Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nauka jazdy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 kwietnia 2021
Ebook
5,99 zł
Audiobook
7,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Nauka jazdy - ebook

Nowelka złożona z krótkich opowiadań opublikowana w wydawnictwie podziemnym. Jest lato tuż po wojnie, trwa Olimpiada, w Polsce rozpoczynają się procesy czerwcowe. Dwoje Polaków wyjechało w okolice Drezna na zbieranie czereśni. Zażywają wolności i doświadczają życia odmiennego od PRL-owskich standardów, cały czas muszą się jednak mierzyć z niezwykle napiętymi po wojnie relacjami między narodami.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-268-5834-1
Rozmiar pliku: 327 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Sielanka. Otwarte okno. Ja w nim jak na bocianim gnieździe. W dole zgniła zieleń podwórza, pod ścianą komórki maliny i pokrzywy, wyrośnięte, tykowate. Kasztan na środku rzuca skąpy cień, nie zakrywający mu nawet płowy pnia. Szare ściany budynku, ściany podwórka studni iskrzą szkłem szyb. Obok drzwi do sieni wózek z małą Anne, mała śpi. Jest niedziela. Na sznurku, przywiązanym przez nas do kasztana i jakiegoś gwoździa na naszym kurniku, ręczniki, spodnie, uprane rano w misce, w zimnej wodzie.

Te rzeczy na sznurku spełniają rolę siatki. Mario gra w siatkówkę z Januszem. A podwórko rolę boiska.

Mario w krótkich spodenkach i bluzce kolorowej, bez rękawów. Długie, podrapane i poparzone nogi. Piłka co chwila wpada w pokrzywy, jego śmiech, jakieś fragmenty słów w ich języku, przefruwa to wszystko przede mną, dźwięk jak od uderzenia promieniem słońca w metal, czyste powietrze, kryształowo.

Widzę te skaczące w powietrzu odgłosy. Taka dźwiękowo - wzrokowa fata morgana.

Janusz ciemny, opalony, dużo wyższy od małego. Naprzeciwko. Krzyczy do mnie żeby go zmienić.

Zmęczył go chłopak. Strasznie ruchliwy.

A on niewyspany. I w rękach kubły z czereśniami, a w nogach drabinę czuje.

Krótka przerwa w grze. Zastanawiam się czy warto zmieniać to cudowne miejsce w oknie na górze, pod słońcem na pot, nagle odkryty na czole Janusza.

Oni zatrzymani, z głowami uniesionymi do góry. W dłoniach Mario piłka. Nie mogę się zdecydować.

Wtem piłka wyskakuje w powietrze, sama jakby wyrwała się z rąk chłopca i szybuje do słońca, nie zdążyłem się uchylić.

Plaśnięcie w czoło, okulary odrywają się od głowy i spadają na murawę, jednocześnie z wracającą piłką.

Podbiega do nich Janusz, Mario. Podnoszą, oglądają. - Całe są - mówi Janusz. - Nie wolno tak, mogłeś zbić - karci po polsku Mario, który stoi chwilę, jakby nieruchomo, ale zaraz odwraca się w moim kierunku i woła: - Komm! Janusz!

Schodzę na dół, nakładam okulary. Janusz stoi obok. Przygląda się.

Mario podrzuca piłkę do góry, złośliwie wrzucam mu ją w pokrzywy, nie zauważa chyba tego, że złośliwie. Śmieje się. Całe podwórko zatłoczone od jego biegającej postaci.

Janusz stoi pod kasztanem. Dłonią przesłonił oczy. Gapi się w słońce.

- Wiesz - odzywa się do mnie po polsku. - Oni to mają jednak we krwi. Taki mały niby, wesoły, niewinny. Ale oni to mają we krwi. Zauważyłeś jak on to rzucił? Jakby nie wiedział, że rzuca. I potem śmieje się jakby nigdy nic. Nie pamięta.

- Zwykła zabawa. To przecież dziecko - mówię.

Ale coś mi przeszkadza w swobodnej grze. Normalnie brzmi śmiech chłopca. Czuję w sobie wczorajszy dzień na drzewach.

Chłopiec ma na imię Mario. Zwykły przypadek i w innej sytuacji po prostu nie zwróciłbym na to uwagi. Ale ja kiedyś czytałem opowiadanie Tomasza Manna „Mario i czarodziej”. I właśnie teraz przypominam je sobie, dokładnie, całe.

Nie mówię o tym Januszowi, ale po paru minutach podskakiwania z piłką - rezygnuję. Ich bin müde - tłumaczę Mario, który nie może pogodzić się z utratą partnera i zawiedziony próbuje prosić mnie, a potem Janusza, by z nim jeszcze zagrać.

Szkoda mi go. Na tym podwórku tylko my grywamy z nim w piłkę. Oprócz jego siostry w wózku, którą Mario musi się zajmować, nie ma tu innych dzieci. Każde dziecko ma własne podwórko, na którym się bawi.

Uśmiecham się. - Zagram jeszcze z tobą. Ale pięć minut! - zastrzegam.

Mario podrzuca piłkę do góry... W drzwiach budynku pojawia się jego matka. - Mario! - woła. - Chodź na obiad!

- Nnieee! - marudzi Mario, ale zostawia posłusznie piłkę i wchodzi za nią do domu.FRANZOSEN

Mario grywa z nami codziennie w nogę. Strzela jak opętany, gdzie popadnie. Wali po ścianach, po oknach. Trafia w wózek Anne. Wózek się przewraca. Anne beczy, wymachuje rączkami, nóżkami. Z okna wychyla się Wielka Matka, mała, przygarbiona, stara. Mario próbuje coś nieśmiało tłumaczyć, ustawia wózek, poprawia sukienkę małej. Wielka Matka śledzi jego poczynania z uwagą i po chwili, widocznie usatysfakcjonowana, znika w pokoju. Mam jednak wrażenie, jakby dalej obserwowała, śledziła z ukrycia wszystkie nasze ruchy. Wielka Matka, tak ją nazwaliśmy z Januszem, to babka Mario. Wszystko widzi, do wszystkiego wtrąca swoje trzy grosze. Już parę razy słyszeliśmy jej kłótnie z matką Mario, raz z sąsiadką. Dotychczas nie mieliśmy z nią do czynienia.

Dziwiliśmy się, nie wiedząc czemu przypisać jej rezerwę w stosunku do nas. Wydawać by się mogło, że się nas boi. W jej zachowaniu wobec nas czuło się dystans, a nawet, choć wydaje się to nieprawdopodobne, szacunek.

Jedno jest pewne, to z naszego powodu zamykała wieczorem wejście do głównego budynku na trzy spusty, często blokując nam wyjście z kibelka. Na szczęście w ścianie przybytku było niewielkie okienko, które z łatwością dawało się otwierać z obydwu stron. Wychodziliśmy więc przez okno, wchodziliśmy przez okno. Drzwi kibelka z serduszkiem, tak jak u nas kiedyś na wsi. Wypolerowana deska. Oprócz papieru toaletowego, pocięta gazeta - chyba specjalnie do czytania. I ona, za ścianą jak Gerwazy /czy Protazy, bo nie pamiętałem wtedy dokładnie kto/ z pękiem kluczy.

Któregoś dnia: Mario, słońce, piłka. To wszystko co zawsze. Mario pyta jakiej jesteśmy narodowości?

Ach! Więc nie wiedzą?

- A ty jak sądzisz?

Janusz stoi obok, trąca mnie znacząco łokciem, ale nic nie mówi.

Mały naprzeciwko, podrapane kolana, zamyślona twarz.

- Babka mówi, że wy jesteście Francuzi...

- Acha ! - przelatuje mi przez głowę, szybko - nic więcej. Tylko jeszcze sylwetka jędzy babki /Wielkiej Matki/. My rzeczywiście, czarni, spaleni możemy uchodzić za Francuzów.

- My jesteśmy... - tłumaczę, ale uprzedza mnie Janusz. Śmieje się. I śmiejąc się:

- Wir sind Polen! Chachacha!

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: