Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na własnym podwórku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 października 2023
Ebook
44,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Na własnym podwórku - ebook

Gdy ginie dziecko, świat wywraca się do góry nogami… Żadna rodzina nie jest w stanie udźwignąć tego ciężaru. Jowita i Karol mają wszystko – ładny dom, pieniądze i dwóch synów. Kiedy młodszy z nich znika bez śladu podczas zabawy na podwórku, sekrety rodziny powoli wychodzą na jaw. Jowita zaczyna rozumieć, jak wiele błędów popełniła jako matka. Dociera do niej, że żyje z obcym człowiekiem, który jest zdolny do wszystkiego. Nagle każda, nawet bliska osoba wydaje się podejrzana, ale prawda okazuje się dużo mroczniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tajemnice skrywane przez dzieci potrafią zaskoczyć. A jeszcze bardziej zadziwiająca jest ich wyobraźnia.

„Nie martw się, że dzieci nigdy cię nie słuchają. Martw się, że zawsze cię obserwują.” Robert Fulghum Ukazane w powieści „Na własnym podwórku” wnikliwe studium rozpadu rodziny i prawd, które z każdą chwilą tracą na wartości, całkowicie przekonuje mnie do tego debiutu. Polecam! – Anna Rozenberg Wyjątkowo wyrazisty i przejmujący thriller, w którym autorka pod płaszczem skrzętnie utkanej intrygi snuje opowieść o wpływie najbliższych na kształtującą się postawę młodego człowieka. Mocna, uwierająca i przepełniona goryczą. Przygotujcie się na ogrom emocji! – Gabriela Setla, @gabriela_setla_ Weronika Masny w swoim mrocznym thrillerze wyciąga na wierzch najgłębiej skrywane lęki. Czy odważysz się stanąć z nimi twarzą w twarz? Obiecuję, że będzie warto – przerażająco dobry debiut! – Weronika Trzęsień, @ver.reads Książka Weroniki wywołuje emocje, nad którymi trudno zapanować: smutek, rozpacz, ból. Jeśli nie boicie się trudnych historii, koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. Polecam! – Joanna Ćwiertka, @panda_zksiazka_ Weronika Masny opowiada historię zaginięcia małego chłopca w taki sposób, że nie można oderwać się od lektury! Ta opowieść skrywa w sobie mrok ciemniejszy, niż nam się wydaje, a zakończenie zostawi Was z milionem myśli… Bardzo polecam! – Agnieszka Bendkowska, @__pinklife

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-389-8
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Nie miałam pojęcia, że w jednej chwili można poczuć tak wiele skrajnych emocji. Nigdy nawet nie myślałam o takiej sytuacji, bo po co? Kto normalny wyobraża sobie zaginięcie własnego dziecka? Nie wiedziałam, co czują i myślą rodzice, których pociecha zapadła się pod ziemię, dopóki sama tego nie doświadczyłam. W jednym momencie byłam zła, zrozpaczona i zszokowana. Od piętnastu minut szukałam synka, ale jego nigdzie nie było. Nikt też nie wiedział, gdzie mógł się podziać. Budząc się tego dnia, nie sądziłam, że zmieni on moje życie na zawsze.

Rano, jak co dzień, zrobiłam chłopcom śniadanie, przygotowałam dla męża obiad, którego oczywiście zapomniał przed wyjściem do pracy, posprzątałam kuchnię i pozwoliłam synom wyjść na dwór. Nie bałam się o nich, przecież w każdej chwili mogłam wyjrzeć przez okno i skontrolować, co robią. Igor miał już sześć lat, za niecałe dwa miesiące miał pójść do szkoły. Gabryś był młodszy, ale pod okiem brata zawsze wydawał mi się bezpieczny. Słuchał jego poleceń, w przeciwieństwie do moich. Karola obaj się obawiali, mieli do niego większy szacunek, ja na takie uznanie widocznie sobie nie zasłużyłam. Nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież to ja ich wychowywałam, byłam na każde zawołanie, pocieszałam, ale i krzyczałam, gdy było trzeba. Mój mąż tylko krzyczał, a mimo to dzieci bardziej go szanowały.

