- W empik go
Nad ranem - ebook
Nad ranem - ebook
Letnia powieść, dzięki której pokochasz wschody słońca!
Nina w dniu swoich ósmych urodzin otrzymuje żółty notes. Od tego czasu zapisuje w nim wszystko, co chciałaby zachować na zawsze. Pisze o swoich dwóch domach: tym w mieście, w którym mieszka w ciągu roku szkolnego z mamą, i tym na wsi, gdzie spędza wakacje z tatą. Pisze o swoich odkryciach, uczuciach i o wielkich zmianach, porywających jej życie na przestrzeni lat. Wreszcie pisze o tym, jak się zagubiła. Niepewna swoich wyborów, przerywa studia i wraca do miejsca, za którym tęskniła – rodzinnego domu na wsi.
Oskar do dziś pamięta, że podczas wakacji oglądał wschody słońca z Niną. Gdy dowiaduje się, że dziewczyna wróciła, nie zamierza przepuścić okazji do kolejnych spotkań. Właśnie rozstał się z Karoliną, ale nawet łącząca ich przeszłość, o której nie może mówić, nie powstrzyma go przed wykorzystaniem drugiej szansy. Ostatecznie od gniewu byłej dziewczyny ważniejsza jest dla niego bliskość Niny, w której był kiedyś szaleńczo zakochany.
Czy dostaną szansę, by uciec od przeszłości i uwierzyć na nowo w swoje intencje?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-966559-4-3 |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Harry Styles - Harry’s House (bo to idealna płyta na spacer z psem)
Karin Stanek - Jedziemy autostopem (bo każdy z nas miał ochotę złapać stopa)
Shawn Mendes & Tainy - Summer Of Love (bo bez tej piosenki nie ma lata)
Stare Dobre Małżeństwo - Czarny blues o czwartej nad ranem (bo bez niej nie ma wschodów słońca)
Harry Styles - Late Night Talking (bo nocami o ważnych sprawach rozmawia się łatwiej)
Ed Sheeran - Perfect (bo idealnie nadaje się na pierwszy taniec)PROLOG
Ludzie kolekcjonują różne rzeczy.
Moja mama zbiera lakiery do paznokci. Ma ich tak wiele, że nie starczy jej czasu, aby wszystkie wypróbować, a i tak ciągle kupuje nowe. Ciągle i ciągle. Często się z tego śmiejemy, bo w naszym mieszkaniu ciężko o przestrzeń, na której nie stałaby mała buteleczka z kolorowym, gęstym płynem. Mój sąsiad kolekcjonuje kapsle (nie tylko te po piwie!); planuje wykleić sobie nimi całą ścianę w pokoju, a ja nie mogę się doczekać dnia, w którym zobaczę efekty jego pracy. Ciotka taty ma regały wypełnione książkami Nicholasa Sparksa. To jej ulubiony pisarz, więc posiada egzemplarze we wszystkich językach, w których zostały wydane (a jest ich całkiem sporo – powieści i języków, rzecz jasna). Kuzyn mojej najlepszej przyjaciółki spaceruje po lasach w poszukiwaniu ptasich piór, a z kolei Hania – wspomniana przyjaciółka – zbiera płyty winylowe. Zależy jej na tym, by pochodziły z różnych zakątków świata, dlatego za każdym razem, gdy gdzieś wyjeżdżam, staram się jakąś jej przywieźć. Znałam kiedyś nawet marynarza, który kolekcjonował tatuaże. Pod jego koszulką kryły się nie tylko mięśnie wyrobione ciężką pracą, ale przede wszystkim historie jego życia, bo każdy rysunek na ciele był symbolem jakiegoś wydarzenia.
Pocztówki, magnesy na lodówkę, znaczki pocztowe, bilety do kina, zakładki. Ludzie kolekcjonują różne rzeczy… A ja? Mam na imię Nina i kolekcjonuję wspomnienia. Zaczęłam to robić w dniu moich ósmych urodzin.ROZDZIAŁ 1
Nina
Aktualnie
Kawy. Potrzebowałam kawy. Mocnej, czarnej, idealnej, najlepiej takiej, którą zaparzyłabym sobie sama. Zerknęłam na ekran mojego telefonu wsuniętego w uchwyt samochodowy. Nawigacja wskazywała, że przede mną jeszcze dwie godziny jazdy. Wiedziałam, że nie wytrzymam i będę musiała zadowolić się kupną, a nie tą zrobioną w domu, w kuchni, której nie odwiedzałam od czterech lat.
Na szczęście po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawiła się wielka, żółta litera M. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o tym, że będę mogła spełnić swoją zachciankę, nie opuszczając samochodu. Było to dla mnie ważne, ponieważ na tylnej kanapie mini coopera smacznie spał Agrest, mój pies. Wcześniej, gdy tankowałam i zabrałam go ze sobą na stację, poproszono mnie o wyprowadzenie z pomieszczenia tego „ogromnego białego wilka”. Wydałam mu komendę, by poczekał na zewnątrz. Usiadł grzecznie, a w chwili, w której stracił mnie z pola widzenia, zaczął przeraźliwie wyć. Ogromnie mnie to zawstydziło, w dodatku jego skowyt złamał mi serce, dlatego zapłaciłam czym prędzej i obiecałam sobie, że podczas dalszej trasy nie wywinę mu kolejnego takiego numeru.
Zerknęłam w prawe lusterko, wrzuciłam kierunkowskaz, lekko zwolniłam, upewniłam się jeszcze raz, czy nic nie jedzie i zmieniłam pas. Krok po kroku, tak jak uczył mnie instruktor jazdy. Egzamin na prawko zdałam pół roku temu i sporo od tej pory jeździłam, ale podróż, w którą się dzisiaj wybrałam, była pierwszą tak długą – no i samodzielną – więc czułam się trochę niepewnie.
Powoli podjechałam pod słup, na którym znajdowała się strzałka z napisem: Tutaj złóż swoje zamówienie. Manewrowałam, modląc się w myślach, by zmieścić się pomiędzy bezsensownymi, brzydkimi i niebezpiecznymi dla karoserii mojego auta słupkami.
– Jeśli kiedykolwiek spotkam kretyna, który zamontował tutaj to cholerstwo… – mruknęłam cicho pod nosem i upewniłam się po raz czwarty, czy uda mi się wjechać. W głowie usłyszałam spokojny głos mojego instruktora – że mam się uspokoić, że miejsca jest na co najmniej półtora samochodu i nie muszę panikować. Odetchnęłam, otworzyłam szybę po stronie kierowcy i wychyliłam się na zewnątrz. Faktycznie, wolnej przestrzeni było aż nadto… A to ci niespodzianka!
Nagle rozległ się klakson, a ja podskoczyłam zaskoczona i przestraszona. Gdybym miała opisać, w jaki sposób brzmi wściekłość i zniecierpliwienie, użyłabym właśnie takiego bipnięcia. Ten dźwięk doprowadzał mnie do szału! Wyprostowałam się i spojrzałam we wsteczne lusterko. Facet, który stanął za mną, szykował się właśnie do tego, by ponownie dać mi do zrozumienia, że bardzo mu się spieszy. Nie miał możliwości wyminięcia mnie i wskoczenia w kolejkę przede mną, bo gdy sprawdzałam, czy zmieszczę się w wąskim przesmyku, całkowicie zablokowałam wjazd.
– Nie widzisz zielonego listka na szybie auta? – zapytałam retorycznie, unosząc dłoń do góry. Planowałam wystawić mu środkowy palec, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się i pomachałam przepraszająco. W dniu, w którym odebrałam prawo jazdy, obiecałam sobie, że wszystkich kierowców będę traktowała tak, jak sama chciałabym zostać przez nich potraktowana. Myślałam, że naklejka informująca o świeżo zdobytych uprawnieniach sprawi, że ludzie okażą mi więcej cierpliwości, zazwyczaj było jednak odwrotnie. – Zapomniał wół, jak cielęciem był…
W końcu udało mi się podjechać tam, gdzie starałam się dotrzeć od kilku minut.
– Dzień dobry! – odezwał się męski głos. – Mam na imię Marcin i to ja przyjmę twoje zamówienie. Na co masz dzisiaj ochotę? Szczególnie polecam…
Przestałam go słuchać i spojrzałam na migające przed moimi oczami ekrany z menu lokalu. Te z pięknie sfotografowanymi burgerami i frytkami ominęłam, nie byłam głodna, i chociaż doskonale wiedziałam, co konkretnie chciałam zamówić, skupiłam się na części kawiarnianej, by chociaż ją przestudiować. Nie przepadałam za tymi wszystkimi fikuśnymi latte z bitą śmietaną, matcha latte, frappe z syropem smakowym. Przez ostatnie dwa lata weekendami dorabiałam sobie w kawiarni, więc te kombinacje nie były mi obce, ale to dzięki pracy w takim miejscu pokochałam czarną kawę i alternatywne sposoby jej parzenia. Miałam bzika na tym punkcie i naprawdę odczuwałam smutek, gdy uświadomiłam sobie, że w takiej sieciówce nie dostałam w zasadzie żadnego wyboru. Mimo wszystko: lepszy rydz niż nic.
– Dzień dobry! Poproszę dużą, czarną i bardzo mocną kawę. Bez żadnych dodatków.
– Czy podać cukier i śmietankę? – Wiedziałam, że to były regułki, których pracownik musiał użyć, ale nie powstrzymało mnie to przed przewróceniem oczami.
– Nie, dziękuję. – Uśmiechnęłam się szeroko na wypadek, gdyby gdzieś tutaj znajdowała się kamera podglądająca klientów.
Marcin starał się ze wszystkich sił namówić mnie jeszcze na powiększony zestaw z frytkami lub jakiś słodki dodatek jednak nie ugięłam się i powtórzyłam, że chciałabym tylko kawę. Czarną, mocną, bez mleka i cukru, dziękuję!
– Czy zamówienie na ekranie się zgadza?
– Tak!
– W takim razie zapraszam do kolejnego okienka.
W końcu odebrałam upragniony kubek i próbując nie poparzyć sobie palców oraz języka, wzięłam szybki łyk, a następnie odstawiłam kawę do uchwytu. Nie była tragiczna, nawet nie smakowała źle, ale do tych najlepszych i najwyborniejszych też nie należała.
Zjechałam na pobliski parking, zgasiłam silnik, uchyliłam szyby i pozwoliłam sobie na to, aby po prostu cieszyć się chwilą. Gdy troszkę odsapnęłam, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer mamy. Nie odebrała, więc napisałam jej SMS-a, że zrobiłam sobie krótki postój, zaraz ruszam w dalszą drogę i odezwę się do niej, kiedy dotrę na miejsce. Chciałam wziąć Agresta na krótki spacer, jednak ten nadal smacznie spał i nie wydawał się zainteresowany wyjściem.
– W takim razie mam nadzieję, że wytrzymasz resztę trasy, bo nie wiem, czy będzie jeszcze możliwość, bym zatrzymała się gdzieś dalej – powiedziałam, nie spodziewając się żadnej reakcji z jego strony, i rozejrzałam się wokół.
Moją uwagę przykuł dość nietypowy obraz. Kawałek dalej, tuż przy piknikowych stołach, stała dziewczyna i płukała pędzle, wylewając na nie wodę z butelki. Gdy upewniła się, że są czyste, owinęła je w biały T-shirt i schowała do plecaka. Usiadła na ławce, przeciągnęła się i zsunęła ze stołu sporych rozmiarów karton, na którym białe litery tworzyły napis: Zabierzesz mnie do domu? Wokół pytania namalowanych było mnóstwo kolorowych kwiatuszków i wywijasów, których z tej odległości nie byłam w stanie rozszyfrować. Co mi szkodziło zapytać ją, dokąd chce jechać? Wyglądała na niegroźną, a ja chętnie zapewniłabym sobie towarzystwo na kolejne kilometry.
Wyjechałam z parkingu, a gdy zbliżyłam się do miejsca, w którym siedziała, zatrzymałam się, zaciągnęłam hamulec ręczny i wyjrzałam przez otwarte okno.
– Gdzie jest twój dom? – zapytałam po prostu.
Spojrzała na mnie zaskoczona i uśmiechnęła się niepewnie.
– A gdzie jest cel twojej podróży? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Ja zapytałam pierwsza.
Wyglądała na lekko przestraszoną, co mnie w sumie zdziwiło, bo przecież próbowała złapać stopa. Może po prostu nie spodziewała się, że ktoś tak szybko zareaguje? Prawą dłonią założyła sobie luźny kosmyk za ucho i przyjrzała mi się uważnie. Pozwoliłam jej na to, bo miałam nadzieję, że w ten sposób uda mi się zdobyć jej zaufanie. W końcu z pewną dozą ostrożności w głosie wymieniła nazwę wsi, do której i ja zmierzałam.
– A to ci niespodzianka! – Nie ukrywałam zaskoczenia. – Tak się składa, że też tam jadę, więc jeśli to jest twój jedyny bagaż i nie przeszkadza ci towarzystwo śpiącego na tylnej kanapie psa, to serdecznie zapraszam.
– A nie zamordujesz mnie? – zapytała, podchodząc do auta. – Pierwszy raz łapię stopa, a planuję jeszcze trochę pożyć.
Zaśmiałam się i wysiadłam.
– To i mój pierwszy raz, więc mam takie same wątpliwości. – Mrugnęłam do niej i cofnęłam się, by otworzyć bagażnik.
Na szczęście w tę podróż zabrałam tylko małą torbę z kanapkami dla mnie i zapasem karmy dla psa. Cała reszta mojego dobytku została dostarczona przez kuriera wczoraj po południu. Tato od tej pory dzwonił do mnie trzy razy, by zapytać, czy na pewno nie zacząć mnie rozpakowywać, ale za każdym razem prosiłam, by tego nie robił. Lubiłam układać rzeczy po swojemu i mimo jego szczerych chęci byłam pewna, że musiałabym wszystko poprzestawiać.
– W takim razie zacznijmy od początku! Jestem Kaja. – Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń. – Miło mi cię poznać i dzięki, że mogę się z tobą zabrać.
– Nina. – Odwzajemniłam jej uścisk. – Bardzo podoba mi się twoje imię!
– Mam siostrę bliźniaczkę i nasi rodzice wpadli na, ich zdaniem, genialny pomysł, by dać jej na imię Maja. Tak więc… Kaja i Maja.
– Bardzo oryginalnie – podsumowałam, zastanawiając się, dokąd zmierza ta dziwna wymiana zdań.
– Do czasu – westchnęła dziewczyna. – W szkole wszyscy wołali do nas: Maja, co się ciągle kaja i Kaja, co nie lubi maja. Mam wrażenie, że będzie się to ciągnęło za nami do końca życia.
– W sumie to całkiem zabawne… – Mimo to próbowałam się nie zaśmiać, bo domyśliłam się, że siostry nie czerpały z tego zbyt dużo przyjemności.
– Też tak myślałyśmy na samym początku. – Wzruszyła ramionami, sięgnęła po swój plecak i wrzuciła go do otwartego bagażnika, kończąc w ten sposób temat.
Cofnęła się do stołu piknikowego, na którym zostawiła karton. Zgięła go wpół i rozejrzała się wokół. Po chwili ruszyła w stronę pojemników na śmieci i wrzuciła go do tego niebieskiego. Zawróciła, minęła mnie i nie czekając na to, aż do niej dołączę, otworzyła drzwi po stronie pasażera i wsiadła do środka. Po prostu. Nie dopytywała, czy faktycznie ją zabiorę, nie upewniła się, czy na pewno może wsiąść. Odniosłam wrażenie, że starała się grać pewną siebie, a swoim gadulstwem i zdecydowaniem próbowała ukryć nerwowość, którą i ja czułam.
Byłyśmy dla siebie całkiem obce, znałyśmy się od kilku minut i obie znalazłyśmy się w całkiem nowej sytuacji. Być może Kai byłoby łatwiej, gdybym powiedziała jej, że zabieranie autostopowiczów to dla mnie chleb powszedni. Być może i mnie byłoby łatwiej, gdyby Kaja oznajmiła, że z takiej podwózki korzysta co najmniej raz w tygodniu. A tak żadna z nas nie do końca wiedziała, czego się spodziewać.
Zamknęłam bagażnik, wsiadłam do auta i zapięłam pas. W tym czasie moja nowa znajoma bawiła się guzikami przy fotelu, ustawiając sobie oparcie i wysokość. Gdy znalazła najwygodniejszą pozycję, sięgnęła do pokrętła od radia i spojrzała na mnie pytająco. Skinęłam na znak, że nie mam nic przeciwko, by zmieniła stację. Na aktualnej monotonny głos prezentera analizował wszystkie plusy i minusy wakacji nad polskim morzem.
– Ależ piękny! – Zachłysnęła się, gdy zajrzała na tylną kanapę i zobaczyła psa. – I wielki! W domu czeka na mnie golden retriever. To suczka, ale brat się uparł, by nazwać ją Poker, i tak już zostało. W sumie pasuje zarówno do samca, jak i do suki. Może któregoś dnia uda nam się wybrać na wspólny spacer? Co to w ogóle za rasa?
Ależ była z niej gaduła! Po kilku godzinach jazdy w towarzystwie radia i pochrapującego czworonoga miło będzie posłuchać dziewczęcego trajkotania.
– Agrest to biały owczarek szwajcarski – odpowiedziałam szybko, gdy zauważyłam, że ma ochotę ponowić pytanie. – Dostałam go od mamy i ojczyma na urodziny. Zawsze chciałam mieć psa i co roku żywiłam nadzieję, że w końcu zamieszka z nami jamnik, którego nazwę Pimpek. – Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Długo na niego czekałam, ale dzisiaj wiedziałam, że mama nie mogła wybrać lepszego czasu na to, aby w końcu spełnić moje marzenie. Dzięki temu od początku byłam świadomą i odpowiedzialną opiekunką. Chociaż mama i jej partner pomagali mi, gdy tylko ich o to prosiłam, to jednak pies był mój, tylko mój. – To co, jesteś gotowa do drogi?
– W zasadzie to tak, ale… spieszy ci się jakoś bardzo? – Minę miała taką, jakby sobie o czymś przypomniała. – Chciałabym jeszcze zadzwonić do brata. Rozmawiałam z nim, zanim zaproponowałaś mi transport, i zaoferował się, że łaskawie po mnie przyjedzie. Dałabym mu tylko znać, okej? Kawałek dalej są problemy z zasięgiem i moglibyśmy się nie dogadać, a wolałabym, żeby jednak nie jechał na marne, zwłaszcza że miał urwać się z pracy.
– Jasne, nie ma problemu.
Kaja przez chwilę grzebała w torebce i w końcu znalazła telefon. Chłopak odebrał po kilku sygnałach, a ja odwróciłam głowę w drugą stronę i starałam się nie przysłuchiwać ich rozmowie. Czułam, że moja współpasażerka z każdym zdaniem staje się coraz bardziej skrępowana. Już miałam zamiar wysiąść z samochodu, by dać jej odrobinę prywatności, jednak ona zakończyła połączenie, pokazała język ekranowi telefonu – co sprawiło, że cicho się zaśmiałam – i lekko zaczerwieniona zwróciła twarz w moją stronę.
– Hmm, jakby to powiedzieć… – Odchrząknęła i uciekła spojrzeniem w bok. Była zawstydzona.
– Najlepiej prosto z mostu?
– Cóż. Mój brat… jest nadopiekuńczy. Martwi się, że wsiadłam do samochodu jakiegoś zwyrodnialca, który wywiezie mnie za granicę i sprzeda albo zmieli, albo zmieli, a potem sprzeda, i powiedział, że nie przyjedzie po mnie, jeśli wyślę mu zdjęcia auta z numerem rejestracyjnym. Chciał też z tobą porozmawiać, ale na szczęście udało mi się wybić mu ten pomysł z głowy. Przepraszam, zaoferowałaś mi pomoc, a teraz stawiam cię w niezręcznej sytuacji…
Popatrzyłam na nią z rozbawieniem. Byłam jedynaczką i dużo bym dała, by mieć martwiącego się o mnie starszego brata. Zresztą już w chwili, w której się poznałyśmy i przedstawiłyśmy sobie nawzajem, pozazdrościłam jej siostry bliźniaczki. Nie była sama. Ja niby też, ale… Rodzeństwo to jednak rodzeństwo.
Nie kojarzyłam, by w okolicach domu taty mieszkała taka rodzina. Jednak wieś, w której miałam spędzić najbliższy rok, nie była aż tak mała, bym znała w niej wszystkich mieszkańców. Postanowiłam zapytać później Kaję, w którym miejscu dokładnie mieszka. Zaproponowałam, żeby przekazała bratu mój numer telefonu, i powiedziałam, że nie mam nic przeciwko, by zrobiła zdjęcia samochodu z numerem rejestracyjnym. Wprost przeciwnie – uważałam, że to świadczyło o odpowiedzialności jej brata i jego świadomości, że na tym świecie są źli ludzie, na których bardzo łatwo trafić. Zdziwiłabym się, gdyby po prostu machnął ręką i pozwolił Kai na podróż z całkiem obcą osobą, twierdzącą w dodatku, że jedzie w to samo miejsce, co ona.
W końcu ruszyłyśmy w dalszą drogę. Przez jakiś czas jechałyśmy, nie odzywając się do siebie, i po prostu słuchałyśmy muzyki, która cicho grała w tle. Po reakcjach Kai widziałam, że mamy podobne gusta muzyczne. Czułam, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić. Palcami wystukiwałam rytm na kierownicy i po raz kolejny doszłam do wniosku, że decyzja o przeprowadzce do taty była dobra. Idealna.
– A ciebie co sprowadza w nasze strony? – zapytała Kaja, gdy wybrzmiały ostatnie nuty melodii i w radiu rozpoczął się blok reklamowy. Grali naprawdę dobrą muzykę, więc nie chciałyśmy zmieniać stacji.
– Jadę w odwiedziny do taty. W ostatnim czasie to on często wpadał do miasta, więc teraz kolej na mnie – odpowiedziałam, nie wprowadzając jej w żadne szczegóły. Nie czułam jeszcze potrzeby, by dzielić się całym swoim życiem.
– Super! Może faktycznie uda nam się spotkać na jakimś spacerze. – Jej radość była tak naturalna i autentyczna, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
Dojeżdżałam do skrzyżowania z sygnalizacją, gdy światło z zielonego zmieniło się na żółte. W głowie usłyszałam głos mojego instruktora, który nakazałby mi przyspieszyć jednak ja wcisnęłam hamulec i stanęłam. Wiedziałam, że hamowanie w ostatniej chwili było niebezpieczne, ale nikt za mną nie jechał, a zatrzymując się, stworzyłam sobie okazję do tego, by dopić kawę. Nie potrafiłam prowadzić, trzymając kierownicę jedną dłonią.
Sięgnęłam po kubek i w tym samym momencie mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk świadczący o tym, że dostałam SMS-a. Podejrzewałam, że to mama mogła mi odpisać na poprzednią wiadomość. Wyjęłam komórkę z uchwytu i zerknęłam na ekran. Na górze mrugał nieznany numer. Miałam nadzieję, że to nie była reklama, bo zamiast delektować się zastrzykiem kofeiny, traciłam czas na odczytanie SMS-a. Odblokowałam telefon, zamknęłam ekran nawigacji i odpaliłam odpowiednią aplikację.
Cześć! Jestem bratem Twojej współpasażerki. Jedź ostrożnie, nie przekraczaj dozwolonej prędkości i dostarcz nam Kaję w jednym kawałku ;-) Gdyby za dużo gadała, każ jej się zamknąć, czasami działa. W razie problemów jestem pod telefonem. Dzięki!
Zaśmiałam się. Kaja spojrzała na mnie pytająco, więc odczytałam treść wiadomości na głos.
– Naprawdę się o ciebie martwi. – Podsumowałam z uśmiechem.
– Tak… Zachowuje się, jakbym była małą dziewczynką – westchnęła zirytowana. – Starsi bracia podobno tak mają, ale Oskar przesadza.
Światło zmieniło się na zielone, więc ruszyłam, nie zwracając kompletnie uwagi na wypowiedziane przez Kaję imię.ROZDZIAŁ 2
Oskar
Trzy miesiące wcześniej
Już sam fakt, że przytuliłem ją z taką niezdarnością, świadczył o tym, że nigdy nie powinniśmy być razem. Nie pasowała do moich ramion. A może to ja nie chciałem, by pasowała? Znaliśmy się całe życie. Dorastaliśmy razem i mieliśmy wspólne tajemnice. Byliśmy przyjaciółmi – i to była taka przyjaźń, która przechodziła z pokolenia na pokolenie. Przyjaźnili się nasi dziadkowie, przyjaźnili nasi rodzice. A my poszliśmy o krok dalej i spróbowaliśmy stworzyć związek. Nie wyszło.
Przez dwa lata trzymałem ją za rękę, całowałem i tuliłem. Przez dwa lata wmawiałem sobie, że pasuje do moich ramion i przez dwa lata próbowałem ją pokochać. Dzisiaj to zakończyłem.
Siedziałem w jej pokoju, trzymałem niezdarnie w objęciach i pozwalałem się wypłakać. Już nie jako jej chłopak, lecz przyjaciel. Pocieszałem, poklepywałem i szeptałem słowa otuchy. Że to nie jej wina, że zasługuje na kogoś lepszego, że jestem dupkiem, a ona jest zbyt dobra dla dupka.
Nie miałem pojęcia, jak długo to trwało, jednak w końcu się ode mnie odsunęła. Patrzyła podkrążonymi, smutnymi oczami i pociągnęła nosem. Cały makijaż jej spłynął i wyglądała jak miś panda. Bezbronna, niewinna i smutna. Przeze mnie.
– Czy zrobiłam coś…
– Nie! – Nie pozwoliłem jej dokończyć. – To ja nigdy nie powinienem… Ech, przepraszam.
Przepraszam. Już po raz setny użyłem tego słowa. Miałem wrażenie, że wyczerpałem jego limit na kolejne miesiące, być może nawet na lata.
– Oskar… – Oczy miała załzawione, warga lekko jej drżała, cała skurczyła się w sobie. – Poczekaj chwilę. Pójdę do łazienki, ogarnę się jakoś i porozmawiamy, dobrze? Nie idź jeszcze, proszę.
Kiwnąłem głową, dając jej znać, że nigdzie się nie wybieram. Zaczekam, nie ucieknę, mimo że właśnie to miałem ochotę zrobić. Wstała i ze spuszczoną głową ruszyła w stronę korytarza. Po chwili zniknęła mi z oczu.
Rozejrzałem się po pokoju, stanowiącym miejsce pełne naszych wspomnień. Na biurku leżała książka ode mnie, otwarta na przypadkowej stronie. Wiedziałem, że jej nie przeczytała i już pewnie tego nie zrobi. Z łóżka spoglądał na mnie wielki pluszowy tygrys, którego musiałem jej kupić, gdy przegrałem zakład. O co nam wtedy poszło? Nie mogłem sobie przypomnieć… Na ścianach wisiało pełno naszych zdjęć i pocztówek z odwiedzanych wspólnie miejsc.
Herbata, którą mi zaparzyła, już dawno wystygła. Sięgnąłem po nią jednak i wypiłem w trzech łykach. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze naprzeciwko – tym, które służyło za drzwi szafy – i dopiero wtedy zorientowałem się, że moja biała koszulka była nie tylko przemoczona, ale także poplamiona czarnym tuszem do rzęs i kolorowymi kosmetykami. Żałowałem, że nie wziąłem nic na zmianę albo nie zdecydowałem się na coś ciemnego, kiedy wychodziłem z domu. Cholera, będę musiał wrócić i się przebrać.
Nagle przypomniałem sobie, że przecież kilka tygodni wcześniej dostałem własną półkę w jej szafie. Uchyliłem drzwi i spojrzałem na zapasowe ubrania, które miały tu na mnie czekać, gdybym chciał przenocować. Nie spałem u niej ani razu, mieszkałem przecież cztery domy dalej. Unikałem tego jak ognia, bo zawsze wydawało mi się to takie… nie na miejscu? Niepotrzebne? Wręcz intymne – a na intymność, tę pod osłoną nocy, nie byłem gotowy. A teraz patrzyłem na równo poukładane T-shirty, które sama wybrała, i w dniu, w którym z nią zerwałem, postanowiłem skorzystać z nich po raz pierwszy. Co za ironia. Czułem się dziwnie, gdy sięgnąłem po czystą koszulkę, a tę ze śladami jej smutku upchnąłem głęboko w plecaku.
Karolina wróciła do pokoju dokładnie w momencie, w którym strząsnąłem materiał i przewróciłem go na prawą stronę. Po raz ostatni spojrzała na ciąg cyfr, które były wytatuowane tuż nad moim sercem. Wiele razy pytała, co oznaczają, a ja wiele razy unikałem odpowiedzi. Nie chciałem odkrywać się przy niej aż tak bardzo, a poza tym ostatnio i dla mnie ich znaczenie zaczęło się zacierać.
Odchrząknęła, a ja ubrałem się szybko, popatrzyłem na nią i wzruszyłem ramionami. No bo co innego miałem zrobić, po raz kolejny przeprosić? Udać, że nie widziałem tego, jak się na mnie gapiła, jak lustrowała mnie z góry na dół, spojrzeniem dając do zrozumienia, że odda mi się w każdej chwili? Wiele razy rozbierała mnie, przejeżdżając po nagiej skórze długimi paznokciami. Jedyna różnica polegała na tym, że dzisiaj widziała mnie bez koszulki po raz ostatni. To ją bolało, wkurzało. Nie było częścią jej planu.
– Chcesz jeszcze coś do picia? – Sięgnęła po pusty kubek, który odstawiłem na biurko. – Może ukroić ci kawałek ciasta? Wczoraj piekłam szarlotkę z babcią. Wiem, że lubisz…
– Nie, dzięki. Nie jestem głodny. – Ruszyłem w stronę fotela pod oknem, Karolina wybrała łóżko. Przez chwilę miałem ochotę usiąść obok niej; głupie przyzwyczajenie. Między nami zaczęło robić się niezręcznie. – Karo…
Wypuściła drżący oddech i uciekła spojrzeniem w bok. Położyła sobie dłonie na udach i zacisnęła je w pięści. Zauważyłem, że zdjęła bransoletkę, którą podarowałem jej kilka tygodni temu. Miała ją, gdy tu przyszedłem. Kiedy powiedziałem, że to koniec, bawiłem się koralikami zdobiącymi jej nadgarstek.
