy Buzek
premier rządu RP w latach 1997–2001
poseł do Parlamentu Europejskiego, w latach 2009–2012 jego przewodniczącyWprowadzenie
Zjednoczenie Europy jest największym osiągnięciem w dążeniu do pokoju – nie tylko w dziejach naszego kontynentu, ale i całego świata. Ta historyczna perspektywa i ocena może się wielu osobom wydać przesadzona, niewłaściwa lub wręcz patetyczna, lecz nie zmienia to faktu, że jest słuszna. To dlatego w roku 2012 Unia Europejska otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Wzruszająca ceremonia jej wręczenia, która odbyła się 10 grudnia 2012 r. w Oslo i na którą byłem zaproszony, na zawsze pozostanie w mej pamięci.
Ludzie zbyt łatwo zapominają, jak długą drogę pokonali Europejczycy od kontynentu pełnego wrogości do Unii Europejskiej, która powołuje się na wspólne wartości i w której w 28 państwach mieszka dziś razem ponad 500 milionów ludzi „zjednoczonych w różnorodności”. Tylko wtedy, gdy wiemy skąd przychodzimy – wiemy, gdzie jesteśmy i możemy decydować, dokąd chcemy iść. Zachowywanie naszej historycznej pamięci i przekazywanie tego, co minione – przede wszystkim młodym ludziom, którzy kształtować będą przyszłość – jest konieczne, aby doświadczenia przeszłości mogły być fundamentem i punktem wyjścia naszej drogi ku przyszłości.
Polityka europejska kanclerza Konrada Adenauera była inspiracją do mojego wstąpienia do CDU. W latach mej młodości fascynowała mnie ona jako ukierunkowana na pojednanie, porozumienie i współpracę oraz jako polityka, którą Konrad Adenauer pojmował jako działanie na rzecz pokoju. Fascynacja ta nigdy później nie osłabła. Robert Schuman i Alcide De Gasperi okazali się dla kanclerza Adenauera partnerami podzielającymi jego poglądy. 9 maja 1950 r. Robert Schuman, francuski minister spraw zagranicznych, podczas konferencji prasowej w gmachu ministerstwa przy Quai d’Orsay zadeklarował utworzenie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali (EWWiS): „Wyciągamy rękę do wczorajszego wroga, by się z nim pojednać i budować Europę”¹. Był to początek procesu zjednoczenia Europy – pięć lat i jeden dzień po zakończeniu II wojny światowej, którą rozpętała polityka pogardy dla człowieka i która doprowadziła nasz kontynent na skraj przepaści.
Schuman spodziewał się we Francji i we francuskim rządzie sprzeciwu i wątpliwości, a nawet wrogich postaw wobec swojego projektu. Pokojowa współpraca jako podstawa europejskiego zjednoczenia – fundamentalna idea planu Schumana – była zamiarem niewyobrażalnie śmiałym, ponieważ skierowana była przede wszystkim do przeciwnika wojennego, odwiecznego wroga, do młodej wciąż Republiki Federalnej Niemiec.
Schuman polecił opracować swoją inicjatywę w najściślejszej tajemnicy i bez wiedzy innych członków gabinetu, a zadanie to powierzył niewielkiej grupie pracowników we francuskim urzędzie planowania – kierowanym przez swojego współpracownika Jeana Monneta, który do tamtej pory miał już za sobą owocną karierę biznesmena, lecz jeszcze nigdy nie sprawował urzędu ministra czy wręcz szefa rządu. Jego głównym celem była polityka europejska i międzynarodowa; zjednoczenie zaś kontynentu było dla niego podstawowym warunkiem pokoju na całym świecie.
Dzień przed konferencją prasową Schumana, 8 maja 1950 r., gabinet pod przewodnictwem Konrada Adenauera obradował w Bonn nad przystąpieniem Niemiec do Rady Europy. Na posiedzenie to przybył przedstawiciel francuskiego ministra spraw zagranicznych z dwoma pismami dla Konrada Adenauera: odręcznym, osobistym listem Roberta Schumana oraz oficjalnym listem przewodnim zawierającym omówienie jego projektu – „planu Schumana”.
„Niezwłocznie oznajmiłem Robertowi Schumanowi, że do jego propozycji przychylam się z całego serca”, zanotował później Konrad Adenauer w swych wspomnieniach. Dalej pisał: „Plan Schumana całkowicie odpowiadał reprezentowanym przeze mnie od dawna poglądom na wzajemne powiązanie ze sobą europejskich przemysłów kluczowych”², ^(3*). Zalety tego projektu dostrzegł również premier Włoch Alcide De Gasperi. Widział w nim znaczący krok na drodze do wewnątrzeuropejskiego pojednania.
