- W empik go
Newski Prospekt - ebook
Newski Prospekt - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 183 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla kogoż zresztą, nie jest on miły? Zaledwie człowiek tu się znajdzie, już wionie nań słodyczą zabawy. Choćbyś miał najpilniejszą, nie cierpiącą zwłoki sprawę, wszedłszy na Newski Prospekt zapomnisz z pewnością o wszystkich interesach. Jest to jedyne miejsce, gdzie się ludzie pokazują nie z konieczności, gdzie nie zapędza ich ani przymus, ani sprawy handlowe, ogarniające cały Petersburg. Człowiek spotkany na Newskim Prospekcie jest, zda się, mniej samolubny niźli na Morskiej, Grochowej, Litejnej, Mieszczańskiej i innych ulicach, gdzie chciwość, zysk i potrzeba kładą swe piętno na tych, co idą i co pędzą w karetach i dorożkach.
Newski Prospekt stanowi ogólną arterię Petersburga. Mieszkaniec dzielnicy Petersburskiej albo Wyborskiej, który od lat kilku nie odwiedził swego przyjaciela na Piaskach czy też przy Rogatkach Moskiewskich, może być pewny, że tutaj spotka się z nim bezwarunkowo. Żadna książka adresowa ani biuro informacyjne nie dostarczy tak dokładnych wiadomości jak Newski Prospekt. Newski Prospekt jest wszechpotężny! Jest to jedyna rozrywka ubogiego w miejsca spacerowe Petersburga! Jak schludnie zamiecione są jego chodniki i – o Boże! – ileż nóg pozostawia na nich swe ślady! I koślawy brudny but wysłużonego żołnierza, pod którego ciężarem pęka, zda się, nawet granit; i miniaturowy, lekki jak piórko trzewiczek młodziutkiej pani, która zwraca swą główkę do lśniących szyb sklepowych niby słonecznik do słońca; i brzęcząca szabla zadufanego podporucznika, która zostawia na chodniku ostrą rysę – wszystko wyciska na Newskim Prospekcie potęgę swej siły albo potęgę słabości. Jakaż zawrotna fantasmagoria odbywa się tutaj w ciągu jednego tylko dnia! Iluż przemian doznaje Newski Prospekt w ciągu jednej doby!
Zaczyna się to od wczesnego ranka, kiedy cały Petersburg pachnie gorącymi, dopiero co upieczonymi bochenkami chleba i pełen jest staruszek w podartych sukniach i salopach, staruszek, które dokonują najazdów na cerkwie i na litościwych przechodniów. Wtedy Newski Prospekt jest pusty: zażywni właściciele sklepów i ich subiekci śpią jeszcze w swych koszulach z płótna holenderskiego albo mydlą swe zacne policzki i piją kawę; żebracy gromadzą się przy drzwiach cukierni, skąd wyłazi zaspany ganimedes , który wczoraj jak mucha fruwał z czekoladą, wyłazi z miotłą w ręku, bez krawata, i rzuca im czerstwe pierogi i niedojadki. Ulicami wlecze się lud pożyteczny: śpiesząc do pracy, idą chłopi rosyjscy w budach zapaćkanych wapnem, którego nie byłby w stanie zmyć nawet kanał Katarzyny, znany ze swej czystości. O tej porze nie przystoi wychodzić damom, albowiem lud rosyjski lubi się posługiwać takimi jaskrawymi zwrotami, jakich damy nie usłyszą zapewne nawet w teatrze. Czasem przeta – rabani się zaspany urzędnik z teką pod pachą, jeśli przez Newski Prospekt wypadnie mu droga do departamentu. Można orzec stanowczo, że o tej porze, tj. do godziny dwunastej, Newski Prospekt nie stanowi dla nikogo celu; służy tylko za środek: wypełnia się stopniowo ludźmi, którzy mają swoje zajęcia, swoje troski, swoje przykrości, ale nie myślą wcale o nim. Chłop rosyjski mówi o półrublówce albo o kilku miedziakach; starcy i staruchy wymachują rękami albo gadają sami do siebie, niekiedy z gestykulacją dość rażącą, ale nikt ich nie słucha i nie wyśmiewa się z nich, wyjąwszy chyba chłopców w pacześnych fartuchach, którzy pędzą jak błyskawice Newskim Prospektem z pustymi kwartami lub z gotowy mi butami w rękach. O tej porze, cokolwiek człowiek wdziałby na siebie, niechby nawet zamiast kapelusza miał kaszkiet na głowie, niechby kołnierzyk wystawał mu zanadto spod krawata – nikt tego nie zauważy.
O godzinie dwunastej na Newski Prospekt robią najście guwernerzy wszelakich narodowości wraz ze swymi wychowańcami w batystowych kołnierzykach. Angielski John i francuski coq idzie pod rękę z powierzonym jego pieczy rodzicielskiej pupilem i z przystojną powagą wykłada mu, że szyldy nad sklepami wywiesza się po to, żeby za pośrednictwem ich można się było dowiedzieć, co się znajduje wewnątrz magazynów. Guwernantki – blade miss i różowe mamzele – idą majestatycznie za swymi leciutkimi, fertycznymi dziewuszkami, nakazując im podnosić nieco lewe ramię i trzymać się prosto: krótko mówiąc, o tej godzinie Newski. Prospekt jest to prospekt pedagogiczny.
Ale im bliżej godziny drugiej, tym szybciej się zmniejsza ilość guwernantek, pedagogów i dzieci: zostają oni wyrugowani przez tkliwych rodzicieli, którzy prowadzą pod rękę swe pstrokate, różnobarwne, o słabych nerwach połowice. Stopniowo do towarzystwa tego przyłączają się ci wszyscy, którzy ukończyli właśnie swoje dość ważne zajęcia domowe, jako to: pomówili ze swym lekarzem o pogodzie i o niewielkiej krostce, jaka im wyskoczyła na nosie; zapytali o zdrowie swoich koni i dzieci, zdradzających, nawiasem mówiąc, wielkie zdolności; przeczytali ogłoszenia i ważną rubrykę w gazetach o przyjeżdżających i odjeżdżających; w końcu wypili filiżankę kawy czy herbaty; do nich doszlusowują ci, których los godny zazdrości obdarzył szczęsnym tytułem urzędników do szczególnych poruczeń. A do tych – ci, co służą w kolegium spraw zagranicznych i wyróżniają się dostojnością swoich zajęć i nałogów. Mój Boże, jakie to piękne bywają stanowiska i posady! Jak uszlachetniają one i rozkoszują serca! Niestety, co do mnie – nie służę nigdzie i je – stem pozbawiony przyjemności oglądania subtelnego zachowania się naczelników wobec podwładnych.
Wszystko, z czymkolwiek się zetknięci na Newskim Prospekcie, wszystko jest pełna przyzwoitości: panowie w długich surdutach, z rękami w kieszeniach, panie w wykwintnych kapelusikach i w płaszczykach atłasowych – różowych, białych i bladoniebieskich. Ujrzycie tu bokobrody – jedyne w świecie, z nadzwyczajną i zdumiewający sztuką wpuszczone pod fular, bokobrody aksamitne, atłasowe, czarne jak hebar lub węgiel – wszelako, niestety! należącą wyłącznie do kolegium spraw zagranicznych. Pracownikom innych departamentów Opatrzność odmówiła czarnych bokobrodów: ku swej niezmiernej przykrości muszą nosić rude. Zobaczycie tu wąsy cudowne, których żadne pióro, żaden pędzel nie odmaluje, wąsy, którym się poświęca lepszą połowę życia; wąsy – owoc długiej pielęgnacji w ciągu dni i nocy; wąsy skropione przedziwnymi perfumami, namaszczone wszystkimi gatunkami najkosztowniejszych, najrzadszych pomad; wąsy, które się owija na nos w delikatny papier welinowy; wąsy owiane najczulszym przywiązaniem ich posiadaczów, budzące zazdrość przechodniów.
Tysiąc odmian kapeluszy, sukien i fularów, barwnych i zwiewnych, do których niekiedy aż na całe dwa dni przywiązują się ich właścicielki, oślepia niejednego na Newskim Prospekcie. Zda się, że oto wielkie morze motyli sfrunęło raptem z gałązek i faluje chmurą świetlistą nad czarnymi żukami płci męskiej. Ujrzycie tu takie kibicie, o jakich nigdyście nawet nie śnili: cieniutkie, wąziutkie, żadną miarą nie grubsze niż szyjka od butelki; zetknąwszy się z nimi, usuniecie się z szacunkiem na stronę, by ich przypadkiem nie potrącić nieostrożnie łokciem niegrzecznym; sercem waszym owładnie nieśmiałość i lęk, by jakimś sposobem – nawet wasz oddech niebaczny nie złamał tego uroczego wytworu natury i sztuki. A jakie rękawy damskie zobaczycie na Newskim Prospekcie! Sliczności! Podobne są nieco do dwóch balonów, skutkiem czego dama uniosłaby się natychmiast w powietrze, gdyby jej nie przytrzymywał mężczyzna, albowiem podnieść damę w górę jest równie łatwo i przyjemnie, jak kielich szampana do ust.
Nigdzie przy spotkaniach nie wymienia się tak wytwornie i niewymuszenie ukłonów jak na Newskim Prospekcie. Ujrzycie tu uśmiechy nieporównane, uśmiechy – szczyt sztuki; czasami takie, że można się rozpłynąć w rozkoszy; kiedy indziej takie, że człowiek się poczuje starty na proch i spuszcza głowę; innym razem takie, że widzi się wzniesiony nad iglicę Admiralicji – i zadziera głowę do góry. Spotkacie tu ludzi, którzy z nadzwyczajnym dostojeństwem i poczuciem własnej godności rozmawiają o koncercie lub o pogodzie. Zetkniecie się z tysiącem niepojętych charakterów i zjawisk. O, Stwórco, jakież dziwne charaktery można spotkać na Newskim Prospekcie! Trafia się mnóstwo takich ludzi, którzy przy spotkaniu z wami muszą koniecznie spojrzeć na wasze obuwie, a gdy ich miniecie, odwrócą się, żeby obejrzeć fałdy waszego surduta. Po dziś dzień nie mogę zrozumieć, dlaczego to robią. Początkowo myślałem, że to szewcy – ale gdzie tam! Przeważnie są to urzędnicy różnych departamentów i wielu z nich umie doskonale wystosować pismo z jednego urzędu do drugiego; albo też są to ludzie zajęci spacerami i czytaniem gazet po cukierniach – słowem, w znakomitej większości są to ludzie przyzwoici.
W błogosławionej porze od godziny drugiej do trzeciej po południu, kiedy na Newskim Prospekcie skupia się ruch całej stolicy, odbywa się tu wielka wystawa wszystkich arcydzieł rąk ludzkich. Jeden pokazuje elegancki surdut z najlepszym bobrem; drugi – przepiękny grecki nos; trze – ci niesie doskonałe bokobrody; czwarta – dwoje prześlicznych ocząt i przedziwny kapelusik; piąty – pierścień z talizmanem na wypielęgnowanym małym palcu; szósta – nóżkę w czarującym buciczku; siódmy – krawat budzący podziw; ósmy – wąsy wprawiające w zdumienie. Ale bije godzina trzecia: wystawa się kończy, tłum rzednie…
O trzeciej – nowa zmiana. Na Newskim Prospekcie rozkwita nagle wiosna: cały pokrywa się urzędnikami w zielonych mundurach. Zgłodniali radcy tytularni, nadworni i różni inni starają się ze wszystkich sił przyśpieszyć kroku. Młodzi registratorzy kolegialni, sekretarze gubernialni i kolegialni korzystają jeszcze z czasu, żeby się przespacerować po Newskim Prospekcie, zachowując postawę, która ma pokazać, że zgoła nie dulczeli sześć godzin nad papierami w urzędzie. Ale starzy sekretarze kolegialni, starzy radcy tytularni i nadworni idą szybko z głową spuszczoną: ani im w myśli przyglądać się przechodniom; jeszcze się nie otrząsnęli z trosk swoich; w głowach mają gierłasz i archiwum zaczętych i nie zakończonych akt; zamiast szyldów widzą teczki z papierami lub pucołowatą twarz kierownika kancelarii.
Od godziny czwartej Newski Prospekt pustoszeje; wątpliwe, czy spotkacie tam jednego choćby urzędnika. Chyba jakaś szwaczka z magazynu przebiegnie tędy z pudełkiem w ręku; jakaś żałosna ofiara humanitarnego pokątnego doradcy, puszczona z torbami, w kubraku samodziałowym; jakiś dziwak przejezdny, któremu się wszystkie godziny pokiełbasiły, jakaś Angielka długa i wysoka, z woreczkiem i książką w ręku; jakiś typowy rosyjski robotnik z arteli, w kapocie bawełnianej, z talią na plecach, z rzadką bródką, robotnik, który przez całe swe życie cienko przędzie, a gdy idzie potulnie chodnikiem, wszystko się w nim porusza: i plecy, i ręce, i nogi i głowa; niekiedy drobny rzemieślnik. Poza tym nikogo więcej nie spotkacie o tej porze na Newskim Prospekcie.
Ale zaledwie zmierzch spadnie na domy i ulice; zaledwie stójkowy, okrywszy się pogożą, wdrapie się na drabinę, żeby zapalić latarnię; zaledwie z niskich okien sklepowych wyjrzą te ryciny, które nie mają odwagi ukazywać się za dnia – już Newski Prospekt nabiera znowu życia i zaczyna się ruszać. Nadchodzi ta pora tajemnicza, kiedy latarnie spowijają wszystko w jakieś światło kuszące i czarodziejskie Można tu spotkać teraz dużo ludzi młodych, przeważnie kawalerów w ciepłych surdutach i płaszczach. O tej porze odczuwa się jakąś celowość, a raczej coś podobnego do celowości, coś, z czego trudno sobie zdać sprawę. Kroki wszystkich są przyśpieszone i stają się w ogóle bardzo nierówne; długie cienie snują się po murach i po bruku, głowami sięgając nieomal Mostu Policyjnego. Młodzi registratorzy kolegialni, młodzi sekretarze gubernialni i kolegialni przechadzają się bardzo długo; ale starzy registratorzy kolegialni, starzy radcy tytularni i nadworni siedzą po większej części w domu z tego powodu, że albo to są ludzie żonaci, albo też dlatego, że mają u siebie kucharki niemieckie, które przyrządzają im smacznie jedzenie. Można jednak spotkać na Newskim Prospekcie owych starców czcigodnych, którzy spacerowali tu z taką powagą i z tak przedziwną godnością o godzinie drugiej. Można ich zobaczyć, jak biegną – zupełnie tak samo jak młodzi registratorzy kolegiat ni – żeby zapuścić żurawia pod kapelusz z dala już dostrzeżonej damy, której grube wargi i policzki, otynkowane szminką, tak bardzo się podobają wielu spacerowiczom, a zwłaszcza sklepikarzom, robociarzom i kupcom, przechadzającym się zawsze w surdutach niemieckich, gromadnie i zazwyczaj pod ręce.
– Zaczekaj! – krzyknął o tej porze porucznik Pirogow, szarpnąwszy idącego z nim razem młodzieńca we fraku i w płaszczu. – Widziałeś?
– Widziałem. Cudo. Zupełnie Bianca Perugina
– Ale o której mówisz?