- W empik go
nie ma tytułu. - ebook
nie ma tytułu. - ebook
Marta, oczytana i rezolutna nastolatka, walczy o uhonorowanie Pisma Świętego medalem prezydenta USA. W tym samym czasie Narrator usiłuje znaleźć sposób, by skontaktować się z Autorem i zażegnać narastający między nimi konflikt. W końcu powieść sama się nie napisze, a brak porozumienia między dwoma najważniejszymi w prozie osobami może skończyć się fatalnie… Czy Marta zrealizuje plan, który wydaje się tyleż ambitny, co nierealny? I kto tu tak naprawdę rządzi: Autor, Narrator czy Bohater?
Nie ma tytułu. to ostatnia część trylogii Łamania czwartej ściany. Szalona, pełna absurdu, ale też kontrowersyjnych refleksji opowieść o fikcji, która staje się rzeczywistością i życiu łudząco podobnym do literatury.
– Czytanie to idealny sposób, żeby zapomnieć o bożym świecie – stwierdziła bibliotekarka, biorąc do ręki jedną z książek i oglądając okładkę. – Sama tak robiłam. – Marta się zdziwiła. – Tak. Siadałam, czytałam i zapominałam o wszystkim. Kiedy zanurzałam się w świat na papierze, nic nie miało znaczenia. Czysty eskapizm – mówiła, przewracając ostentacyjnie strony. – Złamane serce, kłótnia z rodzicami czy problemy w szkole. Zatapiałam się w lekturę i wszystko stawało się takie piękne i beztroskie. Było w tym również wiele mądrości, więc mogłam czuć się lepsza od innych. Ale potem – odłożyła książkę z powrotem na stolik – zrozumiałam, że nic nie wiem o życiu. Że zaszywając się w fikcyjnych opowieściach, tracę kontakt z rzeczywistością. Że nie wiem, co przeżywają moi przyjaciele i rówieśnicy. Że nie mam pojęcia, co się dzieje na świecie. Z tego – podniosła jedną z książek z wierszami dziewiętnastowiecznych angielskich poetów – nie dowiesz się, jak działa świat, kto jest prezydentem Iranu czy na kogo powinnaś zagłosować w następnych wyborach. W końcu to zrozumiałam.
Krzysztof Siwiec
Urodził się w 1985 roku. Mieszka i pracuje w Krakowie. Jest absolwentem historii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie oraz reżyserii Krakowskiej Szkoły Filmu i Komunikacji Audiowizualnej. Jak dotąd drukiem ukazały się jego dwie książki Tytuł powinien być metaforą oraz Reno, które są częścią „Trylogii łamania czwartej ściany”. Wielbiciel kina, miłośnik gier RPG.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-645-0 |
Rozmiar pliku: | 649 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Marta siedziała na dywanie w swoim domu, wpatrzona w ekran telewizora. Za oknem płatki śniegu spadały powoli i pokrywały duży ogród białym puchem. Jej długie blond włosy opadały na bluzkę. Wpatrywała się w urządzenie i co jakiś czas spoglądały przez okno, za którym widziała, jak jej ogród zmienia się w białe pole. Dom był przytulny i nagrzany, dlatego na padający śnieg patrzyła z ciepłym spokojem. Rodziców nie było już od jakiegoś czasu, ale przyzwyczaiła się do tego. Mimo młodego wieku nie bała się zostawać sama w domu. Tak samo rodzice nie bali się jej zostawiać samej. Wiedzieli, że jest bezpieczna. Napawało ją dumą, że w przeciwieństwie do swoich rówieśników może cieszyć się ich zaufaniem.
Usłyszała dźwięk przekręcanego klucza. Obróciła głowę w stronę drzwi wejściowych. Te po chwili otworzyły się i do pomieszczenia weszli rodzice. Ojciec, Andy, w krótkich włosach z widocznymi zakolami, był nie tylko wysoki, lecz także dobrze zbudowany i – co rzucało się w oczy – bardzo przystojny. Sprawiał wrażenie wyjątkowo przyjaznego i wiecznie uśmiechniętego faceta. Na studiach grał w drużynie koszykówki, ale postanowił nie kontynuować kariery sportowej, aby skupić się na nauce. Wszystkie kobiety za nim szalały, więc nic dziwnego, że zakochała się w nim z wzajemnością jedna z najładniejszych studentek filologii angielskiej. Mama Marty, Vanessa, była śliczną blondynką o bardzo miłej i wiecznie uśmiechniętej twarzy z delikatnie zadartym nosem. Wszyscy faceci się do niej zalecali, biegali po kampusie, aby zdobyć jej serce, ale udało się to tylko temu „wysokiemu, przystojnemu koszykarzowi” – jak plotkowano na uczelni. Zaraz po studiach rozpoczęli pracę naukową na akademii niedaleko Waszyngtonu. Po trzech latach kupili dom na przedmieściach stolicy. Dwa lata później na świat przyszło ich jedyne dziecko, siedząca teraz na dywanie w ich salonie, jasnowłosa, niebieskooka Marta.
Rodzice przywitali córkę szerokim uśmiechem. Ona spojrzała na nich i odpowiedziała tym samym. Tato trzymał w dłoni dużą plastikową siatkę, w której znajdowało się jakieś pudło. Razem podeszli do swojego dziecka. Marta wstała i mocno się wtuliła w mamę.
– Byłaś grzeczna? – zagadnęła.
Marta pokiwała głową z uśmiechem na twarzy.
– Pamiętasz, córciu, jak rozmawialiśmy o demokracji? – spytał Andy z czułością w głosie.
Dziewczyna przypomniała sobie, jak rodzice opisywali złożoność i kruchość systemu demokratycznego we współczesnym świecie. Pamiętała, że to najlepsze, co stworzyła cywilizacja, a demokracja amerykańska jest najpiękniejsza i najwspanialsza ze wszystkich.
– Tak – przytaknęła.
– A pamiętasz – dopytywał tato – co jest najważniejsze w demokracji?
Marta patrzyła na jego przyjazną, uśmiechniętą twarz. Nie czuła żadnego stresu ani presji, bo rozumiała, że nie jest to jakiś test.
– Głosowanie – odpowiedziała pewnie swoim dziecięcym głosikiem.
– Tak! Brawo! – pochwaliła ją mama.
– To my teraz zrobimy takie głosowanie – zakomunikował tata. – Chcesz?
Dziewczynka pokiwała głową z entuzjazmem.
– Dobrze – zaczął tato. – Kto jest za tym, aby Marta dostała Xboxa, niech podniesie rękę – wytłumaczył i cała trójka jednomyślnie uniosła dłonie. Ich córka była tak podekscytowana, że podskakiwała, aby pokazać, jak bardzo jest na tak.
– Kto jest przeciw? – spytał ojciec i wszyscy opuścili swoje ręce.
– Kto się wstrzymał? – zadał kolejne pytanie i żadna ręka się nie podniosła.
– Stwierdzam – spojrzał na całą swoją rodzinę – że pomysł został przyjęty jednomyślnie – potwierdził i wyjął z plastikowej torby zafoliowane, ściągnięte ze sklepowej półki pudełko z Xboxem, po czym podał je córce.
Marta chwyciła prezent w obie dłonie i aż usiadła z wrażenia. Patrzyła z lekkim niedowierzaniem, ale ogromną radością na zielone kartonowe pudełko z logiem i zdjęciem konsoli. Cała rodzina rozpakowała je i podłączyła do głównego telewizora w salonie. Po krótkiej konfiguracji świat cyfrowej rozrywki stanął przed nimi otworem. Marta usiadła wygodnie na miękkim dywanie i z padem w dłoniach zaczęła grę dołączoną do zestawu startowego urządzenia. Kiedy tylko rodzice zauważyli, jak szybko córka wciąga się w elektroniczną rozrywkę, spokojnie wstali i pozwolili jej się bawić. Weszli do pokoju obok i patrzyli przez lekko uchylone drzwi, jak Marta, pochłonięta cudownym cyfrowym światem, siedzi na dywanie. Byli szczęśliwi, że sprawili jej przyjemność. Jednak jeszcze bardziej cieszyło ich to, że ich córka mogła doświadczyć na własnej skórze, jak cudowna jest amerykańska demokracja.ROZDZIAŁ II
Marta siedziała na drewnianej ławce na korytarzu i czekała, aż zostanie wezwana do środka. Spojrzała na swój mały zegarek oplatający jej lewy nadgarstek. Powtarzała tę czynność wiele razy, ponieważ ciągle czuła ten sam strach, gdy spieszyła się na pierwszą lekcję w szkole. Jej włosy opadały na kremową bluzkę. Wiedziała dokładnie, co chce powiedzieć. Miała doświadczenie ze szkolnych debat, które nieraz wygrywała dzięki najlepszym argumentom. Spokojnie powtarzała sobie wszystko w głowie. Wszystkie za i przeciw. Pamiętała z książek o sztuce dialogu, o tym jak używać swoich argumentów i jak zbijać obiekcje przeciwnika. Przypomniała sobie jedną z debat, gdzie własnym wywodem tak rozbiła linię argumentacji przeciwnika, że ten prawie się popłakał. Była przygotowana – spędziła nad tym tyle czasu, że nie mogła ponieść porażki. Rodzice by jej tego nie wybaczyli. Ona by sobie tego nie wybaczyła. Wzięła głęboki wdech i spojrzała jeszcze raz na zegarek. Podniosła na chwilę głowę i zamknęła oczy. Chciała się uspokoić przed starciem. Wzięła kilka głębokich wdechów i wyobraziła sobie, że stoi pod dużym drzewem. Na chwilę oderwało ją to od złych myśli. Podejrzała tę technikę na YouTubie. Wreszcie usłyszała skrzypnięcie drzwi. Obróciła głowę w ich stronę i otworzyła oczy. Wyszła przez nie starsza kobieta ubrana w klasyczną, niebieską garsonkę.
– Pani Marta Smith? – spytała kobieta, patrząc na nastolatkę.
– Tak – odpowiedziała, jakby tylko czekała na to pytanie.
– Pan Forrester przyjmie teraz panią – zakomunikowała kobieta i zaprosiła ją do środka.
Marta wstała z ławki i przeszła przez drzwi. Weszła do niewielkiego pomieszczenia z jednym małym biurkiem i kolejnymi drzwiami po lewej stronie. Kobieta przeszła koło biurka, otworzyła drzwi i zaprosiła petentkę do środka. Ten pokój był zdecydowanie większy, z drewnianym parkietem i ścianami w kolorze zielonym. Wszędzie stały drewniane gabloty z różnymi nagrodami, dyplomami i podziękowaniami. Po prawej stronie znajdowały się okna, a przy ścianie na wprost drzwi duże biurko. Za nim siedział facet po pięćdziesiątce z wąsem i przeglądał jakieś dokumenty. Oderwał wzrok i spojrzał na dziewczę, które stało przed nim.
– Proszę – powiedział i wskazał na krzesło, które znajdowało się po drugiej stronie jego biurka. Marta podeszła i usiadła na nim. Mężczyzna przez chwilę przeszukiwał papiery, po czym wyjął jakąś kartkę i zaczął ją wnikliwie czytać. Co chwila odrywał wzrok i spoglądał na Martę. Rzucił kartkę na stół, a ta lekko upadła na stos innych.
– Zapoznaliśmy się z pani pismem – zaczął mówić pan Forrester, lekko poprawiając swoje wąsy. – Może nam pani przypomnieć, jakie jest uzasadnienie? – spytał i spojrzał na śliczną twarz nastoletniej dziewczyny.
Marta bez chwili wahania zaczęła recytować:
– Tak. Chcemy uczcić to wydanie, o którym mowa w piśmie, i uhonorować je nowo powstałym medalem prezydenckim dla wybitnych dzieł literatury amerykańskiej i światowej.
Mężczyzna patrzył na nią bez oznak emocji. Chwycił kartkę jeszcze raz, oparł się plecami na swoim wielkim skórzanym fotelu i lekko bujając się na nim, spoglądał to na kartkę, to na dziewczynę.
– Ale wie pani, że mówimy tutaj o księdze religijnej? – spytał z wyrzutem.
– Tak, oczywiście, to Biblia. Ale tu nie chodzi o jej wymiar religijny, tylko historyczny – odpowiedziała na zarzut.
Mężczyzna patrzył na nią z lekkim znudzeniem.
– Widzi pan, Biblia jest jednym z najważniejszych dzieł literackich. Abstrahując od jej kontekstu religijnego, jej wpływ na historię i inne dzieła jest niepodważalny. Czy uważa pan inaczej? – rzuciła pytaniem w jego stronę.
Nie zrobiło to na nim wrażenia. Z powrotem rzucił kartkę na wielki drewniany stół i spojrzał na dziewczynę.
– Wiem – odparł beznamiętnie. – Problem jest w tym – pochylił się i oparł rękoma o biurko – że, jakby to powiedzieć – pochylił głowę w prawą stronę, gładząc się po wąsach – nie ma teraz klimatu politycznego na honorowanie tekstów religijnych.
– Tak jak mówiłam wcześniej – Marta trzymała się swojej argumentacji – w moim piśmie odcinam się zupełnie od kontekstu religijnego i skupiam się wyłącznie na wartości literackiej. Czy pan, jako przewodniczący Klubu Książki, nie dostrzega wartości literackiej w tym dziele?
Pan Forrester oparł się ponownie na krześle i zerknął na nią wzrokiem sugerującym, że uderzyła w jego czuły punkt.
– Tak jak pani mówi. To ja – wskazał kciukiem na siebie – to ja jestem przewodniczącym Klubu Książki i to ja – powiedział to z naciskiem – decyduję o tym, która książka ma otrzymać wsparcie. I dla mnie ta książka na to nie zasługuje. Poza tym to nawet nie jest amerykańskie dzieło – dodał po chwili.
Marta patrzyła na niego. Zrozumiała, że ta argumentacja nie zadziała, więc wytoczyła inne działa. Na jej twarzy zarysował się wyraźny smutek. Opuściła głowę i wbiła wzrok w podłogę. Po chwili podniosła ją i ze wzruszeniem w oczach postanowiła uderzyć w sentymentalne tony.
– Biblia miała ogromny wpływ na wiele wybitnych dzieł literatury amerykańskiej. Ilu wielkich pisarzy, językoznawców, krytyków było chrześcijanami znającymi Biblię na pamięć! Ile cytatów zostało użytych w dziełach literackich! Nawet nasi prezydenci przysięgają na…
– Dość! – przerwał jej podniesionym głosem i podniesieniem prawej dłoni. Marta aż się wzdrygnęła i poczuła, jak zimny pot przeleciał jej po plecach. – Proszę mi tu nie robić wykładu z tego, jaki wpływ na amerykańską literaturę mają inne utwory. Jestem doktorem kulturoznawstwa do cholery! – mówił podniesionym głosem, waląc pięścią w stół, po czym obrócił się i spojrzał w okno.
Zapadła chwila milczenia. Dziewczyna patrzyła na jego okrągłą twarz i przerzedzone czarne włosy nad uszami. Spojrzała w podłogę i spróbowała zebrać myśli.
– Ja nie chcę podważać pana wiedzy i doświadczenia – zaczęła nieśmiało – ale jest pan dla mnie jedynym wyjściem – rzekła łamiącym się głosem.
Mężczyzna obrócił się na krześle i spojrzał na nią beznamiętnie. Nie po raz pierwszy ktoś próbował wykorzystać łzy przeciwko niemu.
– Klub Książki, który pan reprezentuje, ma decydujące zdanie przy wydawaniu rekomendacji. Jeśli pan się nie zgodzi… to żadna inna organizacja mi nie pomoże – powiedziała, prawie łkając.
Widział, jak oczy jej się szklą, ale patrzył na ten obrazek beznamiętnie.
– Rozumiem – odparł spokojnie – ale swojego zdania nie zmienię.
Marta patrzyła na niego z nadzieją, że w ostatniej chwili zmieni zdanie. Że pan Forrester ujrzy jej bezsilność i jak prawdziwy facet i osoba na tym stanowisku zechce jej pomóc. Jej aktorskie umiejętności nie wpłynęły jednak na niego. Patrzył na nią bez okazywania emocji, jakby patrzył na zeszłoroczny kalendarz.
– Czy w czymś jeszcze mogę pani pomóc? – spytał, spoglądając na zegarek.
– Nie – odparła cicho i spuściła wzrok.
Usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Mężczyzna wstał i spojrzał w kierunku drzwi. Marta obróciła się i ujrzała sekretarkę czekającą na nią. Był to jasny znak, że czas spotkania dobiegł końca. Przegrana. Wstała z krzesła i podeszła do otwartych drzwi. Zatrzymała się na chwilę, obróciła w stronę pana Forrestera i patrzyła na niego mokrymi oczami.
– Jeszcze pan zobaczy, będzie pan oglądał w telewizji, jak jestem u Prezydenta z Biblią w dłoni! – wypowiedziała te słowa, łkając, ale z dozą pewności w głosie.
Mężczyzna stał i nie przejmował się tymi słowami.
– Życzę powodzenia – powiedział bez przekonania.
Marta nie żegnała się, szybkim krokiem opuściła pomieszczenie i wyszła na szeroki korytarz. Czuła, że poniosła klęskę. Zatrzymała się na chwilę, oparła o ścianę i kucnęła. Skuliła się i zaczęła lekko płakać, smakując gorycz porażki. Przestała się przejmować tym, czy zdąży do szkoły. Teraz czuła tylko złość i bezsilność. Nie udało się. Miała wszystko przygotowane, wszystko zaplanowane i nic. Koniec. Zastanawiała się, czy mogła powiedzieć coś jeszcze, czy mogła podejść do całej rozmowy inaczej, a może pismo powinno być inaczej przygotowane. Była zła na siebie. To jej wina, tak się czuła. Na pewno nie spełniła oczekiwań rodziców. Przegrała.
Trwała w takiej pozycji jeszcze chwilę, kiedy to z letargu wyrwał ją dźwięk kroków. Jakiś mężczyzna przechodził obok i ukradkiem zarknął na nią. Podniosła głowę i spojrzała na niego. Mężczyzna odwrócił wzrok, udając, że patrzy się na coś innego, i kontynuował podróż w swoją stronę. Szybkim, zdecydowanym ruchem otarła łzy. Wstała i pewnym krokiem skierowała się do wyjścia budynku. Szła wyprostowana, powstrzymując się od łez. Wmawiała sobie, że to jeszcze nie koniec.