- W empik go
Na tropie wandali. Młodzieżowa agencja detektywistyczna. Część 1 - ebook
Na tropie wandali. Młodzieżowa agencja detektywistyczna. Część 1 - ebook
Marek i Janek Uszkierowie na wakacjach zaprzyjaźniają się z Zosią i Pawłem. Pewnego razu okazuje się, że w ośrodku, w którym wypoczywają wraz z rodzicami, ktoś zniszczył sprzęt. Policja nie znajduje zbyt wiele śladów. Ale od czego są spostrzegawczość i umiejętności dociekliwych dzieci? Aby rozwikłać zagadkę, przyjaciele zakładają Młodzieżową Agencję Detektywistyczną i ruszają tropem sprawców. Komu zależy na tym, by ośrodek nie działał jak należy? Kim są tajemniczy osobnicy, którzy pojawiają się w okolicy i dziwnie się zachowują? I co ma do tego przerażająca czaszka z różą?
Agnieszka Pruska, autorka bestsellerowych powieści policyjnych o śledztwach gdańskiego komisarza Barnaby Uszkiera, zaprasza do wysłuchania „Na tropie wandali”. To jest pierwsza zagadka dzieci komisarza Uszkiera – Marka i Janka – którzy są na wakacjach z rodzicami. To jest niezwykła przygoda dla całej rodziny! Polecamy również drugą część o przygodach Marka i Janka w „Pojedynek z Niebieskim”.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67718-33-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W sobotę koło południa wyładowany bagażami samochód komisarza Uszkiera zatrzymał się pod jednym z pawilonów ośrodka wypoczynkowego położonego niedaleko Olsztynka. Komisarz, jego żona i dwaj synowie mieli spędzić tu najbliższe trzy tygodnie.
– Wypakujcie bagaże, my pójdziemy się zameldować – polecił synom Barnaba Uszkier.
Marek i Janek błyskawicznie wyjęli wszystko z samochodu. Woleli, żeby rodzice nie widzieli niektórych przywiezionych przez nich rzeczy. Bardzo starannie dobrali to, co mogło im się przydać na wakacjach, a niektóre z tych przedmiotów mogły obudzić pytania rodziców. Poza tym śpieszyło im się, chcieli obejrzeć ośrodek, najlepiej bez nadzoru rodziców. Gdy wrócili rodzice z kluczami do pokojów, młodzi Uszkierowie szybko wnieśli swoje walizki do środka, rozejrzeli się i byli gotowi do zwiedzania ośrodka. Janek wahał się, czy zabrać deskorolkę, chciał sprawdzić, czy jest gdzie pojeździć.
– Nie liczę na to, że mają skatepark czy skateplazę, ale może jest chociaż coś, co da się wykorzystać jako rampę.
– Zawsze zostaje ci jeszcze parking przed szlabanem, tam prawie nie było samochodów.
– Nuuudy – orzekł Janek, zapalony skater. – Nie biorę dechy.
Weszli do pokoju rodziców i uprzedzili, że idą zwiedzić ośrodek. Nie chcieli niczego pominąć, więc zwiedzanie terenu rozpoczęli od bramy, którą wjechali. Stanęli przed szlabanem i popatrzyli na drogę dojazdową.
– Myślisz, że uda się jeszcze dzisiaj zobaczyć, co jest dalej?
– A co ma być? Wyjazd na szosę, przecież jechaliśmy tędy – wzruszył ramionami Janek.
– Nie o to mi chodzi. Trzeba się zorientować, jak wygląda las naokoło ośrodka i czy są inne wyjścia. Możemy po obiadokolacji pójść tam razem ze starymi, niech mają spacer rodzinny. A teraz ośrodek, chodź!
– A ten las przy ośrodku?
– Rano się tam rozejrzymy. Byle nie o świcie, są wakacje, a ja zamierzam wieczorem pograć – w Marku odezwał się namiętny gracz. - Zobacz, dobrze, że mieszkamy pod lasem, łatwiej będzie wymknąć się w nocy po cichu. Okna są od drugiej strony, tylko od łazienek koło drzwi.
– A gdzie ty chcesz iść?
Janka niepokoiły niektóre pomysły brata, był zdecydowanie ostrożniejszy.
– Już pękasz? Dzieciak!
– Odczep się! Dorosły się znalazł! – Janek szybko szukał argumentów. – Chodzi mi o to, że najlepiej od razu wymyślić, co powiemy starym, gdyby nas nakryli. Bo inaczej będzie awantura.
– Wyluzuj, ja tylko sprawdzam możliwości. Ale wieczorem, gdy jest już ciemno, można trafić na różne ciekawe rzeczy, Dobrze wiedzieć, jak się wymknąć z pokoju.
– Teraz pomost? Ścigamy się? – zaproponował Janek.
Wystartowali jak do biegu na setkę i popędzili w dół wzniesienia, na którym stały budynki. Nogi ich same niosły, tym bardziej że ostatni odcinek był najbardziej stromy. Wypadli zza zakrętu, minęli wypożyczalnię i… zderzyli się z kimś stojącym na samym brzegu. Wszyscy wylądowali w jeziorze, dobrze, że na płyciźnie. Po chwili prychając, ocierając z twarzy wodę i wyplątując w włosów wodorosty, stali i przyglądali się sobie. Marek i Janek zepchnęli do wody swoich rówieśników.
– Kretyni! – syknęła blondynka w miniówce i trampkach do kolan. – Ślepi jesteście?
– Sorry – bąknął speszony Janek. – To nienaumyślnie.
– No uf, bo już się bałam, że macie taki zwyczaj – nie darowała sobie wściekła dziewczynka.
– Kurde, no głupio wyszło. Ścigaliśmy się i nie zdążyliśmy wyhamować – tłumaczył Marek.
– To może chociaż wyjdźmy na brzeg? – zasugerował milczący do tej pory chłopak.
Nie była to głupia propozycja, bo cała czwórka ociekała wodą. Chłopcy ściągnęli koszulki i wykręcili je, gorzej było z resztą ubrań.
– Będę musiała teraz przez trzy dni suszyć buty!
– Nie przesadzaj, ciepło jest, trampki wyschną ci w jeden dzień! – pocieszył blondynkę Janek.
Skoro już się poznaliśmy, to może… – zaczął Marek.
– Fajny sposób zawierania znajomości!
– Siostra, wyluzuj, wszyscy ucierpieli, nie ty jedna.
- Przebierzmy się i za kwadrans spotkajmy przed hotelem, OK? – dokończył starszy z Uszkierów.
– Dwadzieścia minut.
– Co będziesz robiła tak długo? – spytał zaskoczony Janek.
– A co cię to obchodzi?
– Nie, no właściwie…
– Zośka, nie bądź taka tajemnicza – wzruszył ramionami nowy znajomy Uszkierów i od razu wyjaśnił: – Włosy musi wysuszyć.
Rozmowę kończyli, wspinając się już po skarpie. Po pierwsze, mokre ubranie to nic przyjemnego i im szybciej się przebiorą, tym lepiej, a po drugie ich spektakularne lądowanie w wodzie wzbudziło śmiech stojących na pomoście. A nikt nie lubi, gdy ktoś się z niego śmieje.
Pod hotelem pojawili się równocześnie. Uszkierowie w ramach przeprosin zaprosili nowych znajomych na lody, a ci mimo tak niefortunnego początku znajomości nie chowali urazy. Okazało się, że są niewiele starsi od Marka i Janka, bo Zosia miała jedenaście, a Paweł trzynaście lat. Wkrótce okazało się, że Myczkowscy też pochodzą z Gdańska, a do Mierek przyjechali na trzy tygodnie.
– Jesteście przyrośnięci do kompów czy od czasu do czasu robicie coś innego? – spytał Janek. – By my, mimo że Marek namiętnie gra, w co się tylko da, mamy w planach zwiedzanie okolicy na własną rękę.
– Nie mam laptopa, a komputer został w domu – powiedziała z lekkim żalem Zosia. – Jak wyjeżdżamy, to muszę żebrać, żeby Paweł dał mi swój choć na chwilę.
– Bo komputer jest osobisty, a nie żeby każdy miał do niego dostęp, raz mi namieszałaś, to pół dnia porządki robiłem.
– To było dawno!
– No więc jak? Dacie się namówić na łażenie po okolicy? – Marek przerwał sprzeczkę rodzeństwa.
– Damy. Ale nie wiem, co starzy na to. Wy możecie sami chodzić, gdzie chcecie?
– Tak. Mamy taki układ, że do pięciu kilometrów możemy, ale musimy być pod telefonami i nie wymyślać nic niebezpiecznego – wyjaśnił Marek.
– Fajnie macie. Nas bardziej pilnują. Pewnie ze względu na Zośkę, bo dziewczyna.
– Albo na ciebie, bo chłopacy mają głupsze pomysły – odcięła się Zosia.
– Jakby wam nie pozwolili, to zawsze można pogadać z naszymi starymi, żeby przekonali waszych – zaproponował Janek.
– Spróbujemy – zapewnił Paweł i zmienił temat. – Obejrzeliście już ośrodek?
– Nie, właśnie chcieliśmy zacząć o tego pomostu z żaglówkami, ale…
– Ale wtrąciliście nas do jeziora – roześmiała się Zosia. – Właściwie możemy zacząć od miejsca, gdzie się poznaliśmy.
Porozmawiali z panem Olkiem, który opiekował się sprzętem wodnym i rowerami, dowiedzieli się w jaki sposób można wypożyczyć kajak lub rower i obejrzeli żaglówki. A potem poszli dalej oglądając pawilony i budynki hotelowe. Zwiedzili hotel, basen i nawet zajrzeli do SPA, a potem ruszyli w stronę stojącego w pewnym oddaleniu budynku.
– Fajnie byłoby mieszkać w takim apartamentowcu – stwierdził Janek. – I zobaczcie, jaki ekstra pomost z grillem.
– Zwariowałeś? Nie mielibyśmy pokoju z osobnym wejściem, a starzy cały czas mieliby na nas oko – zaprotestował Marek
Wracali skrajem ośrodkowego lasu położonego na skarpie za budynkami. Chwilę obserwowali hotel i nowych wczasowiczów, a gdy dochodzili już do bramy prowadzącej na teren ośrodka zapikały komórki Uszkierów.
– Rodzice – wyjaśnił Janek. – Mamy wracać, bo niedługo obiadokolacja.
– A potem idziemy ze starymi na spacer, ale możemy spotkać się, jak wrócimy.
– No to jesteśmy umówieni.
Wymienili się numerami telefonów i rozeszli w różne strony.
Na spacer z rodzicami wyszli od razu po posiłku. Najpierw szli szosą w stronę Mierek, a po chwili odbili w prawo. Leśnymi drogami, asfaltowymi i bitymi, idąc na azymut, przeszli około czterech kilometrów. Być może była jakaś krótsza trasa, ale przecież dopiero rozpoznawali teren i nigdzie się nie śpieszyli. Marek przypomniał o znajdującej się niedaleko prywatnej wsi, której byli ciekawi, a Janek zasugerował, żeby pojechać do Szwaderek, bo tam podobno są dobre wędzone ryby i miód. Rodzice popatrzyli na nich zaskoczeni, zawsze zdumiewało ich, jak szybko dzieci zdobywają przeróżne informacje. Gdy wracali spotkali dwie kobiety z psami: owczarkiem niemieckim i golden retrieverem. Okazało się, że psy i ich właściciele też mieszkają w ośrodku, a teraz idą na wieczorny spacer. Janek i Marek przeprowadzili szybki wywiad na temat owczarka Nikodema i goldenki Eski. Dowiedzieli się, co lubią jeść, w jakim są wieku i jakie mają zwyczaje, a potem dwie razem z rodzicami wrócili do ośrodka.
– To my teraz jeszcze trochę rozejrzymy się po ośrodku, a potem skoczymy popatrzeć, jak grają w bilard – ni to oznajmił, ni spytał Marek.
– Macie dać znać, że już jesteście i ma to być przed północą – zastrzegł komisarz Uszkier. – Śniadanie o dziewiątej, więc za pięć macie wyjść z pokoju.
– Jasne. Tato, a ty umiesz grać w bilard?
– Trochę.
– Nauczysz nas? Możemy zarezerwować na jutro? Po kolacji?
– Dobrze.
Rodzice weszli do pokoju, a bracia popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Zosia i Paweł już na nich czekali, wieczór, a i cały pobyt, zapowiadał się ciekawie