Najtrudniejsze są powroty - ebook
Najtrudniejsze są powroty - ebook
Najtrudniejsze są powroty…, jest to fakt z pewnością niezaprzeczalny i ta książka doskonale go potwierdza. Nowy niesamowicie zabiegany i pogmatwany styl życia, ciągła walka o coraz większe sukcesy zawodowe – to właśnie nasza dzisiejsza codzienność. Nie ma w niej miejsca i czasu na sentymentalizm, słabość czy łzy – ludzie nie lubią patrzeć na smutne twarze, nie chcą słuchać o cudzych problemach, ani tym bardziej ich rozwiązywać. Ta książka pokazuje zwyczajnych ludzi, których tysiące chodzą po ulicach naszych miast, jednak jej bohaterowie mimo swoich codziennych obowiązków mają czas na coś jeszcze, na coś bardzo ważnego co tak często nam umyka. Ścieżki ich życia niejednokrotnie się gmatwają, wciąż pojawiają się niespodziewane przeciwności losu, stawiając ich na skraju przepaści by mogli zrozumieć o co tak naprawdę toczy się ich walka. Czy zdążą na czas, czy uda im się odnaleźć to co jest w ich życiu najważniejsze, czy pokonają trudności i podołają wyzwaniom, które życie przed nimi stawia?
Łatwo jest mówić o przyjaźni i miłości, ale wiele osób nie zdaje sobie sprawy co tak naprawdę znaczą te słowa, rzucane przez nas często bez zastanowienia, zająknięcia i żadnego pokrycia w czynach. Przyjaźń i miłość – kto z nas tak naprawdę wie co to znaczy? Zastanawiamy się często czy można liczyć na drugiego człowieka, czy mamy oddanych przyjaciół, ale czy zastanawialiśmy się również jacy my jesteśmy? Czy zawsze z chęcią i bezinteresownie pomagamy swoim bliskim, czy chcemy poświęcać im swój czas i uwagę? Ogromną sztuką jest przyznać się przed samym sobą, że jesteśmy winni, że kogoś zawiedliśmy czy zraniliśmy, z reguły szukamy winnych gdzieś obok nas.
Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie kupić za żadne pieniądze, trzeba mieć szczęście odnaleźć je w swoim życiu, tak samo jak trzeba mieć odwagę by po nie sięgnąć. Co można dostać w zamian?
Na to pytanie każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź, a książka „Najtrudniejsze są powroty” może pomóc w znalezieniu tej odpowiedzi.
Magda Komorniczak – urodziła się i mieszka w Krakowie. Od 20 lat związana jest zawodowo ze światem kosmetyków. Jednak duszą jest zdecydowanie humanistką, odważną marzycielką, która mimo życiowych przeciwności śmiało idzie do swojego celu. Swoją twórczość pisarską rozpoczęła jeszcze w szkole podstawowej kiedy odkryła, że pisanie jest jej pasją. W swoim dorobku ma kilkanaście opowiadań, kilka powieści, bajeczki dla dzieci. Jest również autorką bloga „Szepty Miasta” gdzie dzieli się z czytelnikami swoimi przeżyciami, poradami jak również prezentuje swoją twórczość.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64343-00-1 |
Rozmiar pliku: | 772 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najtrudniejsze są powroty..., jest to fakt z pewnością niezaprzeczalny i ta książka doskonale go potwierdza. Nowy niesamowicie zabiegany i pogmatwany styl życia, ciągła walka o coraz to większe sukcesy zawodowe – to właśnie nasza dzisiejsza codzienność. Nie ma w niej miejsca i czasu na sentymentalizm, słabość czy łzy – ludzie nie lubią patrzeć na smutne twarze, nie chcą słuchać o cudzych problemach, ani tym bardziej ich rozwiązywać. Oczywiście wciąż mówimy ilu to mamy wspaniałych przyjaciół, jak bardzo jesteśmy z nimi związani, ale tak naprawdę to tylko słowa, fakty są zupełnie inne.
Ta książka pokazuje zwyczajnych ludzi, których tysiące chodzą po ulicach naszych miast, jednak jej bohaterowie mimo swoich codziennych obowiązków mają czas na coś jeszcze, na coś bardzo ważnego co tak często nam umyka. Ścieżki ich życia niejednokrotnie się gmatwają, wciąż pojawiają się niespodziewane przeciwności losu, stawiając ich na kraju przepaści by mogli zrozumieć o co tak naprawdę toczy się ich walka. Czy zdążą na czas, czy uda im się odnaleźć to co jest w ich życiu najważniejsze, czy pokonają trudności i podołają wyzwaniom, które życie przed nimi stawia? Czy coś z tego brzmi znajomo? Pewnie tak – każdy z nas w końcu codziennie zmaga się z podobnymi sprawami, może tylko nie wszyscy mamy się odwagę do tego przyznać.
Czytając tą książkę możemy zobaczyć w niej swoje własne życie, utożsamić się z jej bohaterami, przeżywać ich problemy, odczuwać emocje, którymi książka jest naładowana.
Łatwo jest mówić o przyjaźni i miłości, ale wiele osób nie zdaje sobie sprawy co tak naprawdę znaczą te słowa, rzucane przez nas często bez zastanowienia, zająknięcia i żadnego pokrycia w czynach. Przyjaźń i miłość – kto z nas tak naprawdę wie co to znaczy? Wpojono w nas zasadę, że musimy sami radzić sobie w życiu, musimy być twardzi, przedsiębiorczy i nie bujać w obłokach, a poza tym nie mamy przecież czasu na sentymenty, czas wciąż nas goni.
A jak jest naprawdę? Czas rzeczywiście pędzi jak szalony, drogocenne chwile przepływają nam przez palce i nagle okazuje się, że jest już za późno by móc coś zrobić czy powiedzieć, że życie zdecydowało za nas i ten czas już minął nieodwracalnie. Dlaczego więc nic z tym nie zrobimy, czemu nie wyjdziemy do ludzi, którzy wyciągają do nas pomocną dłoń, dlaczego boimy się zaufać i otworzyć na świat?
Czytając tą książkę możemy spróbować zrobić pierwszy krok podpatrując zmagania z życiem jakie toczą jej bohaterowie. Tematyka bardzo dla nas realna, a sytuacje zmieniają się jak w kalejdoskopie, wciąż pojawiają się nowe pytania, nowe wątpliwości, na które trzeba znaleźć niejednokrotnie nieproste rozwiązanie.
Czy zdążą na czas, czy zdecydują właściwie i odważą się na coś co kiedyś wydawało się im całkowicie niemożliwe? A może to życie okaże się od nich sprytniejsze, może ich wyprzedzi i spłata niespodziewanego figla?
Zastanawiamy się często czy można liczyć na drugiego człowieka, czy mamy oddanych przyjaciół, ale czy zastanawialiśmy się również jacy my jesteśmy? Czy zawsze z chęcią i bezinteresownie pomagamy swoim bliskim, czy chcemy poświęcać im swój czas i uwagę? Ogromną sztuką jest przyznać się przed samym sobą, że jesteśmy winni, że kogoś zawiedliśmy czy zraniliśmy, z reguły szukamy winnych gdzieś obok nas. Czy bohaterowie potrafią przyznać się do swoich błędów, a najważniejsze czy zdążą z tym na czas kiedy to czarne chmury zawisną nad ich spokojnym, ustabilizowanym jak im się wydawało życiem?
Pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie kupić za żadne pieniądze, trzeba mieć szczęście odnaleźć je w swoim życiu, tak samo jak trzeba mieć odwagę by po nie sięgnąć. Co można dostać w zamian? Na to pytanie każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź, a i książka „Najtrudniejsze są powroty” może pomóc w znalezieniu tej odpowiedzi.
Rozdział 1
Robert..., no cóż...wiem, że tak trudno ci mnie zrozumieć, ale uwierz mi – ja naprawdę byłam szczęśliwa i czułam, że żyję. Iza zrozum – czułam, że tak naprawdę żyję. Tak wiem, nie pochwalałaś nigdy mojego postępowania, tego życia w nierealnym świecie marzeń. Ty żyłaś realnie, korzystałaś z tego co dawało życie ci dawało i byłaś szczęśliwa, a przynajmniej ludzie dookoła ciebie tak myśleli.
Dziś wiem, że było zupełnie inaczej, że oni wszyscy się mylili, że ja się myliłam – ja twoja przyjaciółka. Nie zauważałam tego co chciałaś mi powiedzieć, a może chciałaś żebym sama się tego domyśliła. Teraz wiem to wszystko co powinnam była wiedzieć wtedy, ale czy nie jest już za późno, przecież nie da się cofnąć czasu i odwrócić rzeczy, które już się stały...? Obie dobrze wiemy, że nie ma takiej możliwości, że życie toczy się dalej, a my musimy dostosować się do jego reguł – czy da nam więc jeszcze jedną szansę? Mój Boże mam nadzieję, że tak.
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo tego pragnę..., dlaczego bezsilność i niemożliwość zrobienia czegokolwiek by zmienić to co się stało tak bardzo przybija człowieka? Tak wiele pytań nasuwa się do głowy w takiej chwili, tak trudno znaleźć na nie jakąkolwiek odpowiedź. Chciałabym żebyś otworzyła oczy, popatrzyła na mnie i z uśmiechem powiedziała: „No coś ty Paulina wszystko będzie dobrze, zobaczysz jutro przyjdzie lepszy dzień”. Niestety tak nie jest. Leżysz zupełnie tak jakby cię tutaj nie było, podłączona do tej całej przerażającej aparatury, a ja nie wiem czy tak naprawdę jeszcze żyjesz. Tak żyjesz, miarowe pulsowanie aparatury mówi, że tak jest tylko jak ja mam w to uwierzyć widząc cię taką nieruchomą i bezbronną, zależną od tych wszystkich urządzeń?
„Jutro będzie lepszy dzień...”. Ileż to razy odkąd się poznałyśmy mówiłaś te słowa swojej zagubionej i załamanej przyjaciółce, ile razy ocierałaś łzy mówiąc „Nie martw się, jakoś sobie z tym poradzimy” i rzeczywiście tak było. A teraz kiedy siedzę tu przy tobie rzeczywistość mnie przerasta i jakoś z niczym nie mogę sobie poradzić – czy musiało do tego dojść?
Masz rację winię za to wszystko siebie bo przecież tak długo byłam ślepa i głucha, byłam cholerną egoistką, która zadręczała cię wyłącznie swoimi problemami nie zastanawiając się, że ty również możesz mieć własne, o wiele poważniejsze.
Dziś w nocy skończyłam czytać twój pamiętnik i wtedy zrozumiałam wszystko, dopiero tej nocy otworzyły mi się tak naprawdę oczy po piętnastu latach. Straszne prawda? Znamy się od piętnastu lat, a dziś wiem, że tak naprawdę nigdy się nie znałyśmy. To znaczy ty mnie owszem, ja ciebie zaledwie w małej cząsteczce tego co mogłam poznać gdybym się lepiej postarała, co miałam na wyciągnięcie ręki i głupio zmarnowałam...
Zaczęłam mówić o Robercie, nie to nie znów mój egoizm, zaczęłam ci o nim opowiadać bo uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to właśnie wtedy się zaczęło...,wtedy zaczęłyśmy się od siebie odsuwać choć wciąż byłyśmy blisko siebie. A może to nie wtedy się stało? Może było tak już znacznie wcześniej, może już kiedy wpakowałam się w ten idiotyczny związek z Jurkiem? Kurczę sama już nie wiem, żałuję, że nie mogę ciebie o to zapytać choć z pewnością bałabym się co mi odpowiesz, bałabym się usłyszeć jak daleko tak naprawdę sięga ta sytuacja.
Powinnam chyba jednak zacząć od początku, tak będzie najlepiej – może wtedy dojdę do tego punktu, w którym zboczyłam z drogi, do momentu kiedy zaczęłam wyłącznie brać nic w zamian nie dając. To taki duży rachunek sumienia i chyba nie będzie mi go łatwo zrobić, ciężko przyznać się do swoich błędów, ale kiedy to już zrobisz to czujesz jakby ogromny kamień spadł ci z serca. Szkoda, że zostawiłaś mi tylko te dwa ostatnie zeszyty, ale widać to właśnie co było w nich zawarte uznałaś za najważniejsze – cieszę się, że je dla mnie zostawiłaś... To chyba dobry znak skoro chciałaś żebym je przeczytała. Cieszę się, że Marek mi je przekazał, że może jednak nie jest za późno – tak bardzo chciałabym uratować naszą przyjaźń... Wiem to bardzo duże słowo i mogłaś uważać, że nazbyt często nim szargałam przez te wszystkie lata, ale wierz mi, że tak nie było. Wbrew temu co myślałaś o mnie i o moim zachowaniu zawsze uważałam, że przyjaźń to coś wspaniałego i wyjątkowego, podobnie jak prawdziwa miłość. W ciągu całego życia kilkakrotnie sparzyłam się na tak zwanych przyjaźniach i w pierwszym momencie powiedziałam sobie dość. Ktoś kiedyś powiedział: „Kto przestaje być przyjacielem nigdy nim nie był” i taka jest prawda. Nie wiem co złego było we wszystkich tamtych związkach, co złego robiłam, a może raczej czego nie robiłam, ale wcześniej czy później kończyły się. Niewiele po nich zostawało, kilka kolorowych zdjęć, parę przedmiotów, jakieś widokówki – tyle. Poza tym raczej niewiele, no może jeszcze ogromny żal i rozgoryczenie, że tak naprawdę nic nie jest realne, że nawet ktoś tak bliski przed kim odsłaniasz swoje wszystkie sekrety okazuje się oszustem, zostawia cię. Sama zresztą tak kiedyś zrobiłam, ale nie szukałam usprawiedliwienia, wiem, że zawiodłam kogoś kto na mnie liczył – może po prostu wtedy jeszcze nie dorosłam do prawdziwej przyjaźni. Wiesz Iza to śmieszne, ale jeszcze długo potem wszystko co mi się nie udawało brałam jako karę za to, że kogoś kiedyś skrzywdziłam. Wiem, że to najbardziej absurdalna rzecz jaką mogłam sobie wymyślić, że to dziwactwo, ale taka już jestem.
Ty zresztą o tym wiesz najlepiej, wytrzymałaś z moimi dziwactwami przez tyle lat i za to bardzo cię podziwiam, samej czasami trudno mi z sobą dojść do ładu. Kiedy tak przebiegam myślami przez te wszystkie lata naszej znajomości to dochodzę do wniosku, że twoja przyjaźń jest dla mnie najpiękniejszym prezentem jaki mogłam otrzymać od życia, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Tak, jest w niej coś pięknego i szczególnego – tyle lat, wydarzeń, smutków i radości, odległość na dzieląca, a jednak ona wciąż trwa. Może bardzo popękana, nadwyrężona, wisząca na malutkich niteczkach, ale wciąż istnieje, chcemy o nią walczyć i to jest cudowne.
Znasz mnie i wiesz doskonale, że nigdy nie lubiłam Warszawy – była taka zimna, oschła i obca – moja romantyczna natura tęskniła wciąż za Krakowem, teraz nie cierpię Warszawy jeszcze bardziej. Gdyby nie ta niesamowita propozycja pracy, możliwość rozwinięcia swoich kwalifikacji nigdy nie zdecydowałabym się na wyjazd z Krakowa. Ile razy tu przyjeżdżam odczuwam tą tęsknotę i ból w sercu, a mimo to zawsze tam wracam choć tym razem będzie dużo trudniej. Do domu przyjeżdżałam zawsze z ogromną radością, cieszyłam się na te kilka czy kilkanaście dni kiedy mogłam być z ludźmi, których kocham, w miejscach najbardziej bliskich mojemu sercu.
W niedzielę przyjechałam tu z ogromnym strachem i obawą co mogę zastać. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział mi Marek, twoi rodzice, w to co mówili lekarze. Nie mogłam uwierzyć, że zdecydowałaś się na coś tak szalonego i pięknego jednocześnie, a na dodatek ja nic o tym nie wiedziałam, nie miałam pojęcia – ja twoja przyjaciółka. Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy i popatrzyłam na ciebie uświadomiłam sobie nad jak wielką przepaścią obie stoimy, tyle, że każda z nas po innej stronie.
Jestem dzisiaj okropnie chaotyczna, ale wierzę, że jeśli tylko mnie słyszysz to doskonale mnie rozumiesz, a ja nie mogę jakoś zebrać myśli, wciąż przypominam sobie jakieś poszczególne sytuacje i próbuję ja ułożyć w sensowną całość.
Na razie wiem na pewno, że ogromnie cię podziwiam, jesteś wspaniałą przyjaciółką, żoną, a teraz i matką. Może trochę niedysponowaną, ale matką i kiedy wyzdrowiejesz – bo ty musisz wyzdrowieć Iza – twoja córeczka będzie bardzo dumna ze swojej mamy. Musisz wyzdrowieć – rozumiesz? Zbyt wiele osób cię kocha i potrzebuje żebyś mogła teraz odejść, to jeszcze nie twoja pora i dobrze o tym wiesz. Ogromnie się boję, chyba jeszcze nigdy się tak nie bałam, ale wierzę w ciebie bardzo mocno, wiem, że jeśli tylko zechcesz wyjdziesz z tego i twoje serce nie ma tu nic do gadania. Mamy tyle spraw do obgadania, jesteś mi potrzebna, słyszysz...? Nie możesz mi tego zrobić, nie zrobisz tego nam wszystkim, nie teraz..., kocham cię jak siostrę, której nigdy nie miałam, proszę Iza obudź się...
Paulina płakała, nie umiała dłużej tłumić w sobie tego żalu i niesprawiedliwości jaką czuła od chwili gdy Marek do niej zadzwonił. Nawet nie słyszała cichego skrzypnięcia drzwi, siedziała z głową opartą o łóżko przyjaciółki, drgnęła dopiero czując czyjąś rękę na swoim ramieniu.
– Paulina powinnaś iść do domu, już wieczór, za chwilę będzie obchód, no daj spokój, nie płacz już, tak nie można – Marek delikatnie podniósł ją ze stołka i przytulił do siebie.
– Kiedy ja już dłużej nie mogę, nie mam siły, ta bezradność jest okropna – wyszlochała do jego koszuli.
– Masz rację, ale to i tak niczego nie zmieni, jesteś zmęczona, odwiozę cię do domu, powinnaś się porządnie wyspać. Iza z pewnością nie chciałaby cię takiej oglądać, no już idziemy – powiedział stanowczo podejmując decyzję za nią, był mężczyzną i musiał być twardy chociaż i jemu serce pękało z bólu kiedy patrzył na swoją żonę.
– Nie wiem czy ona jeszcze będzie chciała mnie oglądać Marku, byłam tak głupia, jak mogłam tak zawieść i to właśnie ją, moją najlepszą przyjaciółkę – wyrzucała sobie wciąż swoje postępowanie wsparta na ramieniu Marka.
– Gadasz straszne głupstwa, naprawdę potrzebujesz snu, porozmawiamy jutro, zgoda? – popatrzył na nią uważnie.
– Skoro tak mówisz to chyba tak musi być – zgodziła się wycierając zapłakane oczy, czuła, że nie ma już siły na dyskusje.
Dalej szli już w milczeniu myśląc o Izie, którą zostawili za murami szpitala, nie mogąc pozbyć się tego lęku, że w każdej chwili może przyjść to najgorsze, a oni będą wtedy daleko stąd...
Paulina była rzeczywiście bardzo zmęczona i tej nocy po raz pierwszy od przyjazdu do Krakowa zasnęła gdy tylko znalazła się w łóżku, sen przyszedł jak zbawienie i aż do samego rana pozwolił jej zapomnieć o wszystkim...
Rozdział 2
27 sierpnia
– Paulina wychodzę za mąż – powiedziałam jej w czasie jednej z naszych telefonicznych rozmów po jej wyjeździe do Warszawy. – Paulina jesteś tam?
– Tak jestem, no cóż mogłam się tego spodziewać, w końcu jesteś bardzo konserwatywna jeśli chodzi o sprawy małżeństwa – stwierdziła Paulina i wydawało mi się, że usłyszałam w jej głosie ironię, a może tylko tak mi się wydawało?
– Nie rozumiem o co ci chodzi, myślałam, że się ucieszysz – czułam się urażona jej reakcją i całkowitym brakiem entuzjazmu.
– Ależ ja się cieszę Izuniu, mam nadzieję, że dobrze wiesz co robisz i będziesz szczęśliwa – tym razem Paulina wyraziła swoją szczerą troskę o moją przyszłość.
– Wiem co robię, zobaczysz wszystko będzie dobrze, kochamy się i przemyśleliśmy tą decyzję, rozumiesz? – zapytałam z obawą.
– Oczywiście, że rozumiem i życzę wam jak najlepiej, a w każdym bądź razie mam nadzieję, że uda wam się lepiej niż mnie. Zresztą ty jesteś szczęściarą i zawsze ci się udaje osiągnąć to co sobie zaplanowałaś, zazdroszczę ci – stwierdziła i było słychać tą zazdrość w jej głosie chociaż wiedziałam, że nie mówiła tego z zawiścią, ale jakby z nutką żalu.
– Gadasz głupstwa Paulinko, ty osiągnęłaś znacznie więcej niż ja, pomyśl jak daleko zaszłaś w krótkim czasie, mało komu trafia się taka okazja jak tobie..I kto tu komu ma zazdrościć? – zawsze podziwiałam ją za jej zaangażowanie i oddanie pracy.
– Tak...,może masz rację – zgodziła się po chwili zastanowienia. – No to kiedy ślub?
– W drugi dzień Świąt, mam nadzieję, że przyjedziesz i będziesz moim świadkiem? – bałam się trochę,że może się nie zgodzić, ostatnio była taka zajęta, że dwa razy odwoływała swój przyjazd do Krakowa.
– Nie mogłabym przepuścić takiej okazji, moja najbliższa przyjaciółka wychodzi za mąż, a ja miałabym sobie pozwolić na opuszczenie jej ślubu? Oczywiście Iza, że przyjadę i z przyjemnością będę twoim świadkiem – roześmiała się serdecznie, napięcie, które towarzyszyło na początku naszej rozmowy gdzieś zniknęło.
– Dziękuję bardzo, cieszę się i Marek również. Kiedy się zobaczymy? – tak dawno nie miałyśmy okazji do szczerej, spokojnej rozmowy z Pauliną, miałam nadzieję, że kiedy tym razem przyjedzie do Krakowa uda nam się znaleźć na takie spotkanie trochę czasu.
– Mam zamiar przyjechać w połowie września na kilka dni, zadzwonię do ciebie wcześniej to się umówimy, na razie jeszcze nic pewnego nie wiem. Teraz jestem bardzo zajęta, prowadzę cholernie trudną sprawę i padam ze zmęczenia. Nie gniewaj się, ale powinnam już kończyć tą rozmowę jeśli chcę pójść spać jeszcze dzisiaj – była zakłopotana i znowu daleka jak kilkanaście minut temu.
– Nie ma sprawy, jeszcze raz ci dziękuję, całuję cię i powodzenia w sądzie – rozumiałam ją choć było mi przykro, że mamy dla siebie coraz mniej czasu.
– Dzięki, do usłyszenia kochanie, całuję was mocno, pa – rzuciła jeszcze szybko i odłożyła słuchawkę.
Tak, rzeczywiście miałyśmy dla siebie coraz mniej czasu, to było z jednej strony zrozumiałe, a z drugiej przykre i bolesne, Paulina stawała się coraz bardziej niedostępna i obca.
Wiele razy w ciągu ostatniego czasu zastanawiałam się jaka była tego przyczyna, może przyjaźń na odległość nie była najlepszym rozwiązaniem? Jednak z mojej strony niewiele się zmieniło, Paulina nadal była dla mnie najbliższą przyjaciółką i bardzo mi na niej zależało. Niestety zaczynały mnie ogarniać wątpliwości czy jej też zależy na tym związku, czy też pochłonięta swoją pracą, nowymi znajomymi i klimatem stolicy ma jeszcze czas dla przyjaciółki ze szkolnych lat...? Może oceniałam ją zbyt surowo, ale było mi przykro, że odzywała się tak rzadko, z reguły kiedy potrzebowała coś załatwić, a nie mogła akurat przyjechać do Krakowa i chciała prosić mnie o pomoc. Bolało to tym bardziej, że kiedyś było zupełnie inaczej, to ona była otwarta, chętna do zwierzeń, pełna nowych pomysłów na życie. Zawsze to ona musiała wyciągać ze mnie to co mnie gryzły, musiała przełamywać moje opory, że zawracam jej głowę czymś mało istotnym. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć i kiedy tylko bym do niej nie przyszła to zawsze miała dla mnie czas, a teraz taka zmiana...
Właściwie to już zaczęło się dużo wcześniej – kiedy wpakowała się w to wariactwo z Jerzym, tłumaczyłam jej i prosiłam, ale to się na nic zdało. A później jeszcze Robert – wtedy całkowicie przestała słuchać co do niej mówiłam, ich rozstanie załamało ją i zmieniło nie do poznania. Pewnie dlatego właśnie tak łatwo zgodziła się na ten wyjazd do Warszawy, w pewnym sensie miałam do niej o to żal. Z taką łatwością zostawiła Kraków i wszystko co się z nim wiązało, ona która kiedyś po kilkunastu dniach wakacji szalała z tęsknoty za tym miastem i mówiła, że nie potrafiłaby mieszkać gdzie indziej bo nigdzie nie byłaby tak szczęśliwa jak tutaj. Później mówiła mi już tylko, że bez wspomnień życie jest łatwiejsze, lepsze, ale gdzie w tej sytuacji było miejsce na jej szczęście? Nie było, zrezygnowała z prawa do szczęścia i choć mamy dla siebie tak mało czasu potrafię to doskonale zauważyć nawet na odległość. Brakuje mi jej bardzo, ale nie mogę i nie chcę jej do niczego zmuszać, zresztą jaki sens jest ciągnąć coś na siłę? Cóż, zobaczymy co będzie dalej, może jakoś nam się uda to jeszcze posklejać, a na razie mam na głowie masę innych spraw i Marka, który tu w każdej chwili może...
Na tym notatki pod tą datą się urywają, przypuszczam, że kiedy je pisałaś przyszedł Marek więc przerwałaś, a później nie miałaś już czasu żeby skończyć tą kwestię. Przeczytałam obydwa zeszyty, które dla mnie zostawiłaś, a teraz wybieram niektóre fragmenty próbując sobie to wszystko jakoś poukładać.
Dzisiejszej nocy pierwszy raz od przyjazdu dobrze spałam i kiedy rano otworzyłam oczy to jakoś łatwiej było mi pogodzić się z myślą, że zaczął się kolejny dzień oczekiwania i niepewności. Dzwoniłam do Marka żeby dowiedzieć się czy czasem coś się nie zmieniło, ale wciąż jest tak samo jak wczoraj, przedwczoraj, jak wtedy kiedy tu przyjechałam.
Doskonale pamiętam ten dzień kiedy zadzwoniłaś do mnie Iza i powiedziałaś mi o swoim ślubie, siedziałam wtedy nad paskudną sprawą i szczerze mówiąc miałam wtedy dość tej roboty. Miałaś rację byłam pełna rezerwy i wątpliwości czy podjęłaś właściwą decyzję, ale cóż to było twoje życie i ja nie mogłam się w nie wtrącać. Zresztą Marek był naprawdę fajnym facetem, spotykaliście się już ponad 4 lata i trudno było się dziwić, że w końcu zdecydowaliście się na ślub. Zawsze byłaś zwolenniczką małżeństwa i życia według pewnych zasad, tak jak ja swojego czasu. A może musieliście pomyślałam wtedy? Nawet wtedy cię o to nie zapytałam uznając jednak, że jeśli tak było to wyłącznie wasza sprawa, a ja mam masę innych problemów na głowie. Nie przypuszczałam, że sprawiam ci przykrość swoją reakcją, że mogę cię krzywdzić. Uważałam, że wyraziłam swój pogląd na temat małżeństwa niejednokrotnie i ty doskonale go znałaś Iza. Dopiero teraz czytając twoje notatki zrozumiałam jak wielka egoistką wtedy byłam, miałam dość niepowodzeń i rozczarowań, za wszelką cenę chciałam od tego uciec, teraz rozumiem, że tą ceną była nasza przyjaźń...
Miałam za sobą dwa nieudane związki damsko–męskie i czułam ogromny żal do całego świata, który był dla mnie wtedy cholernie niesprawiedliwy. Dlatego ta praca w Warszawie była dla mnie okazją do ucieczki i zapomnienia, pracowałam tyle ile tylko byłam w stanie żeby nie mieć czasu na żadne życie prywatne. Iza myliłaś się myśląc, że było mi tak łatwo wyjechać z Krakowa, to chyba była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, a dzisiaj coraz bardziej zaczynam wątpić czy postąpiłam słusznie. Siedzę w swoim pokoju, w krakowskim mieszkaniu i ogarnia mnie tęsknota za beztroskim życiem jakie wiodłyśmy w liceum. Rodzice nic tutaj nie zmieniali chcąc żebym mogła spokojnie wypoczywać tu kiedy przyjeżdżam do domu, a zresztą liczyli i nadal chyba liczą, że może kiedyś tu wrócę. Ukochana jedynaczka, nie dziwię się im i cieszę się, że mam gdzie wracać kiedy Warszawa da mi się już we znaki.
Tak to była wyłącznie moja wina, ostrzegałaś mnie przed Jerzym, tłumaczyłaś, że związek z żonatym facetem to w moim wieku szaleństwo. Miałam zaledwie 21 lat i życie stało przede mną otworem, nie chciałam słuchać nawet twoich rad. Kochałam Jurka do szaleństwa, to znaczy wtedy tak mi się wydawało i nie przeszkadzało mi, że ma 35 lat i żonę. Uważałam, że skoro zdradza swoją żonę z inna kobietą to nie jest z nią szczęśliwy, dlaczego miałam rezygnować z tego związku jeśli on chciał być ze mną? Zbyt późno zrozumiałam, że się mylę, że ten związek mnie całkowicie spala, a on i tak nie odejdzie nigdy od żony, uświadomiłam sobie, że nie potrafię już żyć w takim trójkącie. Kolejny raz miałaś rację, a ja byłam chyba nawet na ciebie wściekła bo znów mi się nie udało, a ty przewidziałaś to z góry.
Wydawało mi się, że masz szczęście i fart do facetów, wciąż opowiadałaś mi gdzie i z kim spędziłaś ostatni weekend lub na jakiej imprezie byłaś, zazdrościłam ci tego. A tak naprawdę myliłam się, nasza sytuacja niewiele się różniła, ty wciąż szukałaś tego właściwego, ja ładowałam się w niewłaściwe związki – to była właśnie moja specjalność. Zresztą Marek już plątał się po twoim życiu z mniejszym lub większym nasileniem zjawiając się w najmniej oczekiwanych chwilach, ale wciąż w nim był. Ogarniało cię wtedy szaleństwo, odstawiałaś na bok swoje niezłomne zasady i uprzedzenia robiąc zwariowane rzeczy. A ja...?
Spotkałam kolejnego niewłaściwego faceta i wpadłam tym razem po same uszy, był dokładnie taki jak sobie wymarzyłam i ogromnie mi imponował. Oszalałam na jego punkcie i gotowa byłam zrobić wszystko żeby tylko go zdobyć, ale on chciał jedynie mojej przyjaźni, uważał, że tak będzie lepiej. Nie dałam poznać po sobie jak bardzo zależało mi na nim, udawałam, że wszystko jest ok. Ale tak naprawdę było okropnie, miałam dość facetów i jakichkolwiek związków z nimi. Przyjaźń z Robertem stopniowo słabła, aż w końcu całkowicie ją zakończyłam. Nie mogłam przyjaźnić się z facetem, którego kochałam, aż tak nie umiałam się poświęcić, wolałam rozstać się raz na zawsze. Zresztą wtedy nie było to takie trudne, na głowie miałam obronę
pracy magisterskiej, on zaczynał staż w jednym z krakowskich szpitali, trudno było się uskarżać na brak zajęć. Rzeczywiście i dla ciebie miałam mniej czasu, nie potrafiłam już tak swobodnie z tobą rozmawiać jak kiedyś, wyraźnie psuło się między nami, ale jakoś wtedy tego nie dostrzegałam. Studiowałyśmy na dwóch różnych uczelniach, miałyśmy przed sobą najtrudniejsze egzaminy, a ty zaczęłaś się już na poważnie spotykać z Markiem. A później aplikacja i szybka oferta pracy na super stanowisku w warszawskiej prokuraturze, dla tak młodej prawniczki jak ja była to naprawdę wspaniała okazja i skorzystałam z niej. Tak trudno było mi zaaklimatyzować się w tym nielubianym przez mnie mieście, każdy wyjazd do domu był ładowaniem akumulatorów do siły przetrwania kolejnych tygodni w Warszawie. Z czasem przyjeżdżałam tu jednak coraz rzadziej, było zbyt wiele pracy w prokuraturze, a poza tym mniej bolała świadomość, że opuściłam moje ukochane miasto gdy rzadziej w nim bywałam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego co robię, jak wiele tracę przez swoją bezmyślność, przez złe nastawienie do życia, w końcu moje niepowodzenia miłosne były przecież wyłącznie moją wina. I przez nie właśnie straciłam przyjaciółkę, widząc moją wrogość i brak czasu w końcu odsunęłaś się ode mnie zupełnie.... Nie wiem czy będę miała szansę naprawić to wszystko, czy potrafisz mi wybaczyć i dać jeszcze jedną szansę, czy ja na twoim miejscu bym potrafiła? Z pewnością bałabym się kolejnego rozczarowania, bałabym się, że znów mogę cierpieć, ale ty Iza jesteś odważniejsza ode mnie, zawsze byłaś choć ja tego tak dobrze nie wiedziałam. Gdybyś nie miała w sobie ogromnej odwagi z pewnością nie leżałabyś teraz w szpitalnej sali desperacko walcząc o życie, ty miałaś odwagę zaryzykować wiedząc, że możesz stracić tak wiele, że możesz stracić wszystko...Izuniu czy będę mogła jeszcze to wszystko ci kiedyś powiedzieć, czy jeszcze zdążę...?
Takie właśnie rozważania i przemyślenia absorbowały Paulinę tego przedpołudnia kiedy myślami była ze swoją przyjaciółką, choć daleko od niej w swoim mieszkaniu, a jednak tak blisko szpitalnego łóżka.
Rozdział 3
– Jak długo zostaniesz w Krakowie? – zapytał Marek kiedy tego popołudnia siedzieli z Pauliną w szpitalnym bufecie.
– Trudno mi cokolwiek w tej chwili powiedzieć, na razie mam jeszcze kilka dni luzu, jakoś muszą sobie beze mnie radzić. Niestety w przyszłym tygodniu wchodzi na wokandę sprawa, którą muszę sama poprowadzić. Przygotowania prowadzi w tej chwili mój kolega, ale ja muszę być obecna w sądzie – stwierdziła z niechęcią Paulina upijając łyk niespecjalnej kawy, którą tu serwowano.
Od kilkunastu minut siedzieli w bufecie wykorzystując wolną chwilę na zamienienie ze sobą kilku zdań, od przyjazdu Pauliny do Krakowa wciąż brakowało im na to czasu.
– Rozumiem, z pewnością trudno było ci się tu wyrwać tak nagle, ale jakoś to zrobiłaś i to się liczy. Iza z pewnością cieszyłaby się z twojego przyjazdu – powiedział ze smutkiem myśląc o żonie.
– Nie jestem tego taka pewna jak ty Marku, tak dawno się nie widziałyśmy, nie miałyśmy okazji do szczerej rozmowy. Przeczytałam te notatki, które mi dałeś i doszłam do wniosku, że byłam okropną przyjaciółką w ostatnim czasie, a właściwie to wcale nią nie byłam. Kiedy zadzwoniłeś do mnie i powiedziałeś co się stało nie mogłam w to uwierzyć, ja o niczym nie miałam pojęcia, nie wiedziałam w jakim zagrożeniu jest zdrowie i życie Izy. Marku to była wyłącznie moja wina, to ja nie interesowałam się problemami Izy, to ja się od niej odsunęłam. Nawet nie wiesz jak podle się teraz z tym czuję – westchnęła ciężko Paulina. Była wyraźnie przybita tym wszystkim.
– Posłuchaj Paulina, nigdy nie mieszałem się w wasze sprawy, ale wiem, że Iza traktowała cię w szczególny sposób i pomimo waszych nieporozumień wciąż byłaś jej przyjaciółką. Z pewnością bardzo jej ciebie brakowało, potrzebowała twojego wsparcia, zrozumienia i wiem, że miała żal do ciebie, że cię przy niej nie ma. Cały czas jednak liczyła na to, że coś się zmieni, po co inaczej dawałaby ci swoje najskrytsze przemyślenia jeśli nie właśnie z nadzieją, że to pomoże wam się jakoś odnaleźć, lepiej zrozumieć. Nie powinnaś zadręczać się tym wszystkim bo to bez sensu, porozmawiacie kiedy Iza wyzdrowieje i wtedy sobie wszystko wyjaśnicie. Czy nie sądzisz, że to najlepsze rozwiązanie? – Marek spojrzał na nią pytająco.
– Wiesz co jesteś nieoceniony Marku, podziwiam cię bo zawsze potrafisz powiedzieć coś takiego, że człowiekowi od razu robi się ciepło na sercu i lżej na duszy. Nie dziwię się, że Iza właśnie z tobą postanowiła spędzić resztę życia – poczuła zazdrość i tęsknotę za czymś jak dla niej nie osiągalnym. Iza miała to wszystko o czym ona kiedyś marzyła, ale dawno już zapomniała.
– Ej uważaj co mówisz bo wpadnę w samouwielbienie i co wtedy zrobisz, będę nadętym i zarozumiałym facetem, któremu nie zechcesz się nawet odkłonić na ulicy – zażartował Marek chcąc poprawić Paulinie nastrój – Ale powiedz mi lepiej jak tam twoja praca, nie mieliśmy okazji porozmawiać na ten temat od czasu twojego przyjazdu.
– Rzeczywiście nie było okazji, a praca jak praca, roboty tyle, że mam już czasami serdecznie dość tego co robię i chociaż kocham moją pracę to czuję się zmęczona. Jedyny plus tej nagonki to to, że nie mam czasu na rozmyślania i rozczulanie się nad sobą, doskonale pomogła mi ta praca pozbierać się po tych wszystkich problemach w Krakowie, teraz zupełnie inaczej patrzę na pewne sprawy.
– To dobrze, najważniejsze żebyś czuła się silniejsza i pewniejsza tego czego oczekujesz od życia chociaż szkoda, że musiałaś wyjechać tak daleko żeby to osiągnąć. Brakuje nam tutaj ciebie i cały czas uważam, że powinnaś pomyśleć o swoim życiu prywatnym, nie sądzisz Paulinko, że to już najwyższa pora? – bardzo chciał żeby Paulina w końcu poznała jakiegoś porządnego faceta, zbyt długo robiła z siebie pustelnicę wrogo nastawioną do mężczyzn.
– A może ja po prostu nikogo nie potrzebuję Mareczku, może dobrze mi samej? – zapytała choć gdzieś w głębi serca czuła, że jest zupełnie inaczej i oszukuje samą siebie.
– Wątpię, nie możesz poświęcić się jedynie karierze zawodowej, masz 29 lat i powinnaś wyjść do ludzi ze swojej skorupy. Nie ma co się oszukiwać, bez względu na to gdzie jesteś – tu czy w Warszawie potrzebujesz mieć kogoś. Kogoś na kim będziesz mogła się oprzeć, musisz w końcu dopuścić do siebie tą myśl. Iza też tak uważa, wielokrotnie mówiła mi jak bardzo chciałaby żebyś zmieniła swój stosunek do mężczyzn, bała się tylko poruszać z tobą tego tematu, nie chciała robić ci przykrości. Doskonale wiedziała jak bardzo uparta i zasadnicza potrafisz być w tym temacie, a ja osobiście uważam, że powinnaś to od nas usłyszeć i nie obrażać się. Jesteś naszą przyjaciółką, martwimy się o ciebie, dlatego ci to mówię i myślę, że nie masz do mnie o to żalu?
– Ależ skąd Marku, bardzo dobrze zrobiłeś, cenię sobie twoją szczerość i zainteresowanie moimi problemami, niesamowicie mi to schlebia. Masz rację, że w rozmowach z Izą byłam nieustępliwa i ona po prostu kapitulowała nie chcąc się ze mną kłócić. Rzeczywiście moje życie nie jest w porządku i muszę coś z nim zrobić, tyle, że jak na razie jeszcze nie wiem co. W tej chwili zresztą najważniejsza jest dla mnie Iza i jej zdrowie. Kiedy masz rozmawiać z lekarzem? – zapytała wracając do zasadniczego tematu ich rozmowy.
– Dzisiaj wraca z urlopu ordynator, on ma przejąć leczenie Izy, umówiłem się z nim za 10 minut – stwierdził spoglądając na zegarek.
– Dobrze, wobec tego ja teraz posiedzę przy niej, a ty idź na tą rozmowę, zobaczymy się później – oświadczyła zbierając ze stolika swoje rzeczy i torebkę wiszącą na krześle.
– Zgoda, ale potem odwiozę cię do domu, już dość się tu dzisiaj wysiedziałaś, powinnaś spędzić trochę czasu ze swoimi rodzicami. Bardzo im ciebie brakuje kiedy jesteś w Warszawie chociaż nic nie mówią – zauważył z troską wstając od stolika.
– Tak masz rację, są wspaniali, nie robią mi żadnych wyrzutów i bardzo jestem im wdzięczna za pomoc jaką mi okazują, a ja niestety mam dla nich tak mało czasu. Bardzo lubią Izę i traktują ją jak członka rodziny, dzięki niej, a właściwie teraz dzięki wam dużo łatwiej znoszą moją nieobecność w Krakowie – uśmiechnęła się serdecznie na myśl o rodzicach, naprawdę się o nią martwili i Paulina doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
– Oboje z Izą staramy się ich podtrzymać na duchu żeby nie czuli się tak samotni i w miarę naszych możliwości bywamy u was w domu. Twoi rodzice są ogromnie sympatyczni i ciepli choć z pewnością nie jesteśmy w stanie im ciebie zastąpić – przyznał kiedy już szli na oddział szpitalnym korytarzem.
– Jestem wam bardzo wdzięczna, że mimo swoich spraw i takich problemów znajdowaliście czas na odwiedzanie ich, ale oczywiście córki im nikt nie zastąpi. Spędzę z nimi dzisiejszy wieczór, mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni – stwierdziła z uśmiechem.
– Z pewnością, tobie również dobrze zrobi taki rodzinny wieczór, ostatnio tak ciężko pracowałaś więc skorzystaj z okazji przymusowego urlopu, rodzina jest najważniejsza. No, a teraz cię zostawiam, przyjdę po ciebie po rozmowie z ordynatorem – powiedział kiedy stanęli przed separatką, w której leżała Iza.
– Nie spiesz się, będę tu na pewno – obiecała wchodząc do środka.
Marek pokiwał tylko głową czego Paulina już nie widziała, westchnął głęboko i poszedł w stronę gabinetu ordynatora. Obawiał się bardzo tej rozmowy choć wiedział, że nie ma wyjścia i musi stawić czoło tej sytuacji.
W biurze ordynatora już na niego oczekiwano, kiedy tylko wszedł do środka siedząca przy biurku sekretarka podniosła wzrok z nad papierów, które wypełniała i wstała z fotela.
– Dzień dobry, bardzo proszę, pan ordynator już na pana czeka – oświadczyła otwierając przed nim drzwi gabinetu swojego szefa.
– Dziękuję – odpowiedział uśmiechając się do niej blado. Prawie wszyscy na tym oddziale znali go już i wiedzieli jak ciężki jest stan jego żony, nawet sekretarka ordynatora, z którą wcześniej umawiał się na to spotkanie.
Marek wszedł do przestronnego gabinetu urządzonego w dobrym guście, ale bez zbytniego przepychu, ordynator siedział i pisał coś w swoich dokumentach. Przerwał na dźwięk otwieranych drzwi i głosów, wstał chcąc przywitać się z mężczyzną, ich spojrzenia spotkały się. Na twarzy ordynatora pojawił się ciepły uśmiech, a sam Marek nie był wstanie ukryć swojego ogromnego zdumienia.
– Zaskoczony? – zapytał lekarz podchodząc do Marka z wyciągniętą na przywitanie ręką. – Witaj Marku, jeśli dobrze pamiętam?
– Część, pamiętasz bardzo dobrze – Marek uścisnął podaną mu dłoń. – To ty jesteś tu szefem?
– Owszem, kilka miesięcy temu zaproponowano mi objęcie stanowiska ordynatora Intensywnej Terapii w tutejszym szpitalu no i zgodziłem się, zresztą nie ukrywam, że był to dla mnie zaszczyt. Kiedy zobaczyłem tu Izę pomyślałem sobie od razu o tobie, ale nie miałem pewności czy to ty jesteś jej mężem. Widzieliśmy się w końcu zaledwie kilka razy i to parę lat temu, od tego czasu wiele się zmieniło.
– Rzeczywiście wiele się zmieniło, ale powiedz mi proszę jak wygląda w tej chwili realnie stan Izy? – zapytał Marek zmieniając temat.
– Oczywiście, to nie jest czas na wspomnienia, wybacz po prostu ucieszyłem się z naszego spotkania i z tego, że jesteście z Izą razem. Przepraszam wiem, że to głupio brzmi w obecnej sytuacji – mężczyzna zreflektował się, że Marek mógł poczuć się niezręcznie po takim stwierdzeniu. – Proszę siadaj, a ja postaram się przedstawić ci wszystko co do tej pory udało nam się ustalić – zaproponował Markowi fotel, sam usiał po przeciwnej stronie biurka.
Marek usiadł a ordynator zaczął mówić, powoli, rzeczowo i spokojnie, używał zrozumiałych terminów i określeń, starając się wytłumaczyć Markowi jak najdokładniej stan zdrowia jego żony. Marek słuchał w skupieniu próbując wyciągać jakieś wnioski z tego co mówił lekarz, ale było to dla niego zbyt trudne, emocje brały górę, wiedział tylko, że z Izą jest naprawdę źle.
– Tak więc podsumowując Iza zapadła w śpiączkę, jest również w szoku poporodowym, nie wiemy jakie zmiany w jej organizmie tak naprawdę zaszły i na ile poważne ewentualnie mogą się okazać w późniejszym czasie. Musimy czekać aż odzyska przytomność, wtedy będzie można cokolwiek więcej powiedzieć, przeprowadzić dodatkowe badania, musisz uzbroić się cierpliwość.
– Jak długo to może potrwać, czy macie jakieś przypuszczenia na podstawie podobnych przypadków? – zapytał drętwo Marek, ostatnio nic innego nie robił tylko czekał.
– Owszem ogólne normy są, ale każda sytuacja jest inna, to indywidualna sprawa danego organizmu, przewidzieć dokładnie takich rzeczy niestety nie da się. Może to potrwać od kilku godzin do kilkunastu tygodni, a czasami nawet miesięcy. Śpiączki bywają bardzo różne choć nie zamierzam ukrywać, że im wcześniej Iza z niej wyjdzie tym większe będzie miała szanse na pełny powrót do zdrowia, o ile oczywiście do tej pory nie nastąpiły już jakieś nieodwracalne uszkodzenia w jej organizmie. Na razie jej stan jest bez zmian, a to oznacza, że cały czas jest krytyczny, przykro mi, że nie mogę powiedzieć ci nic lepszego, musisz być przygotowany na najgorsze. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie, jak tylko coś się zmieni natychmiast poinformuję cię o tym osobiście – ordynator był rzeczywiście szczerze zatroskany stanem swojej pacjentki, ale była mu też bliższa niż całkowicie obcy pacjenci co oczywiście nie oznaczało, że pozostałych traktował z mniejszym zaangażowaniem.
– Rozumiem, cieszę się, że to ty będziesz teraz zajmował się Izą, słyszałem wiele dobrego o tobie jeszcze jak zaczynałeś swoją lekarską karierę. Dziękuję – Marek podniósł się fotela.
– Nie ma za co, wszyscy robimy co tylko w naszej mocy żeby Izę z tego wyciągnąć. Będziemy w kontakcie, gdyby coś cię niepokoiło zawsze możesz przyjść do mnie to ci wyjaśnię wszystko – zaofiarował swoją pomoc koledze.
Obaj podeszli do drzwi, lekarz poklepał jeszcze Marka po ramieniu chcąc dodać mu sił i otworzył przed nim drzwi gabinetu.
– No to na razie – powiedział Marek zamierzając wyjść.
– Na razie, Marek zaczekaj jeszcze chwileczkę. Przepraszam, wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale powiedz mi co się teraz dzieje z Pauliną, macie z nią kontakt? – zapytał lekarz zatrzymując go.
– Masz rację, to nie najlepszy moment na takie rozmowy Robert – stwierdził Marek i wyszedł z gabinetu mówiąc jeszcze tylko do widzenia sekretarce siedzącej w sąsiednim pokoju.
Od samego początku kiedy tylko wszedł do gabinetu ordynatora i zobaczył w nim Roberta zastanawiał się czy, a tak właściwie to kiedy tamten zapyta o Paulinę i co on ma mu wtedy odpowiedzieć. Wiedział z opowiadań żony jak bardzo Paulina przeżyła to, że Robert widział w niej jedynie przyjaciółkę, że nie chciał widzieć również kobiety. Zdawał sobie sprawę, że spotkanie z Robertem po takim czasie mimo wszystko obudzi w Paulinie jakieś emocje i przykre wspomnienia. Widział jak bardzo martwiła się teraz o Izę, jak przeżywała to, że ostatnio tak bardzo ją zaniedbała, że oddaliły się od siebie, bał się jak zareaguje na widok Roberta. Było dla niego oczywiste, że musi powiedzieć Paulinie o Robercie, przygotować ją na takie spotkanie i to jak najszybciej. Nie zamierzał tego przed nią ukrywać bo spotkanie Roberta w tej sytuacji prędzej czy później było zwyczajnie nieuniknione. Nie chciał żeby przeżyła to z zaskoczenia, zastanawiał się tylko jak ma to zrobić. Żałował, że nie może porozmawiać z Izą, żona wiedziałaby jak powiedzieć o tym Paulinie, żeby przyjęła to spokojnie i żeby zbytnio tego nie przeżywała. Cóż Iza tym razem nie mogła mu pomóc i sam musiał stanąć na wysokości zadania, obiecał sobie, że postara się zrobić to jak najdelikatniej, tak jak najlepsza przyjaciółka.