- W empik go
Następca - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2021
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Następca - ebook
Czy kiedykolwiek film wciągnął cię tak bardzo, że stałeś się jego częścią? „Następca”, to mroczna historia opowiedziana z perspektywy Moniki. Dziewczyna wybrała się z przyjaciółmi do kina. To, co stało się potem, nie powinno nastąpić. Z kim lub z czym przyjdzie zmierzyć się Monice i jej przyjaciołom? Czy ujdą z tego cało?
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8245-583-0 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1 — Nareszcie wakacje!
Dziś pierwszy dzień wakacji. Postanowiliśmy celebrować go jak zwykle w pizzerii. Mieliśmy szczęście, bo lokal dopiero zaczął się zapełniać, więc nie było problemu ze znalezieniem stolika dla czterech osób.
— Mam dla was niespodziankę. Otóż wygrałem cztery bilety do kina na film pt. “Razem po wieki”. Seans odbędzie się jutro wieczorem w starym kinie pod miasteczkiem.
— Żartujesz? Masz bilety na ten film? Przecież on dopiero wejdzie na ekrany kin. — Nancy rzuciła się Markowi na szyję.
— Tak, to ten film. A do tego premiera. To jak? Idziecie ze mną czy mam szukać innych chętnych?
— Jasne, że idziemy. Jak możesz o to pytać?!
— Nie możemy przepuścić takiej okazji.
Zastanawiała mnie jedna rzecz — dlaczego nie puszczą tego filmu w kinie miejskim. W zeszłym roku oddali je do użytku. Myślałam, że stare kino jest od wielu lat nieczynne. W gazecie nie pojawiały się informacje o żadnych seansach. Czyżby wznowiono jego działalność? Ale po co, skoro kino w mieście jest bardziej nowoczesne i wygodne, bardziej pojemne. No i jest bliżej…Rozdział 2 — Dlaczego masz takie ostre zęby?
Drzwi do budynku kina zaskrzypiały, kiedy Marek popchnął jedno ze skrzydeł. Przekroczyliśmy próg budynku. Podeszliśmy do lady, na której stała zabytkowa kasa i dzwoneczek do przywoływania obsługi. Monika nie zdążyła go nacisnąć, bo spod lady wyskoczył wysoki osobnik. Ubrany był w kraciastą koszulę i hawajskie spodenki, a na szyi wisiała żółta mucha w zielone groszki. Dziwny styl.
— My jesteśmy tu, bo… — Andrzej nie mógł się wysłowić. — My wygraliśmy cztery bilety na… — nie dokończył, bo dziwna postać przerwała mu w pół zdania:
— Wiem wszystko. Jesteście w samą porę. Seans zacznie się za 15 minut. Toalety są na lewo. Automaty z zimnymi napojami i jedzeniem są nieczynne, bo kino jest rzadko otwierane i niewielu ma klientów, więc nie uzupełniamy lodówek. Zresztą nie przyda wam się. Zapraszam na salę. Zajmijcie wygodnie miejsca i lepiej mocno się trzymajcie. — Uśmiechnął się szyderczo. Co miało znaczyć to ostatnie stwierdzenie? Facet ma dziwne poczucie humoru. — Jakieś pytania?
Nikt nie śmiał się nawet odezwać. W milczeniu podążyliśmy w kierunku sali, gdzie miał się odbyć seans. Aranżacja wnętrza pozostawała niezmieniona od bardzo wielu lat. Może nawet od pierwszego seansu. Sala była nieduża, raptem na 50 osób. Podłoga skrzypiała pod naporem naszych stóp. Chyba dawno tu nie sprzątano, bo gdy usiedliśmy, z siedzeń uniosły się kłęby kurzu. Z pewnością sprzątaczki też nie opłaca się tu zatrudniać.
— Nie ma już nikogo prócz nas? — Nancy zaniepokoiła pustka tu panująca.
— Jak już mówiłem, nie mamy zbyt wielu klientów. — Mężczyzna odrzekł z lekką irytacją. — Zajmijcie proszę miejsca. Zaraz rozpocznie się projekcja.
Na pierwszym planie karoca pędząca nad przepaścią, pełno skał, w dali zamek, góry, przerażająca sceneria. Miałam wrażenie, że ten powóz zaraz spadnie w przepaść, bo droga, jaką jechał, była strasznie wąska i posiadała liczne zakręty. Cały pojazd niebezpiecznie huśtał się w kierunku otchłani. Woźnica, zakapturzony i ubrany w ciemny płaszcz i rękawice, nie zważał jednak na nic.
Wreszcie podjechał do głównej bramy i szarpnął za sznur; tym sposobem uruchomił mechanizm, który otworzył bramę. Powóz przejechał przez dziedziniec. Pośrodku stała fontanna, która tryskała ciemną cieczą. Trafiło się też parę bezlistnych drzew, o dziwnie powyginanych kształtach.
Z bliska zamek wydawał się jeszcze straszniejszy. Zbudowano go z ciemnego kamienia. Ściany porastał bluszcz. Nikła poświata księżyca dawała słabe światło.
Przybysz pokonał kilka schodów, które dzieliły go od wejścia do zamku. Na drzwiach wisiało potężne koło, którym mężczyzna uderzył kilka razy w drewniane wrota. Postać miała na sobie ciemny, długi do kostek płaszcz, na głowie kapelusz i niewielką walizeczkę u boku.
Potężne wrota otworzyły się. Mężczyzna wszedł do środka. Z początku nie dostrzegł, że z ukrycia obserwuje go wyłupiastym wzrokiem niska, karłowata postać, która wynurzyła się po chwili z ciemności.
— Witam, jestem prawnikiem. Przyjechałem do Hrabiego. Byłem z nim umówiony.
— Wiem. Hrabia oczekuje na pana. Za mną. — Karzeł chwycił jego bagaż i zwinnym krokiem pokonywał coraz to wyższe stopnie, które prowadziły najpierw prosto ku górze, a później rozdzielały się na dwie strony i dalej znów prowadziły ku górze. Nieznajomy równie zwinnie dotrzymywał kroku karykaturze, jakby nie była to jego pierwsza wizyta tutaj.
Po drodze pokonywali niezliczone korytarze i zakręty. Na ścianach co kilka metrów wisiały portrety jakichś osobistości, a pomiędzy nimi płonące pochodnie.
Dotarli na miejsce. Lokaj przekręcił klucz, wszedł do środka i przy wejściu postawił bagaż przybysza. Komnata, w której się znaleźli, była dość pokaźnych rozmiarów. Przez piękne, łukowate u szczytu, witrażowe okno, które znajdowało się na wprost wejścia, wpadała lekka poświata księżyca. Musiało być nieszczelne, bo wiatr poruszał delikatnie długie do samej podłogi firany. Na podłodze leżał owalny, staromodny dywan z frędzelkami. Po prawej stronie, mniej więcej pośrodku pomieszczenia, stało ogromne łoże z baldachimem, przykryte bordową płachtą. Nad drzwiami wisiał herb. Obok łoża stała toaletka, a naprzeciw szafa pokaźnych rozmiarów. W kątach zalegały gęste pajęczyny.
Przybysz położył swój bagaż na łóżku, zdjął kapelusz, potem płaszcz. Podszedł do okna. W dole, na dziedzińcu zobaczył stado wilków, które spacerowały po wybiegu i co jakiś czas zawyły do księżyca. Zauważył, że jeden z nich, być może ich przywódca, stoi w miejscu i przygląda się jego osobie swymi czerwonymi oczyma. Mężczyzna nie mógł oderwać od zwierzęcia wzroku. Był jak w transie.
— Posiłki będą wydawane o dziewiątej, czternastej i dwudziestej pierwszej. — Jego zamyślenie przerwał lokaj. Przybysz oderwał swój wzrok od stworzenia i zagubione spojrzenie skierował na chwilę w kierunku przemawiającego, po czym znów spojrzał na dziedziniec. Nie ujrzał już jednak swego obserwatora. Niektóre wilki leżały na bruku, inne dalej spacerowały. — Na ostatnim z posiłków dołączy do pana Hrabia.
— Dlaczego tylko na ostatnim? — Zapytał, udając zdziwienie, choć doskonale wiedział dlaczego.
— Cóż, hrabia nie czuje się zbyt dobrze za dnia. Wtedy śpi, a w nocy toczy zwyczajne życie. Skoro nie ma pan więcej pytań, pozwolę sobie wrócić do swoich obowiązków. Przypominam, że śniadanie jest o dziewiątej.
— Tak, pamiętam.
Służący odwrócił się w kierunku drzwi i wyszedł. Przybysz zasunął zasuwę, podszedł do łóżka, gdzie stała jego torba i wysypał jej zawartość. Wśród drewnianych kołków, młotka, krzyża, wody święconej i kilku osobistych rzeczy znalazło się sporo główek czosnku, które zaczął rozwieszać w całej komnacie, ze szczególnym uwzględnieniem swego łoża i okna. Pokój przesiąknął jego wonią. Podróżnik przyodział piżamę, ułożył się wygodnie w łóżku. Usnął.
Wpatrywałam się w ekran z tak wielką uwagą, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Czułam zapach tego czosnku.
— Hej, czy wy też to czujecie? — zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział.
* * *
— Twoja skóra jest delikatna jak aksamit. — Mężczyzna jedną ręką silnie obejmował młodą dziewczynę w pasie, drugą gładził jej wystraszoną i zmęczoną płaczem twarz. Ta wzywała pomocy, ale ratunek nie nadchodził. Czy nikt nie słyszał jej rozpaczliwego głosu? Nie odeszła przecież zbyt daleko od wioski.
Jej wołanie stawało się coraz cichsze. Wampir zanurzył swe kły w jej gładkiej szyi. Posilał się. Powoli pozbawiał swoją ofiarę wszelkich sił witalnych. Krwiopijca zwolnił uścisk.
Niebo było tej nocy bezchmurne. W głębi lasu dało się słyszeć wycie wilków…
* * *
Słońce wzeszło już jakiś czas temu. Teraz do komnaty, w której spał przybysz, wpadało coraz więcej promieni słonecznych. Widoczne stały się gęste warstwy kurzu, który zalegał wszędzie.
Podróżnik otworzył oczy, przetarł twarz rękoma i wziął głęboki oddech. Usiadł na brzegu łóżka i podparł głowę na rękach, zwieszając ją w kierunku podłogi. Po chwili wstał, założył pantofle i ruszył w kierunku lustra. Uniósł lekko podbródek i oglądał swoją szyję czy nie widnieją na niej podejrzane ślady. Szyja jego była bez skazy.
Mężczyzna przemył twarz i włożył dzienne ubranie. Wyszedł z pokoju.
* * *
Matka dziewczyny płakała wtulona w ramię swego męża. Ten patrzył na jej trumnę obłożoną wieńcami pogrzebowymi. I ich druga córka, na oko dziewięcioletnia. Ona była jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, co stało się z jej starszą siostrą. Trzymała się kurczowo spódnicy matki.
* * *
Mężczyzna dotarł do jadalni i zajął miejsce przy stole, na którym leżało tylko jedno nakrycie. Stół był długi co najmniej na sześć metrów, ale stały przy nim tylko dwa krzesła, na nim zaś trzy obszerne świeczniki, a nad nim przepiękny żyrandol. Na ścianie, równoległej do stołu, wisiał pośrodku portret Hrabiego.
Stół został wcześniej nakryty. Głównym daniem był pieczony dzik z jabłkiem w pysku. Oprócz tego suchy chleb, kilka przystawek, do popicia czerwone wino i woda. Po tym jak się posilił, wstał od stołu i wyszedł. Nie skierował się jednak w stronę swojego pokoju…Rozdział 3 — Hrabia wampir we własnej osobie
Zbliżała się pora kolacji. Przybysz tym razem założył krzyżyk na szyję i wyszedł z komnaty. Nie bał się spotkania ze swoim wrogiem.
* * *
Komnata Hrabiego znajdowała się na szczycie wieży, do której prowadziły dwie drogi: okno i przejście łączące zamek z wieżą. Mężczyzna przedostał się niezauważenie do wieży. Mozolnie pokonywał kręte schody, które miejscami nadszarpnął ząb czasu. Gdy dotarł pod drzwi komnaty, najpierw zajrzał przez dziurkę od klucza. Nic jednak nie dostrzegł poza ciemnością.
Przybysz wyciągnął z kieszeni wytrych i włożył do dziurki od klucza. Poruszył nim parę razy. Zamek puścił. Mężczyzna wziął głęboki oddech, nacisnął przyrdzewiałą klamkę i otworzył drzwi. Znienacka wyleciało w jego kierunku kilka nietoperzy. Odruchowo okrył twarz skrzyżowanymi rękoma i przyklęknął na schodach twarzą zwróconą do ściany. Upuścił pochodnię. Sytuacja po chwili uspokoiła się, ale ten jeszcze przez chwilę pozostawał w bezruchu. Kiedy dotarło do niego, że niebezpieczeństwo minęło, podniósł się, poprawił marynarkę i pochwycił pochodnię.
* * *
— Wkrótce mój pan się pojawi. Prosił, by na niego nie czekać z jedzeniem. On jada o późniejszej porze.
— Mimo wszystko poczekam.
W tej samej chwili w komnacie pojawił się Hrabia.
— Smacznego przyjacielu. — Mężczyzna wstał i podał mu na przywitanie rękę. Przez zaskoczenie i nieuwagę skaleczył się nożem w rękę. Hrabia szybko chwycił narzędzie, odwrócił się tyłem i zlizał drobinę krwi, jaka na nim została.
Mężczyzna nie zwrócił jednak uwagi na to zajście, ponieważ próbował zatamować krwawienie, które powoli ustępowało. Hrabia odwrócił się i oddał nóż gościowi. — Coś pan upuścił.
— A tak, dziękuję. Przestraszył mnie pan.
— Przepraszam. To nie było w moim zamiarze. Jak pańska dłoń? Może zerknę. — Mężczyzna jednak odsunął rękę, jakby bał się, że może stracić o wiele więcej krwi. — Dziękuję, już w porządku. Udało mi się zatrzymać krwotok.
— Cieszę się. — Hrabia płynnym krokiem dotarł do swojego krzesła. Spoczął przy stole, jednak nie zabierał się za jedzenie. Skrzyżował dłonie i oparł je o blat stołu.
— Nie zamierza pan nic jeść?
— Nie jestem głodny.
— Jest pan strasznie blady, Hrabio. Może gdyby pan coś zjadł…
— Przecież powiedziałem, że nie jestem głodny! — Hrabia zerwał się na równe nogi. Mężczyzna wpatrywał się przez chwilę z dużym szokiem w jego osobę. Po chwili Hrabia uspokoił się i spoczął ponownie na swoim siedzeniu:
— Przepraszam, ostatnio źle sypiam. Jestem w kiepskiej formie. Skuszę się na wino jedynie. Proszę wpaść jutro do mojej komnaty. Igor pana doprowadzi. Omówimy sprawy zawodowe.
— Dobrze, przyniosę ze sobą potrzebne dokumenty. Pan natomiast przygotuje swój akt urodzenia i akt własności zamku oraz terenów do niego przyległych.
— Czy te papiery są konieczne?
— Jeżeli nie chce pan stracić włości, to tak. Ale możemy znaleźć inne wyjście z tej sytuacji.
Reszta kolacji upłynęła w milczeniu.
* * *
Zygfryd wszedł do pomieszczenia. W środku panowała przeraźliwa ciemność, którą rozjaśniła nieco jedynie pochodnia, jaką ze sobą przyniósł. Wewnątrz stały trzy grobowce. Jeden z pewnością należał do Hrabiego. A ten drugi? Czy ktoś lub coś było teraz w środku? Oby tylko Hrabia się nie zbudził, póki nie dokona tego, co postanowił. A miał zamiar zabić Hrabiego. Zabić wampira, który pustoszy świat.
Na szyi zawiesił łańcuch z czosnku i duży, drewniany krzyż. Torbę położył na wieku jednego z nich. Z niemałym trudem zaczął odsuwać kamienną pokrywę.
— Widzę, że nie mógł się pan doczekać spotkania ze mną. Spodziewałem się, że nie jest pan prawnikiem…
* * *
Po kolacji Zygfryd udał się do swego pokoju. Gdy znalazł się w środku, zamknął się tym razem na wszystkie spusty. Tego poranka zamierzał uderzyć na wroga i go zlikwidować.
— Hrabia zapewne się teraz pożywia, ale nad ranem, kiedy tylko wzejdzie słońce, zaatakuję. Zniszczę go raz na zawsze. — Podszedł do okna. Długo wpatrywał się w dal…
Wkrótce nastał poranek…
Dziś pierwszy dzień wakacji. Postanowiliśmy celebrować go jak zwykle w pizzerii. Mieliśmy szczęście, bo lokal dopiero zaczął się zapełniać, więc nie było problemu ze znalezieniem stolika dla czterech osób.
— Mam dla was niespodziankę. Otóż wygrałem cztery bilety do kina na film pt. “Razem po wieki”. Seans odbędzie się jutro wieczorem w starym kinie pod miasteczkiem.
— Żartujesz? Masz bilety na ten film? Przecież on dopiero wejdzie na ekrany kin. — Nancy rzuciła się Markowi na szyję.
— Tak, to ten film. A do tego premiera. To jak? Idziecie ze mną czy mam szukać innych chętnych?
— Jasne, że idziemy. Jak możesz o to pytać?!
— Nie możemy przepuścić takiej okazji.
Zastanawiała mnie jedna rzecz — dlaczego nie puszczą tego filmu w kinie miejskim. W zeszłym roku oddali je do użytku. Myślałam, że stare kino jest od wielu lat nieczynne. W gazecie nie pojawiały się informacje o żadnych seansach. Czyżby wznowiono jego działalność? Ale po co, skoro kino w mieście jest bardziej nowoczesne i wygodne, bardziej pojemne. No i jest bliżej…Rozdział 2 — Dlaczego masz takie ostre zęby?
Drzwi do budynku kina zaskrzypiały, kiedy Marek popchnął jedno ze skrzydeł. Przekroczyliśmy próg budynku. Podeszliśmy do lady, na której stała zabytkowa kasa i dzwoneczek do przywoływania obsługi. Monika nie zdążyła go nacisnąć, bo spod lady wyskoczył wysoki osobnik. Ubrany był w kraciastą koszulę i hawajskie spodenki, a na szyi wisiała żółta mucha w zielone groszki. Dziwny styl.
— My jesteśmy tu, bo… — Andrzej nie mógł się wysłowić. — My wygraliśmy cztery bilety na… — nie dokończył, bo dziwna postać przerwała mu w pół zdania:
— Wiem wszystko. Jesteście w samą porę. Seans zacznie się za 15 minut. Toalety są na lewo. Automaty z zimnymi napojami i jedzeniem są nieczynne, bo kino jest rzadko otwierane i niewielu ma klientów, więc nie uzupełniamy lodówek. Zresztą nie przyda wam się. Zapraszam na salę. Zajmijcie wygodnie miejsca i lepiej mocno się trzymajcie. — Uśmiechnął się szyderczo. Co miało znaczyć to ostatnie stwierdzenie? Facet ma dziwne poczucie humoru. — Jakieś pytania?
Nikt nie śmiał się nawet odezwać. W milczeniu podążyliśmy w kierunku sali, gdzie miał się odbyć seans. Aranżacja wnętrza pozostawała niezmieniona od bardzo wielu lat. Może nawet od pierwszego seansu. Sala była nieduża, raptem na 50 osób. Podłoga skrzypiała pod naporem naszych stóp. Chyba dawno tu nie sprzątano, bo gdy usiedliśmy, z siedzeń uniosły się kłęby kurzu. Z pewnością sprzątaczki też nie opłaca się tu zatrudniać.
— Nie ma już nikogo prócz nas? — Nancy zaniepokoiła pustka tu panująca.
— Jak już mówiłem, nie mamy zbyt wielu klientów. — Mężczyzna odrzekł z lekką irytacją. — Zajmijcie proszę miejsca. Zaraz rozpocznie się projekcja.
Na pierwszym planie karoca pędząca nad przepaścią, pełno skał, w dali zamek, góry, przerażająca sceneria. Miałam wrażenie, że ten powóz zaraz spadnie w przepaść, bo droga, jaką jechał, była strasznie wąska i posiadała liczne zakręty. Cały pojazd niebezpiecznie huśtał się w kierunku otchłani. Woźnica, zakapturzony i ubrany w ciemny płaszcz i rękawice, nie zważał jednak na nic.
Wreszcie podjechał do głównej bramy i szarpnął za sznur; tym sposobem uruchomił mechanizm, który otworzył bramę. Powóz przejechał przez dziedziniec. Pośrodku stała fontanna, która tryskała ciemną cieczą. Trafiło się też parę bezlistnych drzew, o dziwnie powyginanych kształtach.
Z bliska zamek wydawał się jeszcze straszniejszy. Zbudowano go z ciemnego kamienia. Ściany porastał bluszcz. Nikła poświata księżyca dawała słabe światło.
Przybysz pokonał kilka schodów, które dzieliły go od wejścia do zamku. Na drzwiach wisiało potężne koło, którym mężczyzna uderzył kilka razy w drewniane wrota. Postać miała na sobie ciemny, długi do kostek płaszcz, na głowie kapelusz i niewielką walizeczkę u boku.
Potężne wrota otworzyły się. Mężczyzna wszedł do środka. Z początku nie dostrzegł, że z ukrycia obserwuje go wyłupiastym wzrokiem niska, karłowata postać, która wynurzyła się po chwili z ciemności.
— Witam, jestem prawnikiem. Przyjechałem do Hrabiego. Byłem z nim umówiony.
— Wiem. Hrabia oczekuje na pana. Za mną. — Karzeł chwycił jego bagaż i zwinnym krokiem pokonywał coraz to wyższe stopnie, które prowadziły najpierw prosto ku górze, a później rozdzielały się na dwie strony i dalej znów prowadziły ku górze. Nieznajomy równie zwinnie dotrzymywał kroku karykaturze, jakby nie była to jego pierwsza wizyta tutaj.
Po drodze pokonywali niezliczone korytarze i zakręty. Na ścianach co kilka metrów wisiały portrety jakichś osobistości, a pomiędzy nimi płonące pochodnie.
Dotarli na miejsce. Lokaj przekręcił klucz, wszedł do środka i przy wejściu postawił bagaż przybysza. Komnata, w której się znaleźli, była dość pokaźnych rozmiarów. Przez piękne, łukowate u szczytu, witrażowe okno, które znajdowało się na wprost wejścia, wpadała lekka poświata księżyca. Musiało być nieszczelne, bo wiatr poruszał delikatnie długie do samej podłogi firany. Na podłodze leżał owalny, staromodny dywan z frędzelkami. Po prawej stronie, mniej więcej pośrodku pomieszczenia, stało ogromne łoże z baldachimem, przykryte bordową płachtą. Nad drzwiami wisiał herb. Obok łoża stała toaletka, a naprzeciw szafa pokaźnych rozmiarów. W kątach zalegały gęste pajęczyny.
Przybysz położył swój bagaż na łóżku, zdjął kapelusz, potem płaszcz. Podszedł do okna. W dole, na dziedzińcu zobaczył stado wilków, które spacerowały po wybiegu i co jakiś czas zawyły do księżyca. Zauważył, że jeden z nich, być może ich przywódca, stoi w miejscu i przygląda się jego osobie swymi czerwonymi oczyma. Mężczyzna nie mógł oderwać od zwierzęcia wzroku. Był jak w transie.
— Posiłki będą wydawane o dziewiątej, czternastej i dwudziestej pierwszej. — Jego zamyślenie przerwał lokaj. Przybysz oderwał swój wzrok od stworzenia i zagubione spojrzenie skierował na chwilę w kierunku przemawiającego, po czym znów spojrzał na dziedziniec. Nie ujrzał już jednak swego obserwatora. Niektóre wilki leżały na bruku, inne dalej spacerowały. — Na ostatnim z posiłków dołączy do pana Hrabia.
— Dlaczego tylko na ostatnim? — Zapytał, udając zdziwienie, choć doskonale wiedział dlaczego.
— Cóż, hrabia nie czuje się zbyt dobrze za dnia. Wtedy śpi, a w nocy toczy zwyczajne życie. Skoro nie ma pan więcej pytań, pozwolę sobie wrócić do swoich obowiązków. Przypominam, że śniadanie jest o dziewiątej.
— Tak, pamiętam.
Służący odwrócił się w kierunku drzwi i wyszedł. Przybysz zasunął zasuwę, podszedł do łóżka, gdzie stała jego torba i wysypał jej zawartość. Wśród drewnianych kołków, młotka, krzyża, wody święconej i kilku osobistych rzeczy znalazło się sporo główek czosnku, które zaczął rozwieszać w całej komnacie, ze szczególnym uwzględnieniem swego łoża i okna. Pokój przesiąknął jego wonią. Podróżnik przyodział piżamę, ułożył się wygodnie w łóżku. Usnął.
Wpatrywałam się w ekran z tak wielką uwagą, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Czułam zapach tego czosnku.
— Hej, czy wy też to czujecie? — zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział.
* * *
— Twoja skóra jest delikatna jak aksamit. — Mężczyzna jedną ręką silnie obejmował młodą dziewczynę w pasie, drugą gładził jej wystraszoną i zmęczoną płaczem twarz. Ta wzywała pomocy, ale ratunek nie nadchodził. Czy nikt nie słyszał jej rozpaczliwego głosu? Nie odeszła przecież zbyt daleko od wioski.
Jej wołanie stawało się coraz cichsze. Wampir zanurzył swe kły w jej gładkiej szyi. Posilał się. Powoli pozbawiał swoją ofiarę wszelkich sił witalnych. Krwiopijca zwolnił uścisk.
Niebo było tej nocy bezchmurne. W głębi lasu dało się słyszeć wycie wilków…
* * *
Słońce wzeszło już jakiś czas temu. Teraz do komnaty, w której spał przybysz, wpadało coraz więcej promieni słonecznych. Widoczne stały się gęste warstwy kurzu, który zalegał wszędzie.
Podróżnik otworzył oczy, przetarł twarz rękoma i wziął głęboki oddech. Usiadł na brzegu łóżka i podparł głowę na rękach, zwieszając ją w kierunku podłogi. Po chwili wstał, założył pantofle i ruszył w kierunku lustra. Uniósł lekko podbródek i oglądał swoją szyję czy nie widnieją na niej podejrzane ślady. Szyja jego była bez skazy.
Mężczyzna przemył twarz i włożył dzienne ubranie. Wyszedł z pokoju.
* * *
Matka dziewczyny płakała wtulona w ramię swego męża. Ten patrzył na jej trumnę obłożoną wieńcami pogrzebowymi. I ich druga córka, na oko dziewięcioletnia. Ona była jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, co stało się z jej starszą siostrą. Trzymała się kurczowo spódnicy matki.
* * *
Mężczyzna dotarł do jadalni i zajął miejsce przy stole, na którym leżało tylko jedno nakrycie. Stół był długi co najmniej na sześć metrów, ale stały przy nim tylko dwa krzesła, na nim zaś trzy obszerne świeczniki, a nad nim przepiękny żyrandol. Na ścianie, równoległej do stołu, wisiał pośrodku portret Hrabiego.
Stół został wcześniej nakryty. Głównym daniem był pieczony dzik z jabłkiem w pysku. Oprócz tego suchy chleb, kilka przystawek, do popicia czerwone wino i woda. Po tym jak się posilił, wstał od stołu i wyszedł. Nie skierował się jednak w stronę swojego pokoju…Rozdział 3 — Hrabia wampir we własnej osobie
Zbliżała się pora kolacji. Przybysz tym razem założył krzyżyk na szyję i wyszedł z komnaty. Nie bał się spotkania ze swoim wrogiem.
* * *
Komnata Hrabiego znajdowała się na szczycie wieży, do której prowadziły dwie drogi: okno i przejście łączące zamek z wieżą. Mężczyzna przedostał się niezauważenie do wieży. Mozolnie pokonywał kręte schody, które miejscami nadszarpnął ząb czasu. Gdy dotarł pod drzwi komnaty, najpierw zajrzał przez dziurkę od klucza. Nic jednak nie dostrzegł poza ciemnością.
Przybysz wyciągnął z kieszeni wytrych i włożył do dziurki od klucza. Poruszył nim parę razy. Zamek puścił. Mężczyzna wziął głęboki oddech, nacisnął przyrdzewiałą klamkę i otworzył drzwi. Znienacka wyleciało w jego kierunku kilka nietoperzy. Odruchowo okrył twarz skrzyżowanymi rękoma i przyklęknął na schodach twarzą zwróconą do ściany. Upuścił pochodnię. Sytuacja po chwili uspokoiła się, ale ten jeszcze przez chwilę pozostawał w bezruchu. Kiedy dotarło do niego, że niebezpieczeństwo minęło, podniósł się, poprawił marynarkę i pochwycił pochodnię.
* * *
— Wkrótce mój pan się pojawi. Prosił, by na niego nie czekać z jedzeniem. On jada o późniejszej porze.
— Mimo wszystko poczekam.
W tej samej chwili w komnacie pojawił się Hrabia.
— Smacznego przyjacielu. — Mężczyzna wstał i podał mu na przywitanie rękę. Przez zaskoczenie i nieuwagę skaleczył się nożem w rękę. Hrabia szybko chwycił narzędzie, odwrócił się tyłem i zlizał drobinę krwi, jaka na nim została.
Mężczyzna nie zwrócił jednak uwagi na to zajście, ponieważ próbował zatamować krwawienie, które powoli ustępowało. Hrabia odwrócił się i oddał nóż gościowi. — Coś pan upuścił.
— A tak, dziękuję. Przestraszył mnie pan.
— Przepraszam. To nie było w moim zamiarze. Jak pańska dłoń? Może zerknę. — Mężczyzna jednak odsunął rękę, jakby bał się, że może stracić o wiele więcej krwi. — Dziękuję, już w porządku. Udało mi się zatrzymać krwotok.
— Cieszę się. — Hrabia płynnym krokiem dotarł do swojego krzesła. Spoczął przy stole, jednak nie zabierał się za jedzenie. Skrzyżował dłonie i oparł je o blat stołu.
— Nie zamierza pan nic jeść?
— Nie jestem głodny.
— Jest pan strasznie blady, Hrabio. Może gdyby pan coś zjadł…
— Przecież powiedziałem, że nie jestem głodny! — Hrabia zerwał się na równe nogi. Mężczyzna wpatrywał się przez chwilę z dużym szokiem w jego osobę. Po chwili Hrabia uspokoił się i spoczął ponownie na swoim siedzeniu:
— Przepraszam, ostatnio źle sypiam. Jestem w kiepskiej formie. Skuszę się na wino jedynie. Proszę wpaść jutro do mojej komnaty. Igor pana doprowadzi. Omówimy sprawy zawodowe.
— Dobrze, przyniosę ze sobą potrzebne dokumenty. Pan natomiast przygotuje swój akt urodzenia i akt własności zamku oraz terenów do niego przyległych.
— Czy te papiery są konieczne?
— Jeżeli nie chce pan stracić włości, to tak. Ale możemy znaleźć inne wyjście z tej sytuacji.
Reszta kolacji upłynęła w milczeniu.
* * *
Zygfryd wszedł do pomieszczenia. W środku panowała przeraźliwa ciemność, którą rozjaśniła nieco jedynie pochodnia, jaką ze sobą przyniósł. Wewnątrz stały trzy grobowce. Jeden z pewnością należał do Hrabiego. A ten drugi? Czy ktoś lub coś było teraz w środku? Oby tylko Hrabia się nie zbudził, póki nie dokona tego, co postanowił. A miał zamiar zabić Hrabiego. Zabić wampira, który pustoszy świat.
Na szyi zawiesił łańcuch z czosnku i duży, drewniany krzyż. Torbę położył na wieku jednego z nich. Z niemałym trudem zaczął odsuwać kamienną pokrywę.
— Widzę, że nie mógł się pan doczekać spotkania ze mną. Spodziewałem się, że nie jest pan prawnikiem…
* * *
Po kolacji Zygfryd udał się do swego pokoju. Gdy znalazł się w środku, zamknął się tym razem na wszystkie spusty. Tego poranka zamierzał uderzyć na wroga i go zlikwidować.
— Hrabia zapewne się teraz pożywia, ale nad ranem, kiedy tylko wzejdzie słońce, zaatakuję. Zniszczę go raz na zawsze. — Podszedł do okna. Długo wpatrywał się w dal…
Wkrótce nastał poranek…
więcej..