Niecały rok później, 18 kwietnia 1951 r., Francja, Niemcy, Włochy i kraje Beneluksu podpisały traktat powołujący Europejską Wspólnotę Węgla i Stali. 10 sierpnia 1952 r. pod przewodnictwem Jeana Monneta rozpoczęła swą pracę tzw. Wysoka Władza w Luksemburgu.
Trzydzieści lat później jako przewodniczący krajowego związku Europa-Union w Dolnej Saksonii cytowałem Jeana Monneta w Hanowerze podczas uroczystości „25-lecia traktatów rzymskich”. Obecni byli: były prezydent Republiki Federalnej Niemiec i prezydent Europa-Union Deutschland Walter Scheel, były prezydent Francji Valéry Giscard d’Estaing, który był potem moim kolegą w Parlamencie Europejskim, ponadto premier Dolnej Saksonii Ernst Albrecht, jak również dolnosaksoński minister do spraw związkowych Wilfried Hasselmann. Mówiłem o tym, że Jean Monnet, ów wielki Francuz i Europejczyk, pierwszy honorowy obywatel Europy, jako przewodniczący Wysokiej Władzy Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali przyjmował pewnego razu w Luksemburgu grupę odwiedzających i opisał to później w swoich wspomnieniach w następujący sposób:
Ludzi, którzy odwiedzili mnie w Luksemburgu, zdziwiła stojąca na moim biurku fotografia nietypowej tratwy. Była to Kon Tiki, której przygody poruszyły świat i w której upatrywałem symbolu naszego europejskiego przedsięwzięcia.
„Ci młodzi mężczyźni”, opowiadałem moim gościom, „obrali kierunek. Potem wypłynęli i wiedzieli, że nie mogą zawrócić. Jakiekolwiek trudności by się nie pojawiły, oni mieli tylko jedną możliwość – nieprzerwanie płynąć dalej. Także my do naszego celu, Stanów Zjednoczonych Europy, idziemy drogą, z której nie ma odwrotu”⁴.
Jean Monnet, odważny i dalekowzroczny człowiek, nie mógł jeszcze widzieć drugiego brzegu, ale był zdecydowany osiągnąć cel: jedność kontynentu europejskiego.
Jego idee i przekonania fascynowały mnie zawsze. Jeśli będziemy dalej za nimi podążać, w szczególności stosować zalecaną przez niego metodę wspólnotową – tzn. jeśli działać będziemy poprzez instytucje europejskie – i czynić to z cierpliwością, a zarazem pasją, postrzegając kryzysy i wyzwania jako szanse, oraz jeśli stopniowo postępować będziemy do przodu i mieć jasny cel przed oczyma, to Europa odniesie sukces, a Unię Europejską czekać będzie dobra przyszłość.
Konrad Adenauer wyraził to jasno: „Plan Schumana był początkiem zjednoczenia Europy. Wraz z podpisaniem rozpoczął się nowy rozdział w europejskiej historii”⁵. Plan stał się podstawą nowego porządku w relacjach pomiędzy państwami i narodami Europy. Jego ogłoszenie było fundamentem pracy na rzecz pokoju, która dzisiaj stała się dla nas w Unii Europejskiej sprawą oczywistą. Przed sześćdziesięciu laty nie można było przewidzieć, że otworzy on najdłuższy w dziejach Europy okres pokoju. Sformułowany przez Schumana cel był drogowskazem. Już pierwsze zdanie jego deklaracji było jednoznaczne i ambitne: „Pokój na świecie nie mógłby być zachowany bez twórczych wysiłków na miarę grożących mu niebezpieczeństw”⁶, ^(7*).
Europejscy ojcowie założyciele znali rozmiar tych zagrożeń. Doświadczyli ich na własnej skórze – konfliktów toczących się pomiędzy państwami europejskimi o granice i obszary pograniczne. Przede wszystkim trzej mężowie stanu: Robert Schuman, Konrad Adenauer i Alcide De Gasperi – wszyscy trzej chrześcijańscy demokraci. Ukształtowały ich wczesne doświadczenia życia w europejskich rejonach pogranicznych: Robert Schuman, urodzony w Luksemburgu, jako Lotaryńczyk był w czasie I wojny światowej żołnierzem w niemieckiej armii; Alcide De Gasperi, urodzony we włoskiej prowincji Trydent, która podówczas należała jeszcze do Cesarstwa Austro-Węgier, w związku z czym był on członkiem austriackiego parlamentu; Konrad Adenauer, wieloletni nadburmistrz lewobrzeżnej Kolonii, pełniąc tę funkcję był świadkiem zajęcia lewego brzegu Renu przez Francję po I wojnie światowej.
Już pod koniec XVIII w. Immanuel Kant stwierdzał z goryczą:
Jesteśmy w wysokim stopniu wychowani przez sztukę i naukę. Jesteśmy aż nadto ucywilizowani do rozmaitej społecznej grzeczności i przyzwoitości. Ale do tego, by uznać nas za moralnych, wciąż brakuje bardzo wiele⁸.
Cierpienia, nędza i śmierć jako rezultat kampanii wojennych oraz bitew o granice i terytoria – przez stulecia były regułą, a nie wyjątkiem. Ten czarny rozdział europejskiej historii trzeba było w końcu zamknąć! Ojcowie założyciele Unii Europejskiej z krwawych dziejów swojego kontynentu wyciągnęli właściwe nauki. Zgodni byli ze sobą, że trzeba zrobić wszystko, aby granice w Europie przestały dzielić. Odważnie i dalekowzrocznie, z cierpliwością i pasją zamknęli pełną nienawiści i wrogości przeszłość i zaczęli tworzenie lepszego świata. Plan Schumana – Europejska Wspólnota Węgla i Stali – był pierwszym krokiem, który do tego świata prowadził.
Ta pierwsza wspólnota konkretnych interesów stanowiła punkt wyjścia stopniowego procesu integracji. Metoda wspólnotowa, która dzisiaj wciąż musi nas obowiązywać i być standardem naszego działania, sprawdziła się przy stopniowo zwiększanym uwzględnianiu oczekiwań gospodarczych i społecznych. Było to „zjednoczeniem interesów narodów europejskich, a nie tylko utrzymywaniem ich równowagi”, jak wyraził to Monnet⁹.
Warto uświadomić sobie sens i doniosłość pierwszego traktatu powołującego Europejską Wspólnotę: całość produkcji węgla i stali we Francji, w Niemczech, jak również we Włoszech i w krajach Beneluksu podporządkowana została jednej wspólnej władzy. Zniesiono trudności w handlu i ułatwiono gospodarczą odbudowę zniszczonych przemysłów. Rewolucyjna była idea, zgodnie z którą zwycięzcy i pokonani wspólnie chcieli sprawować kontrolę nad głównymi przemysłami decydującymi o wojnie i pokoju – tj. nad węglem i stalą.
Najważniejsze w planie Schumana było stworzenie całkowicie nowego systemu instytucjonalnego: miejsce zwykłej współpracy pomiędzy suwerennymi państwami zajął zrównoważony demokratyczny dialog pomiędzy państwami członkowskimi, Zgromadzeniem EWWiS (późniejszym Parlamentem Europejskim), Radą Ministrów EWWiS, Wysoką Władzą – poprzedniczką dzisiejszej Komisji – i Trybunałem Sprawiedliwości. Jean Monnet wyraził to następująco: „Nic nie jest możliwe bez ludzi, nic trwałego – bez instytucji”¹⁰. Zdanie to zawiera w sobie wielką prawdę.
Wysoka Władza stała się wyrazem zasady ponadnarodowości, podczas gdy Rada Ministrów działała jako międzyrządowy łącznik pomiędzy Wysoką Władzą a państwami członkowskimi EWWiS w zakresie ogólnej polityki gospodarczej. Współdziałanie elementów ponadnarodowych i międzyrządowych stało się rdzeniem procesu integracji europejskiej.
Zdolność tego aparatu do podejmowania decyzji i do działania zagwarantowana została poprzez wprowadzenie głosowania większością kwalifikowaną w obszarach suwerenności dzielonej. Orzecznictwo Trybunału, który sprawuje bezpośrednią władzę sądowniczą, i wprowadzenie środków własnych w miejsce składek narodowych zadecydowały o oryginalności, wydajności i przewadze tego systemu – systemu, który przez ostatnie sześćdziesiąt lat był krok po kroku rozwijany i umacniany, choć droga ta nie była prosta ani pozbawiona przeszkód.
*
Nie wszystko się udawało. 30 sierpnia 1954 r. traktat o Europejskiej Wspólnocie Obronnej przekreślony został przez postawę francuskiego Zgromadzenia Narodowego, które postanowiło zdjąć jego ratyfikację z porządku obrad.
To były okropne dni. Wynik głosowania przekreślił nam Niemcom wieloletnie starania o odtworzenie suwerenności naszego kraju wykonanie decydującego kroku naprzód w odbudowie Europy,
stwierdził później Adenauer, w którego pamięci „owe straszne dni zapisały się głęboko”¹¹.
W decyzji francuskiego Zgromadzenia Narodowego szczególną rolę odegrało około stu deputowanych komunistycznych. Nie chcieli oni zjednoczenia Europy, bo sprzeczne ono było z interesami Moskwy, dla której ci deputowani działali. „Pozostałe głosy za zdjęciem z porządku obrad zostały”, jak to szczegółowo przedstawił Konrad Adenauer, oddane „po części z pobudek nacjonalistycznych, po części z obaw przed Niemcami”¹².
Jak pisze Adenauer, francuski parlament był przedostatnim, który zajmował się traktatem. Belgia, Holandia, Luksemburg i Republika Federalna Niemiec już go ratyfikowały. We Włoszech ratyfikacja nie została jeszcze przeprowadzona przez parlament, ale można było liczyć na jego zgodę, ponieważ odpowiednie komisje już traktat zaaprobowały. Istotne jest też, że Europejska Wspólnota Obronna zgodna była z inicjatywą francuską, w związku z czym tym bardziej przykre było, a nawet wstrząsające, że Francja odrzuciła swój własny projekt.
Przypomnieć trzeba też o tym, że projekt Europejskiej Wspólnoty Obronnej miał silne poparcie amerykańskiego rządu. W szczególności amerykański sekretarz stanu John Foster Dulles, dobry przyjaciel Konrada Adenauera, wspierał politykę niemieckiego kanclerza w odniesieniu do zjednoczenia Europy. W swoich wspomnieniach Adenauer skomentował amerykańską politykę powojenną po 1946 r., pisząc o Dullesie, że jego polityka
oparta była na założeniu, że Europa Zachodnia w końcu osiągnie jedność, która uchroni ją przed wojnami i da jej możliwość obrony przed agresją z zewnątrz. Naglącą potrzebę tej jedności winni dostrzec wszyscy wiodący mężowie stanu wszystkich wolnych narodów¹³.
Następnie Adenauer cytuje Dullesa:
Tragedią jest, że w jednym kraju nacjonalizm przy wsparciu komunizmu wziął górę w taki sposób, że zagrożona jest cała Europa. Tragedia ta stałaby się jeszcze większa, gdyby Stany Zjednoczone wyciągnęły z niej wniosek, że ze swej strony także muszą obrać kurs ślepego nacjonalizmu.
Niemiecka i amerykańska polityka zorientowana była teraz na włączenie Niemiec do NATO. Wprawdzie 9 maja 1955 r. RFN stała się członkiem Paktu, jednak niepowodzenie Europejskiej Wspólnoty Obronnej sprawiło, że dla europejskiej polityki zjednoczeniowej stracono wiele cennych lat. Ze skutkami mamy do czynienia jeszcze dziś, ponieważ mimo całego postępu w zakresie współpracy prawdziwa europejska polityka zagraniczna, bezpieczeństwa i obronna niestety nie istnieje jako polityka wspólnotowa.
Rację miał jednak Konrad Adenauer:
Żal i rezygnacja nie zdają się na nic. Zadanie włączenia Republiki Federalnej Niemiec do kręgu wolnych narodów i stworzenia Europy trzeba podjąć na nowo¹⁴.
Jego wezwanie, by po dotkliwej porażce się nie poddawać – wywarło na mnie wielkie wrażenie, w istocie mnie ukształtowało. Później, gdy byłem przewodniczącym frakcji Europejskiej Partii Ludowej i Europejskich Demokratów w Parlamencie Europejskim oraz przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, ta postawa Adenauera była dla mnie nauką, by w trudnych sytuacjach, gdy wielu sojuszników już straciło nadzieję – nie ustępować i trzymać kurs.
*
25 marca 1957 r. podpisano traktaty rzymskie ustanawiające Europejską Wspólnotę Gospodarczą i Europejską Wspólnotę Energii Atomowej (Euratom). Były one rozwinięciem idei EWWiS i kontynuacją największego projektu na rzecz pokoju i demokracji w dziejach Europy.
W następnych latach i dziesięcioleciach Europa zrastała się nie tylko w sferze gospodarczej. Coraz większe były postępy w tworzeniu Europy politycznej: Jednolity akt europejski, który wszedł w życie 1 lipca 1987 r., traktaty z Maastricht (1 listopada 1993 r.), amsterdamski (1 maja 1999 r.), nicejski (1 lutego 2003 r.) i w końcu lizboński, który w życie wszedł 1 grudnia 2009 r.
Nie od razu Europę zbudowano. Schuman świadom był tego, że będzie ona musiała jednoczyć się stopniowo wokół konkretnych kwestii. Nie było też sprawą decydującą, by dla wszystkich problemów znaleźć natychmiastowe rozwiązania, lecz aby stworzyć procedury, dzięki którym możliwe będzie w końcu cywilizowane i wolne od przemocy rozwiązywanie trudności i zadań opierając się na fundamencie prawnym. Instytucje europejskie miały jednak stać się „pierwszą konkretną podstawą Federacji Europejskiej, niezbędnej dla zachowania pokoju”^(15*), jak wyrażone to zostało w deklaracji Schumana¹⁶. Pokój to słowo, o które chodziło, i o które chodzi także dzisiaj i będzie chodziło w przyszłości. Zjednoczenie Europy było odpowiedzią na wojnę i zniszczenie. Dziś Europa znaczy pokój!
*
Wielki sukces europejskich ojców założycieli nie ulega wątpliwości. Mało kto mógł przypuszczać w roku 1950, w epoce pełnej napięć, gdy Związek Radziecki i totalitaryzm komunistyczny ciemiężyły pół Europy, że państwa komunistyczne pewnego dnia staną się częścią Unii Europejskiej. Adenauer jednak uważał to za możliwe:
Myśląc o Europie, spoglądać musimy także na Wschód. Do Europy należą kraje, które mają bogatą europejską przeszłość. Także im zaoferować trzeba możliwość przystąpienia¹⁷.
W innym miejscu stwierdza:
Jestem przekonany: o ile na początku było sześć krajów, pewnego dnia dołączą wszystkie pozostałe państwa europejskie¹⁸.
Ta nowa koncepcja europejskiej przyszłości wcześnie zaczęła mnie fascynować. Wspólnotowa Europa była odpowiedzią na pytanie o przyszłość, w której narody, regiony i społeczności lokalne nie będą musiały tracić swojej tożsamości. Pod jednym dachem silnych instytucji europejskich państwa członkowskie Europy mogły rozwijać się na decydującym fundamencie wspólnego europejskiego prawa. Instytucjami tymi były Komisja Europejska, Parlament Europejski, Rada Ministrów, Trybunał Sprawiedliwości, jak również inne organy, które powołano później: Europejski Trybunał Obrachunkowy, Komitet Regionów oraz Komitet Społeczny. To była ta historyczna nowość Europy wspólnotowej: prawo ma władzę, a nie jak w każdym stuleciu przed zjednoczeniem Europy – władza prawo. Walter Hallstein, pierwszy przewodniczący Komisji Europejskiej (1958–1967) tak opisał nową jakość powstającą w Europie:
to, co mamy na myśli, mówiąc „federalny”, to zatem jedynie to: wspólnota ma z państwem związkowym wspólną tę właściwość, że określone elementy władz państwowych łączone są w związek z innymi i przenoszone na własną, różną od danego kraju członkowskiego organizację. Pod tym względem wspólnota podobna jest państwu związkowemu. Realizuje ona to, co istotne w europejskim zadaniu: tworzyć równowagę pomiędzy władzą europejską złożoną z cząstek narodowych suwerenności a istniejącą nadal władzą państwową krajów członkowskich. Zachowuje ona to, co w będących spadkobiercami różnorodności i samodzielności jednostkach narodowych zasługuje na zachowanie, i tworzy przy tym ogromną terytorialnie organizację, której wymaga kontynentalna skala epoki globalizacji¹⁹.
Znany historyk Golo Mann trafnie przedstawił dawny europejski system z perspektywy epoki napoleońskiej. Gdy Napoleon po bitwie pod Jeną i Auerstedt (październik 1806) był u szczytu swej potęgi, widział naprzeciw siebie front chwiejny i wewnętrznie skłócony. Golo Mann naszkicował niejako portret psychologiczny pięciu mocarstw tamtej epoki – Anglii, Francji, Austrii, Rosji i Prus.
Między wszystkimi tymi mocarstwami panowała wrogość, otwarta lub skryta wojna; polityczną grą rządziły relacje negatywne. Wrogość między Francją a Anglią przesłaniała wszystko. I właśnie dlatego wciąż podejmowane były między nimi niekonkretne kontakty, których motywacją było przekonanie, że jeśli oba te państwa się zjednoczą, to pokój będzie wieczny, a świat znajdzie się w ich posiadaniu. Wrogość panowała między Francją a Austrią, stara, klasyczna, renesansowa wrogość. Choć w poprzednim stuleciu już dwa razy próbowały położyć jej kres i wspólnie narzucić Europie swe prawo: w czasie wojny siedmioletniej i w roku 97. Wrogość była między Prusami a Austrią, wrogość niemiecka i europejska: w głowach niemieckich patriotów nie gasła jednak myśl o tym, że zjednoczenie tych dwóch mocarstw – zjednoczenie wszystkich Niemców stworzy siłę większą od całej reszty Europy. Także między Francją a Prusami panowała wrogość; choć sojusz tych dwóch krajów postępu był ulubioną koncepcją francuskiej rewolucji. Wrogość była w końcu także między Francją a Rosją. A istniała idea, że zjednoczenie tych dwóch potęg mogłoby przynieść panowanie nie tylko nad Europą, ale i nad Afryką i Azją²⁰.
Tamtej rywalizacji między europejskimi państwami nie można było opisać trafniej. Dziś wymienione mocarstwa wraz z większością swych ówczesnych europejskich terytoriów są – z wyjątkiem Rosji – zjednoczone w sposób pokojowy w ramach Unii Europejskiej. Ale wtedy, w roku 1814 i 1815, po klęsce Napoleona chodziło o to, by rywalizację złagodzić poprzez odtworzenie równowagi. Klemens von Metternich, wielki architekt kongresu wiedeńskiego, i Friedrich von Gentz, sekretarz tego kongresu mieli, jak to wyraził Golo Mann, następujący cel:
Odbudowa równowagi i nic poza tym. Żadnych mrzonek, żadnej ligi narodów, żadnego państwa uniwersalnego. Ani Rzeszy Niemieckiej, o której marzyli patrioci z północy obszaru niemieckiego. I żadnej rosyjskiej przewagi, która najzupełniej wynikać mogła z ogromnego rosyjskiego wkładu w taki obrót rzeczy. Pokój oparty o parę państw, mniej więcej tak samo silnych, rozważnie rządzonych, nawzajem nie nazbyt sobie wrogich²¹.
Wiemy, co przyniosły czasy po kongresie wiedeńskim: restaurację, która krępowała wolę narodów, choć umożliwiła epokę bez wojen. Jednak tak jak w przeszłości, jak przez wszystkie wcześniejsze stulecia, system ten nie mógł być trwały. Doszło do wojny austriacko-pruskiej roku 1866, francusko-pruskiej lat 1870/1871, I wojny światowej (1914–1918) i II wojny światowej (1939–1945). W obliczu tych historycznych doświadczeń ręka wyciągnięta przez Roberta Schumana do Niemiec w roku 1950 na pojednanie i porozumienie była politycznym cudem. W istocie, także tu sprawdza się to, co powiedział ojciec Kościoła św. Augustyn: „Cuda nie przeczą naturze, lecz naszej wiedzy o naturze”²².
Do szczęśliwych zrządzeń historii należy to, że Robert Schuman w Konradzie Adenauerze, Alcide De Gasperim i innych znalazł przyjaciół o takich samych jak swoje przekonaniach. Możemy być dumni z tego, że to w szczególności chrześcijańscy demokraci rozpoczęli dzieło pojednania i zjednoczenia Europy. Wiadomo przy tym, że – i to dotyczy także dnia dzisiejszego – europejska jedność nie jest dana raz na zawsze, lecz wymaga wciąż nowego i zdecydowanego działania. Trafnie wyraził to Konrad Adenauer 16 lutego 1967 r. w Madrycie w ostatniej w swym życiu przemowie:
W naszych czasach koło historii toczy się z niesamowitą prędkością. Jeśli polityczne wpływy państw europejskich mają zostać zachowane, trzeba działać. Jeśli nie można od razu osiągnąć najlepszego rozwiązania, trzeba wybrać drugie lub trzecie z listy najlepszych rozwiązań. Jeśli nie wszyscy współpracują, działać powinni ci, którzy są do tego gotowi²³.
Słowa Adenauera aktualność zachowują do dzisiaj. I nigdy nie powinniśmy zapominać, że jak wszystko co ludzkie, także europejskie zjednoczenie jest niedoskonałe. Wymaga ono ciągłego działania i wysiłku. Wiara w to, że jest i będzie dobrze – nie wystarczy.
*
Małe kroki są przy tym równie ważne jak wielkie decyzje. Istotne jest i pozostanie to, by utrzymywać kurs: nie Europa należąca do rządów, Europa międzyrządowa, lecz Unia Europejska, którą obliguje metoda wspólnotowa i Europa działająca wspólnotowo za pośrednictwem silnych instytucji – oto, co odpowiada moim przekonaniom. Jedną z tych instytucji jest Parlament Europejski. Wyrosły z organu zwanego niegdyś „Zgromadzeniem”, jest dzisiaj potężny i wpływowy. Bez Parlamentu Europejskiego Unia Europejska nie byłaby dziś tym, czym jest. Parlament Europejski w wielu kwestiach jest prekursorem. Frakcja Chrześcijańskich Demokratów, obecnie Europejska Partia Ludowa, odgrywa przy tym rolę wiodącą i zawsze widziała się w roli adwokata nowej, sprawnej Europy opartej na demokracji i parlamentaryzmie. Frakcja Europejskiej Partii Ludowej – od roku 1999 bez wątpienia największa w Parlamencie – odniosła przy tym sukcesy większe od tych, które znane są zainteresowanej części opinii publicznej. Aż do odłączenia się brytyjskich konserwatystów po wyborach europejskich w 2009 r. – co stanowiło poważny błąd strategiczny – była ona jedynym ugrupowaniem w Parlamencie Europejskim, które zrzeszało posłów ze wszystkich ówczesnych 27 krajów Unii.
*
W pierwszych bezpośrednich wyborach do Parlamentu Europejskiego w 1979 r., a potem we wszystkich kolejnych wyborach aż do 2014 r. wybierany byłem przez mieszkańców mej rodzinnej Dolnej Saksonii jako ich przedstawiciel. W wyborach europejskich sześciokrotnie przewodziłem dolnosaksońskiej liście krajowej CDU (w 1984, 1989, 1994, 1999, 2004 i 2009 r.). Dwukrotnie (w 2004 i 2009 r.) byłem na pierwszym miejsc ogólnoniemieckiej listy CDU. Z wdzięcznością patrzę wstecz na te 35 lat działalności na rzecz zjednoczenia Europy. Moją decyzję, by w roku 2014 zakończyć pracę posła w Europarlamencie chciałbym wykorzystać jako okazję do bilansu dokonywanego w niniejszych wspomnieniach. Przez ponad połowę mojego dotychczasowego życia byłem deputowanym do Parlamentu Europejskiego i w tym okresie jedynym, który do tej „Wysokiej Izby” należał nieprzerwanie od pierwszych wyborów bezpośrednich. Spotkałem tam ponad trzy i pół tysiąca kolegów-europarlamentarzystów. To, że od roku 2010 jako przewodniczący Fundacji Konrada Adenauera podróżuję regularnie między swoim domem w Bad Iburg, Brukselą i Berlinem, w symboliczny sposób odzwierciedla według mnie me przekonanie, że dla nas Europejczyków europejska i narodowa płaszczyzna polityczna są ze sobą połączone, a swym zakorzenieniem we własnej małej ojczyźnie potwierdzamy naszą europejską tożsamość.
*
Najpiękniejszymi doświadczeniami w ciągu wielu lat w Parlamencie Europejskim było dla mnie to, że zjednoczenie Niemiec 3 października 1990 r. – inaczej niż w niektórych stolicach europejskich – przyjęte tu zostało z radością i wsparciem oraz to, że 1 maja 2004 r. w Unii Europejskiej powitać mogliśmy dawne państwa komunistyczne, takie jak Estonia, Łotwa, Litwa – przez wiele lat okupowane przez Związek Radziecki – oraz Polskę, Czechy, Słowację, Węgry i Słowenię. Wolność zwyciężyła. To, że świadkami tego mogliśmy być za naszego życia, pozostaje dla mnie cudem naszych czasów. Przezwyciężenie podziału Europy stało się możliwe, ponieważ w jej zachodniej części trzymaliśmy się naszych wartości, a te roztoczyły swą siłę przyciągania na Europę Środkową i Wschodnią; dzięki temu ludzie zapragnęli ich urzeczywistnienia i wywalczyli wolność w sposób pokojowy. Dzisiaj, jak to wyrażono w deklaracji berlińskiej z 25 marca 2007 r., „na szczęście jesteśmy zjednoczeni”²⁴, ^(25*).
*
Lata spędzone przeze mnie w Parlamencie Europejskim stanowią główną część moich „wspomnień”. Mają być one przyczynkiem do przedstawienia wysiłków Parlamentu w pracach na rzecz jedności naszego kontynentu. Można tu mówić o „wspomnieniach” o tyle, że nie prowadziłem dziennika – z wyjątkiem dwuipółletniego okresu mojej kadencji na stanowisku przewodniczącego Parlamentu, gdy przez pewien czas spisywałem bezpośrednie notatki z mych doświadczeń i prac. W pojedynczych przypadkach przy przedstawianiu sytuacji odwoływałem się do wcześniej przygotowanych przeze mnie opisów. W żadnym razie nie jest moim zamiarem przecenianie własnych poczynań. W naturze człowieka leży jednak to, że własne przekonania, własne zaangażowanie i współdziałanie przy podejmowaniu uchwał szczególnie zapada mu w pamięć. Nie może to w żadnym wypadku umniejszać ważnego wkładu innych. Przede wszystkim zależy mi na tym, by stworzyć przyczynek do zrozumienia naszego skomplikowanego, ale wspaniałego kontynentu i naszych wysiłków na rzecz jedności. Poczytuję sobie za wielki, szczęśliwy przywilej, że przez długi odcinek tej drogi mogłem być ich świadkiem i mieć udział w kształtowaniu starań o jedność Europy.
Mądry pisarz Reinhold Schneider zostawił nam cenną przestrogę, którą winniśmy sobie wziąć do serca: „Historia jest bezwzględna, daje tylko jedną szansę i nie wybacza, jeśli moment ten zostanie przegapiony”²⁶. Moim zdaniem polityczne i moralne zadanie na przyszłość polega na zachowaniu spuścizny chrześcijańsko-demokratycznych przekonań, z którymi jestem sam związany. Unię Europejską czeka dobra przyszłość, jeśli my, Europejczycy, pozostaniemy wierni wartościom i zasadom, które tym przekonaniom odpowiadają: zjednoczeniu naszego kontynentu na fundamencie ludzkiej godności, praw człowieka, wolności, demokracji, pokoju, praworządności, jak również na podwalinie solidarności i subsydiarności.
*
Ze wszystkimi naszymi przewodniczącymi frakcji od roku 1979 pozostawałem w życzliwej współpracy: z Egonem Klepschem (1977‒1982 i 1984‒1992), Paolo Barbim (1982‒1984), Leo Tindemansem (1992‒1994), Wilfriedem Martensem (1994‒1999) ‒ jako jego zastępca w tych latach ‒ i z Josephem Daulem (od 2007 r.), moim następcą na tym urzędzie. Szczególnie wdzięczny jestem za lata, gdy byłem przewodniczącym naszej frakcji (13 lipca 1999 ‒ 9 stycznia 2007) oraz przewodniczącym Parlamentu Europejskiego (16 stycznia 2007 – 14 lipca 2009). Na mojej drodze z zaangażowaniem wspierali mnie sekretarz generalny frakcji Klaus Welle (1999‒2004) i Niels Pedersen (2004–2007). Klaus Welle także w trakcie mego przewodniczenia Parlamentowi wykonał wiele cennej pracy jako szef gabinetu i dzisiaj jest sekretarzem generalnym Europarlamentu. Do szczególnie dobrych doświadczeń w mym politycznym życiorysie należy to, że przez wiele lat Klaus Welle był u mego boku. W ocenie kwestii politycznych i personalnych byliśmy niemal zawsze zgodni, co odbierałem nie tylko jako rzecz niezwykłą, lecz jako szczęśliwe zrządzenie losu.
Szczere podziękowania złożyć pragnę moim Synom, Johannesowi i Benedictowi, którzy zawsze ze zrozumieniem towarzyszyli mi na mej politycznej drodze. Im dedykuję te „wspomnienia”.