- W empik go
Narkotyki i narkomania - ebook
Narkotyki i narkomania - ebook
Napisany przystępnym językiem poradnik, w którym szczegółowo scharakteryzowano poszczególne środki odurzające i ich działanie. To także opis procesu uzależniania się oraz związanych z nim objawów i konsekwencji – procesu, który Wojciech Wanat zna z własnego doświadczenia. „Dla kogo jest ta książka? Bardziej dla nastolatków czy też dla rodziców? Coś interesującego znajdą tu dla siebie opiekunowie także kilkuletnich dzieci, nauczyciele, policjanci, właściwie wszyscy kontaktujący się z młodzieżą. Z całą pewnością dowiedzieć się czegoś mogą również sami młodzi ludzie. Nie napisałem tej książki, by straszyć widmem wszechobecnej narkomanii, to na co dzień robią media, czy też po to, by zareklamować narkotyki. Chciałbym, aby z jej pomocą można było uzyskać jak najwięcej informacji o tym, dlaczego ludzie biorą i co można zrobić, by było ich najmniej”.
Spis treści
Od autora
Proste pytania
Nowotwór duszy
Ze mną jest ci przyjemnie
Jestem twoim przyjacielem
Nigdy cię nie opuszczę
Sztuczne raje
Marihuana i haszysz
Stymulatory
Halucynogeny
Opiaty
Środki uspokajające
Lotne rozpuszczalniki
Legalne narkotyki
Z perspektywy
Rodzina
Szkoła
Przyjaciel narkoman
Narkotyki i seks
Rynek
Prawo
Terapia i redukcja szkód
Zakończenie
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-0302-8 |
Rozmiar pliku: | 346 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
narkotyki.Przez ponad już dziesięć lat opowiadam ludziom o narkotykach. Nauczyłem się przez ten czas, że ważniejsze od tego, jak one działają, jest to, co po jakimś czasie ich przyjmowania dzieje się z psychiką ludzką. Przecież skutki brania narkotyków znacznie wybiegają poza kilka godzin działania środka – nierzadko nawet po kilkunastu latach abstynencji widać pewne zmiany.
Zrozumiałem także, że do każdej grupy powinno się mówić trochę coś innego. Rodziców przede wszystkim uświadomię, jak prostymi metodami można sprawić sobie przyjemność, żeby wiedzieli, na co zwracać w domu uwagę. Dzieciom raczej o tym nie opowiem, choć mam wrażenie, że same poradzą sobie z szukaniem takich informacji w gazetach i Internecie. Wiadomo, że dorosłym warto powiedzieć, dlaczego narkotyki mogą wydawać się atrakcyjne, a dzieciom – dlaczego mogą być także niebezpieczne. Jak widać, różnica w podejściu do rozmaitych grup jest dość subtelna – po prostu nawet lekarze stomatolodzy zadają inne pytania niż interniści.
Dla kogo jest więc ta książka? Bardziej dla nastolatków czy też dla rodziców? Coś interesującego znajdą tu dla siebie opiekunowie także kilkuletnich dzieci, nauczyciele, policjanci, właściwie wszyscy kontaktujący się z młodzieżą. Z całą pewnością dowiedzieć się czegoś mogą również sami młodzi ludzie.
Nie napisałem tej książki, żeby straszyć widmem wszechobecnej narkomanii, to na co dzień robią media, czy też po to, by zareklamować narkotyki. Chciałbym, aby za jej pomocą można było uzyskać jak najwięcej informacji o tym, dlaczego ludzie biorą i co można zrobić, żeby uzależnionych było jak najmniej. Aby książka była zrozumiała dla szerokiego grona odbiorców, unikałem naukowego czy terapeutycznego żargonu. Być może ona z tego powodu mniej precyzyjna, ale staje się bardziej osobista i łatwiejsza w odbiorze.
Większość ludzi ma określony stosunek do narkotyków, alkoholu i osób uzależnionych. Niezwykle trudno jest przejść obojętnie obok tego zagadnienia. W jakimś stopniu wynika to z faktu, że właściwie w każdym środowisku można znaleźć narkomana. Prawdopodobnie wszyscy wśród swoich znajomych mają osoby, których bliscy są w ośrodku albo powinny się tam znaleźć. Często o tym się nie mówi – uzależnienie jest w Polsce ciągle sprawą wstydliwą.
Nie ma prostych recept na uzależnienie – jest to choroba, ale nie można jej wyleczyć. Trzeba z niej wyjść tak jak z bezdomności, czyli głównie dzięki własnemu ogromnemu wysiłkowi. Bardzo rzadko zdarza się jednak, żeby udało się to zrobić bez pomocy z zewnątrz. Tak samo jak niezwykle trudno jest tak samodzielnie wychować dziecko, aby było zupełnie bezpieczne. To samo można powiedzieć o pracy szkoły, tworzeniu środowiska lokalnego, które jest przyjazne dzieciom. A kiedy brak gotowych recept, trzeba szukać drogi dla każdego dziecka, dla każdej szkoły. To, co jest dobre w jednej sytuacji, może zaszkodzić w innej.
Jeśli ktoś chce uporządkować swoją wiedzę na temat narkomanii albo po prostu jak najwięcej dowiedzieć się na jej temat, proponuję specyficzną metodę: wyobraźcie sobie narkomana. To może być muzyk, młody dziennikarz, student, może też być zwykły ćpun z Centralnego. Narysujcie go – na sporej kartce, najlepiej kolorowymi kredkami – i nadajcie mu imię. Kiedy będziecie czytać kolejne rozdziały tej książki, popatrzcie czasem na niego, wyobraźcie sobie, co przeżywał w danym momencie swojego narkomańskiego żywota, o czym myślał, co czuł i co odczuwali jego bliscy. Być może w taki sposób lepiej uda się wam zrozumieć, co dzieje się z kimś uzależnionym.
Proste pytania
Jak wyjaśnić komuś, kto nigdy nie zetknął się z narkotykami, co dzieje się z człowiekiem po przyjęciu jakiegoś środka? Bez tego bardzo trudno zrozumieć, dlaczego ludzie biorą. Wcale nie jest łatwiej wytłumaczyć osobie, która nigdy nie miała żadnych nieprzyjemnych doświadczeń z narkotykami, że zwyczajnie mogą być one niebezpieczne.
Czternastoletnie uczennice zapytały swoją nauczycielkę biologii, co przeżywa się w czasie orgazmu. Usiłowała im to wytłumaczyć, choć była przekonana, że jedyna pełna odpowiedź na to pytanie brzmi: jak przeżyjecie, to będziecie wiedziały. Podobnie jest z narkotykami. Ktoś, kto nigdy nie stykał się z nimi, nie potrafi zrozumieć motywów kierujących ludźmi, którzy po nie sięgają.
Czy narkotyki powinny budzić wyłącznie negatywne skojarzenia? Przecież nawet tak wielu ludzi o wysokim statusie społecznym otwarcie przyznaje się do kontaktów z nimi. Więc może narkotyki mają także swoje dobre strony? Czemu narkomanami, w pełnym tego słowa znaczeniu, zostaje tylko niewielka grupa ludzi, skoro tak wiele osób sięga po środki odurzające? Co właściwie znaczy słowo narkoman? Czy jest ich naprawdę tak niewielu?
Ludzie szukają odpowiedzi na dwa rodzaje pytań związanych z narkotykami: jak działają, co czuje ktoś, kto wziął narkotyk i jakie są długoterminowe skutki brania oraz dlaczego ludzie sięgają po narkotyki. Może wyda się to absurdalne, ale pytania o skutki zadają osoby niemające jeszcze kontaktów z narkotykami – nad przyczynami częściej zastanawiają się ci, którzy biorą lub brali.
Nie można dać jednoznacznej, pełnej odpowiedzi na żadne z tych pytań. Działanie ludzkiej psychiki nie jest do końca poznane. Na dobrą sprawę nie wiemy, jak powstają nasze myśli, uczucia i pragnienia. Nawet w przybliżeniu nie potrafimy zbadać wszystkich mechanizmów rządzących naszym mózgiem, tylko mniej więcej orientujemy się na przykład, która z jego części odpowiada za odczuwanie przyjemności, a która za mowę. Jego działanie opisuje się dzięki niezwykle skomplikowanej statystyce i dlatego jedynie z pewnym prawdopodobieństwem można określić, jakie skutki spowoduje chemiczny bodziec, jakim jest narkotyk. W przypadku rozważań na temat środków odurzających można więc scharakteryzować tylko najczęściej występujące efekty. Jak dany narkotyk podziała na konkretną osobę, nie możemy przewidzieć. Nawet po kawie, która pobudza większość osób, niektórzy łatwiej zasypiają, a kofeina przecież w porównaniu z narkotykami delikatnie wpływa na organizm.
Powody, przez które osoby nieuzależnione próbują środków odurzających, są bardzo skomplikowane i trudne do wyjaśnienia, nawet dla nich samych. Każdy ma swoje pobudki do brania, kłopoty, których z ich pomocą próbuje się pozbyć – strach, brak miłości, nienawiść, poczucie odrzucenia. Im więcej jest takich czynników, tym większa szansa, że z czasem to narkotyki staną się największym problemem. Pierwszy raz często powodowany jest ciekawością. Uzależnieni z kolei biorą, bo muszą, gdyż narkotyk stał się nie tyle czymś potrzebnym im do życia, ile że jest ich całym życiem. Jeśli wstają rano, aby iść do pracy, ukraść coś albo udawać przed sobą i innymi, że robią coś pożytecznego, to tylko dlatego, by mieć pieniądze na branie i żeby jak najdłużej utrzymywać pozory, że nad wszystkim panują, że nie są jeszcze narkomanami.
Mechanizm powrotów do narkotyków staje się bardziej zrozumiały, gdy zastanowimy się nad obrazem świata, w którym żyjemy. Przeciętny Polak i, jak sądzę, przeciętny Europejczyk nie znajduje w swoim życiu zbyt wielu powodów do radości. Kiedy rano zawiązuje sznurowadła, jego wzrok wbija się w ziemię i tak już zostaje do końca dnia. Niewiele osób potrafi cieszyć się, zachwycać zwykłą, szarą codziennością. Jaki to właściwie ma związek z narkomanią? To przecież oczywiste – kto chciałby uciekać od rzeczywistości, w której jest szczęśliwy? Tymczasem bardzo niewielu młodych ludzi ma kogoś, kto potrafi ukazywać im piękno świata i kto ich uczy, jak dążyć do szczęścia. A jeśli nie znajduje się radości w realnym świecie, zaczyna się jej poszukiwać zupełnie gdzieś indziej.
Narkotyki nie obiecują czegoś na przyszłość – natychmiast powodują euforię, zadowolenie, czyli dają to, czego się w nich szuka. Wystarczy wstrzyknąć kompot czy kilka razy zaciągnąć się marihuaną albo ściągnąć kreskę amfetaminy, aby znaleźć się w odmiennym świecie, żeby poczuć się inaczej, znowu mieć energię do pracy. To o wiele prostsze niż poszukiwanie, zdobywanie szczęścia. Narkotyki dadzą je natychmiast, no, chyba że akurat ma się pecha i towar będzie trefny albo organizm zareaguje inaczej niż zwykle.
Jaki jest fizjologiczny mechanizm działania narkotyków? Każdy z nich w jakiś sposób wpływa na funkcjonowanie układu nerwowego. Niektóre robią to na poziomie przewodzenia impulsów nerwowych, a inne po prostu drażnią określone ośrodki mózgu, na przykład ośrodek oddechowy lub przyjemnościowy. Po krótkim czasie od przyjęcia środka – kilkanaście minut czy sekund – człowiek zaczyna odczuwać coś, co psychologowie nazywają gratyfikacją. To jest właśnie to, czego oczekuje się od narkotyku – pobudzenia, nadmiaru energii, głębokiego uspokojenia, halucynacji. Efekt zależy od tego, jaki środek został przyjęty. Tak przynajmniej powinno wszystko przebiegać. Jednak nie zawsze narkotyk spełnia oczekiwania swojego konsumenta. Ponadto z reguły po okresie bardzo dobrego samopoczucia przychodzi czas, kiedy trzeba płacić za przyjemność związaną z narkotykiem. Jeśli gratyfikacją było pobudzenie, organizm jest zmęczony, a nastrój właściwie bez względu na rodzaj narkotyku – podły. Do w miarę normalnego stanu wraca się po kilku, czasem nawet kilkunastu dniach. Część osób wcześniej kolejny raz sięga po narkotyk z nieznacznie słabszym skutkiem i z odrobinę większym dołkiem po ustaniu jego działania.
Co powoduje, że narkotyk tak łatwo potrafi wciągnąć, stać się sposobem na życie, jego celem? Najprościej odpowiedzieć: bo tak działają narkotyki. Dają subiektywne wrażenie, że rozwiązują się problemy. Jednak później zostaje się z nimi sam na sam. Człowiek staje się wobec nich coraz bardziej bezradny, bo pozbawiony pozornej siły, jaką dawał narkotyk. Poza tym zaczynają ciążyć nowe kłopoty – związane z braniem. Jasne, że bardzo niewiele osób przyzna się, że za pomocą narkotyków próbują coś zmienić w swoim życiu. Uświadomienie sobie takiego faktu jest pierwszym krokiem do pełnego uwolnienia się.
Ktoś, kto bierze narkotyki, w oczach wielu osób jest kimś straconym już na zawsze. Wychowawczynie jednego z internatów zachwycały się umiejętnościami, postawą i kulturą osób kończących ośrodek w Głoskowie, ale żadna z nich nie chciałaby, żeby ktoś taki był mężem córki i ojcem jej wnuków – owszem, narkoman może być uczynny, życzliwy i zaradny, ale zawsze pozostanie narkomanem. Zresztą nie każdy, kto sięgnął po narkotyki, nim się staje. Tylko od nielicznych środków można uzależnić się już przy pierwszym kontakcie. Narkotyków można używać, nawet nadużywać, a później z nimi zerwać, jednak zdaniem wielu osób ich działanie jest na tyle intensywne, ich wpływ na psychikę jest tak znaczący, że nawet rzadkie kontakty mogą wywołać nieprzewidywalne następstwa. Dzieje się tak szczególnie u młodych ludzi, którzy niezwykle szybko popadają w uzależnienia.
Narkotyki nie rządzą się prawami logiki, ich używanie jest sprzeczne z racjonalnym myśleniem. Ktoś, kto bierze kompot i jest zakażony wirusem HIV, wstrzykuje sobie z działkami narkotyku kolejne porcje mikroorganizmów, skracając sobie życie. Zwykle świetnie zdaje sobie z tego sprawę i boi się śmierci oraz rozwoju choroby, ale ani świadomość działania na własną szkodę, ani strach nie mogą go powstrzymać. Osoba, u której amfetamina powoduje gwałtowne skoki ciśnienia, a czasem następnego dnia zapaści, mimo wszystko będzie ją brała.
Kiedy ktoś przez wiele dni bierze lub pije, żeby uciec przed własnymi problemami, bywa nagabywany przez swoje otoczenie – wszyscy pytają: co ci to daje? Niełatwo wtedy odpowiedzieć na to pytanie, bo trudno wytłumaczyć sobie bezsens brania, kiedy pod ręką jest towar, kiedy życie pozbawione jest celu i sensu, kiedy człowiek po prostu boi się nadchodzących dni czy godzin. Narkotyk staje się sposobem ucieczki. Tutaj nie ma miejsca na żadne „po co”, na żadne „co ci to da” – jest tylko ślepa, bezmyślna ucieczka od trudności, od realnego świata, który boli, ucieczka od pustki, nudy, od lęku, a przede wszystkim – od samego siebie. Tacy „uciekinierzy” są właśnie bardzo podatni na uzależnienie – jeśli ktoś zaczyna rozwiązywać swoje problemy za pomocą narkotyków, znajduje się w grupie najwyższego ryzyka. Dlatego warto zadać sobie pytanie: czy jestem zadowolony ze swojego życia, czy jestem w nim szczęśliwy. Jeśli mam przed czym uciekać, narkotyki będą dla mnie groźne.
Wokół narkotyków narosło wiele mitów. Dla niektórych osób mają one być drogą do pełniejszego życia, do niezależności od systemu czy wolności. Człowiek biorący nawet tak zwane miękkie narkotyki z czasem całkowicie skoncentruje się na własnym wnętrzu, stanie się nieobecny w realnym świecie. Zresztą czas, kiedy branie było zajęciem elitarnym, już dawno stał się przeszłością. Teraz biorą: kibole, złodzieje, drechy szukające dymu, narodowcy i prostytutki. Nie jest to już jak dawniej sam kwiat młodzieży.
Jak wygląda droga przeciętnego narkomana? Oczywiście żeby zostać narkomanem, trzeba wziąć narkotyk po raz pierwszy. To taka furtka, przez którą trzeba przejść. Jak wielu z tych, którzy eksperymentują z narkotykami, uzależnia się? Niewielu, ale jedynie pełna abstynencja może dać gwarancję, że ktoś nie zostanie narkomanem.
Drugim etapem narkotykowej drogi są eksperymenty – próby dobierania odpowiednich ilości środka, otoczenia, sposobów postępowania, tak żeby odczuć jak najprzyjemniejsze efekty, a zarazem dobrze funkcjonować w życiu. Równocześnie trwa poszukiwanie „swojego” narkotyku. Każdy typ osobowości potrzebuje innego rodzaju bodźców. Osoby, które od czasu do czasu potrzebują zastrzyku energii, bo koncentrują się na osiąganiu sukcesów w życiu, będą preferowały środki pobudzające. Ktoś z natury bardziej refleksyjny, komu doskwiera życie w pośpiechu i zgiełku, znajdzie ukojenie w marihuanie lub heroinie. Niestety, właśnie taki „potrzebny” narkotyk jest zarazem najbardziej niebezpieczny. Wielokrotne odczucie pozytywnych, oczekiwanych, efektów jego działania może skłaniać do tego, by coraz częściej sięgać po wypróbowany już środek.
Trzeci etap to faza powrotów. Częstsze branie charakteryzuje się tym, że coraz trudniej się obyć bez narkotyku. Ktoś, kto jest w takim stanie, nie jest jeszcze uzależniony, ale narkotyki zajmują coraz więcej miejsca w jego życiu. Poświęca się im coraz więcej czasu, coraz częściej się o nich rozmawia. Już prawie wszyscy znajomi to ludzie rzadziej lub częściej biorący. Jednocześnie zaczyna brakować czasu i sił na zajęcia niezwiązane z narkotykami. Tak naprawdę to jest to moment, w którym zaczynają się prawdziwe kłopoty. Dopiero teraz okazuje się, że narkotyk, który do tej pory był źródłem rozrywki, a co najwyżej bywał czasem pomocny, staje się czymś ważnym, jakby przyjacielem, na którego pomoc zawsze można liczyć i z którego pomocy coraz częściej się korzysta. Jednocześnie zaczyna on także ciążyć na codziennym życiu – na planach na przyszłość, na zawieranych znajomościach. W tym właśnie momencie koszty stają się większe niż zyski wynikające z brania narkotyków. Tyle że spostrzega się to dopiero po latach, kiedy człowiek już na dobre wytrzeźwieje. W tym okresie jak mantrę powtarza się słowa: przecież nad wszystkim panuję, w każdej chwili mógłbym przestać. I faktycznie odstawia się narkotyki na jakiś czas, ale tylko po to, by udowodnić sobie, że wszystko jest w porządku. Człowiek potrafi zracjonalizować każdą swoją decyzję, czyli uzasadnić każdy swój wybór. Do tego celu można użyć dwóch mechanizmów: palę marihuanę, bo jest mniej szkodliwa niż alkohol (nie jest) albo wiem, że sobie szkodzę, ale wolę żyć krócej, lecz bardziej szczęśliwie (to dlaczego procent uśmiechniętych palaczy marihuany jest znacząco niższy niż wśród abstynentów?). Prawdę mówiąc, nie ufam ludziom, którzy zażywają narkotyki i potwierdzają opinię o ich nieszkodliwości. Dla mnie najbardziej wiarygodne są osoby, które biorą lub brały i stwierdzają, że narkotyki to nie jest to. Oni wiedzą najlepiej. Wierzę im tak samo jak swojemu największemu przyjacielowi, który jest stuprocentowym mięsożercą, a popiera wegetarianizm – on nie racjonalizuje swojego wyboru wygodnymi dla siebie argumentami.
Ostatnią, czwartą fazą jest uzależnienie. Wtedy to narkotyk staje się najważniejszą rzeczą w życiu człowieka, zastępuje bliskie osoby, zainteresowania, pasje i ambicje. Istnieją dwa rodzaje uzależnienia: fizyczne, czyli takie, w którym branie narkotyku lub leku powoduje zmianę w funkcjonowaniu organizmu, oraz psychiczne, polegające na odczuwaniu potrzeby brania jakiegoś środka i powracania do stanu przezeń wywoływanego. Uzależnienie fizyczne objawia się podnoszeniem tolerancji na dany środek (z czasem potrzebna jest coraz większa jego dawka, żeby uzyskać taki sam efekt) i objawami abstynencyjnymi, czyli tak zwanym głodem narkotykowym. Nie wszystkie narkotyki powodują uzależnienie fizyczne – na dobrą sprawę tylko opiaty, alkohol i środki uspokajające. Kokaina, jeden z najsilniej uzależniających narkotyków, fizycznie nie uzależnia. Samo odtrucie, czyli przywrócenie organizmu do normalnego stanu, trwa kilkanaście dni i zawsze powinno zakończyć się sukcesem. Dalszy ciąg pracy z osobami uzależnionymi to lata terapii, a i tak zdaniem wielu osób ktoś, kto odstawił narkotyki i przeszedł pełny cykl terapeutyczny, pozostaje zaleczonym narkomanem. Jeśli ktoś od pewnego czasu utrzymuje „pustą” abstynencję, bez terapii, czyli nie korzysta z terapii, nie przechodzi wewnętrznych przemian, jest po prostu narkomanem, którego czeka tylko kolejny nawrót brania.
Nie każdy, kto spróbuje narkotyku, będzie później do niego wracał. Wiele osób po pierwszym doświadczeniu nie kontynuuje prób. Nie wszyscy spośród tych, którzy pozwalają sobie na eksperymenty z narkotykami, po jakimś czasie zaczynają brać ich coraz więcej. Wreszcie nie wszyscy, którzy biorą często i w dużych ilościach, uzależniają się. Gdyby każdy kontakt z narkotykiem nieuchronnie prowadził do uzależnienia, w niedalekiej przyszłości mielibyśmy w społeczeństwie poważny procent narkomanów. Nawet gdyby jedna osoba na dziesięć uzależniała się, starczyłoby pracy dla kilku pokoleń terapeutów. Na szczęście ryzyko uzależnienia nie jest aż tak wielkie. Czemu więc bije się na alarm w sprawie narkotyków?
Powodów jest wiele. Niebezpieczeństwa związane z narkotykami przeciętnej osobie kojarzą się z uzależnieniem i z AIDS. Jest ich jednak znacznie więcej. Czasem używanie narkotyków powoduje dość znaczne i nieodwracalne zmiany w psychice, nierzadko połączone z organicznymi zmianami mózgu. Niektóre narkotyki mogą spowodować ujawnienie się ukrytych objawów chorób psychicznych. Szacuje się, że około procenta ludzi ma takie właśnie ukryte predyspozycje, których nie sposób stwierdzić, dopóki zaburzenia się nie ujawnią. Nawet jednorazowy kontakt z narkotykiem może skończyć się psychozą lub schizofrenią.
Spotkania z narkotykami to swojego rodzaju gra w rosyjską ruletkę. Ktoś, kto przez wiele miesięcy palił haszysz i zupełnie dobrze funkcjonował, w pewnym momencie może „przegrać” i popaść w głęboką depresję. Z dnia na dzień, bez żadnych sygnałów ostrzegawczych. Można przez lata „wygrywać” – brać różne narkotyki i nie mieć poważniejszych problemów ze sobą. Prawda jest jednak taka, że skutki brania narkotyków kumulują się – w końcu patologiczne zmiany staną się wreszcie dostrzegalne, choć może to nastąpić dopiero po latach. Czasem wystarczą do tego miesiące lub nawet tygodnie, ale może się oczywiście zdarzyć i tak, że nie nastąpi to nigdy. Często też przyczyny takich zmian czy nawet sam fakt ich pojawiania się jest wypierany.
Prawdę o narkotykach pokazuje statystyka, choć są przykłady sprzeczne z tym, co ona mówi. Niemało osób powołuje się na nie. „Pisze się, że palący marihuanę mają problemy z nauką, mój kolega z klasy pali, a zdał maturę ze średnią sześć”. Jeśli ktoś, kto to opowiada, nie dodaje, że tenże kolega wyleciał później dwukrotnie z pierwszego roku studiów, to po prostu manipuluje rzeczywistością. Tak czy owak, jednostkowy przypadek o niczym nie świadczy – dopiero porównanie licznych grup różniących się jedynie tym, że jedna pali marihuanę, a druga nie, pozwoli określić, czy ten narkotyk wpływa na efektywność nauki. W każdej populacji znajdą się osoby ponadprzeciętne – wybitni uczeni, artyści, politycy. Ale czy Charlie Parker był tak wybitnym saksofonistą, a Jimi Hendrix gitarzystą, dlatego że brali, czy pomimo tego faktu? Nie wiem i nigdy się tego nie dowiem, brak drugiego takiego człowieka nie pozwoli na porównanie.
Po narkotykach dochodzi do poważnych zatruć, niekiedy śmiertelnych, zdarzają się też próby samobójcze. Bardzo wiele wypadków przytrafia się osobom, które wzięły jakiś środek. I jeśli ktoś pod wpływem LSD nabiera ochoty na latanie, to jest groźny przede wszystkim dla siebie, ale jeśli siada za kółkiem, staje się zagrożeniem dla innych. A coraz więcej osób prowadzi na haju albo w momencie, kiedy narkotyk przestaje działać, a przecież bardzo mocno wpływa to na koncentrację.
Nie sposób określić, w jakim miejscu narkotykowej drogi ktoś się znajduje. Jeśli nigdy nie próbował narkotyków albo ma za sobą pojedyncze próby sprzed lat, wydaje się, że na tę drogę nie wkroczył. Jasny jest także przypadek osób, u których uzależnienie zostało lub powinno już zostać zdiagnozowane. Jeśli jednak ktoś „podbiera” narkotyki, jego problemy już się zaczęły, choć nie widać jeszcze wyraźnych oznak uzależnienia. Na tej drodze nie ma drogowskazów typu: do uzależnienia dwa miesiące. To, że jest się narkomanem, człowiek uświadamia sobie w momencie, kiedy ten stan trwa już od jakiegoś czasu i nie można powiedzieć, od jak dawna. Bardzo trudno jest także określić kryteria, na podstawie których z całą pewnością można powiedzieć, że ktoś jest już uzależniony. Osoba paląca raz w miesiącu marihuanę uzależniona raczej nie jest, a ktoś trzy razy dziennie podający sobie kilka centów kompotu – z całą pewnością tak. W miarę pewną diagnozę może postawić jedynie dobry terapeuta.
Wiele osób, zwłaszcza młodych, wzruszeniem ramion reaguje na pytanie, czy nie boją się, że z czasem mogą się uzależnić. „Co ja mam wspólnego z ćpunami z Centralnego? Od czasu do czasu zapalę sobie skuna i tyle. Wszystko mam pod kontrolą”. No dobrze, ale co to znaczy od czasu do czasu? A nawet jeśli rzadko sięga się po narkotyki, to czy tak musi pozostać? Ilu dzisiejszych narkomanów kilka lat temu, okazyjnie tylko paląc marihuanę, planowało z rozmarzeniem, jak to w przyszłości zaczną brać coraz to inne środki, jak będą kraść, wynosić rzeczy z domu, jak zostaną narkomanami pełną gębą? Nikt nie planuje takiego życia. Ktoś powie: strachy na Lachy!, uzależnia się może jedna osoba na tysiąc kontaktujących z narkotykami, w psychiatryku lądują może dwie kolejne, więc dlaczego to mam być właśnie ja? A dlaczego nie?
Takim typowym sposobem racjonalizowania decyzji o braniu jest powtarzanie, że lepiej żyć krócej, ale za to bardziej barwnie, niż długo, zdrowo i nieciekawie. Co gorsza, ten stereotyp powielają czasem także ci, którzy powinni być rozsądni. Młody człowiek usłyszał od terapeuty: jeśli brał pan heroinę, to już nic lepszego się panu w życiu nie przytrafi. A ja powiem, że to nieprawda. Jest kilka doświadczeń bardziej radosnych, lepszych niż kop po heroinie. Każdy może znaleźć takie rzeczy – dla jednych będą to góry, dla innych żagle czy praca. Tyle że trzeba zadać sobie pytanie: czego oczekuję od życia? Nie można mieć jednocześnie szczęścia chemicznego i „czystego”. O to drugie jest znacznie trudniej, ale może być ono trwałe i stałe, bez wahań od ekstazy do depresji.
Może i mają rację ci, którzy jak dotychczas nie chcą zrezygnować z tych łatwo osiąganych przyjemności i na przyszłość odkładają trwałe wartości oraz satysfakcje. Tyle że problem tkwi w tym, że nawet przejściowe używanie narkotyków może powodować pewne zmiany. Arabskie przysłowie mówi: nikt dwa razy nie słucha tej samej bajki. Kiedy po raz pierwszy słyszymy bajkę, zmieniamy się, więc kolejny raz słucha jej już trochę inna osoba. Podobnie jest z narkotykami – ktoś, kto przeżył szczególne związane z nimi doznania, wkroczył w świat narkotyków, więc bardzo długo może odczuwać potrzebę powrotu do tych intensywnych i specyficznych stanów. To tak jak po prawdziwej, głębokiej miłości banalny wydaje się zwykły flirt, tak jak po jedzeniu dobrych domowych posiłków smakują hamburgery. Niby wszystko jest takie, jakie było wcześniej, ale życie staje się jakby bardziej płaskie. Dlatego bardzo ważne jest, by znaleźć jakąś pasję – coś, co będzie źródłem równie silnych doznań. Można jeszcze nauczyć się czerpać radość i satysfakcję z codzienności, ale to znacznie trudniejsza droga. Jeśli to, co przeżyło się pod wpływem narkotyku, pozostaje najintensywniejszym doświadczeniem, nawet po latach słyszy się wewnętrzny głos: nie chcesz przeżyć tego jeszcze raz? Nie bądź frajerem, to przecież nie boli!
Istnieją dwa sprzeczne poglądy na temat ryzyka związanego ze środkami odurzającymi. Według pierwszego każde, nawet jednorazowe przyjęcie narkotyku jest niebezpieczne, a dokładniej – wiąże się z ryzykiem negatywnych konsekwencji: wypadków, chorób czy takiego wpływu na psychikę, które znacząco zwiększy potrzebę ponownego sięgania po narkotyk. Drugi z nich sprowadza się do stwierdzenia, że jeśli przestrzega się pewnych reguł, narkotyki nie mogą być niebezpieczne dla zdrowia. Szczerze mówiąc, nie przemawia to do mnie, skoro żyjemy w świecie, w którym jazda samochodem czy chodzenie ulicą związane jest z pewnym, choć niewielkim ryzykiem – przecież branie narkotyków jest nieco bardziej niebezpieczne niż jazda autobusem.
Niestety, bardzo wielu młodych ludzi próbuje narkotyków. Często pytają wprost, jak może podziałać jakiś środek, czy jest bezpieczny, czy można się od niego uzależnić łatwiej niż od innych. Na takie pytania nigdy nie można dać jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ ryzyko uzależnienia jest różne i zależy zarówno od poszczególnych narkotyków, jakich się zażywa, jak i od osób, które je biorą. Niektórzy sądzą jednak, że jeśli nie potrafimy powstrzymać młodych ludzi przed eksperymentami z narkotykami, to należy przynajmniej dostarczyć im informacji, jak robić to najbezpieczniej. Może brzmi to jak herezja, ale jeśli faktem są powszechne kontakty nastolatków z narkotykami, to czy nie lepiej przygotować ich do tego, zamiast chować głowę w piasek? Prawdopodobnie zakrojone na szeroką skalę długoterminowe badania statystyczne pokażą, które podejście jest lepsze.
Czy zakaz używania narkotyków jest ograniczaniem wolności człowieka? Przecież dorosła osoba ma prawo decydować o swoim życiu – powtarzają przeciwnicy restrykcyjnych ustaw antynarkotykowych. Jednym z argumentów jest stwierdzenie, że wolność jest prawem robienia dowolnych rzeczy, pod warunkiem że człowiek jest zdecydowany ponosić konsekwencje swoich działań. Ale czy to właśnie osoba biorąca ponosi największe konsekwencje? Kto płaci za niego rachunki – te czysto finansowe – kto go utrzymuje, spłaca długi? Ale najważniejsze są koszty związane z emocjami, krzywdy, jakie wyrządza się bliskim. Ktoś, kto bierze, zamyka się w hermetycznym kręgu: narkotyk, ludzie, którzy ze mną biorą, dostawcy, czasem jeszcze ci, którzy akceptują taki styl życia. To zastępuje wszystko: relacje z ludźmi – te bardzo bliskie i te codzienne w pracy – pasje, radości. Pozostaje pustka, kłamstwo, rozpaczliwa samotność. Ktoś taki nie chce uświadamić sobie tego, co się właściwie dzieje – udaje przed sobą, że wszystko jest w porządku. Koszty muszą ponosić bliscy. Co to jest więc za wolność? Jeśli człowiek nie wyobraża sobie życia bez czegoś, przestaje być wolny. A u kogoś, kto bierze od jakiegoś czasu nawet napomknięcie, że narkotyki są czymś złym i powinien z nich zrezygnować, budzi z zasady bardzo ostry sprzeciw. Podobnie zresztą jak stwierdzenie, że ktoś znajdujący się w podobnej sytuacji jest już uzależniony.
Branie narkotyków to pułapka. Najpierw wabią egzotyką, intensywnymi przyjemnościami: świat staje się barwniejszy, wszystko, co się mówi i słyszy, jest bardziej interesujące, ludzie, których się spotyka, wydają się inni, bardziej swobodni i niezależni, seks sprawia znacznie więcej przyjemności. Tego się rzeczywiście doświadcza, tylko to chce się dostrzegać. Wszystko wydaje się być pod kontrolą.
Potem narkotyki zaczynają wciągać – wtedy pętla na szyi powoli się zaciska. Czy są one czymś jednoznacznie złym? Czy butapren jest zły? Przecież mogę nim skleić buty. A morfina? Przecież pomaga przetrwać chwile ogromnego cierpienia podczas choroby. Narkotyki tak jak młotek nie są ani złe, ani dobre – można z nich zrobić dobry i zły użytek. Jeśli zaczniemy uciekać w nie przed swoją słabością, swoimi lękami, możemy zniszczyć własne życie.Nowotwór duszy
Uzależnienie to nowotwór duszy. Tak jak wiele nowotworów, jest to choroba nieuleczalna, postępująca i śmiertelna. Zwykły nowotwór może być złośliwy lub niezłośliwy. Z uzależnieniem jest inaczej. Może zdarzyć się tak, że jest ono na tyle mało destrukcyjne, że w jakimś stopniu sprawia kłopot otoczeniu, ale nie zagraża samemu uzależnionemu. Tak może być w przypadku uzależnienia od telewizji, zakupów czy od odczuwania zagrożenia. Jednak nawet zupełnie niezłośliwa narośl może zmienić swój charakter. Dlatego właśnie także kompulsywne oglądanie telewizji z czasem może na tyle zaburzyć życie człowieka, że nie może już normalnie funkcjonować.
Dużo wcześniej niż pierwsze objawy chorobowe pojawia się w organizmie człowieka pojedyncza komórka nowotworowa, która później rozmnaża się i zmienia w guz. W każdym z nas codziennie powstają tysiące takich komórek, jednak czasami pod wpływem pewnych zewnętrznych czynników lub chwilowego osłabienia układ odpornościowy nie może się z nimi uporać. Tak powstają nowotwory. W podobny sposób tworzy się nowotwór duszy – wywołują go codzienne nawyki. Wypijane po pracy drinki, gra na automatach, rozładowywanie stresów zakupami albo fajeczką w jakimś momencie może przerodzić się w ucieczkę, a potem w uzależnienie.
Brytyjscy epidemiolodzy doszli do wniosku, że dziewięćdziesiąt pięć procent przypadków nowotworów wynika z czynników środowiskowych, z naszego sposobu odżywiania, z braku aktywności, palenia papierosów i nadużywania alkoholu. Zachowania, które zwiększają prawdopodobieństwo zachorowania na raka, określili mianem czynników ryzyka. Stwierdzili także, że przy jednoczesnym występowaniu różnych czynników ich wpływ się nie sumuje, tylko mnoży. Jeśli więc palenie zwiększa ryzyko pojawienia się jakiegoś nowotworu dziesięciokrotnie, a picie alkoholu siedmiokrotnie, to osoba, która pije i pali, ma siedemdziesiąt razy większe „szanse” na ten rodzaj raka.
W przypadku uzależnienia także mówi się o czynnikach ryzyka – są to cechy rodziny oraz osobowości, które zwiększają możliwość uzależnienia się.
Czy jakieś sytuacje rodzinne w szczególny sposób sprzyjają uzależnieniu? Tak, ale żeby być w pełni uczciwym, trzeba podkreślić tutaj dwie rzeczy: cechy rodziny, które będę wymieniał, jedynie zwiększają prawdopodobieństwo uzależnienia. Jeśli więc nawet w jakiejś rodzinie występuje wiele sytuacji, które opiszę, nie jest pewne, że dziecko zostanie narkomanem lub uzależni się od czegoś innego. Jednocześnie ich brak nie gwarantuje bezpieczeństwa. Wszystkie te cechy można sprowadzić do zdania: uzależnieniu sprzyja rodzina dysfunkcyjna.
Z całą pewnością dysfunkcyjna jest rozbita rodzina. Narzuca się tu jednak kilka uwag. Problem tkwi nie tylko w tym, że jeden rodzic musi odgrywać role zazwyczaj dzielone pomiędzy matkę i ojca. Często ważniejsza jest trauma, którą przeżywa dziecko, w momencie gdy rodzice się rozchodzą – dlatego nie zawsze warto wiązać się ze względu na dziecko. To, co ono przeżyje podczas rozwodu, bardziej mu zaszkodzi niż wychowanie przez samotną matkę czy ojca. Warto też zdać sobie sprawę z tego, że lepiej wychowa dziecko jeden rodzic niż para, która ciągle jest w konflikcie czy w której jeden z rodziców jest szkodliwy. Czasem rozwód jest lepszy także dla dziecka.
Kilkakrotnie wzrasta prawdopodobieństwo uzależnienia, jeśli dziecko jest jedynakiem. Nie ma ono wielu okazji do przećwiczenia umiejętności społecznych. Nie buduje w domu więzi z rówieśnikami, nie uczy się tam komunikacji. Bardzo często rodzice jedynaków są nadopiekuńczy. Można jeszcze wydłużać listę przyczyn, przez które jedynacy są bardziej podatni na uzależnienie. Mnie wystarczają statystyki. Z porównania populacji jedynaków i dzieci z rodzin wielodzietnych wynika, że w pierwszej z tych grup częstotliwość popadania w uzależnienie rośnie. Kilkukrotnie zwiększa się ona także w przypadku dzieci z rodzin, w których pali minimum jedno z rodziców. Po części dlatego, że od opiekunów uczą się podstawowych dla uzależnienia mechanizmów: racjonalizowania – palę, choć mi to szkodzi, ale mam coś w zamian (uspokajam się, sprawia mi to przyjemność, mam mniejsze szanse na raka okrężnicy) oraz mechanizmu zaprzeczenia – owszem, palenie szkodzi, ale mnie nie, bo u nas w rodzinie dziadek palił sześćdziesiąt lat i nic mu się nie stało; kaszel i trzy zawały były wynikiem przeciągów. Poza tym w takim wypadku do dzieci kieruje się sprzeczne komunikaty: werbalne – nie pal, palenie jest niezdrowe – oraz niewerbalne – ja palę, a więc palenie nie może być złe. To trochę jak z psem, któremu pozwala się na coś, żeby po chwili go za to ukarać. Z czasem głupieje i pies, i dziecko.
Dwa bieguny zachowań szczególnie niebezpiecznych to z jednej strony nadopiekuńczość i przyzwalanie oraz bycie szczególnie autorytarnym – z drugiej. Przesunięcie w którąkolwiek stronę jest błędem. Rodzice nadmiernie karzący miewają kłopoty z nawiązywaniem kontaktów z dzieckiem, przez co z czasem nie umie ono komunikować się z otoczeniem. Często ma także problemy z samooceną. Na szczęście rzadko kończy się to w taki sposób, że nie potrafi przyznać się rodzicom, iż nie zdało do kolejnej klasy, więc idzie na tory. Mimo wszystko to także jest możliwe.
Nadopiekuńczy rodzice, tacy, którzy najmniejszą nawet przeszkodę usuną spod nóg dziecka, powodują, że nie uczy się ono radzić sobie z trudnościami. Kiedy wyjdzie w normalny świat, stres może okazać się zbyt ogromny. Im później to następuje, tym jest mu trudniej. Nadmierne przyzwalanie sprawia, że dziecko nie może określić granic własnej wolności. Wbrew pozorom bezpieczniej czują się dzieci, które dokładnie wiedzą, co im wolno.
Częściej uzależniają się dzieci z rodzin, w których jest ktoś uzależniony – z reguły rodzic alkoholik lub brat narkoman. Coraz częściej zdarza się, i ten trend będzie się pogłębiał, że dziecko uczy się takich zachowań od rodziców czy krewnych.