Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie budujemy IV Rzeszy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,00

Nie budujemy IV Rzeszy - ebook

Przez granicę na Odrze i Nysie każdy może dziś przejechać bez żadnego trudu. A jednak Niemcy i Polacy wiedzą o sobie zaskakująco mało. Żyją wręcz w odrębnych bańkach informacyjnych. Dlatego, gdy pytam Arndta Freytaga von Loringhovena o kwestie, które wywołują tak wiele emocji nad Wisłą, jego odpowiedzi mają wartość wyjątkowej świeżości.

  • - Czy Angela Merkel, ściągając w 2015 roku Donalda Tuska do Brukseli, otworzyła drogę do władzy dla PiS?
  • Czy gdyby nie grube miliardy euro zapłacone przez Niemcy za rosyjski gaz, Władimir Putin miałby środki na inwazję Ukrainy?
  • Czy Śląsk, Pomorze i Mazury należy zaliczyć na poczet reparacji, jakie Niemcy wypłaciły Polsce za drugą wojnę światową?
  • Czy można nie być nazistą, pozostając jak ojciec Arndta Freytaga von Loringhovena wiele miesięcy z Hitlerem w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy?
  • Czy Niemcy będą chciały wykluczyć Polskę z Unii, jeśli nad Wisła skończy się demokracja?
  • Kiedy Olaf Scholz zacznie odpowiadać na ataki Jarosława Kaczyńskiego na Niemcy?
  • Dlaczego Berlin prowadzi dziś wobec Europy Wschodniej politykę Jerzego Giedroycia, tylko o tym nie wie?
  • Czy Niemcy będą broniły Polski w razie inwazji Rosji na nasz kraj?
  • Co usłyszał ambasador Niemiec od prezesa PiS?
  • Czy Angela Merkel obiecała Jarosławowi Kaczyńskiemu, że Donald Tusk nie będzie wybrany na drugą kadencję na przewodniczącego Rady Europejskiej?
  • Czy Niemcy chciały wysłać swoje wojska do Polski, gdy zaczęła się wojna w Ukrainie?
  • Czy Niemcy są gotowe wziąć udział w odbudowie Pałacu Saskiego?
  • Czy kanclerz Merkel naprawdę wierzyła, że Nord Stream 2 to projekt wyłącznie biznesowy?
  • Dlaczego Niemcy wiedzą wiele o Holokauście, ale mało o mordach na Polakach, którzy nie mieli żydowskiego pochodzenia?

Oto tylko niewielka część pytań, z którymi w tej książce zmierzył się Arndt Freytag von Loringhoven.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17150-3
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP WANDY TRACZYK-STAWSKIEJ

Wstęp Wandy Tra­czyk-Staw­skiej

Roz­mowa z Arnd­tem Frey­ta­giem von Lorin­gho­ve­nem, amba­sa­do­rem Nie­miec w War­sza­wie w latach 2020–22, uświa­da­mia mi, jak dziś, gdy znów wojna zawi­tała do Europy, losy naszych obu naro­dów są ze sobą połą­czone.

Lorin­gho­ven, który w cza­sie swo­jej misji nad Wisłą odwie­dził wiele miejsc pol­skiej mar­ty­ro­lo­gii i spo­ty­kał się z wete­ra­nami, odwie­dza­jąc także i mój dom, bije się z myślami. Pozna­łam go jako osobę, która słu­cha bar­dzo uważ­nie i jest głę­boko poru­szona winą Nie­miec.

– Nie­miecki dług moralny i histo­ryczny wobec Pol­ski ni­gdy nie będzie w pełni spła­cony – przy­znaje w roz­mo­wie o tym, czy nasz kraj został spra­wie­dli­wie potrak­to­wany przy oka­zji wypłaty repa­ra­cji.

Ale to nie jest tylko roz­li­cze­nie z prze­szło­ścią, ale przede wszyst­kim roz­mowa o naszych cza­sach. Próba zro­zu­mie­nia, na ile potra­fimy być wierni takim war­to­ściom, jak wol­ność, demo­kra­cja, prawa czło­wieka, które są jedyną gwa­ran­cją, że nie powtó­rzą się tra­giczne doświad­cze­nia z prze­szło­ści. Wiemy prze­cież, jakich strasz­li­wych zbrodni doko­nali hitle­rowcy w cza­sie Powsta­nia War­szaw­skiego w 1944 roku i całej oku­pa­cji. A jed­nak, tak, jak powie­dzia­łam w moim „Prze­sła­niu” przy oka­zji otwar­cia Izby Pamięci na Cmen­ta­rzu Powstań­ców War­szawy na Woli, nawet naj­gor­sza zbrod­nia musi być odpusz­czona, aby czło­wiek mógł żyć bez nie­na­wi­ści. Dla­tego to sto­lica Pol­ski War­szawa, wła­śnie ona, cały nasz kraj może być sym­bo­lem pokoju, zna­kiem i przy­kła­dem dla świata. Ni­gdy nie zosta­wimy za sobą, jako spo­łe­czeń­stwo, traumy wojny i oku­pa­cji, jeśli Niem­com nie wyba­czymy. Zwłasz­cza, że nasze chrze­ści­jań­skie dzie­dzic­two kul­tu­rowe mówi nam, iż nie ma więk­szego zwy­cię­stwa ofiary nad oprawcą niż prze­ba­cze­nie…

To jest jed­nak zada­nie na wiele poko­leń. Tak, jest ono trudne. Chcę z całą odpo­wie­dzial­no­ścią powie­dzieć, że jego początku upa­truję w poru­sza­ją­cym wier­szu modli­twie, który w 1942 roku napi­sał mój kolega z Sza­rych Sze­re­gów, Jan Romocki ps. Bona­wen­tura. Swoją chrze­ści­jań­ską mądro­ścią i nie­zwy­kłą poetycką wraż­li­wo­ścią wyprze­dził kilka poko­leń, dekla­ru­jąc już wtedy pra­gnie­nie rezy­gna­cji z odwetu.

„Uchroń od zła i nie­na­wi­ści/Nie­chaj się odwet nasz nie ziści/Na prze­ba­cze­nie im prze­czy­ste/Wlej w nas moc, Chry­ste.

Poję­łam go dopiero w cza­sie powsta­nia, kiedy sama musia­łam zabi­jać.

A potem w oso­bie księ­dza Jana Zieji, kape­lana Sza­rych Sze­re­gów, który nie­zmor­do­wa­nie mówił „Nie zabi­jaj ni­gdy nikogo”.

A potem biskupi pol­scy, któ­rzy w orę­dziu do bisku­pów nie­miec­kich w 1965 roku napi­sali pamiętne słowa „Prze­ba­czamy i pro­simy o prze­ba­cze­nie”. Ten pro­ces po wielu deka­dach mozol­nej i jakże trud­nej pracy otwo­rzył drogę do pojed­na­nia. Dzięki niemu nasze narody mogą dziś budo­wać wspólną przy­szłość w zjed­no­czo­nej Euro­pie. Nie­stety, to co powinno być uwa­żane za pol­ską rację stanu, zbyt czę­sto zostaje wyko­rzy­sty­wane w bie­żą­cej poli­tyce. Coraz mniej jest przez to dia­logu mię­dzy Pola­kami i Niem­cami, próby wza­jem­nego zro­zu­mie­nia.

Nie mam złu­dzeń, że z nie­jedną odpo­wie­dzią amba­sa­dora Lorin­gho­vena pol­scy czy­tel­nicy się nie zgo­dzą. Wobec innych będą mieli wąt­pli­wo­ści, ale w nie­któ­rych przy­pad­kach uwzględ­nią nie­miecki punkt widze­nia, a może nawet dadzą się prze­ko­nać. To jest wła­śnie dia­log, nauka tole­ran­cji, któ­rej tak bar­dzo nam dziś potrzeba, aby móc myśleć z ufno­ścią o wspól­nej, pol­sko-nie­mieckiej przy­szło­ści.

Dziś mam 96 lat. Być może rozu­miem tro­chę wię­cej. Gdy wypo­wia­dam słowa modli­twy: „…i odpuść nam nasze winy, jako i my odpusz­czamy naszym wino­waj­com”, to wiem, że to naj­mą­drzej­sze słowa, na jakie mnie dziś stać wobec Niem­ców, któ­rych tak strasz­nie nie­na­wi­dzi­łam. Wobec naszych nie­gdy­siej­szych wro­gów.

Bo wiem, jestem pewna, zro­zu­mia­łam to już lata temu: my musimy wyba­czyć. Bo wiem, że jeśli chcemy żyć dalej, musimy żyć bez nie­na­wi­ści. W nie­na­wi­ści nie da się żyć. Nie da się funk­cjo­no­wać: nikt niczego nie stwo­rzy, niczego nie zbu­duje. A skoro jest po dru­giej stro­nie świa­do­mość zła jakie się wyrzą­dziło, jest potrzeba uzy­ska­nia prze­ba­cze­nia – wycią­gnię­tej ręki nie wolno odtrą­cać.

I ja za tę wycią­gniętą rękę, Panie Amba­sa­do­rze, bar­dzo dzię­kuję.

I zawsze będę to powta­rzać: już nie możemy trak­to­wać się jak śmier­telni wro­go­wie, teraz naprawdę musimy się ZAPRZY­JAŹ­NIĆ. Od lat prze­cież jest taka szansa i wola. Nie możemy jej zmar­no­wać. Pol­ska i Niemcy muszą iść razem. Niech już ni­gdy nic nas nie podzieli – ani poli­tycy, ani histo­ria, ani zła wola poje­dyn­czych fru­stra­tów. Już ni­gdy nie stańmy prze­ciw sobie.

Panie Amba­sa­do­rze, trzy­mam Pana za rękę mocno i ser­decz­nie. I będę trzy­mać. Tak długo, jak będę mogła.

Wanda Tra­czyk-Staw­ska,
żoł­nierz Powsta­nia War­szaw­skiego.WSTĘP ARNDTA FREYTAGA VON LORINGHOVEN

Wstęp Arndta Frey­taga von Lorin­gho­ven

Przez dwa lata, mię­dzy 2020 i 2022 rokiem, peł­ni­łem misję amba­sa­dora Nie­miec w War­sza­wie. Pra­gną­łem, aby to wła­śnie Pol­ska była zwień­cze­niem 36-let­niej kariery dyplo­ma­tycz­nej, która zapro­wa­dziła mnie do wielu sto­lic Europy Zachod­niej i Wschod­niej oraz na szczyt służb wywia­dow­czych NATO. Wie­dzia­łem, że wła­śnie ten kraj będzie dla mnie szcze­gól­nym wyzwa­niem i to mnie pocią­gało. Jed­nak mimo wielu przy­go­to­wań i tak nie doce­ni­łem ogrom­nej wagi, jaką się przy­wią­zuje w Pol­sce do wszyst­kiego co nie­miec­kie oraz wraż­li­wo­ści, z jaką jest to przyj­mo­wane.

Nad Wisłą spo­tka­łem wielu ludzi, któ­rzy odno­szą się teraz przy­jaź­nie do Nie­miec, a nawet któ­rzy są zaan­ga­żo­wani bez reszty we współ­pracę i pojed­na­nie mię­dzy naszymi naro­dami. Po wszyst­kich zbrod­niach, jakich Niemcy dopu­ścili się w Pol­sce, nie­zmien­nie uwa­żam to za cud. Wśród naj­cen­niej­szych spo­tkań, jakie mi przy­szło odbyć, są z pew­no­ścią te z oca­la­łymi z Holo­kau­stu i Powsta­nia War­szaw­skiego. W całym kraju natra­fia­łem na ślady doko­na­nych przez Niem­ców mor­dów, od pierw­szej komory gazo­wej w Pozna­niu po obozy zagłady „Akcji Rein­hardt”. Nie znaj­do­wa­łem słów gdy ludzie, któ­rych życie zostało zruj­no­wane przez Niem­ców, mówili mi, że ni­gdy nie otrzy­mali ani gro­sza od Nie­miec.

Ale spo­tka­łem się rów­nież w Pol­sce z nie­zro­zu­mie­niem i ostrą kry­tyką mojego kraju, a nawet sta­łem się oso­bi­ście celem anty­nie­miec­kiej kam­pa­nii nie­na­wi­ści. 80 lat po zakoń­cze­niu II wojny świa­to­wej, dekady po zaini­cjo­wa­niu pro­cesu pojed­na­nia przez obie strony, 30 lat po otwar­ciu gra­nic, zoba­czy­łem swoją twarz obok Goeb­belsa czy Göringa na pla­ka­tach fir­mo­wa­nych przez pol­ski rząd. Otrzy­ma­łem nie­na­wistne e-maile, w któ­rych zwra­cano się do mnie jako do amba­sa­dora. To bolało. Trudno mi uciec od wra­że­nia, że sto­sunki poli­tyczne mię­dzy Niem­cami a Pol­ską zała­mały się.

Nie mam tu na myśli spo­rów o takie tematy, jak sto­su­nek do Rosji, migra­cji czy zjed­no­czo­nej Europy. Mię­dzy part­ne­rami i przy­ja­ciółmi jest rze­czą nor­malną i ważną, aby spie­rać się o te kwe­stie, nawet gwał­tow­nie i namięt­nie, jeśli są tu róż­nice zdań. Nie­po­koi mnie co innego: otwarty, pro­wa­dzony ze wza­jem­nym sza­cun­kiem dia­log mię­dzy naszymi kra­jami jest już pra­wie nie­moż­liwy. Jeśli w ogóle nawią­zu­jemy kon­takt, to głów­nie, aby mówić o samych sobie zamiast ze sobą. Ste­reo­typy i czarno-białe oceny coraz czę­ściej domi­nują w naszych prze­ko­na­niach. For­maty spo­tkań stwo­rzone do współ­pracy i dia­logu, jak pol­sko-nie­miec­kie kon­sul­ta­cje mię­dzyrządowe czy Forum Pol­sko-Nie­miec­kie, od lat nie są wyko­rzy­sty­wane. W Pol­sce po antynie­miec­kie hasła sięga się w kam­pa­niach wybor­czych. W Niem­czech poli­tycy nie pole­mi­zują z tym, ale czę­sto po pro­stu to igno­rują i nawią­zują współ­pracę z łatwiej­szymi part­ne­rami. W ten spo­sób zro­dziła się fatalna spi­rala, która coraz bar­dziej oddala od sie­bie Niemcy i Pol­skę. Jest to tym bar­dziej tra­giczne, że dziś, w obli­czu egzy­sten­cjal­nego zagro­że­nia ze strony puti­now­skiej Rosji, pol­sko-nie­miecka współ­praca jest waż­niej­sza niż kie­dy­kol­wiek. Łatwo sobie wyobra­zić, że sytu­acja może się jesz­cze pogar­szać, na przy­kład jeśli nie­miecka skrajna pra­wica zacznie agi­to­wać prze­ciwko Pol­sce lub jeśli Stany Zjed­no­czone po wybo­rach pozo­sta­wią Europę samą w obli­czu wojny w Ukra­inie. Ukra­ińcy zapłacą naj­wyż­szą cenę, jeśli my, Euro­pej­czycy, nie zjed­no­czymy się.

Tą książką chciał­bym przy­czy­nić się do oży­wie­nia pol­sko-nie­miec­kiego dia­logu. Chęć wza­jem­nego wysłu­cha­nia się z sza­cun­kiem i zro­zu­mie­niem racji dru­giej strony jest nie­odzowną pod­stawą przy­jaźni i part­ner­stwa. Kiedy Jędrzej Bie­lecki zapro­po­no­wał mi napi­sa­nie tej książki, od początku było jasne, że jeśli miał się z tego zro­dzić szczery dia­log, to musiał on rów­nież, a może przede wszyst­kim, obej­mo­wać trudne pyta­nia. Można mieć wąt­pli­wo­ści, czy dyplo­mata w ogóle może być otwarty, czy nie jest zobo­wią­zany do poru­sza­nia się w wąskich gra­ni­cach ofi­cjal­nej poli­tyki? Oczy­wi­ście, jako były amba­sa­dor, nie mogę dzie­lić się wie­loma infor­ma­cjami, które zostały mi prze­ka­zane w zaufa­niu w robo­czych kon­tak­tach. W jesz­cze więk­szym stop­niu doty­czy to infor­ma­cji wywia­dow­czych. Tutaj muszę zaape­lo­wać do czy­tel­nika, aby od czasu do czasu czy­tał mię­dzy wier­szami. Jed­nak teraz, gdy opu­ści­łem czynną służbę, mogę wyra­zić swoją oso­bi­stą opi­nię jaśniej niż wcze­śniej i spoj­rzeć na wiele rze­czy w dłuż­szej per­spek­ty­wie. Chciał­bym z tego sko­rzy­stać, aby oce­niać rze­czywistość w spo­sób bar­dziej zniu­an­so­wany, a nie opie­rać się na uprosz­czo­nych oce­nach, jak to czę­sto ma miej­sce w poli­tyce.

W roz­mo­wie z Jędrze­jem Bie­lec­kim, który oka­zał się cen­nym part­ne­rem z jego mądrymi, docie­kli­wymi pyta­niami, doty­kamy całej gamy pol­sko-nie­miec­kich zagad­nień. Szcze­gól­nie godna uwagi wydaje mi się próba zro­zu­mie­nia, jak doszło do kata­stro­fal­nej poli­tyki Nie­miec wobec Rosji, która moim zda­niem jest naj­więk­szym błę­dem nie­miec­kiej dyplo­ma­cji od cza­sów II wojny świa­to­wej. Czy jed­nak stra­te­gia nasta­wiona na współ­pracę i współ­za­leż­ność była od początku mylna? Dla­czego Ber­lin nie zmie­nił kie­runku przy­naj­mniej po anek­sji Krymu, zwłasz­cza w poli­tyce ener­ge­tycz­nej i obron­nej? Czym tłu­ma­czyć, że Niemcy wciąż wahają się przed wspie­ra­niem Ukra­iny bar­dziej niż inne kraje? Podej­mu­jemy rów­nież inne, trudne pyta­nia, jak to, czy Niemcy chcą zdo­mi­no­wać Europę? Czy pozo­stają neu­tralne w pol­skiej kam­pa­nii wybor­czej? Jak powin­ni­śmy odpo­wie­dzieć na pol­skie żąda­nia repa­ra­cji wojen­nych?

Jed­no­cze­śnie chciał­bym wyraź­nie przy­znać, że Pol­ska od dawna pro­wa­dzi bar­dziej dale­ko­wzroczną i kon­se­kwentną poli­tykę wobec Rosji niż Niemcy. Ale nie chcę też ukry­wać, że cią­głe anty­nie­miec­kie pro­wo­ka­cje i sys­te­ma­tyczne pod­wa­ża­nie rzą­dów prawa w Pol­sce uwa­żam za bar­dzo nie­po­ko­jące.

Roz­dział poświę­cony mojemu ojcu był dla mnie szcze­gól­nie trudny. Jego służba jako mło­dego ofi­cera Wehr­machtu w bun­krze Hitlera uro­sła do pro­blemu poli­tycz­nego w Pol­sce. Było to powo­dem odło­że­nia o wiele mie­sięcy zgody pol­skich władz na peł­nie­nie mojej misji w War­sza­wie i spo­tkało się z bar­dzo kry­tycz­nymi komen­ta­rzami nie­któ­rych mediów. Rola Wehr­machtu pod­czas oku­pa­cji jest na­dal postrze­gana bar­dzo róż­nie w Niem­czech i w Pol­sce. Mówie­nie o tym uwa­żam jed­nak za część koniecz­nego pro­cesu zaak­cep­to­wa­nia naszej wspól­nej histo­rii. Publiczne pisa­nie o wła­snym ojcu, zwłasz­cza za gra­nicą, nie jest jed­nak łatwe. Przy­znaję, że wal­czy­łem sam ze sobą. W ten spo­sób zro­dziła się bar­dzo oso­bi­sta kon­fron­ta­cja syna z ojcem i jego roli w histo­rii. Syna, który stara się zro­zu­mieć ojca, ale też zadaje pyta­nie o jego współ­od­po­wie­dzial­ność za zbrod­nie III Rze­szy. Chcę zapew­nić moich pol­skich czy­tel­ni­ków: zro­zu­mie­nie nie ozna­cza akcep­ta­cji. Nie ma uspra­wie­dli­wie­nia dla mor­dów doko­na­nych przez Wehr­macht. W oce­nie ojca zacho­wuję jed­nak ostroż­ność, bo mam świa­do­mość, że nie dora­sta­łem w warun­kach tota­li­tar­nej dyk­ta­tury i nie wiem, jak zacho­wał­bym się w jego sytu­acji.

Moje opi­nie z pew­no­ścią nie będą podzie­lane ani nawet zro­zu­miane przez nie­któ­rych, być może wielu, Pola­ków, ale także Niem­ców. W Ber­li­nie rady­kalne prze­war­to­ścio­wa­nie błęd­nej poli­tyki Nie­miec wobec Rosji, do czego wzy­wa­łem ja i inni, lub dal­sza dobro­wolna pomoc dla pol­skich ofiar wojny i oku­pa­cji, są w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści odrzu­cane. Z dru­giej strony wiem, z jaką wraż­li­wo­ścią pol­scy czy­tel­nicy reagują na wszelką kry­tykę ze strony Nie­miec. Kam­pa­nia, która była we mnie wymie­rzona, miała z pew­no­ścią skło­nić mnie do daleko idą­cej powścią­gli­wo­ści na forum publicz­nym. Sta­now­czo to odrzu­ci­łem, ponie­waż było to nie­zgodne z tym, jak rozu­mia­łem powie­rzoną mi misję.

Nie liczę więc na apro­batę, ale raczej na to, że ta książka skłoni czy­tel­ni­ków do reflek­sji, czy nawet poda­nia w wąt­pli­wość nie­któ­rych dotych­cza­so­wych poglą­dów, oraz że zachęci Pola­ków i Niem­ców do ponow­nego bez­po­śred­niego i oso­bi­stego kon­taktu. Będę bar­dzo zado­wo­lony, jeśli wraz z Jędrze­jem Bie­lec­kim przy­czy­nimy się do lep­szego zro­zu­mie­nia nie­miec­kiej poli­tyki w Pol­sce i oży­wie­nia dia­logu mię­dzy naszymi kra­jami.

Na koniec chciał­bym wystą­pić z kon­kretną pro­po­zy­cją. Potrze­bu­jemy wzno­wić dia­log, który poru­szałby tematy kon­tro­wer­syjne i nie pomi­jał bole­snych fak­tów. Dotych­cza­sowe fora dys­ku­sji wyczer­pały swój poten­cjał. Oka­zały się nie­sku­teczne, gdy zabra­kło zro­zu­mie­nia mię­dzy rzą­dami naszych kra­jów. Musimy mieć odwagę, aby znowu pod­jąć trudne kwe­stie, naj­le­piej zaczy­na­jąc od pod­staw. Sądzę, że to zada­nie dla spo­łe­czeń­stwa oby­wa­tel­skiego, które dziś płaci wysoką cenę za pola­ry­za­cję, jaka powstała mię­dzy naszymi kra­jami. Peł­niąc misję amba­sa­dora Nie­miec w Cze­chach prze­ko­na­łem się, jak wiele można osią­gnąć dzięki nie­za­leż­nym forom dys­ku­syj­nym nawet w tak draż­li­wych kwe­stiach jak wypę­dze­nie Niem­ców sudec­kich. Tym bar­dziej jestem prze­ko­nany, że jest wielu eks­per­tów, dzien­ni­ka­rzy, orga­ni­za­cji poza­rzą­do­wych, arty­stów, pisa­rzy, histo­ry­ków, przed­sta­wi­cieli kościo­łów, sto­wa­rzy­szeń i biz­nesu, któ­rzy byliby gotowi zaan­ga­żo­wać się w nową debatę o rela­cjach mię­dzy Pol­ską i Niem­cami.

Rela­cje mię­dzy Niem­cami i Pol­ską są dziś szcze­gól­nie ważne. Europa musi odgry­wać więk­szą i bar­dziej wia­ry­godną rolę w zmie­nio­nych warun­kach geo­po­li­tycz­nych, na co składa się przede wszyst­kim agre­sywna, rewan­ży­stow­ska postawa Rosji oraz bar­dziej sku­piona na sobie i na Azji – Ame­ryki. Dla­tego Niemcy i Pol­ska powinny zna­leźć drogę wyj­ścia ze spi­rali nie­zro­zu­mie­nia i wza­jem­nych oskar­żeń, aby wspól­nie przy­wo­dzić w budo­wie sil­niej­szej i bar­dziej har­mo­nij­nej Europy.WSTĘP JĘDRZEJA BIELECKIEGO

Wstęp Jędrzeja Bie­lec­kiego

Moja rodzina, jak miliony innych pol­skich rodzin, stra­ciła przez Niem­ców pra­wie wszystko. Jesie­nią 1944 roku bab­cia wyszła z pło­ną­cej War­szawy, trzy­ma­jąc mojego 5-let­niego wów­czas ojca za rękę i nio­sąc jego rocz­nego brata na ramie­niu. Walizka była całym jej mająt­kiem. Parę tygo­dni wcze­śniej jej mąż, Andrzej Bie­lecki „Rybak”, zgi­nął w Powsta­niu War­szaw­skim. Dobrze roku­jąca kariera naukowa, jaką przed wojną zaczy­nał w Insty­tu­cie Geo­lo­gicz­nym, została bru­tal­nie prze­rwana. Mają­tek na Wscho­dzie prze­padł. Wszystko trzeba było zaczy­nać od nowa. Tej traumy psy­chicz­nej ojciec tak naprawdę ni­gdy nie prze­zwy­cię­żył.

Z rodziną mamy los obszedł się rów­nie okrut­nie. Moja pra­pra­bab­cia, Róża Efraim, została zamor­do­wana w komo­rze gazo­wej Tre­blinki albo wcze­śniej, w dro­dze do obozu zagłady. Świad­ko­wie nie prze­żyli. Jak pięk­nie napi­sano na kamie­niu upa­mięt­nia­ją­cym bun­kier dowódcy Powsta­nia w Get­cie War­szaw­skim, Mor­de­chaja Anie­le­wi­cza, „cała zie­mia stała się jej gro­bem”. Męża sio­stry mojej babci, Ste­fana Micha­łow­skiego, też spo­tkała śmierć z rąk Niem­ców: został zaga­zo­wany, gdy pró­bo­wał kana­łami wydo­stać się z oblę­żo­nego w cza­sie Powsta­nia War­szaw­skiego Sta­rego Mia­sta. Cio­cia Jasia obie­cała sobie wtedy, że jej stopa ni­gdy nie sta­nie na nie­miec­kiej ziemi. I choć podró­żo­wała wiele, słowa dotrzy­mała.

Mój dzia­dek, Jan Paweł Frąc­ko­wiak, który uro­dził się w Ber­li­nie i znał nie­miecki jak język ojczy­sty, jako praw­nik i adwo­kat brał wydatny udział w inte­gra­cji z resztą Pol­ski Wiel­ko­pol­ski i Ziemi Lubu­skiej. Ni­gdy nie mógł zro­zu­mieć, jak naród Kanta i Beetho­vena mógł sto­czyć się na takie dno okru­cień­stwa i zbrodni.

Ale pozna­łem też inne Niemcy. Jako kore­spon­dent „Rzecz­po­spo­li­tej” w Bruk­seli w cza­sach, gdy Pol­ska przy­stę­po­wała do NATO i Unii Euro­pej­skiej, byłem przez sie­dem lat świad­kiem powrotu naszego kraju do zachod­niej rodziny wol­nych naro­dów. Bez Nie­miec nie byłoby to moż­liwe. Wśród unij­nych państw tylko one kie­ro­wały się dłu­go­let­nią stra­te­gią wobec Pol­ski i sze­rzej, Europy Środ­ko­wej, i miały poten­cjał, aby wpro­wa­dzić ją w życie. To był szcze­gólny przy­kład wspól­noty inte­re­sów, która być może pierw­szy raz w histo­rii w takim stop­niu połą­czyła nasze narody. Dzięki niej Pol­ska zyskała warunki do prze­zwy­cię­że­nia zapóź­nień cywi­li­za­cyj­nych, a także bez­piecz­nego życia w wol­no­ści i demo­kra­cji. Niemcy miały w tym oczy­wi­ście inte­res eko­no­miczny. Chciały też prze­stać być kra­jem fron­to­wym. Liczyły na łatwy dostęp do ziem, które przez setki lat nale­żały do nich. Ale inte­gra­cja Pol­ski z Unią miała też dla Nie­miec wymiar moralny. To był wyraz prze­ko­na­nia, że w ten spo­sób mogą przy­naj­mniej w jakimś stop­niu zre­kom­pen­so­wać krzywdy wyrzą­dzone sąsia­dowi zza Odry.

Pierw­sze dwie dekady wspól­nego życia w Unii nie oka­zały się jed­nak łatwe. Jak przy­znaje Arndt Frey­tag von Lorin­gho­ven, wiara, że zacie­śnie­nie współ­pracy gospo­dar­czej i poli­tycz­nej z Rosją zapo­bie­gnie impe­rial­nym pla­nom Kremla, oka­zała się naj­więk­szym błę­dem powo­jen­nej poli­tyki zagra­nicz­nej Nie­miec. Narzu­ce­nie Pol­sce przez Angelę Mer­kel sys­temu obo­wiąz­ko­wej redy­stry­bu­cji migran­tów w 2015 roku poka­zało, jak trudno jest nie­miec­kim wła­dzom trak­to­wać po part­ner­sku rosną­cego prze­cież w siłę wschod­niego sąsiada. Zachę­ca­jąc Donalda Tuska do wyjazdu do Bruk­seli, kanc­lerz wydat­nie przy­czy­niła się do prze­ję­cia wła­dzy przez PiS. A z par­tią Jaro­sława Kaczyń­skiego Niem­com uło­żyć się już ni­gdy nie udało. Ina­czej niż w rela­cjach fran­cu­sko-nie­miec­kich, gdzie libe­ral­nego pre­zy­denta Valery’ego Giscarda D’Esta­ing łączyły rów­nie bli­skie rela­cje z lewi­co­wym kanc­lerzem Hel­mu­tem Schmid­tem co jego socja­li­stycz­nego następcę François Mit­ter­randa z cha­de­kiem Hel­mu­tem Koh­lem, pojed­na­nie mię­dzy War­szawą i Ber­li­nem oka­zało się nad Wisłą sprawą, do któ­rej jest przy­wią­zana tylko część sceny poli­tycz­nej.

W ostat­nich latach w rela­cjach mię­dzy Pol­ską i Niem­cami wybuchł otwarty kry­zys. Dwa naj­waż­niej­sze w Euro­pie Środ­ko­wej kraje NATO powinny ści­śle współ­pra­co­wać w obli­czu egzy­sten­cjal­nego zagro­że­nia dla Zachodu, jakim jest rosyj­ski pod­bój Ukra­iny.

Jed­nak Jaro­sław Kaczyń­ski widział to ina­czej. Zamiast współ­pracy mamy więc per­ma­nentny kon­flikt z Niem­cami, któ­rego celem jest przede wszyst­kim mobi­li­za­cja twar­dego elek­to­ratu PiS. W ten spo­sób inte­res pań­stwowy musiał ustą­pić przed inte­resem par­tyj­nym. Na szwank została nara­żona pol­ska rację stanu.

Jest bowiem jasne, że bez uło­że­nia sobie przy­naj­mniej popraw­nych rela­cji z Ber­li­nem Pol­ska nie może na trwałe zako­rze­nić się w zachod­niej wspól­no­cie naro­dów. To jest waru­nek naszego bez­pie­czeń­stwa, w szcze­gól­no­ści w per­spek­ty­wie powrotu do Bia­łego Domu Donalda Trumpa, który już za swo­jej pierw­szej kaden­cji poważ­nie roz­wa­żał wypro­wa­dze­nie Sta­nów Zjed­no­czo­nych z NATO i doj­ście do poro­zu­mie­nia z Puti­nem.

Wzo­rem są Fran­cja i Niemcy. W ciągu sześć­dzie­się­ciu lat, jakie minęły od zawar­cia przez pre­zy­denta Char­lesa de Gaulle’a i kanc­le­rza Kon­rada Ade­nau­era Trak­tatu Eli­zej­skiego, Fran­cja i Niemcy nie upodob­niły się do sie­bie. To wciąż bar­dzo różne kraje. Ale łączy je jedno: prze­ko­na­nie, że są dla sie­bie nawza­jem tak ważne, iż w stra­te­gicz­nych spra­wach, w szcze­gól­no­ści gdy idzie o przy­szłość Unii, muszą tak długo szu­kać kom­pro­misu, aż zosta­nie on mię­dzy nimi wykuty.

Pol­ska i Niemcy powinny pójść za tym przy­kła­dem. Ale do tego dziś bar­dzo daleko. Na pozio­mie poli­tycz­nym mię­dzy oboma kra­jami dia­log wła­ści­wie zamarł, a co dopiero mówić o praw­dzi­wych nego­cja­cjach. To powo­duje, że w klu­czo­wych spra­wach, jak miej­sce Ukra­iny w NATO i Unii Euro­pej­skiej, czy przy­szłość inte­gra­cji, Ber­lin podej­muje decy­zje bez udziału War­szawy.

Ta książka jest próbą zasy­pa­nia choćby w mini­mal­nym stop­niu pogłę­bia­ją­cej się prze­pa­ści mię­dzy Pol­ską i Niem­cami. Jako dyplo­mata we Fran­cji i Rosji, amba­sa­dor w Cze­chach i Pol­sce, szef natow­skiego i nie­miec­kiego wywiadu, Arndt Frey­tag von Lorin­gho­ven przez bli­sko 40 lat był z jed­nej strony czę­ścią nie­miec­kiego esta­bli­sh­mentu, a z dru­giej zacho­wał wyjąt­kowe zain­te­re­so­wa­nie Europą Środ­kowo-Wschod­nią i samą Pol­ską. To nie jest łatwy roz­mówca. Nauczony przez całe życie zawo­dowe ważyć słowa, nie dawał się łatwo spro­wo­ko­wać i ujaw­nić praw­dzi­wych zamia­rów Ber­lina. Ale ma też w sobie uczci­wość wewnętrzną, która każe przy­znać się do błę­dów popeł­nio­nych przez wła­sny kraj i głę­bię inte­lek­tu­alną, która pozwala zasu­ge­ro­wać roz­wią­za­nia na przy­szłość. To pozwo­li­łoby nam wyjść ze wza­jem­nych baniek pol­skiej i nie­miec­kiej debaty i spró­bo­wać wsłu­chać się w argu­menty dru­giej strony.

W szcze­gól­nym stop­niu doty­czy to ostat­niej wojny. Ojciec Arndta Frey­taga von Lorin­gho­vena, Bernd, znaj­do­wał się w bez­po­śred­nim oto­cze­niu Hitlera w ostat­nich mie­sią­cach jego życia. Czy był przez to nazi­stą? Syn bije się tu z myślami o tym, jak oce­niać ojca. Ale też przy­znaje, że pol­sko-nie­miec­kie pojed­na­nie może zostać zbu­do­wane tylko na doj­ściu do wspól­nej prawdy. 80 lat po woj­nie wciąż do tego daleko. Ale tylko dia­log może to stop­niowo zmie­nić.ROZDZIAŁ 1. NIEMCY NIE CHCĄ WYBIERAĆ MIĘDZY DEMOKRACJĄ A POLEXITEM

Roz­dział 1

Niemcy nie chcą wybie­rać mię­dzy demo­kra­cją a Pole­xi­tem

JB: W 1952 roku, na trzy lata przed śmier­cią, Tomasz Mann¹ ostrze­gał, że „Niemcy są za duże dla Europy, ale za małe dla świata”. Ten cytat do dziś wywo­łuje zanie­po­ko­je­nie. Pocho­dzi co prawda z cza­sów, gdy wojna ledwo się skoń­czyła, trak­taty rzym­skie², które poło­żyły fun­da­ment pod budowę zjed­no­czo­nej Europy, jesz­cze nie zostały zawarte, ale zdaje się, że wielki pisarz prze­wi­dział, jaka będzie rola Nie­miec w dzi­siej­szej Unii Euro­pej­skiej. Jaro­sław Kaczyń­ski mówi o tym bar­dziej dosad­nie: Niemcy chcą budo­wać Czwartą Rze­szę. Może nie tak zbrod­ni­czą, jak ta Trze­cia, ale jed­nak Ber­lin jest ska­zany na przy­wódz­two w Unii Euro­pej­skiej i narzu­ca­nie innym wła­snych inte­re­sów.

AFL: Pomysł, że Niemcy chcą zbu­do­wać Czwartą Rze­szę, jest absur­dalny. Nawet, gdy­by­śmy tego chcieli, ni­gdy nie mogli­by­śmy samo­dziel­nie prze­wo­dzić Euro­pie. Wywo­łuje to natych­miast silne obawy wśród naszych part­ne­rów, nie tylko Pol­ski. Taki jest cię­żar histo­rii i geo­gra­fii. Niemcy były zapewne naj­bli­żej osią­gnię­cia roli przy­wód­czej w trak­cie kry­zysu finan­so­wego strefy euro mię­dzy 2009 i 2015 rokiem – i dopro­wa­dziło to do nie­zwy­kłej pola­ry­za­cji wśród naszych part­ne­rów. Na połu­dniu Europy rygo­ry­styczna poli­tyka fiskalna Ber­lina wywo­łała ostrą kry­tykę. Wystar­czy wspo­mnieć por­trety Angeli Mer­kel w mun­du­rze nazi­stow­skim na uli­cach Aten. Inni, jak mini­ster spraw zagra­nicz­nych Rado­sław Sikor­ski³, ape­lo­wali o więk­sze zaan­ga­żo­wa­nie Nie­miec, wię­cej przy­wódz­twa. Jestem jed­nak głę­boko prze­ko­nany, że Niemcy mogą prze­wo­dzić wyłącz­nie w part­ner­stwie z innymi. Tylko to jest do zaak­cep­to­wa­nia. Mamy w tym zresztą dłu­gie doświad­cze­nie. Sięga ono cza­sów, gdy Unia Euro­pej­ska była znacz­nie mniej­sza. Jed­nak dziś jest jasne, że sam Paryż i Ber­lin nie zdo­łają sku­tecz­nie kie­ro­wać roz­wo­jem posze­rzo­nej UE. Pol­ska, kraj, który zna­lazł się na wprost ban­dyc­kiej Rosji i który ma coraz potęż­niej­szą gospo­darkę, staje się poważ­nym kan­dy­da­tem dla sku­tecz­nego prze­wo­dze­nia w Unii.

JB: Czy jed­nak to nie zbyt opty­mi­styczna ocena prze­zna­cze­nia War­szawy? Unia zmaga się prze­cież z nie­roz­wią­za­nym kry­zy­sem pozo­sta­wio­nym przez Angelę Mer­kel⁴: rzą­dów prawa i demo­kra­cji na Węgrzech i w Pol­sce. Tole­ru­jąc przez lata budowę przez Vic­tora Orbána⁵ struk­tur auto­ry­tar­nego pań­stwa, a nawet zga­dza­jąc się na pozo­sta­nie jego ugru­po­wa­nia Fidesz w Euro­pej­skiej Par­tii Ludo­wej, Mer­kel nie popeł­niła zasad­ni­czego błędu? Można odnieść wra­że­nie, że widząc takie zacho­wa­nie Nie­miec, Jaro­sław Kaczyń­ski⁶ doszedł do wnio­sku, że Bruk­selą nie ma co się przej­mo­wać.

AFL: Oso­bi­ście uwa­żam, że błę­dem było pozo­sta­wie­nie Orbánowi wol­nej ręki i nie­wy­rzu­ce­nie znacz­nie wcze­śniej Fide­szu z Euro­pej­skiej Par­tii Ludo­wej⁷. Podob­nie jak inni przy­wódcy auto­ry­tarni, reaguje on jedy­nie na przy­mus. Mer­kel wie­rzyła, podob­nie jak wielu czo­ło­wych nie­miec­kich Chrze­ści­jań­skich Demo­kra­tów, że Europa to jest wielka rodzina, która zasad­ni­czo powinna za wszelką cenę pozo­stać razem. Sądziła, że wszystko da się roz­wią­zać polu­bow­nie. Podob­nie Armin Laschet⁸, kan­dy­dat CDU/CSU na urząd kanc­le­rza, powie­dział w cza­sie wizyty w pol­skiej sto­licy w 2021 roku, że Pola­ków trzeba prze­ko­ny­wać do sto­so­wa­nia zasad pra­wo­rząd­no­ści przez dia­log, nie należy zapę­dzać ich w kozi róg. Pod­ci­na­nie rzą­dów prawa przez PiS było przyj­mo­wane z ogrom­nymi oba­wami w Ber­li­nie. Jed­nak wielu nie­miec­kich poli­ty­ków uwa­żało, że z uwagi na nasze winy z prze­szło­ści nie mamy moral­nego auto­ry­tetu, aby pouczać innych. Stąd Niemcy powstrzy­my­wały się przed zwięk­sza­niem pre­sji w tej spra­wie. Zawsze pod­kre­śla­li­śmy, że to do euro­pej­skich insty­tu­cji a nie kra­jów człon­kow­skich, należy egze­kwo­wa­nie prawa euro­pej­skiego.

JB: Tak było do dru­giej połowy 2020 roku, kiedy Niemcy prze­jęły prze­wod­nic­two w Unii. To bowiem Angela Mer­kel prze­for­so­wała w Radzie UE⁹ zasadę zależ­no­ści wypłaty środ­ków finan­so­wych od respek­to­wa­nia unij­nych war­to­ści, co póź­niej miało mieć tak dale­ko­siężne skutki dla naszego kraju. Kanc­lerz uznała, że przez takich poli­ty­ków, jak Vik­tor Orbán, Jaro­sław Kaczyń­ski czy Marine Le Pen¹⁰, popu­lizm stał się egzy­sten­cjal­nym zagro­że­niem dla dal­szego ist­nie­nia Unii i dłu­żej nie można temu pobła­żać?

AFL: W tam­tym cza­sie wiele państw Unii było coraz bar­dziej zanie­po­ko­jo­nych cią­głymi dzia­ła­niami władz Pol­ski i Węgier pro­wa­dzą­cymi do pod­wa­że­nia rzą­dów prawa. W roli kraju prze­wod­ni­czą­cego Unii Niemcy musiały się do tego odnieść. W 2020 roku było już jasne, że tylko pre­sja finan­sowa może wpły­nąć na Pol­skę i Węgry. Kiedy jakieś pań­stwo przej­muje prze­wod­nic­two w Radzie UE, musi dzia­łać o wiele bar­dziej aktyw­nie. Celem jest wyne­go­cjo­wa­nie kom­pro­misu mię­dzy kra­jami człon­kow­skimi. Tak wła­śnie zro­biły Niemcy poprzez roz­wi­nię­cie tzw. mecha­ni­zmu warun­ko­wo­ści, który uza­leż­nia wypłatę fun­du­szy unij­nych od prze­strze­ga­nia stan­dar­dów rzą­dów prawa. Nie można więc utrzy­my­wać, że kanc­lerz Mer­kel zmie­niła swoje sta­no­wi­sko w tej spra­wie. Pol­ska była w ten pro­ces bar­dzo zaan­ga­żo­wana i na koniec zaak­cep­to­wała ten kom­pro­mis. W moim odczu­ciu inte­gra­cja euro­pej­ska jest daleka od dosko­na­ło­ści, ale to, co osią­gnę­li­śmy, musi być chro­nione i dalej roz­wi­jane, jeśli mamy podo­łać nie­zwy­kłym wyzwa­niom dzi­siej­szego świata, jak agre­sywna Rosja, rywa­li­zu­jące z nami Chiny czy egzy­sten­cjalne zagro­że­nie pły­nące ze zmian kli­ma­tycz­nych. Oba­wiam się, że jeśli wpływy par­tii popu­li­styczno-nacjo­na­li­stycz­nych będą w Euro­pie na­dal rosły, może to nie tylko osła­bić, ale i w końcu znisz­czyć wpływy Unii czy Unię? To byłby kosz­mar.

JB: Fun­da­men­talne zmiany w Unii, a do takich z pew­no­ścią należy powią­za­nie wypłat z budżetu UE z pra­wo­rząd­no­ścią, Niemcy i Fran­cja zawsze naj­pierw uzgad­niały mię­dzy sobą, a dopiero potem przed­sta­wiały wspólne, kom­pro­mi­sowe roz­wią­za­nie w Bruk­seli. Rząd fede­ralny podob­nie postą­piły w tym przy­padku z Pol­ską?

AFL: Ta uwaga odnosi się do codzien­nych rela­cji mię­dzy Niem­cami i Fran­cją, a nie do nad­zwy­czaj­nej roli, jaką musi na sie­bie wziąć kraj prze­wo­dzący Unii. Zakłada się, że będzie on uczci­wym pośred­ni­kiem, który kon­sul­tuje wszyst­kie kraje człon­kow­skie. Oczy­wi­ście Mer­kel dogłęb­nie roz­ma­wiała o tym z pre­mie­rem Mora­wiec­kim¹¹. Nie wiem jed­nak, czy pol­scy przy­wódcy zda­wali sobie sprawę ze wszyst­kich kon­se­kwen­cji tych nowych usta­leń. Wydaje się, że ocze­ki­wali, iż wpro­wa­dze­nie ich w życie może być bar­dzo długo powstrzy­my­wane.

JB: Kanc­lerz, która była znana z ocią­ga­nia się z decy­zją czy wręcz zamia­ta­nia spraw pod dywan, tym razem zadzia­łała bły­ska­wicz­nie. Doszła do wnio­sku, że kwe­stia łama­nia zasad prawa jest tak poważna, iż należy dzia­łać szybko?

AFL: Wiele kra­jów człon­kow­skich Unii zaczęło tra­cić cier­pli­wość. Widziały, że Pol­ska nie ma zamiaru ogra­ni­czyć ata­ków na pra­wo­rząd­ność. Jed­nak kanc­lerz pozo­stała ostrożna. We wrze­śniu 2021 roku, w trak­cie poże­gnal­nej wizyty w War­sza­wie, oświad­czyła publicz­nie, że mię­dzy sojusz­ni­kami spór o rządy prawa powi­nien zostać roz­wią­zany nie w sądach, ale poprzez dia­log. To była typowa Mer­kel. Wie­rzyła w moc dyplo­ma­cji, nie przy­mus. Z Pol­ską, z Węgrami, nawet z Rosją.

JB: Mer­kel chciała naprawdę zaan­ga­żo­wać się w prze­ła­ma­nie tego sporu?

AFL: Z pew­no­ścią miała na myśli roz­wią­za­nie polu­bowne. Jed­nak ni­gdy nie spre­cy­zo­wała publicz­nie, na czym mia­łoby to pole­gać, a jej oferta nie została pod­chwy­cona przez pol­ską stronę.

JB: Prze­wod­ni­cząca Komi­sji Euro­pej­skiej Ursula von der Leyen¹², przez wiele lat mini­ster u Angeli Mer­kel, miała w tym pla­nie ode­grać zna­czącą rolę?

AFL: Klu­czową! Von der Leyen przy­le­ciała do War­szawy późną wio­sną 2022 roku z pro­po­zy­cją poro­zu­mie­nia. To nie było dla niej łatwe, musiała prze­ła­mać opór wielu spo­śród naj­waż­niej­szych komi­sa­rzy. Ale nawet ta oferta została odrzu­cona przez PiS. Jaro­sław Kaczyń­ski stał się zakład­ni­kiem Zbi­gniewa Zio­bry¹³. Dyna­mika poli­tyki wewnętrz­nej i utrzy­ma­nie się u wła­dzy Zjed­no­czo­nej Pra­wicy oka­zało się dla niego naj­waż­niej­sze. Mora­wiecki nie tylko nie poro­zu­miał się z von der Leyen, ale zarzu­cił Unii, że chce szan­ta­żo­wać Pol­skę. To zamknęło wszel­kie moż­li­wo­ści kom­pro­mi­so­wego poro­zu­mie­nia. Von der Leyen wyzna­czyła wtedy pię­ciu komi­sa­rzy, w któ­rych ręce oddała nego­cja­cje z Pol­ską. Ta zmiana podej­ścia do War­szawy zbie­gła się z powo­ła­niem już w grud­niu 2021 roku w Ber­li­nie nowego, koali­cyj­nego rządu. W szcze­gól­no­ści wcho­dzący w jego skład Zie­loni, ale także libe­ra­ło­wie pod­cho­dzili bar­dziej pryn­cy­pial­nie do kwe­stii rzą­dów prawa niż poprzed­nie ekipy Mer­kel. Do nowej umowy koali­cyj­nej wpi­sano silne zobo­wią­za­nie do obrony stan­dar­dów rzą­dów prawa. Uznano, że wzrost zna­cze­nia skraj­nej pra­wicy we Wło­szech czy Fran­cji stwa­rza ryzyko, iż kolejne kraje mogą pójść w ślady Węgier czy Pol­ski. To było uwa­żane za poważne zagro­że­nie dla Unii. U progu wybo­rów par­la­men­tar­nych w Pol­sce w 2023 roku sprawa pozo­staje nie­roz­wią­zana.

JB: Pryn­cy­pialne podej­ście Unii jest konieczne dla ura­to­wa­nia pol­skiej demo­kra­cji?

AFL: Tak uwa­żam. Jest fun­da­men­talne dla pol­skiej demo­kra­cji i dla utrzy­ma­nia inte­gral­no­ści Unii Euro­pej­skiej.

JB: Skoro Pol­ska potrze­buje nad­zoru Bruk­seli, aby pozo­stać demo­kra­cją, może nie doro­sła do suwe­ren­no­ści?

AFL: Nie należy ani do mnie, ani do Nie­miec, aby to oce­niać. Tylko insty­tu­cje unijne mają legi­ty­ma­cję i obo­wią­zek przy­znany im przez kraje człon­kow­skie, aby wyda­wać wyroki odno­szące się do rzą­dów prawa w innych pań­stwach UE.

JB: Kon­rad Szy­mań­ski¹⁴, wie­lo­letni mini­ster ds. euro­pej­skich, zwykł pod­kre­ślać, że tak Niemcy, jak i Pol­ska są przy­wią­zane do dużej skali Unii Euro­pej­skiej. Ina­czej mówiąc, łatwo nie pogo­dzą się z mar­gi­na­li­za­cją kra­jów Europy Środ­ko­wej w Unii, czy tym bar­dziej z ich wyrzu­ce­niem z niej. Bo tak dla War­szawy, jak i Ber­lina posze­rze­nie Wspól­noty w 2004 i 2007 roku było po pro­stu zbyt dużym i zapewne nie­moż­li­wym do powtó­rze­nia suk­ce­sem. Jak daleko w tej logice mogą pójść Niemcy? Czy Pol­ska może zro­bić co chce z demo­kra­cją, bo jej miej­sce w zjed­no­czo­nej Euro­pie jest przez Repu­blikę Fede­ralną Nie­miec zapew­nione?

AFL: Niemcy wie­lo­krot­nie otwar­cie powta­rzały, że odej­ście któ­re­go­kol­wiek spo­śród kra­jów człon­kow­skich Unii byłoby tra­ge­dią. Ciężko wal­czy­li­śmy na rzecz posze­rze­nia Wspól­noty, w szcze­gól­no­ści o Pol­skę. A Bre­xit¹⁵ był dla nas kata­strofą, ponie­waż dzięki Wiel­kiej Bry­ta­nii Unia była sil­niej­sza. Wyj­ście z Unii Euro­pej­skiej może nastą­pić tylko dobro­wol­nie, wyrzu­ce­nie pań­stwa człon­kow­skiego przez inne kraje nie jest prze­wi­dziane w unij­nych trak­ta­tach. Z powodu przy­tła­cza­ją­cego popar­cia w pol­skim spo­łe­czeń­stwie dla Unii nie oba­wiam się dobro­wol­nego Pole­xitu¹⁶, przy­naj­mniej nie w prze­wi­dy­wal­nej przy­szło­ści. Ale też żaden kraj „nie może robić, co chce z demo­kra­cją”, ponie­waż ist­nieją gra­nice okre­ślone w trak­tach euro­pej­skich, pod któ­rymi wszy­scy się pod­pi­sa­li­śmy. To obej­muje usta­no­wie­nie mecha­ni­zmów egze­kwo­wa­nia prawa unij­nego. Chcemy, aby Pol­ska w Unii pozo­stała, ale chcemy też chro­nić prawo euro­pej­skie, ponie­waż jest to pod­stawa dzia­ła­nia UE. Jeśli więc Komi­sja Euro­pej­ska¹⁷ doj­dzie do wnio­sku, że kraj człon­kow­ski gwałci trak­taty euro­pej­skie, spo­dzie­wał­bym się, że Niemcy wspar­łyby jej sta­no­wi­sko.

JB: Latem 2022 roku w prze­mó­wie­niu pro­gra­mo­wym w Pra­dze kanc­lerz Olaf Scholz¹⁸ zapro­po­no­wał, aby znieść wymóg jed­no­myśl­no­ści przy podej­mo­wa­niu przez Radę UE decy­zji w tak klu­czo­wych obsza­rach, jak poli­tyka zagra­niczna czy sprawy finan­sowe. Tym­cza­sem od 2010 do 2016 roku, a więc w okre­sie poprze­dza­ją­cym refe­ren­dum roz­wo­dowe, Wielka Bry­ta­nia oka­zała się tym kra­jem Unii Euro­pej­skiej, który w obsza­rach, gdzie już nie ma weta, był naj­czę­ściej prze­gło­so­wy­wany w Radzie UE. To w znacz­nym stop­niu spo­wo­do­wało, że Bry­tyj­czycy poszli za hasłem „odzy­ska­nia kon­troli” (_take back con­trol_) nad swoim losem. Od kiedy Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa nie ma już we Wspól­no­cie, to jed­nak Pol­ska i Węgry są naj­czę­ściej prze­gło­so­wy­wane w Radzie UE. Postu­lat Scholza może więc pogłę­bić w War­sza­wie wra­że­nie, że nasz kraj jest mar­gi­na­li­zo­wany, może nawet wypy­chany z Unii.

AFL: Doświad­cze­nia z prze­szło­ści poka­zują, że w obsza­rach, gdzie obo­wią­zuje zasada gło­so­wa­nia kwa­li­fi­ko­waną więk­szo­ścią (55 proc. liczby kra­jów UE zamiesz­ka­łych przez przy­naj­mniej 65 proc. całej lud­no­ści Wspól­noty), bar­dzo rzadko się do niej sięga wła­śnie po to, aby żaden kraj nie czuł się prze­gło­so­wany. Zwy­kle roko­wa­nia trwają tak długo, aż dopro­wa­dzą do kom­pro­misu, który jest moż­liwy do zaak­cep­to­wa­nia przez wszyst­kich. Jed­nak już sama moż­li­wość gło­so­wa­nia wedle sys­temu kwa­li­fi­ko­wa­nej więk­szo­ści skła­nia uczest­ni­ków nego­cja­cji do dodat­ko­wego wysiłku dla osią­gnię­cia poro­zu­mie­nia. Zasada jed­no­myśl­no­ści powo­duje nato­miast, że Unia poten­cjal­nie może stać się przed­mio­tem poli­tycz­nego szan­tażu. Poważ­nie ogra­ni­cza to moż­li­wość jej dzia­ła­nia. W miarę, jak UE się posze­rza, jest z tym zresztą coraz gorzej. Jeśli więc Unia chce przy­jąć wszyst­kie pań­stwa Zachod­nich Bał­ka­nów, a także Ukra­inę i Moł­da­wię, abso­lut­nie nie­zbędna jest reforma sys­temu podej­mo­wa­nia decy­zji. Zjed­no­czona Europa musi mieć narzę­dzia obrony swo­ich inte­re­sów. Zga­dzam się, że znie­sie­nie prawa weta we wraż­li­wych obsza­rach, jak poli­tyka zagra­niczna, to wielki krok. Ale jak ina­czej zacho­wamy zdol­ność do dzia­ła­nia jesz­cze więk­szej Unii?

JB: Jeśli to tak trudny do zro­bie­nia krok, to czy nie jedy­nym spo­so­bem na prze­bu­dowę zjed­no­czo­nej Europy jest otwar­cie przez Niemcy port­fela? A więc zgoda na Unię trans­fe­rową: z poważ­nym, a nie jak dziś szcząt­ko­wym (około 1 proc. PKB UE) budże­tem, poprzez który kraje bogat­sze na wielką skalę dotują te bied­niej­sze. Kiedy kanc­lerz Mer­kel w 2020 roku po raz pierw­szy zgo­dziła się na uwspól­no­to­wie­nie długu i utwo­rze­nie Fun­du­szu Odbu­dowy, mogła też posta­wić innym kra­jom warunki wypłaty pie­nię­dzy, tzw. kamie­nie milowe. Oka­zało się to w szcze­gól­no­ści potęż­nym instru­men­tem wymu­sze­nia na Pol­sce sto­so­wa­nia zasad rzą­dów prawa. To jest metoda, którą można by zasto­so­wać w przy­szło­ści w wielu innych obsza­rach.

AFL: Spró­buję to wytłu­ma­czyć. UE już jest unią trans­fe­rową. Jej zde­kla­ro­wa­nym celem jest prze­ła­ma­nie róż­nic w pozio­mie roz­woju. Są więc płat­nicy netto i bene­fi­cjenci netto. To, czego więk­szość Niem­ców się oba­wia, to uwspól­no­to­wie­nie długu, ponie­waż mogłoby to pod­wa­żyć dys­cy­plinę fiskalną. Scholz, jesz­cze jako mini­ster finan­sów, lan­so­wał ideę paneu­ro­pej­skiego Fun­du­szu Odbu­dowy po pan­de­mii finan­so­wa­nego wła­śnie ze wspól­nego długu. Kanc­lerz Mer­kel, która była zde­cy­do­wa­nie prze­ciwna takiemu roz­wią­za­niu w trak­cie kry­zysu zadłu­że­nio­wego strefy euro, w tym wyjąt­ko­wym przy­padku to poparła.

JB: Zwo­len­nicy fede­ral­nej Europy powi­tali zmianę podej­ścia Mer­kel do finan­so­wa­nia Unii z wiel­kim entu­zja­zmem. Uznali, że utwo­rze­nie wspo­mnia­nego Fun­du­szu Odbu­dowy to tzw. moment hamil­to­now­ski, odnie­sie­nie do XVIII wieku, gdy za sprawą sekre­ta­rza skarbu Ale­xan­dra Hamil­tona Stany Zjed­no­czone zyskały budżet z praw­dzi­wego zda­rze­nia¹⁹. A więc fun­da­ment nowo­cze­snego pań­stwa. Ale nie wszy­scy widzą to w rów­nie różo­wych bar­wach. Andre Sapir²⁰, wybitny bel­gij­ski eko­no­mi­sta, który w 2003 roku na prośbę ówcze­snego prze­wod­ni­czą­cego Komi­sji Euro­pej­skiej Romano Pro­diego²¹ przy­go­to­wał raport o oży­wie­niu unij­nej gospo­darki, twier­dzi na przy­kład, że moty­wa­cja Nie­miec była inna. Pan­de­mia miała uświa­do­mić Repu­blice Fede­ral­nej, że współ­praca gospo­dar­cza z Chi­nami nie jest pewna. Podob­nie jak z Ame­ryką, która za Donalda Trumpa wypo­wie­działa UE wojnę han­dlową. Stąd tak ważny stał się dla nie­miec­kiego biz­nesu rynek połu­dnia Europy. A więc i koniecz­ność rato­wa­nia go.

AFL: Kry­zys glo­ba­li­za­cji, który teraz prze­ży­wamy, wywo­łał dys­ku­sje o skró­ce­niu łań­cu­chów dostaw i „auto­no­mii stra­te­gicz­nej” Europy. Jeste­śmy jed­nak dopiero na początku tej debaty. Nie­pew­no­ści geo­po­li­tyczne dopro­wa­dziły nas do prze­ko­na­nia, że musimy chro­nić naszą euro­pej­ską gospo­darkę, sta­ran­nie ważyć ryzyko i uni­kać wcho­dze­nia w nad­mierną zależ­ność. To jest leit­mo­tiv nowej stra­te­gii naro­do­wego bez­pie­czeń­stwa Nie­miec.

JB: Na połu­dniu Europy do dziś wielu źle wspo­mina kry­zys zadłu­że­nia strefy euro. Uważa się tam, że Niemcy dyk­to­wały słab­szym kra­jom nie­ludz­kie reformy, które dopro­wa­dziły do pau­pe­ry­za­cji znacz­nej czę­ści spo­łe­czeń­stwa. Stąd wzięły się wspo­mniane już obrazki typu kanc­lerz Mer­kel w mun­du­rze SS umiesz­czone choćby na okład­kach nie­któ­rych grec­kich perio­dy­ków. Czy jed­nak osta­teczny bilans tego kry­zysu nie wska­zuje na coś cał­kiem odwrot­nego: zała­ma­nie wpły­wów Nie­miec w Unii? Kres kry­zysowi poło­żył prze­cież latem 2012 roku ówcze­sny pre­zes Euro­pej­skiego Banku Cen­tral­nego (EBC)²² Mario Dra­ghi²³ swoim słyn­nym oświad­cze­niem „zro­bimy, co będzie trzeba” (_wha­te­ver it takes_) dla rato­wa­nia wspól­nej waluty. To zapo­cząt­ko­wało zupeł­nie inną, niż zakła­dano w Ber­li­nie, poli­tykę EBC: masowy skup instru­men­tów dłuż­nych słab­szych państw Euro­landu, finan­so­wa­nie ich długu. I wspie­ra­nie przez niskie stopy pro­cen­towe wzro­stu gospo­dar­czego, spy­cha­jąc na dal­szy plan walkę z infla­cją. Niemcy nie stra­ciły w ten spo­sób kon­troli nad jedną z naj­waż­niej­szych insty­tu­cji Unii?

AFL: Począt­kowo zmiana kursu EBC pod rzą­dami Dra­ghiego była przyj­mo­wana w Niem­czech z mie­sza­nymi uczu­ciami. Roz­go­rzała dys­ku­sja, czy jest to zgodne z naj­waż­niej­szą misją EBC: utrzy­ma­nia sta­bil­no­ści mone­tar­nej. To był prze­cież cel, który Niemcy for­so­wały z wielką deter­mi­na­cją w trak­cie nego­cja­cji nad Trak­ta­tem w Maastricht²⁴ (1992). Żywe były więc obawy, że rezy­gna­cja z tej zasady może dopro­wa­dzić do więk­szej infla­cji. Dla­tego ta sprawa sta­nęła bły­ska­wicz­nie na agen­dzie Nie­miec­kiego Try­bu­nału Kon­sty­tu­cyj­nego²⁵. Mam jed­nak wra­że­nie, że więk­szość nie­miec­kiego spo­łe­czeń­stwa szybko doszła do wnio­sku, iż Dra­ghi w końcu zna­lazł sku­teczny spo­sób na prze­ła­ma­nie kosz­maru kry­zysu euro. Przy­jęto to z wielką ulgą. Poli­tyka Dra­ghiego zna­lazła więc osta­tecz­nie popar­cie Nie­miec.

JB: Być może także dla­tego, że rów­no­cze­śnie tzw. trójka²⁶ narzu­cała bar­dzo rygo­ry­styczne warunki rato­wa­nia przed ban­kruc­twem Gre­cji. Na podobne zasady musiała się też zgo­dzić Hisz­pa­nia i Por­tu­ga­lia. To wszystko pozo­sta­wiało wra­że­nie, że Niemcy, które w 2003 roku razem z Fran­cją zła­mały pakt o sta­bil­no­ści i wzro­stu²⁷, mają w Unii spe­cjalne prawa.

AFL: Zła­ma­nie paktu o sta­bil­no­ści i wzro­ście było nie­od­po­wie­dzialne. Jed­nak póź­niej Niemcy ode­grały klu­czową rolę w zna­le­zie­niu roz­wią­za­nia kry­zysu strefy euro. Mie­li­śmy zde­cy­do­wa­nie naj­sil­niej­szą gospo­darkę w unii walu­to­wej. Nawet, jeśli nie­któ­rzy nie zga­dzali się z naszym naci­skiem na rzecz dys­cy­pliny fiskal­nej i reformy Euro­landu²⁸, to jed­nak wszy­scy ocze­ki­wali, że się zaan­ga­żu­jemy w rato­wa­nie unii walu­to­wej. Od początku strefa euro była jed­nak pro­jek­tem nie­do­koń­czo­nym. Mie­li­śmy unię mone­tarną bez unii gospo­dar­czej. Nie ma cze­goś podob­nego na świe­cie. Eks­perci mone­tarni od początku ostrze­gali poli­ty­ków, że taka kon­struk­cja nie jest odporna na wstrząsy. Przy całej kry­tyce skie­ro­wa­nej prze­ciw Niem­com nie zapo­mi­najmy jed­nak, że zro­biono poważne postępy, z czego wiele z ini­cja­tywy Nie­miec. Usta­no­wiono Unię Ban­kową²⁹, mecha­nizm rato­wa­nia przed ban­kruc­twem³⁰, Euro­pej­ski Mecha­nizm Sta­bil­no­ści (ESM)³¹, Euro­pej­ski Semestr³². Ale mimo tego wszyst­kiego strefa euro pozo­staje kon­struk­cją nie­sta­bilną, któ­rej budowa nie została dopro­wa­dzona do końca.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: