Nie chcę Cię stracić - ebook
Nie chcę Cię stracić - ebook
Nash, gwiazda drużyny piłkarskiej, ma przed sobą świetlaną przyszłość. Jeden błąd kosztuje go karierę sportową i niszczy marzenia. Teraz jest wściekły na cały świat i nie ma zamiaru niczym się przejmować.
Tallulah, ambitna dziewczyna z nadwagą. Niewidzialna dla rówieśników, w bibliotece ukrywa się przed krzywdzącymi żartami. Kiedy zostaje zraniona przez jedyną osobę ze szkoły, na której jej zależy, postanawia się odegrać. Po spektakularnej metamorfozie wraca do szkoły, by pokazać, jaka jest silna.
Czy tych dwoje jest w stanie przezwyciężyć gniew i dać innym drugą szansę?
„To nie jest płytka historia miłosna! To powieść o akceptacji, walce, przyjaźni, przebaczeniu i potędze miłości” – Book fiend 14, amazon.com.
„Abbi, twoje książki wciąż sprawiają, że moje serce mocniej bije. Emocje, które towarzyszą mi w trakcie czytania, są nie do opisania. Kocham każdą postać. I dziękuję, że pokazujesz silne kobiety” – Kimberly Oleary, amazon.com.
„Kolejna świetna odsłona serii „The Field Party”. Nie mogę się doczekać następnej” – Stephanie, amazon.com.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-526-2 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Wszystko zaczęło się w pierwszej klasie podstawówki. Miał oczy błękitne jak niebo, dołeczki w policzkach i najładniejszy odcień skóry, jaki kiedykolwiek widziałam. Nash Lee jako jedyny ze wszystkich dzieci uśmiechnął się do mnie pierwszego dnia szkoły. Reszta na mój widok od razu zaczęła się ze mnie naśmiewać. Czułam ucisk w żołądku i marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu. Żałowałam, że założyłam kupione mi niedawno przez mamę nowe spodenki. Czułam w nich ocierające się o siebie uda, a nogawki zwijały się i podciągały, odsłaniając wysoko moje blade, pulchne nogi.
A mimo to Nash Lee ani razu nie nazwał mnie grubaską czy okularnicą. W pewnym momencie dziewczynki zaczęły się ze mnie śmiać, bo potknęłam się, idąc do biurka nauczycielki naostrzyć ołówki, ale on kazał im przestać. Kiedy wychowawczyni przekręcała moje imię dzień w dzień przez okrągły miesiąc, śmiały się wszystkie dzieci oprócz Nasha. Zaczął ją nawet poprawiać, choć ja dałam sobie spokój już po trzech dniach. Szybko się przekonałam, że gruba i nieśmiała dziewczynka nie może liczyć na sympatię nie tylko uczniów, ale i nauczycielek. Nieustannie komentowały zawartość mojej śniadaniówki, a jedna z nich poleciła mi zakładać spodenki w większym rozmiarze.
Nic dziwnego, że uznałam Nasha Lee za kogoś wyjątkowego, wręcz bohatera. Był dla mnie miły, a na dodatek niezwykle lubiany w szkole i bardzo przystojny. W liceum uznawano go za gwiazdę futbolu. Interesowali się nim łowcy talentów z różnych uczelni, a przynajmniej chodziły takie pogłoski. Byłam przekonana, że nie ma i nigdy nie będzie na świecie większego ideału niż on.
Aż do ostatniego dnia szkoły w trzeciej klasie liceum. Wtedy wszystko się zmieniło.
To był cudowny dzień, którego wyczekiwałam z utęsknieniem przez cały rok szkolny. Podobnie jak reszta uczniów, choć z zupełnie innych powodów. Nie przeszkadzały mi sprawdziany czy zadania domowe. Wręcz przeciwnie, bardzo lubiłam się uczyć. I uwielbiałam czytać. Poświęciłam wiele godzin na przejrzenie stron internetowych ponad pięćdziesięciu uczelni, które brałam pod uwagę przy wyborze studiów.
Moim największym problemem było to, jak traktowano mnie w szkole. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nie licząc sytuacji, gdy można się było ze mnie pośmiać.
Kiedy nadchodził czas przesłuchań do szkolnych przedstawień, pilnie uczyłam się roli na pamięć. Potem całymi godzinami ćwiczyłam ją przed lustrem i nagrywałam się, żeby sprawdzić, nad czym powinnam jeszcze popracować. Ale nieważne, jak dobrze mi szło, ani razu mnie nie zaangażowali. Najwyraźniej się do tego nie nadawałam. Nikt nie chciał dać mi szansy wystąpienia na scenie.
Byłam gruba i się z tym pogodziłam. Zamiast pomyśleć o diecie, wracałam ze szkoły i pochłaniałam paczkę ciastek na poprawę humoru. W domu nareszcie nikt się ze mnie nie śmiał, a jedzenie było moim jedynym pocieszeniem. Uszczęśliwiało mnie, podobnie jak czytanie. Dosłownie pożerałam jedną książkę za drugą. Przeczytałam ich tyle, że sama zaczęłam pisać recenzje w sieci. Założyłam blog, na którym opisywałam swoje wrażenia z lektur, które wpadły mi w ręce, od fantasy po horrory. Gatunek nie miał znaczenia, lubiłam czytać wszystko.
Tamtego ostatniego dnia szkoły oczami wyobraźni widziałam się już w domu, z książką w ręku, usadowioną wygodnie na huśtawce na ganku. Samą, z dala od okrucieństwa, jakiego na co dzień doznawałam. Porządkowałam przed wyjściem swoje rzeczy, ciesząc się, że przede mną ostatnia klasa, a wtedy już na pewno dostanę górną szafkę, o którą bezskutecznie prosiłam od dwóch lat. Z plecakiem wypchanym tym, co nagromadziłam w swojej szafce w ciągu minionych dziewięciu miesięcy, ruszyłam do wyjścia. Uszczęśliwiona, że nie muszę tu wracać wcześniej niż dopiero za dwanaście tygodni.
Zanim dotarłam do drzwi, do szkoły weszli Nash Lee i jego kuzyn Ryker. Śmiali się i dyskutowali o czymś z ożywieniem. Widać było po nich, że są zadowoleni z życia. Często zastanawiałam się, jakie to uczucie mieć wszystko. Być lubianym, akceptowanym, popularnym.
– Wychodzisz już, Tallulah? – spytał Nash, nie przestając się uśmiechać.
W szkole nikt nigdy do mnie nie zagadywał ani nie nazywał mnie po imieniu. Nikt, z wyjątkiem Nasha. W zeszłym roku moja najlepsza koleżanka, Annamae, przeprowadziła się do Georgii, a ja zostałam sama jak palec. Nie byłam towarzyska i nie potrafiłam nawiązywać nowych przyjaźni.
– Tak – odparłam, czując, że zaczynają palić mnie policzki, jak zawsze gdy rozmawiał ze mną Nash.
– Miłych wakacji. Przed nami nareszcie ostatnia klasa! – Ostatnie zdanie wypowiedział wyjątkowo ożywionym tonem. Nic dziwnego, na pewno zainteresowała się nim już jakaś dobra uczelnia i spełnią się wszystkie jego marzenia.
– Nawzajem.
Dokładnie w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. Zupełnie jakby Nash Lee mógł mieć w wakacje jakiekolwiek problemy i trzeba mu było życzyć powodzenia. Byłam pewna, że każde lato w jego życiu było, jest i będzie fantastyczne. Spędzi je na imprezach, w gronie przyjaciół. Może iść na plażę i nie musi się wstydzić założyć kąpielówek. Ja nie pokazałam się w stroju plażowym, odkąd miałam siedem lat i ktoś na basenie miejskim nazwał mnie tłustą świnią.
Nie przystanęłam wówczas, żeby porozmawiać dłużej z Nashem. Uznałam, że zagadnął mnie tylko z grzeczności, więc pozdrowiłam go i poszłam w swoją stronę. Oddaliłam się od chłopaków już spory kawałek, gdy dobiegł mnie trochę za głośny szept Rykera:
– O kurde, mam nadzieję, że ona nie ma zamiaru pokazywać się latem w stroju kąpielowym. Lepiej, żeby ludzie tego nie widzieli.
Po tych słowach Ryker roześmiał się na cały głos, jakby powiedział coś niesłychanie zabawnego.
Byłam pewna, że Nash go za to ochrzani. Powie mu, że to nie było miłe. Czekałam w napięciu, aż mój idol jak zwykle udowodni, że jest wyjątkowy.
Ale zamiast tego… usłyszałam najgorszą rzecz na świecie. Coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
Nash również się zaśmiał. Poszli w głąb szkoły, a gdy się oddalali, stopniowo cichł też ich śmiech. Mnie jednak nadal dźwięczał w uszach, przypominając mi, że oprócz mamy nie mam na świecie nikogo, kto by mnie kochał i komu byłabym potrzebna. Nawet ojciec nie wytrzymał i mnie zostawił.
Pobiegłam wtedy do swojej białej hondy civic i, chociaż przez cały dzień tęskniłam za domem i poczuciem bezpieczeństwa, pojechałam gdzie indziej. Zamiast wrócić do siebie, podjechałam w pobliże ścieżki spacerowej w parku miejskim, wysiadłam z auta i maszerowałam nią tak długo, aż nie byłam w stanie zrobić kolejnego kroku. Moja koszulka przemokła od potu, stopy bolały tak bardzo, że nie wiedziałam, czy dam radę dowlec się z powrotem do samochodu, a po policzkach strumieniami ciekły mi łzy. Mimo to następnego dnia wróciłam tu i zrobiłam to samo.
A potem kolejnego i jeszcze kolejnego…ROZDZIAŁ 1
Wątpię, żebyś zwracał uwagę na grubaski
Tallulah
– To jakaś nowa? – rozległ się czyjś szept. Kolejny raz, odkąd przestąpiłam próg liceum Lawton High. Słyszałam to pytanie co najmniej trzy razy, mijając grupki uczniów. Tych samych, z którymi chodziłam do podstawówki i których znałam od przedszkola. Podejrzewałam, że część z nich nawet nie wie, jak mam na imię, bo nigdy ze mną nie rozmawiali. Zupełnie jakby w ogóle mnie nie zauważali.
Odkąd pamiętałam, zawsze miałam im to za złe. Ale tego lata uświadomiłam sobie parę ważnych spraw. Między innymi, że to ja sama zawsze starałam się być niewidzialna. Byłam nieśmiała i nie chciałam zwracać na siebie uwagi. Bo gdy już ktoś się mną zainteresował, zwykle tylko po to, żeby sprawić mi przykrość. Dlatego nieustannie kryłam się po kątach. Nic dziwnego, że żaden z uczniów nie znał mojego imienia, skoro nie zrobiłam nic godnego uwagi i niczym się nie wyróżniałam. Nie było ani jednej rzeczy, którą mogłabym po latach wspominać z przyjemnością i dumą.
Dlatego postanowiłam, że ten rok szkolny będzie wyglądał inaczej. Nie miałam zamiaru dłużej się ukrywać. Nigdy więcej nie stanę się obiektem głupich żartów. Ostatnia klasa liceum będzie zupełnie inna. Zapamiętam ją na zawsze i będę z zadowoleniem wspominać. Może nawet… gdzieś się zapiszę. Na przykład do grupy przygotowującej księgę absolwentów albo do kółka tanecznego. Potrafiłam nieźle tańczyć – to moja mała słodka tajemnica. Kiedy jeszcze ważyłam za dużo jak na szkolne standardy, nigdy nie odważyłam się zatańczyć na oczach wszystkich, ale dużo ćwiczyłam w domowym zaciszu.
– Ej, ty, nowa! – rozległ się męski okrzyk. Nie byłam nową uczennicą, więc udałam, że nie słyszę, ale zerknęłam ukradkiem w bok, żeby przekonać się, kto to.
Asa Griffith.
Zawahałam się, czy jednak nie przystanąć i z nim nie porozmawiać. Asa od zawsze kumplował się z Rykerem i Nashem Lee. Ryker nic mnie nie obchodził, ale Nash… Powiedzmy, że to z jego powodu moja urażona duma i gniew motywowały mnie do odchudzania przez całe lato. Gdy na zewnątrz panował taki skwar, że wydawało się, że zaraz się rozpłynę, nie rezygnowałam z codziennego marszu. Kiedy aż mnie skręcało, żeby spałaszować świeżo upieczone ciastka, zamiast nich sięgałam po jabłko. Chciałam się w ten sposób zemścić na Nashu. Owszem, to nie był dla mnie powód do dumy, ale nic nie mogłam na to poradzić. Nienawidziłam Nasha Lee i to uczucie dodawało mi energii do działania.
Nie namyślając się dłużej, zatrzymałam się i odwróciłam do Asy Griffitha. Był przystojny, bardzo lubiany w szkole i zapowiadał się na prawdziwą gwiazdę futbolu, odkąd przejął pozycję biegacza w drużynie Lwów po Weście Ashbym, który w zeszłym roku skończył liceum. Asa posłał mi zalotny uśmiech, jakiego nie widziałam – jak dotąd – u żadnego chłopaka. Faceci pokroju Asy nie uśmiechali się do takich dziewczyn jak ja. Przynajmniej kiedyś. Dopiero teraz, gdy zeszczuplałam, dotarło do mnie, jacy oni wszyscy są powierzchowni. Mój plan, żeby się na nich zemścić, mógł wydawać się perfidny, ale z drugiej strony należało im się za to, jak traktowali dziewczyny przy kości. Przecież w środku pozostałam taką samą osobą, jak kiedyś. Choć może nie do końca.
Miałam w sobie teraz więcej złości.
Nie wiedziałam, jak flirtować z chłopakami, bo do tej pory kryłam się po kątach szkoły. Dlatego przyglądałam się Asie bez słowa, czekając na to, co ma mi do powiedzenia.
– Asa – przedstawił się i skinął głową, kiedy stanął naprzeciwko mnie. – Przeniosłaś się do naszego miasta?
– Nie. – Byłam przygotowana na to pytanie i przyjęłam je ze skrywaną satysfakcją. Nie mogłam się doczekać min szkolnych koleżanek i kolegów, gdy się zorientują, że znamy się od lat.
Asa nie przestawał się uśmiechać, ale widać było, że jest zdezorientowany.
– Miałaś edukację domową?
– Nie, Asa. W zeszłym roku chodziliśmy razem na zajęcia z literatury. A rok wcześniej z ekonomii. W piątej klasie podstawówki podstawiłeś mi nogę na korytarzu i wszystkie moje książki rozsypały się po podłodze. To było niechcący, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo pomogłeś mi je pozbierać.
Ta sytuacja była o wiele zabawniejsza, niż się spodziewałam. Asa gapił się na mnie kompletnie zbaraniały. Ciekawe, czy w ogóle pamięta moje imię? Na tę myśl znów się we mnie zagotowało i zemsta wydała mi się w pełni usprawiedliwiona.
– Asa! – zawołał znajomy głos, po czym umilkł.
Odwróciłam głowę w tamtą stronę i spojrzałam prosto w oczy podchodzącemu do nas chłopakowi. To nie był obiekt mojej nienawiści. Ten z kolei ani razu nie zwrócił na mnie uwagi. Nie był chłopakiem, którego uważałam za mądrzejszego od wszystkich. To nie Nash. Ale Ryker Lee śmiał się wtedy przed wakacjami wraz z nim i złośliwie komentował mój wygląd. To jego słowa sprawiły, że postanowiłam zmienić swoje życie.
– Cześć – odezwał się Ryker Lee, przeciągając śpiewnie głoski.
Kiedy podszedł bliżej, dostrzegłam w jego oczach zaskoczenie przeradzające się wolno w błysk rozpoznania. A więc już wiedział, kim jestem.
– O, kurde – wymamrotał.
Czekałam cierpliwie, podczas gdy on chłonął wzrokiem moją metamorfozę. Wreszcie gwizdnął cicho z wyraźnym podziwem, co mnie wyjątkowo zniesmaczyło.
– Co jest? – zdziwił się Asa. Najwyraźniej nadal nie domyślał się prawdy.
– Tallulah, no nie? – odezwał się Ryker, odrywając w końcu wzrok od mojej figury i spoglądając mi w oczy.
– Tak.
– Ale numer – stwierdził krótko.
– Tallulah – powtórzył z namysłem Asa, jakby moje imię brzmiało znajomo, ale nie potrafił przypomnieć sobie, do kogo należy.
– Wakacje ci się udały – odezwał się po dłuższym milczeniu Ryker i na jego twarz powoli wypłynął szeroki uśmiech.
Omal mi się nie wyrwało, że jednak założyłam tego lata strój kąpielowy, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Lepiej, żeby Ryker nie wiedział, że ich podsłuchałam. A poza tym nie uśmiechało mi się wysłuchiwać teraz jego przeprosin.
– Mam nadzieję, że tobie też – odparłam, posyłając mu wymuszony uśmiech. – Miłego dnia – dodałam i ruszyłam korytarzem przed siebie.
Na razie wystarczy. Miałam za sobą pierwszą rozmowę z chłopakami z paczki Nasha. Co nie znaczy, że sprawiło mi to przyjemność. Zwłaszcza że Ryker nigdy wcześniej się do mnie nie odezwał. Dlaczego więc miałabym teraz wdawać się z nim w pogawędki? Niestety, to było konieczne, bo na tym polegał mój plan. Chciałam wkręcić się do towarzystwa Nasha, a potem w ogóle nie zwracać na niego uwagi. Zawstydzić go na oczach kolegów. Pokazać mu, jakie to uczucie być traktowanym w ten sposób. A gdy już poczuję satysfakcję, porzucę ich bez cienia żalu. Pójdę własną drogą i będę szczęśliwa. Ale to stanie się później, jeszcze nie teraz.
– Poczekaj! – zawołał za mną Asa.
Zatrzymałam się i obejrzałam za siebie.
– Tak?
– Jesteś w ostatniej klasie, no nie?
Z trudem powstrzymałam się, żeby nie przewrócić oczami, i tylko przytaknęłam.
– Jakie masz pierwsze zajęcia?
Serio? To naprawdę takie łatwe? Asa w ogóle mnie nie znał. Nie miał pojęcia, że jestem inteligentna, mam poczucie humoru i ambicję, żeby coś w życiu osiągnąć. Wystarczyło mu to, jak wyglądam w mini, i nic więcej się nie liczyło. Z miejsca wpadłam mu w oko.
– Trygonometrię.
Asa uniósł znacząco brwi.
– Piękna i mądra. Też tam idę. Chodźmy razem.
Uczęszczaliśmy na te same zajęcia dla zaawansowanych od pierwszej klasy liceum. On sobie tego nie przypominał, ale ja dobrze pamiętałam.
– Dobra – zgodziłam się i w tym momencie zauważyłam przyglądającego mi się z daleka Rykera. Posłałam mu uśmiech i lekko pomachałam samymi palcami, zalotnym – w moim przekonaniu – gestem, po czym poszłam na zajęcia w towarzystwie Asy.
– Trudno uwierzyć, że chodzimy razem do szkoły od podstawówki, a ja w ogóle sobie ciebie nie przypominam. Choć twoje imię brzmi znajomo.
Miałam go za inteligentnego chłopaka. Czy on nie widzi, że robi z siebie idiotę, skoro przyznaje, że mnie nie pamięta?
– Wątpię, żebyś zwracał uwagę na grubaski – stwierdziłam, nie starając się specjalnie ukryć niesmaku w głosie. Moja cierpliwość też miała swoje granice.
– Grubaski? – powtórzył. – Przecież ty nie jesteś gruba.
Odwróciłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Nie, Asa, teraz nie. Już nie. Ale Tallulah, której nie pamiętasz, była gruba.
Po jego minie widać było, że powoli dociera do niego, kim jestem. Otworzył szerzej oczy i rozchylił lekko usta ze zdumienia. Pewnie przypomniał sobie grubaskę kryjącą się po kątach. Miałam teraz szczuplejszą twarz, ale moje rysy się nie zmieniły. Gdyby dawniej choć raz na mnie spojrzał, od razu by mnie rozpoznał.
– Pożyczyłaś mi notatki w zeszłym roku, kiedy przez tydzień chorowałem na grypę – wyszeptał, zupełnie jakby nie mógł wyjść z podziwu i bał się odezwać normalnym tonem.
– Tak.
Asa przyglądał mi się bez słowa. Ciekawe, ile wspomnień ze mną związanych był w stanie przywołać. Pozwoliłam mu gapić się do woli. Niech sobie przypomni dziewczynę z przeszłości, bo tamta ja była lepsza i milsza. W odróżnieniu od tej, którą stała się teraz.
Nowa Tallulah przeprowadzi swój plan, a potem pójdzie własną drogą.ROZDZIAŁ 2
Wszyscy cieszymy się, że z nami jesteś
Nash
Spóźniłem się do szkoły, ale wcale nie śpieszyło mi się wchodzić do środka. Przyglądałem się budynkowi i wszystko, co w tej chwili czułem, to rozczarowanie, ból oraz poczucie straty. To miał być mój najważniejszy rok w liceum. Miałem bardzo ambitne plany. Ostatnia klasa, a potem pójdę na studia i zostanę kimś. Futbol był całym moim życiem, wiązałem z nim swoją przyszłość. Jedynym marzeniem, o które gotów byłem walczyć, odkąd nauczyłem się chodzić z piłką w ręku na tyle dobrze, żeby się nie przewracać.
A teraz to marzenie prysło jak bańka mydlana. Koniec. Tak po prostu. W ogóle nie chciałem wracać do szkoły, ale tata mnie zmusił. Stwierdził, że życie czasem daje solidnego kopa w tyłek i od tego, jak sobie z tym poradzę, zależy, jakim stanę się człowiekiem. Jeśli chodziło o mnie, wiedziałem jedno – moje życie już się skończyło. Nie chciałem z niczym sobie „radzić”, a jedynie stąd uciec. Jak najdalej od swojego dawnego życia. Wszystkie moje marzenia legły w gruzach.
Zadzwonił już drugi dzwonek na lekcje, ale nie ruszyłem się z miejsca i nadal stałem wpatrzony w szkołę. Koledzy bardzo mnie wspierali, ale nie mogłem znieść litości w ich oczach. Doprowadzała mnie do wściekłości.
Z ociąganiem ruszyłem w stronę wejścia, utykając na jedną nogę. Defekt ten miał mi towarzyszyć już do końca życia, by ani na chwilę nie dać mi zapomnieć, co straciłem. I czego już nigdy nie osiągnę.
Poczułem, jak znów ogarnia mnie czarna rozpacz. Zaledwie dwa miesiące temu nie mogłem się doczekać, co przyniesie przyszłość. Moje życie wyglądało dokładnie tak, jak zaplanowałem. Miałem w perspektywie ostatnią klasę liceum, a potem stypendium na dobrym uniwersytecie. Ryker i ja wybieraliśmy się na studia razem. Nasza dwójka tworzyła na boisku zgrany tandem. Planowaliśmy wspólnie grać w meczach, które nasze rodziny i przyjaciele oglądaliby w sobotnie wieczory w telewizji. Uczelnia miała być naszym królestwem.
Ryker nadal zachował swoją szansę, ale moja przepadła. Na dodatek nie miałem bladego pojęcia, co teraz zrobić ze swoim życiem. Po co w ogóle iść na studia? Przecież nigdy nawet nie przeszło mi przez głowę, że będę zajmował się czymkolwiek poza grą w futbol.
– Wchodzisz do środka czy będziesz dalej tu stał i się dąsał?
Odwróciłem głowę i zobaczyłem tuż obok trenera Di. Stał z rękami w kieszeniach, wpatrując się w szkołę tak samo jak ja. Był tu nowy. Zatrudnili go pod koniec zeszłego roku, więc nie zdążyłem lepiej go poznać. Wiedziałem tylko, że ma dwadzieścia siedem lat, grał w drużynie uniwersytetu w Tennessee i skończył studia pedagogiczne. W naszej drużynie pełnił funkcję koordynatora obrony.
– Nie pana sprawa. – Zabrzmiało to dużo ostrzej, niż wypadało. Niepotrzebnie, bo ten człowiek przecież nie zrobił mi nic złego. Przypominał mi jednak o tym, co na zawsze utraciłem.
– Technicznie rzecz biorąc, chyba jednak moja. Jestem nauczycielem. Także twoim, jeśli chodzi o ścisłość. Muszę pilnować uczniów. Taka fucha. Przynajmniej oficjalnie.
Widać było, że stara się rozluźnić atmosferę. Ostatnio wiele osób w ten sposób zachowywało się w mojej obecności, a ja tego nie znosiłem. Wszystko mnie drażniło.
– I tak już się spóźniłem.
Trener pokiwał głową.
– Mhm, nie da się ukryć. Ja zresztą też. Rano padł mi akumulator w aucie. Ale nic dziwnego, skoro jeżdżę takim gruchotem.
Nie byliśmy przyjaciółmi i nie rozegraliśmy razem ani jednego meczu. Kiedy w szkole rozpoczęły się treningi, moja noga była już do niczego. Nie chciałem się z nim zaprzyjaźnić ani nie potrzebowałem nikogo, żeby pogadać – a byłem prawie pewny, że zaraz padnie taka propozycja. Dosłownie wisiała w powietrzu, bezbłędnie ją wyczuwałem. I strasznie mnie to wkurzało. Trener lada chwila powie, że chętnie mnie wysłucha. Że wszystko rozumie i tym podobne bzdety.
Nie odezwałem się ani słowem. Kiedy usłyszałem, jak westchnął, zazgrzytałem zębami, dobrze wiedząc, jakie będą jego następne słowa. Zaoferuje się, że możemy porozmawiać czy coś w ten deseń. Gadka szmatka, którą może sobie wsadzić gdzieś.
– Mam tu robotę, więc idę do środka. Będziesz musiał boczyć się na szkołę beze mnie. Powodzenia – rzucił i ruszył w stronę wejścia. Ot tak mnie wyminął i sobie poszedł. Zero psychologicznej gadki. Po prostu nic.
– Tylko tyle? – wyrwało mi się, zanim zdążyłem się zastanowić.
Trener przystanął i obejrzał się na mnie.
– Słucham? – spytał zdezorientowany.
Machnąłem ręką w stronę szkoły z wściekłością, której sam się po sobie nie spodziewałem.
– Kiepski z pana nauczyciel. Stoję tu sam jak palec, a pan tylko tyle ma mi do powiedzenia?
Trener wzruszył ramionami.
– No raczej. Chcesz tkwić we własnym piekiełku, proszę bardzo. Nic, co powiem, nie zwróci ci dawnego życia, Nash. Po co strzępić język?
Po tych słowach odszedł, a ja patrzyłem za nim, dopóki nie zniknął za drzwiami. W pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że ten facet to zwykły dupek. Ale po raz pierwszy, odkąd… W końcu ktoś rozmawiał ze mną normalnie, nie jak z inwalidą wymagającym specjalnej troski.
Kiedy trener zniknął za drzwiami, ruszyłem w jego ślady. Nie było sensu urządzać demonstracji. Dostałbym od ojca za swoje, gdyby zadzwonili do niego i donieśli, że nie pokazałem się w szkole. Przeżywał moją kontuzję równie mocno jak ja. Nic dziwnego, mieliśmy przecież wspólne marzenia. Ale za nic nie pozwoliłby mi opuszczać lekcji.
Drzwi wejściowe okazały się cięższe, niż zapamiętałem. Ale gdy wychodziłem stąd przed wakacjami, byłem innym, zadowolonym z życia człowiekiem. Dawniej lubiłem szkołę, lecz dziś miałem wrażenie, że ze mnie szydzi. Zawieszony na ścianie herb Lwów wraz z banerem z zeszłorocznych mistrzostw bił mnie po oczach jak neon. Grałem w tamtej drużynie i przyczyniłem się do jej zwycięstwa.
Poczułem, jakby wokół mojej klatki piersiowej zacisnęła się żelazna obręcz. Widoczny z daleka lew wyraźnie sobie ze mnie kpił. Dawniej widok herbu drużyny dosłownie wprawiał mnie w ekstazę.
Bo kiedyś sam byłem Lwem.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej