Nie mów fałszywego świadectwa. Odkłamywanie wieków antykatolickiej narracji - ebook
Nie mów fałszywego świadectwa. Odkłamywanie wieków antykatolickiej narracji - ebook
Rodney Stark pochodzi z rodziny protestanckiej, a wykłada na uniwersytecie baptystycznym Baylor Univesity – prywatnej uczelni, najstarszej szkole wyższej w stanie Teksas. Jest uznanym autorytetem w sprawach socjologii religii.
Stark stara się na kartach tej książki pokazać, co wspólnego z rzeczywistością mają utrwalone w świadomości społecznej, a także w świecie naukowym, twierdzenia krytyczne wobec Kościoła katolickiego. Nie mów fałszywego świadectwa jest dziełem w istocie polemicznym, poświęconym obaleniu najbardziej – zdaniem Starka – rozpowszechnionych fałszywych antykatolickich tez obecnych w kulturze współczesnej. Autor rozprawia się z tymi tezami bądź dowodząc ich ewidentnej przesady, bądź wykazując całkowitą absurdalność tych twierdzeń.
Do swych rozważań Stark wybrał dziesięć zagadnień. Każdemu z nich poświęca jeden rozdział książki. Podczas lektury wędrujemy wraz z autorem od rzekomo wpisanego w katolicyzm antysemityzmu, poprzez tezę o fałszowaniu doktryny chrześcijańskiej i ukrywaniu „prawdziwych” ewangelii, oskarżenie o eksterminację świata pogańskiego, mit średniowiecza jako „wieków ciemnych”, rzekomą zbrodniczość krucjat, kwestię wyimaginowanych tortur i zbrodni inkwizycji hiszpańskiej, problem sprzeciwu Kościoła wobec nauki i jej zdobyczy, zagadnienie rzekomego usprawiedliwiania niewolnictwa, wizję Kościoła w każdej epoce popierającego dyktatorów i sprzeciwiającego się wolności i demokracji, aż po kwestię rzekomo wyłącznie protestanckich korzeni kapitalizmu i nowoczesnej gospodarki.
Paweł Skibiński znamiennie kończy swoją przedmowę do niniejszego wydania: „chciałbym podzielać optymizm autora, że czasy oszczerczej antykatolickiej propagandy należą do przeszłości, ale obserwując debatę publiczną, mam co do tego poważne wątpliwości. Niemniej tak otwarte, uczciwe i bezinteresowne książki na temat katolicyzmu jak ta napisana przez luterańskiego wykładowcę baptystycznego uniwersytetu, a zarazem przez dziecko antyreligijnego pokolenia’68, wydają się napawać nadzieją”.
Spis treści
Wstęp do polskiego wydania
Wstęp
Konfrontacja z wybitnymi dogmatykami
Rozdział 1
Grzechy antysemityzmu
Rozdział 2
Zatajone ewangelie
Rozdział 3
Prześladowania tolerancyjnych pogan
Rozdział 4
Wizja wieków ciemnych – wczesnego średniowiecza
Rozdział 5
Krucjaty: ziemia, łupy, konwertyci
Rozdział 6
Potwory inkwizycji
Rozdział 7
Herezje naukowe
Rozdział 8
Niechaj błogosławione będzie niewolnictwo
Rozdział 9
Święty autorytaryzm
Rozdział 10
Protestancka nowoczesność
Posłowie
Bibliografia
Przypisy
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-06-03477-6 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kim jest Rodney Stark, autor tej książki, która stanowi jednoznaczną historyczną apologię katolicyzmu? Może nas to zdziwić, ale nie jest katolikiem. Pochodzi z rodziny protestanckiej, a wykłada na uniwersytecie baptystycznym Baylor Univesity, prywatnej uczelni, najstarszej szkole wyższej w stanie Teksas. Jest uznanym autorytetem w sprawach socjologii religii.
Urodził się w roku 1934, ale wciąż jest intelektualnie aktywny. Należy do pokolenia wpływowych amerykańskich socjologów, wywodzących się ze szkoły Berkeley – na tym właśnie lewicowym uniwersytecie w 1971 roku obronił doktorat. Można więc powiedzieć, że należy do pokolenia, które ukształtowało się w świecie pojęć intelektualnej i obyczajowej rewolucji 1968 roku, a dziedzina, w której się specjalizuje, wielokrotnie była wykorzystywana do racjonalizowania przekazów wprost antyreligijnych.
Najważniejsze naukowe dokonania Starka dotyczą socjologicznej analizy zjawisk religijnych. Wraz z Williamem Simsem Bainbridgem Rodney Stark stworzył tzw. rynkowy paradygmat interpretacji zjawisk religijnych. Według niego prawa ekonomii stosowane mogą być także do sfery życia religijnego. Istnieje swoisty rynek dóbr duchowych, na którym – podobnie jak w życiu gospodarczym – działają rozmaite przedsiębiorstwa, czyli w tym wypadku kościoły i związki wyznaniowe, które bądź konkurują ze sobą o pozyskanie wyznawców, bądź korzystają z monopolu usankcjonowanego przez władzę państwową. Nie tylko związki wyznaniowe, a więc np. Kościół katolicki, są w tej teorii traktowane jak przedsiębiorstwa. Także sama religia staje się towarem, mającym zaspokoić potrzeby duchowe „klientów” – wiernych, którzy dokonują indywidualnych wyborów według racjonalnej kalkulacji „opłacalności” tychże. Tę wizję kreśli jedyna przetłumaczona na język polski książka Rodneya Starka, Teoria religii, napisana wspólnie z Bainbridge’em (A Theory of Religion, wyd. 1987, wyd. polskie 2000).
Zgodnie z tym rynkowym paradygmatem Stark w późniejszych latach starał się wyjaśnić historyczny rozwój i cywilizacyjne znaczenie chrześcijaństwa. Jego zdaniem religia Chrystusowa zwyciężyła w świecie starożytnym, bo najlepiej zaspokajała potrzeby ludzi starożytności, m.in. kompensując zagrożenia wynikające z niepewnej sytuacji społecznej i materialnej panującej u schyłku starożytności. Opisują to dwie najbardziej znane książki Starka, które na rynku amerykańskim umocniły jego pozycję jako znawcy i interpretatora religii: The Rise of Christianity: A Sociologist Reconsiders History z 1996 roku oraz The Triumph of Christianity: How the Jesus Movement Became the World’s Largest Religion z 2011 roku.
Muszę powiedzieć, że ten sposób analizy zjawisk religijnych jest mi zupełnie obcy i że podchodziłem do lektury nowej książki Starka ze znaczną rezerwą. Rynkowy paradygmat wydawał mi się niemarksistowską wprawdzie, ale podyktowaną uprzedzeniami materialistycznymi, pełną uproszczeń próbą zmierzenia się ze skomplikowaną sferą zachowań religijnych człowieka. Jednak w tej materii zostałem pozytywnie zaskoczony. Stark nie jest niewolnikiem jednego konceptu i jest w stanie z dużą odwagą i otwartością mierzyć się ze skomplikowanymi i trudnymi problemami, a także śmiało konfrontować się z utartymi przeświadczeniami, jeśli tylko uzna je za bezpodstawne.
Tytuł wspomnianej już pracy The Rise of Christianity: A Sociologist Reconsiders History, jasno mówiący, że Stark jako socjolog stara się przemyśleć na nowo historię, doskonale opisuje także charakter jego ostatniego dzieła, które dziś trafia do rąk polskiego czytelnika, a które w 2016 roku ukazało się pod angielskim tytułem Bearing False Witness: Debunking Centuries of Anti-Catholic History. Na kartach tej ostatniej książki Stark próbuje pokazać, co wspólnego z rzeczywistością mają utrwalone w świadomości społecznej, a także w świecie naukowym, twierdzenia krytyczne wobec Kościoła katolickiego.
Rodney Stark od lat zajmował się poszczególnymi kwestiami opisywanymi w tej książce – na przykład mitowi krwawych krucjat chrześcijańskich, które pod koniec jedenastego wieku naruszyły rzekomo pacyfistyczny ład ówczesnego świata muzułmańskiego, poświęcił jedną ze swoich wcześniejszych monografii. Nie mów fałszywego świadectwa jest więc w wielu aspektach rodzajem podsumowania dotychczasowych ustaleń autora. Widać to w łatwości, z jaką Stark posługuje się skrótami myślowymi czy dokonuje gigantycznych skoków z jednego kontekstu historyczno-geograficznego do drugiego.
Nie mów fałszywego świadectwa jest dziełem w istocie polemicznym, poświęconym obaleniu najbardziej – zdaniem Starka – rozpowszechnionych fałszywych antykatolickich tez obecnych w kulturze współczesnej. Autor rozprawia się z tymi tezami bądź dowodząc ich ewidentnej przesady, bądź wykazując całkowitą absurdalność tych twierdzeń.
Do swych rozważań Stark wybrał sobie dziesięć zagadnień. Każdemu z nich poświęca jeden rozdział książki. Podczas lektury wędrujemy wraz z autorem od rzekomo wpisanego w katolicyzm antysemityzmu, poprzez tezę o fałszowaniu doktryny chrześcijańskiej i o ukrywaniu „prawdziwych” ewangelii, oskarżenie o eksterminację świata pogańskiego, mit średniowiecza jako „wieków ciemnych”, rzekomą zbrodniczość krucjat, kwestię wyimaginowanych tortur i zbrodni inkwizycji hiszpańskiej, problem sprzeciwu Kościoła wobec nauki i jej zdobyczy, zagadnienie rzekomego usprawiedliwiania niewolnictwa, wizję Kościoła w każdej epoce popierającego dyktatorów i sprzeciwiającego się wolności i demokracji, aż po kwestię rzekomo wyłącznie protestanckich korzeni kapitalizmu i nowoczesnej gospodarki.
Stark na ogół zaczyna od przytoczenia gołosłownych twierdzeń zawartych we współczesnych opracowaniach naukowych poświęconych tym zagadnieniom, następnie zaś konsekwentnie prezentuje opracowania i badania, które na konkretnym materiale empirycznym dowodzą tez wręcz przeciwnych. Argumentacja Stark z jednej strony onieśmiela niekiedy erudycją i szerokością spojrzenia, z drugiej jednak przygotowana jest ewidentnie dla czytelnika obdarzonego wrażliwością amerykańską.
Widać to choćby w wypadku kwestii sankcjonowania przez Kościół niewolnictwa. Wybranie akurat tego zagadnienia jest absolutnie usprawiedliwione w kontekście północnoamerykańskim, w którym działa Stark, sprzeciw wobec niewolnictwa jest tu bowiem kluczowym momentem dla formowania się tożsamości współczesnych Amerykanów. Jednak kwestia ta, jak sądzę, w mniejszym stopniu porusza wyobraźnię Europejczyków.
Ta amerykańska specyfika książki wyraża się także w pewnym charakterystycznym braku intelektualnych zahamowań, widocznym w wywodach amerykańskiego socjologa. Rzekłbym, że Stark wielokrotnie wkracza na delikatne pola wrażliwości religijnej z gracją słonia przygotowującego się do wejścia do składu z porcelaną. Jednak trzeba przyznać, że ta taktyka drażniącego nieraz niewchodzenia w szczegóły często okazuje się skuteczna, ponieważ autorzy tez, z którymi Stark polemizuje, są jeszcze mniej subtelni i z jeszcze większą dezynwolturą traktują „nieistotne detale” historyczne, teologiczne czy społeczne. Kowbojska brawura Starka znajduje więc swoje uzasadnienie i usprawiedliwienie w konieczności uzyskania efektu przekrojowości prowadzonego przezeń rozumowania.
Żeby nie narazić się na zarzut gołosłowności, odwołam się choćby do pierwszego rozdziału rozważań amerykańskiego socjologa. Porusza w nim problem rzekomo trwale antysemickiej postawy Kościoła katolickiego. Polemizując z tezą o „naturalnym antysemityzmie” Kościoła, Stark w gruncie rzeczy poprzestaje na analizie trzech momentów dziejowych – zaczyna od starożytnych stosunków między wczesnym Kościołem a społecznością żydowską, następnie zajmuje się kwestią pojawienia się tumultów antyżydowskich w zachodniej Europie po dłuższej, kilkusetletniej przerwie, dopiero w jedenastym wieku, a wreszcie w dwudziestym stuleciu przygląda się zagadnieniu oskarżeń pod adresem Kościoła katolickiego i papieża Piusa XII o współodpowiedzialność za Holokaust. Dla wrażliwości historyka tego rodzaju przeskok – ze średniowiecza do dwudziestego wieku – jest chyba zbyt ryzykowny, z drugiej strony jednak tylko taki zabieg pozwala autorowi na opisanie interesującego go zjawiska na trzydziestu stronach i przejście do kolejnego zagadnienia. Czytelnik musi sam ocenić, czy jest w stanie zaakceptować taką intelektualną brawurę.
Czasami jednak Stark, moim zdaniem, przesadza w swoich myślowych skrótach. Umykają mu przy tym oczywistości. W bardzo zwięzłym rozdziale na temat rzekomej obojętności lub usprawiedliwiania niewolnictwa przez Kościół – według mnie zresztą jednym ze słabszych w książce – brakuje dość oczywistych kontekstów. Nie ma w rozważaniach amerykańskiego profesora odniesień do ograniczenia niewolnictwa antycznego pod wpływem chrześcijaństwa, kwestii walki wydanej przez Kościół niewolnictwu w wiekach średnich – walki, która wpłynęła także na gospodarkę tak odległych krain, jak powstająca w tym czasie Polska. Brak nawet odniesienia do kwestii statusu prawnego Indian w szesnastym i siedemnastym wieku – Indianie przecież ostatecznie uniknęli niewolnictwa w imperium hiszpańskim głównie dzięki Kościołowi katolickiemu. Poruszana problematyka kojarzy się Starkowi tylko z kontekstem amerykańskich pól bawełny i sprzedażą Afrykanów do pracy na farmach południowych stanów.
Czy w związku z tym, że w tym i kilku innych miejscach czytelnik będzie narażony na niebezpieczeństwo utraty cierpliwości wobec dokonanych przez autora znaczących uproszczeń bądź opuszczeń, książka niewarta jest lektury? Z pewnością nie: mimo świadomości, że nie obcujemy z dziełem kompletnym i kongenialnym, warto podjąć próbę zmierzenia się z kwestiami poruszonymi przez badacza z Teksasu, które należy uznać za ważne i interesujące.
