Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Nadzieja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nadzieja - ebook

Nadzieja jest jak pierwszy powiew wiosny: serce jeszcze zmrożone, ale w duszy już kiełkuje jasny promień… Mała, samotna dziewczynka, i półdziki chłopiec, odrzucony przez rówieśników: tych dwoje odnajduje się w mrocznym świecie, gdzie dorośli, zamiast kochać – ranią. Dzieci mają tylko siebie, ale los nie jest łaskawy i rozdziela je na długie lata. Nadzieja to powrót do domu, uśmiech po nocy pełnej łez, wiara w to, że jest gdzieś świat, w którym przyjaźń jest przyjaźnią, a kochanie, kochaniem… Wzgardzona piękność, Liliana i Aleksiej, który z dzikiego dziecka wyrósł na mądrego, szlachetnego mężczyznę, ponownie się spotykają. Uczucia, jakie ich łączą, są silniejsze od przeznaczenia: miłość i nienawiść. Ona potrafi go tylko ranić, on nie umie o niej zapomnieć. Ona, Lilith, jest jak ogień, on – jak ćma. Miłość staje się obsesją, przeznaczenie zmienia się w fatum, a Liliana i Aleksiej nie potrafią, a może nie chcą się temu przeciwstawić. Pozostaje tylko Nadzieja… Katarzyna Michalak oddaje do naszych rąk poruszającą opowieść o samotności, której doświadcza niejedna z nas, o miłości, która przezwycięża wszystko, i nienawiści, która wszystko potrafi zniszczyć.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-4904-3
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Jedna z najpiękniejszych historii jakie czytałam. Gdy już sięgniecie po tę książkę, to jej nie zapomnicie. Gwarantuję to!

~mariola_polak1

Mistrzostwo świata!!! Powinny być do niej dołączone chusteczki…

~paulinadrawska1990

Jedno spotkanie może zaważyć na całym życiu. Tak było w przypadku Liliany oraz Aleksieja, którzy poznali się w dzieciństwie. Ich historia pełna była bólu i namiętności, które doprowadziły do dramatycznego finału. Ale nawet ten dramatyczny finał opromienił malutki promyk słońca…

~izabelaraj22

„Nadzieja” hipnotyzuje swą fabułą. Historię w niej przedstawioną czytałam z zapartym tchem.

~martaslysz18

Dzieciństwo powinno być najpiękniejszym okresem w życiu każdego z nas, tymczasem dla wielu dzieci wcale takie nie jest. Tak właśnie było w przypadku Lilki i Aleksieja. Połączył ich ze sobą los? A może przeznaczenie? Tego dowiecie się czytając „Nadzieję”, książkę rozdzierającą serce na milion kawałków, która nie pozwoli o sobie zapomnieć!

~kaffka009

„Nadzieja” przypomina film sensacyjny. Strony odwraca się w błyskawicznym tempie, by dowiedzieć się, jaki będzie finał tej pięknej historii. A jest zaskakujący i poruszający.

~mariamagom_99

„Nadzieja” to zupełnie inne oblicze pisarki, bardziej mroczne, sięgające głębin ludzkiej duszy. Nie ma tu już niemal wcale radości. Jest za to miłość: destrukcyjna, toksyczna, bolesna. Mimo to „Nadzieja” jest piękną powieścią. Bo nawet wśród największego mroku gdzieś tam kryje się światło. Nie wolno tylko o tym zapominać…

~rozalia_blue

Niech recenzja tej powieści zamknie się w jednym zdaniu: piękna, po prostu piękna!

~samantarusin1

Jest to jedna z tych książek, które wciągają bez reszty w przedstawiony w nich świat. Zapomniałam o bożym świecie czytając ją.

~slonko_twoje11

Cudowna! Wspaniała! Piękna! Od dziś Pani K. Michalak to moja autorka number one. :)

~szular_marzenaNikt nie zwracał uwagi na kobietę, idącą szybkim krokiem przez Most Poniatowskiego. Doszła do zameczku, małej zabytkowej budowli, stojącej pośrodku mostu, i ukryła się przed oczyma nielicznych kierowców między tylną ścianą a balustradą, odgradzającą chodnik od przepaści.

Spojrzała w dół, na lśniące w świetle księżyca srebrno-czarne wody Wisły. Przez chwilę coś szeptało w umyśle kobiety:

„Skacz… No skacz! Uwolnij się raz na zawsze!”.

Ale nie była na to gotowa. J e s z c z e nie.

Zdjęła z ramienia torbę podróżną i wyciągnęła laptopa. Bez wahania cisnęła go do Wisły, patrząc jak z pluskiem znika w ciemnych wodach. Telefon komórkowy był następny. Oczy kobiety zabłysły jakimś diabolicznym uśmiechem, który zaraz zgasł.

– Co jeszcze? Co jeszcze?! – zaszeptała nerwowo. – Karty! Karty kredytowe!

Podzieliły los laptopa i komórki.

– Dowód. Ma czipa, czy nie? Chyba nie. Dopiero mieli wprowadzić. – Dowód powędrował z powrotem do przegródki portfela. – Prawo jazdy? Nie. Paszport? – Wyciągnęła dokument i przyjrzała mu się uważnie. Pachniał nowością. Oczy kobiety na zdjęciu patrzyły na nią surowo. Paszport już miał dołączyć do laptopa i komórki, ale… schowała go z powrotem do torby. Jeśli będzie musiała uciekać dalej, może być potrzebny.

Poczuła, jak wielki ciężar osuwa się z jej barków. Aż musiała przysiąść na torbie, bo nogi się pod nią ugięły. Łapała przez chwilę powietrze, by w końcu odetchnąć. Głęboko, pełną piersią.

Zrobiła to! Odważyła się!

Już nieco spokojniej przejrzała zawartość torby. Parę sztuk wygodnej odzieży: bluza, dżinsy, żadnych żakietów i jedwabnych bluzek!, bielizna, grube skarpety, włochate, ciepłe i miłe, zamiast nieśmiertelnych rajstop, które musiała nosić do szpilek zawsze i wszędzie, druga para adidasów, szczoteczka do zębów z pastą, szczotka do włosów, słoiczek kremu.

Jeden, tylko jeden! Jak ona to przeżyje!? – zaśmiała się cicho, z satysfakcją podszytą strachem. Nie, nie przed brakiem kosmetyczki wypełnionej kremami, lotionami, maseczkami, pilingami, tonikami i mleczkami, a przed konsekwencjami tego, co zrobiła.

Odpędziła myśli o tym, co będzie i powróciła do przeglądania zawartości torby. Pakowała się w takim tempie, że mogła czegoś zapomnieć. W przegródce ukochana książka „Przeminęło z wiatrem” i kilka krzyżówek, najtrudniejszych, by wystarczyło na dłużej. Wreszcie, w sprytnie ukrytej kieszonce, gruby plik banknotów. Pochodziły z oczyszczonego do zera konta i sprzedaży samochodu. Facet z komisu dał jej śmiesznie mało za całkiem niezłą toyotę, ale widział, że właścicielka auta jest zdesperowana. Ona zaś nie targowała się. Na pierwszą propozycję kiwnęła głową, rzuciła na stół dokumenty auta, dowód osobisty i mruknęła, myśląc już o następnym kroku:

– Niech pan pisze umowę. O ile ma pan te trzydzieści tysięcy w gotówce.

– Mam.

Patrzył na nią przez chwilę podejrzliwie.

– Może przełożymy transakcję na jutro? Muszę sprawdzić parę rzeczy – zaczął powoli.

Bez słowa zagarnęła dowód rejestracyjny i oba komplety kluczyków. Zanim cisnęła je do torby, już łapał ją za rękę, już zasiadał do pisania umowy. Kradziony czy nie, taka okazja nie trafia się co dzień.

Bogatsza o trzy pliki setek i uboższa o cztery kółka, poszła do banku złożyć dyspozycję wypłaty.

– Tak, poproszę wszystko. Mam na oku ładny samochodzik. – Uśmiechnęła się do kasjerki, by parę minut później wyjść z debetem na koncie i pięcioma plikami setek w sekretnej kieszonce. Razem z pieniędzmi za samochód dawało to sporą kwotę, która przyda się już niedługo.

W knajpce na Nowym Świecie doczekała do późnej nocy, po czym ruszyła w kierunku mostu, dokończyć dzieła. Dzieła zniszczenia, totalnej anihilacji dotychczasowego życia.

W momencie, gdy wrzucała pieniądze z powrotem do torby, poczuła pierwsze łzy na policzkach. Otarła je zdziwiona. A potem przygryzła skórę na wierzchu dłoni, by stłumić szloch. Plecami wstrząsnęło łkanie. Zgięła się wpół i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Płakała, szukając na oślep paczki chusteczek i nagle… palce zacisnęły się kurczowo na niewielkim znajomym przedmiocie. Drugi telefon, którego numer znała tylko jedna osoba na świecie. Jakim cudem, kiedy?!, podczas chaotycznego pakowania odnalazła tę komórkę i wsunęła do bocznej kieszeni przepastnej torby? Nie pamiętała tego. Z ostatnich kilku godzin niewiele zresztą zostało jej w pamięci. A jednak, niczym ostatnią deskę ratunku, ściskała teraz w dłoni ten telefon. I już wiedziała, dokąd podświadomie chciała uciec.

_Nadzieja. Dom otoczony jodłową puszczą w pobliżu maleńkiej wsi, dziś może już wymarłej, daleko w górach. Przymknęła powieki, by wrócić do tamtych dni…_

_Zjeżdżają z drogi brukowanej kocimi łbami. Chłopiec siedzący obok kręci się coraz bardziej, nie może usiedzieć w miejscu._

_– Zaraz zobaczysz, zaraz zobaczysz! – powtarza przejęty do granic, ściskając rękę dziewczynki tak mocno, że aż boli, ale ona prawie tego nie czuje, podekscytowana tak samo jak on._

_Droga wije się przez pradawną jodłową puszczę. Dziewczynka nigdy w życiu nie widziała tak wspaniałych drzew. Odchyla głowę i patrzy w górę, gdzie poprzez gałęzie przebijają się promienie słońca. Powietrze pachnie cudnie: żywicznie i grzybowo. I… ciepło. Dziewczynka przymyka powieki i rozkoszuje się tym zapachem, tym dniem, towarzystwem tych dwojga: swego przyjaciela i jego cioci…_

Kobieta otwiera oczy. Powoli, niechętnie. Zostałaby tam, w przeszłości, już na zawsze, ale jest tu i teraz. Do Nadziei musi dopiero dotrzeć. Czy jednak trafi? To było tak dawno…

Wsuwa komórkę do kieszonki kurtki, tuż przy sercu, by czuć jej zbawczy kształt i wstaje z klęczek. Teraz ma cel: odnaleźć drogę do domu. Jedynego, w którym zawsze pragnęła się znaleźć. Tam, gdzie może odzyska to, co – wydawało się – utraciła na zawsze. Nie, nie miłość tamtego chłopca, który teraz jest mężczyzną, a radość życia i… szacunek. Szacunek do samej siebie.

***

Sześcioletnia Lila nieustraszenie wędrowała leśną ścieżką. Krótkie nóżki poniosły ją najpierw przez zarośnięty chwastami ogród, potem dziurą w płocie przepełzła do sadu, przebiegła przez łąkę i wreszcie dotarła do lasu.

Szła szybko, ocierając co chwila łzy.

– To m ó j dom, m ó j tatuś i m o j a mama – cały czas słyszała pełne nienawiści słowa przybranej siostry. – Ty, smarkulo, nie masz tu nic do roboty. Idź sobie!

I tego dnia poszła. Nie miała kogo prosić o pomoc.

Ojciec nauczył ją – ostrym słowem, a czasem biciem – by nie sprawiała kłopotu, nie plątała się pod nogami, nie zwracała na siebie uwagi. Najczęstszymi słowami, jakie słyszała były: „Idź się pobawić!”, „Nie kręć się tutaj!”, „Daj mi spokój!”. Gdy był pijany, słowa zmieniały się w przekleństwa, a pięści szły w ruch, Lila nauczyła się więc być niewidoczna. Poznała wszystkie kąty starego domu, drogi ucieczki i kryjówki. Wiedziała, jak niepostrzeżenie umknąć do ogrodu i dalej, przez sad do lasu.

Mimo to każdego wieczoru z nadzieją czekała na powrót ojca z roboty, a gdy był w dobrym humorze, pytała nieśmiało:

– T-t-tatusiu, p-pobawisz się z-z-ze mną?

Ojciec wpadał wtedy w furię, łapał dziewczynkę za ramionka i potrząsał, krzycząc:

– „Ze mną”! Powiedz „ze-mną”!

– Z-z-e-e-e – zaczynała posłusznie i już nic oprócz tego „eeee” nie przechodziło jej przez gardło. On wtedy puszczał dziecko, pocierał twarz i oczy, po czym szedł do kuchni, brał butelkę i zamykał się w swoim pokoju.

Gorzej było, gdy zaczynał płakać.

Patrzył na córkę z zaciśniętym zębami, a po policzkach spływały mu łzy.

Lila wtedy uciekała. Jak najdalej. Czując w sercu wielki smutek. Choć nie tak straszny, jak tego dnia, gdy dowiedziała się, że to ona zabiła swoją mamę. Że gdyby nie Lila, mama by żyła, a tata byłby szczęśliwy…

Mimo to co dzień na ojca czekała. I pytała, gdy tylko miał lepszy humor:

– T-t-tatusiu, p-p-pobawisz się?

Kilka miesięcy temu, a więc strasznie dawno dla małej dziewczynki, w starym domu zawitała kobieta z córeczką nieco od Lili starszą. Jakaż była początkowo radość dziewczynki, że będzie miała siostrzyczkę, i jakie później rozczarowanie, gdy okazało się, że przybrana siostra nie zostanie jej przyjaciółką. Że Ela, zamiast pokochać, znienawidzi dziecko od pierwszego spojrzenia i zrobi wszystko, by małej się pozbyć.

Matka Elżbiety, nowa żona pana Stacha Borowego, była kobietą o dobrym sercu. Na początku dbała o obie dziewczynki: i rodzoną córkę, i tę przybraną, która patrzyła na kobietę wielkimi błękitnymi oczami, pełnymi nadziei. Ale zbyt dużo miała obowiązków na zaniedbanej gospodarce, by zauważyć, skrzętnie przez swoją córkę ukrywaną, niechęć do dziewczynki. Nie chciała też widzieć, jak jej mąż traktuje rodzone dziecko. Parę razy napomknęła, że sąsiedzi mogą zauważyć siniaki na rękach Lilki, ale osadził żonę jednym warknięciem. Umilkła więc, przyrzekając sobie, że Elżuni bić nie pozwoli.

Lila zaś nie skarżyła się. Ojciec nienawidził, gdy przychodziła do niego ze swymi małymi kłopotami: rozdartą sukienką, stłuczonym kolankiem, zagubionym pluszowym pieskiem – jedną z nielicznych zabawek, jakie miała. We wsi wszyscy wiedzieli, że kochał pierwszą żonę i nie mógł przeboleć jej straty, za którą obwiniał małą.

Nie krył się z tym ani przed sobą, ani przed dzieckiem, zaś sarkanie sąsiadek go nie obchodziło. Lila nie chodziła głodna, brudna czy obdarta i to wystarczy. Większość dzieciaków we wsi była gorzej traktowana, a siniaki po ciężkiej ręce ojca czy matki nosiły nie tylko na ramionach. Nie przyszło mu do głowy, że może i mali sąsiedzi biegali samopas całymi dniami, jednak w domu ktoś ich kochał. Jego córka, odrzucona przez rówieśników, którzy nie cierpieli jej jąkania, nie miała nikogo takiego.

Dzieciństwo Lili byłoby smutne, gdyby nie wspaniała, nieograniczona wyobraźnia. To właśnie wyimaginowani przyjaciele ratowali dziecko przed dotkliwą samotnością.

Teraz też, idąc przez skąpany w słonecznych promieniach las, dyskutowała zawzięcie z niedawno wymyśloną Logopedą. To imię usłyszała kiedyś od macochy, która namawiała męża, by poszedł z dziewczynką do specjalisty. Lila, pełna nadziei, potakiwała słowom pani Marii, ukryta za drzwiami, lecz wizyta u tajemniczej nieznajomej nie doszła do skutku. Ojciec coś tam odmruknął, zbył kobietę gniewnym „Może później, po sianokosach”, i zapomniał o sprawie. A Lila jak się jąkała, tak jąkała. Za to zyskała niewidoczną przyjaciółkę o egzotycznym imieniu.

– I w-widzisz, droga L-l-logopedo – mówiła teraz, idąc raźnym krokiem przez las – tak do mnie Elżunia krzyczała. To jej d-dom, jej ma-ama i nawet mój tatuś jest je-jejej! A potem powiedziała, że jeśli sobie nie pójdę, to ona ut-t-topi mojego Miśka w studni. Co więc miałam zrobić? – Przycisnęła do piersi pluszaka, wyliniałego, przybrudzonego pieska, który był z Lilą od urodzenia, przytuliła go z całych sił. – Nie d-d-d-am utopić Mi-i-i-i… – Dziewczynka przełknęła głośno niesforną samogłoskę. – To koniec!

Nagle stanęła. W zaroślach rosnących wzdłuż drogi rozległ się bowiem tajemniczy szelest.

Lili nikt nie przestrzegał przed samotnymi wędrówkami i złymi ludźmi. Zamiast więc rzucić się do ucieczki, stała z wyciągniętą szyją, próbując wypatrzyć coś w zielonym gąszczu.

To coś ujawniło się nagle: na ścieżkę wyszedł… koń. Wieeelki – dla sześcioletniego dziecka wszystko było przecież takie wieeelkie – brązowy koń. Podszedł do znieruchomiałej z wrażenia dziewczynki, pochylił nad nią łeb i dmuchnął w jasne włoski, aż małej podskoczyła grzywka na czole.

– Oooch – westchnęło dziecko. – Jednorożec…

Koń odwrócił się, po czym skierował tam, skąd się wynurzył, stanął na chwilę i wyczekująco spojrzał na dziewczynkę.

– Nie odchodź, koniku! – zakrzyczała Lila, szukając po kieszeniach czegoś, co mogłoby zatrzymać nowego przyjaciela.

Koń czekał na nią z cierpliwością w wielkich, ciemnych oczach. Podeszła do niego z krówką w wyciągniętej rączce. Powąchał, wziął delikatnie cukierek, przełknął i nadal czekał, przestępując z nogi na nogę i parskając cicho. Wreszcie zrobił parę kroków w przód. Lila za nim. I tak ruszyli na wspólną wędrówkę, która dobiegła końca, zanim dziecko zdążyło się zmęczyć.

Koń stanął ponownie i pochylił głowę. Coś, zwinięte na leśnym poszyciu, jęknęło cicho. Lila bez namysłu podbiegła do skulonej istoty i aż wstrzymała oddech: chłopiec! Na mchu leżał nieco od niej starszy, czarnowłosy, utytłany w błocie chłopiec. Trzymał się za nogę, z której spływała krew. Krew! Dziewczynka zrobiła wielkie oczy, ale nie rzekła ani słowa, nie uciekła i nie zemdlała, za to szepnęła z zachwytem:

– Wilkołak! – tak cicho, by nie spłoszyć nieznajomego.

On jednak nie był skory do ucieczki. Mając zranioną nogę, nie mógł zrobić ani kroku.

Podniósł na małą pełne bólu, czarne oczy.

_– I cziewo smatriszsja?_ I czego się gapisz? – W jego głosie zabrzmiała wrogość.

Dziewczynka, niezrażona odpychającym tonem, podeszła bliżej i przykucnęła przy chłopcu, przyglądając się mu wielkimi oczami. Nie, to nie wilkołak, to elf! Ranny elf!

– Masz krew na nodze – powiedziała, paluszkiem dotykając nogawki spodni. – Przynieść ci wody?

– Na co mnie woda? – prychnął i przygryzł wargi, by nie widziała, jak bardzo cierpi. Oczy miał jednak suche. Od wypadku nie uronił ani jednej łzy.

– Mogę obmyć ranę i owinąć liśćmi – zaoferowała się dziewczynka.

W pierwszej chwili chciał ją skląć w obu znanych sobie językach: po rosyjsku i po polsku, ale zrozumiał, że to głupie dziecko jest jego jedyną szansą. Jeszcze długo nie zaczną go szukać, a gdy w końcu to zrobią, może być za późno. W tym gąszczu nikt z drogi go nie zauważy.

– Ty, słuchaj, _malieńkaja…_ – z całych sił starał się mówić spokojnie, by nie zrazić dziecka. – Masz tutaj chusteczkę. – Podał dziewczynce brudny skrawek materiału. – Przywiąż ją do drzewa przy drodze…

– Tutaj nie ma drogi – zauważyło dziecko, rozglądając się.

– Przy drodze, którą ty _priszła_ – wyjaśnił cierpliwie, chociaż chciało mu się płakać. – Żebyś nie _zabyła_…

– Nie co? – Mała potrząsnęła głową.

– Nie zapomniała… – niemal jęknął – …gdzie mnie znaleźć! Wyjdź na drogę, przywiąż do krzaka chusteczkę, a potem wróć do wsi i wezwij pomoc. Przyprowadź tu moją ciotkę, _Anastaziję_.

Lila słuchała uważnie. Bardzo podobała się jej misja, z którą miała ruszyć do wsi, tajemnicze słowa, które wypowiadał chłopiec i ich melodyjny dźwięk.

– Nie znam ciotki Anastazji, ale znam sołtysa. Może być? – zapytała rzeczowo, wstając i otrzepując sukienkę.

– _Możet być._ – Chłopiec opadł na mech, zamykając oczy.

– Nie umrzesz do mojego powrotu? – upewniła się Lila, sięgając do kieszeni. – To dla ciebie. – Podała mu wymiętoszoną krówkę. – Lek na całe zło, jak mówi ciocia Marysia. – Ponieważ nie otworzył oczu i nie wyciągnął ręki, położyła cukierek obok niego.

– Idź, _malieńkaja_. Tylko się pospiesz.

No jasne! Lila, zaaferowana, pobiegła przez las, potykając się co chwila. Musi uratować tego elfa! Obejrzała się jeszcze, czy aby na pewno nie zniknął, ale nie – leżał tak, jak go zostawiła, a koń stał pochylony nad nieruchomą sylwetką. Chwilę potem wypadła na drogę. Stąd nie było widać ani chłopca, ani zwierzęcia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: