- W empik go
Naprawdę spoko! - ebook
Naprawdę spoko! - ebook
Robbie to 10-letni chłopiec, który bezgranicznie kocha na świecie dwie rzeczy: piłkę nożną i swojego psa Szczęściarza. Pewnego poranka życie małego chłopca ulega zmianie, gdy dochodzi do nieszczęśliwego wypadku – podczas spaceru ze swoim ukochanym psem zostaje potrącony przez samochód – i zapada w śpiączkę. Chłopiec jest świadomy, słyszy każdy głos, czuje każdy dotyk i zapach, ale… nie może się poruszać ani mówić. Jest zamknięty we własnym świecie, z którego, mimo że bardzo chce, nie może się wydostać. Jedyne czego teraz pragnie, to obudzić się i znowu ujrzeć rodziców, obejrzeć mecz ukochanej Chelsea i… znowu zobaczyć Szczęściarza. Czy rodzinie i przyjaciołom uda się obudzić chłopca? Czy Robbie dowie się, co się stało z ukochanym pieskiem?
Przeczytaj wzruszającą opowieść, która w interesujący, ciepły sposób porusza trudny, ale ważny temat oraz oswaja i uwrażliwia dziecko na podobne sytuacje. To również wciągająca opowieść o niezwykłej więzi chłopca z ukochanym psem – Szczęściarzem. Czy przyjaźń ze zwierzakiem jest w stanie zdziałać cuda, takie prawdziwe cuda?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8073-490-6 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Często myślę o Szczęściarzu, mimo że nie chcę, bo Szczęściarz nie żyje. To takie smutne. Sam wybrałem mu to imię. I co z tego? Okazało się, że wcale nie miał szczęścia. Chciałbym się rozpłakać, ale nie mogę. Co gorsza, nie wiem, dlaczego nie mogę płakać. Po prostu nie mogę i już.
Czasem sobie myślę, że może to tylko zły sen, okropny koszmar, że wkrótce się obudzę, a Szczęściarz wciąż będzie żywy i wszystko będzie tak jak dawniej. Lecz koszmary się kończą, kiedy się budzisz, a ja nie potrafię się obudzić. Próbuję. Wciąż próbuję, ale nic z tego. Stąd wiem, że to nie sen, a to, co przytrafiło się mnie i Szczęściarzowi, zdarzyło się naprawdę – Szczęściarz nie żyje, a ja jestem uwięziony we własnej głowie i nie umiem się wydostać.
Nie potrafię się obudzić. Ale słyszę. Czuję dotyk i zapach. I pamiętam. Pamiętam wszystko, każdą chwilę. Była sobota, krótko po śniadaniu. Cały weekend przede mną. Mieliśmy zagrać w piłkę w parku z Martym i innymi chłopakami. W niedzielę wyjazd z Tatą. Znowu wybieraliśmy się na żagle do Salcombe. Nie mogłem się doczekać.
Telefon zadzwonił. Tata. Wiedziałem, że to Tata. Zawsze dzwonił w sobotę rano. Jak zwykle Mama nie od razu odebrała telefon. Pozwoliła mu dzwonić i dzwonić. Kiedy w końcu podniosła słuchawkę, jej głos nie brzmiał przyjaźnie. Od dawna nie rozmawiała przyjaźnie z Tatą. Szczęściarz obszczekiwał telefon. Ujadał jak szczeniak na widok prawie wszystkiego – listonosza, mleczarza, muchy na szybie i psa w telewizji. Tak naprawdę to wcale nie był szczeniakiem. Był starszy ode mnie. Po prostu nigdy nie dorósł. Uwielbiał podskakiwać i wszędzie było go pełno.
Mama trzymała telefon w ręku. Słyszałem, jak Tata mówi: „Halo? Halo!”.
– Zabierz go na spacer, Robbie – powiedziała Mama, ignorując Tatę. – Chcę zamienić słówko z twoim ojcem. – Ciągle z nim „zamieniała słówko”, ale nigdy nie udało im się dojść do porozumienia. Usiadłem, bo chciałem wiedzieć, o co tym razem chodzi.
– Robbie, rób, co mówię. Weź Szczęściarza na spacer! – Udawałem, że jej nie słyszę. – Robbie, proszę, zabierz tego psa na spacer. No dobrze, możesz sobie kupić loda.
– Spoko – powiedziałem.
Wtedy się naprawdę wściekła.
– Nie mów „spoko”. Wiesz, jak tego nie znoszę. Idź już!
– Okej, spoko – powiedziałem tylko po to, żeby ją wkurzyć. – Idziemy, Szczęściarzu. Na spacerek.
Ellie zawołała z góry, pytając, czy może ze mną iść. Powiedziałem, że nie, bo zakładanie butów zajmie jej wieki, a potem jak zwykle będzie się chciała zatrzymać, żeby nakarmić kaczki. Szczęściarz szczekał i podskakiwał jak szalony, bo przed chwilą usłyszał najwspanialsze słowo na świecie: „spacerek”. Otworzyłem drzwi wejściowe, a Szczęściarz wystrzelił na ścieżkę, wciąż ujadając. Wybieraliśmy się na spacer do parku, a on już wiedział, że będzie wspaniale.
Zazwyczaj zakładam mu smycz, a on podskakuje w miejscu, póki nie otworzę furtki. Lecz tym razem furtka była już otwarta. Ktoś zapomniał ją zamknąć. Nagle zobaczyłem kota – wielką pręgowaną kocicę pani Chilton. Wygrzewała się na słońcu i myła, siedząc na murku po drugiej stronie ulicy. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Szczęściarz smyrgnął ścieżką, przebierając krótkimi nóżkami jak szalony, jednocześnie warcząc i ujadając. Wybuchnąłem śmiechem, tak zabawnie wyglądał. Nagle przestałem się śmiać, bo zauważyłem niebezpieczeństwo, które powinienem dostrzec znacznie wcześniej. Krzyknąłem, ale było już za późno.
Szczęściarz przebiegł przez furtkę i znalazł się na ulicy, zanim zdołałem go powstrzymać. Pobiegłem za nim. Usłyszałem odgłos samochodu i pisk hamulców. Zobaczyłem, jak Szczęściarz znika pod kołami, ale nie widziałem drugiego samochodu, który we mnie uderzył. Za to go poczułem. Nawet usłyszałem własny krzyk. Leciałem w powietrzu, a potem spadałem, koziołkowałem, obracałem się.
Później znalazłem się w karetce. Jakoś nie mogłem się obudzić. Wydawało się, że wszystko we mnie przestało działać. Nie mogłem niczym poruszyć: ani palcami, ani nogami. Lecz wewnątrz, w głowie, obudziłem się. W środku byłem zupełnie przytomny.
Pamiętam, że w karetce zastanawiałem się: „Może umarłem. Może tak wygląda śmierć”. Od tej pory wiele nad tym myślałem i już nie mam takich obaw, w każdym razie nie za często. Wiem, że nie mogę być martwy, bo noga cały czas mnie boli. Głowa też. Czuję się, jakby rozdeptało mnie stado słoni. Przecież nie odczuwa się bólu, kiedy się nie żyje, prawda?
Słyszałem płacz Mamy i głos pana z karetki, który mówił jej, że nic mi nie będzie, że nie powinna się martwić i że szpital jest już niedaleko. Pamiętam, że założył mi maskę na twarz. Kiedy dojechaliśmy, poczułem na skórze chłodniejsze powietrze. Mama przez cały czas trzymała mnie za rękę. Ciągle mnie całowała i płakała, a ja chciałem otworzyć oczy i powiedzieć jej, że nic mi nie jest. Ale nie mogłem i nadal nie mogę.
Jest teraz u mnie w pokoju, razem z Ellie. Kiedyś bywały takie chwile, że nie mogłem znieść widoku mojej siostry – potrafi być taka wkurzająca. Teraz oddałbym wszystko, wszystko na całym świecie, żeby móc otworzyć oczy i znowu ją zobaczyć.
Mama i Ellie nie płaczą już tak często jak wcześniej, dzięki Bogu. Doktor Cuchnący Oddech powiedział im, że płacz tylko mnie zdenerwuje i że powinny ze mną rozmawiać, bo ja je słyszę. Ale ze sposobu, w jaki do mnie mówią, wiem, że wcale nie wierzą, że mogę je usłyszeć. Mają tylko taką nadzieję. Czasem próbują mi coś powiedzieć, jednak zazwyczaj rozmawiają nie ze mną, ale o mnie, tak jak w tej chwili.
– Ma bardzo różową buzię – mówi Ellie i dotyka mojego policzka. Czuję twardość jej małego paznokcia. – I bardzo ciepłą. – Siedzi na łóżku. Bawi się moimi palcami, jakby to były zabawki. – Jedna świnka na targ wędrowała, druga świnka w domu została... – Nie robi tego po raz pierwszy. Wyrecytuje cały wierszyk i zakończy łaskotkami. No właśnie: – A ostatnia świnka tylko biegała! – I przebiega paluszkami po mojej ręce aż do ramienia. Łaskoczą, ale nie potrafię zachichotać, jak by sobie życzyła. Chciałbym się zerwać z łóżka i łaskotać ją, łaskotać, aż pęknie ze śmiechu. Uwielbiam ją rozśmieszać. Ale nie mogę tego zrobić. Nie potrafię.
– Po co Robbiemu ta rurka w buzi, Mamo? – znowu pyta o to samo. A Mama znowu jej wyjaśnia i jeszcze raz powtarza, żeby nie dotykała moich rurek. – Dlaczego on się nie budzi, Mamo?
– Obudzi się, Ellie. Zrobi to, kiedy będzie gotów. Na razie śpi. Jest zmęczony.
– Dlaczego jest zmęczony?
Mama nie odpowiada, bo nie wie jak.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Kupując tę książkę, wspierasz Fundację Ewy Błaszczyk „Akogo?”.
Celem Fundacji jest pomoc osobom po ciężkich urazach mózgu, przebywającym w stanie śpiączki. Fundacja wybudowała również klinikę „Budzik”, wzorcowy ośrodek neurorehabilitacyjny dla dzieci w śpiączce, w której od 2013 roku wybudziło się ponad 30 pacjentów.
1% od ceny detalicznej każdej sprzedanej książki Naprawdę spoko! przekazujemy Fundacji.
Chcesz dodatkowo wesprzeć Fundację „Akogo”?
Przekaż na rzecz Fundacji 1% swojego podatku lub dokonaj symbolicznej wpłaty:
Fundacja Ewy Błaszczyk „AKOGO?” – Organizacja Pożytku Publicznego
ul. Podleśna 4, 01-673 Warszawa
KRS: 0000125054
Bank Zachodni WBK S.A.
al. Jana Pawła II 23, 00-854 Warszawa
Nr konta: 02 1090 1056 0000 0000 0612 1000
W rozliczeniach zagranicznych nr rachunku należy poprzedzić kodem państwa: PL
Kod SWIFT WBK: WBKPPLPP
Więcej informacji znajdziesz na: www.akogo.pl
.
Fundacja Azylu pod Psim Aniołem to organizacja utrzymywana z datków tysięcy osób z całego kraju. Leczy i oddaje do adopcji porzucone i skrzywdzone psy i koty z Warszawy i okolic.
O wszystkich akcjach adopcyjnych dowiecie się na: psianiol.org.pl