Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nauka poznawania ludzi z uwagi na dobro towarzystwa: poprzedzona odpowiedzią na „Charaktery rozumów ludzkich” M. Wiszniewskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nauka poznawania ludzi z uwagi na dobro towarzystwa: poprzedzona odpowiedzią na „Charaktery rozumów ludzkich” M. Wiszniewskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 328 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP.

Nie­za­prze­cze­nie Mi­chał Wisz­niew­ski jest czło­wiek nie­po­spo­li­ty, i spo­tkać się z nim na li­te­rac­kiem polu miło było, choć­by tyl­ko przy­szło rze­myk mu roz­wią­zać u trze­wi­ka. Je­śli styl był ob­ra­zem czło­wie­ka, to za­cne­mu Pro­fes­so­ro­wi kra­kow­skie­mu na­le­ży się miej­sce nie­ostat­nie u nas; gdyż to przy­miot pięk­ny dla pi­szą­ce­go i nie na­bę­dzie go na­uką. Mi­chał Wisz­niew­ski w li­te­ra­tu­rze swo­jej na­gro­ma­dził wie­le przed­mio­tów do tej czę­ści rze­czy kra­jo­wej; ale to co tam swe­go po­kładł, nie było po­wa­gą ni­ko­mu. Hi­sto­rya li­te­ra­tu­ry jest to po pro­stu spis chro­no­lo­gicz­ny Tak­tów, do tego się przed­mio­tu od­no­szą­cych, któ­rych kry­tycz­ny roz­biór w to nie wcho­dził i są­dem jed­no­stron­nym był. Lecz w li­te­ra­tu­rze miał go­ści­niec wy­tknię­ty, iż do­pie­ro w cha­rak­te­rach ro­zu­mów ludz­kich, pu­ścił się był w świat co nie­co. Cha­rak­te­ry prze­to ro­zu­mów ludz­kich sta­no­wią pierw­sze pra­wo dla na­sze­go za­cne­go Pro­fes­so­ra, do sła­wy ory­gi­nal­ne­go pi­sa­rza. Za­cho­dzi tyl­ko py­ta­nie: jak­by ten po­mysł jego prak­tycz­nym uczy­nić? Niech cie­ka­wo­ści mo­jej w tem da­ru­je, bo tyl­ko oko­ło ma­te­ma­tycz­nych twier­dzeń spo­ru nie by­wa­ło, a do cze­go tu da­le­ko.

P. Wisz­niew­ski kre­śli naj­przód cha­rak­te­ry ro­zu­mu lu­dów no­wo­żyt­nych, a sta­ro­żyt­nym daje po­kój. Są to wiel­kie płót­na w ma­łych ram­kach. Fran­cuz tam jest lek­ki, Hisz­pan po­waż­ny, Włoch by­stry i chy­try, Nie­miec cięż­ki ale pra­co­wi­ty i wy­trwa­ły, An­glik ten był cier­pli­wy i lu­bią­cy ja­sność i grun­tow­ność w my­ślach (sic) (1). Są tam An­gli­cy Ame­ry­kań­scy, An­gli­cy Ben­gal­scy i na pół­noc Be­na­ru. Po­lak jest bar­dzo dow­ci­pu ostre­go pi­sze Gwa­gnin, po­eta, we­so­ły i nie­kie­dy sen­sat po­wiem. Pan­na Tań­ska chwa­li kra­ko­wia­ków z po­rząd­ko­wa­nia zwią­złe­go mowy. Cie­ka­wa – (1) Kła­dę sic tam, gdzie sło­wa p. Wisz­niew­skie­go za­cho­wa­łem. So­le­ci­smy bo­wiem sty­lu nie pso­wa­ły i nie­kie­dy go czy­ni­ły.

rzecz! na któ­rym po­pa­sie do­strze­ga była tego przy­mio­tu, raz wszyst­kie­go go­ściń­cem się u nas prze­je­chaw­szy? Był­by p. Wisz­niew­ski w na­szym Włod­ku, pi­sał on o sztu­kach wy­zwo­lo­nych, da­le­ko wię­cej ta­kich ob­raz­ków na­zbie­rał. Sto­ją, tam wszyst­kich miast i mia­ste­czek u nas ro­zu­my, na­wet Smor­go­nii i Pa­ca­no­wa; bo to siecz­ki tor­ba, ta książ­ka in qu­ar­to.

Na mój sąd, cha­rak­te­ra­mi ro­zu­mu na­ro­dów były: hi­sto­rya i li­te­ra­tu­ra; bo tam one żyją i my­ślą dla nas. Na­ro­dy sto­ją pew­no wy­żej jed­ne od dru­gich; lecz nie było to dla uspo­so­bie­nia szcze­gól­ne­go do ro­zu­mu wzię­te­go. To co temu róż­ni Wło­cha od Niem­ca, to nie ro­zum, ale oby­cza­je, wy­cho­wa­nie i re­li­gia, po­ło­że­nie kra­ju i wy­pad­ki jego po­li­tycz­ne (1 ). Daj­my bo­wiem Ka­from i Ho­ten­to­tom dzie­sią­tek wie­ków bytu so­cy­jal­ne­go któ­re­go­kol­wiek bąć na­ro­du eu­ro­pej­skie­go, a będą jako Niem­cy i Fran­cu­zy.

Lecz od­daj­my p. Wisz­niew­skie­mu słu- – (1) Chiń­czy­ków po­sta­wi­ło w sta­nie osłu­pie­nia, to po­ło­że­nie przy jed­nym z krań­ców zie­mi, kędy ża­den ruch świa­ta nie był ich do­się­gnął. Ta­ta­ry raz byli wpa­dli i wsią­kli w nich, iż to dziś ski­sła woda.

szność. Nie dłu­go się też przy tem za­ba­wił. Od sta­ro­żyt­nych Me­xy­ka­nów raz stą­pił, i mamy go już w la­bo­ra­to­ry­um do ca­łej książ­ki jego. Tak jak wiel­ki mistrz, nim wziął­by się do dzie­ła, trze naj­przód far­by, ukła­da pędz­le, bie­rze pa­letr­kę na wiel­ki pa­lec u le­wej ręki, za­sia­da w krze­sło, płót­no stoi roz­cią­gnię­te, pa­trz­my za­tem i cze­kaj­my; bo każ­dy utwór ludz­ki był w nas od­bi­ciem się iskry bo­skiej.

Mówi:" w przy­mio­tach umy­sło­wych po­dob­nie co w mo­ral­nych, tak jak w ry­sach twa­rzy, nie­skoń­czo­na mie­dzy ludź­mi za­cho­dzi róż­ni­ca; a każ­dy czło­wiek ma wła­ści­we so­bie skłon­no­ści umy­słu, każ­dą inną siłę, inne na­ło­gi, i inne gra­ni­ce ro­zu­mu; " bar­dzo do­brze! Ale cze­muż sam ro­zum za cały pier­wia­stek do tego bie­rze? Nie­by­ło­byż in­nej po­tę­gi obok nie­go, z któ­rą­by on się pod ręce wo­dził? Gdyż przy każ­dym ak­cie ludz­kim, czy­li mo­ral­nej spra­wie czło­wie­ka, wy­raź­nie się dwie wła­dze spo­ty­ka­ły. Mam temu ro­zum w po­je­dy­nek bra­ny, za ob­raz nie­zu­peł­ny; od nor­mal­nej ca­ło­ści jego ode­rwa­ny, jak­by ży­cia po­zba­wio­ny, iż go też pod tą po­sta­cią w prak­ty­ce nie było.

Na to zga­dzam się, iż prócz ro­zu­mu, umysł ludz­ki był zbio­rem na­mięt­nych władz, ja­kie­mi są: ob­ję­cie, uwa­ga, pa­mięć, ima­gi­na­cya, roz­są­dek (1 ); lecz py­ta­nie jest: jak te wła­dze obok sie­bie dzia­ła­ły"? Coby nad nie­mi prze­ma­ga­ło, aby jed­ność czy­li ca­łość z nich ura­sta­ła? Były temu do róż­ni­cy cha­rak­te­rów ro­zu­mów ludz­kich wie­lo­ra­kie przy­czy­ny; ale o tych co nie­co tyl­ko na­trą­co­no, jak to: "iż roz­ma­ite za­trud­nie­nia na­da­ją umy­słom na­szym wła­ści­we cha­rak­te­ry", przy­wo­dząc uczo­nych i ad­wo­ka­tów, o czem da­lej mil­cze­nie zu­peł­ne, tak że dwa okna ma­jąc, jed­no so­bie za­mu­ro­wa­no.

Ro­zum i to­wa­rzy­szą­ce jemu wła­dze mia­ły­by za­pew­ne jed­no być, i od tej to zgo­dy wszyst­ko za­le­ża­ło. Gdy­by sam ro­zum był wszyst­ko, to był­by czło­wie­kiem nie ten któ­ry­by chciał, ale któ­ry­by mógł; to jest, iż wszel­ki­by akt mo­ral­ny sama wie­dza sta­no­wi­ła, a co nie było.

Kie­dy ro­zum to­wa­rzy­szą­cym so­bie wła­dzom sta­wiał czo­ło, to było to za współ- – (1) Na­mięt­ne wła­dze: ob­ję­cie, uwa­gą, pa­mięć, ima­gi­na­cya na­mięt­ny roz­są­dek, nie poj­mu­ję?

dzia­ła­niem woli, a sta­wał się w ten czas z na­rzę­dzia bier­ne­go na­rzę­dziem czyn­nem. Cha­rak­ter jego ura­biał się temu nie od nie­go sa­me­go; gdyż on po­zna­wał tyl­ko tak jak oko wi­dzi. Był to temu ga­tu­nek przy­się­gi, gdy mó­wi­ło się: czy­nię bo tak wi­dzę, a czy­ni­ło się co in­ne­go; a je­śli nie czy­ni­ło, to uczy­nić co in­ne­go było mo­gło. Po­wie kto: ro­zum i wola były jed­no, bo nig­dy nie dzia­ła­ła wola bez wie­dzy? Bar­dzo do­brze! ale wola dzia­ła­ła za ro­zu­mem, nie tak jak ręka i noga za okiem, bo słu­ży­ło jej dzia­łać i nie dzia­łać. Nie­by­ło to, aby bez wie­dzy dzia­ła­ła, bo dzia­ła­jąc wbrew ro­zu­mo­wi, za­wsze dla tego z wie­dzą dzia­ła­ła, iż wbrew ro­zu­mo­wi dzia­ła­ła. Złu­dze­nie tu jest tyl­ko dla oka nie­wpraw­ne­go; i czy­ni­ło go to sło­wo ro­zum za bez­wa­run­ko­wą po­tę­gę bra­ne. Był ro­zum przy­ja­ciel za­cny, ale stał tyl­ko do po­mo­cy, i czę­sto się my­lił gdy zmy­sła­mi pa­trzał, a te były omyl­ne­mi. Ro­zum i wola w czło­wie­ku zwich­nię­te czy ułom­ne, czy­ni­ły: iż mo­że­my do­brze wi­dzieć, a słu­ży­ło nam nie do­brze czy­nić, tak jak mo­że­my nie do­brze czy­li nie zu­peł­nie wie­dzieć, a słu­ży­ło nam chcieć do­brze czy­nić.

W obłą­ka­nym na umy­śle nie ro­zum i wola szwan­ko­wa­ły, bo jed­ne­go i dru­gie­go tam nie było. Gdy­by ro­zum i wola szwan­ko­wa­ły, to by lu­dzie głu­pie i złe le­czy­ło się wi­zy­ka­to­ry­ami i wodą zim­ną. Obłą­ka­ny przy­cho­dził do ro­zu­mu i zdro­wej woli za uży­ciem le­ków; ale ro­zum i wola na­sze nie le­czy­ły się gwa­ja­kiem i kre­mor­tar­ta­rą. Były za­pew­ne na­mięt­no­ści, któ­re moż­na­by le­czyć z ap­te­ki, tak jak mi­łość nie­po­rząd­ną i te któ­re po­cho­dzi­ły z anor­mal­ne­go sta­nu cia­ła; np. gniew, le­ni­stwo, ob­żar­stwo, i t… p.; ale sztu­ka le­kar­ska nie wy­do­by­ła się jesz­cze z em­pi­ry­zmu. Ko­ściół chciał to był umar­twie­nia­mi cia­ła osią­gnąć, a hy­gie­na jego pew­no była do­bra, choć­by tyl­ko z uwa­gi dla eko­no­mii po­li­tycz­nej (1).

Da­lej idą dow­cip­ne opi­sy, jak się róż­nią gło­wy ludz­kie­mi skłon­no­ścia­mi (sic). Jed­ni szu­ka­ją po­do­bieństw a dru­dzy róż­ni­cy; jed­ni szpar­ko są­dzą a dru­dzy le­ni­wo;

–- (1) Śmiesz­ny był spo­sób Owi­diu­sza, czy­taj re­me­dia amo­ris, jaki na nie­po­rząd­ną mi­łość po­da­je: to każe pi­ja­ni­cy za­glą­dać w becz­kę. Co do po­stów ko­ścio­ła, to mia­ły­by były po­zo­stać radą; bo to co złe za­ka­zy­wa­ło się, a co do­bre na­ucza­ło; a tak­by prze­stęp­cy nie byli mie­li grze­chu, a wier­ni z tego więk­szą za­słu­gę.

jed­ni za zu­chwa­le gdy dro­dzy za bo­jaź­li­wie i t… p. Na co wszyst­ko się pi­szę, bo ta cała ana­to­mia głów na­szych go­dzi­ła się z… każ­dą na­uką. By­le­by ro­zum Bay­le­go nie był scep­ty­kiem, tak jak to czy­tam, a w Stryj­kow­skim przy­czy­ną iż ja­sno gada a ćmi praw­dy (sic); gdy prze­ciw­nie Jo­achim ciem­no gada, a miał ob­ja­śnić hi­sto­ryę? Bo by­ło­by na­ów­czas tyle ro­dza­jów ro­zu­mów ile ro­dza­jów głów uczo­nych; to jest: ile lu­dzi uczo­nych, bio­rąc za róż­ni­cę do ro­zu­mów to, co któ­ry cze­go się był na­uczył, czy­li bio­rąc na­ukę za ro­zu­my.

Od prze­są­dów uczo­nych lu­dzi bro­nić się po­trze­ba było tak jak od błę­dów, a mie­li ich bar­dzo wie­le. Od wie­ków jest mowa o ro­zu­mie, a wsze­la­ko nie po­wie­dzia­no do­tąd czem­by on był"? Mó­wi­my: ro­zum mały, pła­ski, le­ni­wy, duży, gdy wszyst­ko to są przy­miot­ni­ki, któ­re nie­do­rzecz­nym przed­miot swój czy­ni­ły. Czło­wiek bywa mały, pła­ski, le­ni­wy, duży, tak jak na­uka jego bywa mała, pła­ska, cięż­ka, duża, ale nie ro­zum jego. Ileż to kroć bę­dzie­my na raz, albo na­stęp­nie po so­bie mali, pła­scy, le­ni­wi, wiel­cy, a ro­zu­mu dla­te­go nie zmie­niw­szy. Czło­wie­ka le­ni­we­go ro­zu­miem, tak jak oko sła­be, abo by­stre się mó­wi­ło; ale dla tego nie­po­wiem aby zmysł wzro­ku miał być le­ni­wy, lub ro­zum miał być le­ni­wy, a le­ni­stwo sta­no­wi­ło jaki cha­rak­ter ro­zu­mu ludz­kie­go. Lecz mniej­sza o sło­wo: c ha­rak­te­ry ro­zu­mów ludz­kich, acz le­piej to było na­zwać: cha­rak­te­ra­mi uczo­nych lu­dzi.

Po­tem mamy, iż roz­ma­itość cha­rak­te­rów umy­sło­wych wy­ni­ka­ła jesz­cze, z roz­ma­ite­go wy­cho­wa­nia, upra­wy umy­słu i nauk, któ­re­mi się czło­wiek zaj­mu­je. Co wszyst­ko gdy bar­dzo do­brze jest, dzi­wi mię tyl­ko, dla cze­go mój mistrz za któ­rym krok W krok idę, nie tra­fił z tego do ostat­nie­go wnio­sku, a by­li­by­śmy so­bie ręce po­da­li. Nie po­zwa­lam wsze­la­ko na to, aby fi­lo­zo­fia scho­la­stycz­na mia­ła była nie na­uczyć zgłę­biać rze­czy, choć wszyst­kie­go do­wo­dzi­ła (sic); gdyż się to mo­jej gło­wy nie cze­pia, aby moż­na do­wo­dzić nie zgłę­biw­szy i t… p.

Już to w li­te­ra­tu­rze swo­jej p Wisz­niew­ski ob­szer­ny szmat pa­pie­ru po­świę­cił na po­ty­ra­nie scho­la­stycz­nej epo­ki, a tu ją tyl­ko mimo idąc, nogą na nowo trą­ci. Nie po­wiem: był­li wlazł kie­dy jak mól w te fo­lian­ty bez licz­by, któ­re za­le­ga­ją do­brą po­ło­wę bi­blio­tek na­szych? Może oparł się też na­tem jed­nem słów­ku na­sze­go Grze­go­rza (1), któ­re lubi przy­ta­czać i przy­się­ga tyl­ko in ver­ba Ma­gi­stri. Wczy­taw­szy się w tych nie­zmor­do­wa­nych lu­dzi ro­bo­ty, ma­jąc na uwa­dze gó­ro­wa­nie tej że­la­znej ręki, któ­ra sama jed­na pod ten czas przy­wo­dzi­ła ro­zu­mo­wi ludz­kie­mu, i przed za­pro­wa­dze­niem dru­ku, tg małą licz­bę za­so­bów, z któ­re­mi się do naj­skryt­szych taj­ni­ków ro­zu­mu ludz­kie­go wdzie­ra­no, dzi­wić się na­le­ży nie tyle bu­do­wa­niu ja­kie pod­nie­śli, ile ma­te­ry­ałom ja­kie na­gro­ma­dzi­li, a sile ja­kiej uży­li i wy­do­by­li. Są to praw­dzi­wie go­tyc­kie wie­że i świą­ty­nie ro­zu­mu ludz­kie­go. W roz­pie­ra­niu się re­ali­stów z no­mi­na­li­sta­mi znaj­dzie by­stre oko całą osno­wę do dzi­siej­szej fi­lo­zo­fii nie­miec­kiej; w jaj­ku praw­da, ale któ­rem się tyl­ko ba­wić na­le­ża­ło. Wdzięcz­ność się prze­to onym sta­rym ople­śnia­łym gło­wom go­dzi, a nig­dy wzgar­da. Na­tem bo­wiem polu do po­stę­pu ro­zu­mu ludz­kie­go, nie oni sta­rzy lu­dzie byli nam oj­ca­mi; bo oni za­po­czę­li a my koń­czy­my, a ro­zum ludz­ki z wie­ka­mi nie – (1) Som­nia vi­gi­lan­tium.

dzie­cin­nie­je ale doj­rze­wa, iż tu po­cho­dze­nie a oj­co­stwo wstecz­nie szło; i dla tego nie wie­my co przy­szłe po­ko­le­nie o nas wy­rze­cze'?

Róż­ni­ca w cha­rak­te­rze umy­sło­wym ma wpły­wać jesz­cze na prze­ko­na­nie na­sze (stron. 31). Tu­taj na­po­ty­ka­my na traf­ne spo­strze­że­nia, np. ro­zu­my płyt­kie wszyst­ko wi­dzą z pew­no­ścią, a gięt­kie przy cha­rak­te­rze że­la­znym są naj­więk­szą rzad­ko­ścią. Gdzie mógł był do­dać: iż sła­be o wszyst­kiem po­wąt­pie­wa­ły, a le­ni­we rade za dru­gie­mi cho­dzi­ły, tak jak pro­ste i zdro­we nie ła­two się da­wa­ły na bez­dro­ża wy­wo­dzić, ani same się tam za­pę­dza­ły. – U lu­dzi zaś ro­zum­nych, mówi da­lej, prze­ko­na­nie mia­ło się dzie­lić na wie­dzę i wia­rę; gdzie zgod­nie s Kan­tem kła­dzie: iż wie­dza opie­ra­ła się na samo-oczy­wi­sto­ści osią­gnio­nej ro­zu­mo­wa­niem, a wia­ra tam po­czy­na­ła, kędy co ona po­da­je, żad­ne ro­zu­mo­wa­nie za­chwiać i oba­lić tego nie mo­gło; a resz­ta wia­do­mo­ści, któ­re­by się pod te dwie ka­te­go­rye pod­cią­gnąć nie da­wa­ły, sta­no­wi­ły do­pie­ro róż­ne stop­nie do praw­do­po­do­bieństw i otwie­ra­ły, po­wiem, tę bez­den­ną ot­chłań, po któ­rej­by bu­ja­ły wy­kieł­zna­ne bez żad­ne­go celu dla sie­bie. – Lecz kró­cej to było po­wie­dzieć: że po­wa­gą dla wie­dzy był ro­zum, a po­cząt­kiem do wia­ry była wie­dza, któ­ra­by nie oba­la­ła ro­zu­mu. Np. do wia­ry w nie­śmier­tel­ność du­szy nie pro­wa­dził ro­zum samo-oczy­wi­stem wy­ro­zu­mo­wa­niem, a wsze­la­ko wie­dza o nie­śmier­tel­no­ści du­szy nie prze­ciw­i­ła się, ro­zu­mo­wi, i temu go do wia­ry pro­wa­dzi­ła. Dla tego to wia­rę wszy­scy mieć mo­gli­śmy, a na­uki wszy­scy mieć nie mo­gli­śmy, skąd już Kant był do­strzegł, że na­uka nie była ca­łym za­wo­dem czło­wie­ko­wi. Co zaś po za gra­ni­ca­mi wie­dzy było, zga­dzam się na to, iż to były same praw­do­po­do­bień­stwa, tak jak sny sła­be­go umy­słu mia­ły po­do­bień­stwa do ży­cia na ja­wie.

Te­raz nad­cho­dzi (stron. 35) po krót­kiem wy­zna­niu się do winy, cze­mu kre­śląc przy­mio­ty ro­zu­mu, za­cny nasz Bi­jo­graf nie po­mi­nął przy­war i śmiesz­no­ści głów ludz­kich. Co za tra­fem był przy­szedł na myśl do swo­jej książ­ki? po­słu­chaj­my. Idzie tu o sła­wę do po­my­słu cał­kiem no­we­go; a to żą­dza, co do wiel­kich rze­czy pro­wa­dzi­ła, acz nie­po­wiem, aby obok La­wa­te­ra i Ga­lia sta­nąć, war­ta­ło krok na­przód przód zro­bić. Było to, mówi, ude­rze­nie go rap­tem nową my­ślą, gdy al­fre­sco (sic) Mi­cha­ła Anio­ła w ka­pli­cy Sy­xtyń­skiej oglą­dał. Przed­sta­wi­ło mi się, sło­wa są jego, czy­by nie moż­na z ob­ra­zów wiel­kich mi­strzów wło­skich do­śle­dzić nie­któ­rych ta­jem­nic umy­słu ludz­kie­go? Myśl zu­peł­nie pra­wo­wier­na: z owo­ców ich po­zna­cie je. – Do­tąd fi­lo­zo­fia, mówi, zwra­ca­ła we­wnątrz oko ro­zu­mu, na dzia­ła­nia wła­sne­go ro­zu­mu, a ja chcia­łem wstecz­ną dro­gą się pu­ścić, aby przy­pa­tru­jąc się dzie­łom ludz­kie­go ro­zu­mu, przyjść z tego do po­zna­nia ca­łej du­szy. Zda­ło mi się, iż ob­ser­wa­cyą na wła­snym ro­zu­mie, a za­tem na jed­nym tyl­ko ro­zu­mie czy­nio­ne, za małe były do zgłę­bie­nia do­kład­ne­go jego na­tu­ry. Psy­cho­lo­gie te, zło­żo­ne są pra­wie z sa­mych do­my­słów, a każ­dy wię­cej po­wa­lił niż zbu­do­wał. Po­zna­łem, że grun­tem do ta­kich ba­dań mu­sia­ły być za­wsze spo­strze­że­nia psy­cho­lo­gicz­ne, z wła­snej du­szy ze­bra­ne, i że do ta­kie­go przed­się­wzię­cia na­le­ża­ło­by mieć na­ukę i ge­niusz Win­kel­ma­na, Lan­ze­go, Kan­ta, Re­ida, i to by się jesz­cze na nie­wie­le przy­da­ło. Za­miast więc śle­dze­nia na­tu­ry sa­mej du­szy, umy­śli­łem prze­to cha­rak­te­ry umy­sło­we po­zna­wać, roz­róż­niać, i przy­pa­dło­ści ro­zu­mów ludz­kich opi­sy­wać, (sic) Idź­my da­lej: za­sta­na­wia­jąc się nad tą my­ślą, tra­fił na tę dru­gą, że nie tyl­ko w ob­ra­zach na płót­nie, ale w utwo­rach po­etycz­nych pięt­no­wał się ro­zum z całą siłą swo­ją i skłon­no­ścia­mi swe­mi (sic); to co mu było dru­gim stop­niem, tak jak to na­zy­wa, na tej dro­dze do wy­na­laz­ku jego. – Do trze­cie­go po­słu­ży­ła pro­za (sic), a mia­no­wi­cie: hi­sto­ry­cy, fi­lo­zo­fo­wie, bi­jo­gra­fo­wie, li­sty po­ufa­łe, przy­sło­wia na­ro­do­we. Za ostat­ni kła­dzie co­dzien­ne­go ży­cia przy­go­dy, nie tyl­ko skłon­no­ści ser­ca ludz­kie­go, ale i przy­mio­ty, gdy wszę­dzie się siła i nie­do­sko­na­łość ro­zu­mu prze­bi­ja­ły. Nie­po­mi­ja na­wet ję­zy­ka, jako tej skarb­ni­cy ro­zu­mu ludz­kie­go. Roz­wo­dzi się nad sło­wa­mi pol­skie­mi: głu­pi, głup­tas, głu­piu­teń­ki, głu­po­wa­ty, i t… p… po­ka­zu­ją­ce ści­słe po­łą­cze­nie się nie­do­sko­na­ło­ści mo­ral­nych z nie­do­sko­na­ło­ścia­mi umy­sło­we­mi. Po­czem koń­czy to wszyst­ko uwa­gą, iżby już od nie­pa­mięt­nych wie­ków pro­sty roz­są­dek lu­dzi do­strze­gał róż­ni­ce w cha­rak­te­rach umy­sło­wych, w któ­rych nie­prze­li­czo­ne roz­ma­ito­ści pa­no­wa­ły. Ta­kim to spo­so­bem, sło­wa są jego, od­sło­nił mi się zu­peł­nie nowy świat, i uj­rza­łem przed sobą roz­le­gły za­wód. Ba­dań bo­wiem nad roz­ma­ito­ścią w cha­rak­te­rach umy­sło­wych, nie zna­la­złem na li­ście wia­do­mo­ści ludz­kich, skre­ślo­nej od Ary­sto­te­le­sa, Ba­ko­na i d'Alam­ber­ta. Je­st­to nowe zu­peł­nie pole. Wszyst­ko to nie­mal z wła­snych spo­strze­żeń ze­bra­łem, pil­nie się przy­pa­tru­jąc gło­wom, któ­re mi się na­wi­ja­ły, wczy­tu­jąc w ży­wo­ta roz­ma­itych lu­dzi, zbie­ra­jąc do tego wie­le fak­tów i wzor­ków, abym od­ma­lo­wał z na­tu­ry bar­wę, po­stać i głów­ne rysy, któ­re są fun­da­men­tem roz­róż­nień, ja­kie po­mię­dzy skłon­no­ścia­mi umy­sło­we­mi w lu­dziach, i siłą ich ro­zu­mu zro­bi­łem.

Oto jest, po­wiem, dużo na­kła­du a rze­czy bar­dzo mało. Po­dob­nych do­strze­żeń nad gło­wa­mi ludz­kie­mi, zbu­do­wa­nych na nie­prze­li­czo­nych fak­tach pod oczy na­sze pod­pa­da­ją­cych, na­słu­cha­my się co­dzien­nie w każ­dem nie­mal dow­cip­niej­szem spo­łe­czeń­stwie. Ko­bie­ty też szcze­gól­niej ce­lo­wa­ły przy tej za­ba­wie, dla ży­we­go po­ję­cia, nie­rów­nie traf­niej i dow­cip­niej od nas o lu­dziach są­dząc. Przy­miot ten wszy­scy mamy bez żad­nej do tego na­uki, i to w stop­niu nie­po­śled­nim; bo to pierw­sza jest za­ba­wa dla ro­zu­mu, roz­wo­dzić się nad tem co pod ręką bę­dzie, a do cze­go ob­co­wa­nie z ludź­mi co mo­ment spo­sob­ność da­wa­ło. Uczo­ny z pro­stacz­kiem na rów­ni tu sta­li; bo oba do­wo­dów nie po­ka­żą na to co się któ­re­mu przy­wi­dzia­ło. Stąd to ję­zy­ki w mno­gie wy­ra­zy do tego ob­fi­tu­ją, a w zgrub­nia­łe i piesz­czo­tli­we szcze­gól­niej my bo­ga­ci; choć nic było dla­te­go, aby po­mię­dzy głup­cem, głu­pim, głup­ta­siem a głu­piu­sie­niecz­kim istot­na jaka róż­ni­ca za­cho­dzi­ła; gdy te za­koń­cze­nia źró­dło-sło­wa nie od­no­si­ły się za­wsze do przed­mio­tu, ale tyl­ko we­so­łość a dow­cip nasz po­ka­zy­wa­ły, za­czem po­szło bo­gac­two ję­zy­ka; i tak, na sto­lik mó­wi­my: sto­lik lub sto­li­czek, a on dla tego ni mniej­szy ni więk­szy bę­dzie.

Po­tem miał­by nas p. Wisz­niew­ski na­uczyć, co przez sło­wo skłon­no­ści umy­słu ro­zu­mie? Co przez umysł, a co przez cha­rak­te­ry ro­zu­mu chciał wy­ra­zić? Je­st­że głup­stwo dla nie­go cha­rak­te­rem ro­zu­mu, lub by­łoż­by skłon­no­ścią umy­sło­wą, bo jed­no z dru­giem plą­cze? A gdy o tem wszy – stkiem nie ma słów­ka, to i ja dam so­bie po­kój, abym na próż­no się tak jak ry­cerz z Man­chy za wia­tra­kiem nie uga­niał. – Dru­gie miał nam po­wie­dzieć: czem­by róż­ni­ła się ta me­to­da jego gdy do­cho­dzi a po­ste­rio­ri ro­zu­my ludz­kie, od me­to­dy do­cho­dze­nia a prio­ri tych­że ro­zu­mów ludz­kich, we­wnątrz tyl­ko jed­nej gło­wy, tak jak to na­zy­wa"? Czyż poj­mo­wa­ło się kie­dy in­a­czej, niż­by tyl­ko we­wnątrz jed­nej gło­wy, bę­dzie­li to dro­gą a prio­ri, czy a po­ste­rio­ri? Dzia­ła­nia ro­zu­mu a prio­ri jed­ną na­tu­rę mia­ły z dzia­ła­nia­mi ro­zu­mu a po­ste­rio­ri, iż ta szkol­na dys­tynk­cya jed­no i to samo rusz­to­wa­nie było, po któ­rem pię­li­śmy się raz w tył, a dru­gi raz na­przód, a oba te spo­so­by do jed­ne­go pro­wa­dzi­ły. – Pierw­sze dzia­ła­nie było na­wet lo­gicz­niej­sze, aby od źró­dła pójść do zja­wi­ska, gdy od zja­wi­ska do źró­dła idąc, mo­gło się nie­kie­dy zu­peł­nie z niem po­mi­nąć. Ta me­to­da do­bra była w Na­ukach Przy­ro­dzo­nych, gdzie do­świad­cze­nia wio­dły nas, jak­by za rękę ująw­szy, iż bryk­nąć nie mo­gli­śmy; ale w na­ukach umy­sło­wych ta­kich fak­tów nie było, któ­re­by na­ocz­ne świa­dec­two sta­no­wi­ły. Chciał mój za­cny Prze­wod­nik, wi­dać, użyć me­to­dy Ba­ko­na do nauk umy­sło­wych, a co się nie da. Nie­dar­mo pi­sał był o Ba­ko­nie mło­dym bę­dąc. Dzie­li­ło się ży­cie tego sław­ne­go kanc­le­rza na po­li­tycz­ne i na za­wód uczo­ny jego. Pan de Ma­istre po­ty­rał go na­zbyt, gdy pie­częć Pań­stwa w kom­put or­ga­nów jego nie wcho­dzi­ła. Wy­pa­da po­wie­dzieć co Ba­kon We­ru­lam­ski wziął od Ba­ko­na Ro­że­ra, mni­cha z XIV wie­ku, a co do­da­no póź­niej na tej dro­dze; bo to pew­na, iż na­uki przy­ro­dzo­ne od tej epo­ki do­pie­ro przy­szły były do lep­sze­go ładu. – Na­ko­niec, ostat­nie py­ta­nie: do cze­go­by przy­da­ła nam się taka na­uka? Je­śli do hi­sto­ryi, to hi­sto­rya ma­lo­wa­ła się fak­ta­mi, a mniej­sza było o cha­rak­ter ro­zu­mu Ce­za­ra gdy on Ru­bi­kon prze­cho­dził. Po­dob­nież w co­dzien­nem po­ży­ciu nie sta­no­wi­ło czy­nu uspo­so­bie­nie umy­słu są­sia­da mego, gdy on dla mnie złym lub do­brym bę­dzie? Przy jed­nym wy­bo­rze żony mo­gło­by się to na co przy­dać, ale i tu bym nie ra­dził bar­dzo spusz­czać się na to. – Zresz­tą, je­śli La­wa­te­ra i Ga­lia na­uka upa­dła a igrasz­ką ro­zu­mu zo­sta­ła, a w prak­ty­ce obe­lży­wą była, to nowy po­mysł do ro­ze­zna­wa­nia głów na­szych, jak – by z prób­ką Ma­gie­ra do spi­ry­tu­su, jaki p. Wisz­niew­ski zna­lazł, nie lep­szy­by los spo­tkał, gdy po­dob­nież był po­lem do sa­mych go­łych wnio­sków, a pew­ni­ków żad­nych nie po­da­wał, na któ­rych by­śmy się oprzeć mo­gli. Gall przy­najm­niej czasz­kę po śmier­ci Kar­tu­sza miał w kie­sze­ni, gdy ro­zu­mu na­sze­go na stół nie wy­ło­ży. Dla tego na moje zda­nie, płut­no Ra­fa­ela a al­fre­sca Mi­cha­ła Anio­ła po­ka­zy­wa­ły to, że ta­lent u tych dwóch lu­dzi spo­tkał się był z or­ga­ni­zmem wy­łącz­nym, aby ręka wy­ko­ny­wa­ła to co umysł poj­mo­wał, szła w pa­rze z my­ślą; (1) a bi­jo­gra­fią głów ludz­kich pew­nie­by mia­ły być spra­wy a dzie­ła na­sze, ale wsze­la­ko nie pro­wa­dzi­ło to do żad­nej na­uki do­gma­tycz­nej; gdyż jak słusz­nie p. Wisz­niew­ski po­wie­dział, iż dwóch list­ków na drze­wie nie było, któ­re­by jed­na­kie były, – (1) Ta była róż­ni­ca po­mię­dzy znaw­cą, sztuk pięk­nych a mi­strzem, ie pierw­szy znał się na pięk­no­ści i praw­dzie pla­stycz­ne], a dru­gi miał ta­lent wy­obra­ża­nia pięk­no­ści i praw­dy pla­stycz­nej, bąć to dłu­tem, bąć to pędz­lem, i t… p. Oba temu byli ar­ty­sta­mi, tyl­ko je­den umiał czy­tać a dru­gi pi­sać. Na te­atrze tyle po­trze­ba mieć ta­len­tu od­dać sztu­kę, co na par­te­rze po­znać się na sztu­ce; temu też jak par­ter był szko­łą dla ak­to­rów, tak mi­ło­śni­cy sztuk pięk­nych byli szko­lą dla ar­ty­stów.

tak dwóch ro­zu­mów nie było, co by ku­bek w ku­bek po­dob­ne do sie­bie były temu; po­je­dyn­cze my tyl­ko gło­wy ma­lo­wać mo­gli. Mia­łem dla tego za dyk­cy­onarz do tych głów na­szych, tę książ­kę wiel­ką cha­rak­te­rów ro­zu­mu na­sze­go; to sam ob­raz czy­li dzie­je Rodu ludz­kie­go ręką wie­ków od po­cząt­ku świa­ta skre­ślo­ny; iż co któ­ry czło­wiek się po­ja­wił, to kar­ta do tej księ­gi przy­by­wa­ła, a co umie­rał, to kar­ta jed­na z śmier­cią jego gi­nę­ła, a na­to­miast nowe się pi­sa­ły; lecz te jed­no­stek zja­wi­ska, były tak jak te ob­ło­ki po nie­bie, na któ­re pa­trzy­my się co­dzien­nie, a wsze­la­ko nie po­wie­my, co by­ło­by za pra­wi­dło, po­dług któ­re­go się po nad gło­wa­mi na­sze­mi ukła­da­ły.

Ostat­nie stron­ni­ce wstę­pu po­świę­co­ne są wy­li­cze­niu źró­deł i po­wa­gi, do któ­rych się p. Wisz­niew­ski od­wo­łu­je. O Ja­nie Hu­ra­cie mówi: Exa­men de los in­ge­nios, iż ni­cze­go się od nie­go nie na­uczył, co było już bar­dzo wie­le, i słusz­nie go też wy­śmie­wa, aby sól i oli­wa mia­ły ro­zu­mu przy­spa­rzać. Da­lej jest wie­le imion za­cnych: Mül­le­ra z Szaf­fu­zy, Rau­me­ra, Jana Snia­dec­kie­go dla roz­pra­wy jego o Ko­per­ni­ku.

Wię­cej na­uczył się, pi­sze, od ś. Au­gu­sty­na, z któ­rym wsze­la­ko nie spo­tka­łem się nig­dzie; co Ja­no­wi Ja­kó­bo­wi Rus­se­au, to wiel­kie po­chwa­ły od­da­je. W przy­pi­sku do stron­ni­cy 46 mamy cie­ka­wą oko­licz­ność nie wszyst­kim zna­ną, a wzię­tą z ży­cia na­sze­go Grze­go­rza z Sa­no­ka, któ­rą Kal­li­mach za­pi­sał. Po­czem koń­czy: je­śli ob­raz sła­bo­ści ludz­kich i śmiesz­no­ści ludz­kich ostrze­ga nas, bawi i uczy o cu­dow­nej sile tego ro­zu­mu, któ­ry o wła­snej mocy aż do po­zna­nia Boga się pod­no­si, to zna­jo­mość jego bliż­sza bę­dzie dla nas klu­czem do bi­jo­gra­fli i hi­sto­ryi. Nie zna­ją­cy bo­wiem hi­sto­ryi na­tu­ral­nej ro­zu­mów pa­trzy się na czyn­no­ści ludz­kie, tak jak głu­chy na tań­cu­ją­cych. Może to za­tem po­słu­żyć do wy­śle­dze­nia przy­war w so­bie, a za­tem do ich po­pra­wie­nia, gdy wady i za­le­ty ro­zu­mu na­sze­go mają nie­prze­par­ty wpływ na szczę­ście na­sze. Tłó­ma­czy się da­lej z tego, dla cze­go naj­ła­twiej­szą for­mę ob­rał do książ­ki swo­jej; a to, że me­ta­fi­zycz­ne pi­sma mało wszę­dy a u nas też naj­mniej czy­ta­ne by­wa­ją. Nie wiem, by­ło­li to szczę­ście czy nie­szczę­ście? Mnie się wi­dzi iż by­ły­by czy­ta­ne, ale dwie rze­czy do tego bra­ku­je, to me­ta­fi­zy­ki i me­ta­fi­zy­ka. Na sa­mym koń­cu idzie po­dział na roz­dzia­ły, jako po­czy­na od ka­lec­twa głu­po­ty a koń­czy na ge­niu­szu, bar­dzo słusz­nie, dra­bi­nę so­bie od zie­mi do nie­ba po­sta­wiw­szy. Po­mię­dzy tym Ze­ni­tem i Na­direm ro­zu­mów na­szych, kła­dzie mię­sza­ni­nę, któ­rą li­czy do warsztw cha­rak­te­rów ro­zu­mów po­spo­li­tych, gdy to jest nie­mal cały ro­dzaj ludz­ki z ma­łe­mi wy­jąt­ka­mi, a dla nie­go by się i o nim by się pi­sać przy­da­ło. Gdyż ab­so­lut­ne głup­stwo tak jak zu­peł­ny ge­niusz, są tyl­ko głów na­szych szcze­rym po­my­słem, a tym ostat­nim krań­cem dwóch po­sił­ko­wych wy­obra­żeń, stop­nio­wa­niem sa­mej my­śli ku nie­skoń­cze­nie wiel­kim i ma­łym ilo­ściom, ja­kie ma­te­ma­ty­ka dwo­ma ze­ra­mi wy­ra­ża­ła, i to wy­wró­co­ne­mi. Za­my­ka wszyst­ko mo­dła, aby po­mysł jego po­słu­żył ja­kie­mu Lin­ne­uszo­wi, któ­re­mu on stwo­rzył dro­gę (sic) do na­pi­sa­nia na­uki o po­zna­wa­niu lu­dzi, a on przy za­kła­dzi­nach do tego, do tej no­wej bu­do­wy, stał so­bie gdzie skrom­nie na boku. Na któ­rą ja mo­dłę po­boż­ną amen tyl­ko po­wiem.

Ze wstę­pu więc na­uczy­li­śmy się, las ten tro­chy prze­trze­biw­szy, iż to ma być ja­kaś hi­sto­rya na­tu­ral­na ro­zu­mów ludz­kich, a co w książ­ce bę­dzie, zo­ba­czy­my.

Dzie­lę dla tego moją od­po­wiedz, na dwie czę­ści; w 1 ej przej­dę roz­dział po roz­dzia­le, cha­rak­te­ry dla ro­zu­mów ludz­kich, przez p. Wisz­niew­skie­go wy­li­czo­ne, a w II ej bę­dzie mój spo­sób, jak­by tę na­ukę jego do­stęp­ną w prak­ty­ce uczy­nić, aby­śmy do jed­nej mety bie­gnąc, oba się w koń­cu uści­ska­li.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: