- W empik go
Napoleon XIII: poemat heroi-komiczny w dwudziestu pieśniach - ebook
Napoleon XIII: poemat heroi-komiczny w dwudziestu pieśniach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 301 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
H. Ś.
"All is true… "
Shakespeare.
Paryż.
Librairie Internationale
A. Lacroix, Verboeckhoven et Cie, Éditeurs
15, boulevard Montmartre et faubourg Montmartre, 13
méme Maison a Druxelles, a Leipzig et a Livourne
1871
Cieniom świętej pamięci
Józefa
zgasłego na wygnaniu
Syn duszą i sercem,
Henryk Światomir,
doktór prawa i medycyny.
15 Sierpnia 1871 roku.NAPOLEON III.
Pieśń I.
Te dwie cyfry złącz bez przerwy,
Otrzymasz numer trzynasty.
Wprawdzie liczba to złowieszcza,
W niej zdrada i zamach stanu…
Lecz ten żywot ona streszcza,
Od Strasburga do Sedanu;
Żywot zbrodniczy, piekielny,
Pełen żydowskiej obłudy,
I tem tylko nieśmiertelny,
Że umiał oszukać ludy.
Więc, bracia dziejopisarze",
Przed Boga i Prawdy tronem,
Zwijmy go, z Judaszem w parze,
Trzynastym Napoleonem!
O nim zdania w tomach kilku
Żaden Tacyt ci nie zmieści;
Jakby o żelaznym wilku,
Takie głoszono powieści:
" Jestto cesarz nie dla fraszek,
I strategik jakich mało;
Przed synowcem zbladł wujaszek,
To czart wszyty w ludzkie ciało! "
Inny mówił, acz półtonem,
Zwykle mistyk nie pojęty:
– " W duszy on pogardza tronem,
Karbonarjusz to zacięty! "
– " Panowie! inny wyrzekał,
Jestto wielki dyplomata,
Długo cierpiał, długo czekał,
Dziś jest za to panem świata!
My, Polacy, jemu winni
Czołobitność i szacunek;
Więc czuwajmy, bądźmy czynni,
Z nim i przy nim nasz ratunek!
Dlaczegoż o nim z przekąsem
Mówi Moskal: Ha, czy wiecie?
Gdy nasz Oleś mrugnie wąsem,
To pomyślim o bagnecie… "
Dyli tacy, co głosili:
– " Oczywiście, nie spadł z nieba;
To największy łotr w tej chwili,
Lecz takiego tu potrzeba.
Na francuzkim, wątłym tronie,
Dla narodu większej chluby,
Jeden tylko łotr w koronie
Może wytrwać wszystkie próby! "
– " Nie podzielam tego zdania,
Twierdził młody demokrata
Świeży jenerał z powstania;
Ja w cesarzu widzę brata!
On koronę wziął dla tego
By ja złamać, i z kretesem!
A potem, złączy swe Ego
Z Garibaldim i z Barbesem! "
– " To koszałki, moje dzieci,
Przerwał tułacz, mąż stateczny;
Ten Napoleon waszeci,
Jestto głupiec niebezpieczny. "
– " Głupiec! autor ów Cezara,
Zbawca własności, porządku,
Włoch wskrzesiciel, postrach cara,
Wcielony obraz rozsądku!
Pojęć go nie każdy może;
A geniusz jego milczący
W stanie jest uśmierzyć morze,
Zgasić wulkan pałający! "
Tu znów Świerszcz krzyczy nad karkiem,
A z nim jego zwolenniki:
– " Że Napoleon z Bismarkiem
To dwaj bracia Siamczyki;
Ich królowie nie zatrwożą,
Ani żaden wrzask szatański:
Oni z narodów utworzą
Jeden świat republikański! "
Tu znów zdaniem zacnej damy,
A pół-Polkę w niej uznajem:
– " Cesarz, człowiek ów bez plamy,
Brudny Paryż zrobił rajem! "
Paryż wyładniał w istocie;
Jak świetny harem sułtana
Połyskał w perłach i w złocie,
Szalał w podskokach kankana.
Giełda huczała oszustwem;
Lichwiarze, jakby w bóżnicy,
Dla których kradzież jest bóstwem,
Rządzili losem stolicy.
Gryzetki, różnego tonu,
Z herbami, lub też bez onych,
Żyjące filary tronu,
Pląsały w gmachach złoconych.
De Morny, władcy bratanek,
Z Hausmanem, podlej pamięci,
Dla swych nałożnic, kochanek,
Szalbierstwem byli zajęci.
Pierwszy, mniemany królewic.
Słynął rycerzem dokoła,
Bo czuwał nad wianem dziewic,
Skrzydłami stróża anioła.
Zagadkowe to zjawisko
Trzymało w ryzie salony;
A mieniąc jego nazwisko,
Uśmiechały się matrony…
Hausman, pół Greka, pół Turka.
Odgadnął pańskie zamiary;
Ha! podobała się córka…
Trzeba dla bogów ofiary!
Agamemnon Ifigenję
Przecież im oddał za Troję;
Prefekt, za Paryż, Eugenię,
Będą szczęśliwi we troje…
Obaj są jednak cnót wzorem
Przy Fleury'm, tym mężu stanu,
Co dzikie kłaczki, wieczorem.
Ujeżdża swojemu panu.
Hojnej mu trzeba zapłaty;
Dlatego, prawem honoru,
Służalec pańskiej komnaty
Jest wielkim koniuszym dworu.
Gmin go zwie stajennym królem,
Za życie sprosne, próżniacze;
Rzym zrobił konia – konsulem,
Izbę wyrżały mu klacze!
……………………………………..
Ten świat głęboko spodlony
Miał swoję młodzież bez barwy;
Przedajnych skrybów legiony,
Dewotki, cnót nawet larwy.
W jednym bukiecie, ich geniusz
Do różnych służył zabawek:
Mistrz Augier, Houssaye Arseniusz,
Syn Dumas, Feuillet Oktawek.
Takich istot podle żądze
Są ludzkości naszej wrzodem;
Różnoskoczny za pieniądze,
Emil Girardin szedł przodom.
W łotrze tym szatanów trzysta:
Za Filipa, szpieg naczelny,
Po Lutym, bonapartysta,
Za cesarstwa, pan udzielny!
Gdy tak się tuczyły sępy,
Wieszcz, myśliciel, człek sumieni
I patriotów zastępy
Ginęli w głębiach więzienia.
Inni, a których nie zliczę.
Przykładem Wiktora Hugo,
Ze wstydu kryjąc oblicze,
Kraj opuszczali na długo.
Bo harpia krwawemi usty
Tej Francyi toczyła łono;
Trąd ja… pożerał rozpusty,
Pod tą cesarska korong!
Kto był ów sławny monarcha?…
Największa z plam przy tych pianiach,
Złoczyńców wódz, patriarcha,
Godnie odbijał w tych ramach.
Ten człowiek, drobny i blady,
Z mętnemi sowy oczyma,
Z piętnem rozboju i zdrady
Przedstawia zbrodni olbrzyma.
Patrz! w nocy, ów król potworów
Powstaje z ram tych skalanych;
Wpośród natłoku liktorów
Wskazuje na podejrzanych.
Przed nim przechodzi ofiary,
Klątwa witając siepaczy:
Mężowie niezłomnej wiary,
Młódź, starce, matki w rozpaczy…
I wielka postać w żałobie,
Na czele tego pochodu
Klnie losy na synów grobie…
"Ach! to swoboda narodu!
I duszę przenika zgroza.
Na widok ofiar przemocy;
To straszna apoteoza
Okropnej, grudniowej nocy!
Lecz ów człek zimny, bezcześci,
Nieustraszony ta marą,
Kiwając głowa, was pieści,.
Dopala wonne cygaro!
To jego postać, – a dusza? –
Podstępna, wszeteczna, krwawa.
Oszustwo, chciwość Kartusza,
To są do tronu jej prawa!
Teraz je stwierdza przez zdradę,
Na wstyd i postrach Europy:
Gdy własny naród i szpadę
Prusakom rzuca pod stopy!
Na jaką czeka śmierć podłą
Ten mocarz bez protoplasty?
Na szubienicę i godło:
" Zbieg Napoleon trzynasty! "
Pieśń II.
Co też myśleli królowie
O Jowiszu zaobłocznym?
Drwili zeń… w poufnej mowie,
Zowiąc go krewnym pobocznym.
Jednak w światowych stosunkach,
Wciąż zapewniali go społem
O swych najgłębszych szacunkach,
A słudzy bili mu czołem.
Kniaź tylko, z moskiewska, złością,
Skreślił cenność tej postaci,
" Ten pan jest wielka nicości?
Niepoznaną od swych braci. "
Wśród zdań tak sprzecznych rozdzwonił
Okiem, co w głąb rzeczy wnika,
Od kolebki aż do zgonu
Wyśledźmy byt nieboszczyka.
Dla czego ów upiór dumny
Błądzi tu z kąsa skradziona?
Bo on nie wart desek trumny,
Nie przyjmie go ziemi łono.
Niech was ta mara nie lęka
Z krwawym na piersi całunem;
Bezwładna dziś zbrodni ręka,
Pod ludzkich przekleństw piorunem.
Cesarskie modne rusałki,
Zbiry z potrójnem obliczem,
Szpiegi, złociste marszałki,
Obecnie wszystko to – niczem!
Obiega wieść między gminem,
Lecz ta fałsz może zamyka…
Otóż nasz Ludwik był synem
Jak mówią – króla Ludwika,
Hortensya miała czciciela,
Choć starego testamentu;
Syn podobny do Werwela
Jak dwie krople atramentu –
Czarnego, to się rozumie:
Taż sama postawa krótka,
Figurka niknąca w tłumie
Nie warta nawet i szczutka!
Cóż to jest Werwel, zapytasz?
Znamy go z twarzy zwierzęcej;
Admirał, bankier, dygnitarz,
A w głębi żyd, i nic więcej.
Werwel zaś, będąc bankierem,
Niezawodnie cyfry mnożył;
Ludwik mógł być jego zerem…
Lecz niniejsza kto go tam stworzył.
Holenderskie śledzie zatem
Miał następca w perspektywie,
Mógł się zwać monarchów bratem,
Słowem, wszystko szło szczęśliwie.
Wujaszek tępił narody
Ryczałtowo, jednem cięciem;
Bo łatwo skorzystać z trzody
Gdy ogół jest już bydlęciem.
Człowiek, to zwierzę – a przytem
W poważnej, zbrojnej gromadce
Jest bogactwem niespożytem;
Tak przynajmniej twierdzą władce…
Hortensya zbyt excentryczna
Kształciła go na cesarza;
Ztąd istota połowiczna,
Pół baby, a pól lichwiarza.
Młodzian uczył się zawczasu
Na łowach strzelać szampanem;
Dla tego umknął do lasu,
Jak wiadomo, pod Sedanem.
Kto wiecznie walczy orężem
Ten od niego zwykle ginie:
Tuk się stało z wielkim mężem,
Z wujem, w przegranej godzinie.
Dwunasty rok zemsty dłonią
W całun go śnieżny obwinął;
Lipsk błysnął przedśmiertną błonią,
Pod Waterloo wreszcie zginał.
A Francyi zostawił w spadku
Przekleństwa ludów i zgliszcza;
Zaród przyszłego upadku,
Co tak srodze ją wyniszcza.
Monarchy liczna rodzina
W rozsypkę poszła po świecie,
Niemcy pochowali syna,
Reszta nicość, jak to wiecie.
Lecz Ludwikowi się zdało,
Że przybrawszy wuja imię
Jego okryje się chwałą
W podbojów złowrogim dymie…
Spytacie, zkąd w tym młokosie
Tak wzniosłej chęci objawy?
On je podsłuchał w rozgłosie
Fałszywej wujaszka sławy.
Być władcą, mieć hufy zbrojne,
W koronie być pasożytem,
Rabować, uwieczniać wojnę,
Nikczemnych dusz to zaszczytem!
Tyranów ród nie umiera;
Ich bracia i słudzy płatni
Wydaję wciąż bohatera,
Śpiewając: to już ostatni!
Ostatni z łotrów czeredy,
To każdy zrozumie łatwo;
Lecz kiedyż przestanę, kiedy
Oni się pastwić nad dziatwą?
O! świat jest jeszcze w powiciu;
Mimo wieków doświadczenia,
Skorzystał mało w tem życiu
Z dziejów, ludzkości sumienia!
O władce świata złośliwi!
Ludy są waszym Edypem;
Niech was to sfinksów nie dziwi,
Że mszczę się – choćby dowcipem
Ta kara zdrad nie dosięgaj
Jest inna, w poważnych dziejach:
Tam, ich Nemezy potęga
Tyranów karci, w złodziejach!
Czy ten co naród okradnie
Jest mniej występnym, o nieba!
Jak ten co weźmie bezwładnie,
Dla głodnych dzieci kęs chleba?
Tych wloką w turmy zaklęte,
Krew ich pod mieczem się leje;.
A tamtym – dają w zachętę,
Chislehurst, lub Wilhelmshohe!
Otóż nasz bohater mały
Z matkę nawiedza Germanów;
Ta go zachęca do chwały,
Purpurę zszywa z łachmanów.
Ztamtąd, ów zbawca gawiedzi
Do dzielnych Helwetów zmierza;
Tam za sztuką Marsa śledzi,
Małpuje zawód rycerza.
Tam, w Arenbergskiem schronieniu,
Kędy przyroda górzysta,
Pisze, broń kuje w milczeniu,
Słowem, z wujaszka korzysta.
Brat jego – o nim, niestety!
Nic zgoła wyrzec nie można;
Ludwik ma rodu zalety:
Natura chytra, ostrożna,
Owiana złego oddechem.
A matka, grożąc łaciną,
Zwie go z badawczym uśmiechem:
" Słodką, upartą dzieciną… "
Te żartobliwe trzy słowa
Malują przyszłość człowieka:
On cię zabije, pochowa,
I słodkim głosem oszczeka.
Ty chcesz być wolnym w twym kraju..
Wzrok wznosisz śmiało przed Bogiem?
Więc za to zginiesz hultaju,
I nazwę cię demagogiem!
Tak, słodki Ludwik, z uporem
Wzrastał na matki kolanach;
Z myśliwca stał się autorem,
A pisał wciąż o tyranach:
Bolał nad ludzkości stanem,
Proletaryuszów pocieszał,
Słowem, bój toczył z szatanem,
Królów mordował i wieszał.
O! przed nim pierzchnie intryga!
On szuka sztuki rozwoju;
A słodki jak złota figa,
Chce świat oglądać w pokoju!
Wtem popłoch w Rzymskim obozie;
Ludwik z papieżem się ściera,
Traci brata, siedzi w kozie,
Koza mu przyszłość otwiera.
Szczycąc go męztwa dyplomem,
Ludy, zawsze w dobrej wierze,
Oklaski sypią mu gromem;
Liberał porasta w pierze.
Kto by pomyślał w tych czasach,
Że młody wróg jezuitów,
Po takich z nimi zapasach,
Dojdzie przez nich… do zaszczytów!
Wśród owych walk homerycznych
Choć Lojoli został jeńcem,
W świeckich przeglądach publicznych
Już Brutusa jaśniał wieńcem.
" Francya, gawiedź rzekła chórem,
Jest najazdem zniesławiona;
A nasz książe mieczem, piórem,
Wskrzesi cześć Napoleona! "
Z innej strony demokraci
Czerwoność jego chwalili;.
On im z czasem się wypłaci,
Jak to zobaczym po chwili.
Pieśń III.
Rok trzydziesty, rok powstania,
Świadek wieczny krwawych zdarzeń,
W dniach obecnych, wśród wygnania,
Ileż sprzecznych budzi marzeń!
Wobec Moskwy czarnych ptaków,
Tych potworów chciwych żeru.
Rój Wysockich, Nabielaków,
Daje hasło z Belwederu.
Młódź Sarmacka, młódź natchniona,
Czując w sobie życia zaród.
Spieszy z nimi pod znamiona,
I do broni wzywa naród.
Polsko! gdybyś ich przykładem
Wręcz powstała na twych katów,
Jadowitym gardząc gadem,
Dworską tłuszczą dyplomatów;
Gdybyś szła za prawdy głosem,
Stojąc z chłopem u wyłomu,
Nieskruszona żadnym ciosem.
Panią byłabyś w twym domu!
Nie tą panią niewolnicą,
Co pod blichtrem skrywa nędzę,
Lecz prawdziwą, jasnolicą
I wielmożną – choć w siermiędze!
Tyś wolała oddać serce
Twym drapieżnym sępom, krukom;
I dziś jesteś w poniewierce,
Zostawując hańbę wnukom!
Gdy się wzmaga zapał Boży
W piersiach twoich dzielnych synów,
Jenerały, senatorzy,
Czyli garną się do czynów?
" Dajcie nam wodza, człowieka! "
Wola Polska, z nią Litwini;
Ruś na zbawcę także czeka,
A wódz chowa się do skrzyni!
Wreszcie, po długim namyśle,
Drżący wychodzi z ukrycia,
Czaty odbywa przy Wiśle,
Niegdyś dzielny, dziś Łez życia.
Cisnę się do wrót Warszawy
Kmiotki z kosą, lud wyborny;
Jenerał, pełen obawy,
Odsyła motłoch niesforny.
Kniaź Lubecki, w nim poznajem
Ministra skarbu w kłopocie,
Wciąż traktuje z Mikołajem
O czem? o Polski sromocie!
A nie omylił się wcale
Pośrednik, wierny poddany;
Władca go przyjął wspaniale,
I złotem zaleczył rany.
Przytem, bo nie byłby carem,
Do Polski wysyła gońców
Pod Paskiewicza sztandarem,
Tłum buszkirów i Czuchońców.
Wpośród tych wahań, zabiegów,
By zhańbić sprawę błazeństwem,
Z nad Wisły pospiesza brzegów
Dwóch ludzi, zdjętych szaleństwem.
Dokąd? i po co, na Boga!
Może po broń swym piechurom?
Nie! oni obchodząc wroga,
Dążą ku Helweckim górom..
Przezornych posłów ośmiela,
Książęca próżna korona;
W niej znajdą Wilhelma Tella,
Co mówię – Napoleona!
Ów przyszły oszust, człek młody,
Z orkiestra nadwornych osłów,
Nuci im hymn do swobody;
Słowem, zachwyca dwóch posłów.
" Czemże was uczcić, o nieba!
W Helweckiem cichem schronieniu?
Co was nęka? co wam trzeba?
Pomocy w mojem imieniu?
Dla waszej najświętszej sprawy
Pałam tak wielką miłością,
Że rzucę świat i zabawy,
Pogardzę nawet przyszłością!
Łzy wasze moją zapłatą,
Polska jedynem marzeniem,
Bo wiedzcie żem demokratą! "
Tu kichnął z wielkiem wzruszeniem…
Starce wdzięcznością przejęci,
W nim ludu witają męża:
– " Twój wuj, olbrzymiej pamięci,
Nawet po śmierci zwycięża!
Naród mu wdzięczność zachował,
Dotąd jak Boga go chwali;
Choć bil nas, pędzał, musztrował,
Myśmy mu stopy lizali,
Psie przywiązanie i kwita!
Leczył nas przez oczyszczenie,
I wskrzesiłby jak z kopyta;
Lecz biedak zmarł na Helenie.
Cień jego z nami przychodzi;
Wysłuchaj nas w nieboszczyku,
I wsiadłszy do naszej łodzi,
Wyratuj Polskę. Ludwiku! "
– " Zgoda, młodzieniec odpowie,
Despoci, precz z groźba płocha!
Cygara – chcecie panowie?
O ! Polsko, moja macocho! "
Chciał powiedzieć: " Moja matko!
Lecz się zakrztusił przed rymem;
I mowę zakończył gładko,
Hawany błękitnym dymem,
Ludwiczek przeszkód nie widzi,
To potok co nie zna tamy!
Lecz nim tyranów zawstydzi,
Po radę spieszy do mamy.
Dla matki podobne względy,
Życiu promienia poranek;
Matka nasze karci błędy,
Od złych nas broni zachcianek.
Bóg dal nam matkę dlatego
Byśmy wyssali z jej mlekiem
Chęć co nas zbliża do niego,
Zostać przez miłość człowiekiem.
Ona jest dla nas cnót wzorem
Kolebki radosną zorzą;
Przyrody rajskim utworem,
Nadzieja, zwiastunką Bożą!
Czy taką była istota
Do której wchodzim pokoju?
Zapytaj ksiąg Herodota
Nowożytnego pokroju:
Hortensya, chociaż kreolka,
Holendrów szczerze kochała;
Mody lubiła jak Polka
I na nich dobrze się znała.
Lecz zmienne były jej gusta,
Żadnym nie gardziła darem;
A wiecznie spragnione usta
Chłodziła uciech puharem.
Pewna ex-piękność zgrzybiała
Mówiła: " Słowo honoru,
Jam tylko mężnych kochała,
Hortensya zaś, bez wyboru! "
Jak nimfa zmysłowych światów
Lubiła dźwięki marsowe,
Plastyczność, woń świeżych kwiatów
I naszą brzydką połowę.
Czasami, wieczorną porą,
Gdy świat jest wielką mogiłą,
Genewskie, cudne jezioro,
Z muzami księżnę łączyło…
Z tych ślubnych, duchowych godów.
Dla większej kreolki sławy,
Wynikło też kilka płodów.
I śpiew " Syryjskiej wyprawy
Za młodych lat heroina,
Słynęła swojemi wdzięki;
Jej kibić giętka jak trzcina
Ginęła w uścisku ręki.
Lubieżne jaśniały oczy
Z pod rzęs jedwabnej osłony;
Godnym był pęk jej warkoczy
Twojej, Wenero, korony!
Obecnie zginęły czary…
Lecz zwróćmy oczy na syna,
Syn brzydki, chociaż niestary,
Zapewne ojca w tem wina…
Pośledni, nawet w mundurze,
Lecz zręczny: wybornie pływa,
Tańczy i chodzi po sznurze;
Dziś polski wieniec zdobywa.
W tej chwili do matki rzecze:
" Z nowiną tutaj przychodzę;
Nad Wisłą jaśnieją miecze,
Czeka mię zysk na tej drodze… "
Hortensya zbladła ze strachu,
Ku niemu wyciąga dłonie;
Orzeł chce umknąć z pod dachu,
Lecz czyli wróci w koronie?
Kto wie! wszak błędnych rycerzy
Na władców często pasują;
Świat zwykle oszustom wierzy,
Dla tego oni królują…
" Zgoda na zysk, lecz bez prochu!
Odpowie mu dyplomatka;
Wuj bigos robił z motłochu,
A przegrał, choć szło jak z płatka!
– " Pragniesz więc mojego sromu,
Wyrzeka Ludwik w zapędzie;
I cóż wysiedzę w twym domu?
Nam trzeba nurtować wszędzie:
Z właściwym sprytem kuglarza.
Korzystać z ludzkiej głupoty,
Gdy zręczność przytem się zdarza,
A może grosz szczerozłoty!
Polacy, w najlepszej wierze,
Z dobrodusznością dziecięcia,
Wiecznych urojeń rycerze
Tulą się w nasze objęcia,
Otóż, pysznemi wyrazy,
Przyjąłem mych Donkiszotów;
Już im wydałem rozkazy,
Jak widzisz, jam zawsze gotów!
Miej we mnie ufność bez granic;
Nie głupim z carem drzeć koty,
Do ognia nie wskoczę za nic,
Choć włożę polskie wyloty! "
– " Rozumiem! matka przerywa.
W tobie Werwela poznaję… "
Więc w płacz, a syn się wyrywa;
Słowem, scena się udaje,
Polacy, nucąc zwycięztwo,
Do kraju z tryumfem jadą,
Księcia wychwalają męztwo,
I grożą Moskwie zagładę.
Żegnając wyrzekł im książe,
Że wrogów zniszczy do szczętu,
Że cara samego zwiąże,
Polskę podźwignie z odmętu.
Długo biedacy czekali,
A zawsze pełni nadziei;
Nie było dróg do Moskali,
To jest żelaznych kolei…
Tak długo jechał, niestety!
Wód… z, wioząc z sobą rozsądek,
Że nim dojechał do mety,
W Warszawie nastał porządek!
Tam pościerano z pomników
Krew świeża, drgające mózgi,
Wzięto na kieł buntowszczyków,
A płeć nadobną – pod rózgi.
Zuchy zaś wiecznie nucili:
" Spóźnił się w drodze, toć szkoda;
Z nim byśmy Moskwę zdobyli…
O Polsko, tyś zawsze młoda!
Pieśń IV.
Po takiej świetnej wyprawie
Nudzę nas dom, grzęda, kurnik;
O nowej zatem buławie
Marzy nasz mistrz-awanturnik.
Lecz ręcze, że nikt nie zgadnie
Bonapartowskich zamiarów;
Raczej w domysłach przepadnie,
Jak zając w pośród ogarów.
Cóż go w istocie zaprząta?
Zabawa, strzelba, nauka'?
Wymiar, naprzykład trójkąta,
W którym się pewników szuka?
Lub większe ma plany w głowie,
Lecz dotąd nieznane światu?
Być może, jest z Turkiem w zmowie,
Jako przeciwnik caratu?
Wróg wszystkich świata tyranów,
Pałając zemstą za wuja,
Czy nie chce skarcić Brytanów?
Myśl młoda wysoko buja.
Lub też zebrawszy wojaków,
Szwajcarów zastęp sokoli,
Uderzy na Austryaków,
By brata dostać z niewoli?
O! nie, Napoleon mały
W takie się rzeczy nie wdaje;
Przyjaciel nasz, rycerz śmiały,
Chce zwiedzić dalekie kraje.
Kaukazkie nęcą go szczyty,
Któremi dzicz groźna włada;
A zatem, mąż znakomity
Już się do drogi układa…
Chęć nie zła! poznać kraj cudów,
Skąpać się w smacznym Narzanie,
Zwyczaje zbadać tych ludów,
I zjeść z Szamilem śniadanie.