Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału. Księga rodzeństwa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału. Księga rodzeństwa - ebook

  • Jak radzić sobie z rywalizacją między rodzeństwem?
  • Co robić, gdy dzieci ciągle się kłócą?
  • Jak wspierać każde dziecko indywidualnie, by nie czuło się mniej ważne?
  • Dlaczego starsze dziecko jest zazdrosne o młodsze i jak temu zaradzić?
  • Jak przygotować starsze dziecko na przyjście nowego rodzeństwa?
  • Co robić, gdy dzieci walczą o uwagę rodziców?
  • Jak wspierać dzieci w nauce współpracy i wzajemnej pomocy?

Ta książka pokazuje, jak z miłością towarzyszyć młodszemu i starszemu rodzeństwu oraz jakie klify przy tym omijać.

Kiedy rodzi się kolejne dziecko, to naturalne, że jako rodzice poświęcamy mu większość uwagi. Jego starsze rodzeństwo może czuć się złe, smutne, zranione czy nawet zdradzone. Wtedy pojawiają się prowokacyjne zachowania, bicie, szczypanie czy napady złości.

Niestety, w takich sytuacjach nie zawsze potrafimy odpowiednio zareagować. Często nie wiemy, jak zaspokoić potrzeby starszych dzieci i karzemy je, licząc na to, że zaprzestaną problematycznych zachowań.

W Księdze rodzeństwa Danielle Graf i Katja Seide omawiają sytuacje z życia, podają przykłady, przedstawiają rozwiązania i proponują skuteczne sposoby, jak odpowiednio reagować na trudne zachowania dzieci oraz sprawić, by wszystkie czuły się jednakowo kochane.

Jeśli kłótnie potomstwa dają ci w kość lub jeśli dopiero spodziewasz się drugiego albo trzeciego dziecka, niech nasza książka będzie dla ciebie praktyczną pomocą – D. Graf i K. Seide

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788365532787
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE

To się zdarzyło kilka tygodni po narodzinach naszego synka Josuy. Ja i moja żona odebrałyśmy z przedszkola nasze dwie córki, które miały wtedy trzy i pół roku – Carlottę i Helene. Poszłyśmy z nimi na pobliski plac zabaw. Zaraz po wyjściu z przedszkola Helene zaczęła głośno płakać z powodu jakiegoś drobiazgu. Zajęła się nią moja małżonka, ponieważ ja niosłam w chuście śpiące niemowlę. Helene płakała i płakała, coraz głośniej i głośniej, mimo że moja żona bardzo się starała ją uspokoić. Przytuliła ją i głaskała. Dla odwrócenia uwagi opowiadała jej różne historyjki i okazywała wiele miłości.

Po jakimś czasie Helene wreszcie się uspokoiła, ale tego popołudnia nieraz jeszcze wpadała w rozpacz z powodu jakiegoś drobiazgu. Musiałyśmy ciągle okazywać jej wiele uwagi. Choć bolały nas uszy od jej płaczu i zawodzeń, za każdym razem czule zajmowałyśmy się córką. Nie miałyśmy pojęcia, dlaczego ciągle popłakuje, ale ją pocieszałyśmy. W końcu definitywnie się uspokoiła, usiadła w piaskownicy i kopała dołki. W czasie, gdy my byłyśmy pochłonięte Helene, jej siostra Carlotta sama znajdowała sobie zajęcia i radziła sobie z tym całkiem dobrze. Wspinała się po różnych urządzeniach, zjeżdżała z nich, obserwując z daleka, jak moja żona bierze Helene na kolana i tuli. Odetchnęłam z ulgą, kiedy Helene wreszcie usiadła w piaskownicy. Chciałam odpocząć na ławce z ciągle jeszcze śpiącym w chuście niemowlęciem. Ale wtedy Carlotta zeskoczyła ze ścianki wspinaczkowej i z naburmuszoną miną podeszła do siostry. Bez widocznej przyczyny sypnęła w jej kierunku piaskiem, a potem zabrała jej wiaderko i łopatkę. Helene znów zaczęła płakać. Podeszłam do Carlotty i powiedziałam w miarę spokojnie, że jej siostra pierwsza wzięła wiaderko i łopatkę i że chciałaby się nimi jeszcze pobawić. Ale Carlotta wcale mnie nie słuchała, tylko uciekła z aroganckim uśmiechem. Jednak wcale nie zamierzała kopać piasku. Stanęła kilka metrów od piaskownicy i prowokacyjnie machała wiaderkiem.

Miałam wrażenie, że inni rodzice się na nas gapią, serce waliło mi ze zdenerwowania i gniewu. Do tego Josua zaczął się niespokojnie wiercić w chuście. Byłam bardzo zła na Carlottę, ale nie pobiegłam za nią, tylko się zatrzymałam. Patrzyłam na nią, nic nie mówiąc. Ponieważ nie zareagowałam na jej prowokacyjne zachowanie, moja córka postanowiła podjąć kolejną ofensywę. Chwyciła garść piasku, podbiegła bliżej, sypnęła nim w siostrę, a potem znowu uciekła, żebym nie mogła jej złapać. Helene rozryczała się na dobre, włosy miała całe w piachu. Zaczęła go strząsać z głowy dłońmi. Moja żona podeszła do córki, aby ją pocieszyć. Śpiący w chuście Josua ze zdumienia otworzył jedno oko. Dostrzegłam to mimo irytacji. Mały powinien spać jeszcze przez godzinę! Ale nic z tego. On też, podobnie jak ja, musiał doświadczyć skutków zachowania Carlotty.

Najwyraźniej między nią a mną toczyła się walka o władzę. Stałyśmy naprzeciwko siebie jak dwaj kowboje z rękami spoczywającymi na kaburach. Która z nas pierwsza wyciągnie broń? Poważnie spojrzałam jej w oczy. Czułam, że cała się w środku gotuję. Miałam wrażenie, że inni rodzice patrzą na nas i mówią: „Cóż, to nie do wiary… Co za niegrzeczne dziecko… i na dodatek jeszcze się uśmiecha…”. Puls podskoczył mi do stu osiemdziesięciu. Tymczasem Carlotta ponownie zaatakowała. Podbiegła do płaczącej siostry, ale tym razem my, dwie mamy, byłyśmy na tyle blisko Helene, że mogłyśmy ją ochronić. W naszą stronę poleciało najpierw wiaderko, potem łopatka. Złapałam obie te rzeczy w powietrzu. Carlotta znowu oddaliła się na tyle, że była poza moim zasięgiem, a za chwilę z powrotem podbiegła do Helene. Tym razem z furią zdeptała zamek z piasku zbudowany przez siostrę. Udało mi się złapać Carlottę za ramię. Przytrzymałam ją, żeby nie uciekła. Właściwie chciałam z nią spokojnie porozmawiać, ale zachowywała się jak dzikie zwierzę. Przez to, że ją trzymałam, jeszcze bardziej się zezłościła. Kopała mnie i biła wolną ręką, usiłując się uwolnić. Auć, to bolało! Ale nie puściłam jej.

Zerknęłam na innych rodziców – to był błąd. Miałam wrażenie, że czytam w ich myślach. Coś się we mnie przestawiło. Poczułam przypływ silnego gniewu. Rzadko doświadczam tak gwałtownych uczuć. Tym razem złość zawładnęła mną niczym pożoga. W tamtej chwili wyparowały wszelkie racjonalne pomysły na ugodę. Czułam jedynie gniew. W głowie kołatała mi tylko jedna jasna myśl: Carlotta musi ponieść karę! Za to, że przyniosła mi taki wstyd! Co jej przyszło do głowy?! Brutalnie przyciągnęłam Carlottę do drugiej mamy i wysyczałam przez zaciśnięte zęby: „Pójdziesz z nią do domu. Ja zostanę z Helene i Josuą. Spędzimy miłe popołudnie. Będziemy się dobrze bawić”. Następnie odwróciłam się i odeszłam. Wiedziałam, że sprawiam przykrość córce.

Wyczułam, że Carlotta potrzebowała mieć mnie przez pewien czas na wyłączność, ale ja w tamtym momencie chciałam ją skrzywdzić. Chciałam ją ukarać, chociaż wcześniej postanowiłam, że nigdy nie będę stosować kar. Jednak córka swoim zachowaniem sprawiła, że poczułam się źle w obecności innych ludzi, zdenerwowała swoją siostrę i obudziła młodszego braciszka. W głębi duszy czułam, że robię coś złego, lecz odsunęłam od siebie tę myśl. Nie chciałam być wtedy rozsądna i dorosła. Chciałam zareagować przekornie i zranić, bo sama zostałam zraniona…Detronizacja pierworodnego dziecka

Jak dotąd ta historia brzmi jak opowieść o zwykłym konflikcie w rodzeństwie, prawda? Być może zapamiętałabym ten incydent jako taki, a później bym o nim zapomniała, gdyby nie to, że po niedługim czasie doznałam olśnienia. Obie moje córki przeżywały właśnie stres związany z narodzinami młodszego braciszka; szczegółowo zajmiemy się tą tematyką w pierwszym rozdziale tej książki. Dziewczynki zostały „zdetronizowane” przez Josuę. Kochały go, nie ma co do tego wątpliwości, ale oprócz miłości przeżywały także inne emocje i musiały je uzewnętrznić. Dziewczynki były złe i smutne, zranione i niepewne. Miały wrażenie, że zdradziłyśmy je na rzecz ich maleńkiego braciszka. Josua mógł przez cały czas być przy mnie, w chuście, u piersi. Za jego sprawą córki rzadziej i krócej przebywały blisko mnie. Nie czytałam im na głos, kiedy tego chciały, nie przyrządzałam już z nimi spontanicznie różnych potraw ani nie grałam w planszówki. My, obie mamy, byłyśmy zmęczone i rozdrażnione. Musiałyśmy zmieniać pieluchy, a ja ponadto karmiłam piersią. Wieczorami leżałam godzinami w łóżku z niemowlęciem, aby towarzyszyć mu podczas zasypiania. W tym czasie moja żona kładła dziewczynki spać. Nasz model rodziny uległ zmianie i nagle wszystkie straciłyśmy orientację, co należy do której z nas i jak powinnyśmy się zachowywać. To w dużym stopniu odbierało moim córkom pewność siebie, co nam niewerbalnie okazywały. Tamtego popołudnia na placu zabaw obie poprzez swoje zachowanie chciały nam powiedzieć, że nie radzą sobie dobrze w nowej sytuacji i że potrzebują naszej bezwarunkowej miłości oraz uwagi.

Helene zalewała się łzami, a my ją pocieszałyśmy, chociaż nie znałyśmy prawdziwego powodu jej płaczu, za to zareagowałyśmy absolutnie negatywnie na strategię jej siostry. Odepchnęłyśmy Carlottę od siebie, chociaż ona też potrzebowała pocieszenia. Już wtedy podejrzewałam, że błędem było zdystansowanie się od niej i brutalne powiedzenie, że mile spędzę czas z jej rodzeństwem, ale w pełni zdałam sobie z tego sprawę dopiero kilka tygodni później, kiedy do mojej świadomości w końcu dotarło, czego córka naprawdę ode mnie potrzebowała.

Prowokacyjne zachowania zawsze wynikają z jakichś powodów

Z wykształcenia jestem pedagożką specjalną. Na studiach nauczyłam się, że każde (problematyczne) zachowanie dzieci ma swój sens. Zazwyczaj złoszczą się, sprzeciwiają, biją i płaczą z jakiegoś konkretnego powodu – nie robią tego ot tak sobie, irracjonalnie! Jeśli chcemy, aby ich irytujące zachowanie się skończyło, powinniśmy spróbować ustalić przyczynę. Helene przeżywała kryzys związany z przyjściem na świat młodszego brata. Jej wnętrzem targały sprzeczne uczucia i lęki. Płacz pomagał jej poradzić sobie z negatywnymi emocjami i sprawiał, że poświęcałyśmy jej więcej uwagi. Carlotta była w tej samej sytuacji. Nią też targały sprzeczne uczucia i lęki, ale dawała im upust poprzez prowokacyjne zachowanie, bicie i szczypanie. W ten właśnie sposób zdobywała nasze zainteresowanie. Wprawdzie nie było ono pozytywne, ale w takich momentach dziecko o to nie dba. Bierze to, co może dostać.

W efekcie popełniłyśmy jeden z największych błędów, jaki rodzice mogą popełnić: okazywałyśmy czułość jednemu dziecku, pocieszałyśmy je i pieściłyśmy, natomiast drugie dziecko (za te same uczucia!) potraktowałyśmy surowo, reagując gniewem i wymierzając mu karę. Dzisiaj, z perspektywy czasu, wyraźnie to widzę. Dzieci poprzez różne strategie, których nie wybierają świadomie, okazują nam, że nie radzą sobie z emocjami. Strategie te zależą od charakteru dziecka. Żeby złagodzić wewnętrzny stres, niektóre maluchy płaczą, inne biją, jeszcze inne cofają się do fazy niemowlęctwa, są takie, co marudzą albo obgryzają paznokcie. I nie są nawet świadome, że ich zachowanie wynika z tego, iż są zazdrosne i niepewne w nowej sytuacji. Odczuwają jakiś niejasny dyskomfort, nieuświadomiony ból serca, którego chcą się pozbyć. Nie wiedzą, dlaczego płaczą. Nie wiedzą, dlaczego biją i szczypią. Nie wiedzą, dlaczego nagle rozrywają książki, tną ubrania lub malują flamastrami po ścianach. Nie wiedzą. Tylko przeżywają emocje. I aby podzielić się z nami swoim bólem, używają niewłaściwej w naszych oczach strategii.

Karanie ich w takiej sytuacji jest okrucieństwem. Jak można karać dzieci za coś, czego nie robią świadomie? W ten sposób karzemy je za ich charakter. Za to, że nie potrafią jeszcze kontrolować impulsów, za niedojrzałą empatię, za nieumiejętność postrzegania sytuacji z perspektywy drugiej osoby – krótko mówiąc, wymierzamy karę za zachowanie absolutnie właściwe dla wieku. Oczywiście dzieci muszą się uczyć tego, że niektóre zachowania, jak na przykład bicie, są niepożądane. Muszą nauczyć się dostosowywać do norm społecznych oraz pokojowo rozwiązywać konflikty. Ale nie muszą się uczyć tego tuż po narodzinach młodszego rodzeństwa. Wtedy pierworodne dziecko przeżywa pierwszy poważny kryzys emocjonalny – pierwszy zawód miłosny. Jest zazdrosne. Czuje się zranione jak nigdy dotąd w całym swoim życiu. I chce nam po prostu powiedzieć – na swój indywidualny sposób – że ma złamane serce i że nas potrzebuje. Naszej uwagi. Naszej opieki. Naszej miłości. Naszego pocieszenia.

Chociaż ten pierwszy poważny kryzys w życiu wstrząsa uczuciami naszych dzieci, nadal jest fazą, w której mogą nawiązać głęboką relację z nowo narodzonym braciszkiem lub nowo narodzoną siostrzyczką. W tej książce chcemy pokazać, jak z miłością towarzyszyć starszemu rodzeństwu i jakie klify przy tym omijać. Omawiamy, w jaki sposób można sprawić, by wszystkie dzieci czuły się jednakowo kochane, dlaczego warto unikać hierarchii władzy i jak wspólna zabawa może zbliżyć rodzeństwo. Opisujemy, jak rodzice mogą znaleźć przestrzeń na poświęcenie każdemu dziecku czasu na wyłączność, gdy mieszkają z kilkoma maluchami. Centralną rolę odgrywa zawsze obopólna więź z potomstwem. Zależy nam, aby każde dziecko czuło się dostrzegane w rodzinie, ale pragniemy też, abyśmy jako rodzice nie zatracili się w chaosie codzienności.

Nasza książka dotyczy nie tylko zatargów wokół nowo narodzonego rodzeństwa, ale także wśród starszych dzieci, co zostało zilustrowane wieloma przykładami i co znajduje wyraz w objaśnieniach, jak rozwiązywać konflikty. Podczas pisania nie ograniczamy się do własnych doświadczeń, przeżyć i refleksji, ale czerpiemy także z licznych wpisów na naszym blogu Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału, od nazwy którego wziął się tytuł niniejszej książki. W przykładach, którymi podpieramy swoje tezy, zmieniłyśmy imiona i streściłyśmy opisy zdarzeń.

Od momentu założenia bloga w 2013 roku jesteśmy w kontakcie ze swoimi czytelnikami i czytelniczkami (obecnie mamy 200 tysięcy wejść na stronę miesięcznie). Wzbogacają oni nasze życie, dzieląc się z nami swoimi dużymi i małymi troskami, anegdotami, wzruszającymi opowieściami, skłaniającymi do refleksji obserwacjami oraz przeżyciami, które stały się udziałem ich rodziny. Od początku prowadzenia bloga publikowałyśmy liczne wpisy dotyczące rodzeństwa, a po tym, jak w swojej pierwszej książce napisałyśmy o małych złośnikach w fazie buntu, a w drugiej o rozrabiakach w wieku od pięciu do dziesięciu lat, nie musiałyśmy długo czekać, by pojawiła się prośba o stworzenie kolejnego poradnika. Żadne z naszych dzieci nie otrzymuje tyle uwagi, na ile zasługuje, a poza tym cały dzień się kłócą. Zauważamy, że problem się nasila, gdy któreś z nich dostaje wsparcie. Kochamy wszystkie swoje dzieci, ale czas i uwaga, które możemy im poświęcić, są ograniczone. Trudno zaspokoić potrzeby każdego z nich.

Pisząc „nasze” i „my”, mamy na myśli Katję i Danielle. Nasze życie każdego dnia ubogaca – a czasem dość utrudnia – pięcioro dzieci w „trudnym wieku”: najmłodszy jest syn Katji, urodzony w 2014 roku, potem syn Danielle, który przyszedł na świat w 2011 roku. Córki Katji urodziły się w 2010 roku, a najstarsza z gromadki to córka Danielle, urodzona w 2009 roku. Jesteśmy wdzięczne za stały kontakt, który utrzymujemy z innymi rodzicami za pośrednictwem bloga, i za więź, która połączyła nas obie, trwa od lat i manifestuje się w prawie codziennej komunikacji oraz wspólnym napisaniu najpierw pierwszych dwóch książek, a teraz tej, którą trzymasz w rękach – trzeciej. Nasza znajomość stała się cennym elementem życia nas obu.

W kilku rozdziałach tego poradnika zagłębiamy się w temat, który szarga nerwy większości rodziców – a my nie jesteśmy tu wyjątkiem. Chodzi mianowicie o konflikty wśród rodzeństwa. Zapytałyśmy swoich czytelników i czytelniczki, jakie kwestie najczęściej prowadzą do kłótni w ich rodzinach. Na podstawie odpowiedzi i własnych doświadczeń przekonałyśmy się, że istnieją różne rodzaje konfliktów. Niezależnie od tego, czy dzieci spierają się o uwagę rodziców, czy o prawo decydowania w jakichś kwestiach, czy po prostu z nudów, w przypadku każdego rodzaju sporu rodzice mają do wyboru różne opcje działania. Kluczowe pytanie brzmi jednak zawsze następująco: „Czy w tej konkretnej sytuacji należy interweniować, czy nie?”. Chcemy oddać w twoje ręce prosty i zrozumiały poradnik, dzięki któremu w różnych okolicznościach będziesz mógł zdecydować, czy twoje dzieci powinny dany spór rozstrzygnąć samodzielnie, aby rozwijać swoje umiejętności społeczne, czy też rodzicielska interwencja jest konieczna i pożądana. Na łamach niniejszej publikacji wyjaśniamy również, dlaczego rodzicom czasami takich trudności nastręcza bezstronne towarzyszenie dzieciom w sytuacjach konfliktowych. Zdarza się, że wewnętrznie stajemy po stronie jednego lub drugiego dziecka i nie traktujemy obojga równo. To z kolei ma bezpośredni wpływ na harmonię wśród naszych pociech.

Jeśli kłótnie potomstwa dają ci w kość lub jeśli dopiero spodziewasz się drugiego albo trzeciego dziecka, niech nasza książka będzie dla ciebie praktyczną pomocą. Towarzyszenie dzieciom podczas ich dorastania jest dużym wyzwaniem. Ale mimo że czasem płyną łzy lub sypią się wióry, najważniejsza pozostaje silna więź, która łączy rodzeństwo, a której spoiwem pozostaje miłość.Frustracja starszego dziecka po narodzinach rodzeństwa

Jesteśmy pierwszą wielką miłością swoich dzieci. Nikogo nie kochają tak mocno i bezwarunkowo jak nas. Robią to instynktownie, bo muszą. Bez bliskiej osoby, która by się nimi zaopiekowała, nie dałyby rady przeżyć. Przez jakiś czas jesteśmy ich superbohaterami. W ich oczach potrafimy zrobić wszystko i wszystko wiemy. Dmuchamy na zranione miejsce, a ból ustępuje; przytulając, odganiamy lęki. Dajemy im poczucie bezpieczeństwa i niczego im przy nas nie brakuje. Czują się kochane – dlatego że faktycznie je kochamy.

A potem przychodzi przełom. Rodzi się kolejne dziecko i nagle rodzice kochają je tak samo jak swoje pierworodne. Jak czuje się wtedy pierwszy malec? Większość dzieci nie potrafi nam jeszcze tego powiedzieć. Niektóre, w szczególności znacznie starsze od noworodka, są szczęśliwe i podekscytowane. Tak jak mój starszy o sześć lat brat, który z radością powitał na świecie swoją młodszą siostrę:

Gdy się urodziłam, mój brat miał już sześć lat. Opowiedziano mi, że kiedy razem z tatą pojechał po mamę i mnie do szpitala, położono mu becik ze mną na rękach i natychmiast się we mnie zakochał. Od tej pory nigdy nie zostawiał mnie samej. Jako dzieci byliśmy nierozłączni, a teraz, choć jesteśmy już dorośli, niewiele się pod tym względem zmieniło. Zawsze miałam w nim obrońcę, pocieszyciela i doradcę, pożyczał mi drobniaki i pomagał w odrabianiu lekcji. W nocy wczołgiwałam się do jego łóżka, a on opowiadał mi szeptem bajki, dopóki nie zasnęłam. Nie było między nami zazdrości ani rywalizacji i rzadko się kłóciliśmy – może dlatego, że brat był już duży, kiedy przyszłam na świat.

Jednak większość dzieci, a zwłaszcza w przypadku niewielkiej różnicy wieku, przeżywa trudne chwile, gdy rodzi się młodsze rodzeństwo. Nie ominęło to naszych dwóch córek – Carlotty i Helene. Istnieje analogia, która pomaga to zrozumieć. Otóż czy kiedykolwiek zostałeś zdradzony przez osobę, z którą byłeś w związku?¹ Czy pamiętasz, co wtedy czułeś? W takiej sytuacji, oprócz rozpaczy i gniewu, do głosu dochodzi przede wszystkim poczucie bezwartościowości. Zdradzona osoba czuje się nic niewarta jako człowiek i jako partner. Myśli, że nie była „dość dobra”. Nie była dość piękna, miła, atrakcyjna ani inteligentna, aby uszczęśliwić swojego partnera. A najgorsze jest to, że zdradzona osoba ciągle wraca myślami do rzekomo idyllicznej przeszłości i wciąż na nowo ją rozpatruje. Bo jeśli ostatecznie okazało się, że nie wystarcza partnerowi, to może nigdy nie spełniała jego oczekiwań. Może partnerowi zawsze czegoś brakowało w związku, a wszystkie piękne chwile zachowane w pamięci nie były dla niego aż tak piękne. Zachowanie wielu dzieci po urodzeniu rodzeństwa świadczy o tym, że czują się jak zdradzeni kochankowie. Rodzice znów się zakochali, zdradzili je. Czyżby pierworodne dziecko im nie wystarczało?

Dorośli, którzy zostali zdradzeni, ale nadal kochają swojego partnera, często próbują „się poprawić”. Starają się być zabawniejsi lub aktywniejsi i wypracować te cechy osobowości, których ukochanej osobie mogło wcześniej brakować. Nie jest niczym niezwykłym, że coraz bardziej oddalają się od swojego prawdziwego ja, że próbują dostosować się do oczekiwań drugiej osoby, aby się jej podobać. A wszystko po to, żeby odzyskać partnera. Nasze dzieci najpierw robią to samo. Stają się szczególnie przymilne, grzeczne i układne, aby rodzice znów zwrócili na nie uwagę. Psycholog Rudolf Dreikurs pisze, że dziecko potrzebuje „stale nowych dowodów, że nie jest pomijane i zaniedbywane. Najpierw może spróbować osiągnąć swój cel za pomocą społecznie akceptowanych i mile widzianych środków, takich jak urok osobisty, serdeczność, rezolutne komunikaty lub temu podobne”².

Oczywiście dzieciom nie udaje się utrzymać zainteresowania rodziców przez cały czas w pozytywny sposób. Strata, której doznały, okazuje się zbyt bolesna. Każdy, kto kiedykolwiek został zdradzony, wie, jak trudno jest traktować zdradzającego partnera z miłością, nawet jeśli tak się postanowiło. Od czasu do czasu ze zranionej duszy wyrywają się jakieś docinki, aby druga osoba także poczuła się zraniona. Tymczasem takie zachowanie jeszcze bardziej odstrasza partnera i pcha go w ramiona innej osoby. Wiadomo, że bycie złośliwym nie ma sensu oraz przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, ale są momenty, w których tracimy nad sobą kontrolę. Poczucie zranienia trzeba wykrzyczeć. Uzewnętrznia się ono w najbardziej niekorzystnych sytuacjach i nie jesteśmy w stanie powstrzymać drobnych i większych uszczypliwości. Jasne, że to niewłaściwe i szkodliwe zachowanie, a jednak się ono powtarza. Nasze dzieci odczuwają to samo: ból, gniew, smutek, poczucie bezwartościowości – to wszystko musi się wydobyć na zewnątrz. Dreikurs tłumaczy dalej: „Jeśli pozytywne metody przestaną przynosić efekt – bo na przykład w centrum zainteresowania rodziców znajduje się młodsze rodzeństwo lub jeśli rodzice oczekują, że starsze dziecko zaprzestanie »dziecinnych« zachowań – wówczas użyje ono wszelkich możliwych środków, aby przyciągnąć ich uwagę. Zaakceptuje przy tym nieprzyjemne skutki uboczne, takie jak strofowanie i kary, także cielesne, o ile osiągnięty zostanie cel główny. Ignorowanie jest dla dzieci gorsze niż bycie strofowanym, karanym, a nawet bitym”³. A to dlatego, że my, ludzie, mamy mózg społeczny – uwalnia on endogenne opioidy wówczas, gdy okazywane są nam miłość i zainteresowanie⁴. Te opioidy działają na ośrodek emocjonalny w mózgu, sprawiając, że czujemy się zadowoleni i szczęśliwi.

Szczególnie istotna okazuje się jeszcze jedna funkcja opioidów: uspokajają one ciało migdałowate (ośrodek strachu w jądrach migdałowatych) i najważniejsze centrum emocjonalne mózgu, a tym samym aktywnie redukują nasz niepokój i stres⁵. Jeśli uwalnianie opioidów ustaje (ponieważ noworodek odciąga rodziców od starszego dziecka), ciało migdałowate nie jest już „głaskane” hormonami, a to oznacza, że pozbawione uwagi rodziców dzieci szybciej popadają w gniew i stają się agresywne. Mamy więc do czynienia ze strategią daną ludziom przez naturę: kiedy nam czegoś brakuje, a mianowicie miłości, zainteresowania i w efekcie hormonów o relaksującym działaniu, używamy prowokacyjnych, aroganckich i grubiańskich zachowań w celu zwrócenia na siebie uwagi. Niestety, większość dorosłych nie akceptuje takich strategii i reaguje na nie negatywnie, co zwykle prowadzi do ich nasilenia, ponieważ dziecko otrzymuje wtedy jeszcze mniej uwagi i miłości, a jego organizm wydziela jeszcze mniej opioidów.

Różnica między zdradzonym małżonkiem a zdradzonym pierworodnym dzieckiem polega na tym, że dziecko nie zdaje sobie sprawy, że poprzez destrukcyjne zachowania ciągle oddala się od osób, które kocha najbardziej. Czuje tylko niejasno, że związek z rodzicami stał się kruchszy; w panice więc eskaluje swoje działania. Ale z czasem dziecko może stać się cichsze, milsze i lepiej przystosowane, „gdy już przetestowało matkę pod kątem jej bezwarunkowej miłości. »Czy kiedy płaczę, kochasz mnie tak samo jak dzidziusia? Czy kochasz mnie także wtedy, gdy zachowuję się głośno?« Takie konfrontacje mogą trwać długo. A straszliwy ból dziecka rozdziera jego duszę” – pisze Jirina Prekop w swojej książce Erstgeborene ⁶.

Tylko dorośli mogą przełamać negatywny cykl niewłaściwych zachowań wywołanych utratą uwagi, odrzuceniem takich zachowań przez rodziców, a co za tym idzie, spotęgowaniem niedoboru u dziecka i jego jeszcze bardziej destrukcyjną reakcją na ten brak! Nasze dzieci swoim zachowaniem wysyłają do nas głośne SOS. Musimy na to SOS odpowiedzieć z miłością. Ponieważ nasze pociechy mierzą się z pierwszą poważną sytuacją kryzysową w swoim życiu. Ich wielka miłość właśnie je zdradziła⁷.Bicie, gryzienie, marudzenie – co kryje się za takimi zachowaniami?

Już kilka tygodni przed narodzinami naszego trzeciego dziecka u naszych córek do głosu doszedł kryzys związany z perspektywą przyjścia na świat młodszego rodzeństwa. A ponieważ nastąpiło to tak wcześnie, nie miałyśmy pojęcia, o co dziewczynkom właściwie chodzi.

Kilka dni przed narodzinami naszego syna Carlotta i Helene zaczęły nagle skakać po łóżku, kiedy próbowałyśmy ułożyć je do snu. Nie słuchały nas, kiedy kazałyśmy im przestać. Wręcz przeciwnie – można było odnieść wrażenie, że czerpią przyjemność z robienia nam, dorosłym, na przekór. Tak rozrabiały, że poczułyśmy się zdezorientowane. Bo w jaki sposób my, duże kobiety, miałybyśmy się przeciwstawić zachowaniu maluchów? Kiedy zwracałyśmy córkom uwagę, one ignorowały nasze słowa, a nie chciałyśmy używać siły fizycznej, żeby poskromić rozszalałe dziewczynki. Będąc w zaawansowanej ciąży, nie mogłam znieść ich zachowania, więc obrażona opuściłam pole bitwy. Kiedy wychodziłam z sypialni, powiedziałam: „Skoro tak się zachowujecie, to nie będę was kładła spać!”. Miałam nadzieję, że ich szaleństwo jest efektem nagromadzonej energii i że wkrótce się zmęczą. Ale tak się oczywiście nie stało. Co rusz wyły jedna przez drugą, spadały z łóżka, kłóciły się i przychodziły do nas, żeby się poskarżyć. Taka sytuacja była naprawdę nie do przyjęcia, zwłaszcza że zrobiło się dość późno. Na dodatek z dnia na dzień stawały się coraz zuchwalsze: pierwszego wieczoru szalały tylko w sypialni, za to w następne wychodziły z niej i okupowały najpierw pokój dziecięcy, a potem prawie całe mieszkanie.

Nas, rodziców, to całkowicie zaskoczyło i przytłoczyło. Co robić w takiej sytuacji, jeśli się nie chce używać siły fizycznej? Moje uczucia oscylowały między gniewem, smutkiem, bezradnością i urazą. Miałam nadzieję, że wraz z narodzinami Josuy ekscytacja dziewczynek opadnie i wrócimy do swojego przytulnego rytuału przed snem, ale niestety się myliłam. Po przyjściu maluszka na świat wieczorny chaos jeszcze się nasilił.

Podjęłyśmy próbę rozdzielenia córek. Helene, która i tak wolała spać, poczuła ulgę. Zasnęła bez trudu w pokoju dziecięcym, podczas gdy jej malutki braciszek leżał w sąsiednim łóżeczku. Za to Carlotta nie poddawała się tak łatwo. Położyłam ją w naszym łóżku i zostałam przy niej, ale ona nie dawała za wygraną. Podskakiwała, krzyczała, próbowała wstać i pobiec do siostry. Zaczęła mnie bić i szczypać za to, że jej to uniemożliwiałam. Kiedy już wyładowała na mnie swój gniew, nagle się rozluźniła, a ja mogłam ją przytulić i uśpić.

Dzięki rozdzieleniu dziewczynek sytuacja się trochę poprawiła. Zasypianie nie trwało już tak długo, Helene zapadała w sen bez problemów, pozostała tylko walka z Carlottą. Już nie miałyśmy do niej sił. W ciągu dnia była właściwie jak zawsze miła, uprzejma, radosna i bardzo czuła wobec swojego młodszego brata. Ale gdy tylko kończyłam czytać książkę na dobranoc, zaczynała od nowa to, co ja postrzegałam jako „prowokację”. Ja i moja żona byłyśmy naprawdę nieszczęśliwe i zastanawiałyśmy się uważnie, co córka chce nam właściwie powiedzieć. Domyślałyśmy się, że jej wybryki wynikają z zazdrości, a w pewnym momencie dotarło do nas, że nasza wieczorna walka nie ma nic wspólnego z późną porą i koniecznością pójścia do łóżka, a powodów zachowania Carlotty należy szukać w życiu codziennym. W końcu zajarzyłyśmy. Nasze córki – jedna bardziej, druga mniej – miały poczucie, że ich potrzeba zainteresowania ze strony mamy nie jest w naszej codzienności zaspokajana!

Może nie brzmi to jak wielkie objawienie, ale dla nas takim było. Bo chociaż obie bardzo się starałyśmy, aby wygospodarować jak najwięcej „czasu na wyłączność” dla naszych córek i na atrakcje takie jak zoo, wizyta w gospodarstwie wiejskim, teatr itp., to kiedy przeanalizowałam naszą codzienność, zdałam sobie sprawę, że w ciągu dnia bezrefleksyjnie odtrącałam swoje córki. Kiedy Helene poprosiła mnie, żebym pomogła jej się ubrać, powiedziałam, że karmię piersią Josuę, i kazałam jej ubrać się samej. Gdy Carlotta nalegała, bym poczytała jej książkę, wyjęczałam, że nie mam siły, bo akurat chciałam odpocząć na kanapie z telefonem w ręce; odłożyłam więc czytanie na później. Ilekroć Helene pytała rano, czy mogłabym umyć jej zęby, prosiłam, żeby umyła je sama, bo uważałam, że najpierw muszę zmienić niemowlęciu pieluchę. Oczywiście za każdym razem były to drobiazgi, ale się sumowały. Te niekończące się małe odtrącenia wywołały u moich córek tak silną frustrację, że musiały mi wieczorami demonstrować, jak źle się z tym czują. Nie miałam wpływu na niektóre z tych sytuacji. Gdy niemowlę jest głodne, musi dostać pierś, w takich okolicznościach starsze rodzeństwo po prostu schodzi na dalszy plan. Ale w wielu innych sytuacjach odzywało się moje wygodnictwo. Łaknęłam spokoju, bo pierwszy okres z niemowlęciem w domu jest oczywiście wyczerpujący. Wcale nie musiałam w takich sytuacjach odtrącać swoich córek – one pragnęły, bym okazywała im więcej zainteresowania!

Dzieci sfrustrowane pojawieniem się młodszego rodzeństwa w rodzinie wyrażają potrzebę poświęcenia im większej uwagi na wiele różnych sposobów. W zależności od temperamentu dziecko dobiera rozmaite strategie, aby rodzic je „dostrzegł”.

Moje dziecko bije, gryzie lub szczypie

Z naszych problemów z usypianiem dzieci wynika, że Carlotta nieświadomie wybrała ścieżkę agresji, aby pokazać nam ból, który zagościł w jej duszy. Głównym celem jej ataków stałyśmy się my, rodzice. No i dobrze, bo przecież to za naszą sprawą w rodzinie pojawił się jej młodszy brat. To my chciałyśmy mieć kolejne dziecko, nie ona. A więc nic dziwnego, że skierowała swój gniew na nas. Jesteśmy wystarczająco duże, by to znieść i odpowiednio zareagować. W życiu codziennym agresja naszej córki często objawiała się tym, że uderzała mnie, jeśli zrobiłam coś, czego ona nie chciała. Złościła się podobnie jak w fazie autonomii, gdy oznajmiałam, że nie kupię jej trzeciej porcji lodów lub że powinna już iść spać, bo jest późno. Zdarzało się, że mnie szczypała lub mówiła: „Głupia mama!”. Ostrożnie odpierałam jej ataki i nazywałam jej działania: „Jesteś zła, bo… . Naprawdę chciałabyś teraz… , ale niestety to niemożliwe. Nie potrafisz tego teraz wyrazić inaczej, jak tylko… . Nie chcę, żebyś… ! To boli! Zamiast tego możesz… , aby wyładować swój gniew”. Zazwyczaj to jednak nie pomagało lub pomagało w niewielkim zakresie, a alternatywne propozycje (pchanie, wgryzanie się w poduszkę złości, tupanie nogą, krzyczenie, uderzanie w worek treningowy itp.) rzadko były przyjmowane. Jest to zrozumiałe, bo potrzeba odpowiedniego wyćwiczenia takich alternatywnych działań, aby archaiczne komendy systemu nerwowego, nakazujące podjąć „walkę”, zostały w stresującej sytuacji nadpisane. Dopiero wtedy dziecko odczuwające wewnętrzny ból może się od niego uwolnić za pomocą czynności zastępczej.

Przynależność do społeczności, budowanie mocnych więzi z innymi ludźmi i bycie uznawanym za wartościowego członka wspólnoty – to podstawowe potrzeby ludzkie, które wpływają na system motywacyjny naszego mózgu i sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi. Na wykluczenie i w sytuacjach, gdy trwałość więzi wydaje się zagrożona, ludzie reagują agresją⁸. Dziecięca agresja ma więc na celu zwrócenie uwagi na zakłócenia społeczne w obrębie rodziny. Swoim agresywnym zachowaniem dziecko sygnalizuje, że odczuwa odrzucenie, i daje do zrozumienia, że nie zamierza tego zaakceptować i poddać się bez walki. To jego dar dla nas i jako taki powinniśmy go traktować. Agresja, regresja i wszystkie inne strategie, które chcemy omówić, są bezpośrednim wyrazem lęku naszych dzieci przed byciem mniej kochanym niż nowo narodzony osesek. Swój ból wyrażają tak intensywnie, że nie możemy go przeoczyć. To doprawdy świadczy o ich kompetencjach.PRZYPISY

Pierwszy zawód miłosny

¹ Por. A. Faber, E. Mazlish, Hilfe, meine Kinder streiten. Wie sie Geschwistern helfen, einander zu respektieren, Oberstebrink, München 2012, s. 33. Jeśli w przypisie nie wskazano polskiego wydania, tłumaczenie cytatu pochodzi od tłumaczki.

² R. Dreikurs, Psychologie im Klassenzimmer, Klett-Cotta, Stuttgart, 2009, s. 47.

³ Ibidem.

⁴ T.R. Insel, R.D. Fernald, How the brain processes social Information: Searching for the social brain, „Annual Review of Neuroscience” 2004, Vol. 27, s. 697.

⁵ Por. J. Bauer, Prinzip Menschlichkeit. Warum wir von Natur aus kooperieren, Heyne, München 2008, s. 63 i nast.

⁶ J. Prekop, Erstgeborene. Über eine besondere Geschwisterposition, Kösel, München 2002, s. 108.

⁷ Por. A. Faber, E. Mazlish, Hilfe…, s. 33.

⁸ Por. M.R. Leary et al., Interpersonal Rejection as a Determinant of Anger and Aggression, „Personality and Social Psychology Review” 2006, Vol. 10, s. 11–132.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: