- W empik go
Nie chodź po lesie nocą - ebook
Nie chodź po lesie nocą - ebook
Czy istnieje jakieś usprawiedliwienie dla zbrodni?
Rodzina Orłowskich spędza urlop w leśnym domku pod Olkuszem. Podczas festynu w Żuradzie zostaje zabity Jacek Wąsowski – zamożny biznesmen, a zarazem mąż kuzynki Renaty Orłowskiej. Podczas śledztwa, które prowadzą Mark Biegler i komisarz Bieda, wychodzą na jaw rodzinne tajemnice skrzętnie skrywane przez Wąsowskich.
Kto chciał śmierci Wąsowskiego? Czy prawdę mówi popularna maksyma, że prawdziwa miłość nie zagląda do metryki? A może jednak powinna zaglądać?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65897-35-0 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mark Biegler – austriacki dziennikarz o polskich korzeniach
Marta Kruczkowska-Biegler – żona Marka
Ryszard Bieda – komisarz policji
Robert Orłowski – neurochirurg, ojciec biologiczny Marty
Renata Orłowska – bizneswoman, żona Roberta
Iza Orłowska – córka Roberta i Renaty
Wisława Sawicka – matka Renaty
Mariola Wąsowska – kuzynka Renaty
Jacek Wąsowski – biznesmen, mąż Marioli
Justyna Wąsowska – córka Wąsowskich
Szymek – syn Wąsowskich
Jaś – synek Wąsowskich
Edward Pietrzyk – wspólnik Wąsowskiego
Alina Pietrzyk – żona Edwarda
Łukasz Pietrzyk – informatyk, syn Pietrzyków
Andżelika Socha – księgowa firmy JacEd
Sasza Iwanow – Ukrainiec, pracownik firmy JacEd
Tania Iwanow – żona Saszy
Stefan Wardęga – człowiek z Warszawy
Aldona Krupa – bizneswoman z Warszawy
Wasyl Sokołow – Ukrainiec, turystaProlog
Wieczór był wyjątkowo ciepły. Kalendarzowa wiosna chyliła się ku końcowi i szybkim krokiem nadchodziło lato, mimo to przez cały maj i początek czerwca było chłodno i deszczowo. Dopiero przed kilkoma dniami pogoda się poprawiła.
Tego wieczoru kolację w domu Orłowskich zjedzono na tarasie. Przy stole siedziało tylko pięć osób. Oprócz Renaty, Roberta i ich córki Izy byli obecni jedynie Bieglerowie. Syn Orłowskich, Krzysiek, nadal przebywał z rodziną w Bostonie, a Barbara Orłowska-Johannson i Jon polecieli do Ystad do Petera, syna Jona.
– Malutka, co robimy w najbliższy weekend? Zbliża się Boże Ciało i znowu szykuje się nam kilka dni do świętowania. Tylu świąt co Polacy nie ma żaden inny naród – mruknął Robert. – Każdy pretekst jest dobry, by nie iść do pracy. Albo Pierwszy Maja, albo Święto Narodowe Trzeciego Maja, albo Boże Ciało, albo…
– Nie marudź. Narzekasz i narzekasz jak stary tetryk – przerwała mu żona. – Tobie to dobrze, bo jesteś sam sobie szefem i kiedy tylko chcesz, możesz mieć urlop na żądanie, ale gdybyś był pracownikiem najemnym, inaczej byś śpiewał – burknęła. – Możesz sobie robić, co ci się podoba, ale ja jadę do Żurady.
– Przecież byliśmy tam tydzień temu – przypomniał żonie Robert. – I dlaczego jesteś taka naburmuszona?
– Dobrze wiesz, że po śmierci taty nie chcę, żeby mama była sama w domu.
– Po pierwsze, nie jest sama, bo na piętrze mieszka jej syn, a po drugie, kilkakrotnie proponowaliśmy jej, żeby przyjechała do nas.
– Po pierwsze, jej syn, jak zauważyłeś, mieszka na piętrze, a ona na parterze, więc jest sama. A po drugie, woli przebywać w swoim domu, a nie w domu zięcia.
– Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego jesteś dziś taka kłótliwa? Co cię ugryzło, do cholery?!
– Tatku, nie wyrażaj się przy dzieciach – burknęła Iza, nie podnosząc oczu znad książki.
– Dlaczego dziecko nie może zapamiętać, że przy stole się nie czyta? – mówiąc to, Robert groźnie zmarszczył brwi. – Proszę natychmiast odłożyć tę książkę.
– Ratuję się książką, żeby nie umrzeć z nudów – mruknęła, z ociąganiem zamykając najnowszy kryminał Camilli Läckberg.
– Hmm, Izabelo, czy to czasami nam nie uwłacza? – wtrącił Mark Biegler. – Robert, maniery twojej młodszej córki pozostawiają wiele do życzenia. Jak to dobrze, że nie miałeś wpływu na wychowywanie starszej – powiedział, całując Martę w policzek.
– Zażalenia proszę składać pod właściwy adres. Od wychowywania jest matka, nie ojciec – odparł Robert, dokładając sobie na talerz dodatkową porcję sałatki meksykańskiej. – Iza, jedz, bo ostatnio jesteś chuda jak czarna nitka na spacerze. Malutka, źle się spisałaś, wychowując swoją córkę.
– Właśnie! Zamiast liczyć sprzedane podkoszulki, powinnaś, mamcik, przywiązywać większą wagę do tego, jak mnie wychowujesz. Tatku, wcale nie jestem chuda, tylko rosnę i ciągnie mnie w górę. – Iza nałożyła na talerz odrobinę sałatki z tuńczyka. – Nie mam ochoty na kuchnię meksykańską. Tato, tobie też radzę nie przesadzać z fasolą. Możesz mieć problemy w nocy. To znaczy mama może mieć problemy z powodu twojego przewodu pokarmowego. Problemy zapachowe.
– Iza, ty bezczelna smarkulo, proszę o więcej szacunku dla ojca. – Robert wzruszył ramionami. I dodał: – I większe zaufanie do jego przewodu pokarmowego.
– Rzeczywiście, ktoś tak doskonały jak profesor zwyczajny doktor habilitowany nauk medycznych Robert Orłowski nigdy nie pierdzi – powiedziała najmłodsza latorośl Orłowskich.
Robert zmarszczył brwi. Jego mina wskazywała, że córka przeholowała. Rzucił jej gniewne spojrzenie.
– Iza, chyba już skończyłaś kolację. Proszę wstać od stołu! – powiedział ostro.
– Tatku, przepraszam.
– Słyszałaś, co powiedziałem? Idź do swojego pokoju. Natychmiast!
– Tatku… – Widząc minę ojca, nie dokończyła, tylko wstała od stołu i odeszła z ociąganiem. Doszła do drzwi i się odwróciła. – Przepraszam… Ciebie, tatku, i wszystkich przy stole przepraszam za swoje zachowanie – powiedziała potulnie.
Kiedy zostali w czwórkę, Robert powrócił do tematu weekendu.
– W takim razie jedziemy do Żurady. – Zwrócił się w stronę Bieglerów. – A wy z nami. W domku Świętej Zośki jest dużo miejsca. Mark, zagramy w marynarza o to, kto będzie spał w głównej sypialni, a kto w gościnnej.
– Nam wystarczy sypialnia gościnna, nie musimy grać w marynarza – odparł Biegler i spojrzał na żonę. – Mein Schatz, co z twoją pracą? Kiedy możemy jechać?
– W poniedziałek i we wtorek do południa mam lekcje. Możemy wyjechać we wtorek po południu.
– Okej.Rozdział 1
Domek letniskowy Orłowskich w Żuradzie Leśnej znajdował się prawie trzy kilometry od innych zabudowań, w samym lesie. Robert i jego teściowa dostali go w testamencie od nieżyjącej Zofii Florek, pacjentki Orłowskiego, a klientki i koleżanki Wisławy Sawickiej. Kiedy przyjechali tam po raz pierwszy, była to rudera, ale Robert zrobił z niej prawdziwe cacuszko. Teraz dom prezentował się znakomicie. W środku lasu, w odosobnieniu, ale ze wszystkimi cywilizacyjnymi wygodami, stał się doskonałym miejscem na wypoczynek. Cisza i spokój. Z dala od miejskiego hałasu, smogu i zaduchu. Zamiast tego ćwierkanie ptaków, cykanie świerszczy i miłe dla ucha bzyczenie leśnych owadów. I monotonny szum strumyka przepływającego tuż obok domu. Same kojące odgłosy natury, tak odmienne od miejskiego harmideru. Tutaj, wśród sosen i świerków, człowiek wspaniale odpoczywał, regenerując zmęczony organizm.
Dwoma samochodami zajechali leśnym traktem pod posesję Orłowskich. Robert otworzył pilotem bramę, by mogli wjechać na teren parceli.
Mężczyźni wnieśli bagaże do pokojów i od razu się ulotnili, zostawiając kobietom rozpakowywanie walizek.
– To ja teraz szybko odświeżę pokoje. Odkurzę dywany i zmyję podłogi – zaproponowała Iza.
Od tamtej feralnej kolacji stała się idealną szesnastolatką. Grzeczną, układną i zawsze chętną do pomocy. Starała się bardzo, by udobruchać ojca, który nadal zachowywał się w stosunku do niej dość chłodno. Tak to już było z Robertem Orłowskim. Potrafił być wyrozumiały i często pozwalał na spoufalanie się, ale nie można było przekroczyć pewnej granicy. Tę ustalał sam i czasami trudno było innym wyczuć, gdzie się ona znajduje.
– Nie trzeba sprzątać, wystarczy przewietrzyć pokoje. Ukrainka Marioli już posprzątała dom – powiedziała Orłowska.
– Ukrainka Marioli? – zdziwiła się Marta.
– Tania, kobieta z Ukrainy, która pracuje w salonie fryzjerskim mojej kuzynki Marioli. Przed naszym przyjazdem zadzwoniłam do Marioli, by poleciła mi kogoś do odświeżenia domu. Kobieta, która wcześniej tu sprzątała, wyjechała do Włoch za pracą.
– Nie boisz się dawać kluczy nieznanej osobie?
– Mariola ręczy za nią. Podobno to bardzo uczciwa i pracowita osoba. I bardzo dokładnie sprząta. Przyjechała tu z mężem. U siebie w kraju była pracownikiem uniwersyteckim, wykładała matematykę, a teraz sprząta. Jej mąż pracuje u Jacka, męża mojej kuzynki.
– Co robi ten Jacek? – zapytała Marta. – Wcześniej nic mi nie wspominałaś ani o Marioli, ani o Jacku.
– Nie wspominałam o Marioli, bo nie utrzymywałam z nią bliższych kontaktów. Chociaż jest moją niedaleką kuzynką, bo nasi ojcowie byli braćmi, słabo się znałyśmy. Mariola jest ode mnie młodsza o osiem lat. Kiedy ja mieszkałam w Żuradzie, ona była jeszcze dzieckiem. Teraz różnica wieku się zatarła, ale gdy się ma dziewiętnaście lat, jedenastolatka jest dla ciebie smarkulą. Zbliżyłyśmy się do siebie dopiero po śmierci mojego taty. Chociaż nie przyjechała na jego pogrzeb, bo akurat nie było jej wtedy w Polsce, później bardzo wspierała psychicznie moją mamę. Odwiedzała ją, przynosiła ciasta, zawoziła ją na cmentarz, gdy mój brat był zajęty. Pomagała im również w czasie choroby taty. Jest bardzo uczynna. Przez ten czas, gdy mieszkałam u mamy zaraz po pogrzebie, często do niej przychodziła. Można powiedzieć, że się nawet zaprzyjaźniłyśmy.
– Jest fryzjerką?
– Z zawodu tak, ale z wykształcenia historykiem. Jakiś czas uczyła w szkole, później ją zredukowano. Zawsze miała smykałkę do układania włosów. Od początku chciała być fryzjerką, ale rodzice uważali, że to zajęcie niezbyt stosowne dla ich córki. Skończyła studia tylko ze względu na nich. Dla własnego kaprysu ukończyła szkolenie fryzjerskie i nawet zdobyła papiery mistrzowskie. Kiedy wyszła za mąż, pracowała w szkole, ale nie zrezygnowała z drugiego zawodu i robiła fryzury wszystkim swoim koleżankom. Nawet gdy urodziły się dzieci, czesała klientki. Przestała, bo mąż jej zabronił. – Na wspomnienie męża kuzynki mina Renaty sposępniała. – Zrobił się z niego wielki pan biznesmen. Cóż, żona prezesa Wąsowskiego nie powinna czesać cudzych głów. Dwa lata temu zostawił ją dla kochanki. Wtedy otworzyła salon w Olkuszu.
– Rozwiodła się z mężem?
– Nie. Wybaczyła mu i pozwoliła wrócić. Za względu na dzieci. Ma ich trójkę. Oprócz dorosłej Justyny jest jeszcze dwunastoletni Szymek i pięcioletni Jaś. Ale nie wiem, czy dobrze zrobiła, przyjmując z powrotem Jacka do domu – mruknęła Orłowska.
– Czasami warto wybaczyć – odparła Marta, która kiedyś również zdradziła męża. – Ty wybaczyłaś i chyba tego nie żałujesz. Każdy powinien dostać drugą szansę – dodała cicho.
Orłowska wzruszyła ramionami.
– Czasami tak. Ale nie w ich przypadku. Jacek należy do mężczyzn, którzy się nie zmieniają… – Przerwała, ponieważ w tym momencie nadszedł Robert.
Spojrzał na wciąż zapakowane torby.
– Malutka, zamiast gadać, trzeba wziąć się do rozpakowywania bagaży.
– No to proszę wziąć się do rozpakowywania. Też masz rączki – mruknęła gniewnie. – Jak zwykle zamieniasz się w szefa. Wydawać polecenia możesz swoim pracownikom i córce, a nie mnie – burknęła.
Robert, niezadowolony, najpierw zmarszczył brwi, ale szybko zmienił taktykę. Podszedł do żony i ją objął.
– Malutka, nawet na moment nie zapominam, że również mam nad sobą szefa. Swoją żonę. Co do bagaży, to ty najlepiej umiesz to zrobić. Wiesz, gdzie co powiesić i położyć. – Pocałował ją w policzek. – Przecież musimy przywitać się z twoją mamą.
Renata westchnęła i otworzyła neseser.
Rozpakowywanie zajęło kobietom prawie pół godziny, a zanim odświeżyły się i opanowały mały rozgardiasz, minęło następne pół. Marta i Mark postanowili również pojechać do Wisławy Sawickiej. Mieli do pokonania prawie trzy kilometry, jak na spacer dość daleko, dlatego musieli skorzystać z samochodu.
– Tatku, czy mogę nocować u babci? – zapytała Iza. – Chciałabym spotkać się z Justyną.
– Zapytaj mamę – mruknął, wciąż oschły w stosunku do córki. – Co to za Justyna?
– Córka cioci Marioli – odpowiedziała.
– Nie rozumiem, o czym ona może rozmawiać z taką smarkulą. Przecież ta dziewczyna ma dwadzieścia dwa lata. – Wzruszył ramionami.
– Tatku, nie wszyscy uważają mnie za smarkulę. Są tacy, którzy twierdzą, że jestem nad wiek dojrzała.
– Ty dojrzała? Nie rozśmieszaj mnie. – Prychnął z lekceważeniem.
– W każdym razie tak uważa Justyna. I Łukasz.
– Jaki Łukasz? – zainteresował się nagle Robert. – Kto to taki? Ile ma lat? Co robi?
– Tatku, nie martw się. On nie zagraża mojej cnocie. – Widząc minę ojca, szybko dodała: – Tatusiu, to chłopak Justyny. Jest stary jak węgiel kamienny, ma dwadzieścia dziewięć lat.
– Aha. – Orłowski odetchnął. – Ale chyba z nim jest coś nie tak, jeśli ma dwadzieścia dziewięć lat i uważa cię za dojrzałą?
– Tatku, pozę bezczelnej smarkuli przybieram tylko od czasu do czasu. Na co dzień jestem mądrą, oczytaną, dobrze wychowaną panienką, taką jak jej tatuś.
Robert spojrzał na Izę trochę niepewny, jak ma potraktować słowa córki.
– Jedźmy wreszcie – mruknął.
– Czy mogę więc zostać u babci na noc? – zapytała.
– Możesz – odparł. – Tylko się pospiesz, nie guzdraj przy pakowaniu jak twoja matka.
– Jestem już gotowa. Spakowałam koszulę nocną. Tatku, ja się nie maluję jak mama, nie muszę mieć przy sobie tak jak ona całego wyposażenia salonu kosmetycznego. – Widząc, jak Renata marszczy brwi, szybko dodała: – Jestem jeszcze za młoda na malowanie się i strojenie, prawda, mamusiu?
Kilka minut później zajechali pod dom matki Renaty. Wisława Sawicka była jak zwykle na swoim posterunku – siedziała na krześle w kąciku za ladą. Oprócz niej stała tam również ekspedientka. To ona zajmowała się sprzedawaniem towaru, szefowa jedynie dozorowała jej czynności w myśl powiedzenia, że pańskie oko konia tuczy. Z drugiej strony przy ladzie stała młoda kobieta i i prowadziła konwersację z grupką przybyłych. Renata najpierw wycałowała matkę, a później podeszła do klientki i ją również pocałowała w policzek.
– Cześć, Mariola. Nie wiedziałam, że cię tu zastanę.
– Przyszłam do cioci zrobić zakupy – odpowiedziała.
Mariola Wąsowska była typem kobiety, u której trudno jest określić wiek. Chociaż miała czterdzieści pięć lat, wyglądała na dużo młodszą. Szczupła, dość wysoka, z ładną twarzą i długimi, starannie wymodelowanymi blond włosami sprawiała wrażenie młodej dziewczyny. Mimo smukłej sylwetki wszystkie atrybuty jej kobiecości były przyjemnie zaokrąglone – spore piersi, ładnie zarysowane biodra i wąska talia, co podkreślało jej ubranie: obcisłe niebieskie dżinsy z modnymi dziurami i dopasowany T-shirt w kolorze indygo.
– Mariolko, poznaj Martę i jej męża. Dużo ci o nich opowiadałam. Mojego męża już znasz.
– Hm, nie przypominam sobie, żebyśmy się kiedyś spotkali – zauważył Robert, całując kobietę w rękę. – Mam pamięć do pięknych kobiet, na pewno bym zapamiętał tak ładną kuzynkę mojej żony. – Uśmiechnął się szarmancko.
– Byliśmy na weselu Iwony. Nawet ze mną tańczyłeś. – Uśmiechnęła się kobieta.
– To niemożliwe. Wszystkie kuzynki mojej żony miały duże nosy, a ty nie masz – palnął. – Renata zawsze puchła z dumy, że jest jedyną z córek Sawickich, które nie odziedziczyły orlich nosów po swoich ojcach.
Renata poczerwieniała ze zmieszania.
– Ja też kiedyś miałam duży nos, ale go sobie zoperowałam – odparła kobieta bez grama zażenowania, uśmiechając się do Roberta.
Orłowski jakby nie wyczuł swojego nietaktu, tylko zaczął z zainteresowaniem oglądać jej nos.
– Znakomita robota. Ten chirurg ma doskonałą rękę. Nic nie widać – stwierdził. – Gdzie ci to robiono? Mógłbym dostać adres kliniki?
– Robiłam operację ponad dwadzieścia lat temu, w Warszawie. Wątpię, czy ta lekarka jeszcze żyje, już wtedy była niezbyt młoda.
– Malutka, może zaprosimy Mariolę do nas na grilla?
– Mariola ma męża – zauważyła z naciskiem Renata.
– Oczywiście męża również zapraszamy. I dzieci. Podobno Iza się zaprzyjaźniła z twoją córką?
– Mam lepszy pomysł. Wy przyjdźcie do nas. Oczywiście państwo Bieglerowie również. Najlepiej jutro, pojutrze jest Boże Ciało, dzień wolny od pracy. Potem my przyjdziemy z rewizytą. Ciocię również zapraszam.