Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Najpiękniejszy sen - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 stycznia 2022
Ebook
39,99 zł
Audiobook
44,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Najpiękniejszy sen - ebook

CZY NAPRAWDĘ KAŻDY, BEZ WYJĄTKU, ZASŁUGUJE NA DRUGĄ SZANSĘ?

W śnieżną grudniową noc do dworu Marcinki trafia zbłąkany wędrowiec, przynosząc niezwykły prezent. Maleńką dziewczynkę. A wraz z nią burzę domysłów i oskarżeń, niespełnionych nadziei i rozpaczy, która pojawia się w kochających sercach.

W jednych wyzwoli to, co najlepsze, w innych obudzi demony.

ILE MOŻNA POŚWIĘCIĆ NA DRODZE DO MARZEŃ?

Czy miłość wygra z rozczarowaniem i zdradą? Kim jest matka malutkiej Michasi? Dlaczego powierzyła córeczkę opiece nieznajomego? Wróci po nią czy dziewczynka pozostanie w Marcinkach?

NAWET TYM, CO KOCHAJĄ NAJBARDZIEJ, ZDARZA SIĘ CZASEM ZABŁĄDZIĆ

Szósty i ostatni tom Sagi Mazurskiej jest pełen skrajnych emocji: od rozpaczy po szczęście, od miłości po nienawiść, od zwątpienia po nadzieję. Oby wszyscy bohaterowie, których pokochały tysiące Czytelniczek, znaleźli drogę do domu, a na jej krańcu – ukojenie.

OPINIE PIERWSZYCH CZYTELNICZEK

„Ta książka to emocjonalny rollercoaster! Bohaterowie miotają się w świecie, w którym wszystko zaskakuje! Nic nie jest takie, jakie się wydaje. Pojawienie się jednej małej dziewczynki wywołuje lawinę zdarzeń – wydobywa z serc to, co szlachetne, ale też… budzi drzemiące w duszach demony. Wypieki na twarzy gwarantowane!”

CzytankiOli

„Katarzyna Michalak potrafi budować napięcie jak żadna inna pisarka. Bohaterowie popadają w coraz to nowe pułapki swoich dotychczasowych wyborów. Misternie utkana fabuła pełna jest zwrotów akcji, zaskoczeń oraz ciętych, iskrzących emocjami dialogów. I to zakończenie! Sztos!”

Czytanie_jest_fajne

„Uwielbiam bohaterów Sagi Mazurskiej! Żaden z nich nie jest idealny, każdy trochę w życiu narozrabiał i popełniał błędy, ale dzięki temu postaci są tak prawdziwe. Kibicowałam im do ostatniej strony. Żeby wszystko skończyło się jednak pomyślnie… „

OkiemBibliofilki

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7720-5
Rozmiar pliku: 796 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZYTELNICZKI O SADZE MAZURSKIEJ

Dwór Marcinki to miejsce, w którym chciałaby się znaleźć chyba każda z nas. Wspaniałe, bogate opisy tego, jak wyglądają tam święta, sprawiają, że człowiek czuje się prawie tak, jakby rzeczywiście tam był. Książki są pełne ciepła i przyjaźni, nadziei na lepsze jutro, niezależnie od tego, jak trudne doświadczenia mają za sobą bohaterowie. Saga Mazurska nastraja pozytywnie i pozwala człowiekowi mieć nadzieję, że po każdej, nawet największej burzy wyjdzie słońce.

Czytanki Olgi

Książki Katarzyny Michalak mają szczególne miejsce w moim sercu. Saga Mazurska oczarowała mnie z wielu względów. Po pierwsze cudowne okolice, w których toczy się akcja, po drugie niesamowicie silna przyjaźń między bohaterami opowieści, to, jak potrafią się wspierać. No i oczywiście wątki poświęcone również przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem. Coś wspaniałego :)

Romantyczna_555

Po pierwszą część Sagi Mazurskiej sięgnęłam, kiedy w moim życiu działo się naprawdę źle, pomyślałam, że skoro spędzam święta sama, to zrobię sobie taki prezent. Książka mnie pochłonęła i była dla mnie jak terapia, w głównym bohaterze widziałam odbicie siebie. Opowieść wywoływała we mnie mnóstwo emocji, czasem płakałam, czasem się śmiałam. Główny bohater od razu przypadł mi do gustu, może dlatego, że nie załamał się, że znalazł w sobie siłę, by dokonać zmiany, że postawił wszystko na jedną kartę. Dzięki jego odwadze zaczęła się wspaniała historia przyjaźni, o jakiej chyba każdy człowiek marzy. Książka pokazuje, że w życiu bywa nie tylko pięknie, że czasem ludzie zawodzą, że bywa ciężko, ale daje również nadzieję na to, że wszystko się poukłada, niezależnie od tego, jakie problemy stają na naszej drodze. Tak bardzo mnie wciągnęła, że gdzieś w połowie przerwałam czytanie, ale tylko na chwilę, żeby zamówić kolejne części sagi :)

ONA CZYTA

Seria Mazurska to doskonały wybór na długie, spokojne wieczory, kiedy po prostu chce się odpocząć. Mnie ta opowieść pozwoliła dużo przewartościować w życiu, dużo zmienić, oczywiście na lepsze :) Książki z Sagi Mazurskiej są bardzo dojrzałe, pomagają dostrzec i zrozumieć wiele rzeczy, które na co dzień, w pośpiechu, gdzieś nam umykają. Bohaterowie są fajni, tacy ludzcy, od razu poczułam z nimi więź. Bardzo polecam! :)

Ksiazki_moja_pasja

Sagę Mazurską dostałam w prezencie od męża. Zawsze dostaję od niego książki i choć nie zawsze udaje mu się trafić w moje gusta, to Saga Mazurska była strzałem w dziesiątkę. Jest CU-DOW-NA! Po pierwsze kocham Mazury, po drugie pokochałam bohaterów tej opowieści i od początku do końca kibicowałam im z całych sił, wszystkim, bez wyjątku, nawet Siergiejowi. W książkach bywało różnie: raz smutno, raz wesoło, czasem przerażająco, dokładnie tak, jak w życiu. Powieści Michalak świetnie pokazują siłę przyjaźni i uzmysławiają, że prawdziwy przyjaciel zawsze będzie przy nas, nawet kiedy my na chwilę zboczymy z drogi. W Sadze Mazurskiej nie zawsze wszystko układa się idealnie, ale ta historia daje nadzieję. Z utęsknieniem czekam na zakończenie serii, jestem niezmiernie ciekawa, jak wszystko się potoczy i zakończy.

Biblioteczka_moniki

Za mną cztery części serii, w te święta sięgnęłam po piątą: „Uśmiech losu”, który był prezentem mikołajkowym, i… przepadłam :) Cudownie się czyta, szybko, bo historia tak wciąga, że nie da się oderwać od książki! Dużo, dużo wzruszeń, więc lepiej zaopatrzyć się w chusteczki. Duuuużo chusteczek! Wspaniała opowieść, najlepsza część, nie mogę doczekać się kolejnej i już odliczam dni :)

JuliaCzyta

Raz na wozie, raz pod wozem – tak wygląda życie i tak przeplatają się losy bohaterów Sagi Mazurskiej pani Kasi. Ta historia nie zwalnia tempa od pierwszej aż do piątej części. Cały czas trzyma w napięciu. Bardzo mocno związałam się z bohaterami tej serii. Czytając o ich losach, czułam naprawdę silne emocje, a niewiele książek potrafi aż tak mnie wciągnąć. Płakałam razem z bohaterami, śmiałam się razem z nimi i razem z nimi się bałam. Czekam z utęsknieniem na ostatnią część, bo bardzo chciałabym wiedzieć, jak potoczyły się ich losy.

Siostrzane_lektury

Pani Kasia zaskakuje, Saga Mazurska również. Spodziewałam się lekkiego romansu, ale ta seria jest czymś zupełnie innym. Jest opowieścią o odnajdywaniu samego siebie, o tym, że każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka. Cudownie przedstawione postacie… po prostu się zakochałam :)

Autorka pokazuje siłę, jaką mają słowa, to, jak słowa mogą ranić, sprawiać ból, ale też to, jak mogą naprawić sytuację. Nie mogłam się oderwać.

Ksiazkowy_dworek

Saga Mazurska to moje odkrycie ostatnich lat :) Dlaczego? Wcześniej czytając różne serie, szybko się nudziłam i miałam wrażenie, że z książki na książkę jest coraz bardziej monotonnie. W przypadku książek pani Michalak jest zupełnie inaczej. Każda kolejna część jest lepsza od poprzedniej!

Niesamowite jest to, że w serii dużo się dzieje, historia jest opowiedziana w taki sposób, że wydaje się, jakby wszystko wydarzyło się naprawdę. Można wręcz odczuwać ból bohaterów razem z nimi. Bardzo, bardzo poruszyła mnie historia Natalii. Oczywiście historie Nataniela, Bartosza i reszty również, ale to Natalia i jej losy wywołują we mnie najwięcej emocji, tak silnych, że aż chciałabym ją przytulić, zaparzyć jej herbatę, a potem powiedzieć, że jest wspaniałą i bardzo wartościową osobą.

Bogusia77

Kocham Sagę Mazurską, to jest moje odkrycie ostatnich dwóch lat, bo właśnie dwa lata temu kupiłam w księgarni pierwszą część, na szybko, żeby zabrać książkę do pociągu – i to był strzał w dziesiątkę! Niedługo potem uzupełniłam biblioteczkę o kolejne części. Jeżeli ktoś lubi opowieści o przyjaźni, miłości, o tym, jak przewrotny jest los i jak życie potrafi płatać figle, to z pewnością również będzie zachwycony.

Ksiazki_mojego_zyciaPROLOG

Maleńka dziewczynka zapada w błogi sen, spokojna i szczęśliwa. Nie tak dawno przyszła na świat i nie zdążyła się nim jeszcze zachwycić. Kochające dłonie matki przytuliły ją, umyły i nakarmiły. Potem, owiniętą w miękki kocyk, poniosły gdzieś w mroźny, grudniowy świat, by po długiej drodze złożyć śpiące dziecko w ciepłym miejscu.

Matka pochyla się nad dziewczynką, szepcze: „Kocham cię, kruszynko”, i całuje gładkie czółko. Czy maleństwo spałoby tak słodko, wiedząc, że ta, która powinna być przy nim, trwać, czuwać i kochać, za chwilę je porzuci? Zostawi?

Zapewne nie. Błogosławiona nieświadomość…

Ostatnie spojrzenie oczami pełnymi łez na śpiące dziecko. Ostatnie, szybko wyszeptane słowa, może prośba do nieczułego losu o opiekę nad córeczką, a może krótka modlitwa o wybaczenie? Pospieszne kroki rozbrzmiewają na pustej ulicy. Skulona sylwetka niknie w mroku nocy. W oknie życia śpi mała dziewczynka, nie wiedząc, że właśnie została porzucona.ROZDZIAŁ I

Dał się im podejść jak szczeniak. Tak po prostu.

Widać kilka pięknych lat bez gangsterki, za to w poczuciu bezpieczeństwa, w otoczeniu kochającej rodziny i oddanych przyjaciół, stępiło wyczulone zmysły drapieżnika, jakim bez wątpienia był Siergiej Sodarow.

Właśnie miał jechać do dworu Marcinki, gdzie czekano na niego z wigilijną wieczerzą, gdy cios kijem bejsbolowym w potylicę cisnął nim o drzwi auta i w sekundę pozbawił przytomności.

Ocknął się na tylnym siedzeniu. Wywożony dokądś… w ciemną noc… Stłumił jęk i chciał dotknąć stłuczonego miejsca, ale spięte taśmą ręce na to nie pozwoliły. I jeszcze głos, znienawidzony dawno temu:

– Ani drgnij, Sodarow, bo zarobisz kosę pod żebra już teraz. A nie chcę twoją juchą zachlapać tapicerki.

Pomimo tego ostrzeżenia, a może dzięki niemu, Siergiej podniósł się do pionu. Przednie siedzenie wielkiego vana zajmował ktoś, kogo miał nadzieję już nigdy nie oglądać. Iwan Żeniłow, swego czasu najpotężniejszy handlarz żywym towarem na wschód od Bugu. Jego panowanie skończyło się przed ośmioma laty, gdy nikt inny, tylko Sodarow, posłał go za kratki.

Dziś nadszedł dzień, którego Iwan wyczekiwał przez te długie osiem lat jak dziecko Gwiazdki: dzień „podziękowań” za tę „przysługę”.

– Wiesz, że to była twoja wina, nie moja? – odezwał się Sodarow, pilnując, by w głosie brzmiała obojętność. Żadnych błagań.

– Tak, Siergiej, sam dźgnąłem się kozikiem w brzuch i sam potem dzwoniłem po gliny…

– Próbowałeś mnie zastrzelić! A dzwoniłem po pogotowie, nie po gliny!

– Wpierdoliłeś się w moją akcję – odwarknął Żeniłow. – Gdybyś trzymał się od tego szajsu z daleka, nie byłoby rozpierduchy na pół świata, ja nie poszedłbym siedzieć na parszywe osiem lat, a ty…

– A ja nie mogłem znieść widoku tych dziewczyn, właściwie dziewczynek, bo ile miała najmłodsza: jedenaście lat? dwanaście?, które wiozłeś do szwabskich burdeli – wpadł mu w słowo Sodarow. – Szczególnie po ciężarówce śmierci…

Tak, gdy w środku lasu znaleziono furgonetkę-chłodnię z ciałami szesnastu dziewcząt i młodych kobiet zamarzniętych na śmierć, bo ktoś obniżył – niechcący albo chcący – temperaturę na pace, coś w Sodarowie pękło. Gdy następnym razem, zdążając w sobie tylko znanym celu, natknął się na kolejny transport zorganizowany przez tę samą mendę, Iwana Żeniłowa, cóż… nie wytrzymał. Najpierw wywiązała się pyskówka, potem sprawy potoczył się błyskawicznie. Żeniłow wyszarpnął zza pasa spluwę i bez ostrzeżenia pociągnął za spust. Siergiej zamarł na sekundę, mając już nóż w ręce, a gdy zamiast strzału usłyszał suche szczęknięcie, po prostu pchnął. Ostrze weszło w bebechy tamtego aż po rękojeść.

Dziewczyny z transportu, do tej pory skulone w furgonetce, rozsypały się z krzykiem po lesie, a Sodarow… On też powinien spieprzać, na wszelki wypadek dobiwszy przeciwnika, ale nie potrafił. Może trudnił się przemytem, ale mordercą nie był. W obronie własnej mógł dźgnąć Iwana pod żebra, ale poderżnąć mu gardła już nie. Za to wezwał pogotowie. Pogotowie wezwało gliny.

Dochodzenie wykazało, że Iwan Żeniłow nie tylko handluje młodocianymi prostytutkami i dziećmi, ale też jest odpowiedzialny za śmierć tamtej szesnastki. Dostał piętnaście lat, za dobre sprawowanie wyszedł po ośmiu, właśnie dzisiaj, w wigilijny ranek. Jeden telefon i miał ekipę gotową na wszystko. Drugi – podstawiono mu pod dom luksusowego vana. Trzeci – i dostał informację, że Sodarow jest tam, gdzie powinien być: w Sennej, na swoim ranczu. Jeszcze parę godzin oczekiwania na najlepszy moment, gdy ofiara będzie sama, i oto miał ją w rękach. A raczej na tylnym siedzeniu vana. Spętaną plastikiem. Bezbronną. Zdaną na jego łaskę i niełaskę. Prędzej to drugie.

– I zobacz, Sierioża – odezwał się łagodnie.

Sodarow poderwał głowę, zdziwiony tym tonem.

– Co twoja krucjata zmieniła? Handel dziewczynami się skończył? Nie. Na moje miejsce wskoczył kto inny. Może jeszcze bardziej brutalny i bezwzględny. Ja straciłem osiem lat, ty dostaniesz to, na co zasłużyłeś. Po co ci to było?

– Szkoda, że jednak cię nie dorżnąłem – odparł cicho.

– Kto ma miękkie serce… – zaczął Żeniłow i nie dokończył, bo samochodem zakołysało.

Zjechali z leśnej drogi między drzewa. Po kilkudziesięciu metrach auto stanęło.

– Tu będzie dobrze, szefie? – zapytał kierowca.

– Bardzo dobrze. – Ivan uśmiechnął się zjadliwie. – Koniec podróży, Sierioża. Wysiadamy.

Stanęli naprzeciw siebie. W dłoni Żeniłowa błysnął długi nóż.

– Nie zrobisz tego – wykrztusił Sodarow. – Nie tak, na zimno. Daj mi chociaż kij do obrony.

– A co się będę pierdolił! – warknął tamten i dźgnął.

Siergiej krzyknął cicho, zszokowany. Iwan cofnął nóż, przyglądając się z zadowoleniem, jak mężczyzna powoli opada na kolana, zgina się wpół, przyciskając skrępowane taśmą dłonie do rany, a potem unosi głowę i mówi rwącym się głosem:

– Wezwij chociaż karetkę. Ja wezwałem.

– I dlatego twoja żonka i bąbelki jeszcze żyją. Nie próbuj na mnie donosić glinom, to żyć będą. Zrozumiałeś, Sodarow? – Kopnął rannego mężczyznę czubkiem buta w pierś. Potem pochylił się nad nim i rozciął taśmę na jego nadgarstkach. – To za odmowę zeznań w mojej sprawie – dodał, jakby wbrew sobie, i nie oglądając się więcej na ofiarę, skuloną pośrodku niewielkiej polany, wsiadł do samochodu.

Odjechali.

Siergiej trwał nieruchomo przez czas, który wydał się mu wiecznością, bojąc się głębiej odetchnąć. Wiedział, że za moment minie pierwszy szok i trzewia rozerwie mu straszny, odbierający zmysły ból. Powoli rozwarł dłoń. Była lepka od krwi. Gdyby Żeniłow chciał go zabić tu, na miejscu, celowałby w serce. Albo w wątrobę. Krwotok wewnętrzny zabija w parę minut. Ten sukinsyn skazał jednak Sodarowa na powolne konanie. Jeśli Siergiej nie zamarznie – a temperatura spadła do dziesięciu stopni poniżej zera – skończy z zapaleniem otrzewnej.

– Rusz się, Sodarow – wyszeptał, szczękając zębami. Nie z zimna, właśnie schodziła z niego adrenalina, powodując drżenie całego ciała.

Próbował wstać, chwycił się pnia najbliższego drzewa i chciał się podciągnąć, ale dźgnięcie bólu, niczym rozpalone ostrze, wyrwało z jego gardła krzyk, wycisnęło spod zaciśniętej powieki łzy. Mimo to utrzymał się na nogach.

Przez długie chwile chciwie łapał powietrze, czując, jak po czole spływa mu zimny pot. Wreszcie podniósł głowę i rozejrzał się. Zimowa noc, rozjaśniana księżycowym światłem, lśniła miriadem śnieżnych gwiazdek. Siergiej zamiast jej piękna widział niekończące się szeregi drzew. Stał pośrodku lasu, nie mając pojęcia, w którą stronę ruszyć i jak daleko uda mu się dotrzeć. Wreszcie dostrzegł ślady opon, które zostawił na śniegu van, i zrobił pierwszy krok. Zabolało tak strasznie, że wepchnął pięść między zęby i zagryzł. Drugą dłoń cały czas zaciskał na ranie.

Mozolnie zaczął brnąć tam, dokąd odjechało auto Żeniłowa.

Od leśnej drogi, którą i tak nikt tego dnia nie przejedzie, dzieliło Siergieja zaledwie kilka kroków, gdy potknął się, upadł na kolana, trwał tak przez chwilę, łapiąc oddech jak po podtopieniu, a potem osunął się na miękki biały śnieg i w cichą, łagodną czerń, gdzie nie było bólu. Nie było już nic.

*

Maleństwo, dotąd słodko śpiące, nagle zakwiliło. Zupełnie jakby wiedziało, że jego mama odchodzi, a ono samo od tej pory będzie podrzutkiem, sierotą.

Kobieta zatrzymała się w pół kroku. Serce podeszło jej do gardła.

„Co ty robisz?!”, zaskowyczała dusza.

Biegiem zawróciła, chwyciła w drżące dłonie zawiniątko z córeczką i przyciskając dziecko do piersi tak mocno, że znów zapłakało w proteście, pędem ruszyła w głąb ciemnej ulicy. Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy była pewna, że nikt jej nie dopadnie. Nie odbierze maleństwa.

Oddychając szybko i płytko, jakby właśnie ocalała z topieli, rozejrzała się półprzytomnie dookoła. Przedwojenne kamienice pochylały się nad matką z dzieckiem, drapieżne i odstręczające. W jednej z nich wynajmowała najtańszą klitkę, ciemną i zapuszczoną. Choćby nie wiem jak próbowała zaprowadzić w niej porządek, wytarta podłoga, brudne ściany, zażółcona toaleta i wanna, na koniec rozpadające się szafki w kuchni zniechęcały do dalszych wysiłków.

Do tej pory jej to nie przeszkadzało. Rzadko nocowała w tej norze. Jednak dziś miała ze sobą maleńkie dziecko. Jak długo wytrzymają w niedogrzanym pokoju? Kiedy mała zacznie chorować choćby od grzyba na ścianach?

Był jeszcze jeden problem: forsa. Oszczędności przejadła podczas ciąży. Do poprzedniej pracy wrócić nie mogła. Pan senator w dobitnych słowach zapowiedział, co jej zrobi, jeśli pojawi się w kancelarii ponownie.

– Masz! – Cisnął w nią plikiem banknotów. – Na skrobankę. Resztę potraktuj jako odprawę. Nie chcę cię więcej widzieć. Jeśli wrócisz z bękartem czy nawet bez niego… – Chwycił ją za włosy, odgiął głowę do tyłu i dokończył tak cicho, że słyszeć jego słowa mogła tylko ona: – …skończysz w dole z wapnem. Nie zrujnujesz mi kariery, kurwo.

„Skrobanka? Dół z wapnem?”, przemknęło jej przez myśl. „Taki z ciebiedobry człowiek?”. Bo senator na każdym kroku chwalił się, jaki to on dobroczyńca i ile biednych, chorych dzieci ocalił.

Puścił ją. Pospiesznie zebrała pieniądze i wybiegła z biura, z trudem powstrzymując łzy. Jeszcze wczoraj szeptał, że ją kocha. Że żona nic dla niego nie znaczy, ot, związek na papierze, bez uczuć, zwykłe przyzwyczajenie. „Liczysz się tylko ty i nasza miłość”, tak mówił, pieszcząc piękne, młode ciało swojej asystentki. Dziś wyrzucił ją z życia jak zużytą rzecz. Jutro znajdzie następną naiwną i jej sprzeda bajeczkę o wielkiej miłości i żonie, z którą jest tylko dla wygody…ROZDZIAŁ II

Znaleźć wyjście nie było trudno. Wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę dwa słowa i problem mógł być rozwiązany, czy raczej: usunięty, raz na zawsze. Tydzień później, zdecydowana na wszystko, wsiadła do busa. Wcisnęła się w najdalszy kąt, unikając spojrzeń innych dziewczyn. Tamte wyglądały na wyluzowane, szeptały między sobą, wymieniając się… uwagami, a może dobrymi radami? Nie chciała tego wiedzieć. Ona sama czuła się po prostu źle. W zasadzie nie miała nic przeciwko aborcji, wychodząc z założenia, że to kobieta decyduje o własnym losie, ciele, macicy, płodzie i czym tam jeszcze, bo to ona, nikt inny, będzie się z niechcianym dzieckiem użerała. Mimo to dziś, siedząc w busie, który lada chwila miał ją wywieźć do kliniki aborcyjnej, czuła…

– Cześć, mogę usiąść obok ciebie? – Aż podskoczyła, słysząc ciche słowa.

Spojrzała na nieznajomą i kiwnęła głową. Gdyby miała określić tę dziewczynę jednym słowem, byłoby to „jasna”. Długie, lśniące srebrzyście włosy, piękna, delikatna twarz, duże oczy, jasnoniebieskie, o uważnym spojrzeniu, skóra tak blada, że niemal przezroczysta, i biały płaszcz sięgający do kostek. Tylko aureoli brakowało…

Nieznajoma popatrzyła dziewczynie głęboko w oczy ciepłym, wszystko widzącym spojrzeniem:

– Nie musisz tego robić, wiesz?

– Skąd ta pewność? Przecież się nie znamy, nie masz pojęcia o mojej sytuacji – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Weź się przesiądź. Idź agitować którąś z tamtych dziewczyn.

– One mają swoich aniołów. Ja jestem twoim. Muszę, po prostu muszę zapobiec temu, co chcesz zrobić. Wiem, że jesteś silna. Wiem, że ze wszystkim sobie poradzisz, znajdziesz sposób. I wiem, że pokochasz to dziecko.

– No właśnie nic o mnie nie wiesz! Nie jestem w stanie wychować tego dziecka. Pewnie powiesz: „Oddaj je do adopcji”. Nie potrafiłabym. Przez resztę życia myślałabym o nim. Zastanawiałabym się, czy ma dobrze, czy nikt go nie bije. A tak usunę…

– Nie musisz tego robić. I nie chcesz, obie to wiemy.

– …usunę i zapomnę. Nie mam warunków dla dziecka i nigdy mieć nie będę. Jestem do niczego. Byłabym najgorszą matką na świecie. – Potokiem słów usiłowała uciszyć głos sumienia. I to, co powiedziała tamta. – Nie wiesz, jak mieszkam. Żyłoby w nędzy. A tak, dopóki to tylko embrion… Przecież nic nie poczuje. – W jej głosie zabrzmiało błaganie. Chciało jej się płakać i kląć. I krzyczeć. Tak, to też. – Dlaczego mi to robisz? Dlaczego?

– Nie chcę cię skrzywdzić, wręcz przeciwnie. Dla ciebie, wiem to na pewno, uśmiercenie tego maleństwa byłoby końcem życia. Tego byś nie udźwignęła. Próbuję uratować trzy istnienia.

– Trzy?! To są bliźniaki?!

Jedno dziecko wystarczająco ją przerażało. Wspomnienie o bliźniętach sprawiło, że chciała się ich pozbyć natychmiast!

– Nie. Chodzi mi o ciebie, o to maleństwo i jeszcze kogoś.

– Jeśli myślisz o moich rodzicach, o tym, że któreś dostanie zawału, bo córka wyskrobała bękarta, to się rozczarujesz…

– Proszę cię, nie pytaj o nic więcej, niczego więcej nie wolno mi zdradzić. Wiem, że się boisz. – „Jasna” wzięła dziewczynę za rękę. – Wiem, że życie cię nie oszczędzało, nie nauczyło kochać, również samej siebie. Ale pomyśl, że wraz z przyjściem na świat tej małej istotki narodzi się też miłość. Będziesz miała kogoś, kto bezwarunkowo cię pokocha i kogo ty będziesz mogła kochać bez względu na wszystko. Miłość, której będziesz się uczyć z każdym dniem. Kieruj się dobrem tego maleństwa, a dobro pokieruje twoim życiem i wszystko odmieni. Zasługujesz na to.

Dziewczynie pociemniało w oczach. Zgięła się wpół, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać z żalu – nad sobą – i z bezradności. Usłyszała szept „wszystko będzie dobrze”, ale odepchnęła tamtą z jej pocieszeniem. Nie „jasna” będzie żyć z małym dzieckiem w podłej norze, nie ona będzie chodzić głodna, by chociaż dziecko móc nakarmić. Spieprzaj ze swoim „wszystko będzie dobrze”, bo nic już nigdy dobrze nie będzie!!!

Własny szloch sprawił, że się ocknęła. Poderwała głowę. Zamrugała, dygocąc na całym ciele. Spojrzała w bok, gotowa wykrzyczeć to „jasnej” prosto w oczy, ale… ona zniknęła. Siedzenie obok było puste.

Chrzanić „jasną”! Zerwała się na równe nogi. Krzyknęła do kierowcy, który właśnie włączał silnik, żeby otworzył drzwi, bo ona wysiada. Wyskoczyła z busa. Uciekać! Byle dalej od tego miejsca! Ruszyła biegiem i gnała przed siebie, aż dotarła do swojej nory na warszawskiej Woli. Do zapuszczonej, ciemnej klitki, w której mimo wszystko była bezpieczna.

Tutaj padła na łóżko, zakryła oczy przedramieniem i próbowała uspokoić oddech i rozszalałe myśli.

– Co ja chciałam zrobić? – wyszeptała drżącymi ustami. – Co ja sobie myślałam?

Długo jeszcze leżała w skotłowanej pościeli, płacząc nad swoim smutnym losem. Czy po to wyda to dziecko na świat, żeby zapewnić mu takie samo pasmo cierpień i smutku? Czy „jasna” miała rację i miłość wystarczy, by wszystko odmienić? Wspomnienie dobrych oczu tajemniczej istoty napełniło ją dziwnym spokojem i w końcu, wyczerpana, usnęła.

Następnego dnia pan senator zaszczycił swą obecnością norę na Karolkowej i zapytał zaraz od progu:

– Usunęłaś?

– Tak, wynoś się stąd! – krzyknęła spod kołdry. Czuła się chora. Fizycznie i psychicznie wykończona, a ten, jaśnie pan, wjechał ze swoim „usunęłaś”.

Zaśmiał się, tak jakoś podle, przysiadł na łóżku, odrzucił kołdrę, pod którą była skulona dziewczyna, i podetknął jej pod oczy filmik krążący w internecie. Próbowała odwrócić głowę, ale senator chwycił ją za kark i syknął:

– Obejrzyj. Od początku do końca, co zrobiłaś z niewinnym dzieckiem. Zamordowałaś je, podła, bezwzględna dziwko.

Ściskał ją za kark tak silnie, aż jęknęła z bólu. Chciała wrzasnąć, że sam dał jej pieniądze na zabieg, że jest tak samo winny jak ona, ale… milczała, patrząc na straszne kadry. Wreszcie tortura dobiegła końca. Senator odepchnął ją, poczęstował rzuconym na do widzenia: „Piekło to za mało dla takich szmat jak ty”, i wyszedł.

A ona zaczęła łkać z ulgi. I strachu, co zrobi, gdy dziecko przyjdzie na świat.

*

Dziś, tuliła do siebie nowo narodzoną córeczkę, której nie chciała tak samo jak przed sześcioma miesiącami, a jednak dziękowała w duchu „jasnej”, kimkolwiek była, że ta kruszynka przyszła na świat.

Lecz co dalej?

– Muszę coś wymyślić – zaszeptała gorączkowo. – Nie możesz mieszkać w takiej spelunie. – Pochyliła się nad dzieckiem i ucałowała pachnące oliwką włoski. – I skąd wezmę forsę na twoje utrzymanie? Przecież ja nic nie umiem! Potrafię tylko ładnie wyglądać i sprzedawać się co bogatszym facetom. Na laskę z dzieckiem żaden nawet nie spojrzy! Żaden! Może… jednak wrócimy do tego okna życia?

Zatrzymała

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: