- W empik go
Nauczycielka - ebook
Nauczycielka - ebook
Zmysłowa i pikantna opowieść o trzydziestolatce szukającej szczęścia na Tinderze Trzydziestoletnia Justyna, świeżo po rozstaniu, postanawia: „nigdy więcej miłości”! Chce poświęcić się pracy, czyli nauczaniu angielskiego w liceum, prowadzeniu warsztatów dla młodzieży i zajęciom w szkole językowej. Przyjaciółki Justyny uważają jednak, że atrakcyjna kobieta w tym wieku nie powinna bawić się w opiekunkę nieznośnych nastolatków. Podczas babskiego wieczoru, obficie zakrapianego winem, zakładają jej konto na Tinderze i portalu randkowym. Przekonują Justynę, że czas zacząć traktować mężczyzn lekko. I tak ukrywająca się pod nickiem „Just sex” nauczycielka wkracza w nieznany świat... Niedoświadczona w seksie Justyna odkrywa kochanków, którzy pokazują jej, jak niewiele wiedziała o życiu i namiętności. Czego nauczy się o mężczyznach? A przede wszystkim czego dowie się o sobie i swoich oczekiwaniach? Czy mimo zmęczenia szalonym życiem wirtualnym uda jej się znaleźć na Tinderze miłość?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-6440-9 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Czy nasze spotkanie aktualne? – Głos w słuchawce jest napięty. Łukasz Kosma czuje, jak skacze mu adrenalina.
– Proszę się nie denerwować. Już dojeżdżam, korki.
– Ale zdąży pan? Czy na pewno pan zdąży?
Czuł się nieswojo przy kobiecie, z którą umówił się na spotkanie w jej domu w Radości. Zbyt perfekcyjna i za dokładna. Męcząca. Uwidaczniała się w niej pewna atrakcyjność, ale jakieś ogromne napięcie szpeciło jej twarz. Wyglądała na osobę, dla której każdy dzień jest wyzwaniem. Albo męką. Że też ludzie bywają tacy podminowani.
On również do Radości dotarł podminowany. Powinien być skupiony, zaraz finalizuje sprzedaż domu. Pięć milionów złotych. Złoty strzał, takie transakcje zdarzają się rzadko. Choć miał ochotę przełożyć spotkanie. Przez nią. Matkę swojego dziecka. Mediatorka, do której kiedyś chodzili, w końcu się poddała. „Panie Łukaszu, nie widzę tego. Trzeba czasu, na razie jest za dużo złości”. Może to nie było etyczne, co zrobiła, ale, do cholery jasnej, miała rację. Dziś znów awantura. Ona tego nie kontroluje, wszystko przez niego. Musiał ściszyć głośność w telefonie, tak się darła. Idiotka.
Głośno zatrzaskuje drzwi samochodu, otrzepuje garnitur z kociej sierści, którą w aucie zostawiła Weronika, jego ostatnia kochanka, właścicielka pięciu kotów. Nie znosi tych zwierząt. Już pal licho, że oblepiają wszystko sierścią, ale bzykanie się przy akompaniamencie miauków jest ponad jego siły. No i to wgapianie się. Dotykają się, a pięć kotów stoi i patrzy. Żegnaj, erekcjo. Weronika nie była aż tak interesująca i aż tak cudowna w łóżku, żeby to znosić. Trzeba się zająć robotą i pasjami. Bez seksu da się przeżyć, już woli masturbować się przy jakimś porno, niż poznawać kolejną laskę, która ma tylko oczekiwania. Poza tym nie można zapomnieć o matce jego dziecka, od lat nie mówił o niej inaczej. Musi to jakoś ogarnąć. Gdyby nie wspólne dziecko, nie chciałby jej oglądać. Sam jej zapach, wyczuwalny z odległości kilku metrów, sprawiał, że miał mdłości. Nigdy nie potrafiła wybrać dobrych perfum. Jedna wielka chodząca porażka. Nienawidzi jej. Tak, kiedyś ją względnie tolerował, dziś już nienawidzi.
Dom, który dziś sprzedaje, jest uosobieniem marzeń. Trzysta metrów, trzy kondygnacje. Na dole przestrzeń dzienna, gabinet, łazienka. Na piętrze trzy duże sypialnie, dwie łazienki, na poddaszu biblioteka i pracownia. Urządzony w modnym, industrialnym stylu, ale z ciepłymi dodatkami. Do tego zalesiona działka. Dlaczego ludzie sprzedają takie domy? Włożyć w coś tyle serca, tyle pracy, a potem się tego pozbywać. Niezrozumiałe. Chyba że życie ich do tego zmusza. Wtedy to straszne. Skoro wszystko można stracić, lepiej do niczego się nie przywiązywać.
Już na niego czekają. Pani Spięta i nowi właściciele. Małżeństwo około czterdziestki z trójką dzieci. On – znany dziennikarz telewizyjny, ona – prawniczka. Wyobraził sobie, że pusty dom za chwilę wypełni się życiem.Rozdział drugi
Za oknami kaskada dźwięków. Mijające się na skrzyżowaniu tramwaje, klaksony samochodów, urywki rozmów, krzyczące dzieci. Dlaczego w zasadzie zamieszkali tuż przy Puławskiej? A właśnie. Mikołaj chciał. Uwielbia zgiełk. Wakacje są pod tym względem najgorsze. Pootwierane okna przynoszą ulgę podczas upałów, ale też trudny do zniesienia hałas.
Leżę naga na prześcieradle, moje wilgotne ciało iskrzy w promieniach słońca. Od trzech minut wpatruję się w brzuch, po którym spływa cienka strużka potu. Jest dwunasta, trzydzieści stopni w cieniu, nie ostygłam po orgazmie. Mikołaj podnosi się z łóżka, sięga po bokserki.
– Zrobię kawę.
Wstaje i nie patrząc na mnie, idzie w stronę kuchni.
– Hej, hej. Halo, hej… – wołam za nim. Chcę, żeby na mnie spojrzał.
– No ale że co „hej”?
Przystaje w przedpokoju, lecz nie zawraca.
– A jakaś czułość? Może pytanie: „Zrobić ci też kawę? Może chcesz mrożoną? A może, kociaku, skoczę po lody?”. Tak, zdaje się, mówiłeś do mnie, gdy bzykaliśmy się pierwszych parę miesięcy. Kociaczkuuu, myszeczko…
– Ty znowu swoje, Justyna.
Justyna w jego ustach nie brzmi miło. Do tej pory nigdy tak do mnie nie mówił. Zawsze: „Justek”, ewentualnie „Justyś”. Przewraca oczami.
– Słucham? Co się dzieje? Co to ma być? Przed chwilą się kochaliśmy, a teraz już Justyna zrobiła swoje, Justyna może odejść? – wyrzucam jednym tchem.
Cholera, dlaczego się nie zamknę. Zrywam się z łóżka, narzucam koszulę i idę za nim do kuchni. Plask, plask. Bose stopy uderzają o przedwojenne kafle w naszym wynajmowanym mieszkaniu.
– Mikołaj, kurwa! Umiesz być miły tylko przez pół godziny seksu?
– O co ci, do diabła, znów chodzi?!
Znów? Trudno uwierzyć, że kilkanaście minut wcześniej gryzł mnie, całował, a jego ręce były wszędzie. Wciąż czuję jego zapach. Sama kupiłam mu perfumy. „Zapach dla prawdziwego mężczyzny” – kusiła reklama w gazecie.
– Co się z tobą dzieje? Przecież widzę, że coś się dzieje!
– Czy ja nie mogę napić się spokojnie kawy?
Jego oczy błyszczą niebezpiecznie. Opiera się o blat i zamiera niczym kot szykujący się do ataku.
– Wydaje mi się, że już mnie nie kochasz. Zmieniłeś się.
Dlaczego ja to mówię? Przypominam sobie matkę, która wyrasta przed ojcem, zasłaniając mu ekran monitora. „Musimy porozmawiać” – zapowiada. Bierze ręce pod boki. Ojciec przewraca oczami, matka jest jak mucha, która brzęczy nad uchem: „Do diabła! Wiem, że te słowa są efektem dziwnej atmosfery między mną a Mikołajem. Od kilku miesięcy coś jest nie tak. Ale mówię to po to, żeby zaprzeczył. To przecież jasne, że zaprzeczy.
– A ty znowu swoje. „Kochasz mnie czy nie kochasz?” – odpiera z irytacją.
Odwraca się, sięga do szafki, po czym nasypuje kawy do kawiarki, oklepuje łyżeczką, żeby nic nie spadło na blat.
Nie mogę znieść tej dziwnej obojętności, łapię go za rękę.
– Spójrz na mnie.
Patrzy.
Od razu żałuję, że go spytałam o miłość.
– Nie wiem, co czuję. Ty chciałabyś stabilizacji, a ja nie jestem gotowy. Chyba potrzebujemy przerwy.
Odstawia kawiarkę i idzie w stronę kanapy. Przysiada na niej, ręką gładzi materiał, jakby próbował go wyczyścić. Wczoraj sprzątałam, więc na pewno nie chodzi o brud, to tylko nerwy, które próbuje za wszelką cenę utrzymać na wodzy.
– Przerwy? Doszedłeś do tego po seksie?! Jaja sobie ze mnie robisz?
– Sama spytałaś. Nie chciałem robić tego dzisiaj, ale może właśnie dobrze się stało. Co do seksu, to ty go zainicjowałaś. Miałem powiedzieć, że nie chcę? Nie jest tak, że nie chcę, po prostu coś między nami nie gra.
Wzdycha. Widzę, że chce już skończyć tę rozmowę, męczę go. Jest upał, miał na ten dzień inne plany, a teraz czeka go emocjonalna przeprawa. Tak, spytałam, ale przecież nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
– Ja chcę stabilizacji? Że niby małżeństwa i dzieci? Nie, nie chcę. Jesteś zdrowo porąbany, wyobrażając sobie coś takiego. Mama ci to powiedziała czy kumple? Uważacie, że każda dziewczyna pragnie stabilizacji?
Serce mi wali, mam ochotę pobić Mikołaja. Wciąż stoję przed nim naga. Jak można komuś po seksie powiedzieć, że nie jest się gotowym na poważny związek?
– Ale… W jednym masz rację. Nie chcę, żeby ktoś mi mówił, że potrzebuje przerwy. Won! Po prostu won – drę się, po czym idę do łazienki i trzaskam drzwiami.
Wiem, że ma rację.
Chciałam stabilizacji.
Włączam wodę, opieram się o brzeg wanny i powtarzam: „Ja pierdolę, nie wierzę”. Gdy wychodzę, Mikołaja nie ma w mieszkaniu.
***
– Wcale mnie to nie dziwi – prycha Natasza.
Trzeci dzień od rozstania z Mikołajem. Przepraszam: od jego wyjścia z domu. Bo niczego ze sobą nie wziął. Nawet szczoteczki do zębów.
– Nie zadzwoniłaś, żeby się dowiedzieć, gdzie on jest? – pyta Maja, gładząc się po brzuchu.
– Chciałam zadzwonić milion razy, ale mam resztki godności. A ty byś wydzwaniała?
Maja wzdycha. Nie wie. Jest na zupełnie innym etapie życia. Moje dwie najbliższe przyjaciółki: Natasza, królowa Tindera i szybkich randek, oraz Maja, u której siedzimy – mężatka od dwóch lat, za dwa miesiące mama. Któryś raz wałkujemy zachowanie Mikołaja. Tak, wiem, to głupie i puste. Ostatnio do mamy wpadła sześćdziesięcioletnia ciotka i też analizowały postępowanie Zdzisława, ukochanego z sanatorium. Zadzwoni, nie zadzwoni, a jak dzwoni, to co chce powiedzieć, gdy mówi to i tamto. Ciotka jest profesorem chemii, więc trochę zdębiałam. „Jak nastolatki” – wzdychałam zniesmaczona. I co? Teraz widzę, że w obliczu rozstania, którego nie chciałyśmy, wszystkie wariujemy. Niezależnie od wieku i ilorazu inteligencji. Nie znoszę siebie takiej rozwalonej i bijącej się z myślami.
Nawet w obliczu osobistego dramatu zauważam, że mieszkanie Majki zamieniło się w planetę Rodzica. Pod ścianą dziecięce łóżeczko z przygotowaną pościelą w groszki. W groszki! Gdybym rok temu powiedziała Majce, że kupi pościel w groszki, zabiłaby mnie śmiechem. Ale to nie wszystko. Na łóżeczku leżą równo poukładane, wyprasowane śpioszki, zabawki. To jest nie do wiary, Majka była zawsze największą bałaganiarą. Dziś jest inna, błyszczą jej oczy i zachowuje się tak spokojnie, jak nigdy. Staram się zagłuszyć dojmujące poczucie zazdrości, które próbuje ze mnie wypełznąć i zniszczyć tę chwilę jej szczęścia. Oddycham głębiej i odganiam złe emocje czające się obok.
Muszę się nacieszyć przyjaciółką, bo za chwilę ją stracę, odleci. Patrzę na nią. Majka nas słucha i przez cały czas głaszcze się po brzuchu, a minę ma tak wniebowziętą, jakby spodziewała się narodzin cudów.
– Justa, cholera, byłaś za dobra – stwierdza Natasza. Jest odwrotnością Mai. Silna, pewna siebie, rywalizuje z innymi kobietami i nawet się tego nie wstydzi. Dziś ubrana w dżinsy i zwykły biały podkoszulek, z włosami luźno związanymi z tyłu. I tak wygląda lepiej od Mai i mnie. I wiem, że nie zazdrości Mai. Ona uważa, że życie naszej przyjaciółki już się skończyło i należy jej tylko współczuć.
Za dobra. Czytałam gdzieś o tym. Lubimy zdobywać, potrzebujemy czegoś trudnego, dostępność nudzi. Nie lubię pop-psychologii.
– Ilu zresztą miałaś kochanków? – dopytuje Natasza i popija prosecco, które przyniosłyśmy do tej świątyni rodzicielskiego wyczekiwania.
Wbijam wzrok w podłogę. Prawie trzydzieści lat i dwóch kochanków. Mikołaj i mój eks, z którym byłam całe liceum i część studiów. Nie za bardzo mam się czym pochwalić.
– Za mało! – odpowiada sama sobie. – Powinnaś zacząć doświadczać życia. Zobacz, nawet Majka miała co najmniej dziesięciu kochanków.
– Sześciu – precyzuje Majka. – Siedmiu z Arturem, wystarczy mi już na całe życie.