- W empik go
Nie igra się z miłością - ebook
Nie igra się z miłością - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 194 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena I
Plac przed zamkiem .
CHÓR
Z lekka kołysząc się na swym dzielnym mule, mistrz
Blazjusz posuwa się wśród kwitnących bławatków, w nowym
ubraniu, z kałamarzem u boku. Jak niemowlę na poduszce,
tak on chyboce się nad swym pulchnym brzuszkiem i z przymkniętymi oczami mamroce w tłusty podbródek ojczenaszki.
Witaj, mistrzu Blazjuszu; przybywasz w czas winobrania, podobny starożytnej amforze.
BLAZJUSZ
Niech ci, którzy chcą posłyszeć ważną wiadomość, przyniosą mi wprzód szklankę chłodnego wina.
CHÓR
Oto największa czara; pij, mistrzu Blazjuszu; winko jest smaczne, potem opowiesz.
BLAZJUSZ
Wiedzcie tedy, dzieci, że młody Oktaw, syn
naszego pana, doszedł lat męskich i że go promowano w Paryżu na doktora filozofii. Dziś właśnie wraca z ustami pełnymi tak pięknych i kwiecistych wysłowień, że najczęściej nie
wie człek, co mu odpowiedzieć. Cała jego wdzięczna osoba
jest niby złota księga; dość mu ujrzeć źdźbło trawy, aby po-
wiedział, jak się ono zwie po łacinie; kiedy wiatr wieje albo
deszcz pada, on wam wyłoży jasno jak na dłoni, czemu.
Otworzycie oczy szeroko jak wrota, kiedy wam rozwinie pergaminy, które wykolorował wszelaką farbą własnymi rękoma.
Słowem, jest to od stóp do głów szacowny diament, i to właśnie przychodzę zwiastować panu baronowi. Pojmujecie, że
i na mnie spływa stąd pewien zaszczyt; na mnie, którym jest
jego światłodawcą od czwartego roku życia. Za czym, przyjaciele, dajcie krzesło, niech zlezę z tego muła nie nadwerężając karku; bydlątko jest narowiste, a chętnie wypiłbym
jeszcze łyczek przed przybyciem do domu,
CHÓR
Pij, mistrzu Blazjuszu, i odsapnij sobie. Patrzeliśmy na urodzenie małego Oktawa skoro sam przybywa, nie
trzeba nam gadać aż tyle. Obyśmy mogli odnaleźć nasze
dziecko w sercu mężczyzny!
BLAZJUSZ
Na honor, dzbanek już próżny; nie sądziłem,
abym wszystko wypił. Żegnajcie; przygotowałem sobie, człapiąc gościńcem, parę ulotnych zdań, które spodobają się
Jego Dostojności; jadę.
(Wychodzi).
CHÓR
Trzęsąc się srodze na zdyszanym ośle, panna Pluche wspina się na pagórek; zziębnięty giermek okłada kijem
biedne zwierzę, które potrząsa głową z ostem w zębach. Jej
długie, chude nogi podrygują z gniewu, kościste ręce przebierają różaniec. Bywaj nam, panno Pluch, przybywasz niby
febra, z wiatrem, od którego żółkną lasy.
PANNA PLUCHE
Szklankę wody, kanalio! szklankę
wody i trochę octu,
CHÓR
Skąd przybywasz, Pluch, moja lubko? Fałszywe
włosy okryte są kurzem, tupecik zniszczył się na nic, a bogobojna suknia podkasała się aż do czcigodnych podwiązek,
PANNA PLUCHE
Wiedzcie, chamy, że piękna Kamilla,
siostrzenica waszego pana, przybywa dzisiaj. Opuściła klasztor na wyraźny rozkaz Jego Dostojności, aby we właściwym czasie i miejscu, jak się godzi, objąć majątek po matce.
Wychowanie jej, Bogu dzięki, skończone, i ci, co ją ujrzą,
będą się napawali wonią wspaniałego kwiatu cnoty i nabożeństwa. Nie było jeszcze nic równie czystego, anielskiego, jagnięcego i gołębiego, jak ta droga mniszeczka; niech ją Pan
Bóg niebieski prowadzi, Amen. Odstąpcie, kanalie; zdaje mi
się, że mam nogi spuchnięte.
CHÓR
Ogarnij się, panno Pluch, kiedy zaś będziesz się
modliła do Boga, proś go o deszcz; zboże jest suche jak twoje
piszczele.
PANNA PLUCHE
Przyniosłeś wody w garnku, który czuć
kuchnią; podaj mi rękę, niech zejdę, jesteś cham i grubianin.
(Wychodzi).
CHÓR
Wdziejmy odświętne szaty i czekajmy, aż baron nas
zawoła, Albo się grubo mylę, albo tu pachnie tęgą hulanką,
(Wychodzą) .
Scena II
Salon w zamku barona.
Wchodzą baron, Bridaine i Blazjusz.
BARON
Księże Bridaine, jesteś moim przyjacielem, przedstawiam ci mistrza Blazjusza, nauczyciela mego syna. Wczoraj, o dwunastej w południe minut osiem, syn mój skończył
punktualnie dwadzieścia jeden lat; wypromowano go czterema białymi gałkami na doktora. Mistrzu Blazjuszu, przedstawiam ci księdza Bridaine, naszego proboszcza a mego
przyjaciela,
BLAZJUSZ
z ukłonem .
Czterema białymi gałkami, wielmożny panie; literatura, filozofia, prawo rzymskie, prawo kanoniczne.
BARON
Idź do swego pokoju, drogi mistrzu; Oktaw zjawi
się niebawem; ogarnij się nieco i wracaj, skoro zadzwonią.
(Blazjusz wychodzi).
BRIDAINE
Mam rzec, com zauważył, panie baronie? preceptor pańskiego syna cuchnie winem na dziesięć kroków.
BARON
Nie podobna!
BRIDAINE
Głowę daję; mówił do mnie z bliska; cuchnie
winem do obrzydliwości.
BARON
Dajmy pokój; powtarzam, że to niemożliwe,
(Wchodzi panna Pluch)
A, jesteś, dobra panno Pluch?
Gdzież moja siostrzenica?
PANNA PLUCHE
Tuj, tuj, panie baronie; wyprzedziłam
ją o kilka kroków.
BARON
Księże Bridaine, jesteś moim przyjacielem. Przedstawiam ci pannę Pluch, ochmistrzynię mojej siostrzenicy,
Wczoraj o siódmej wieczór skończyła osiemnaście lat; przybywa z najlepszego klasztoru w całej Francji. Panno Pluch,
przedstawiam pani księdza Bridaine, naszego proboszcza
a mego przyjaciela,
PANNA PLUCHE
z ukłonem.
Z najlepszego klasztoru
w całej Francji i mogę dodać: jako najlepsza chrześcijanka
w całym klasztorze,
BARON
Niechajże panna Pluche pójdzie się nieco przystroić, mam nadzieję, że Kamilla zjawi się lada chwila; bądź
pani gotowa na obiad.
(Panna Pluche wychodzi).
BRIDAINE
Ta dojrzała panienka wydaje się pełna namaszczenia,
BARON
Namaszczenia i skromności, księże Bridaine;
cnota jej wyższa jest nad wszelkie podejrzenie,
BRIDAINE
Ale preceptora czuć winem, szyję dam za to,
BARON
Księże Bridaine, bywają chwile, w których wątpię o twej przyjaźni. Czyś się uwziął, aby mi się sprzeciwiać?
Ani słowa już o tym. Postanowiłem ożenić mego syna z moją
siostrzenicą; wybornie dobrana para; wychowanie ich kosztuje mnie sześć tysięcy talarów.
BRIDAINE
Trzeba będzie uzyskać indulty.
BARON
Już mam; leżą na stole w moim gabinecie. O, mój
przyjacielu! powiem ci, że jestem szczęśliwy. Wiesz, żem
zawsze żywił wstręt do samotności. Urząd, który piastuję, oraz
powaga mej szaty każą mi spędzać w tym zamku trzy miesiące w zimie i trzy w lecie. Nie podobna zaprzątać się szczęściem ludzi w ogólności, szczęściem zaś swoich wasali w szczególności, nie dając od czasu do czasu lokajowi surowego
rozkazu, aby nie wpuszczał nikogo. Cóż to za ciężka i trudna
rzecz skupienie męża Stanu! Jak lubo będzie mi łagodzić obecnością dwojga mych dzieci ponury smutek, któremu jestem
wydany od czasu, jak król mianował mnie generalnym poborcą!
BRIDAINE
Czy ślub odbędzie się tu, czy w Paryżu?
BARON
Tum cię czekał, Bridaine; pewien byłem tego pytania.
A więc, przyjacielu, cóż byś powiedział, gdyby tym
oto rękom, tak, Bridaine, twoim własnym – nie patrzże na
mnie tak miłosiernie! –gdyby im było przeznaczone pobłogosławić ziszczenie mych najdroższych marzeń? Hę?
BRIDAINE
Milczę: wdzięczność zamyka mi usta.
BARON
Wyjrzyj oknem: nie widzisz, że ludzie cisną się
do kraty? Dzieciaki przybywają równocześnie; doskonale się
złożyło. Zarządziłem wszystko. Siostrzenicę wpuści się bramą
z lewej strony, syna z prawej. Jak ci się zdaje? Cieszę się
na to, jak się spotkają, co sobie powiedzą; sześć tysięcy tala-
rów to nie bagatela, nie można tego lekceważyć. Te dzieci
kochały się zresztą od kolebki. – Słuchaj no, Bridaine, przychodzi mi myśl.
BRIDAINE
Jaka?
BARON
Przy obiedzie, niby tak, od niechcenia – rozu-
miesz – między jednym a drugim toastem… umiesz połaci-
nie, Bridaine?
BRIDAINE
I ta aedepel, do kroćset, czy umiem!
BARON
Rad byłbym, abyś przeegzaminował nieco chłopca
– dyskretnie, rozumie się – przy kuzynce; to może wywrzeć
korzystne wrażenie; – rozgadaj go po łacinie – niekoniecz-
nie przy obiedzie, to by było nużące i, co do mnie, nie rozu-
miem łaciny ani w ząb: –ale przy deserze, hę?
BRIDAINE
Jeśli pan baron nie rozumie, zapewne siostrzenica jego znajduje się w tym samym położeniu.
BARON
Racja więcej; nie wyobrażasz sobie przecie, żeby
kobieta podziwiała coś, co rozumie? Gdzieś ty się chował,
księżulu? Logika godna politowania.
BRIDAINE
Niewiele znam kobiety; ale zdaje mi się, że
trudno podziwiać coś, czego się nie rozumie.
BARON
Ja je znam, Bridaine; znam te urocze i płoche
stworzenia. Wierz mi, lubią one, aby im sypać piasek w oczy;
im więcej się go sypie, tym łakomiej rozdziawiają oczęta.
(Wchodzą Oktaw z jednej strony, Kamilla z drugiej).
Dzień dobry, moje dzieci; dzień dobry, droga Kamillo, drogi Oktawie! uściskajcie mnie i uściskajcie się wzajem.
OKTAW
Dzień dobry, ojcze, siostrzyczko ukochana! Co
za radość! jakim ja szczęśliwy!
KAMILLA
Wuju, kuzynie, witam was.
OKTAW
Jakaś ty duża, Kamillo! a jaka piękna!
BARON
Kiedyś opuścił Paryż, Oktawie?
OKTAW
We środę, zdaje mi się, czy we wtorek. Co z ciebie za kobieta wyrosła! Byłżebym i ja mężczyzną? Zdaje mi
się, że to nie dawniej jak wczoraj, kiedy cię widziałem, ot,
tylą.