Milczała, a mnie dobijała ta cisza między nami, więc tym razem to ja odchrząknąłem. O czym chciała jeszcze rozmawiać? Otworzyłem usta, by o to zapytać, ale nie zdążyłem, bo Karolina uniosła dłoń do góry, dając mi do zrozumienia, żebym milczał.
– Nie. Nic już nie mów – poprosiła. – Wiem, że chciałam, żebyśmy jeszcze porozmawiali, ale chyba muszę się z tym wszystkim przespać. To nie jest dobry moment.
Odetchnąłem z ulgą, bo wiedziałem o tym od chwili, w której poszła do łazienki. Czmychnąłbym, ale po tym wszystkim byłem jej sporo winien i musiałem zachować ostrożność.
Widziałem, że rozbolała ją głowa, a pod maską twardzielki Karolina za wszelką cenę starała się ukryć tę zranioną część siebie. Taka właśnie była – odrzucona otaczała się twardą skorupą, przez którą bardzo trudno się przebić.
– Może zadzwonię po Majkę? Wpadnie, posiedzi z tobą – zaproponowałem, by dać jej do zrozumienia, że się martwię, nadal o nią dbam i będę o niej myślał, mimo że nie jesteśmy już razem.
– Nie, sama to zrobię. – Wstała z łóżka i podeszła w stronę drzwi. – Będzie lepiej, jeśli już pójdziesz.
Nie musiała prosić mnie o to dwa razy. Zebrałem swoje rzeczy, a plecak zarzuciłem na ramię. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie spakować reszty ubrań z szafy, ale to chyba nie był najlepszy moment. Mogłem minąć Karolinę bez słowa, zbiec po schodach i wyjść z jej domu, nie oglądając się za siebie, ale nie byłem taki. Zatrzymałem się przy dziewczynie, kciukiem uniosłem lekko jej podbródek i spojrzałem w smutne oczy. Po raz ostatni złożyłem lekki pocałunek na jej czole.
– Będzie dobrze, zobaczysz – szepnąłem i odsunąłem się od niej.
Grymas, który pojawił się na jej twarzy, prawdopodobnie miał przypominać uśmiech. Jednak nie dotarł do oczu – one pozostały niewzruszone.
– To nic nie zmienia, prawda? – zapytała, uciekając spojrzeniem za mnie. – Piątek aktualny?
– Oczywiście, jak zawsze – odpowiedziałem z pewnością w głosie, chociaż w środku aż mnie skręcało. – Wpadnę po ciebie o siódmej.
– Do zobaczenia, Oskar.
Był poniedziałek, a ja specjalnie zakończyłem nasz związek właśnie dzisiaj. Karolina miała kilka dni na to, by oswoić się z nową sytuacją, a ja żywiłem nadzieję, że nasza cotygodniowa podróż minie mimo wszystko w dobrej atmosferze. W końcu byliśmy skazani na siebie jeszcze przez jakiś czas, czy tego chciałem, czy nie. Podołam temu, by to wszystko wytrzymać, ale już nie jako jej chłopak – i musiała to zaakceptować.
Zbiegłem po schodach, pożegnałem się z babcią Karoliny i szybkim krokiem udałem się w stronę pickupa zaparkowanego przy płocie. Usiadłem za kierownicą, zaciągnąłem się znajomym zapachem, przekręciłem kluczyk i w końcu wcisnąłem pedał gazu. Z piskiem opon pokonałem zakręt, który byłbym w stanie przejechać z zamkniętymi oczami, i wypuściłem długo wstrzymywane powietrze. Nareszcie!
Powinienem pojechać do warsztatu, by skończyć robotę, ale nie miałem teraz do tego głowy. Zatrzymałem się na poboczu, napisałem krótką wiadomość do wujka – a jednocześnie mojego szefa – że pojawię się jutro dwie godziny przed otwarciem. Wprawdzie przez to opuszczę poranne wykłady na uczelni, ale trudno – praca była ważniejsza. Ruszyłem, nie czekając na odpowiedź, i jeździłem po okolicy bez celu. Tego właśnie potrzebowałem.
*
Minęło kilka godzin od momentu, w którym wyszedłem z domu Karoliny. W tym czasie mama dzwoniła do mnie cztery razy, Majka wysłała wiązankę SMS-ów, a Szymek zostawił dwie wiadomości na poczcie głosowej. Tylko Kaja milczała – dała mi czas i za to byłem jej wdzięczny. Na pewno wszyscy już wiedzieli, bo tutaj takie newsy rozchodziły się z prędkością światła, ale ja nie miałem ochoty wracać i się z tym mierzyć. Jeszcze nie teraz.
Siedziałem na pace auta i gapiłem się przed siebie. Jakiś czas temu skręciłem w nieutwardzoną drogę i pojechałem na działkę, którą dostałem od ojca w ramach rekompensaty za jego nieobecność w życiu jedynego syna. Sprzedam ją pewnego dnia albo może postawię tu dom, nie wiem. To w tej chwili nie jest ważne. Póki jednak działka stała pusta, urządzałem na niej najlepsze imprezy w okolicy. Robiło się coraz cieplej, niedługo będzie można znów rozpalać ogniska i bawić się do białego rana.
Telefon ponownie zawibrował. Zirytowany sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem go i spojrzałem na ekran. Dzwonił Szymon, a ja po raz kolejny odrzuciłem połączenie i łudziłem się, że ten gamoń w końcu zrozumie, że nie mam ochoty na rozmowy. Właściwie mogłem przecież wyłączyć komórkę! Prawie to zrobiłem, jednak SMS od Szymka pokrzyżował mi plany.
Dwa słowa, które sprawiły, że serce na chwilę przestało mi bić, tylko po to, by sekundę później ruszyć galopem.
Nina wraca.
Wybrałem szybko numer kumpla i czekałem na połączenie. Byłem pewny, że specjalnie zwleka z odebraniem, aby dać mi nauczkę.
– Skąd wiesz? – Nie siliłem się na powitanie, gdy po drugiej stronie rozległy się charakterystyczne trzaśnięcia.
– No siema, stary. – W jego głosie słyszałem rozbawienie. – Miło, że pytasz, co u mnie.
– Szymek… – burknąłem zirytowany.
– Dobrze, już dobrze! Czekałeś cztery lata, nic się nie stanie, jeśli poczekasz dodatkową minutę – odpowiedział z typową dla siebie wesołością. Gdyby siedział teraz obok, przysięgam, dostałby ode mnie po tym roześmianym łbie. – Byłem z królikiem siostry u Doktorka. Uparła się, żeby przyciąć mu paznokcie, pazury, czy co on tam ma.
– I? – ponagliłem go.
– No i tak od słowa do słowa pan Adam pochwalił się, że jego córka wraca. Na stałe, a przynajmniej na kolejny rok. Coś tam jej nie podpasowało na studiach i chce zrobić sobie przerwę. No i tyle wiem. Potem obcięliśmy te głupie pazury, policzył mi za to dwie dychy, czaisz? I…
Szymek zaczął narzekać na ceny, jednak przestałem go słuchać. Poczekałem, aż wyrzuci z siebie kilka kolejnych zdań, wypuściłem długo wstrzymywany oddech i mu przerwałem:
– Kurde. Trochę mi się życie pokomplikowało.
– Że co?
– Kto wie, że Nina wraca? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– A bo ja wiem? Ty, ja, Doktorek. To dość świeża sprawa, rozmawiał z nią przez telefon, gdy wpadłem do lecznicy. Gdybym wiedział, że to ona wisi na linii, to przekazałbym pozdrowienia. Chyba mnie jeszcze pamięta, nie? Ale…
– Zerwałem z Karoliną.
Po drugiej stronie nastała grobowa cisza.
– Szymon?
Kolejne kilka sekund milczenia, co w przypadku mojego najlepszego przyjaciela nie zdarzało się zbyt często. Szymek zawsze miał coś do powiedzenia.
– Przecież jak ona połączy wszystkie kropki, to cię zabije. Nawet jeśli zostawiłeś ją, zanim się dowiedziałeś o Ninie, to Karo stwierdzi, że to przez nią.
– Wiem.
Szymek ponownie zamilkł, po czym wybuchnął głośnym śmiechem. Jakby się zastanowić, to temu dźwiękowi właściwie daleko było do śmiechu – to był bezczelny rechot!
– A co ja ci mówiłem? Co tłukłem do głowy? – zapytał między atakami wesołości. – Po jaką cholerę pakowałeś się w ten związek? Gościu, ty zdajesz sobie sprawę z tego, że masz przejebane?
– Cieszę się, że mogę na ciebie liczyć – burknąłem w odpowiedzi. Nie miałem pojęcia, czy to usłyszał, bo nadal zaśmiewał się do łez, ale musiałem mu przyznać rację. Idealnie podsumował moją sytuację.
W końcu Szymkowi udało się uspokoić na tyle, by porozmawiać o sprawie w miarę spokojnie. Doszliśmy do wniosku, że trudno będzie wybrnąć z tego, w co się wpakowałem. Nie widziałem Niny od lat. Nie zapomniałem o niej, ale straciłem nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze ją spotkam, a tym bardziej, że tu wróci. I byłem pewny, że Karolina, gdy tylko się o tym dowie, ze wszystkich sił postara się o to, by uprzykrzyć jej życie. I przy okazji nam wszystkim też.
Naprawdę miałem przejebane.
Do domu wróciłem bardzo okrężną drogą, ale na szczęście ominęły mnie wieczorne rozmowy z moją zwariowaną rodzinką. Nikogo nie było, więc odgrzałem sobie szybko kolację, nabazgrałem na kartce, że na uczelnię wracam jednak jutro, i zamknąłem się w pokoju. Postanowiłem przespać ten cholerny natłok myśli.
Leżałem w łóżku przez kilka godzin. Przekręcałem się z boku na bok, szukając najwygodniejszej pozycji, ale w końcu się poddałem. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła czwarta nad ranem. Budzik miał zadzwonić dopiero za dwie godziny, jednak nie było szans na to, bym zasnął. Zerwałem się z łóżka, włożyłem dres i cicho wymknąłem się na zewnątrz. Ze słuchawkami na uszach pobiegłem w stronę lasu. Dom pana Adama i Niny minąłem ze świadomością, że już niedługo w oknach jej dawnego pokoju znowu zapali się światło.
Uśmiechnąłem się na tę myśl – pierwszy raz od dawna – i ruszyłem w stronę słońca, które miało dopiero wzejść.ROZDZIAŁ 4
Nina
Autostop, autostop,
Wsiadaj bracie, dalej, hop.
Rusza wóz, będzie wiózł,
Będzie wiózł nas dziś ten wóz.
To nie dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu, a dziwna melodia wydobywająca się z mojego telefonu. Uchyliłam jedno oko i spojrzałam na zegarek. Dochodziła ósma. Cholera, przespałam wschód słońca! Musiałam wyłączyć alarm, który usiłował mnie zbudzić o czwartej trzydzieści. Trudno, przede mną na szczęście jeszcze wiele poranków.
Sięgnęłam po komórkę, gdy refren piosenki zaczął się po raz drugi. To Kaja próbowała się ze mną skontaktować. Mogłam się tego domyślić – ustawiła sobie taki dzwonek w chwili, w której zapisywała mi swój numer.
– Halo? – odezwałam się schrypniętym głosem, jeszcze nie do końca obudzona.
– Cześć, Nina! – Po drugiej stronie rozległo się wesołe szczebiotanie. – Czy ja cię obudziłam? Cholerka. To może przedzwonię później, a ty…
– Nie, nie! – wtrąciłam, zanim zakończyła połączenie. – Obudziłaś mnie, ale to dobrze. Nic się nie stało. Planowałam wstać wcześniej, ale nieświadomie wyłączyłam budzik.
Przez chwilę rozmawiałyśmy o najzwyklejszych drobnostkach, o tym, jak poszło mi rozpakowywanie i czy dobrze mi się spało. Opowiedziałam Kai o Agreście goniącym kurę i naszym wieczornym spacerze.
– A masz może dzisiaj wolny wieczór? – zapytała, zanim się pożegnałyśmy.
– Oprócz układania ciuchów w szafie nie planuję innych zajęć. Czekam jeszcze na jedną paczkę, bo okazało się, że mama zapomniała wysłać karton z cieplejszymi bluzami. Mam tylko ten ze swetrami świątecznymi…
– To może wpadniemy do ciebie z Mają koło osiemnastej? Poznasz ją, a potem wybierzemy się na ognisko. Przy okazji wszyscy na pewno wielokrotnie podziękują ci za to, że dowiozłaś mnie wczoraj w jednym kawałku.
Byłam pewna, że Kaja przewróciła oczami.
– Brzmi jak dobry plan! – odpowiedziałam, bo w sumie nic nie stało na przeszkodzie. – A teraz kończę, bo jeśli nie wypiję kawy w ciągu piętnastu minut, to poczujecie skutki dzisiaj wieczorem. A uwierz mi, tego nie chcecie. Do zobaczenia!
Rozłączyłam się i ruszyłam w stronę kuchni. Na stole znalazłam karteczkę od taty z informacją, że od rana siedzi w klinice. Byłam pewna, że wyszedł z domu bez śniadania. Postanowiłam więc zrobić dodatkowe kanapki i zanieść mu je za chwilę. Jednak najpierw kofeina! Sięgnęłam po kawiarkę, którą mama kupiła mi w tamtym roku podczas wakacji we Włoszech. Do młynka wsypałam ziarna i zmieliłam je dość drobno – grubiej niż do espresso, ale zdecydowanie drobniej niż do dripa. To był jeden z moich ulubionych momentów przygotowywania kawy. Sprawdziłam, czy ziarna nie zmieliły się za bardzo, nie chciałam, by sitko w kawiarce się zatkało.
– Idealnie… – mruknęłam do siebie i zaciągnęłam jednym z najpiękniejszych zapachów, jakie stworzył świat.
Wlałam wodę, przesypałam zmieloną kawę do sitka i wyrównałam jej poziom palcem. Zakręciłam górną część i postawiłam kawiarkę na palniku, na małej mocy. Za chwilę będę mogła delektować się ukochanym smakiem.
– Agrest! – Przywołałam psa, który leżał na legowisku w korytarzu. – Chodź, pora na śniadanie!
Nie musiałam go dwa razy prosić.
*
Miałam jeszcze trochę czasu do przyjścia bliźniaczek, więc postanowiłam rozpakować resztę kartonów z książkami. Chciałam jak najszybciej zapełnić cały regał, by móc podziwiać mój biblioteczny zbiór, który gromadziłam od lat. Większość powieści planowałam zostawić w mieście, bo przecież w każdej chwili mogłam chcieć tam wrócić, lecz mama nalegała na wysłanie ich wszystkich, bym tutaj, w domu taty, poczuła się jak u siebie. Przecież byłam u siebie! Wiedziałam, że głównym powodem jej próśb był fakt, że wtedy to ja będę musiała regularnie ścierać z nich kurze… Mama od pewnego czasu marzyła o wstawieniu do pokoju pianina, jednak ciągle brakowało na nie miejsca – cóż, właśnie się zwolniło! Mama była bardzo muzykalna, uwielbiała grać na gitarze i klawiszach. W sercu trzymałam mnóstwo ciepłych wspomnień ze wspólnego śpiewania, grania i zabaw w karaoke. To był dobry czas. Żałowałam, że w ostatnich latach zabrakło w naszym życiu muzyki.
Dźwignęłam karton z książkami, postawiłam go przy regale, sięgnęłam po scyzoryk i przecięłam taśmy, które zabezpieczały pakunek. Wyrzuciłam na podłogę folię bąbelkową i sięgnęłam po owinięte w papier powieści, wszystkie równo poukładane, tak, by zminimalizować możliwe uszkodzenia podczas podróży. Wiedziałam, że kurierzy nie obnoszą się z paczkami delikatnie…
Zaczęłam wyciągać książki, rozpakowywać je i układać na łóżku. Chciałam sprawdzić całą zawartość kartonu, zanim trafią na półkę, by w myślach rozplanować sobie ich ułożenie. Może poukładam je według kolorów? Albo alfabetycznie! Ulubionymi autorami, seriami… Możliwości było tak dużo!
Sięgnęłam po powieści Lucindy Riley, w których zaczytywała się akurat moja mama, i ustawiłam je w równym rządku. Zaraz obok wylądowały te autorstwa Colleen Hoover, którą pochłaniałyśmy obie, i te od Julii Biel – autorka była moim tegorocznym odkryciem. Na każdą kolejną historię spod jej pióra czekałam z ogromnymi wypiekami na twarzy.
Na samym dnie pudła znalazłam książkę owiniętą w szary papier. Sięgnęłam po nią, rozerwałam pakunek i moim oczom ukazała się Ania z Zielonego Wzgórza. To była pierwsza powieść, którą otrzymałam w prezencie i w której zaczytywałam się jako mała dziewczynka. Wiedziałam, że niedawno przygody rudowłosej psotnicy zaczęły wychodzić w nowym tłumaczeniu, jednak miałam sentyment do wydania, które trzymałam w dłoni. Całą serię dostałam od chrzestnej z okazji przystąpienia do pierwszej komunii świętej – towarzyszyła mi od wielu lat.
Kartkując pożółkłe strony, trafiłam na kilkanaście karteczek indeksujących. Nie pisałam po książkach, nie potrafiłam się do tego przemóc, ale zaznaczałam sobie ulubione fragmenty. Teraz wdychałam zapach historii, która była ze mną od wielu lat. Już miałam odłożyć ją na półkę, gdy coś przykuło moją uwagę – pocztówka wetknięta między ostatnie strony. Często używałam jej jako zakładki, ale już kilka lat temu nie mogłam jej znaleźć i byłam przekonana, że przepadła na zawsze. Okazało się, że cały czas czekała na mnie w jednej z ukochanych książek. Delikatnie chwyciłam róg kartki i wyciągnęłam ją spomiędzy stron. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w widokówkę przedstawiającą las. Dostałam ją tak dawno, że obawiałam się, iż czas mógł zatrzeć słowa napisane na odwrocie i nie będę w stanie ich odczytać, jednak ku mojemu zdziwieniu na odwrocie kartki nadal widniały krótkie, lekko wypłowiałe, ale nadal czytelne, pozdrowienia od Oskara – chłopaka, który kiedyś, dawno temu, był moim najlepszym przyjacielem.
Nino,
Moja mama powiedziała, że sprawię Ci dużo radości, przesyłając pocztówkę z pozdrowieniami. Prosiła, bym specjalnie dla Ciebie wymyślił rymowany wierszyk, jednak ja nie jestem w tym zbyt dobry. Dlatego postanowiłem wybrać najładniejszą kartkę z lasem i napisać po prostu:
POZDRAWIAM!
Oskar
PS Szkoda, że Cię tu nie ma!
Spojrzałam na koślawe, dziecięce pismo i uśmiechnęłam się na samo wspomnienie uczuć, które mi towarzyszyły, gdy w skrzynce znalazłam zaadresowaną do mnie kopertę. Był ciepły wrześniowy dzień, a ja wróciłam smutna ze szkoły, bo niezapowiedziane dyktando nie poszło mi tak dobrze, jakbym tego chciała. Nie spodziewałam się żadnej przesyłki, więc byłam zaskoczona, gdy przeglądając i segregując pocztę, trafiłam na tę skierowaną do mnie.
To była pierwsza pocztówka, którą otrzymałam od Oskara. Jeszcze tego samego dnia wyskrobałam z mojej skarbonki trochę drobniaków i poszłam z mamą do pobliskiej księgarni, by wybrać kartkę dla niego. Zastanawiałam się przez kilka minut i zdecydowałam, że wybiorę tę przedstawiającą rynek mojego miasta. Chciałam, by wiedział, gdzie przebywam, gdy nie spędzam wakacji na wsi. Chciałam, żeby poznał mój dom numer jeden.
Od tego czasu pisaliśmy do siebie regularnie. Raz w miesiącu dostawałam kolejną kartkę lub krótki list. Trzymałam je wszystkie w kartonie z pamiątkami. W pewnym momencie, gdy oboje byliśmy już na tyle duzi, by korzystać z komputerów, naszą korespondencję przenieśliśmy do świata wirtualnego. Jednak to do tych ręcznie pisanych pozdrowień, zwłaszcza kartki z lasem, miałam największy sentyment. Słowa, które krążyły między nami, dzielnie pokonując dzielącą nas odległość, umilały mi czas oczekiwania na wakacje.
Oskar przekazywał mi informacje o tym, co się działo na wsi, czasem specjalnie odwiedzał mojego tatę, by napisać mi, jakich miał ostatnio pacjentów. Opowiadał o kurach, które hodował razem z mamą, i o zmieniających się porach roku, a ja dzieliłam się z nim moim życiem w mieście – skarżyłam się na to, że nie lubię mundurków szkolnych, pisałam o ulicznym gwarze i o tym, że codziennie o piątej nad ranem przy przejściu dla pieszych włącza się komunikat głosowy mówiący monotonnym tonem: „Chcesz przejść, naciśnij przycisk”. Budziło mnie nie słońce zakradające się do mojego pokoju, a zaprogramowane urządzenie.
Dzięki tej korespondencji nasza relacja się zmieniła. Nie byliśmy już tylko wakacyjnymi znajomymi, którzy spędzali razem letnie dni. Staliśmy się przyjaciółmi – co prawda na odległość, ale na cały rok.
Myślałam, że tak będzie już zawsze. Wydawało mi się, że nasza więź jest na tyle silna, że przetrwa dzielącą nas odległość i pokona czas – los jednak pisze różne scenariusze. Ostatni raz spędzałam wakacje u taty między podstawówką a liceum – potem w moim życiu pokomplikowało się na tyle, że w kolejnym roku mama kazała mi zostać na lato w domu numer jeden i chociaż bardzo prosiłam ją o to, by zmieniła zdanie, była nieugięta. Dzisiaj już rozumiałam, dlaczego tak postąpiła; musiało jednak upłynąć sporo czasu, bym czuła wdzięczność, a nie rozżalenie. Odważyłam się wtedy napisać do Oskara i wytłumaczyć mu, dlaczego tym razem nie przyjadę na wieś – liczyłam, że mnie zrozumie, pocieszy, podtrzyma na duchu. On jednak nie odpisywał przez kilka kolejnych dni, a gdy poznałam powód ciszy, złamało mi to serce.
Otrząsnęłam się ze wspomnień i postanowiłam wziąć się w garść. Wiedziałam, że znajome otoczenie sprawi, że zacznę wracać do tego, co było, jednak jeszcze na chwilę chciałam odrzucić to, co na mnie czekało, i spędzić miły wieczór z Kają oraz jej siostrą. Pójść z nimi na ognisko, poznać nowych ludzi i rozpocząć kolejny rozdział swojego życia. Zrobić krok naprzód, z uśmiechem na twarzy przywitać nowy początek. O przeszłości zacznę myśleć jutro.
Ostrożnie włożyłam pocztówkę do pudełka, w którym trzymałam moją korespondencję, i wsunęłam je pod łóżko. Po chwili zmieniłam zdanie i postanowiłam włożyć widokówkę z powrotem do książki, w której ją znalazłam – skoro skrywała się w niej od lat, to właśnie tam było jej miejsce. Przeciągnęłam się, po raz ostatni rozejrzałam po pokoju i już miałam pójść do kuchni, by przygotować obiad, gdy zorientowałam się, że na toaletce leży naszyjnik z maleńkim listkiem. Musiałam go odłożyć, gdy grzebałam w pudle z pamiątkami. Chwyciłam go w palce, przez moment badałam jego strukturę i odwiesiłam na ramę przy lustrze z postanowieniem, że schowam go następnym razem.
Kilka godzin później usłyszałam dzwonek do drzwi. Ruszyłam, by wpuścić dziewczyny, zastanawiając się, czy będę w stanie odróżnić Kaję od Mai. Gdy stanęłam naprzeciw sióstr, wiedziałam, że nie ma szans. Były identyczne. Nie ubrały się tak samo, jednak to w żaden sposób mi nie pomogło – nie znałam Kai na tyle, by rozpoznać ją po kolorze bluzki.
– Cześć! – odezwała się jedna z nich i gdybym miała strzelać która, to powiedziałabym, że Kaja. Głos wydał mi się znajomy, ale przecież mogły brzmieć podobnie. Trochę się pogubiłam. – Poznaj Maję, moją siostrę.
Trafiony-zatopiony! Przyjrzałam się uważniej dziewczynom, a one wybuchnęły śmiechem – brzmiącym tak samo, więc mój sukces wynikał nie z dobrej pamięci, a ze zwykłego przypadku.
– Wyglądasz trochę tak, jakbyś grała w grę Znajdź dziesięć różnic. – Tym razem odezwała się Maja i wyciągnęła w moją stronę dłoń. – Fajnie cię poznać. Dużo o tobie od wczoraj słyszałam.
Po wymianie kilku kolejnych grzeczności zaprosiłam dziewczyny do środka. Ruszyły za mną, a ja, prowadząc je do mojego pokoju, starałam się zapamiętać, że Kaja ma na sobie T-shirt z kolorowym nadrukiem Jestem zołzą, a Maja beżową koszulę z krótkim rękawkiem.
– Czy jest coś, co sprawi, że w jakiś sposób was rozróżnię? – zapytałam w końcu. Wolałam się upewnić i uniknąć wpadek w przyszłości.
– Kaja ma w lewym uchu dodatkowy kolczyk. Jest też ode mnie odrobinę niższa, ale powiedzmy, że to można bardzo łatwo przeoczyć.
Agrest wybiegł nam na powitanie, machając radośnie ogonem. Po chwili szaleńczych tańców między dziewczynami w końcu położył się brzuchem do góry i liczył na to, że jego prośba o pieszczoty nie przejdzie niezauważona.
Maja od razu ruszyła w jego kierunku. Kucnęła i zaczęła czochrać psiaka po białym futrze. Nic więcej do szczęścia nie było mu już potrzebne – no, może oprócz kawałka kiełbasy, którą próbował wysępić ode mnie wcześniej.
– Robi naprawdę niesamowite wrażenie! Miałaś rację! – Maja spojrzała na siostrę. – W jakim jest wieku?
– Niedawno skończył dwa lata.
– Młodziak jeszcze. Musicie się z Kają wybrać na wspólny spacer. Poker na pewno ucieszy się z czworonożnego towarzystwa!
– Może jutro? – Kaja zaproponowała od razu.
– Tak, to świetny pomysł – zgodziłam się. Byłam ciekawa, jak mój pies zareaguje na nową kudłatą koleżankę.
Gdy Agrest był już wystarczająco wygłaskany, najpierw przez Maję, potem przez Kaję, ruszyłyśmy w głąb domu, w stronę mojego królestwa. Bliźniaczki przystanęły na moment w progu pokoju i po ich minach wnioskowałam, że bardzo spodobał im się kącik przy oknie.
– Wspaniały masz tutaj widok! – Kaja rozsiadła się na parapecie. Wzięła w dłoń jedną z ozdobnych poduszek i przytuliła ją do siebie.
– Prawda? Nastawiłam sobie dzisiaj budzik, by obejrzeć wschód słońca, ale zaspałam.
Przez chwilę wspólnie podziwiałyśmy sad mojego taty i las, który był w zasięgu naszego wzroku. Dziewczyny zaproponowały mi pomoc w odmalowaniu ławki, więc umówiłyśmy się, że niedługo podjedziemy do najbliższego miasta, kupimy farbę i weźmiemy się do pracy.
Podczas rozmowy okazało się, że jestem rok młodsza od bliźniaczek. Dziewczyny przeprowadziły się tu trzy i pół roku wcześniej. Obie studiowały na uniwersytecie – wówczas Maja mieszkała w akademiku, a Kaja podnajmowała pokój u swojej koleżanki z liceum. Siostry postanowiły na czas studiów się rozdzielić, jednak nie przeszkadzało im to w częstych spotkaniach. Maja studiowała filologię polską, a Kaja pedagogikę. Przy okazji dowiedziałam się, że gdy łapała stopa, wracała właśnie z warsztatów kreatywnych dla przyszłych nauczycielek przedszkolnych – to dlatego miała farby i pędzle.
– A czym zajmuje się wasz brat?
– Też studiuje i dłubie w samochodach. I organizuje najlepsze ogniska w okolicy, o czym przekonasz się już wkrótce – odpowiedziała Kaja i zerknęła na zegarek. – Kurczę, ale się zasiedziałyśmy!
– Może pojedziemy twoim mini? Oszczędzimy sporo czasu. – Maja spojrzała na mnie pytająco, a ja przystałam na jej propozycję. – A jeśli będziesz miała ochotę napić się piwa lub wina, to z powrotem prowadzić może jedna z nas.
– Dzięki, ale dzisiaj i tak nie planowałam pić. Jutro z samego rana pomagam tacie w klinice, więc zadowolę się wodą gazowaną. A teraz lepiej pomóżcie mi wybrać, w co powinnam się ubrać, bo nie mam pojęcia!
Podeszłyśmy do szafy i dzięki dziewczynom zdecydowałam się na luźne, wiązane w pasie spodnie i przylegający niebieski top bez rękawów. Włosy związałam w luźny kok na czubku głowy.
– Planuję cię dzisiaj komuś przedstawić! – Kaja zaszła mnie od tyłu, a nasze spojrzenia skrzyżowały się w lustrzanym odbiciu. – Pasujecie do siebie. Mam nadzieję, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia!
– Błagam, tylko mnie nie swataj, bo zacznę żałować, że wczoraj zabrałam cię ze sobą… – westchnęłam, już obawiając się o to, co może nastąpić.
– Załóż jeszcze to. – Maja podała mi łańcuszek, który wcześniej zawiesiłam na ramie. – Ładnie podkreśli dekolt.
Na widok naszyjnika serce mi przyspieszyło. Przez chwilę wahałam się, czy go założyć, jednak w końcu pozwoliłam, by dziewczyna mi go zapięła. Nie nosiłam wisiorka od trzech lat, a teraz czułam jego przyjemny ciężar na szyi.