Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe - ebook
Nagie posągi, brzuchaci gladiatorzy i słonie bojowe - ebook
PYTANIA O STAROŻYTNYCH GREKÓW I RZYMIAN, KTÓRE BALIŚCIE SIĘ ZADAĆ W SZKOLE.
Odpowiedzi na często zadawane pytania na temat starożytnych Greków i Rzymian
Dlaczego starożytni Grecy i Rzymianie nie nosili spodni? Jak się golili? Czy składali ofiary z ludzi i uprawiali zawodowy sport? Jak używali słoni w bitwach? Do czego służyły posążki Priapa? Garrett Ryan, specjalista od dziejów starożytnych, a także twórca jednego z najpopularniejszych kanałów historycznych na YT, dowcipnie, zwięźle i merytorycznie odpowiada na najdziwniejsze i najciekawsze pytania, które zadano mu podczas prowadzonych na żywo i zdalnie spotkań i wykładów. Odkrywa przed nami, jak wysocy byli Grecy i Rzymianie, jakiego wieku mogli dożyć, jak często używali środków antykoncepcyjnych, czy przeżywali zabiegi chirurgiczne i wiele innych intrygujących szczegółów dotyczących życia w świecie starożytnym.
Wciągająca lektura oparta na bogatym materiale źródłowym. Pełno w niej ciekawych informacji, począwszy od ciemnej strony życia codziennego starożytnych Greków i Rzymian, poprzez działania ówczesnych zabójców i szpiegów, aż po osobliwe wierzenia greckich i rzymskich obywateli. Intrygujące świeże spojrzenie pozwalające lepiej zrozumieć świat starożytny. - — dr Jerry Toner, kierownik studiów z historii starożytnej w Churchill College na Uniwersytecie Oksfordzkim.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8338-701-7 |
Rozmiar pliku: | 9,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka lat temu, kiedy wykładałem na Uniwersytecie Michigan, zaprowadziłem swoich studentów do Detroit Institute of Arts. Gdy skończyliśmy oglądać galerię poświęconą sztuce starożytnej Grecji i Rzymu, podszedł do mnie jeden student i nachyliwszy się, szepnął mi na ucho konspiracyjnym tonem: „Doktorze Ryan, dlaczego tyle greckich posągów jest nagich?”.
W książce tej odpowiadam zarówno na to pytanie, jak i kilkanaście innych. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, kiedy Rzymianie zaczęli nosić spodnie, czy Grecy wierzyli w swoje mity, jakie posady były najlepiej płatne w świecie starożytnym lub jak chwytano lwy do walk w Koloseum, dobrze trafiliście. Tajemnice i magia, gladiatorzy i zabójcy, dobre wino i słonie bojowe – wszystko to znajdziecie w tej książce.
Moje odpowiedzi są zwięzłym podsumowaniem aktualnych badań naukowych doprawionym anegdotami wybranymi ze starożytnych źródeł i zilustrowanym najlepszymi fotografiami dostępnymi w domenie publicznej¹. Odpowiedzi nie pretendują do miana wyczerpujących – zawierają tyle informacji, ile można zmieścić na kilku stronach – mam jednak nadzieję, że zainspirują czytelnika do zgłębienia tematu.
Do zrozumienia każdej odpowiedzi wystarczy najbardziej podstawowa wiedza na temat Greków i Rzymian. Ale ponieważ szczypta kontekstu nie zawadzi, na końcu książki umieściłem dodatek – bardzo krótką historię świata klasycznego. Jeśli na początek potrzebujecie ogólnego obrazu, zachęcam do przeczytania go w pierwszej kolejności. W przeciwnym razie skaczcie od razu na głęboką wodę pytań.
1.
Wiele z najlepszych anegdot umieszczonych w przypisach dolnych dostarcza interesujących szczegółów, których nie mogłem wcisnąć w główny wątek odpowiedzi. Źródła i przypisy znajdują się na końcu.1
Dlaczego Grecy i Rzymianie nie nosili spodni?
Letnim porankiem spacerujemy zatłoczoną ulicą starożytnych Aten. Jest gorąco, ale nie aż tak, by nie móc załatwiać spraw. Białe mury lśnią w słońcu. W suchym powietrzu pobrzmiewa grecka mowa. Apetyczny zapach miodowych ciastek kuszących z pobliskiego straganu zderza się z niepowtarzalnym smrodem nieskanalizowanego miasta. Mijani przechodnie to przeważnie mężczyźni, którzy w większości wcale nie chodzą półnago. Niektórzy okryci są płaszczami, a reszta przechadza się w luźnych tunikach sięgających kolan. W zasięgu wzroku widać kilka kobiet, które noszą dłuższe tuniki, spięte na ramionach długimi szpilami¹. Niezależnie czy to kobieta, czy mężczyzna, stroje ubogich zrobione są z białawej wełny. Ubrania zamożniejszych pysznią się różnorodnymi odcieniami żółci, zieleni i brązu¹².
Przenieśmy się teraz na ulicę Rzymu z czasów wczesnego cesarstwa. Choć dochodzi południe (czyli szósta według Rzymian), na ulicy jest ciemno, bo ocieniają ją wysokie budynki mieszkalne. Śliski bruk cuchnie łajnem. Z drzwi gospody po drugiej stronie ulicy bucha dym niosący woń prażonej ciecierzycy. W uszach dudni nam wielojęzyczna wrzawa, a przechodnie, ubrani zupełnie inaczej niż mieszkańcy Aten, mijają nas w pośpiechu.
Kilku mężczyzn ma na sobie togi. Rozłożona toga to wielki siedmiometrowy pas materiału. Aby zawinąć się w to morze wełny, trzeba było wykonać szereg tak skomplikowanych czynności, że arystokraci mieli niewolników, którzy zajmowali się wyłącznie jej zawijaniem i układaniem. Ponieważ chodzenie w todze to w równej mierze sztuka, jak męka – ustawienie prawej ręki inaczej niż pod kątem prostym natychmiast unicestwia starannie ułożone fałdy – większość mężczyzn na naszej ulicy togi zostawiła w domu i załatwia sprawy ubrana w krótkie tuniki. Część kobiet idzie owinięta tradycyjnym płaszczem rzymskiej matrony. Reszta nosi długie tuniki w krzykliwych kolorach.
Zarówno greckie, jak i rzymskie ubrania były układane na ciele. Czy to len, wełna czy bawełna, stroje układane na ciele lepiej nadawały się do klimatu śródziemnomorskiego i można je było łatwo przystosować do zmian w statusie społecznym lub pogody². Ale okazywały się niewygodne w zimne i deszczowe dni. Niektóre, jak na przykład togi, wymagały stałej uwagi i poprawiania podczas noszenia. Żaden ubiór nie miał kieszeni³.
Od lewej: Grek w płaszczu (_himation_), Greczynka w tunice (_chiton_), Rzymianin w todze, rzymska matrona w płaszczu (_palla_). _Ilustracje z domeny publicznej_
Mogłoby się wydawać, że był to świat błagający o portki. Jednakże z kilkoma wyjątkami – takimi jak ekscentryczny cesarz Heliogabal, który chełpił się swoimi jedwabnymi spodniami – Grecy i Rzymianie uważali je za barbarzyńskie⁴. Ateńczykom przypominały one inwazję Persów w workowatych portkach, którzy w wielkiej liczbie najechali Grecję. Rzymianom kojarzyły się z wytatuowanymi, żłopiącymi piwo ludami Północy, zwłaszcza Germanami³.
W końcu jednak Rzymianie się ugięli. Pierwsi wskoczyli w spodnie legioniści. Wcześniej nosili tuniki do kolan wymyślone na śródziemnomorskie upały, które podczas srogich zim na północy okazały się nieprzyjemnie przewiewne. Zainspirowani przez barbarzyńskich kawalerzystów żołnierze stacjonujący w zimnym klimacie zaczęli więc nosić krótkie wełniane lub skórzane spodenki, a niektórzy poszli krok dalej i włożyli długie spodnie. W ślad za nimi poszli dowódcy: cesarz z III wieku zaszokował konserwatywną opinię publiczną, prowadząc w spodniach (i oklapłej blond peruce) swoje wojsko⁴.
W IV wieku, kiedy żołnierze zajęli się polityką i wprowadzili do mody odzież wojskową, cywile zaczęli sprzedawać tuniki i kupować spodnie. Pod koniec stulecia, kiedy nowa moda stała się wszechobecna, cesarski edykt zakazał noszenia tej części garderoby w granicach miasta Rzym. Każdy mężczyzna przyłapany w tak skandalicznym ubraniu miał być aresztowany, pozbawiony majątku (a zapewne także spodni) i skazany na wieczne wygnanie. Sprawa jednak była już przegrana. W ciągu kilkudziesięciu lat spodnie zaczęli nosić senatorzy, i to nawet w obecności cesarza⁵.
Przyjrzawszy się, jak przyjmowały się w starożytnej Grecji i Rzymie spodnie, dochodzimy do ważniejszej kwestii: Czy starożytni Grecy i Rzymianie nosili bieliznę?
Większość kobiet z pewnością nosiła pierwowzór staników⁵. Choć istniały biustonosze na ramiączkach, zwykle były to paski materiału owinięte wokół piersi. Zmniejszały one biust, a małe piersi uważano za atrakcyjne⁶. Jeśli wierzyć starożytnym poetom, przepaski na piersiach służyły także jako zaimprowizowane kieszenie do noszenia przeróżnych drobiazgów, od listów miłosnych po fiolki z trucizną. Rzekomo ta część bielizny miała także właściwości lecznicze: owinięta wokół głowy zmniejszała jej ból⁶.
Greccy mężczyźni mogli się pochwalić pod tuniką jedynie opalenizną. W świecie rzymskim tradycjonaliści nosili pod togami przepaski biodrowe, a w łaźni pierwowzór kąpielówek. Większość jednak obywała się bez bielizny, bardziej sobie ceniąc przewiewne lniane i jedwabne tuniki wkładane pod wierzchni strój. Choć wygodna, taka garderoba nie sprzyjała skromności. Pewien autor z okresu późnego antyku opowiedział historię o gościu, który z rozkraczonymi nogami rozsiadłszy się przy ogniu naprzeciwko Marcina z Tours, przypadkowo odsłonił temu świętemu szeroki widok na swoje genitalia⁷.
W IV wieku, gdy przed św. Marcinem obnażył się ów nieznajomy, rzymskie stroje znajdowały się na dobrej drodze, by stać się średniowiecznymi. Wyobraźmy sobie, że znajdujemy się na ulicy Konstantynopola w okresie późnego antyku. Żeby lepiej wczuć się w nastrój, załóżmy, że jest chłodne jesienne popołudnie, wieje słona bryza, a kościelne dzwony wybijają serenady w powoli zapadającym zmroku. Środkiem ulicy suną nadęci dworscy urzędnicy w wąskiej odmianie tradycyjnej togi. Obok tłoczą się mniej znaczni obywatele w sięgających kolan tunikach o szerokich rękawach ozdobionych tyloma haftami, na ile ich właściciele mogli sobie pozwolić. Kobiece tuniki są dłuższe, ale równie luźne i strojne. Kilku najbogatszych przechodniów pyszni się obcisłymi ubraniami z jedwabiu. Najpobożniejsi mają chrześcijańskie tatuaże na rękach. Nikt jednak, tego można być pewnym, nie nosi bielizny.
1.
W razie konieczności mogły one posłużyć za broń. W Atenach tłum kobiet zadźgał kiedyś mężczyznę takimi szpilami.
2.
Do najpowszechniejszych tkanin w świecie klasycznym należały wełna i len. Cieplejsza, wytrzymalsza i łatwiejsza w barwieniu wełna lepiej nadawała się na odzież wierzchnią. Na bieliznę i stroje codzienne częściej za to używano lnu – przewiewniejszego, łatwiejszego w czyszczeniu i mniej przyjaznego wszom. Bawełna (rosnąca w Egipcie) rozpowszechniła się w Rzymie dopiero w okresie cesarstwa.
3.
Tę funkcję pełniły zaimprowizowane zamienniki: Greczynki część tuniki zawijały w pasie, tworząc wielką kieszeń, a Rzymianie chowali drobiazgi w zakamarkach togi. Monety jednak trzymano w sakiewkach przytroczonych do pasa lub zawieszonych na szyi. A ponieważ świat nic jeszcze nie wiedział o zarazkach, wpychano je także do ust.
4.
Cesarze rzymscy uporczywie grzeszyli w sprawach mody. Niektórzy zadowalali się ubraniami barwionymi na purpurowo, najdroższymi na świecie, a przez to najbardziej prestiżowymi. (Używanie najdelikatniejszych odcieni purpury, ciemnego i połyskującego karmazynu w kolorze krwi, było czasami zarezerwowane dla członków rodziny cesarskiej; Neron rozkazał kiedyś przeprowadzenie prowokacji policyjnej, aby wyłapać kupców handlujących przemycanymi barwnikami). Dla innych szaty warte więcej niż wille były zbyt subtelne. Kaligula lubił się przebierać za Zeusa ze złotą brodą i błyszczącym piorunem w dłoni. Kommodus przyszedł do Koloseum w skórze lwa.
5.
Nie ma zbyt wielu dowodów na noszenie majtek, ale z pewnością istniały części garderoby za nie służące. Rzymianki nosiły w łaźniach kostiumy kąpielowe, a sportsmenki i aktorki pojawiały się w czymś w rodzaju bikini. (Przyszła cesarzowa Teodora, która rozpoczęła karierę jako aktorka, miała w zwyczaju paradować na scenie w starożytnym odpowiedniku stringów). Zwykle jednak kobiety nosiły pod wierzchnim ubraniem tylko koszulki. One stwarzały inne niebezpieczeństwa: pewien rzymski poeta poświęcił niezbyt miły epigram damie, której zbyt ciasna bielizna pod tuniką wrzynała się w pośladki.
6.
W pewnych sytuacjach przepaski na piersiach stanowiły element erotyczny; w jednej z komedii postać kobieca stopniowo luzowała swoją przepaskę, aby pobudzić męża.2
Jak się golili?
Do najbardziej zagadkowych rzymskich cesarzy należał Hadrian. Był znakomitym poetą, architektem i flecistą, najbardziej lubił jednak polować na lwy. Przewodził dyskusjom akademickim największych uczonych, ale równie dobrze się czuł, odbywając forsowny marsz na czele legionów. Był szczodrym przyjacielem i sprawiedliwym sędzią. Ale potrafił także zachowywać się arogancko, podejrzliwie, a w złym nastroju również zabijać. Co najbardziej zaskakujące, nosił brodę. Przez stulecia wszyscy wybitni Rzymianie chodzili gładko ogoleni. Hadrian jednak przez dwadzieścia jeden lat panowania dumnie obnosił się z obfitym zarostem. Broda mogła być u niego oznaką fascynacji Grekami, powrotem do rzymskiej przeszłości lub ukłonem w stronę Zeusa. Albo, jak wywodził jeden z rzymskich pisarzy, chciał po prostu zamaskować nią ślady po trądziku⁸.
Bez względu na powód broda u Hadriana była czymś więcej niż osobistym dziwactwem. W świecie klasycznym brody traktowano bardzo poważnie. Przede wszystkim stanowiły oznakę męskości¹. Były także sposobem rozgłaszania swojej pozycji społecznej: wizytówką dżentelmena były gładko ogolone policzki, a biedaka – niechlujny zarost. Broda wskazywała także na stan emocjonalny mężczyzny, gdyż pogrążeni w żałobie (i starający się zyskać sympatię na dworze) się nie golili. Wreszcie brody świadczyły o przynależności kulturowej – greckiej, rzymskiej czy do świata barbarzyńskiego⁹.
Hadrian i jego cesarska broda. _Classical Numismatic Group (WWW.CNGCOINS.COM)_
W okresie klasycznym prawie wszyscy Grecy nosili brody. Choć moda się zmieniała, najpopularniejszym stylem był bujny zarost na policzkach oraz podbródku i ogolona górna warga². Do czasów Aleksandra Wielkiego gładko ogolone policzki uważano za oznakę zniewieścienia. Wśród wielu dziwactw wielkiego zdobywcy (począwszy od obsesji na punkcie _Iliady_, po przeświadczenie, że jest synem Zeusa) można także wymienić regularne golenie zarostu. Nie wiemy, czy Aleksander chciał przez to podkreślić swoją młodość, czy po prostu miał łyse placki na policzkach. Wiemy jednak, że dzięki ogromnemu prestiżowi, jakim się cieszył, golenie stało się modne¹⁰.
Po śmierci Aleksandra, pomimo kłujących antybrodowych przepisów w kilku miastach świata greckiego, gładko ogolona twarz gwałtownie zyskiwała na popularności. Nie wszyscy jednak dostosowali się do nowej mody. W szczególności intelektualiści wciąż dumnie obnosili się ze swoimi brodami; jeden z filozofów twierdził nawet, że jeśliby miał wybierać między gładko ogoloną twarzą a śmiercią, chętnie wybrałby śmierć. Według ogólnego przekonania brodate twarze wyglądały dostojniej niż oskrobane. Pewien człowiek, który za czasów cesarstwa odwiedził prowincjonalne miasto w Grecji, widział wokół samych brodatych mężczyzn, oprócz jednego łobuza, który się ogolił, jak powiadano, żeby zrobić wrażenie na Rzymianach¹¹.
Na początku Rzymianie chodzili tak samo zarośnięci jak Grecy. Jednakże w II wieku p.n.e. rzymska elita, zapewne pod wpływem ówczesnej mody greckiej, zaczęła pozbywać się wąsów. Wielki wojownik Scypion Emilian, zdobywca Kartaginy, został zapamiętany jako pierwszy Rzymianin, który codziennie się golił, i wszystkie znaczące postacie późnej republiki i wczesnego cesarstwa poszły za jego przykładem. Raczej próżny Juliusz Cezar nigdy nie pojawiał się publicznie nieuczesany i nieogolony. Oktawian August poświęcał kilka chwil każdego dnia na golenie i przycięcie włosów, nad czym czuwało trzech golibrodów pracujących parami. W całym cesarstwie ambitni mężczyźni szli za przykładem arystokratów, odrzucając brody, aby wzbudzać szacunek¹².
Po czym na scenie pojawił się nasz przyjaciel Hadrian. Tysiące posągów i miliony monet sławiły jego brodaty majestat; Hadrian nie tylko wyhodował zarost, ale również wielu lokalnych trendsetterów, i po czterystu trudnych latach miłości do zarostu Rzymianie mogli wreszcie swobodnie wrócić do bród. Przez następne dwieście lat, dopóki za panowania gładko ogolonego Konstantyna sytuacja się nie odwróciła, modni Rzymianie obnosili się ze swoimi brodami w różnych kształtach i o różnej długości, idąc za przykładem aktualnie panującego cesarza. Czasem modna broda była schludnie przystrzyżona, jak u Hadriana. W innych okresach dominowała broda bujniejsza, typowa dla filozofów, jaką upodobał sobie Marek Aureliusz, lub kilkudniowa szczecina, w której gustowali wojowniczy cesarze z III wieku.
Wielu Grekom i Rzymianom dbanie nawet o bujną brodę musiało się wydawać łatwiejsze niż golenie. Typowa starożytna brzytwa miała ostrze z brązu lub żelaza, często w kształcie sierpa, zamontowane na krótkim trzonku. Nawet tym, co mieli w domu odpowiednie lustro, trudno było się ogolić samemu takim, dość tępym, narzędziem³. Z tego, co wiemy, niewielu próbowało. Bogaci mieli od tego niewolników. Reszta korzystała z usług golibrodów.
Choć kilku bywałych w świecie fryzjerów strzygących bogaczy miało luksusowe salony, większość golibrodów była skromnymi przedsiębiorcami wykonującymi swój zawód na świeżym powietrzu. Klient siadał na niewysokim taborecie, a golibroda kładł mu na ramiona lnianą tkaninę. Następnie spryskiwał policzki wodą, żeby zmiękczyć skórę. Klientowi pozostawało jedynie patrzeć z ponurym zrezygnowaniem, jak golibroda pochyla się nad nim z brzytwą w ręku. Ponieważ starożytne brzytwy szybko się tępiły, podczas golenia szarpały i do krwi kaleczyły skórę. Choć klienci wydymali policzki, żeby zmniejszyć ryzyko skaleczenia, prawie wszyscy oprócz najlepszych fryzjerów golili zarost zbyt blisko skóry⁴. Najgorsi byli praktykanci, którzy mieli więcej entuzjazmu niż umiejętności, dlatego zazwyczaj mogli używać jedynie tępych brzytew¹³.
Mężczyźni, którzy chcieli się pozbyć brody, ale bali się męki golenia, mieli kilka innych możliwości. Jeden z greckich tyranów, który bał się, że golibroda podetnie mu gardło, nauczył córkę opalać włoski rozgrzanymi łupinami orzecha. Do bardziej konwencjonalnych metod należało smarowanie policzków żywicą depilacyjną i pracowite wyskubywanie uciążliwego zarostu. Tak samo albo za pomocą równie nieprzyjemnego zabiegu polegającego na tarciu skóry szorstkim pumeksem usuwano uciążliwe włoski na innych częściach ciała¹⁴.
Część kobiet goliła sobie nogi (a raczej depilowała, ścierała pumeksem lub wyrywała). Rzymski poeta radził im, by robiły to, wybierając się na spotkanie z potencjalnym kochankiem. Dość powszechne było również depilowanie okolicy bikini⁵. Mniej wiadomo, czy kobiety spoza miejskiej elity bawiły się w takie rzeczy. Najprawdopodobniej nie, przynajmniej dlatego, że nogi zwykle zasłaniały ubraniem. Niewiele światła na ten temat rzucili starożytni autorzy, gdyż bardziej interesowali się ogolonymi nogami mężczyzn, co uważali za skandal¹⁵.
Zwłaszcza w świecie rzymskim wielu mężczyzn usuwało sobie część lub wszystkie włosy z ciała. Cesarz Oton na przykład zasłynął tym, że poddawał się bolesnym zabiegom, by mieć gładką skórę. Ta praktyka jeżyła konserwatystom włos na głowie. Lokalna mniejszość uważała golenie włosów na ciele za celowe odrzucenie męskości. Przynajmniej raz doszło do gorącej debaty między wąsatym filozofem a świeżo wyskubanym oratorem na temat moralności usuwania włosów. Umiarkowani byli gotowi się zgodzić, że niektóre części ciała mogłyby być przyzwoicie odsłonięte. Dżentelmen, przyznawali, mógłby i powinien zrobić porządek z włosami pod pachami⁶¹⁶.
1.
Dla rzymskich młodzieńców dzień, w którym po raz pierwszy się golili, stanowił okazję do świętowania wejścia w dojrzałość i sposobność do uwiecznienia tego wydarzenia po wieki wieków przez poświęcenie swego rzadkiego zarostu bogom. Kiedy się po raz pierwszy ogolił, Neron schował ścięte włoski w złotej szkatułce, którą złożył w świątyni Jowisza.
2.
Sparta zakazała noszenia wąsów. Każdego roku przy obejmowaniu urzędów najważniejsi spartańscy urzędnicy wydawali edykt nakazujący wszystkim obywatelom podporządkowanie się prawu i zgolenie zarostu na górnej wardze.
3.
W Rzymie co prawda istniały już lustra, jednakże w epoce klasycznej w większości były to niewielkie dyski z polerowanego brązu. Tylko bogaci mieli wielkie lustra wiszące.
4.
Pewien rzymski autor doradzał użycie pajęczyny do tamowania krwotoków.
5.
Mieszkańcy jednego z greckich miast podobno czcili Dionizosa jako „obnażacza genitaliów”. Trudno powiedzieć, dlaczego ten uciążliwy obowiązek wymagał boskiego patrona.
6.
Wiele rzymskich łaźni zatrudniało zawodowego wyskubywacza włosów pod pachami (i z innych kłopotliwych zakamarków ciała), który przez cały czas czekał w gotowości.3
Jakie zwierzęta trzymali w domu?
Ruiny miasta Termessos są pełne nagrobków. Okoliczne wzgórza są nimi wręcz utkane – stosy, rzędy sarkofagów porośniętych trawą, porozbijanych i ogołoconych. W większości wielkich i ciężkich. Ale kilka na wpół zasłoniętych potężnymi kuzynami jest skromniejszych. Jeden z nich, szara kamienna skrzynka przykryta daszkiem, ma wyryte krótkie epitafium. Ostatnia linijka jest wciąż czytelna: „Jestem pies Stefanos. Ten nagrobek wystawił mi Rodope”¹⁷.
Ulubionymi zwierzętami świata klasycznego były psy. Do największych, umownie zwanych molosami, należały mastify o potężnej klatce piersiowej. Pierwotnie hodowane do polowania na dziki, niekiedy pilnowały domów, a czasem ciągnęły wozy¹. Do innych dużych ras należał także pies „indyjski”, podobno powstały w wyniku skrzyżowania psa z tygrysem (rzadka rasa, gdyż jak uważano, tygrysy po skojarzeniu często pożerały suki). Smukły i szybki pies gończy lakoński, który polował na jelenie i zające, był przez długi czas główną rasą psów średniej wielkości. Jednak w epoce rzymskiej popularnością pobił go równie smukły i jeszcze szybszy vertragus, przodek współczesnego charta. Najbardziej znaną rasą psów małych był maltańczyk – krótkonogie długowłose stworzenie, które ceniono za to, że mieściło się w torebce². Nadawane psom imiona zwykle odzwierciedlały ich wygląd. Ogary molosyjskie i lakońskie otrzymywały męskie imiona, takie jak Wojownik, Włócznik, Huragan. Z kolei pieski pokojowe nazywano Muszką, Perełką czy Okruszkiem¹⁸.
Pies maltański na rzymskiej płycie nagrobnej. Stela nagrobna Heleny, 150–200 n.e. J. Paul Getty Museum, Villa Collection. _Fot. dzięki uprzejmości Getty’s Open Content Program_
Wielu bogatych Greków i Rzymian trzymało po kilka maltańczyków. Widać je na greckich wazach uwiązane na smyczy do sof swoich panów. W świecie rzymskim maltańczyki stały się modnym akcesorium dam z elity towarzyskiej, które trzymały je w fałdach tuniki. Często ich pupile były rozpuszczone jak dziadowski bicz: rzymski poeta opisuje, jak pewna kochająca właścicielka zamówiła portret swojej suczki imieniem Panienka. Ulubione psy łowcze także były rozpieszczone. W jednym ze swych dzieł grecki historyk obszernie rozwodzi się nad przymiotami swojego charta, który leży obok niego, gdy autor pisze, i każdego dnia chodzi z nim do gimnazjonu. Aleksander Wielki nazwał miasto imieniem swego wiernego ogara Peritasa³¹⁹.
Choćby były bardzo przywiązane do swoich psów, zamożne rodziny zlecały karmienie, spacery i całą opiekę nad nimi niewolnikom i służącym. Pewien starożytny autor opisuje, jak ponury stoicki filozof zaopiekował się szczekającym psem swojego patrona. Rezultat był komiczny – pies co rusz wplątywał się filozofowi w brodę. Psy zwykle karmiono resztkami ze stołu i czerstwym chlebem, chociaż pupile mogły otrzymywać pieczone psie smakołyki. Pomimo że właściciele psów zdawali sobie sprawę, że psy wymagają pewnych zabiegów medycznych – samce czasem kastrowano – zapewniali swym zwierzakom jedynie szczątkową opiekę weterynaryjną. Uważali na przykład, że psa można wyleczyć ze świerzbu, śpiąc co noc razem z nim⁴. Mimo to starożytne psy żyły mniej więcej tyle samo co ich współcześni potomkowie: według Arystotelesa niektóre rasy dożywały nawet dwudziestu lat²⁰.
Koty były znacznie mniej popularne niż psy. Pojawiły się w świecie klasycznym w Egipcie, gdzie cieszyły się statusem zwierząt świętych i należały do ubóstwianych zwierząt domowych⁵. Jednakże Grecy i Rzymianie postrzegali je raczej jako łowców szkodników niż towarzyszy. Mimo to w Rzymie aż do okresu cesarskiego nawet do łowienia myszy częściej wykorzystywano fretki lub oswojone węże. Niepopularność kotów można jednak tłumaczyć masową obecnością oswojonych ptaków w domach rzymskiej elity²¹.
Jeden z greckich filozofów trzymał w domu gęś, która chodziła za nim krok w krok. Inny miał w zwyczaju rozmawiać ze swoją kuropatwą. Bogaci Rzymianie trzymali pawie dla ich urody, słowiki i kosy dla śpiewu oraz kruki i papugi, bo umiały mówić. Szczególnie cenili papugi indyjskie i szkolili je w witaniu gości i innych sztuczkach. Grecki historyk przez dwadzieścia lat mieszkał z papugą, która umiała śpiewać, tańczyć i zwracać się do gości po imieniu. Rzymianie uczyli także papugi chwalić i, co nieuchronne, również przeklinać cesarza. Częstą zabawą było upijanie tych ptaków i namawianie ich do powtarzania brzydkich słów. Wiązało się to jednak z pewnym ryzykiem, bo gdy papuga zaczynała kląć, lamentował pewien pisarz, trudno było jej przerwać.²²
Niektórzy Grecy i Rzymianie ku przerażeniu innych Greków i Rzymian za wszelką cenę chcieli trzymać w domu węże. Z zamiłowania do węży słynął bezlitosny cesarz Tyberiusz. Podobnie jak matka Aleksandra Wielkiego. Węże stały się popularne wśród rzymskich arystokratów, którzy kładli je sobie na ramionach i podczas uczt pozwalali im pełzać po talerzach⁶. Innymi niepożądanymi stworzeniami były małpy (prawdopodobnie makaki berberyjskie) trzymane w domach przez rzymskich notabli, które podczas obiadu siały przy stole spustoszenie²³.
Najbardziej egzotyczne i imponujące zwierzęta trzymali cesarze. Do ich ulubionych należały lwy. Domicjan zmusił raz senatora, którego nie lubił, do walki ze swoim najbardziej zabójczym lwem pałacowym (na nieszczęście dla cesarza senator był wytrawnym myśliwym i pokonał bestię). Karakalli stale towarzyszył lew o imieniu Mieczyk, którego cesarz cały czas głaskał, gdy siedział na tronie, jak czarny charakter z filmów o Bondzie. Jeden z jego następców lubił na przyjęciach wypuszczać dla żartu stado oswojonych i pozbawionych kłów lwów na niczego niepodejrzewających gości⁷. Innymi ulubionymi zwierzętami cesarzy były niedźwiedzie. Walentynian I miał dwie niedźwiedzice o imionach Złota Okruszyna i Niewinność, które trzymał w klatce obok swej sypialni i obficie karmił więźniami politycznymi. Jego poprzednik o podobnych upodobaniach rzekomo ożywiał atmosferę podczas uczt, rzucając mężczyzn na pożarcie swoim domowym niedźwiedziom⁸. Niektórzy cesarze mieli w swych pałacach całe ogrody zoologiczne. Neron pozwolił stadom oswojonych i dzikich zwierząt wałęsać się po terenie Złotego Domu, a któryś z późniejszych cesarzy trzymał podobno słonie, łosie, lwy, lamparty, tygrysy, żyrafy, hieny, hipopotamy i samotnego nosorożca²⁴.
Choć większość zwierząt w cesarskich menażeriach trudno nazwać zwierzątkami domowymi, niektóre były czymś więcej niż symbolami władzy. Lew Karakalli na przykład spał w jego sypialni i przypuszczalnie próbował go ocalić przed śmiercią w zamachu. Walentynian tak lubił jedną ze swoich niedźwiedzic, że wypuścił ją na wolność w dzikim lesie. Czasami najlepsi przyjaciele człowieka zjadają jego wrogów.
1.
Pewien ekscentryczny cesarz, kiedy chciał się przejechać po swojej posiadłości, podobno zaprzęgał do rydwanu cztery psy.
2.
Psy te miały jeszcze jedną pożyteczną cechę: gdy właściciel cierpiał na niestrawność, kazał psu umościć się sobie na brzuchu i dolegliwości mijały jak ręką odjął. Starożytny pies maltański bardziej przypominał szpica miniaturowego niż dzisiejszego maltańczyka (z którym nie jest bezpośrednio spokrewniony).
3.
Pieski może były rozpuszczone, ale niezwykle wierne. Na początku I wieku pewien pies nie chciał opuścić zwłok swego pana skazanego na śmierć za zdradę. Przynosił mu nawet kawałki chleba. Kiedy ciało zdrajcy rzucono do Tybru, pies skoczył za nim i starał się utrzymać jego nos nad powierzchnią wody.
4.
Co mogło skutkować jednie tym, że sam właściciel nabawi się świerzbu.
5.
Kiedy w Aleksandrii rzymski żołnierz przypadkowo zabił kota, tłum Egipcjan go zlinczował.
6.
Ponieważ nie zachowały się szczegółowe opisy węży domowych, nie wiadomo, do jakiego należały gatunku. Mogły to być na przykład niejadowite i stosunkowo łagodne węże czteropasiaste. Jeśli opowiadanie o wielkim wężu, który połknął dziecko w Rzymie, jest czymś więcej niż tylko miejską legendą, to można sobie wyobrazić, że jakiś lekkomyślny Rzymianin kupił sobie (a potem stracił) pytona siatkowego z Indii.
7.
Kilku rzymskich arystokratów także trzymało niedźwiedzie, ale większość zniechęcały do tego wysokie koszty związane z ich karmieniem i tresowaniem (tak w każdym razie sugeruje poeta).
8.
Nie wszyscy Rzymianie byli tak krwiożerczy. Pewien młodzieniec umiłował sobie kurczaczka imieniem Roma. Inny lubił obserwować szczeniaki dokazujące z prosiakami.4
Czy stosowali środki antykoncepcyjne?
Wzgórza wschodniej Libii zrosił kiedyś czarny deszcz. Mówiono, że tam, gdzie spadły hebanowe krople, wyrósł sylfion – wysoka i efektowna roślina z czarnymi korzeniami, pojedynczą grubą łodygą i kępami złotych liści. A jak wkrótce odkryli mieszkańcy Cyreny, pobliskiej greckiej kolonii, miała ona wiele zastosowań. Tuczyły się na niej miejscowe owce¹. Łodygi i liście sylfionu, pokrojone w kostkę i podane w occie, stanowiły ozdobę wielu uczt, a jego kwiaty roztaczały woń pachnideł. Najcenniejszy był jednak sok. Poza tym, że poprawiał smak każdego dania, miał wiele zastosowań medycznych: usuwał włosy, koił ból oczu, stanowił główny składnik maści na ukąszenia, usuwał brodawki, a także powstrzymywał jątrzenie się ran od zatrutych strzał (i leczył wiele innych schorzeń). Poza tym stanowił silny środek antykoncepcyjny. Z tego powodu sylfion upamiętniano na monetach, opiewano w pieśniach i… skazano na wyginięcie. Ostatnią łodygę otrzymał Neron²⁵ ²⁶.
Jeszcze zanim sylfion wyginął, w świecie starożytnym nie stosowano środków antykoncepcyjnych na szeroką skalę. Zdecydowana większość wolnych Greków i Rzymian żyła w związkach małżeńskich i powszechnie uważano, że celem małżeństwa jest spłodzenie dzieci. Presję na prokreację potęgowała ogromna liczba chorób wieku dziecięcego: pary, które ograniczały się do kilkorga dzieci, ryzykowały utratę wszystkich. W związku z tym większość kobiet rodziła tak długo, jak tylko mogła, w odstępach wyznaczonych przez okres wstrzemięźliwości seksualnej i karmienia piersią. Ponieważ kobiety zwykle karmiły dzieci mniej więcej przez dwa lata i zalecano im, by w tym okresie unikały stosunków seksualnych (zgodnie z teorią, że męskie nasienie w jakiś sposób psuje mleko matki), nawet bez stosowania środków antykoncepcyjnych zachodziły w ciążę najwyżej co kilka lat²⁷.
Łodyga sylfionu przedstawiona na monecie z Cyreny. _Classic Numismatic Group Inc. (WWW.CNGCOINS.COM)_
Jednak niektóre miały powody, by drastyczniej ograniczyć swą płodność. Dla prostytutek, kobiet niezamężnych i niewolnych dzieci stanowiły ciężar. Często rodzice żyli w tak przerażającej biedzie, że nie chcieli mieć kolejnej gęby do wykarmienia. Z kolei na drugim końcu drabiny społecznej rodziny arystokratyczne nie chciały rozdrabniać swojego bogactwa i statusu, poprzestawały więc na jednym lub dwóch spadkobiercach.
Poza abstynencją najbardziej podstawową formą antykoncepcji była niecodzienna wersja kalendarzyka małżeńskiego. Przyjęto, że kobiety są najmniej płodne w połowie cyklu miesiączkowego. Ale ponieważ w rzeczywistości jest to okres największej płodności, kobiety, które współżyły zgodnie z tą koncepcją, często zachodziły w ciążę. Większą skuteczność miało powstrzymywanie się od stosunków dopochwowych². W niektórych wypadkach można też było uniknąć poczęcia, stosując staromodny coitus interruptus (stosunek przerywany) – według jednego z autorów szczególnie skuteczny, jeśli kobieta wstrzymywała oddech²⁸.
Nie ma dowodów na to, że starożytni Grecy i Rzymianie używali prezerwatyw. Kobiety jednak powszechnie stosowały wkładki dopochwowe i czopki. Praktycznie wykorzystywały każdą substancję, która zdawała się przechwytywać czy schładzać nasienie lub w inny sposób utrudniać jego poczynania. Do najbardziej popularnych należały skórki granatu i małe gąbki nasączone olejem lub żywicą. Gdy para wolała mniej inwazyjną metodę, smarowała genitalia rozgniecionymi jagodami jałowca, żywicą cedrową lub oliwą. Podobnie jak niektóre czopki, substancje te miały rzeczywiście właściwości antykoncepcyjne i mogły, przynajmniej częściowo, być skuteczne. Można jednak podejrzewać, że niespecjalnie zwiększały one doznania erotyczne²⁹.
Na szeroką skalę stosowano również środki doustne. Chociaż niektóre miały posmak rudy miedzi lub piżmowy aromat pieczonych jąder mułów, większość opierała się na wyciągach roślinnych zmieszanych z wodą lub winem. Oprócz nieodżałowanego sylfionu powszechnym składnikiem antykoncepcyjnych mikstur był groszek królewski, wierzba i dwie rośliny o sugestywnych nazwach: ośli ogórek i tobołek. Niektóre z tych wyciągów, przyjmowane w odpowiednich dawkach, mogły faktycznie działać. Nie sposób jednak tego powiedzieć o amuletach antykoncepcyjnych noszonych przez wiele kobiet. Zawierały one wszystko, od wątroby łasicy po zawartość głowy włochatego pająka. Gdy wszystko inne zawiodło, zawsze pozostawała magia. Jeden z magicznych sposobów zapobiegania ciąży polegał na złapaniu żaby, zmuszeniu jej do połknięcia nasion zamoczonych w krwi menstruacyjnej i wypuszczeniu oszołomionego płaza z powrotem na wolność³⁰.
Kobieta, nawet zabezpieczona jądrami muła lub tobołkiem, zaraz po stosunku mogła podjąć dodatkowe środki ostrożności, aby uniknąć ciąży. Uważano, że męskie nasienie można zneutralizować, schładzając je przez wypicie zimnej wody zaraz po stosunku, zniszczyć dawką sproszkowanego jądra bobra lub wydalić z macicy szybkimi i energicznymi kichnięciami³ ³¹.
Ponieważ greccy i rzymscy lekarze traktowali poczęcie jako proces stopniowy, nie widzieli różnicy między antykoncepcją a tym, co nazwalibyśmy przedwczesną aborcją. W ciągu pierwszych kilku dni i tygodni po zapłodnieniu kobiety mogły próbować zapobiec zagnieżdżeniu się plemników w macicy, jeżdżąc powozem po wyboistych drogach lub skacząc i kopiąc. Ale kiedy ten początkowy okres minął, aborcja stawała się zarówno niedopuszczalna, jak i niebezpieczna⁴. Herbaty ziołowe należały do najbezpieczniejszych metod antykoncepcji, ale czopki – które jednak mogły uszkodzić macicę – były skuteczniejsze. Metody chirurgiczne stosowano tylko w ostateczności³².
W większości kobiety wolały uniknąć niebezpieczeństw aborcji i donosiły ciążę. Po urodzeniu dziecka o jego losie decydował ojciec (lub, gdy chodziło o niewolnicę, właściciel matki)⁵. W wypadku zdrowego i prawowitego potomka – zwłaszcza płci męskiej – ojciec zwykle postanawiał przyjąć dziecko do rodziny. Ale jeśli nie chciał go uznać, los noworodka stawał się niepewny: zazwyczaj wynoszono go nagiego na dwór i porzucano. Niekoniecznie musiało to oznaczać wyrok śmierci. Niemowlęta często podrzucano w miejscach publicznych, takich jak świątynie, gdzie miały dużą szansę, że ktoś się nimi zaopiekuje⁶. Czasami zostawiano im grzechotkę, pierścionek lub coś innego, co umożliwiało ich późniejszą identyfikację. Dla dziecka jednak przeżycie nie zawsze oznaczało błogosławieństwo. Wiele gołych noworodków zabierali handlarze niewolników i wychowywali na prostytutki lub żebraków. Tylko niewiele miało szczęście i trafiało na wychowanie do wolnych rodzin³³.
Podobnie jak brutalność rzymskiej areny i nieludzka instytucja starożytnego niewolnictwa, porzucanie niemowląt to jeszcze jeden objaw przepaści, jaka dzieli nas od świata klasycznego. Dla większości Greków i Rzymian życie stanowiło walkę, a posiadanie rodziny wymagało dokonywania trudnych wyborów. To mogły być wykalkulowane decyzje, ale nie powinniśmy zakładać, że były one łatwe.
1.
Wołowina i baranina ze zwierząt karmionych sylfionem miała niezrównany smak, jednak kozy, które pasły się tam, gdzie rósł sylfion, dostawały czkawki.
2.
Tyran Pizystrat musiał uciekać z Aten po skandalu, który rozpętał się, gdy wyszło na jaw, że uprawiał z żoną seks analny.
3.
Jądra bobra były bardzo poszukiwanym środkiem antykoncepcyjnym. Według ludowych opowieści zagoniony bóbr, wiedząc, dlaczego jest ścigany, odgryzał sobie jądra i rzucał je pod nogi myśliwym. (Jeśli was to ciekawi, powiem, że bobry wcale tak nie robią, a nawet gdyby chciały, nie mogłyby dosięgnąć zębami swych jąder).
4.
Większość starożytnych lekarzy uważała, że płód nabiera ludzkich cech mniej więcej po czterdziestu dniach od poczęcia. Pomimo krytyki w środowisku filozoficznym i lekarskim przeważnie akceptowano przerwanie ciąży po tym terminie, ale sytuacja uległa zmianie w III wieku n.e., gdy cesarz wydał edykt zakazujący aborcji.
5.
W Sparcie ojcowie prezentowali swe nowo narodzone dzieci radzie starszych. Zdrowe (takie, które na przykład przeżyły kąpiel w winie) mogły być wychowywane. Te, które wydawały się chorowite, porzucano na śmierć w odległych dolinach.
6.
Noworodki porzucano na obrzeżach miast, często na wysypiskach śmieci. Czasami znalezione tam dzieci otrzymywały takie imiona jak Stercorius „Gówniarz”, które nadawali im pozbawieni polotu wybawcy.5
Czy mieli szansę przeżyć operację?
Strzała była prawie na metr długa i zakończona usianym zadziorami grotem wielkości puginału. Migocząc na tle miedzianego nieba, ze świstem przecięła unoszący się w powietrzu pył, musnęła krawędź pozłacanej tarczy i przebiła napierśnik Aleksandra. Zdobywca krzyknął i upadł. Linie wroga się zachwiały, a gdy jego ludzie rzucili się naprzód, przyboczni Aleksandra odciągnęli go do tyłu, sapiącego i ociekającego krwią. Kiedy odcięto mu napierśnik, odkryto, że strzała przebiła mostek i drasnęła płuco. Wbity w kość grot nie dawał się ruszyć. Według jednego z przekazów ochroniarz Aleksandra wydłubał strzałę sztychem miecza. Większość starożytnych autorów przypisywała jednak zasługę uratowania Aleksandra jego lekarzowi, który naciął skórę, wyciągnął grot i zatamował krwotok³⁴.
Aleksander, szczęściarz jak zwykle, przeżył. Wielu Greków i Rzymian, którzy poddali się operacjom chirurgicznym, miało mniej szczęścia. Ponieważ starożytni lekarze nie mieli pojęcia o zarazkach, nie sterylizowali narzędzi chirurgicznych. Sekcja zwłok była zakazana i lekarze mieli raczej wyrywkowe pojęcie o ludzkiej anatomii¹. Bardziej skrupulatni starali się zrekompensować ów brak wiedzy, przeprowadzając sekcje zwierząt – wielki Galen badał małpy człekokształtne, świnie, kozy, strusie, a przynajmniej raz wykonał sekcję słonia². Ale nawet on nigdy nie badał ludzkich zwłok i zazdrościł lekarzom biorącym udział w cesarskich kampaniach, którzy okazjonalnie mogli rozkrawać zwłoki barbarzyńców³⁵.
Galen należał do lekarzy celebrytów – ludzi o wysokiej pozycji społecznej, wygadanych i obsesyjnie ambitnych, którzy zaspokajali potrzeby medyczne bogatych i sławnych. To oni wypowiadali się za i przeciw modnym kuracjom, wyzywali się na chirurgiczne pojedynki, rywalizowali ze sobą na festiwalach i od czasu do czasu podawali sobie truciznę³. Większość lekarzy obracała się w niższych kręgach społecznych. W Rzymie często byli to wyzwoleńcy specjalizujący się w wyrywaniu zębów lub usuwaniu kamieni z pęcherza moczowego. Pomimo braku formalnego wykształcenia medycznego – nie istniała instytucja przyznająca tytuły lekarskie – niektórzy mieli całkiem wysokie kwalifikacje. Spora część nie miała jednak żadnych. Na wielu nagrobkach, jak twierdził rzymski pisarz, widniał napis: „Zabiła mnie banda lekarzy”³⁶.
Mimo że na rynku działało wielu szarlatanów, niektórzy starożytni lekarze potrafili stosować wyrafinowane procedury chirurgiczne. Wiele z narzędzi, którymi się posługiwali, ma swoje odpowiedniki we współczesnej chirurgii: sondy, skalpele, kleszcze, a nawet strzykawka znana jako ekstraktor ropy. Pracowali jednak w prymitywnych warunkach. Chociaż czasami podawali ziołowe środki uspokajające, takie jak sok z mandragory lub maku, pacjenci pozostawali przytomni nawet podczas najbardziej bolesnych zabiegów. Dobrego chirurga – jak beztrosko zauważył pewien starożytny autor – charakteryzuje to, że jest nieczuły na okrzyki bólu. Nic dziwnego, że starożytni chirurdzy starali się skończyć operację najszybciej, jak to tylko było możliwe. Gdy już skończyli kroić, brzegi rany spinali lub zszywali i smarowali żywicą lub miodem (które, jak dziś wiemy, mają łagodne właściwości antyseptyczne). Na niektóre rany nakładano wilgotne szmatki, inne bandażowano lnianym płótnem⁴ ³⁷.
Chirurdzy często otrzymywali wezwania do leczenia ran bitewnych. Choć dowody na istnienie medycyny wojskowej można znaleźć już w _Iliadzie_, najwięcej wiemy o lekarzach służących w rzymskiej armii cesarskiej, jedynej armii w świecie starożytnym, która miała własny personel medyczny i szpitale. Rannymi w bitwie żołnierzami zajmowali się pobieżnie jeszcze na polu walki medycy przydzieleni do poszczególnych pododdziałów, a następnie – w miarę możliwości – wszechstronniejszą opiekę medyczną zapewniali im lekarze legionowi. Rany kłute i cięte czyścili, kauteryzowali i bandażowali. Strzały wyrywali kleszczami i podważali egzotycznym instrumentem zwanym „łyżką Dioklesa” lub (jeśli wbiły się głęboko w ramię lub w nogę) wypychali je cienkim prętem przez przeciętą skórę na drugą stronę kończyny. Tak samo postępowali z zatrutymi strzałami, ale starali się robić to jak najszybciej⁵. Ołowiane kule miotane z procy, które mogły się wbić równie głęboko jak strzała, luzowali i wyciągali sondami. Zmiażdżone kończyny odcinali⁶. O dziwo wielu przeżywało takie prymitywne leczenie. Kiedyś na przykład strzała trafiła rzymskiego żołnierza w twarz między nosem a prawym okiem i przeszła na wylot przez głowę, tak że jej czubek wystawał z karku. Niewiarygodne, ale lekarz wojskowy wyrwał mu strzałę z szyi, nie zabijając go ani nawet (podobno) nie kalecząc, gdyż po jego interwencji nie została żadna blizna³⁸.
Na cywilach lekarze przeprowadzali raczej niewielkie zabiegi. Najczęściej wyrywali zęby. Chociaż Grecy i Rzymianie stosowali do czyszczenia zębów proszki dentystyczne i wykałaczki, próchnica i tak się szerzyła. Tylko bogaci mogli sobie pozwolić na złote korony i mostki dentystyczne; dla wszystkich innych stomatologia oznaczała szczypce i wyrywanie. Usuwanie żylaków, najlepiej potwierdzona planowa operacja w świecie antyku, należało do jeszcze mniej przyjemnych, ponieważ każde patologiczne naczynie należało wyciąć lub zamknąć. Cyceron twierdził, że pierwszy zniósł ten zabieg bez unieruchomienia. Mniej powszechne zabiegi kosmetyczne obejmowały zmniejszenie piersi u mężczyzn i prymitywną formę liposukcji³⁹.
Sporadycznie tylko wykonywano trepanację czaszki – wycinania jej chorych lub uszkodzonych fragmentów – która należała do najpoważniejszych zabiegów. Źródła szczegółowo opisują tę procedurę. Najpierw pacjentowi usuwano skórę z głowy, odsłaniając czaszkę. Wokół docelowego obszaru wiercono otworki, a mostki kostne pomiędzy nimi wybijano dłutem (zalecano zatkać pacjentowi uszy, aby nie słyszał odgłosów odpryskiwania i pękania kości). Połamane fragmenty ostrożnie usuwano, często specjalnym narzędziem chroniącym membranę oponową mózgu. Następnie brzegi otworu wygładzano, a ranę pokrywano wełną nasączoną olejem lub plastrami ściągającymi. Po wszystkim pacjent mógł pokuśtykać do domu⁴⁰.
Część pacjentów przeżywała trepanację czaszki, a jeśli umierali, to najczęściej z powodu infekcji, do której często dochodziło przy poważnych operacjach. Na przykład jeden z synów Marka Aureliusza zmarł wkrótce po usunięciu narośli na szyi. Jeden z późniejszych cesarzy zmarł na skutek infekcji po operacji usunięcia kamieni w pęcherzu moczowym. Mimo to zachowały się opisy niebezpiecznych operacji, które się powiodły. Galen uratował kiedyś gladiatora, któremu wypadły niemal całe wnętrzności⁷. Później dokonał jeszcze bardziej imponującego wyczynu, usuwając mostek nad bijącym sercem niewolnika. Ale Galen – jak sam dobrze wiedział – był wyjątkowy. Inwazyjne zabiegi, nawet przeprowadzane przez najlepszych lekarzy, często musiały się skończyć śmiercią pacjenta. Wielu Greków i Rzymian podzielało opinię poety, który żartował, że jego lekarz w końcu odkrył swe prawdziwe powołanie i został przedsiębiorcą pogrzebowym⁴¹.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Od czasu do czasu jednak przeprowadzano sekcje ludzkich zwłok. Przez krótki czas lekarze w hellenistycznej Aleksandrii mogli nawet dokonywać wiwisekcji przestępców.
2.
Galen często publicznie demonstrował swoje umiejętności w zakresie wykonywania sekcji i wiwisekcji. Bywało, że pytał publiczność, którą część ciała powinien w następnej kolejności wypreparować.
3.
Na jednym z „festiwali medycznych” w Efezie zorganizowano zawody w projektowaniu nowych lub ulepszonych narzędzi chirurgicznych, diagnozowaniu chorób na podstawie studium przypadku i przeprowadzaniu operacji na żywo.
4.
Istniało wiele technik i stylów bandażowania ran, a niektóre miały barwne nazwy, takie jak „oczko” lub „królik z długimi uszami”.
5.
Pewien autor jako odtrutkę zalecał psią krew.
6.
Jeden z żołnierzy rzymskich, dwadzieścia trzy razy ranny w bitwie, miał niesprawne wszystkie cztery kończyny. Niezrażony tym kazał odciętą prawą dłoń zastąpić żelaznym pazurem i dalej pełnił zaszczytną służbę.
7.
Galen pisze, że mężczyzna przeżył, ale do końca życia było mu zimno.