Atrakcyjność proponowanego przez Starka ujęcia polega między innymi na tym, że nie jest to narracja katolika, którego łatwo byłoby oskarżyć o występowanie we własnej sprawie i obronę własnej wspólnoty przed fałszywymi oskarżeniami. Starkowi zależy nie na wybieleniu Kościoła za wszelką cenę, lecz na opisaniu stanu faktycznego i zrozumieniu przyczyn tak drastycznego rozmijania się utrwalonych przekonań antykatolickich z historyczną rzeczywistością. Nie ma więc u Starka emocji sporu religijnego, jest natomiast sporo ironii charakterystycznej dla polemik naukowych.
Stark pisze ciekawie. Książkę czyta się szybko i jeśli nie zniechęcimy się wspomnianymi już, pojawiającymi się od czasu do czasu zbytnimi uproszczeniami, lektura zmusza nas do poważnego przemyślenia stanu naszej wiedzy, świadomości problemu i postawienia sobie pytania, jakie tezy w naszej kulturze współczesnej uznajemy za bezdyskusyjne. Dla niektórych może to być prawdziwie ozdrowieńczy wstrząs, bowiem niezaprzeczalną zaletą książki Starka jest rzeczowe cytowanie literatury fachowej w poszczególnych dziedzinach, co pozwala czytelnikom najbardziej zainteresowanym podążyć tropem jego lektur. Tam, gdzie pozwalały mi na to moje własne kompetencje historyka zajmującego się XX wiekiem, musiałem przyznać, że lektury Starka, chociaż – co całkiem zrozumiałe – nie zawsze kompletne, były jednak kompetentne.
O ile z pomocą Nie mów fałszywego świadectwa można spróbować zweryfikować nasze przyzwyczajenia myślowe dotyczące Kościoła katolickiego i jego dziejów, o tyle trudno uznać, że autor udzielił zadowalających odpowiedzi na pytanie o przyczyny trwałości zarzutów antykatolickich, a przede wszystkim o fakt przyjmowania przez współczesną naukę i kulturę argumentacji antykatolickiej bez jakiejkolwiek próby weryfikacji argumentów niechętnych Kościołowi.
Trafiła mi do przekonania poczyniona przez Starka obserwacja, że choć zwykle dysydentów rozczarowanych swoją wspólnotą uznaje się za mniej wiarygodnych, jeśli chodzi o ocenę tej wspólnoty, od jej zewnętrznych obserwatorów, to w przypadku Kościoła katolickiego zachodzi zjawisko wręcz odwrotne. Oto byli klerycy, duchowni, którzy stracili wiarę, i ekskatolicy rozczarowani „konserwatyzmem” rodzimej wspólnoty, niepoddającej się łatwo ich opiniom, uznawani są przez środowiska naukowe za obiektywnych i wiarygodnych w swoich sądach na temat katolicyzmu, Kościoła i jego dziejów.
Na podstawie starkowskiej narracji daje się wskazać konkretne grupy, zainteresowane utrwalaniem opinii antykatolickiej. Widzimy angielskich i holenderskich protestantów walczących z hiszpańskim władcami „arcykatolickimi”. Widzimy oświeceniowych wolnomyślicieli, walczących z religią w ogóle, ale szczególnie zajadłych w walce z Kościołem katolickim. Widzimy sowieckich komunistów kreujących kłamstwa na temat XX-wiecznych papieży. Widzimy wreszcie obecnych we współczesnym dyskursie „postępowych” katolików, często tak bardzo skupiających się na destrukcji własnej wspólnoty, którą chcieliby ukształtować według własnych „nowoczesnych” przekonań, że zamykają oczy na historyczną prawdę. Stark wskazuje jasno te grupy, bowiem w swych rozważaniach w wielu miejscach nie odchodzi daleko od swej pierwotnej, rynkowej teorii religii. Ci ludzie składają „fałszywe świadectwo” o katolicyzmie, ponieważ w ich przypadku mamy do czynienia z bezwzględną konkurencją o klienta; Kościół katolicki jest na tym polu dla wielu grup potężnym przeciwnikiem.
A jednak, choć autorzy „fałszywych świadectw” na temat Kościoła są na kartach Starka obecni i zostają nazwani, to autor skupia się raczej na szukaniu odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób mijają się oni z prawdą, niż na odpowiedzi na pytanie – moim zdaniem jeszcze istotniejsze – d l a c z e g o właściwie to robią. Tu po lekturze rozważań amerykańskiego socjologa pozostaje jednak znaczny niedosyt.
Można także śmiało powiedzieć, że autor nie uwzględnia w ogóle pewnych zjawisk, które polskiemu czytelnikowi wydają się oczywiste. Nie poświęca na przykład uwagi kwestii destruktywnego wpływu propagandy sowieckiej na świadomość Zachodu. Sprawa sowieckiej akcji dyfamacyjnej skierowanej przeciwko Piusowi XII została przez Starka omówiona bardzo obszernie. Stark opisuje też działalność lewicowego dramatopisarza niemieckiego Rolfa Hochhutha i losy napisanej przez niego sztuki Namiestnik, tu już jednak nie porusza kwestii ściśle związanej z tym zagadnieniem, to jest faktu przeprowadzenia przez KGB akcji podsunięcia Hohchuthowi spreparowanych dokumentów rzekomo pochodzących z archiwum watykańskiego, które pisarz bezkrytycznie wykorzystał. Pomijając takie konteksty, Stark nie jest w stanie wyjaśnić przyczyny fenomenu, który stara się opisać: fenomenu nie tylko istnienia pielęgnowanych przez religijną „konkurencję” antykatolickich uprzedzeń, lecz także świadomego podtrzymywania kłamstw na temat Kościoła, papieży i wiernych katolików także poza kontekstem bezpośredniej rywalizacji wyznaniowej.
Dlatego książkę Starka należy uznać nie tyle za precyzyjną analizę zagadnienia, ile raczej za umysłowe ćwiczenie stanowiące doskonały wstęp do dalszych rozważań, do pogłębienia naszej refleksji na temat przyczyn „fałszywego świadectwa” znacznej części współczesnej nauki i kultury na temat katolicyzmu.
W posłowiu do książki Rodney Stark zdobywa się na nutkę optymizmu. Na podstawie własnych doświadczeń pisze: „Nie tak dawno temu Baylor był wylęgarnią wojowniczego antykatolicyzmu. W jego bibliotece można znaleźć każde bezwzględnie antykatolickie dzieło . Książki te nie zostały zakupione jako dowód na istnienie »literatury nienawiści«. Gdy je nabywano, były one uważane za odpowiednią lekturę dla studentów. Te dni należą do przeszłości. Nie jestem baptystą, podobnie jak dziesiątki wykładowców na tym uniwersytecie. Niektórzy z najwybitniejszych naukowców uczelni są rzymskimi katolikami, tak jak zresztą jedna piąta całej kadry naukowej”.
Generalnie zgadzam się ze Starkiem, że w USA uprzedzenia antykatolickie w ostatnich dziesięcioleciach znacznie osłabły: Ku Klux Klan nie jest przemożną siłą społeczną, katolik raz już został prezydentem, inni katolicy zasiadają w składzie amerykańskiego Sądu Najwyższego, a nawet stanowią w nim najliczniejszą grupę, elity amerykańskie nie ograniczają się do WASP-ów… Jednak w skali globalnej oszczerstwo w walce z katolicyzmem jest wciąż z powodzeniem stosowane, zarówno w polemice zewnętrznej wobec Kościoła, jak i nieraz – jak zauważa sam Stark – w trakcie dokonywanych prób zmian Kościoła od wewnątrz. Chciałbym podzielać optymizm autora, że czasy oszczerczej antykatolickiej propagandy należą do przeszłości, ale obserwując debatę publiczną, mam co do tego poważne wątpliwości. Niemniej tak otwarte, uczciwe i bezinteresowne książki na temat katolicyzmu jak ta napisana przez luterańskiego wykładowcę baptystycznego uniwersytetu, a zarazem przez dziecko antyreligijnego pokolenia ’68, wydają się napawać nadzieją.
Paweł SkibińskiWstęp KONFRONTACJA Z WYBITNYMI DOGMATYKAMI
Dorastając jako amerykański protestant z intelektualnymi inklinacjami, zawsze się zastanawiałem, dlaczego katolicy robią tyle szumu w związku z Dniem Kolumba. Czy nie dostrzegali ironii wynikającej z faktu, że choć Kolumb był katolikiem, jego odkrywcza wyprawa dokonała się wbrew nieustępliwemu sprzeciwowi dostojników Kościoła katolickiego, którzy powoływali się na biblijny dowód, że Ziemia jest płaska, a jakakolwiek próba dotarcia do Azji drogą zachodnią skończy się tym, że statki spadną poza krawędź świata?
Sprawa katolików i Kolumba jest powszechnie znana. Uczyliśmy się tego nie tylko w szkole – cała historia odkrywcy, który udowodnił, że Ziemia jest okrągła, została opowiedziana w filmach, sztukach wystawianych na Broadwayu¹, a nawet w popularnych piosenkach². A jednak zawsze 12 października powtarzało się to samo: tłumy rycerzy Kolumba w towarzystwie księży, w marszu upamiętniającym przybycie Wielkiego Żeglarza do Nowego Świata. Cóż za absurd.
I cóż za zdumiewająca rzecz – dowiedzieć się wiele lat później, że cała ta historia o tym, dlaczego katoliccy doradcy sprzeciwiali się wyprawie Kolumba, to kłamstwo³.
W piętnastym wieku (i wcześniejszych stuleciach) każdy wykształcony Europejczyk, nie wyłączając dostojników Kościoła katolickiego, wiedział, że Ziemia jest okrągła. Sprzeciw, jaki napotkał Kolumb, nie miał związku z jej kształtem, ale z faktem, że żeglarz mylił się znacznie w kwestii obwodu globu ziemskiego. Obliczył, że Wyspy Kanaryjskie dzieli od Japonii około 2800 mil. W rzeczywistości to około czternastu tysięcy mil. Jego kościelni oponenci wiedzieli, o jaką odległość chodzi, i sprzeciwiali się tej wyprawie w oparciu o przekonanie, że Kolumb i jego ludzie umrą na morzu. Gdyby zachodniej półkuli nie było tam, gdzie powinna być, i gdyby nikt nie wiedział, że istnieje, Niña, Pinta i Santa Maria i tak by spadły poza krawędź świata, gdyż wszyscy na pokładzie tych statków umarliby z pragnienia i głodu.
Dość zastanawiające, że nie ma wzmianki o konieczności udowodnienia przez Kolumba kulistości Ziemi w jego własnym dzienniku ani w biografii autorstwa jego syna Ferdynanda Historie del S. D. Fernando Colombo; nelle quali s’ha particolare, et vera relatione della vita, et de’ fatti dell’Ammiraglio D. Christoforo Colombo, suo padre; Et dello scoprimento, ch’egli fece delle Indie Occidentali, dette Nuovo Mondo. Nie mówiło się o tej sprawie przez następne trzysta lat, aż do czasu, gdy pojawiła się w biografii Kolumba opublikowanej w roku 1828. Autor, Washington Irving (1783–1859), znany jest najbardziej z osiągnięć literackich – w Legendzie o sennej kotlinie stworzył postać jeźdźca bez głowy⁴. Choć opowieść o Kolumbie i płaskiej Ziemi była równie fikcyjna, Irving przedstawił ją jako fakt. Niemal natychmiast zostało to podchwycone przez historyków, którzy byli tak pewni podłości i głupoty Kościoła rzymskokatolickiego, że nie starali się nawet szukać dodatkowego potwierdzenia, choć niektórzy z nich musieli sobie uświadamiać, że historia wzięła się znikąd. Tak czy owak, tradycyjna teoria, zgodnie z którą to Kolumb udowodnił, że Ziemia jest okrągła, trafiła do podręczników.
W czasach Washingtona Irvinga był to już wyświechtany koncept, podobnie jak złośliwe wypaczenia i kłamstwa, które weszły do kanonu historycznego, opatrzone pieczęcią naukowej aprobaty, o ile tylko świadczyły źle o Kościele katolickim (należy pamiętać, że katolikom odmawiano przyjęcia na uniwersytety w Oxfordzie i Cambridge aż do roku 1871, niektóre amerykańskie uczelnie też ich w tamtych czasach nie przyjmowały). Niestety, w przeciwieństwie do historii z Kolumbem, wiele z tych równie fałszywych antykatolickich oskarżeń pozostaje częścią zachodniego dziedzictwa historycznego. Analiza austriackich i niemieckich podręczników przeprowadzona w 2009 roku dowiodła, że o fałszu dotyczącym Kolumba i płaskiej Ziemi wciąż się w tych krajach naucza!⁵
Wszystko zaczęło się wraz z wojnami, których źródłem była reformacja. Doprowadziła ona do konfliktu protestantów z katolikami i pochłonęła miliony istnień. Właśnie wtedy Hiszpania stała się katolicką potęgą. W odpowiedzi Brytania i Holandia wszczęły intensywną kampanię propagandową mającą na celu przedstawienie Hiszpanów jako krwiożerczych i fanatycznych barbarzyńców. Jak wyjaśnił wybitny mediewista Jeffrey Burton Russell, „spod zachodnich pras drukarskich wychodziły niezliczone książki i pamflety oskarżające imperium hiszpańskie o nieludzką deprawację i straszliwe okrucieństwa. Hiszpania była przedstawiana jako kraj ciemnoty, ignorancji i zła”⁶. Zorientowani w temacie współcześni uczeni nie tylko odrzucają ten złośliwy wizerunek, lecz także ochrzcili go nawet mianem „czarnej legendy”⁷. Niemniej jednak taki, a nie inny obraz Hiszpanii i hiszpańskich katolików wciąż pozostaje żywy w naszej kulturze – sama wzmianka o hiszpańskiej inkwizycji wywołuje odrazę i oburzenie.
Lecz to nie tylko gniewni protestanci tworzyli i wykorzystywali te opowieści. Liczne kłamstwa, analizowane w kolejnych rozdziałach tej książki, były rozsiewane przez antyreligijnych pisarzy, zwłaszcza w epoce tak zwanego oświecenia, a ich dzieła akceptowano tylko dlatego, że postrzegano je jako antykatolickie, nie zaś dla ich rzeczywistej wartości. W ostatnich czasach uczeni tego pokroju zaczęli się obnosić ze swoją niereligijnością, jak i pogardą wobec katolicyzmu⁸. Edward Gibbon (1737–1794) z pewnością znalazłby się w poważnych tarapatach, gdyby jego zajadle antyreligijne poglądy wyrażone w dziele Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego nie były niewłaściwie postrzegane jako odnoszące się jedynie do rzymskiego katolicyzmu. Ale ponieważ w czasach imperium rzymskiego katolicyzm stanowił jedyny chrześcijański Kościół, czytelnicy Gibbona zakładali, że jego ataki odnoszą się konkretnie do katolicyzmu, nie są zaś wymierzone w religię w ogólności.
Choć Gibbon był jednym z pierwszych wybitnych dogmatyków, znajduje się w znakomitym towarzystwie – lista szanowanych antykatolickich uczonych (niekiedy nadal żyjących) jest doprawdy długa. Napotkamy wielu z nich w następnych rozdziałach, nieraz wielokrotnie. Co gorsza, w ostatnich latach swój wkład w złośliwą antykatolicką historię mają też katolicy zrażeni do swojej wiary; wielu z nich to ludzie usunięci z seminariów duchownych, byli księża albo byłe zakonnice – na przykład John Cornwell, James Caroll i Karen Armstrong. Zazwyczaj krytyka ze strony odstępców od określonej grupy jest traktowana sceptycznie i z ostrożnością. Jednak atakom skierowanym na Kościół ze strony niegdysiejszych katolików przypisuje się wiarygodność niejako automatycznie!
W razie wątpliwości, czy nasza znajomość historii zachodniej jest zniekształcona przez dzieła tych wybitnych bigotów, warto się zastanowić, czy wierzymy w którekolwiek z poniższych twierdzeń:
• Kościół katolicki motywował do przemocy antysemickiej i aktywnie uczestniczył w blisko dwóch tysiącleciach tej przemocy, usprawiedliwiając ją tym, że Żydzi byli odpowiedzialni za ukrzyżowanie Chrystusa, dopóki Sobór Watykański II, kierowany wstydem, nie wycofał owej doktryny w roku 1965. Jednak tenże Kościół wciąż nie odpokutował za to, że papież Pius XII jest słusznie postrzegany jako papież Hitlera.
• Dopiero niedawno uświadomiliśmy sobie istnienie znacząco światłych Ewangelii chrześcijańskich, odrzuconych dawno temu przez dostojników kościelnych o ciasnych umysłach.
• Uzyskawszy władzę jako oficjalny Kościół rzymski, chrześcijanie szybko i brutalnie położyli kres pogaństwu.
• Upadek Rzymu i powstanie Kościoła spowodowały, że Europa pogrążyła się w tysiącleciu ignorancji i zacofania. Te ciemne wieki trwały aż do czasów renesansu i oświecenia, kiedy to świeccy uczeni przedarli się przez wielowiekowe zapory chrześcijańskie postawione na drodze rozumu.
• Zainicjowane przez papieża krucjaty stanowiły jedynie pierwszy krwawy rozdział w dziejach nieuzasadnionego i brutalnego kolonializmu europejskiego.
• Hiszpańska inkwizycja torturowała i wymordowała ogromną liczbę niewinnych ludzi za ich „wyimaginowane” zbrodnie, takie jak czarnoksięstwo i bluźnierstwo.
• Kościół katolicki bał się uczonych i prześladował ich, jak dobitnie dowodzi przykład Galileusza. Tym samym naukowa „rewolucja” mogła dokonać się głównie w państwach protestanckich, bo tylko tam Kościół katolicki nie mógł tłumić niezależnej myśli.
• Akceptując całkowicie niewolnictwo, Kościół katolicki nie zrobił nic, by nie pojawiło się ono w Nowym Świecie, i nie starał się nadać mu bardziej ludzkiego charakteru.
• Jeszcze do niedawna katolicka wizja idealnego państwa zawierała się w określeniu „boskie prawo królów”. W konsekwencji Kościół zajadle sprzeciwiał się wszelkim wysiłkom ustanowienia bardziej liberalnych rządów, skwapliwie wspierając dyktatorów.
• To reformacja protestancka przełamała represyjne katolickie okowy nałożone na wszelki postęp, zapoczątkowując kapitalizm, wolność religijną i świat współczesny.
Każde z powyższych twierdzeń stanowi część kultury powszechnej, każde też jest szeroko akceptowane i często powtarzane. Jednak każde jest fałszywe, a wiele z nich to dokładna odwrotność prawdy! Jeden z rozdziałów tej książki będzie poświęcony podsumowaniu uporczywości, z jaką powyższe stwierdzenia się pojawiają, i ukazaniu, że każde z nich jest najpewniej fałszywe.
Wydaje się rzeczą stosowną nadmienić, że przymierzając się do napisania tej książki, nie zaczynałem od zera. Wręcz przeciwnie, w trakcie pisania innych książek dotyczących historii średniowiecza⁹, jak i wczesnego chrześcijaństwa¹⁰, wciąż natykałem się na poważne opracowania zakorzenione w oczywistym antykatolicyzmie – ich autorzy, często niedwuznacznie, wyrażali swoją nienawiść do Kościoła. Czyniąc na marginesach tych wczesnych książek uwagi odnoszące się do wymienionych wyżej kwestii, doszedłem ostatecznie do wniosku, że sprawa antykatolickiej historii jest zbyt ważna, a jej konsekwencje zbyt trwałe, by ograniczyć rzecz do sporadycznych i rozproszonych sprostowań i zaprzeczeń. Zebrałem więc, przejrzałem i znacznie rozszerzyłem wcześniejsze uwagi, dodając jednocześnie nowe. Czyniąc to, nie próbowałem wybielać historii Kościoła. We wcześniejszych książkach opisywałem dość szczegółowo takie zagadnienia jak korupcja kleru, brutalne ataki na heretyków i niedawne nadużycia i występki – tuszowanie skandali z udziałem księży pedofilów czy niefortunną obronę teologii wyzwolenia. Jednakże bez względu na to, jak dużą wagę przywiązuje się do tych negatywnych aspektów historii Kościoła, nie usprawiedliwia to skrajnych wyolbrzymień, fałszywych oskarżeń i oczywistych zakłamań, o których będę mówił w kolejnych rozdziałach niniejszej książki. Mając do czynienia z ogromną literaturą kłamstw, kierowałem się słowami Garretta Mattingly’ego z Uniwersytetu Columbia (1900–1962): „Nie ma najmniejszego znaczenia dla nieżyjących, czy doczekają się sprawiedliwości ze strony następnych pokoleń. Jednak dla żyjących oddanie sprawiedliwości, jakkolwiek spóźnione, powinno mieć znaczenie”¹¹.
Można się zastanawiać: skoro chodzi o uporczywe fałsze, dlaczego są one tak trwałe? Po części dlatego, że potęgują się nawzajem i są tak zakorzenione w naszej powszechnej kulturze, że wydaje się rzeczą niemożliwą, by nie mogły być prawdą. Przyjmuje się z łatwością, że w naszych „oświeconych” czasach owe twierdzenia zostałyby odrzucone już dawno temu, gdyby były rzeczywiście fałszywe. Przyznaję, że gdy po raz pierwszy spotkałem się z twierdzeniem, iż hiszpańska inkwizycja nie tylko rozlała niewiele krwi, ale też stanowiła poważną siłę opowiadającą się za umiarem i sprawiedliwością, odrzuciłem je z miejsca jako jeszcze jeden przejaw dziwacznego i szukającego poklasku rewizjonizmu. Zagłębiwszy się jednak w to zagadnienie, odkryłem ze zdumieniem, że to rzeczywiście inkwizycja sprawiła, iż zbrodnicze i wymierzone w czarownice szaleństwo, które kwitło w całej niemal Europie w szesnastym i siedemnastym wieku, nie rozprzestrzeniło się na Hiszpanię i Włochy. Zamiast palić czarownice na stosach, inkwizytorzy posłali paru ludzi na szubienice właśnie za to, co z tymi czarownicami zrobili.
Zapewniam, że nie będę prosił, by wierzyć mi wyłącznie na słowo. Czasem przeprowadzałem podstawowe badania, by obalić jedno z tych kłamliwych antykatolickich twierdzeń, i w takich przypadkach dokumentuję własne ustalenia tak, że każdy może je sprawdzić. Jednak na ogół przekazuję dominujące poglądy wyznawane przez uznanych ekspertów. Niestety, choć oni sami są zirytowani tym, że pewne antykatolickie stereotypy trwają uporczywie w powszechnej świadomości, większość z nich pisze wyłącznie dla kolegów po fachu i nie dzieli się swoją wiedzą z szerszym gronem czytelników – mit Kolumba pozostawał w podręcznikach i kulturze popularnej przez dziesięciolecia po tym, jak uczeni odkryli jego fałszywe źródła¹². Starałem się w niniejszej publikacji upowszechnić prace tych znakomitych naukowców, cytując je i w pełni uznając ich osiągnięcia – w każdym rozdziale zamieszczone są krótkie biogramy ważniejszych autorów.
Na koniec pragnę oświadczyć, że nie jestem rzymskim katolikiem i że nie napisałem tej książki w obronie Kościoła. Napisałem ją w obronie historii.