- W empik go
Nellie. Tom 3. Wtajemniczenie - ebook
Nellie. Tom 3. Wtajemniczenie - ebook
Upragniony powrót do domu może okazać się daleki od spełnienia marzeń… Jeżeli zostawiasz za sobą tych, na których ci zależy.
Nellie to zwyczajna nastolatka, która podczas burzy wpadła w rozdarcie czasoprzestrzenne i trafiła do równoległej rzeczywistości. Aby przetrwać w świecie, gdzie wciąż panuje monarchia, musiała przybrać arystokratyczne nazwisko i nauczyć się dworskich manier. Intensywnie poszukując drogi powrotnej, Nellie zdążyła trafić do królewskiego więzienia, dołączyć do rewolucjonistów i… zakochać się w księciu. Przypadek sprawia, ze dziewczyna wraca do domu. Radość z odzyskania rodziny psuje jej jednak myśl o ludziach, których pozostawiła za sobą.
Czy Nellie znajdzie sposób, by podróżować pomiędzy dwoma światami?
I który z nich ostatecznie wybierze?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8172-464-7 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Słyszeliśmy kroki ścigających nas ludzi. Nie śmiałam wypowiedzieć ani słowa. Ciemny tunel zdawał się nie mieć końca, a panujący w nim smród spalonej gumy przyprawiał mnie o zawroty głowy.
Echo niosło głosy wykrzykujące pogróżki pod naszym adresem, ale nie pozwalało się zorientować, skąd dochodzą. Czy nasi wrogowie byli przed nami, czy za nami? Czy nie zapędzali nas właśnie w ślepą odnogę tunelu? Czy daliśmy się złapać w pułapkę?
Mój przyjaciel trzymał mnie za rękę i zachęcał do wysiłku. Zwalniał co chwilę, żebym mogła dotrzymać mu kroku.
– Odwagi, Nellie, uda nam się – rzucił mój towarzysz niedoli.
Po zwisających z sufitu linach ześlizgnęły się cienie. Przed nami stanęło pięciu kolejnych napastników, podczas gdy inni deptali nam po piętach. Musieliśmy się zatrzymać. Szczęki pułapki się na nas zatrzasnęły. W myślach już widziałam siebie jako więźniarkę tych zbójów. Wkrótce będę zmuszona usiąść na kolanach jakichś pijanych staruchów.
Tunele były przerażające. Brakowało tam jedynie szkieletów, żeby wyglądały jak katakumby, zresztą wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby w którymś z zakamarków znalazł się jakiś trup. To było nawet gorsze od więziennej celi w podziemiach pałacu w Mont-Réalu. Tutaj były lochy, rozpacz i koniec świata.
Bałam się, że ten tunel mnie pochłonie. Na końcu nie było widać żadnego światła, nic nie zapowiadało, że dotrzemy do jakiegokolwiek wyjścia. Byłam zgubiona.
W rzeczywistości już wcześniej się zgubiłam.ROZDZIAŁ 1
We śnie wróciły do mnie ze szczegółami wspomnienia ostatnich chwil spędzonych z Henrim. Przeżywałam wszystko na nowo – widziałam jego głęboką ranę oraz rwący się oddech, który unosił jego obolałe żebra – i znów czułam strach, że nie będę potrafiła zrobić tego, co trzeba.
Cięcie było poważne, ale nóż ześlizgnął się po jednym z żeber i przeszedł pomiędzy mięśniami wyrzeźbionymi dzięki pracom gospodarskim w obozie. Miałam nadzieję, że żaden narząd wewnętrzny nie został naruszony. To był zasadniczy warunek jego przeżycia.
Najpierw delikatnie rozpięłam mu koszulę. Bawełna była przesiąknięta krwią i nie widziałam dobrze rany. Ostatecznie rozdarłam ubranie, żeby lepiej obejrzeć cięcie, a następnie rozpięłam trzy guziki spodni, żeby odkryć mu biodra.
Powaga sytuacji wymuszała na mnie skoncentrowanie się na niesieniu pomocy, nie miałam więc czasu przyglądać się jego ciału. Musiałam działać szybko. We śnie natomiast te obrazy wracały do mnie jakby w zwolnionym tempie i stawały się coraz wyraźniejsze. Wyobrażałam sobie, że przesuwam delikatnie ręką po jego nagiej skórze. Czasem nawet muskałam ustami brzuch Henriego, tak jakby moje wargi miały uzdrawiającą moc.
Miał wspaniałe, szczupłe ciało, długie, kształtne nogi. Rozczochrane włosy, opalona skóra i świetna kondycja fizyczna kontrastowały z obecnym stanem zagrożenia śmiercią.
Zauważyłam dwie stare blizny po prawej stronie ciała – jedna przechodziła pod ramieniem, druga przecinała brzuch. Na lewym ramieniu były trzy głębokie, znacznie świeższe znaki po cięciach, które musiały pochodzić z ostatniego ataku piratów.
Henri już wcześniej zaznał bólu od ran, blizny były tego dowodem. Miał również to przeszywające spojrzenie, jakie mają jedynie ci, którzy omal nie zginęli. Wziął mnie za rękę, jakby chciał wyryć ten obraz w moim sercu.
Wyobrażałam sobie, że otwiera oczy i szuka mnie wokół siebie – błagał mnie przecież, żebym się od niego nie oddalała. W takich momentach czułam się straszliwie bezradna i nieprzydatna. W chwili, gdy słyszałam, jak woła moje imię, za każdym razem budziłam się gwałtownie.
Takie pobudki były znacznie trudniejsze niż wszystkie inne. Ciążyły mi niekończące się wyrzuty sumienia. Starałam się podchodzić do tego zdroworozsądkowo – nie było sensu pielęgnować w sobie poczucia winy. Ojciec starał się mnie pocieszyć, zapewniając, że zrobiłam wszystko, co można było zrobić, biorąc pod uwagę to, czym dysponowałam w tamtej chwili.
Zniknęłam z domu na niecałe pięć miesięcy. Były dni, kiedy czułam się szczęśliwa z powodu powrotu do rodziny i przyjaciół, których losem tak bardzo się niepokoiłam, ale były też takie, kiedy zastanawiałam się, czy to wszystko jest rzeczywistością. W każdym razie tym, co uznawałam za rzeczywistość – za moją wyjściową rzeczywistość.
Nurtowało mnie pytanie, czym właściwie jest rzeczywistość. Miałam dziwne, dezorientujące poczucie dryfowania pomiędzy dwoma prądami rzeki. Jakbym wciąż była w jakimś oddaleniu od innych, jakbym nie wróciła do nich w całości, lecz jakieś cząstki mnie utknęły pomiędzy dwoma światami.
Jak odróżnić prawdę od pozoru? Kto mógłby mnie zapewnić, że rzeczywistość była tym, co właśnie przeżywałam, a nie tym, co istniało w jakimś równoległym świecie?
Od chwili mojego powrotu starałam się ująć na nowo stery własnego życia. Tyle że jedynie przyglądałam się innym wokół mnie, sama w niczym nie uczestnicząc. Héloïse często się na to skarżyła, ja też zdawałam sobie z tego sprawę.
– Masz trochę nieobecną minę. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
– Tak… Przepraszam, Héloïse, co mówiłaś?
– Masz ochotę się dokądś wybrać?
– Nie wiem, a ty?
– Chciałabym, żebyś mi powiedziała, że masz ochotę iść do parku albo do kina, cokolwiek. Ciągle to ja o wszystkim decyduję i mam wrażenie, że cię do tego zmuszam.
– Przepraszam. To może pójdziemy na pizzę? – zaproponowałam bez przekonania.
– Dobry pomysł!
Moja kilkumiesięczna nieobecność wszystko zmieniła. Nie byłam już taka sama, zmieniły się też moje zainteresowania.
Nie śmiałam wyznać przyjaciółce, że bez przerwy myślałam o Kébecu. To był wspaniały kraj, czasem niepokojący, a chwilami nawet przerażający. Teraz jednak był już częścią mojego życia i musiałam tam wrócić za wszelką cenę.
Będąc tam, spędzałam dni na marzeniach o tym, że wracam do domu. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedy wreszcie mi się to uda, będę myśleć jedynie o ponownym przeniesieniu się do Kébecu. Nie miałam odwagi się do tego przyznać, ale mimo że kochałam rodzinę i przyjaciół, moje życie było teraz zupełnie gdzie indziej.ROZDZIAŁ 2
Od czasu mojego powrotu wszyscy chcieli się ze mną zobaczyć. Dziennikarze pracujący dla różnych mediów prosili o wywiady, na które moi rodzice nie chcieli się zgodzić. Moje zdjęcie pojawiło się na pierwszych stronach gazet, ale po kilku dniach bez żadnych nowych informacji wreszcie nastał spokój. Byłam wdzięczna rodzinie za trzymanie mnie z dala od tego cyrku.
Prawdę mówiąc, nie wiedziałabym nawet, co mam powiedzieć dziennikarzom, bo przecież udawałam, że mam zanik pamięci, żeby uniknąć wyjawiania prawdy o tym wszystkim, co przeżyłam.
Po odebraniu wyników badań medycznych i opinii różnych lekarzy moi rodzice zyskali pewność, że ani nie byłam molestowana, ani nie zostałam zgwałcona. Byłam w dobrej formie, odpowiednio odżywiona i zachowałam bystry umysł. Rodzicom nareszcie ulżyło. Mimo że sama mówiłam im to wcześniej ze sto razy, musieli usłyszeć potwierdzenie z ust specjalistów, żeby w to uwierzyć.
Mama wciąż się zastanawiała, co takiego wydarzyło się tamtego wieczoru, kiedy w miasteczku odbywała się impreza, że zniknęłam bez śladu na tak długo. Któregoś popołudnia niechcący podsłuchałam rozmowę rodziców. Snuli przypuszczenia na temat narkotyków, stawiali bowiem na to, że zmuszano mnie do ich zażywania.
Kawałek po kawałku opowiedziałam im moją przygodę, dawkując ją w taki sposób, żeby ich nie przerazić. Z ich perspektywy straciłam niemal pięć miesięcy życia. Ja tymczasem miałam wrażenie, że w tym nowym świecie coś zyskałam – drugą rodzinę i wielu znajomych.
Na początku rodzice to niepokoili się, to znów wydawali się mnie rozumieć. Z jednej strony szczerze pragnęli mi uwierzyć, ale z drugiej bardzo się bali, że mam po prostu halucynacje po jakimś upadku. Trudno było im przyjąć za prawdę przygodę, którą – jak twierdziłam – przeżyłam. Dawali mi dużo miłości, z ich spojrzeń jednak zbyt często wyczytywałam, że wątpią w moją wersję wydarzeń i nieustająco dociekają, co naprawdę mogło mi się przytrafić.
– Chcę ci uwierzyć, kochanie – mówiła mama. – Musisz jednak zrozumieć, że ta historia jest zaskakująca i trudna do przełknięcia.
– Wiem o tym. Ale to wszystko mi się nie przyśniło ani nie przywidziało… Ja naprawdę to przeżyłam, mamo, i bardzo się martwię o przyjaciół, którzy tam pozostali.
– Najważniejsze, że jesteś tu z powrotem, a do tego cała i zdrowa. Gdybyś wiedziała, co przeżyliśmy przez te miesiące! Nie możesz nic zrobić dla tamtych ludzi. Musisz wierzyć, że sobie poradzą, i myśleć raczej o sobie.
Opowiedziałam im o burzy i o worteksie, który przeniósł mnie na szczyt Mont Royal, a także o tamtym świecie, w którym Québec był ogromnym państwem i nazywał się Kébec.
Opisałam królewską rodzinę i napiętą sytuację panującą w kraju za sprawą arystokratów, którzy przenieśli z Francji ten sam układ władzy i przywileje, jakie mieli w momencie wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Ojciec zadawał pytania dotyczące elektrycznych pojazdów, a mama na temat obozu republikanów. Héloïse chciała natomiast wiedzieć wszystko o modzie, balach i moim życiu uczuciowym.
Z zaskoczeniem przyjęli wiadomość o tym, że udało mi się pójść na Bal Kwiatów, a kiedy wyznałam im, że książę Armand – pomimo zakazu swojego ojca – zakochał się we mnie, poczułam, że rodzice mają spore wątpliwości.
Dzięki dużej liczbie szczegółów w mojej relacji z pobytu w więzieniu, do którego wtrącił mnie król, a także informacji na temat obozu moich przyjaciół, ostatecznie przyznali jednak, że moja opowieść brzmi prawdopodobnie. Zadawali wiele pytań, a mnie możliwość mówienia o tym otwarcie sprawiła ulgę.
Kébec, gdzie mieszkali Armand, Henri, Logan i reszta, był światem, do którego czułam, że przynależę. Zamierzałam zrobić wszystko, żeby dostać się tam z powrotem. Potrafiłam sobie jednak wyobrazić, co musieli przeżywać rodzice podczas mojej nieobecności, i dlatego zdecydowałam, że nie zdradzę im moich planów. Gdybym się im do tego przyznała, na pewno staraliby się mi przeszkodzić. Ale jeśli uda mi się wrócić do Kébecu, przynajmniej tym razem będą wiedzieli, gdzie jestem.
Mój brat Milo uwielbiał wypytywać mnie o wszystko. Codziennie rozmawiałam również z pochodzącą z Kamerunu Naïą, którą poznałam dokładnie tego samego wieczoru, kiedy zniknęłam. Od razu się polubiłyśmy, a po moim powrocie ta znajomość szybko przerodziła się w przyjaźń. Rozmawiałam często także z jej mamą, Robertą, która była astronomką. Z upodobaniem opisywałam im, jak zostałam przyjęta w Kébecu przez innych przeniesionych. Logan, Kim, Margot i inni dali mi wiele cennych wskazówek pozwalających wdrożyć się w to nowe życie. Miałam szczęście, że na nich trafiłam.
W mieszkaniu, które dzieliliśmy, wszyscy mieli ten sam cel: znaleźć sposób na powrót do naszego świata. I oto udało mi się wrócić do domu, ale jedynie przez przypadek. Zdaniem Roberty nawet najbanalniejszy szczegół tego wydarzenia był ważny. Opisywałam jej każdy mój ruch, każdy element otoczenia, podawałam temperaturę, prędkość, miejsce, w którym się znajdowałam tuż przed moimi przeniesieniami. Roberta nanosiła obliczenia na dużą tablicę. Razem z Naïą patrzyłyśmy na to, niewiele jednak z tego rozumiejąc.
Pytania zadawane przez Milo uzmysłowiły mi, jak mało zwracałam uwagę na otoczenie. Czy były tam lotniska? Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Powiedziano mi, że istniały samoloty, ale skąd startowały?
– A czy widziałaś jakieś pociągi?
– Nie, podobno jeździły w tunelach, ale nigdy tam nawet nie zajrzałam.
– Samochody działały na elektryczność, tak?
– Tak, tego jestem pewna.
– Kto jest tam władcą Anglii? Czy to ta sama osoba, co w naszym świecie?
– Nigdy o to nie zapytałam.
– Czy oni segregują odpady tak jak my?
– Nie mam pojęcia, Milo.
– A niebo jest takie samo?
– Sądzę, że tak. Henri też się interesuje gwiazdami – dodałam.
– Chciałbym go poznać – rzucił Milo.
– To niemożliwe, braciszku… Przykro mi.
– Nie ma tam podziału na prowincje tak jak tutaj?
– Nie. Nie ma Kanady, jaką znamy. Bitwę na Równinie Abrahama wygrali Francuzi i od tego momentu wszystko potoczyło się inaczej. Żeby uniknąć więzienia lub gilotyny podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, szlachta przeniosła się za ocean. Tam też nazywają się arystokracją.
Rozmawialiśmy o różnych teoriach dotyczących czasu i wymiarów. Wciąż wiedzieliśmy tak niewiele. Udało mi się odbyć podróż w obie strony, ale na próżno zbieraliśmy wszystkie dane, bo nic nie wskazywało na to, że wkrótce będę mogła ją powtórzyć.
Najgorsza była niemożność komunikacji pomiędzy dwoma światami. Co w tym czasie wydarzyło się w tamtym świecie? Brak informacji był dla mnie prawdziwą torturą.
Czy gdybym wiedziała, nadal chciałabym tam wrócić?ROZDZIAŁ 3
Pod koniec listopada dyrekcja szkoły wyraziła zgodę na dopuszczenie mnie do egzaminów wyrównawczych i uzgodniła z moimi rodzicami, że będę mogła wrócić na lekcje, kiedy będę na to gotowa. Wszyscy nauczyciele mieli mnie wspierać.
Zamierzałam naprawdę się przyłożyć do nauki. Jeśli miałam pozostać w tym świecie, musiałam postarać się znów w niego wpasować. Bez problemu zaliczyłam egzaminy, chociaż codziennie spędzałam więcej czasu z Robertą niż w szkole. Na szczęście nikt nie robił mi z tego powodu żadnych wyrzutów.
Milo przyłączał się do nas, kiedy tylko mógł, i był bardzo zadowolony z faktu, że może nam dostarczać informacji na temat, który go pasjonował.
– Słuchaj, Nellie… Czy to znaczy, że istniejesz także w tamtym świecie? – zapytał mnie pewnego dnia. – Albo ja?
– Nigdy nie spotkałam siebie samej ani nie widziałam nikogo, kto byłby do ciebie podobny. To by dopiero było dziwne! Ale jak się nad tym zastanowić, hmm… – zawahałam się na moment – to chyba niemożliwe. Ponieważ wydarzenia w obu światach potoczyły się inaczej, nie mamy nawet pewności, że nasi rodzice w ogóle się spotkali.
– Musicie mieć świadomość, że nauka spekuluje na temat światów, do których nie mamy dostępu – powiedziała Roberta. – One rozwinęły się według własnych zasad, więc trudno mi sobie wyobrazić, żeby Nellie istniała w dwóch miejscach jednocześnie.
Matka Naïi starała się ujmować przekazywane nam informacje jak najprzystępniej, ale i tak nie zawsze było to dla nas zrozumiałe. Mówiła nam o pomiarach kwantowych, o cząstkach elementarnych, o czarnych dziurach, o grawitacji, a także o tunelach czasoprzestrzennych i wszystkie te pojęcia sprawiały, że czuliśmy się jak półgłówki.
Wychwyciłam jednak, że teoria, według której jeden z naszych światów miałyby być skazany na zniknięcie, pochodziła z jakieś powieści science-fiction i nie miała naukowego potwierdzenia.
Ulżyło mi i nie mogłam się doczekać, żeby przekazać Loganowi, że wizja czasu jako gałęzi drzew nie była uznawana za wiarygodną przez naukowców. Jeśli powstawał jakiś świat – twierdzili uczeni – miał on przedłużać swoje istnienie, a nie zniknąć.
Wreszcie jakaś dobra wiadomość!
– A więc to Logan zajmuje się badaniami różnych teorii? – zapytała mnie Roberta.
– Nie tylko on. Tim, Dimitri i Kim bardzo mu pomagają – wyjaśniłam. – Reszta też ma przypisane role do odegrania. Na przykład Stelan, Lulu…
– Poczekaj, co powiedziałaś? – zawołała badaczka.
– Tim, Dimitri, Kim…
– Nie, powiedziałaś… Lulu?
– Tak, to najmłodszy członek naszej grupy.
– Czy on tak naprawdę ma na imię Louison? – wydukała, a jej twarz rozjaśniła się nadzieją.
– Tak, dokładnie, Louison. Zna go pani?
Dowiedziałam się wtedy, w jaki sposób Roberta zainteresowała się liniami magnetycznymi i teoriami dotyczącymi istnienia światów równoległych. Otóż kiedy mieszkali w Lyonie, we Francji, przyjechał do nich na wakacje członek ich rodziny z Kamerunu. Pewnego dnia, gdy Roberta i Louison zbierali razem truskawki, jej bratanek dosłownie zniknął na jej oczach. Nie była w stanie nic zrobić, żeby go zatrzymać, i od tamtej pory wciąż szukała wyjaśnienia tego, co się stało.
Prowadząc badania na temat niewyjaśnionych zaginięć i analizując różne teorie, doszła do wniosku, że kluczową rolę odgrywały w tym wszystkim linie magnetyczne.
Wreszcie miała w ręce odpowiedź, a jej motywacja, żeby mi pomóc, podwoiła się.
Roberta usiłowała wytłumaczyć mi wszystko, co dotyczyło znajdujących się pod ziemią pól magnetycznych. Powstają one z powodu przemieszczającej się w jądrze ziemi magmy. Linie pola magnetycznego wznoszą się bardzo wysoko ku niebu, aż do warstwy zwanej magnetosferą. Jest to pokrywa chroniąca nas przed niebezpiecznymi wiatrami słonecznymi.
– Rozumiesz, Nellie? Zorze polarne są przejawem tej energii. Kiedy dostajemy informację, że na skutek wybuchu na Słońcu Ziemię nawiedzi burza magnetyczna… Nadążasz za mną?
– Nie do końca. Przede wszystkim nie rozumiem, jaki to ma związek z moją historią.
– Zmiany w obrębie tego pola powodują chaos. Kompas pokazuje północ magnetyczną, a nie po prostu biegun północny… Pole magnetyczne ma kluczowe znaczenie dla naszego świata.
Nagle zamilkła zrezygnowana, przyglądała mi się przez kilka sekund, po czym westchnęła.
– Nie rozumiesz, prawda?
– Burza, elektryczność i to wszystko… Przyznaję, że gubię się w tym trochę. Ale wiem, że ma pani na to jakiś pomysł.
– Zgadza się. Monitoruję pola magnetyczne wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że przemieszczają się głównie wtedy, kiedy pojawia się jakiś zewnętrzny element, jak na przykład burza słoneczna, nawałnica albo trzęsienie ziemi.
– Więc muszę poczekać, aż coś takiego się wydarzy? – zapytałam nieco rozczarowana.
– Albo sami odtworzymy warunki jednego z takich wydarzeń. Mam spotkać się z Julienem Boisvertem, znasz go może? Chcę go zainteresować tym tematem. Jest inżynierem elektrykiem, z pewnością mógłby nam pomóc.
W ten sposób powstała nasza drużyna. Z jednej strony Roberta i Julien, z drugiej – Milo i ja. Była też Héloïse, moja powiernica, której opowiadałam wszystko i która dopingowała nas, chociaż sama nie potrafiła się nam przysłużyć.
Julien i Milo byli w stanie rozmawiać godzinami. Gorączkowo klepali w klawiaturę za każdym razem, kiedy pojawiał się jakiś nowy pomysł lub nowe pytanie.