Nauka Świata Dysku IV Dzień Sądu - ebook
Nauka Świata Dysku IV Dzień Sądu - ebook
Na Naukę nigdy nie jest za późno…
W Świecie Dysku dojrzewa wszechpotężna awantura i lord Vetinari przewodniczy trybunałowi. Omnianie chcą przejąć kontrolę nad Światem Kuli, którego istnienie stanowi kpinę z ich religii. Jednak magowie z Niewidocznego Uniwersytetu nie bardzo chcą go oddać – w końcu to oni go stworzyli.
Na scenę wkracza bibliotekarka ze Świata Kuli, panna Marjorie Daw. Może to ona – w szpilkach Jimmy'ego Choo i obdarzona analitycznym umysłem – potrafi pomóc? Ponieważ ludzie po obu stronach zaczynają się mocno irytować, padają bardzo ważne pytania i ktoś musi się chyba wytłumaczyć…
W „Dniu sądu”, czwartym tomie cyklu Nauki Świata Dysku, Terry Pratchett, profesor Ian Stewart i doktor Jack Cohen kreują oszałamiającą mieszankę fikcji, najnowszej nauki i filozofii, by znaleźć odpowiedzi na NAPRAWDĘ wielkie pytania, mierząc się z Bogiem, Wszechświatem i – prawdę mówiąc – ze wszystkim.
Terry Pratchett (ur. 1948) jako autor opowiadań zadebiutował w wieku 13 lat, w 1971 r. wydana została jego pierwsza powieść „Dywan”. W 1983 r. ukazała się pierwsza część cyklu Świat Dysku – „Kolor magii”. W 1998 r. został uhonorowany przez królową Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego za zasługi dla literatury.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7961-856-9 |
Rozmiar pliku: | 687 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KOLOR MAGII
*
BLASK FANTASTYCZNY
*
RÓWNOUMAGICZNIENIE
*
MORT
*
CZARODZICIELSTWO
*
ERYK
*
TRZY WIEDŹMY
*
PIRAMIDY
*
STRAŻ! STRAŻ!
*
RUCHOME OBRAZKI
*
NAUKA ŚWIATA DYSKU
I, II, III
*
KOSIARZ
*
WYPRAWA CZAROWNIC
*
POMNIEJSZE BÓSTWA
*
PANOWIE I DAMY
*
ZBROJNI
*
MUZYKA DUSZY
*
CIEKAWE CZASY
*
MASKARADA
*
OSTATNI BOHATER
*
ZADZIWIAJĄCY MAURYCY
I JEGO EDUKOWANE GRYZONIE
*
NA GLINIANYCH NOGACH
*
WIEDŹMIKOŁAJ
*
WOLNI CIUT LUDZIE
*
BOGOWIE, HONOR,
ANKH-MORPORK
*
OSTATNI KONTYNENT
*
CARPE JUGULUM
*
PIĄTY ELEFANT
*
PRAWDA
*
ZŁODZIEJ CZASU
*
ZIMISTRZ
*
STRAŻ NOCNA
*
POTWORNY REGIMENT
*
PIEKŁO POCZTOWE
*
ŁUPS!
*
ŚWIAT FINANSJERY
*
HUMOR I MĄDROŚĆ
ŚWIATA DYSKU
*
NIEWIDOCZNI AKADEMICY
*
W PÓŁNOC SIĘ ODZIEJĘ
*
NIUCH
*
ŻÓŁW PRZYPOMNIANY
*
PARA W RUCHI gdy zarysy nieznanych przedmiotów
Mkną z wyobraźni, w ciało je obleka
Pióro poety, nadając marzeniom
Miejsce, nazwisko i tło rzeczywiste.
William Shakespeare
Sen nocy letniej
(przełożył Stanisław Koźmian)
Nie widzimy rzeczy takich, jakie są.
Widzimy rzeczy takie, jacy my jesteśmy.
Anaïs Nin
Filozofia to kwestie, które mogą nie znaleźć odpowiedzi.
Religia to odpowiedzi, które nie mogą być kwestionowane.
Anonim
z Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne
Daniela Dennetta
Naukowcy obecnie wierzą w Boga. Zobaczyli Go w Wielkim Kalejdoskopie Hadronów.
Wędrowny kaznodzieja
wg tekstu w „New Scientist”
nie stwarzałem świata – odrzekł Om. – Po co miałbym to robić? On już tu był. I nawet gdybym go stworzył, to przecież nie w formie kuli. Ludzie by z niego spadali. Wszystkie morza ściekałyby na dół.
Pomniejsze bóstwa
Chodźmy do biblioteki. Ma uziemiony dach z miedzi. Bogowie naprawdę nie znoszą takich rzeczy.
Pomniejsze bóstwaRozdział pierwszy
Coś Strasznie Wielkiego
Każdy uniwersytet wcześniej czy później musi zdobyć lub skonstruować coś wielkiego. A najlepiej Coś Strasznie Wielkiego. Według Myślaka Stibbonsa, kierownika katedry Niewłaściwie Stosowanej Magii na Niewidocznym Uniwersytecie, było to praktycznie prawem natury; to coś nigdy nie mogłoby być za wielkie, na pewno musi to być coś, i absolutnie nie może być małe.
Starsi magowie, zerkając na czekoladowe ciasteczka na tacy wniesionej właśnie przez służącą, słuchali w takim skupieniu, jakiego można oczekiwać od magów cierpiących akurat na głód czekoladowy. Starannie ilustrowana i argumentowana mowa Myślaka wskazywała, że skrupulatne badania prowadzone w przestrzeni bibliotecznej – czy też L-przestrzeni, jak ją nazywano potocznie – wykazały, iż brak Czegoś Strasznie Wielkiego jest politowania godny. We wszechświecie akademickim sprawia ona, że uniwersytet, w którym się właśnie znajdują, stanie się obiektem żartów i sardonicznych uwag osób, które wstydziłyby się uznania ich za kolegów akademików – uwag tym bardziej bolesnych, że akademicy wiedzą, co naprawdę oznacza słowo „sardoniczny”.
A kiedy pan Stibbons przedstawił swoją świetnie przygotowaną argumentację, nadrektor Mustrum Ridcully ciężko położył dłoń na najmniej dyskusyjnym ciasteczku.
– No cóż, Myślaku… O ile cię znam, a znam cię z całą pewnością, nigdy jeszcze nie przedstawiłeś mi problemu, jeśli nie skrywałeś w rękawie jakiegoś rozwiązania. – Zmrużył lekko oczy. – Prawdę mówiąc, trudno byłoby mi uwierzyć, że nie masz już jakiejś Strasznie Wielkiej Kandydatury. Mam rację?
Myślak nie zadbał nawet, by się zarumienić.
– No cóż, nadrektorze – odparł spokojnie. – Wiem tyle, że my w MWE5 sądzimy, iż wszechświat prezentuje nam bardzo wiele zagadek, które powinniśmy rozwiązać. Jak mówią: to, czego człowiek nie wie, może go zabić, ha, ha.
Myślak był zadowolony z tej uwagi; znał swojego nadrektora – który miał instynkt boksera, i to na gołe pięści – więc szybko mówił dalej:
– Myślę w szczególności o tym, że po prostu nie wiemy, czemu istnieje trzecia pochodna spamowodzi, co w teorii oznacza, że w momencie swych narodzin, w pierwszej nanosekundzie istnienia, wszechświat zaczął podróżować wstecz w czasie. Według eksperymentu Von Flamera, oznacza to, że chyba wchodzimy i wychodzimy równocześnie! Ha, ha.
– No tak, mógłbym w to uwierzyć – przyznał smętnie Ridcully, spoglądając na kolegów. A że był jednak nadrektorem, dodał jeszcze: – Czy nie było czegoś takiego o kocie, który jest równocześnie żywy i martwy?
Myślak zawsze był gotów na takie uwagi.
– Istotnie, nadrektorze, ale to był tylko hipotetyczny kot, jak się okazało. Właściciele kotów nie powinni się denerwować. Mogę też dodać, że teoria gumowych strun także okazała się kolejną nieudowodnioną hipotezą, podobnie jak bąbelkowa teoria połączonych horyzontów.
– Naprawdę? – Ridcully westchnął. – Szkoda. Ją akurat dosyć lubiłem. Mam nadzieję, że podczas swego krótkiego obowiązywania dostarczyła kilku naukowcom teoretykom środków do życia, a zatem nie istniała na próżno. Widzi pan, panie Stibbons, przez lata często rozmawiał pan ze mną o rozmaitych teoriach, hipotezach, koncepcjach i przypuszczeniach. I wie pan co? Zastanawiam się, ale naprawdę się zastanawiam, czy wszechświat… z samej swej natury dynamiczny i możliwe, że w pewnym niezwykłym sensie także świadomy… ten wszechświat właśnie… czy nie próbuje teraz uciec przed pańską nieustającą ciekawością? Możliwe, że w ten sposób popycha pana do jeszcze większych wysiłków intelektualnych. Figlarz jeden…
Zebrani magowie znieruchomieli na moment, a twarz Stibbonsa wyglądała jak odlana z gładkiego brązu.
– Cóż za znakomita dedukcja, nadrektorze – rzekł Myślak po chwili. – Szczerze podziwiam. Wszyscy wiedzą, że Niewidoczny Uniwersytet sprosta każdemu wyzwaniu! Za pańskim pozwoleniem, nadrektorze, natychmiast przystąpię do pracy nad budżetem. Projekt Świata Kuli był tylko początkiem! Projekt… Pretendent pozwoli nam zbadać fundamentalne zasady magii w naszym świecie!
Ruszył do budynku Magii Wysokich Energii tak prędko, jakby transformował się w pocisk, co w terminach balistycznych jest przeciwieństwem odcisku, w dodatku o wiele bardziej opływowym.
To było sześć lat temu…
* * *
Dzisiaj lord Vetinari, tyran Ankh-Morpork, spoglądał na owo Coś Strasznie Wielkiego, co zdawało się nie robić nic prócz cichego brzęczenia. Wisiało w powietrzu, pojawiając się i znikając. W opinii Vetinariego wyglądało na bardzo zadowolone z siebie, co jest trudnym wyczynem dla czegoś, co nie ma twarzy.
Prawdę mówiąc, był to dość bezkształtny kleks; wydawał się skręcać magiczne równania pełne tajemniczych symboli i zygzaków, które najwyraźniej znaczyły coś dla ludzi znających się na takich sprawach. Patrycjusz, jak sam przyznawał, nie był wielbicielem technicznych tworów, które wirują, a nawet brzęczą. Ani też nierozpoznawalnych zygzaków. Uważał je za obiekty, z którymi nie można negocjować, nie można dyskutować, a w dodatku nie można ich powiesić czy choćby torturować kreatywnie.
Fraza noblesse oblige jak zwykle przyszła mu na ratunek. Szlachectwo zobowiązuje – choć ci, którzy lepiej Vetinariego znali, wiedzieli, że czasami lekceważy on te obowiązki.
Przy tak wyjątkowej okazji Vetinariemu przedstawiono grupę podnieconych, niekiedy pryszczatych młodych magów w białych szatach – i szpiczastych kapeluszach, oczywiście – którzy pilnie się krzątali wokół sporych zbiorów bezdusznej i brzęczącej za kleksem maszynerii. Mimo to starał się wyglądać entuzjastycznie, a nawet nawiązał rozmowę z Mustrumem Ridcullym, nadrektorem, który sprawiał wrażenie, jakby tak samo niczego nie rozumiał. Vetinari pogratulował mu, bo wydawało się to właściwe, niezależnie od tego, czemu miał służyć ten kleks.
– Z pewnością jest pan dumny, nadrektorze. To wspaniałe osiągnięcie, ewidentny tryumf. Nie ma wątpliwości.
Ridcully zaśmiał się lekko.
– Brawo! – powiedział. – Bardzo ci dziękuję, Havelocku. A wiesz co? Niektórzy przepowiadali, że kiedy uruchomimy ten eksperyment, wywoła to koniec świata! Możesz to sobie wyobrazić? My? Psychiczni protektorzy miasta, a nawet całego świata w całym biegu historii!
Lord Vetinari cofnął się niemal niedostrzegalnie.
– A tak dokładnie kiedy właściwie to włączyliście? – zapytał ostrożnie. – Wydaje się, że w tej chwili brzęczy sobie całkiem poprawnie.
– Szczerze mówiąc, Havelocku, brzęczenie skończy się już niedługo. Dźwięk, który słyszysz, wydaje rój pszczół w ogrodzie, o tam, a kwestor nie miał dość czasu, by je poinstruować, że mają wracać do pracy. Co do uruchomienia… Liczyliśmy, że wyświadczysz nam ten zaszczyt zaraz po lunchu. Jeśli nie masz nic przeciw temu.
Twarz lorda Havelocka Vetinariego była przez chwilę niczym obraz, i to namalowany przez bardzo nowoczesnego artystę, który w dodatku palił coś, co – jak się powszechnie uważa – zamienia mózg w ser.
Jednak noblesse oblige to kategoryczny imperatyw nawet dla tyrana, zwłaszcza takiego, który ceni własną godność. Dlatego dwie godziny później Patrycjusz stanął przed tym wielkim i brzęczącym czymś. Wyglądał na zaniepokojonego. Wygłosił krótką mowę na temat tego, że ludzkość musi poszerzać swoją wiedzę o wszechświecie.
– Dopóki jeszcze istnieje – dodał, patrząc znacząco na Ridcully’ego.
Przez chwilę pozował przed obiektywami ikonografów, a potem spojrzał na wielki czerwony przycisk na pulpicie przed nim. Ciekawe, pomyślał, czy jest trochę prawdy w tych pogłoskach, że to może być koniec świata? Teraz już za późno, żeby protestować, a całkiem nie wypada, żebym się teraz wycofał…
Potem humor mu się poprawił. Jeśli ja będę tym, który zniszczył świat, jaki znamy, może to dobrze wpłynąć na mój wizerunek.
Wcisnął czerwony guzik i obecni zaklaskali, tak jak zwykle ludzie, którzy rozumieją, że zaszło coś ważnego, ale równocześnie nie mają pojęcia, co oklaskują.
Po szybkim sprawdzeniu Vetinari zwrócił się do nadrektora.
– Wydaje się, Mustrumie, że nie zniszczyłem wszechświata, co niesie mi pewną ulgę. Czy coś jeszcze powinno się wydarzyć?
Ridcully klepnął go po plecach.
– Nie przejmuj się zbytnio, Havelocku. Projekt Pretendent został uruchomiony wczoraj wieczorem przez pana Stibbonsa przy filiżance herbaty. Młody Myślak chciał tylko być pewien, że wszystko wystartuje, jak należy, a widząc, że system się rozgrzał, zostawił go włączony. Rzecz jasna, w żaden sposób nie zmniejsza to wagi twojego udziału w ceremonii. Uroczystość znaczącego otwarcia leży w sercu całego przedsięwzięcia i z dumą muszę stwierdzić, że udało się znakomicie.
To było sześć minut temu…
5 Instytut Magii Wysokich Energii.