- W empik go
Nie od razu - ebook
Nie od razu - ebook
Alę i Basię łączy bardzo wiele. Pomimo że mieszkają na dwóch krańcach Polski, piszą do siebie listy, a kiedy tylko mogą odwiedzają się w Lublinie i Szczecinie. Obie przeżywają w podobnym czasie rozstanie, a gdy muszą podjąć decyzję o wyborze studiów, decydują się na spotkanie w mieście nad Odrą.
Kiedy oczekująca na dworcowym peronie Ala dostrzega swoją przyjaciółkę w towarzystwie poznanego w pociągu Antka, czuje niewytłumaczalny niepokój. Z kolei Basia z entuzjazmem podchodzi do nowej znajomości, która – na to liczy – pozwoli jej zapomnieć o sercu złamanym przez Mateusza, jej byłego ukochanego. Wkrótce okaże się, że obaj mężczyźni odegrają swoje role nie do końca według takiego scenariusza, jaki sobie założyły młode kobiety i mocno namieszają w ich losach. Ala i Basia będą musiały uporać się z zawodem miłosnym na swój własny sposób i wyciągnąć wnioski z bolesnej lekcji, jaką zafunduje im życie…
– Posłuchaj – dziewczyna mówiła zapamiętale. – Nie wiem, co tam się między wami wydarzyło, ale jednego jestem pewna, że postaram się obronić Basię przed kolejnymi rozczarowaniami. Ona przeżywa teraz trudny czas, o czym wiesz, bo przecież ci się zwierzała. Odnoszę wrażenie, że ty, podobnie jak wielu facetów, myślisz, że takie zagubione i nieszczęśliwe dziewczyny łatwo omamić słodkimi słówkami. Ale jesteś w błędzie. Basia nie jest dziewczyną, z którą można poflirtować, a później zostawić. Bo przecież, jak masz zamiar utrzymywać z nią znajomość tak na odległość? – rzuciła pytanie, mrużąc oczy. Antek znów otworzył usta, ale powtórnie bezskutecznie. Alicji nie można było tak łatwo zatrzymać. – A więc nie obiecuj złotych gór, nie zawracaj jej w głowie. Nie chcę, aby znów się zawiodła i cierpiała! Rozumiesz?! – Ostatnie słowa prawie wykrzyczała.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-208-2 |
Rozmiar pliku: | 854 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie lubiła się spóźniać. Nie mogła przecież pozwolić, aby Basia na nią czekała na peronie. Była na siebie wściekła, że za późno wstała. I na Anię, a właściwie na mamę. Wszystko przez te książki.
Jej młodsza siostrzyczka, urządzając sobie poranną zabawę, zdjęła je z półki i ułożyła na podłodze, tworząc labirynt. Alicja, mimo że uwielbiała Aneczkę i zazwyczaj z zachwytem przyjmowała jej twórcze pomysły, zatrzęsła się, gdy zobaczyła, w jakim stanie był jej jeszcze kilkanaście minut wcześniej pięknie wysprzątany pokój. I to właśnie o poranku, gdy każda chwila była na wagę złota.
– Mogłaś jej przypilnować! – usłyszała od mamy.
– Jak?! Byłam przecież w łazience!
– Gdybyś zamknęła drzwi od swego pokoju…
– Były zamknięte, Ania je otworzyła. Nie widziałaś, co robi?
– Nie mam oczu dookoła głowy – rzuciła mama z narastającą irytacją. – Robiłam wam śniadanie, a ty jak zawsze niewinna. Wszystko muszę sama. Ty oczywiście zaraz polecisz… – Krystyna już wpadła w swój lamentujący ton.
Alicja nie cierpiała tego narzekania mamy. Wiedziała, że jest niesprawiedliwie obarczana winą za „zawsze” i „wszystko”. Tak trudno jej się było przed tym bronić, bo gdy tylko próbowała, dochodziło do eskalacji żalów. Wylew pretensji i smutków stawał się niczym fala zalewająca wszystko to, co było między nimi dobrego. Piętrzyła się i rosła do monstrualnych rozmiarów, aż w końcu uderzała w Alicję z ogromną siłą i najczęściej ją pokonywała. Czasami, a niestety ostatnio coraz częściej, udawało się ją odeprzeć, wręcz odbić, ale wtedy jej moc powalała mamę, która zaczynała płakać. Takie zwycięstwo pogrążało Alicję w poczuciu winy, po doświadczeniu którego czuła się jeszcze gorzej.
Tego dnia znów zawiodła. Przecież nie musiała tak reagować. Nie powinna. Jest najstarsza z rodzeństwa, ma być wsparciem, pomocą, a przy tym powinna być idealna, odpowiedzialna, zawsze do dyspozycji i… bez praw do własnych emocji.
Trwająca całą wieczność jazda autobusem sprzyjała uporczywemu rozmyślaniu. Łzy nabiegły dziewczynie do oczu. W gardle czuła coraz większy ucisk. Na przemian rósł w niej żal, gniew i zniechęcenie do kolejnej walki. Żałowała, że wybiegła z domu, nie bacząc na matczyne pretensje. Za kilkadziesiąt minut tam wróci, i do tego z Basią. Pomrugała szybko powiekami, nie mogła się rozklejać. Gorączkowo po raz już chyba setny spojrzała na zegarek, próbując spowolnić upływ czasu i przyspieszyć dotarcie na dworzec. Dobrze przynajmniej, że dzień zapowiadał się słoneczny. Spędzą kilka dni w pogodnym i wiosennie zieleniącym się Szczecinie. Będą miały czas dla siebie.
Autobus w końcu zatrzymał się przed Dworcem Głównym. Alicja wyskoczyła z niego niczym gazela i pobiegła do wejścia. Jeszcze tylko musiała sprawdzić, na którym peronie zatrzymuje się pociąg z Lublina. Miała nadzieję, że było opóźnienie. Spore opóźnienie. Peron czwarty. Czyli jak zawsze. Wiedziała, jak do niego dotrzeć. Zbiegła schodami do podziemnego tunelu, z którego można było dojść do różnych peronów. Czwarty był na końcu po lewej stronie. Jeszcze tylko schody w górę.
Zdążyła. Zmęczona, ale ucieszona, bo zobaczyła pociąg z Lublina dopiero w tym momencie wjeżdżający na peron, stanęła przy schodach, ponieważ uznała, że nie ma sensu wchodzić w tłum przyjezdnych. Podróżni zaczęli wysiadać, przepychać się, nawoływać do innych oczekujących. Byli i tacy, którzy przez okno podawali walizki, torby. Alicja zapatrzyła się w tę masę ludzkich postaci. Szarą, pochyłą i falującą w jednym kierunku. Ocknęła się i przypomniała sobie, że wypatruje Basi, szczupłej, dość wysokiej blondynki, zapewne z plecakiem.
Minęło ją już wielu podróżnych. Rozglądała się uważnie, wspinała na palce, bo nie należała do najwyższych, i wciąż nie wyławiała z tłumu swej przyjaciółki. Zaczęła się niecierpliwić. Czy to możliwe, żeby Basia nie przyjechała? Nie, na pewno jakoś by ją poinformowała o zmianie planów. A może już ją minęła? Nie, to też odpadało. Alicja stała w widocznym miejscu, poza tym była ubrana w ten ażurowy niebiańsko niebieski sweterek, który Basia na pewno by zauważyła. Kupiły go rok temu razem i był obiektem zachwytu przyjaciółki.
Gdy poziom niepewności zaczął się mocno podnosić, Alicja w końcu dostrzegła znajomą sylwetkę. W oddali zamajaczyła jej lublinianka wyskakująca z wagonu i wyraźnie gestykulująca do kogoś, kto krył się przed Alicją za ogromnym plecakiem. Przyjezdna dziewczyna się śmiała i nie wyglądała na taką, która poszukuje swej czekającej na nią na peronie przyjaciółki. Wręcz przeciwnie, była mocno zaaferowana rozmową z wciąż niewidocznym dla Alicji mężczyzną. Bo to, że był to mężczyzna, nie ulegało wątpliwości. Alicja straciła pewność, że dobrze rozpoznała Basię. Odwróciła więc wzrok od tej dziwnej pary i raz jeszcze szybko ogarnęła nim cały peron. Robiło się na nim pusto. Kolejni podróżni ją mijali i schodzili schodami. Powróciła więc spojrzeniem do rzekomej Basi i tym razem była absolutnie przekonana, że to jednak ona. Szła w jej kierunku. Uśmiechnięta, machająca radośnie ręką i otoczona ramieniem nieznajomego chłopaka.
– Alicja, jak dobrze, że jesteś! Wiedziałam, że będziesz na mnie czekać. – Basia doskoczyła do niej i mocno ją uścisnęła. – Choć muszę przyznać, że ktoś tu insynuował, że lepiej, żebyś się spóźniła.
Lublinianka była wyraźnie bardzo zadowolona z obecności nieznajomego. Alicja zaś spojrzała zdziwiona na towarzysza przyjaciółki. Nie była pewna, czy powinna się ucieszyć, czy oburzyć.
Chłopak się uśmiechnął.
– Powiedziałem tak tylko dlatego, że chciałbym potowarzyszyć Basi dłużej, niż pewnie ona tego sobie życzy. Cały czas powtarzała, że nie może się doczekać spotkania z przyjaciółką. Rozumiem, że moja obecność w tym momencie stała się zupełnie zbędna. – Zrobił minę zbitego psiaka.
Baśka się roześmiała. Wyraźnie z nim flirtowała. Alicja, wciąż czując zaskoczenie, gorączkowo próbowała rozeznać się w sytuacji. Dla pewności w końcu wyciągnęła rękę w stronę zadowolonego z siebie blondyna.
– Nie wiem, czy zbędna. Ja w każdym razie, jak widzisz, jestem. Alicja – przedstawiła się.
– Antek. Bardzo się z tego oczywiście cieszę. – Odwzajemnił uścisk dłoni.
Basia chwyciła go pod rękę.
– To mój najlepszy towarzysz podróży. Wyobraź sobie, Aluś, że nie zmrużyliśmy oka przez całą noc.
– Oooo. To ciekawe.
– Przegadaliśmy całą podróż. – Chłopak wpadł jej w słowo.
– Antek pojawił się w moim przedziale jak jakiś przyjaciel na życzenie. Nie wiem, co on ze mną zrobił, ale wyobraź sobie, że w ciągu tych kilku godzin opowiedziałam mu swoje najskrytsze tajemnice. – Mrugnęła do niego.
Alicja z każdą minutą coraz bardziej traciła orientację w sytuacji. Baśka bywała bardzo spontaniczna i niebywale ufna, ale i w tym zachowywała jakieś granice. Teraz naturalniej byłoby, gdyby pozostawała pogrążona w smutku po rozstaniu z Mateuszem. To świeża sprawa. Tak sądziła, chociaż jeszcze niewiele wiedziała o okolicznościach zakończenia tego związku. Basia napisała jej w liście jedynie kilka słów pełnych bólu o tym, że straciła wiarę w prawdziwą miłość i że nie zaufa już żadnemu mężczyźnie. Przyjechała do Szczecina, aby pobyć z przyjaciółką, opowiedzieć jej o wszystkim i nabrać dystansu do walącego się jej życia. Niemożliwe, aby w ciągu kilkunastu dni wyleczyła się z takich rozpaczliwych uczuć. Zachowywała się jednak jak zauroczona nową znajomością nastolatka. I do tego ten Antek. Taki cały czas uśmiechnięty i swobodny wobec Baśki.
– No proszę, jak to miło – odpowiedziała kurtuazyjnie. Nie lubiła się w takiej chwili. Miałaby ochotę krzyknąć: „O co tu chodzi?!”, a wyduszała z siebie jedynie grzeczne formułki.
– Chodźcie, dziewczyny, odprowadzę was na przystanek. Basia zaszalała z bagażem. – Antek zarzucił na ramię plecak. Już drugi, Baśki, bo swój miał na sobie cały czas. – Zostawię cię w dobrych rękach – zwrócił się do lublinianki.
– Najlepszych. – Basia tym razem skierowała swe słowa do Alicji, by po chwili znów chwycić mocniej Antka pod ramię. – Ale pamiętaj, że obiecałeś nas odwiedzić. – Położyła mu głowę na ramieniu.
– Jak tylko Alicja wyrazi na to zgodę – powiedział to tak, jakby miał pewność, że inaczej się nie stanie.
– Jasne, przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi. – Ala starała się, aby to zabrzmiało szczerze.
– Dobrze, już tak sobie nie słodźcie. Musisz do nas zadzwonić. Umówimy się konkretnie. Pochodzimy po Szczecinie.
Ruszyli schodami w dół do tunelu. Alicja czuła się niepewnie. Ukradkiem spoglądała na Basię i Antka. Chciała zorientować się w ich relacjach. Przy każdym kroku mężczyźnie zabawnie podskakiwała jasna grzywka, którą strofował, podrzucając szybkim ruchem głowy. Był szczupły i sporo wyższy od Basi. Przyjaciółka trzymała swego nowego znajomego za rękę.
– Basia opowiadała, że zaplanowałaś zwiedzanie miasta. Nigdy nie pomyślałem, że Szczecin może być atrakcyjny dla przyjezdnych – zwrócił się do Alicji.
– Bo jesteś stąd i przywykłeś.
– A ty nie jesteś ze Szczecina?
– Jestem, to nie o to chodzi. Po prostu mówisz jak zazwyczaj wszyscy szczecinianie. Nie dostrzegasz ciekawych miejsc. – Dziewczyna nie lubiła udowadniać innym, że Szczecin jest piękny i ma niesamowitą przeszłość. Ona to widziała i czuła. Ignoranci ją drażnili.
– Dotknąłeś czułego punktu Ali, dla niej wasze miasto to piękny dom. Zresztą ja też tak uważam. Już trochę znam Szczecin. Jest tu wiele urokliwych miejsc, choć chyba niedocenionych ani przez włodarzy, ani przez mieszkańców. Lepiej, żebyś do nich nie należał.
– Nie powiedziałem, że nie podoba mi się moje miasto. Po prostu nie spotkałem się z tym, żeby ktoś do niego przyjeżdżał, aby je zwiedzać. To świetnie, że tak myślicie o Szczecinie, ale jesteście raczej w mniejszości.
– Pewnie, że świetnie. A ja znam wiele osób, które przyjeżdżają tu i odkrywają piękno Szczecina.
– Na pewno trzeba je odkryć, bo powierzchowne wrażenia nie bywają tak pozytywne. Wystarczy spojrzeć na ten dworzec.
– Co masz na myśli? – Alicja gwałtownie odwróciła głowę w stronę nowego znajomego. Spotkała się jednak ze wzrokiem przyjaciółki. Spojrzenie Basi ją ostudziło. Zobaczyła w nim zakłopotanie. Pomyślała, że niepotrzebnie rozpętuje jakąś potyczkę o to, kto bardziej docenia jej ukochane miasto. Wiedziała przecież, że Antek miał rację. Szczecin trzeba było odkryć, aby dostrzec jego piękno. Mimo że żyli w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, w ich mieście czas się zatrzymał na siedemdziesiątych, a gdzieniegdzie nawet na ledwo powojennych, jak twierdzili jej rodzice. – Dobra, nieważne. Pospieszmy się, bo zaraz nam odjedzie autobus.
Baśka odetchnęła. Antek chciał odpowiedzieć, ale też zorientował się, że rozmowa przybierała nieprzyjazny obrót.
Przyspieszyli kroku. Gdy stanęli przed drzwiami autobusu, kierowca właśnie włączył silnik. To oznaczało, że zaraz może ruszyć. Dziewczyny i chłopak weszli do środka. Basia na pożegnanie musnęła Antka w usta. Alicja poczuła się zażenowana. Ledwie powstrzymała się przed ostentacyjnym żachnięciem. Mimo wszystko nie spodziewała się, że podróżna znajomość przyjaciółki mogła być aż tak bliska. Odwróciła się od szczebioczących sobie słowa pożegnania i z trudem zaczęła przesuwać plecak Basi w głąb pojazdu. Antek wyskoczył z autobusu w ostatniej chwili tuż przed zamknięciem drzwi.
– Jutro do was zadzwonię! – krzyknął.ROZDZIAŁ 2
– Jest świetny. Mówię ci, Ala, co to za facet! Zaraz ci wszystko opowiem.
– Dobra, chodźmy jednak, usiądźmy. Baśka, uważaj! – krzyknęła.
W tym momencie autobus gwałtownie zahamował, zatrzymując się przed torowiskiem. Basia nie zdążyła się jeszcze niczego chwycić, dlatego poleciała z impetem w przód. Tracąc równowagę, próbowała złapać poręcz. Bezskutecznie. Wylądowała na podłodze.
Alicja od razu rzuciła się jej na pomoc. Pomogła wstać i podnieść przewrócony plecak.
– Boże, nic ci nie jest?
– Nie, w porządku, już dobrze. Tylko zobacz tu. Ale się pobrudziłam. – Dziewczyna próbowała zetrzeć ciemny ślad na niebieskich spodniach. Każde pociągniecie dłonią po nogawce przynosiło jednak odwrotny do zamierzonego efekt. Młode kobiety spojrzały na siebie i po chwili wybuchnęły śmiechem. Inni pasażerowie dotąd zachowywali się zaś tak, jakby nic obok nich się nie wydarzyło. Nikt nie zareagował, nie rzucił się na pomoc leżącej na podłodzie dziewczynie. Teraz jednak, gdy usłyszeli śmiech, poczuli się zobowiązani, aby zamanifestować swoje niezadowolenie z zaburzenia jakiegoś niepisanego porządku. Starsza pani z dezaprobatą pokiwała głową. Niewiele młodsze od niej małżeństwo wykrzywiło się w grymasie mówiącym: „Jak można?! Tak publicznie?”.
Dziewczyny zajęły w końcu miejsce. Podróż siedemdziesiątką piątką miała trwać prawie pół godziny, mogły się więc oddać rozmowie, nie przejmując się mało życzliwym towarzystwem.
Basia pocierała co chwilę rękę, która trochę bolała ją po upadku. Była jednak pełna pozytywnych emocji i bardzo chciała opowiedzieć przyjaciółce o nowej podróżnej znajomości.
– Gdy wsiadłam do pociągu w Lublinie, nie miałam pojęcia, że w ciągu kilku godzin tak zmieni się mój nastrój. Wiesz, sytuacja z Mateuszem… – Ostatnie słowa powiedziała nieco ciszej. Odwróciła na chwilę głowę. – Nie chcę teraz o nim mówić. Jeszcze nie teraz. – Zrobiła przerwę. – Postanowiłam, że się uwolnię od tych złych myśli – dodała po chwili, patrząc gdzieś za okno.
– No właśnie. Martwiłam się o ciebie. W ostatnim Twoim liście… No wiesz… Myślałam, że będę ocierać ci łzy, ale chyba nie muszę. – Alicja próbowała zażartować.
– Sama nie wiem, jak to się stało, że ta podróż mnie odmieniła. Do pociągu wsiadałam zupełnie inna. Dlatego twierdzę, że Antek ma w sobie coś takiego…
– Basia, przepraszam, ale ty tak naprawdę? Przecież w ogóle go nie znasz.
– No nie, nie znam, ale wydaje mi się, jakbyśmy znali się od lat. Naprawdę uważasz, że można polubić kogoś dopiero wtedy, gdy zje się z nim beczkę soli? – zadała pytanie, ale Alicja tylko wzruszyła ramionami. – Wsiadł do mojego przedziału. Zapytał, czy może zająć miejsce obok. Powiedziałam, że tak, bo tylko to było wolne. I tak się zaczęło.
– Mhm.
– Zaczęliśmy rozmawiać. Od razu jakoś zdobył moje zaufanie. Pewnie powiesz, że to głupie, ale tak poczułam.
– No nie wiem. – Alicja skrzywiła usta. – Zobaczył fajną dziewczynę, wiedział, że przed wami długa podróż, to chciał sobie umilić ten czas i dlatego mógł odgrywać takiego…
– Nie, nie rozumiesz. Po prostu nie wiesz, jaki on jest.
– A ty? Wiesz? – Alicja nie mogła uwierzyć, że przyjaciółka tak naiwnie zaufała nieznajomemu, i to po tylu rozczarowaniach.
– No raczej… tak. – Basia spojrzała na przyjaciółkę. Bardzo chciała, aby ta ją zrozumiała. – Pomyślałam: „Żadnych złych myśli. Jestem tu i teraz”. Może takie moje podejście nas na siebie otworzyło. Mogłam mu poświęcić tę noc.
Alicja rzuciła gwałtowne spojrzenie na lubliniankę. To już była przesada!
– Otworzyło? Poświęcić noc? Boże, to co wy w tym pociągu robiliście? Chociaż może nie mów, chyba nie chcę tego słuchać. – Zamachała rękoma w geście wycofania.
– Przestań, wiedziałam, że cię to ruszy. – Basia się zaśmiała. Zaczęła się bawić autentycznym oburzeniem Alicji. – Bądź spokojna, moja najporządniejsza na świecie przyjaciółko. Nic takiego. – Mrugnęła do niej. Alicja wciąż nie wiedziała, jak ma to interpretować. – Po prostu poczułam się przy nim jak przy starym kumplu. Mogłam mu powiedzieć wszystko. No nie patrz tak na mnie.
– Bo słowo „wszystko” jest bardzo pojemne… – Alicja splotła ręce na piersi. Była ciekawa szczegółów, choć jednocześnie nie mogła otrząsnąć się z zaskoczenia wywołanego opowieściami Basi.
– No, wszystko to, co teraz jest dla mnie ważne. Że faceci to dupki, że żadnemu nie wolno zaufać, że patrzą tylko na jedno, wiadomo, na co, że najlepiej zostać samą i zacząć traktować ich jak oni nas…
Alicja nadal nie była pewna, czy Basia mówi poważnie. Patrzyła na nią z rosnącą konsternacją i otwierała szeroko oczy. Lublinianka uchwyciła ten wzrok i wybuchnęła śmiechem. Znów spotkała się z dezaprobatą. Tym razem starszej pani, która obejrzała się na nią i pokiwała głową. Dziewczynom niewiele było już trzeba. Roześmiały się, ale tym razem jednak próbując tłumić wybuch. Przecież nie chciały zwracać na siebie uwagi.
– Dobra, Aluś, wiem, co sobie myślisz. – Basia starała się mówić ciszej. – Może masz rację z tym Antkiem, ale ja po prostu chciałam tak o nim myśleć i może tylko dlatego tak go oceniłam. Ale nie żałuję tej podróży. Antek był uważny na każde moje słowo, na mój zmieniający się nastrój. Zadziałał na mnie jak czarodziej, a ja mu się poddałam, bo tego potrzebowałam.
– I obiecał, że się tobą zaopiekuje, nigdy nie zawiedzie, bo przecież on jest wyjątkowy.
– Nie wiem, o co ci chodzi. Dlaczego tak mówisz? Nie znasz go, a widzę, że od razu bardzo krytycznie się do niego nastawiłaś.
Ala wiedziała, że przesadziła. Rzeczywiście tak było. Im bardziej Basia zachwycała się Antkiem, tym większy to wywoływało w niej bunt.
– Nie wiem, przepraszam, nie chciałam, żebyś… po prostu jestem trochę zdziwiona, zaskoczona, sama nie wiem, czy ty tak poważnie. No po prostu tak jakoś… – wybąkała.
Zapanowała między nimi cisza. Historia z Antkiem nie podobała się Alicji nie tylko dlatego, że trudno jej było uwierzyć w to, że można tak stracić głowę dla kogoś nieznajomego, lecz także z tego powodu, że nie rozumiała, dlaczego Basia rozstała się z Mateuszem. Była pewna, że są dla siebie stworzeni, widziała przecież, że Basia jest przy nim szczęśliwa, że rozkwitła i nabrała pewności siebie, której wcześniej nie miała. Zawsze jej się wydawało, że przyjaciółka z Lublina w każdym przygodnie poznanym chłopaku szukała potwierdzenia swej wartości. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak się działo, i przez lata próbowała pokazać Basi, że nie musi się w ten sposób dookreślać. W związku z Mateuszem było zupełnie inaczej. On kochał Basię i dostrzegał jej wartość. Była tego absolutnie pewna. A teraz okazało się, że się rozstali. Basia pisała, że nie zna powodu, po prostu się skończyło. Coś tu było nie tak. I teraz nagle jakiś chłopak z pociągu? Prawdziwe uczucie nie kończy się ot tak. Tak w ciągu miesiąca, po którym znajduje się miejsce na inne zauroczenia. Alicja była pewna, że Baśka oszukuje samą siebie.
Lublinianka też odpłynęła w zadumę. Przyjaciółka obudziła ją z jakiegoś snu. Czuła się przez kilka godzin tak dobrze. Wiedziała oczywiście, że podróż była jedynie narkotyczną dawką zapomnienia, po działaniu której wraca się do prawdy. Gorzkiej prawdy. Alicja miała rację. To nie był właściwy sposób na rozprawienie się z Mateuszem. Nie umiała o nim zapomnieć. Nie umiała zrozumieć, co się naprawdę stało.
Kolejny raz potarła rękę. Bolała. Chyba bardziej niż początkowo.
– Co jest? – Ala się zaniepokoiła. – Pokaż, czy nie spuchła.
– Nie. Może jest trochę czerwona, ale to nic takiego. Na pewno przejdzie.
Mimo że było dość wcześnie, autobus zapełniał się pasażerami. Zrobiło się tłoczno i duszno. Dziewczyny ustąpiły miejsca małżeństwu w podeszłym wieku. Staruszek, choć podpierał się laską i ledwo utrzymywał równowagę podczas mało ostrożnej jazdy kierowcy, troszczył się o swoją żonę. Dopiero gdy bezpiecznie usiadła, ze spokojem zajął miejsce. Ujął swą partnerkę za rękę. Ona przyjęła ten gest z czułością. Nie musieli nic mówić. To było urocze. Alicja zapatrzyła się w ten obrazek. Nie usłyszała, co powiedziała do niej przyjaciółka.
– Mówię, złap się porządnie, bo tym razem ty polecisz.
Pokiwała posłusznie głową. Mijały właśnie Turzyn. Do osiedla Kaliny zostały jeszcze cztery przystanki.
– Zobacz! To Antek! – Baśka o mało nie wyskoczyła przez okno.
– Gdzie? – Alicji przemknęło przez myśl, że przyjaciółka zupełnie zwariowała na punkcie tego chłopaka.
– Był tam! – Pokazywała gorliwie w nadziei, że jeszcze będzie można go dostrzec. – Szedł w stronę wiaduktu.
– Ale jak? Nie mógł tu być przed nami. Został przecież na przystanku.
– To na pewno był on.
– Niemożliwe. A wiesz, gdzie mieszka?
– Boże, Ala! Nie wiem. Coś mi mówił, czekaj… Jakoś na peryferiach. Nie pamiętam. Dziwna nazwa.
Alicja już chciała powiedzieć, że Basia nic o nim nie wie, ale ugryzła się w język. Obiecała sobie, że nie wyrazi się już krytycznie o nowej znajomości przyjaciółki. Przynajmniej przez jakiś czas.ROZDZIAŁ 3
W domu czekała na dziewczyny mama Alicji i mała Ania. Pachniało świeżo upieczone ciasto drożdżowe. Poranna marsowa atmosfera zniknęła w oceanie gościnności. Basia była przyjmowana jak rodzina. Bywała tu przecież od lat. Mama Ali szczerze cieszyła się na jej wizyty, lubiła, gdy w domu rozbrzmiewały śmiechy nastolatek. Dziś to już co prawda dorosłe kobiety, ale gdy się spotykały, można było o tym zapomnieć.
Pani Krystyna, drobna, wciąż szczupła i miło uśmiechająca się gospodyni, nie miała zbyt wielu rozrywek, całe swoje życie poświęcała rodzinie. Alicja, Arek i Ania stanowili jego treść. Coraz rzadziej, niestety, miała ich wszystkich jednocześnie, więc gdy dom zapełniał się dziećmi i ich przyjaciółmi, stawał się radosny, pełen dobrej młodzieńczej energii, kobieta promieniała. Śmiały się jej szare oczy, jej stęsknione serce i całe zmęczone codzienną rutyną ciało. To była wspaniała odmiana od powtarzalności przyziemnych spraw zaprzątających żonę wiecznie nieobecnego męża marynarza.
– Pani Krysiu, miałam nadzieję na to ciasto.
– Wiedziałam, że się ucieszysz. Dziś piekłam. Jest jeszcze ciepłe. Proszę, jedz ze smakiem. – Gospodyni postawiła przed młodą kobietą talerzyk z kawałkiem wypieku.
– Z chęcią. Bardzo dziękuję. W podróży niewiele zjadłam. Zupełnie nie czułam głodu.
Basia spojrzała na Alicję. Wymieniły znaczące uśmiechy.
– W nocy nie chce się jeść. To czas na spanie.
– Tak.
– Udało ci się chociaż zdrzemnąć?
– Nie za bardzo. – Tym razem nie spojrzała na Alę. Zarumieniła się, co nie umknęło przyjaciółce. Musiała wyciągnąć z Basi, co tak naprawdę zdarzyło się w pociągu.
– Cały czas oszczędzasz rękę. – Krystyna spostrzegła, jak Basia przekłada widelczyk do drugiej dłoni. – Obawiam się, że bez lekarza się nie obędzie. Niby nie spuchła, ale widzę, że cię boli. – W głosie mamy Alicji było słychać szczere zatroskanie.
– Trochę. Do jutra na pewno przejdzie. Jestem zmęczona i może dlatego bardziej odczuwam ten nieszczęsny upadek.
– Oby. Powinnaś się położyć i spróbować się przespać.
– Nie, nie, szkoda dnia.
Dziewczyny miały zaplanowane babskie pogaduchy. Już nie mogły się doczekać, kiedy zamkną się w pokoju Alicji. Mogły sobie na to pozwolić. Krystyna obiecała, że zajmie się obiadem.
– A róbcie, co chcecie – powiedziała ugodowo i machnęła ręką.ROZDZIAŁ 4
Alicja rozlała do kieliszków wino, które kupiła specjalnie na przyjazd przyjaciółki. Basia była co prawda zmęczona, ale mocna kawa i ogrom emocji, które w sobie tak długo tłumiła, nie pozwoliły jej nawet pomyśleć o drzemce. Obraz Mateusza wrócił do niej zaraz po tym, jak przestąpiła próg tego domu. Pół roku temu była tu razem z nim. Pani Krysia podobnie jak dzisiaj poczęstowała ich smacznym śniadaniem i upiekła to samo ciasto. Dziewczyna nie sądziła, że z taką siłą wrócą do niej wspomnienia. Przyjechała do Szczecina, żeby zapomnieć, poukładać sobie życie na nowo.
– Nie musimy od razu o nim rozmawiać. – Alicja nie chciała naciskać, choć była bardzo ciekawa tego, co sprawiło, że Mateusz należał do historii.
– Przestań, chcę ci opowiedzieć jak najszybciej. Nie sądziłam, że twój dom tak mi o nim przypomni. Muszę to z siebie wyrzucić, bo mam wrażenie, że od tego rozmyślania zwariuję.
Dziewczyny rozsiadły się na miękkiej kanapie, przykryły kocem, chroniąc się od wiosennego rześkiego powiewu powietrza wpadającego przez uchylone okno balkonowe i popijały czerwone wino.
– Umówiliśmy się, że pojedziemy razem do schroniska. Pamiętasz, mówiłam ci, że chciałam przygarnąć psa. Mateusz uznał to za dobry pomysł i obiecał, że pomoże mi w wyborze. Wiesz, adopcja to poważna decyzja. Wciąż miałam wątpliwości, czy podołam temu wyzwaniu. Nigdy nie wiadomo, co taki psiak przeżył, czy wystarczy mu moja miłość, aby zaufał człowiekowi. – Basi na moment pojaśniały oczy. Działo się tak zawsze, gdy na horyzoncie pojawiał się jakikolwiek zwierzak. – Przygotowywałam się do adopcji od pewnego czasu, dlatego pytałam Mateusza, co o tym myśli. Mieliśmy przecież razem zamieszkać, czyli wybór psa i w ogóle decyzja o jego posiadaniu miała być nasza wspólna. Mateusz podszedł do mojego pomysłu bardzo entuzjastycznie. Czułam, że jest szczery.
Alicja też tak czuła. Poznała Mateusza rok temu, gdy była w Lublinie. Wiedziała, że to mężczyzna, któremu można zaufać. Emanowały od niego spokój i wewnętrzna harmonia. Nikogo nie grał. Postura dobrze zbudowanego mężczyzny dawała poczucie bezpieczeństwa i korespondowała z głębokim głosem i wyważonym tonem. Alicja polubiła Mateusza od pierwszej chwili, gdy ujął jej dłoń i spojrzał dużymi szarymi oczami, z których płynęła życzliwość dobrego człowieka. Widziała, że darzył Basię ogromną atencją. Cały czas wodził za nią wzrokiem i uśmiechem reagował na każde jej słowo, gest czy zachowanie. Miał wiele wyrozumiałości do jej chwilami nieokiełznanej spontaniczności, która raczej była mu obca, bo wydawał się człowiekiem opanowanym i rozważnym. Basia była przy nim szczęśliwa, bo czuła, że może być sobą. To niezwykle ujęło Alicję. Patrzyła na nich ze wzruszeniem i odrobiną zazdrości. Pragnęła podobnego związku dla siebie, a nawet bała się, że jej nie będzie dane przeżyć czegoś takiego.
– I wiesz, gdy zadzwonił, że nie może pojechać ze mną do schroniska i że może wstrzymałabym się z decyzją o adopcji, od razu poczułam, że coś się wydarzyło.
– Nie wytłumaczył ci dlaczego?
– Nie za bardzo. Oczywiście zapytałam go, co się stało, ale on odpowiedział, że nie może teraz rozmawiać i że pogadamy później. Wiesz, takie tam. Pomyślałam, że może wydarzyło się coś w pracy. Byłam zaskoczona, a nawet zaniepokojona, bo wcześniej nigdy nie słyszałam w jego głosie czegoś takiego… Nie wiem, jak to ująć – zastanowiła się głośno. – To „później” nie nastąpiło.
– Pisałaś, że rozstaliście się podczas waszego spotkania.
– No tak… Wiesz, ja dotarłam tego dnia do schroniska. Byłam przecież umówiona. Pomyślałam, że nie mogę wystawić do wiatru tej miłej pani, która miała na nas czekać. No i pojechałam. – Basia zawiesiła głos. Wypiła łyk wina. Alicja miała wrażenie, że za chwilę dowie się czegoś ważnego. – Wyobraź sobie, że gdy tam już się pojawiłam, ta miła pani była bardzo zdziwiona moją obecnością. Powiedziała, że pan Dworak, z którym ostatnio ją odwiedziłam, jakąś godzinę wcześniej adoptował psa, którego sam wybrał. Osłupiałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Pomyślałam, że Mateusz odwołał naszą wspólną wizytę w schronisku, aby zrobić mi niespodziankę. Tak też to rzekome nieporozumienie skwitowałam tej miłej pani. Nie do końca to ją uspokoiło. Powiedziała, że pies nie powinien być prezentem niespodzianką. Poczułam się jak kretynka. Przecież wiem, że pies to nie zabawka, a ta kobieta tak na mnie spojrzała, że poczułam wyrzuty sumienia. Byłam wściekła na Mateusza, że zrobił coś takiego. To miała być nasza wspólna decyzja. Ale z drugiej strony, sama wiesz, to mi do niego nie pasowało. Przeprowadzenie adopcji bez mojego udziału było po prostu nie w porządku. Mateusz nigdy wcześniej się tak nie zachował.
Alicja też nie mogła w to uwierzyć. Czyżby pomyliła się w stosunku do chłopaka? Wydawało jej się, że ma wyczucie do ludzi. Choć z drugiej strony… przecież to nie jest przestępstwo. Chciał zrobić Baśce niespodziankę.
– Wróciłam do domu i czekałam. – Basia ciągnęła swą opowieść. – Myślałam, że zadzwoni albo przyjedzie. Ale nic z tego. – Dziewczyna jednym haustem wypiła to, co zostało jej jeszcze w kieliszku.
Alicja dolała jej czerwonego trunku, którego działanie było coraz bardziej widoczne. Spowolnione ruchy i płaczliwy ton Basi wskazywały na jego wpływ.
– Nie zadzwonił i nie przyjechał ani tego wieczoru, ani następnego. Pewnie pojechałabym do niego nazajutrz, ale miałam lekcje. Odpracowywałam przepadłe korki. Cały dzień w domach uczniów. Początkowo byłam co prawda zła, że nie mogę od razu wyjaśnić sytuacji z Mateuszem. Ale dobrze, że się czymś zajęłam, bo w przeciwnym razie chybabym zwariowała. Nie miałam przecież pewności, że gdy do niego pojadę, on będzie w domu.
Alicja przyznała jej rację. Praca bywa zbawienna w chwili, gdy trzeba poradzić sobie z trudnościami. Pozwala na chwilę zapomnieć, uporządkować myśli, zdystansować się. Rozumiała to doskonale. Od roku, tak jak Basia, udzielała korepetycji dzieciom ze szkoły podstawowej. To był świetny pomysł, który błogosławiła. Po pierwsze, mogła zarobić na swoje wydatki, odciążyć rodziców, poczuć się odrobinę bardziej samodzielna finansowo. Po drugie, praca pozwalała jej efektywnie zagospodarować sobie czas, który bywał bezproduktywny albo, tak jak teraz u Baśki, zbyt bolesny, aby wytrwać w nim bezczynnie. Było jeszcze po trzecie, które teraz nie wydawało się najważniejsze, choć nie mniej istotne. Lekcje dla dzieci dawały sporo satysfakcji. Zaczynała nawet rozumieć te postrzegane dotąd jako truizm słowa, że nauczanie jest piękne, bo budujące obie strony – nauczyciela i ucznia.
– Mateusz nie zadzwonił, nie przyjechał, a ja wiedziałam, że wydarzyło się coś nieodwracalnego. – Basia kontynuowała. – W końcu sama do niego pojechałam. Musiałam się dowiedzieć, co się stało. Poznać nawet najgorszą prawdę. Zastanawiałam się, co się mogło wydarzyć. Czy ja coś zrobiłam nie tak? Pojechałam więc do jego pracy. Okazało się, że jest na urlopie. To mnie zbiło z tropu, ale tylko na moment. Już wiedziałam, że go straciłam. Że skoro coś dzieje się w jego życiu, a on mnie nie raczy o tym poinformować, to znaczy, że między nami koniec. Nadzieja na jakąś niespodziankę Mateusza, która miałaby okazać się wyjaśnieniem dwudobowego milczenia z jego strony, prysła jak mydlana bańka. Pojechałam więc od razu do niego, do domu. Czułam, że tam jest. Zamierzałam dowiedzieć się, co się stało. – Rozedrgany głos Basi wzbudzał żal. Dziewczyna na nowo przeżywała swoją tragedię. – Boże, co ja przeżyłam w drodze do niego, ile miałam myśli, ile zaplanowanych wersji wydarzeń. Miałam ochotę wyć, krzyczeć, bić…
Basia uniosła nie tylko głos, ale całą siebie. Wyszła na moment na balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Alicja przysiadła na progu, wsłuchując się z uwagą w historię lublinianki. Poczuła, że zaczyna przeżywać to, co ona. Całe jej ciało drżało z emocji, czuła, że jej duszę rozrywa wewnętrzny ból. Współczuła przyjaciółce. Zawstydziła się na moment, bo przypomniała sobie, jak postąpiła z Jakubem. Wiedziała, że niepewność bywa gorsza od najboleśniejszej prawdy.
– Otworzył mi drzwi. Nie był zaskoczony. Chyba wiedział, że przyjadę. Czekałam, aż coś powie, ale on tak stał i patrzył na mnie. Nie wiem, czy trwało to długo, czy tylko sekundę. – Alicja miała wrażenie, że Basia zapada się w sobie, znów zobaczyła jej słabość, a może po prostu zmęczenie i wino. – Po chwili za nim w drzwiach pojawiła się jego mama. Zupełnie straciłam rezon. Miałam mu wykrzyczeć cały mój żal i właśnie zbierałam się, żeby wybuchnąć. Miałam wciąż nadzieję, co prawda ledwie się tlącą, że to jakaś głupia, błaha sprawa. Marzyłam, aby zaczął się jakoś tłumaczyć, przepraszać. Byłam nawet gotowa przyjąć jakieś jego wyrzuty. Sama nie wiem, co jeszcze. A on…
Basia zawiesiła głos. Alicja bała się, że przyjaciółka nie da rady opowiedzieć tej historii do końca. – Stał tak bez słowa. Miałam wrażenie, że jego mama go szturchnęła. Poprawił okulary i zaprosił mnie gestem do środka. Weszłam do przedpokoju i stanęłam niepewnie. Mama Mateusza, jak zawsze taktowna, powiedziała, że właśnie zamierzała wychodzić, ale wtedy Mateusz odzyskał głos i zaproponował, abyśmy my wyszli i porozmawiali.
Droga po schodach na dół minęła nam w milczeniu. Nagle usłyszałam, że pyta, czy może odwieźć mnie do domu. Wyobrażasz sobie? Boże, czułam się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przyjeżdżam do niego, pukam do jego drzwi, a on, że chce mnie odwieźć. Ledwo powstrzymywałam łzy. Nie pamiętam nawet, jak znalazłam się w samochodzie. Ruszył bez słowa. Ta cisza. Straszna, bolesna cisza. – Pokręciła głową i zacisnęła mocno powieki. Gdy je rozchyliła, oczy dziwnie połyskiwały. – Jak ona mi dudniła w uszach – kontynuowała. – Zaczęło się już robić ciemno. Nie chciałam, aby zobaczył, że płaczę. Łykałam łzy i czekałam na wyjaśnienia. Ucisk w gardle nie pozwalał mi zacząć rozmowy, a przecież po to przyjechałam. Gdy zatrzymał się przed moim blokiem, próbował chwycić mnie za rękę. Nie pozwoliłam. „Co się dzieje?” – zapytałam i znalazłam w sobie siłę, by w końcu spojrzeć mu prosto w oczy. Poprawił się w fotelu, gdzieś przez moment wydawało mi się, że chce mi powiedzieć coś, co wszystko wyjaśni, ale to było złudne. Zobaczyłam w jego spojrzeniu coś zupełnie innego, co dało mi pewność, że to koniec. Stanął za jakimś niewidzialnym murem i odpowiedział: „Wybacz. Nie mogę być z tobą. Jesteś wspaniałą kobietą, ja jednak nie mogę”. – Basia zawiesiła głos. Alicja wpatrywała się w przyjaciółkę, nie chciała jej ponaglać. Ta jednak zamilkła.
– I co? – Alicja nie wytrzymała.
– I nic. Tak mnie to wkurzyło… – aż syknęła przez zęby. – Nie, nie zadałam mu pytania „dlaczego?” – odpowiedziała na wątpliwość wymalowaną w oczach przyjaciółki. – Mógł wyjaśnić, ale wyraźnie nie chciał. Po prostu wysiadłam z samochodu i trzasnęłam na pożegnanie drzwiami.
– A on?
– A on krzyknął za mną, ale ja nie zareagowałam. Nie, nie, Aluś, nie wybiegł za mną. Nie gonił mnie po schodach, nic z tych rzeczy. Po prostu nic. – Ostatnie zdania Basia wypowiedziała zupełnie beznamiętnie.
– I odjechał?
– Odjechał. Nie wiem, czy od razu, ale to bez znaczenia.
Widok z balkonu nie był wyjątkowo piękny. Plac zabaw i trawnik. Raczej zaniedbany. Tuż przed balkonem jednak rosła wierzba, która przybrała już wiosenną szatę. Lekki podmuch wiatru poruszał zwisające gałązki. Szum wierzby zdawał się łagodzić zranione serce Basi. Alicja się w niego wsłuchała. Nieraz towarzyszył jej wyznaniom, cichym, niewypowiedzianym na głos. Dziś był świadkiem opowieści jej przyjaciółki. Nigdy nie odpowiadał na pytania, nie komentował, ale uspokajał, wyciszał… Alicja nie wiedziała, co powiedzieć, poczuła jednak, że musi przytulić przyjaciółkę.
– Nigdy bym nie przypuszczała, że tak to się potoczy… – Basia szukała w sobie siły, aby dokończyć opowieść.
– Ja też nie.
– Nie wiem, dlaczego się rozstaliśmy. Może on kogoś poznał, kogoś lepszego od mnie…
– Trudno mi w to uwierzyć.
– Mnie niby też, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Pewnie głupio mu tak wprost powiedzieć, że jest ktoś inny. Zachował jakąś po swojemu rozumianą przyzwoitość. Sama nie wiem…
Alicja nie mogła roztrząsać tego głośno, ale jedynie tak tłumaczyła sobie zaskakujące zachowanie Mateusza. Nie chciał wprost powiedzieć Basi, że jest inna kobieta. Boże, jakie to straszliwie upokarzające. Bezsprzecznie ta historia wydawała jej się bardzo dziwna. Rozstanie niby typowe, ale tak niepasujące do tego, co sądziła o Mateuszu. Żeby aż tak się pomylić?
Alicja miała intuicję do ludzi. Tak jej się wydawało. Przekonała się co do tego już nie raz. Zauważyła, że pierwsze wrażenie, które wywołuje u niej nowo poznana osoba, jest zazwyczaj trafne. Gdy było pozytywne, to wiadomo, że znajomość powinna być owocna i po prostu przyjemna. Gdy negatywne… W związku z tym, że lubiła dobrze myśleć o ludziach, dawała im szansę na pokazanie się z tej lepszej (niż pierwsza) strony. Po czasie jednak okazywało się, że gdy trudno jej było wykrzesać do kogoś sympatię, gdy kogoś po prostu nie polubiła od razu, choć jeszcze nie wiedziała dlaczego, ta osoba robiła coś, co odkrywało jej dwulicowość, egoizm albo jeszcze jakąś cechę niedającą szans na zaufanie i chęć kontynuowania znajomości.
A jak to było z Mateuszem? Może jednak nie powinna ufać swojej intuicji?