Nadzieja mimo wszystko - ebook
Nadzieja mimo wszystko - ebook
Nieznane teksty ks. Józefa Tischnera, które pokazują, że świat może być lepszy niż myślisz.
Świat jest trudny, mamy za sobą bolesną historię, a przed sobą niepewną przyszłość. Tym, co nas może przeprowadzić między jednym a drugim, jest nadzieja, która pomaga nam dokonywać właściwych wyborów. Nadzieja, zaufanie, przekonanie, że dobro też bywa silne, wiara, że wolność jest możliwa i że nie zależy tylko od innych, ale od nas samych.
Ludzie biegają za rozmaitymi nadziejami. Jak sprawić, żeby umieli odróżnić nadzieję rzetelną od tej, która jest tylko iluzją i prowadzi ich ku klęsce? Jaką rolę w kształtowaniu naszej nadziei odgrywa religia? Czy dziś sprzyja ona nadziei rzetelnej, czy wspiera iluzje? I co zrobić, aby ludzie w imię rozbieżnych nadziei nie toczyli ze sobą wojen na słowa?
Nadzieja nie jest po prostu optymizmem. Jest raczej wiarą – że człowiek będzie umiał rozwiązywać spory, które sam tworzy, że wyjdzie z nich mądrzejszy, że w ostateczności nawet jego gniew okaże się twórczy. Na czym opiera się ta wiara? U Tischnera ma ona fundament w religii – ale też w przekonaniu o dobrej woli, która mieszka w każdym człowieku. Nie jest nadzieją wmawianie sobie, że „wszystko będzie dobrze”. Nadzieja nie jest naiwnością, wie, że nic na tym świecie nie przychodzi bez wysiłku. Patrzy ona na przykład tych, którzy wcześniej mieli nadzieję i którzy według niej żyli. Z nadziei wyrastała ich zdolność do poświęceń, do wyrzeczenia się siebie, do heroizmu.
To nadzieje – rzetelne nadzieje – budują trwałą wspólnotę, nie lęki ani miłe dla ucha zaklęcia. I o tym właśnie między innymi opowiada ta książka.
Wojciech Bonowicz, posłowie
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6201-0 |
Rozmiar pliku: | 25 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ks. Józef Tischner, _Podglądanie Pana Boga_Mam nadzieję, że w noc wigilijną przyjdą na pasterkę nawet ci, którzy przez cały rok są daleko od kościoła¹. Wtedy tradycyjnie wyjdę na ambonę w kościele Klarysek w Starym Sączu i będę się starał rzucić na tych ludzi trochę światła, które zapłonęło w stajence betlejemskiej. Będę mówił, aby starali się przede wszystkim zrozumieć siebie, tak jak ja na nowo usiłuję to czynić w tym dniu.
Potem będzie następny kościół – w górach, bliżej Tatr – oraz inni ludzie. Ludzie, którzy zachowali poczucie wolności i nie dali się zsowietyzować. Do nich będę mówił o czymś zupełnie innym: o tym, co czuli w sobie od dawna – o wielkim darze wolności, za którą można oddać życie i którą należy w dniu Bożego Narodzenia wyśpiewać Panu Bogu. Gdy słucham góralskich śpiewów i patrzę, jak młodzi tańczą, uczę się „wolności z obserwacji”. Za taki jeden taniec chętnie bym czasem i duszę oddał, bo daje on świadectwo wolności.
Gdy słucham góralskich śpiewów i patrzę, jak młodzi tańczą, uczę się „wolności z obserwacji”.
Tacy ludzie są samym sercem Polski. Jest ich wielu, choć może mniej ich słychać, bo nie lubią rozgłosu. Ale są i trwają, a przede wszystkim zarażają innych swoim poczuciem wewnętrznej wolności – wolności pełnej sensu, nie tej, która jest swawolą, a więc w gruncie rzeczy inną formą niewoli. Ci, którzy naprawdę się zmienili, najmniej krzyczą. Manifestacyjne zmiany i przełomy są dość podejrzane. Bardzo często bywa bowiem tak jak w góralskim przysłowiu: „Wypił ćwiartkę, a śpiewał za pół litra”.
Obserwuję często, że ludzie zachowują w sercu religijność i wiarę, nie mogą się jednak porozumieć z instytucją.
Wszyscy „uczymy się” nowych czasów, Kościół również. Obserwuję często, że ludzie zachowują w sercu religijność i wiarę, nie mogą się jednak porozumieć z instytucją. Z drugiej strony, jest w Kościele wiele inicjatyw skierowanych właśnie do tych ludzi, które wykraczają poza normalne granice duszpasterstwa. W gruncie rzeczy mamy bardzo pluralistyczny Kościół – przecież jest to ogromna „menażeria”, jak betlejemska szopka, w której zebrały się rozmaite istoty. Mam nadzieję, że jedni i drudzy się spotkają. Czasy minione były czasami monologu. Do prawdy dochodzi się jednak przez różne punkty widzenia – jeśli nie będzie się umiało ich znaleźć, łatwo można się stać ofiarą własnych przesądów. Dialog jest potrzebny przede wszystkim do pozbycia się własnych ograniczeń i przesądów, bo chociaż byłyby one najpiękniejsze i nie wiem jak święte, zawsze mogą być osobistym złudzeniem. Dlatego trzeba wchodzić w rozmowę z różniącymi się od nas, prowadzić dialog z Kościołem, wskazującym na zobowiązania absolutne, dzięki którym odnajdujemy sens swojej wolności.
Do prawdy dochodzi się przez różne punkty widzenia – jeśli nie będzie się umiało ich znaleźć, łatwo można się stać ofiarą własnych przesądów.
Wolność jest w tym sensie absolutna, że bez niej nie istnieje moralność i etyka, bez niej nie można nic ludzkiego zrobić. Sam „błądzę” wokół mowy Wielkiego Inkwizytora z _Braci Karamazow_ Fiodora Dostojewskiego. To niesłychany tekst, do którego trzeba powrócić, na nowo go odczytać i przemyśleć.
Kiedy Polacy w przyszłym roku usiądą przy wigilijnym stole i przypomną sobie to, co zostało za nimi – dzisiejsze zmartwienia i kłopoty – spojrzą na to tak, jak dorosły człowiek ogląda swoje dziecinne zabawki. Kiedyś wydawało się, że bez misia i konia na biegunach nie sposób żyć, potem jednak okazało się, że koń zawędrował na strych bez bólu. Mam nadzieję, że gdy spojrzą wstecz, potraktują swoje dzisiejsze zmartwienia jak jednego z koni na biegunach minionego już dzieciństwa.
¹ Wypowiedź dla miesięcznika „Wprost” nagrana z okazji świąt Bożego Narodzenia w 1992 roku (wszystkie przypisy pochodzą od redakcji).Truizmem jest powiedzenie, że w świecie współczesnym toczy się pewien spór o człowieka². Mimo że jest to truizm, odsłania on jednak głęboką prawdę. Mieliśmy kiedyś epoki sporu o istnienie świata zewnętrznego, mieliśmy także epokę sporu o istnienie Boga. We współczesnej filozofii spór zaostrzył się. Nie chodzi już o świat, nie chodzi już o Boga – chodzi o człowieka.
Dzisiejsze pytanie jest samo w sobie tragiczne. Czy człowiek jest możliwy? Człowiek utracił pierwotny kontakt ze światem go otaczającym. Pomiędzy nim a światem stanął świat techniki jako bariera oddzielająca go od tego świata. Człowiek utracił zdolność do nawiązywania osobistego kontaktu z Bogiem. Dzisiaj ten człowiek staje wobec problemu jeszcze bardziej bezpośredniego. Grozi mu utrata samego siebie. W tej sytuacji wypada nam postawić pytanie syntetyczne, idące w głąb. Jesteśmy chrześcijanami, znajdujemy się tutaj jako ludzie związani z Ewangelią. Stąd rodzi się pytanie dla nas, pytanie czasu, w którym żyjemy, pytanie o to, czy w świecie współczesnym możliwy jest taki chrześcijanin. Jest to pytanie o to, czy do współczesnego człowieka, do jego wnętrza, do miejsca, gdzie on jest zarazem sobą, jak i tajemnicą, chrześcijaństwo może docierać ze swoim chrztem.
Kiedyś w starożytności mówiono, że dusza człowieka jest z natury chrześcijańska. Dzisiaj stawiamy pytanie, czy to jest prawda. Czy dusza człowieka jest z natury chrześcijańska? Nie chodzi zatem o spór o Boga, Jego istnienie, nie chodzi o spór o świat zewnętrzny, chodzi o coś bardziej bezpośredniego – o możliwość chrześcijanina w człowieku. Pytanie to jest pytaniem syntetyzującym. Odpowiedź nie wypadnie jednak prosto.
Jesteśmy dzisiaj świadkami narodzin jakiegoś nowego człowieka. Nie umiemy go jeszcze nazwać. Nie umiemy go bliżej określić. Zapytajmy, z czyjego ducha się rodzi, kto jest jego „matką”, kto jest jego „ojcem”. Karol Marks, Fryderyk Nietzsche, Georg W.F. Hegel czy może ktoś inny? I zapytajmy także, jaki jest stosunek tego nowo narodzonego do Ewangelii.
Człowiek dzisiejszy szuka miejsca dla własnego heroizmu. Zarówno ten, który betonuje drogę, jak i ten, który pisze dzieła naukowe.
Ale jaki punkt wyjścia w naszych rozważaniach trzeba przyjąć? Wydaje mi się, że trzeba przyjąć za punkt wyjścia pewien fakt. Jest jakiś fakt, który wszyscy obserwujemy i który na swój sposób dotyczy każdego z nas. Fakt, który jest faktem każdego człowieka, zarówno intelektualisty, jak człowieka z ulicy. Może to zawsze było prawdą, ale w takim razie trzeba będzie powiedzieć, że szczególnie stało się prawdą dziś. Otóż ten człowiek dzisiejszy jest człowiekiem, który szuka miejsca dla własnego heroizmu. Możemy zapytać tak: czym człowiek jest w swoim człowieczeństwie dzisiaj? Odpowiedź brzmiałaby prosto: człowiek dzisiejszy jest człowiekiem, który chce być jakoś gdzieś heroiczny. Nie bardzo wie w czym, nie bardzo wie jak, ale heroizmu szuka w małych i dużych sprawach codzienności. Człowiek chce być na swój sposób heroiczny. Zarówno ten, który betonuje drogę, jak i ten, który pisze dzieła naukowe. Każdy szuka miejsca dla swojego heroizmu. Powiedziałbym nawet, że także ten, który zażywa narkotyki, także ten, który nadużywa alkoholu, poszukuje miejsca dla swojego heroizmu. Bo zarówno w narkotyku, jak i w alkoholu leży jakiś bunt, jakiś protest, a w buncie, proteście, odwadze podnoszenia tego protestu leży właśnie ziarno jakiegoś heroizmu. Przyjmijmy ten punkt wyjścia jako aksjomat.
A zatem przyjrzyjmy się różnym aspektom owego heroizmu. Żeby ten heroizm uchwycić w sposób możliwie wyraźny, przyjrzyjmy się na moment problemowi śmierci, bo w obliczu śmierci odsłania się heroizm najbardziej jednoznacznie.
We współczesnej myśli problem śmierci nie jest zbyt często stawiany, niemniej jest stawiany, i to w sposób niezwykle znamienny. Człowiekowi współczesnemu nie jest obcy fakt śmierci. Człowiek współczesny wie, że umiera. Ale mu to nie wystarczy. Człowiek współczesny chce umierać z sensem. Chce wybrać jakąś postać własnej śmierci.
W obliczu śmierci odsłania się heroizm najbardziej jednoznacznie.
Tych postaci śmierci może być wiele. Nietzsche radził człowiekowi, aby wybierał śmierć dokonania. Wypełniłeś dzieło życiowe, napisałeś tę swoją książkę, swą „komedię ludzką”, zrobiłeś to, co było do zrobienia, powinieneś odejść, aby nie ciążyć społeczeństwu. Śmierć dokonania. Ktoś inny proponuje śmierć bohaterską. Idź na ulice miasta, oblej się benzyną i zaprotestuj w ten sposób przeciw temu, co się dzieje. Śmierć bohaterska. Ktoś inny wybiera śmierć sankcyjną. Chce przez swoją śmierć ukarać otoczenie. Popełnia samobójstwo, aby w ten sposób pokazać, że nie był dostatecznie kochany, uznany. I wiele, wiele innych możliwości.
Człowiekowi nie wystarczy to, że umiera, człowiek chce umierać z sensem. I właśnie ta wola umierania z sensem świadczy o poszukiwaniu heroizmu.
W każdym z tych przypadków natrafiamy na element niezwykle ważny. Człowiek nadaje jakieś znaczenie swojej własnej śmierci. Człowiekowi nie wystarczy to, że umiera, człowiek chce umierać z sensem. I właśnie ta wola umierania z sensem świadczy o poszukiwaniu heroizmu. Ale oblicza tego heroizmu są wielorakie. I jest rzeczą znamienną, że pośród tych różnych znaczeń, jakie nadaje człowiek własnej śmierci, nie zawsze i nie wszędzie odnajdujemy śmierć chrześcijanina. Bo śmierć chrześcijanina jest przede wszystkim śmiercią zbawczą. Chrześcijanin umiera śmiercią zbawczą, to znaczy taką, która przynosi zbawienie, przynosi życie, przynosi zmartwychwstanie w Jezusie Chrystusie.
Postawiłem tutaj pytanie, z czyjego ducha bierze się człowiek współczesny. Pierwsza próba odpowiedzi na to pytanie wypada następująco: przyjrzeliśmy się ludzkiemu umieraniu i widzieliśmy, że gest współczesnego człowieka wobec umierania jest gestem nadawania znaczenia, nadawania sensu. Ten gest jest w swoim korzeniu gestem ewangelicznym, to racja. Wszak to przede wszystkim na gruncie Ewangelii śmierć człowieka nabrała głębokiego sensu. W tym miejscu moglibyśmy powiedzieć: współczesny człowiek bierze się z ducha Ewangelii. Z drugiej jednak strony widzimy, że śmierć ewangeliczna, śmierć zbawcza jest tylko jedną z form nadawania sensu. I oto tutaj obserwujemy rozbieżność między propozycjami ducha Ewangelii a propozycjami współczesnego człowieka. Heroizm jest wspólnym mianownikiem ducha Ewangelii i ducha współczesnego człowieka. Ale konkretny obraz owego heroizmu jest zróżnicowany. I wielkim problemem współczesnego chrześcijaństwa jest to, czy współczesne chrześcijaństwo potrafi ukazać współczesnemu człowiekowi Ewangelię jako miejsce rozkwitu jego heroicznych ambicji. Chodzi o to, czy Ewangelia znów i nadal będzie podręcznikiem ludzkiego heroizmu. To jest pierwszy problem, pierwsze pytanie i pierwszy dramat współczesnego chrześcijaństwa i współczesnego człowieka. Idzie o heroizm.
Człowiek współczesny, jak każdy człowiek, chce przede wszystkim być istotą heroiczną. Rzecz jedynie w tym, gdzie znajdzie nauczyciela dla swego heroizmu.
Ale jest także drugie odkrycie. Odkrycie drugie wiąże się ze współczesnością w sposób szczególnie ostry. Jest to odkrycie, zdawałoby się, dalekie od chrześcijaństwa, ale korzeniami wrośnięte w doświadczenie chrześcijańskie. Chodzi o doświadczenie czasu. Przed chwilą mówiłem o próbie usensowienia śmierci. Teraz będzie trzeba powiedzieć o próbie usensowienia czasu.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_
² Konferencja wygłoszona w ramach spotkań poświęconych filozofii przy kolegiacie Świętej Anny w Krakowie w roku akademickim 1972/1973.ŹRÓDŁA ILUSTRACJI
1 – Patryk Kośmider / Shutterstock
1 – Juanjo Tugores / Shutterstock
1 – Helga Bragina / Shutterstock
4, 6, 9, 11, 12, 13, 16, 18, 19, 20, 22 – fot. Adam Walanus
1, 2 – New Africa / Shutterstock
1 – Velishchuk Yevhen / Shutterstock
1 – DenisProduction.com / Shutterstock
1 – makasana photo / Shutterstock
1 – Maria Savenko / Shutterstock
1, 2 – Frans Delian / Shutterstock
1 – Light Chaser PH / Shutterstock
1 – fot. Wojciech Bonowicz