Gdy zauważyłam, że chłopcy usiedli w piaskownicy, zajęłam się sprzątaniem domu. Miałam nadzieję, że znajdą sobie zajęcie, bo potrzebowałam spokoju. Na południe umówiłam się z koleżanką. Magda, jak sama uważała, musiała przyjechać koniecznie dziś, żeby opowiedzieć o imprezie, na której byli z Pawłem w sobotę. Nie chciałam tego słuchać, ale nie potrafiłam jej odmówić. Interesowały mnie wszystkie szczegóły przyjęcia urodzinowego naszej wspólnej znajomej, jednak z zazdrości, że nie mogłam w nim uczestniczyć, wolałam nie wiedzieć, co mnie ominęło. Mimo to zgodziłam się, by Magda wpadła na kawę. Tęskniłam za towarzystwem kogoś innego niż rozwydrzone dzieci czy wiecznie zdenerwowany mąż.

Karol od zawsze był porywczy, ale ostatnio przechodził samego siebie. Wszystko go denerwowało, potrafił się przyczepić do każdej drobnostki. Wolałam o nim nie myśleć, nie chciałam sobie psuć humoru. Była ładna pogoda, więc liczyłam na miłe popołudnie z koleżanką, bez męża i dzieci. Miałam nadzieję, że Igor i Gabryś spędzą większość czasu w ogrodzie i przyjdą dopiero na obiad. Nie chciałam, aby przeszkadzali mi w rozmowie z Magdą. Pragnęłam przynajmniej przez chwilę od nich odpocząć. Byłam już tak bardzo zmęczona macierzyństwem. Odliczałam dni do września, kiedy Igor rozpocznie naukę w szkolę. Nadal na mojej głowie pozostanie Gabryś, ale zawsze to jedno dziecko mniej.

Już dawno temu zaproponowałam Karolowi, żebyśmy posłali chłopców do przedszkola. Co prawda, młodszy z naszych synów nie skończył jeszcze trzech lat, a w okolicy nie było żadnego żłobka, ale przynajmniej Igora miałabym z głowy na pół dnia. Karol jednak nie chciał się zgodzić. Mówił, że dzieci powinny zostać jak najdłużej w domu i że zdążą się jeszcze nachodzić do szkoły. Tylko że to nie on musiał się nimi zajmować każdego dnia, od wczesnego ranka do późnego wieczoru. Byłam zła na męża, ale nie umiałam mu się sprzeciwić. Dzielnie więc znosiłam rolę gospodyni domowej, mimo że początkowo miałam inne plany. Chciałam skończyć studia i zacząć pracę jako księgowa. Szybko zaszłam jednak w ciążę, przez co musiałam przerwać naukę w najmniej spodziewanym momencie. Później urodziłam Igora, a Karol przekonał mnie, że powinnam zostać z dzieckiem w domu przynajmniej przez pierwsze miesiące. Kilka miesięcy przeciągnęło się do kilku lat. W końcu urodził się Gabryś i już całkowicie zapomniałam o moich marzeniach.

Gdy skończyłam odkurzać salon, do domu wpadli chłopcy.

– Mamo, jesteśmy głodni! – zakomunikował Igor.

– Baldzo głodni! Jak wilki! – zawtórował mu Gabryś.

Młodszy z moich synów zawsze zgadzał się z bratem. Był w niego wpatrzony jak w obrazek. Co prawda, miał dopiero dwa i pół roku, ale nigdy nie zostawał w tyle za starszym o trzy lata Igorem. Chłopcy byli zupełnie różni. Zastanawiałam się nawet, jak to możliwe, że mieli tych samych rodziców. Igor przypominał mnie, był spokojny, często nawet wydawał się wycofany. Bardzo szybko zapamiętywał nowe rzeczy, ale bał się odkrywać to, co nieznane. Najchętniej spędzał czas z bliskimi, a przy nieznajomych niewiele się odzywał. Natomiast jego młodszy brat był straszną gadułą. Wcześnie zaczął mówić i mimo że nie każde słowo wymawiał wyraźnie, nie zrażał się i ciągle ćwiczył. Wszędzie było go pełno, lubił nowości i rozmawiać z ludźmi. Nie bał się obcych, wręcz przeciwnie, ze wszystkimi chętnie spędzał czas. Pomimo tych różnic chłopcy bardzo się kochali i lubili się wspólnie bawić. Nawet, jeśli co chwilę wybuchały między nimi sprzeczki, tak jak teraz.

Podałam dzieciom talerze z kanapkami i po chwili zrozumiałam swój błąd. Popełniałam go za każdym razem.

– Dlacego on ma więksy kawałek pomidola? – zapytał Gabryś.

– Bo jestem większy – odpowiedział Igor.

– Ja tes jestem więksy!

– Nie możesz być większy, jak ja jestem większy.

– Jestem więksy, głupku! – Po tych słowach kawałek pomidora wylądował na twarzy Igora.

Chłopcy zaczęli się przepychać, a ja pokręciłam z rezygnacją głową. Tak było co kilka minut, na szczęście kłótnie szybko się kończyły.

Dokroiłam pomidora i ułożyłam go na osobnym talerzyku, aby chłopcy mogli wziąć tyle, ile uznają za stosowne.

– Jus idę, pa – powiedział Gabryś i zaczął schodzić ze swojego krzesełka.

– Jedz pomidorka – nakazał Igor.

– Idę na dwól i zajmę hamak.

Postanowiłam zareagować, aby zapobiec kolejnej kłótni:

– Musisz zaczekać na brata, nie możesz bawić się w ogrodzie sam.

Gabryś nie był z tego powodu zadowolony, ale grzecznie usiadł na krzesełku i zaczekał, aż Igor skończy kanapki. Nie powstrzymał się przed kilkukrotnym pokazaniem bratu języka. Gdy chłopcy wybiegli na podwórko, zaczęłam sprzątać ze stołu. Za kilka minut miała przyjechać Magda, więc akurat na jej przyjazd dom będzie czysty i cichy. Ona nie miała swoich dzieci i nie ukrywała, że nie przepada za Gabrysiem i Igorem. Czasem pytała co u nich, ale zdecydowanie bardziej interesowały ją imprezy i dobry seks. O tym najczęściej mi opowiadała, a ja nie ukrywam, słuchałam z rozmarzeniem. Na zbliżenia z mężem nie mogłam narzekać, ale o imprezowaniu już dawno zapomniałam.

***

Magda wzięła do ust kolejny kęs ciastka, ale to nie przeszkadzało jej w mówieniu. Zdążyła już opowiedzieć o sobotniej imprezie, a teraz zdradzała plany dotyczące przyszłego weekendu. Słuchałam z zaciekawieniem, marząc o tym, że mnie też w końcu uda się wyrwać z domu. Pomyślałam nawet, że może zostawiłabym chłopców z moją mamą i razem z Karolem wybralibyśmy się do Żanety, która zapraszała nas na grilla. Wiedziałam jednak, że mąż się nie zgodzi. Nie lubił moich koleżanek i nawet tego nie ukrywał.

– Czekaj, Magda, sprawdzę tylko, co robią chłopcy, bo dawno ich nie słyszałam – powiedziałam i wyjrzałam przez kuchenne okno, z którego roztaczał się widok na ogród.

Drzwi tarasowe były otwarte, więc powinny do mnie docierać odgłosy bawiących się dzieci. Przez długi czas tak było, ale teraz zdałam sobie sprawę, że już dawno nie słyszałam żadnego z chłopców. Ta cisza trochę mnie przeraziła, mimo że zawsze o niej marzyłam.

– Dziwne, Igor bawi się w piaskownicy, ale nigdzie nie widzę Gabrysia – powiedziałam.

– Pewnie poszedł do twojej matki – odpowiedziała Magda.

– Pewnie tak – przytaknęłam, ale nie dawało mi to spokoju.

Chłopcy zawsze bawili się razem i rzadko rozdzielali się podczas zabawy. Poza tym nie widziałam ani Gabrysia, ani mamy na posesji rodziców. Sąsiadowaliśmy ze sobą, a że przy ogrodzeniu nie rosły żadne drzewa czy krzaki, mieliśmy dobry widok na swoje podwórka. W płocie była nawet furtka, żebyśmy mogli się łatwo i wygodnie odwiedzać. Nie musieliśmy chodzić naokoło, co okazało się szczególnie przydatne, gdy chłopcy stali się samodzielni. Nie martwiłam się, że idąc do babci, wychodzą na ulicę. Dzięki temu cały czas miałam ich na oku. Jednak tym razem nigdzie nie mogłam dostrzec Gabrysia.

– Pójdę się upewnić – mruknęłam do koleżanki i wyszłam na taras. – Igor! – Gdy syn nie odpowiedział, krzyknęłam głośniej: – Igor!

– Co? – odkrzyknął, nie podnosząc głowy znad babki z piasku.

– Gdzie jest Gabryś?

– Nie wiem.

– Nie ma go z tobą?

– Nie.

– Poszedł do babci?

– Nie wiem.

– Jak to nie wiesz? – zaniepokoiłam się. – Przecież mieliście bawić się razem. – Coraz bardziej zdenerwowana podeszłam do Igora.

– Obraził się i sobie poszedł.

– Gdzie poszedł?

– Nie wiem, nie patrzyłem. – Igor wydawał się niewzruszony zniknięciem brata.

Poczułam, że serce zaczęło mi bić szybciej, ale próbowałam się uspokoić, powtarzając sobie w myślach, że obrażony na brata Gabryś poszedł sam do babci. Furtka była jednak zamknięta, a mój młodszy syn nie potrafił jej samodzielnie otworzyć. Mimo to weszłam na podwórko rodziców.

Nigdzie nie dostrzegłam jednak dziecka. Otworzyłam drzwi do domu i głośno zawołałam:

– Halo! Mamo, jesteś tu?

– W łazience! – odkrzyknęła.

Przeszłam przez korytarz i zobaczyłam uchylone drzwi. Mama właśnie wstawiała pranie, nigdzie nie było jednak mojego syna.

– Jest u was Gabryś?

– Nie.

– Jak to nie? Na pewno?

– No na pewno, a coś się stało?

– Może jest u ojca? – odpowiedziałam pytaniem.

Byłam coraz bardziej zdenerwowana.

– Przecież musiałabym go wpuścić. Wiedziałabym, gdyby był.

Wybiegłam z domu i zaczęłam głośno wykrzykiwać imię syna. Mama podążyła za mną, rozglądając się dookoła. Igor nadal bawił się w piaskownicy, a Magda z kubkiem kawy stała na tarasie.

– Nie ma go – krzyknęłam i zaczęłam biegać po podwórku, ciągle powtarzając imię syna.

Mama chodziła za mną, zaglądając w miejsca, które Gabryś najczęściej wybierał podczas zabawy w chowanego. Nigdzie go jednak nie mogłyśmy znaleźć. W tym czasie Magda podeszła do Igora i zaczęła go wypytywać, w którą stronę poszedł jego brat. Chłopiec wzruszał tylko ramionami. Nieświadomie zaczął niszczyć zbudowane do tej pory babki z piasku. W jego oczach pojawiły się łzy. Gdy napotkał moje spojrzenie, wyszeptał:

– To moja wina.

Popatrzyłyśmy z mamą na siebie, a Igor dodał:

– Nie przypilnowałem go, tak jak mi zawsze kazałaś, mamo! – Po czym wybuchnął płaczem.12. 07. 2021 r.
Poniedziałek

Jowita

Wszystko działo się tak szybko. Gdy upewniłyśmy się, że Gabrysia nie ma ani na podwórku, ani w domu, mama wybiegła na ulicę i zaczęła go nawoływać. Miała pobiec też na pobliski plac zabaw. Nie sądziłam, żeby mój syn mógł odejść tak daleko. Nigdy wcześniej nie wykręcił nam takiego numeru, ale podobno zawsze musi być ten pierwszy raz. Spanikowana zadzwoniłam do Karola i opowiedziałam, co się stało. Bardzo bałam się tej rozmowy, nie wiedziałam, jak mój mąż zareaguje, ale przeczuwałam, że będzie wściekły. Ostatnio często robił awantury z niczego, a teraz miałam go poinformować, że zaginął nasz synek.

– Kurwa, Jowita, zgubiłaś dziecko?!

– Ja nie wiem, jak to się stało, ciągle był z Igorem, a ja co chwilę na nich zerkałam – skłamałam, bo przecież na długi czas straciłam dzieci z oczu.

Byłam zajęta rozmową z Magdą, ale on nie musiał o tym wiedzieć. I tak wystarczająco bałam się jego reakcji. Potrafił krzyczeć, gdy nie dopilnowałam zupy i się przypaliła, a co dopiero w takiej sytuacji.

– Ja pierdolę, i co ja mam teraz zrobić? Mam zostawić rozpieprzony samochód, bo ty sobie nie radzisz?

– Przyjedź, proszę! – Tylko to byłam w stanie z siebie wydusić.

Karol się rozłączył. Wiedziałam, że był wściekły, jednak nie sądziłam, że zlekceważy moją prośbę. Do chłopców też potrafił być opryskliwy, ale w głębi duszy byłam pewna, że bardzo ich kocha. Nie umiał tego okazywać i dlatego często nam się obrywało. Już jakiś czas temu dla Karola najważniejsza stała się praca. Dawniej był spokojniejszy, często rozmawialiśmy i śmialiśmy się z tych samych rzeczy. Od kiedy został właścicielem warsztatu samochodowego, kompletnie oszalał na punkcie roboty i pieniędzy. Znikał z domu na całe dnie, a kiedy próbowałam zwracać mu uwagę, mówił, że przecież jakoś musi wyżywić trzy pasożyty. Kilka razy powtarzałam, że mogę iść do pracy, ale on zawsze zbywał mnie słowami: „A kto się zajmie dziećmi? Mam jeszcze płacić opiekunce?”.

Do czasu przyjazdu Karola chodziłam wokół domu i wołałam Gabrysia. Mama robiła to samo, ale poza terenem podwórka. Na placu zabaw go nie było. Nigdzie go nie było. Tak jakby zapadł się pod ziemię.

Nasze krzyki bardzo szybko zainteresowały sąsiadów. Co prawda, nie mamy ich wielu, ale kilka osób wyszło przed posesje, pytając moją mamę, co się stało. Sprawnie zaangażowali się w poszukiwania, biegali po uliczkach, wołali „Gabryś!” i pytali o niego napotykanych po drodze ludzi. Nikt jednak nie widział mojego syna ani teraz, ani wcześniej. Mieszkaliśmy w naprawdę malutkiej miejscowości. W Miętkowie wszyscy się znali, jeśli ktoś zauważyłby Gabrysia chodzącego samego po drodze, na pewno by się zainteresował i przyprowadził go do domu. Może nie zawsze sąsiedzi byli w stosunku do nas życzliwi, zwłaszcza od kiedy zaczęło nam się powodzić, ale raczej nie życzyli nam źle, a już na pewno nie dziecku.

Karol przyjechał po dziesięciu minutach od mojego telefonu.

– Zawiadomiłem policję, zaraz powinni tu być – powiedział, rozglądając się wokół domu. – A gdzie Igor? Chyba nie chcesz powiedzieć, że drugiego też zgubiłaś?

– Nie, nie – zaczęłam tłumaczyć. – Jest w domu z Magdą.

– Z Magdą? A co ona tu robi?

– Wpadła do mnie na chwilę, kiedy to się stało – przyznałam się, a widząc minę męża, dodałam: – Ale miałam ciągle chłopców na oku!

– Widzę właśnie! – Karol zaśmiał się szyderczo i już chciał odejść, gdy się odezwałam.

– Nie powinniśmy jechać na komisariat, aby zgłosić zaginięcie?

– Przecież powiedziałem, że już dzwoniłem i zaraz tu ktoś przyjedzie.

– Ale słyszałam, że zaginięcia nie można zgłosić telefonicznie. Podobno trzeba się stawić osobiście.

– Głupia jesteś, to i mało wiesz – odpowiedział, patrząc na mnie lekceważąco. – Lepiej siedź już cicho, zajmij się Igorem.

Wybiegł na ulicę, a ja stałam jak sparaliżowana. Wcale nie dlatego, że mąż mnie tak potraktował. Chyba zdążyłam się już przyzwyczaić do jego opryskliwego, bezczelnego tonu. W tym momencie martwiłam się jedynie o moje dziecko. Od kiedy odkryłam, że Gabryś zniknął, minęło pół godziny. To stanowczo za długo. Uwielbiał zabawę w chowanego, ale nie wytrzymałby tyle czasu bez żadnego ruchu czy słowa. Igor zawsze się na niego złościł z tego powodu, uważał, że jego młodszy braciszek nie potrafił się bawić i przedwczesnym ujawnieniem kryjówki psuł całą radość.

Nie wiedziałam, przez ile minut stałam na środku podwórka, rozglądając się nerwowo. Do moich uszu ciągle dochodziły głosy ludzi nawołujące Gabrysia. Wokół naszej posesji kręciło się coraz więcej osób. W końcu zobaczyłam samochód policyjny, który zatrzymał się przed bramą. Do policjantów od razu podszedł mój mąż. Cieszyłam się, że Karol tak szybko przyjechał, bo sama nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć. Że zgubiłam własne dziecko, bo byłam zajęta rozmową z koleżanką? Na chwiejących się nogach ruszyłam w stronę bramy. Im bliżej podchodziłam, tym gorzej się czułam. Zaczęło mi się robić niedobrze. Nie wierzyłam, że to wszystko działo się naprawdę.

– To moja żona. – Usłyszałam głos Karola.

– Znajdźcie go, proszę – powiedziałam przez łzy.

– Spokojnie, proszę się nie denerwować. Potrzebujemy kilku informacji, żebyśmy mogli zacząć szukać chłopca. Czy mają państwo jego aktualne zdjęcie? – zapytał policjant.

– T-tak, w domu. – Nie czekając na polecenie, odwróciłam się i pobiegłam w stronę budynku.

Chwilę zajęło mi znalezienie portfela, w którym miałam zdjęcia chłopców. Magda tylko mi się przyglądała, jednak nic nie powiedziała. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Siedziała z Igorem w salonie, ale nie słyszałam, żeby się do niego odzywała. Wiedziałam, że było jej ciężko. Nie lubiła przebywać w towarzystwie dzieci, zwłaszcza sama. Ale nie miałam głowy, aby się tym martwić. Cieszyłam się, że ktoś został z Igorem i że mój starszy syn nie musiał uczestniczyć w wydarzeniach rozgrywających się na zewnątrz. Byłam pewna, że widok ludzi kręcących się po naszym podwórku w poszukiwaniu jego brata, nie wpłynąłby na niego dobrze.

Złapałam portfel w rękę i upewniwszy się, że jest w nim zdjęcie Gabrysia, wybiegłam z domu.

– Na razie mam tylko takie, ale w telefonie mam dużo aktualnych zdjęć syna, mogę je wywołać albo wydrukować – zaczęłam tłumaczyć policjantom.

– Nie trzeba, proszę nam je wysłać, to wystarczy – odpowiedział wyższy z mężczyzn.

Zauważyłam, że to głównie on prowadził rozmowę z moim mężem, a drugi tylko coś notował i rozglądał się dookoła. Miałam nadzieję, że trafiliśmy na kompetentnych ludzi, którzy szybko pomogą nam znaleźć synka.

– Opowiedz panom, w co był ubrany Gabryś i idź się zajmij Igorem. – Ton głosu mojego męża zdradzał, że nie powinnam się mu sprzeciwiać.

Taki układ mi pasował, więc i tak nie zamierzałam się kłócić. Nie lubiłam wszelkich formalności, a rozmowa z policjantami mnie stresowała, podobnie jak ze wszystkimi obcymi ludźmi. Nie chciałam odpowiadać na ich pytania, ale wiedziałam, że niektóre są nieuniknione. W końcu to pod moją opieką zaginęło dziecko.

– Miał na sobie szare, krótkie spodenki i granatową koszulkę z grafiką misia – powiedziałam.

Policjanci zaczęli dopytywać o szczegóły. Poza tym chcieli wiedzieć, co dziś robiliśmy, w jakich okolicznościach zaginął Gabryś, z kim wtedy był i dlaczego mnie przy nim zabrakło. Na wszystkie pytania odpowiadałam zgodnie z prawdą, ale zdawałam sobie sprawę, w jakim świetle stawiają mnie te odpowiedzi. Piłam kawę z koleżanką, łudząc się, że pójdę na imprezę w przyszły weekend, podczas gdy mój syn zniknął. Wiedziałam jednak, że każda wskazówka może być istotna, dlatego nie chciałam zatajać informacji. Policjanci zapisywali wszystkie moje uwagi. Pytali, jakim dzieckiem jest Gabryś, czy już mu się zdarzało samemu opuszczać podwórko, czy boi się nieznajomych, czy wiemy, dokąd mógł pójść, czy mamy wrogów, czy ktoś nam ostatnio źle życzył, czy nie zauważyliśmy nikogo podejrzanego w ciągu minionych kilku, kilkunastu dni, czy ktoś mógł porwać dziecko dla pieniędzy…

Słysząc te wszystkie pytania, zaczęło mi dudnić w głowie i zbierało mi się też na wymioty. Docierał do mnie bowiem sens tego, o czym myśleli policjanci. Ktoś mógł porwać Gabrysia dla okupu. Byliśmy bogaci, mieliśmy spore oszczędności, ponieważ firma mojego męża dobrze prosperowała, o czym wiedzieli wszyscy w okolicy. Każdy więc mógł być porywaczem. A Gabryś był taki ufny w stosunku do ludzi, nie bał się nieznajomych i chętnie podchodził, gdy tylko ktoś zawołał go po imieniu. W Miętkowie wszyscy wiedzieli, jak nazywają się chłopcy, podobnie jak ja znałam imiona sąsiadów.

Gdy udzieliłam odpowiedzi na pytania, mogłam w końcu pójść do domu, do Igora. Policjanci powiedzieli, że muszą porozmawiać z każdą osobą, która miała tego dnia kontakt z dzieckiem. Rozpoczęli poszukiwania. Powtórzyli to, co już kilkukrotnie kołatało mi w głowie, że przy zaginięciu dziecka liczy się każda minuta. Cała ta sytuacja nie wyglądała dobrze. Mój syn był zbyt mały, żeby pójść do kolegi czy sklepu. Nie wierzyłam też w to, że specjalnie się schował, bo nie wytrzymałby tak długo w żadnej kryjówce. Poza tym sprawdziliśmy całe podwórko. Na pewno wyszedł poza posesję, nie było innego wytłumaczenia tej sytuacji. Pytanie tylko, czy opuścił podwórko sam, czy ktoś mu w tym pomógł. Musiałam jeszcze raz zapytać o to Igora. Podejrzewałam, że policja też będzie chciała z nim porozmawiać. Nie miałam pojęcia, jak mój starszy syn sobie z tym poradzi. Bał się obcych, a widziałam, że zaginięcie brata bardzo go przygnębiło.

Obawiałam się też rozmowy z moim mężem, gdy już zostaniemy sami. Karol od dawna uważał mnie za nieudacznicę. Widziałam to w jego spojrzeniu, poza tym kilka razy wprost powiedział, co o mnie sądzi. Dawniej taki nie był, nie miałam pojęcia, kiedy się tak zmienił. Doceniał mnie jedynie w łóżku, ale może to słowo też było przesadą. Po prostu podczas seksu nigdy nie narzekał, miałam wrażenie, że byłam w stanie go zaspokoić. Szkoda, że tylko w tym jednym aspekcie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: